nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Two, like Tangle
outfit // Miles Vanderberg
Dwa tygodnie.
Dwa tygodnie chodzenia na palcach, wydłubywaniu włosów z odpływu w sekundę po umyciu, zmywania kubków na bieżąco, szybkich pryszniców, wychodzenia do pracy tak wcześnie, żeby nikogo nie spotkać, a potem włóczenia się po mieście przed pierwszym dzwonkiem. Dwa tygodnie zastanawiania się dwa razy, czy może wstawić pranie, czy może otworzyć okno, czy może iść do kuchni, czy może przynieść do domu te kwiatki, czy może wrócić w nocy. To już było za nią.
Dwa tygodnie, by znaleźć inne mieszkanie, znaleźć pieniądze, zdecydować, co dalej, zamknąć kolejny rozdział życia, znaleźć jego sens, ogarnąć się, pozbyć zmęczenia, wątpliwości, lęku, osuszyć łzy. To było przed nią. Ach, i jeszcze przetrwanie pod jednym dachem z człowiekiem, który nie był w stanie jej znieść nawet przez kilka sekund. A to rzekomo kobiety są przewrażliwione na punkcie hałasu, porządku i cudzych nawyków.
Korzystając więc z nieobecności drugiego współlokatora i tego, że nie będzie dziś w ich salonie maratonu gier video (na który nikt jej nie zapraszał, to znaczy - Miles jej nie zapraszał), postanowiła zrobić cokolwiek, żeby choć odrobinę ułatwić sobie przeżycie tych kolejnych dwóch tygodni. Napięta atmosfera jej nie sprzyjała. Wciąż nie mogła się pozbierać i regularnie prała poszewki na poduszki, bo po nocy wszystkie były pokryte śladami łez i wymięte od zgniatania w dłoniach w naiwnych próbach rozładowania emocji, których nie mogła wyszlochać, by nie ściągnąć na siebie gniewu bogów, to znaczy - Milesa. Z pracy wróciła dziś dość wcześnie - na szczęście, bo dzieci były nieznośne i podwójna dawka leków pozwalała Violet panować nad sobą jedynie względnie - i zabrała się za przygotowania do ocieplenia swojego wizerunku. Domowa pizza piekła się w piekarniku, a jeszcze ciepłe ciastka anzac czekały już w miseczce na przybycie tego współlokatora, który raczej na nie nie zasługiwał. Może po prostu próbowała sobie znaleźć zajęcie, przekuć żal, zmęczenie i natrętne myśli w coś użytecznego, w coś miłego. Może potrzebowała tej iskierki nadziei, że to wszystko ma sens, że jeszcze będzie dobrze, że może za dwa tygodnie jej walizka nie zostanie znów wystawiona za drzwi przez jakiegoś faceta.
Gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku, wzięła głęboki, uspokajający oddech. Może powinna była się czegoś napić dla odwagi, ale... bez przesady. Był tylko jej współlokatorem, a ona upiekła mu pizzę i ciastka, więc czemu denerwowała się tak, jakby co najmniej miał ją skrócić o głowę? Bo nie był miły? Bo jej nie lubił? Miała prawie trzydzieści lat. Powinna przyzwyczaić się do tego, że nie wszyscy ludzie się kochają. Ręce nieco jej drżały, gdy wyjmowała blachę z piekarnika.
- Miles? Przyjdziesz na chwilę? - zawołała dość niewinnie, spodziewając się, że jeśli usłyszy jej krzątaninę w kuchni, to ominie to miejsce szerokim łukiem. Nie rozumiała jego niechęci. Myślała, że mizoginia jest już przereklamowana i choć nie liczyła na ramię do wypłakania się, wspólne wypady na kawę i mycie się przy otwartych drzwiach, to... chciała tylko, żeby było miło. Chciała móc raz zapomnieć o zostawionych w odpływie włosach.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
three
Wysiadam z windy, obmacując się po kieszeniach w poszukiwaniu kluczy i już wiem, że coś mi nie gra. Po pierwsze, nigdy nie mieliśmy wycieraczki przed drzwiami. Czy wylądowałem na dobrym piętrze? Dla pewności zerkam na numer drzwi znajdujących się tuż obok, ale wszystko się zgadza. Po drugie, na całej klatce piętrowej pachnie domowym jedzeniem, od którego aż cieknie ślinka. Mój sąsiad jest samotnym wdowcem, jedyne co pożera to chińszczyznę w papierowych pudełkach, więc zapach nie może pochodzić z jego mieszkania. Tylko dwa apartamenty znajdują się na tym poziomie, a pachnie zbyt intensywnie, by była to parka zakochanych z dołu. Z lekka zdezorientowany przekręcam klucz w zamku i po chwili moje przypuszczenia potwierdzają się — wreszcie w moim domu pojawił się ktoś z talentem kulinarnym. Od razu przekreślam dwie pozytywne możliwości — kumpel je tylko coś, co dostawa podwiezie mu pod nos, a moja dziewczyna przypala nawet tosty. Ironią losu jest to, że jej ojciec jest celebrytą kuchennym.
Ciekawość nie jest tak silna, by zwyciężyć. Nie w tym wypadku. Wiem, na kogo mogę natknąć się w kuchni, a przecież dla nas oboje lepiej będzie, jeśli pójdę do swojego pokoju. Kręcąc kluczami na palcu, rzucam kurtkę na sofę stojącą w przedpokoju i zmierzam do siebie, gdy wtem... Miles? Szlag, jednak mnie usłyszała.
— Hym? — przybierając podejrzliwy wyraz twarzy, zaglądam do kuchni. Nie chcę pokazywać, że jestem zaskoczony jej pichceniem. Do tej pory skrupulatnie ukrywała się po kątach i szczerze powiedziawszy, prawie zapomniałem o jej istnieniu. Cieszyłem się, że wzięła sobie moje złote rady do serca i postanowiła mnie unikać, bo nie wiem, czy powstrzymałbym się wcześniej od złośliwych komentarzy. To nie tak, że chcę uprzykrzyć jej życie. Wiem, że los zdążył i tak wyjątkowo jej dokopać w tym miesiącu. Ale włosy w łazience? Pozostawiona maskara na półce? Wieczny szum pralki? To wszystko tylko mnie irytowało, przypominało, że jednak zgodziłem się na coś szalonego i teraz przez miesiąc muszę cierpieć. Może niedosłownie, jednak czy naprawdę myślała, że nie słychać jej nocnego szlochu przez tak cienkie ściany? Że wciąż nie wspominam naszego pierwszego spotkania i tego jak się czułem po swoim zachowaniu? Minęły już dwa tygodnie, połowa za nami, a moja niechęć do jej persony wcale nie mija.
— Widzę, że wróciłaś do świata żywych — zagaduję, wskazując na całą jej kuchenną krzątaninę. Nie wiem zbytnio co ze sobą zrobić, dlatego też zajmuję miejsce przy jej boku, opierając się o blat i obserwując jak radzi sobie z gorącą blachą. — Ta wycieraczka przed wejściem to Twoja sprawka? — to nie jest przytyk, jestem po prostu ciekawy jej reakcji.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Język za zębami, Swan. Żadnych uszczypliwości. Nie zniżaj się do jego poziomu. Nie daj sobie wejść na głowę. Panujesz nad całą klasą nastolatków. Jeden wyrośnięty to nie problem.
Czasem, gdy zrywała się o świcie w mieszkaniu na Opal Moonlane, zastanawiała się, z kim żyło jej się gorzej - z byłym mężem czy z Milesem. Między tymi dwiema rzeczywistościami istniało sporo podobieństw. Uważanie, by ich nie obudzić. Zakaz śpiewania pod prysznicem. Ani jednego brudnego kubka poza zmywarką. Jej mąż też miewał momenty, gdy rzucał gdzieś kurtkę i w milczeniu szedł do swojego biura, jakby zapominał, że w domu jest ktoś jeszcze, że ma żonę, która przecież nie pchała się po pierścionek, ani nawet na ten świat. Miles jednak miał jeden zasadniczy plus - nie był jej mężem. Nie miał wobec niej żadnych zobowiązań. Zresztą, nie chciałaby znowu mieć męża, który niczego nie rozumie, ale sam oczekuje zrozumienia nawet w kwestii zostawiania nieszkodliwej maskary na lusterku. Dwa tygodnie. Za dwa tygodnie Miles zniknie z jej życia i, w optymistycznej wersji scenariusza, nie zobaczą się już nigdy więcej.
Gdy wszedł do kuchni, uniosła na chwilę wzrok, by zaraz nerwowo znów go opuścić. Od momentu, gdy stała zapłakana w przedpokoju, patrząc mu prosto w oczy, bo i tak nie widziała nic zza kotary łez, nie patrzyła na niego dłużej, niż ułamki sekund. Jak dziecko, które myśli, że jeśli samo kogoś nie widzi, to i ten ktoś nie widzi jego. Czasem miała ochotę zacisnąć powieki i mieć nadzieję, że zniknęła, że jest niewidzialna - ale była już dorosła. I dość rozsądna, by wiedzieć, że to nie działa. Chciała powiedzieć coś miłego, spytać, jak minął dzień, powiedzieć, że jeśli było źle, to pocieszy się pizzą i ciastkami, a jeśli było dobrze, to będzie mógł się nimi nagrodzić, ale... on znów mówił. To był znak firmowy Milesa. Mówienie, mówienie, mówienie. W ciszy kłębią się emocje, myśli i wspomnienia. Cisza przywołuje to, o czym chcemy zapomnieć. O czym chcesz zapomnieć, Miles?
- Niestety, nigdy z niego nie uciekłam - jak zwykle jest trochę oschła, trochę ironiczna. Ukrywa się za fasadą bycia silną, pewną siebie kobietą, której nie da się zmiażdżyć z pomocą kilku umiejętnie dobranych słów. Jest inaczej. Violet to krucha, porcelanowa filiżanka, już z uszczerbionym brzegiem i bez uszka. Każdy uszczypliwy komentarz to rozlana kropelka gorącej herbaty - ale przez ciemną ciecz widać już dno. Trzymająca nóż ręka zadrżała niebezpiecznie, gdy spytał o wycieraczkę, ale Swan zacisnęła lekko usta i zatopiła go w pizzy, parząc opuszki na gorącym, rumianym brzegu. Ból potrafił przywrócić do rzeczywistości. Dodać energii. Ale to już chyba na nią nie działało. - Chyba nie lubisz śladów butów w przedpokoju? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, jakby przyznanie się do winy miało ściągnąć na nią świętą inkwizycję i siedem lat nieszczęścia, a nie tylko krzywe spojrzenia i niezadowolone westchnienia Milesa. Dlaczego tak bardzo bała się jego oceny? Starając się panować nad oddechem i nie wpadać w panikę, przełożyła wyjątkowo apetycznie wyglądający kawałek pizzy na talerzyk i wyciągnęła go w stronę Milesa. Nagrzewające się dno talerza parzyło palce i Violet poczuła przypływ niepokoju. Weź. To. Szybko. - Pomyślałam, że będziesz głodny. Są też ciastka... - dodała ostrożnie i choć chciała powiedzieć coś jeszcze, powstrzymała się. Spytanie, czy obejrzą coś razem, groziłoby zostaniem z blachą pizzy sam na sam.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mi, że zamieszkam z przedstawicielką płci pięknej, a na dodatek taką, która mogła niejednego owinąć sobie wokół palca, wyśmiałbym go. To byłoby całkowite zaburzenie porządku i ładu, trzymającego mnie przy zdrowych zmysłach. Wystarczył jeden krzywo postawiony klocek, jedna mała zmiana, jedno głupie skinięcie na błagalne prośby i już moje myśli pędziły niczym rollercoaster, w niechcianym kierunku. Nie spałem za dobrze w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Umysł wariował, wiedząc, że ktoś tak niewłaściwy leży tuż obok. Przeszkadzało mi również to, że słysząc jej zduszony szloch, chciałem pójść do niej i siedzieć przy jej łóżku całą noc, dzieląc go z nią. A przecież wcale jej nie znam! Mam jednak wrażenie, że to, że wylądowała u nas wcale nie jest najgorszym z jej problemów. Muszę się jej jak najszybciej pozbyć z mojej przestrzeni, a mimo to nie jestem w stanie wywalić jej na bruk z całym tobołkiem, z którym przybyła. Nie wybaczyłbym sobie tego, a z pewnością takiej głupoty nie mam zamiaru wpisywać w listę błędów oczekujących w kolejce do wyrzutów sumienia. I tak miały co robić, i nie było dnia, by przypominały mi o swojej obecności. Właśnie dlatego musiałem mówić, byle tylko wypełnić ciszę. A jeśli nie mogłem mówić, musiałem zrzędzić. Pech chciał, że padło na nią. Oczywiście, moje rozumowanie znacznie odbiegało od tego, że wychodzę na palanta, bo to już zdołaliśmy ustalić przy naszym pierwszym spotkaniu. Sądziłem, i sądzę nadal, że moje notoryczne narzekanie, moja uszczypliwość nieco odwróci jej uwagę od poprzednich problemów. Głupie, ale zdawało się działać. W przeciwnym razie nie stałaby teraz przede mną, w nieco popapranym fartuszku, wylewając z siebie siódme poty, byle tylko mi dogodzić.
Przynajmniej wyszłaś z pokoju — wypominam jej, uważnie przyglądając się jej twarzy. Doszukuję się jakichkolwiek oznak tego, że już sobie poradziła z resztą swoich kłopotów, próbuję wyczytać to z wyrazu jej oczu, jednak dziewczyna zaraz spuszcza wzrok i to by było na tyle. Jestem idiotą, to nie moja sprawa. Przenoszę wzrok na jej usta, które właśnie zatapiają się w ciepłej pizzy i niemal od razu go odwracam. Nie chcę, by czuła się niekomfortowo bardziej niż powinna. Na jej nieco retoryczne pytanie udaje mi się uśmiechnąć kącikiem ust, tym razem szczerze. Widać moje oziębłość wprawia ją w bycie równie bezlitosną. — Nie, nie lubię. — przyznaję, powstrzymując się od pełnego uśmiechu. Zaraz pękną mi policzki, oby tego nie zauważyła. Jeszcze pomyśli, że rodzi się we mnie sympatia do jej osoby, a to mijało się z prawdą. Na powrót przybieram niezadowoloną minę, a przynajmniej tak mi się zdaje, ale zanim udaje mi się to zrobić, wyciąga ku mnie talerz z parującym jedzeniem. Mrugam szybko i zabieram go od niej, wlepiając w niego spojrzenie. Podzieliła się jedzeniem, mimo tego, że jestem takim bucem? Co z nią nie tak? Udaje mi się wymruczeć jakieś szybkie dzięki, muszę przyznać, że udało się jej zbić mnie z tropu. Nie wiem jak się zachować, więc tylko stoję tak z wyciągniętą pizzą, wąchając jej smakowity zapach i zastanawiając się, co tu się właśnie odpieprza.
— Ciastka — powtarzam po niej tępym głosem, zerkając na miskę pełną świeżych wypieków. Przecież to nie święta, a ostatni raz ciasteczka domowej roboty jadłem kilkanaście lat temu w rodzinnym domu. Nikt nie umiał piec równie dobrych jak moja matka. — Co Ty robisz? — pytanie wylatuje ze mnie szybciej niż mój umysł zdołał to zarejestrować. Na wszelki wypadek, aby mnie zrozumiała, pokazuję wolną dłonią na całe to jej pichcenie. — Skąd ta zmiana? Czemu się dzielisz obiadem? — a może chodzi jej o to, bym błagał ją, by została?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
W którymś momencie popełniła błąd. Może już wtedy, gdy wyjeżdżała na studia do Queensland. Gdyby nie opuściła Lorne Bay na dłużej, niż kilkanaście, kilkadziesiąt godzin, może to miasto nie postanowiłoby jej przekląć. Nie byłoby przekreślonej szansy na karierę pisarską, ciągłego zagubienia, nie najlepszego męża, śmierci matki, utraty dziecka. Nie byłoby pracy, do której nie miała nerwów, codziennych łez, leków, zmęczenia, mieszkania z obcymi facetami i naiwnych prób zaimponowania komuś tym, że umie utrzymać patelnię, o ile akurat nie drżą jej ręce. Violet nie miała pojęcia, jak to odkręcić, jak cofnąć czas i powiedzieć młodej sobie, że jeśli Lorne Bay nie chce cię wypuścić, to nie można mu się wyrywać. Nie można przechadzać się po Paryżu, Londynie, Mediolanie, myśląc, że nic złego się nie wydarzy. Zdrada zawsze pociąga za sobą konsekwencje. Violet nie sądziła, że można zdradzić jakąś australijską mieścinę - a jednak. Czy jej ojciec nie rozchorował się właśnie w momencie, gdy oświadczyła, że chce wyjechać do szkoły średniej? Uświadomienie sobie wszystkich powiązań między wyjazdami a seriami nieszczęść kosztowałoby Swan zbyt dużo, dlatego nie szukała przyczyn swojego smutku dalej, niż było to konieczne.
Nie rozumiała, czemu los postawił przed nią właśnie Milesa. I tak ledwo przebierała już nogami na drogach życia, a one robiły się coraz bardziej strome, tak strome, że zatrzymanie się groziłoby upadkiem. Mógłby po prostu być miły. Po prostu czasem spytać, jak się czuje. Nie musiał trzymać jej za rękę, parzyć dla niej kawy. Wystarczyłby cień sympatii. Bo Violet go nie nienawidziła, nawet jeśli odpowiadała mu ironicznie czy oschle, nawet jeśli go unikała. Ona widziała, że coś w nim nie gra. Słyszała tę jedną nienastrojoną strunę. Nie sądziła, że cokolwiek ich łączy i nie sądziła, że mogliby siebie nawzajem zrozumieć - ale nie umiała odnosić się do niego z taką niechęcią, z jaką on odnosił się do niej. Nie zasługiwał na to. Violet, która każdy najlżejszy cios, każde tknięcie małym palcem odczuwała jak przeszywającą ciało kulę, nie chciała zadawać nikomu nawet najmniejszego bólu. Bo zawsze mogła spodziewać się odwetu.
- To, że nie widzisz, jak z niego wychodzę, nie znaczy, że tego nie robię - odparła gładko, ale jej dolna warga leciutko zadrżała, a oczy stały się jeszcze smutniejsze. Czy naprawdę musiał jej dogryzać? Czy naprawdę nie mógł zrozumieć, że nie ma w sobie dość siły, by codziennie radośnie wybiegać z pokoju i szczebiotem w przedpokoju budzić wszystkich, a potem wychodzić do pracy, trzaskając entuzjastycznie drzwiami? Zresztą - gdyby miała w sobie tę siłę, nie lubiłby jej jeszcze bardziej. Smak gorącej pizzy lekko koił zmęczony umysł i napięte ciało, ale wciąż nie podnosiła wzroku. Dopiero gdy przyznał, trochę podprogowo, ale przyznał, że wycieraczka nie jest głupia, na chwilę uniosła spojrzenie i nawet lekko, leciutko się uśmiechnęła. Nie chcąc go jednak mierzić swoim przypływem ciepłych uczuć zmazała ten uśmiech, przysysając się do oparzonej opuszki kciuka ubrudzonej sosem pomidorowym. Wzrok znów wbił się w blat. Choć chciała go obserwować, chciała poznać jego uczucia, a przynajmniej móc się ich domyślić, choć chciała sprawdzić, czy się uśmiecha - chyba się bała. Dlatego jego podziękowanie skwitowała jedynie bezradnym wzruszeniem ramion.
Była już niemal odprężona, mimo wszystko zadowolona, że przyjął talerzyk, że jeszcze do niczego się nie przyczepił, że jeszcze nie dopatrzył się namakającego w zlewie garnka... I wtedy zaczął. Podniosła głowę, wyraźnie zaskoczona, a oczy wbrew jej woli napełniły się łzami, jakby co najmniej robił jej wyrzuty. Przygryzła jednak usta, bólem sprowadzając się na ziemię. Po kilku mrugnięciach oczy wyschły. Dzisiejszy drobny sukces - nie rozpłakała się.
- Nie wiem. Po prostu... Chciałam mieć przez chwilę towarzystwo - przyznała niepewnie, bo w zasadzie nie wiedziała, czemu tak naprawdę to robi. Czemu w ogóle się stara. - Myślałam, że będzie ci miło - wymamrotała jeszcze, znów wbijając błękitne spojrzenie w talerz. Wgryzła się w pizzę, by nie musieć przez chwilę się tłumaczyć, odpowiadać na jego pytania. Cieszyła się, że nie spytała, czy chce z nią coś obejrzeć. I tak by nie chciał.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Bycie miłym i sympatycznym lokatorem nic nie kosztowało. Niczym nie zasłużyła sobie na moje zachowanie i odzywki na miano gbura roku. Nie należę do tych osób, które czerpią satysfakcję z przysparzania cierpienia innym ani do tych, którzy nudzą sie na tyle, by dokuczać na każdym kroku. Tak naprawdę Violet nic mnie nie obchodzi — ani teraz gdy zdawała się ukrywać swój smutek, zgrabnie lawirując palcami po cieście pizzy ani wtedy, kiedy jej szloch stawał się słyszalny przez cienkie ściany sypialniane. Nie obchodzi mnie również jej niepewna przyszłość, jej twarz, kiedy przebiega po niej cień uśmiechu ani włosy, które związała w niedbały kucyk do gotowania, a które odsłaniały jej smukły kark. Nie obchodzą mnie szczegóły, bo nie obchodzi mnie jej cała persona. W końcu i tak zniknie za niecałe dwa tygodnie, czemu mielibyśmy wchodzić na jakąkolwiek stopę głębszej relacji niż zwyczajne cześć cześć na korytarzu? Nie lubię zmian, a ona jest zmianą. De facto, nie lubię jej. Proste. Może w innych okolicznościach, zaprzyjaźniłbym się z nią. Może zaprosiłbym ją na kawę i zapytał, skąd w jej oczach tyle rozpaczy, chciałbym jej jakoś pomóc. Ale na chwilę obecną sytuacja była jasna — jej problemy zakłócały mój spokój, nawet jeśli nie miałem z nimi do czynienia. Nie pytajcie mnie o logikę mojego rozumowania, tak naprawdę sam próbowałem się przekonać, że na pewno ona gdzieś istnieje.
Milczę na jej drobną uwagę, bo nie chcę być gorszym chamem niż powinienem. Na końcu języka mam to, że lepiej było jak nie wychodziła, ale głupio mi odezwać się, widząc, ile wysiłku włożyła w to, by mi dogodzić. Nie jestem skurwysynem, naprawdę. I właśnie z tym przekonaniem, wgryzam się zamiast tego w ciepły kawałek pizzy. Jest znakomita, znacznie lepsza niż odgrzewane w piekarniku gówno Scotta czy nawet zamawiana z naszej ulubionej pizzerii na rogu. Przymykam oczy, rozkoszując się jej smakiem, ale oczywiście robię to tylko wtedy, gdy jestem niemalże pewny w stu procentach, że mi się nie przygląda. — Całkiem niezła — niezła? W tym momencie mam ochotę ją błagać, by została do końca swoich dni i nam gotowała. Dawno nie jedliśmy normalnego żarcia, sam nigdy nie miałem czasu pichcić, choć nie powiedziałbym, że jestem totalnym beztalenciem. No cóż, moja dziewczyna z pewnością nim była.
Po raz kolejny czuję się jak ostatni pajac, widząc, że znów spowodowałem jej przykrość. Nie to było moim zamiarem, choć owszem, wyszło to nieco oschle i gburowato. Ding ding ding, frajerze! Stajesz się powoli śmieciem, a kolejna osoba Cię znienawidzi!
— Ja... — zaczynam, jednak nie wiem co mam powiedzieć. Żadne przeprosiny nie są mi na rękę, a sam fakt, że stoimy z jedzeniem, zamiast usiąść porządnie jak ludzie przy stole, sprawia, że chce mi się prychnąć śmiechem. — Hmmm, Violet, ja... — no wyduś to z siebie, chłopie. Jednak odpuszczam. Nie nawiązywanie bliższych relacji, taki był mój cel — Idę klapnąć, jestem padnięty — mówię tylko, spuszczając wzrok na swój talerz i już po chwili siadam w salonie, z nogami rozłożonymi na kanapie i jedną dłonią staram się ustawić pada na jakąś grę. Jest to nieco utrudnione zadanie, bowiem wciąż w dłoni mam talerz z jedzeniem, ale muszę coś robić, muszę nie myśleć. Nie zwracając uwagi na to, czy wciąż stoi w kuchni, czy podążyła do swojego pokoju, a może nawet za mną, wołam w przestrzeń — Chcesz zagrać? — co tylko świadczy o tym, jakim szaleńcem się stałem. Violet Swan i Call of Duty, witamy w wariatkowie.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Chciałaby mieć w sobie jego obojętność. Jego zdolność do przymykania oka na fakt, że ludzie mają uczucia i że nie są zrobieni ze stali. W Violet jednak nie było żadnego nieczułego milimetra. Chłonęła świat każdą komórką ciała, a wraz z nim emocje, przeżycia, wspomnienia i tęsknoty innych. Współodczuwała z nimi i gdyby mogła, odczuwałaby za nich - bo nie mogła być już bardziej zmęczona, przytłoczona, bardziej smutna. Może ktoś mógłby dzięki niej mieć lżej. Zacząć żyć normalnie. Nawet gdyby miałby to być Miles, albo inny pospolity grzesznik z niewyparzonym językiem i brakiem empatii - wzięłaby wszystko, co przeżył, na swoje barki. Chyba Violet była lepsza od większości ludzi. I właśnie dlatego miała tak pod górkę.
Chciałaby przestać przeżywać aktualny kształt świata. Przestać martwić się ciągłym niezadowoleniem Milesa, jego skrzywionymi wargami, chłodnymi spojrzeniami, milczeniem przerywanym zbyt dużą ilością zbyt gorączkowych słów. Zapomnieć, że jest za ścianą, nie zastanawiać się, czy śpi, czy go nie obudzi, czy też czuje się samotny. Usunąć numer byłego męża i nie myśleć, czy tamta dziewczyna śpi w ich łóżku, czy siada przy jej toaletce, czy jest mądrzejsza, czulsza, lepsza. Chciałaby zamknąć głowę i wywiesić zakaz wstępu myślom - ale one wciąż krążyły, kłębiły się, mimo kolejnych gryzów pizzy, która miała tłumić niepokój, i mimo lakonicznego komentarza Milesa. Niezła. Może mogła postarać się bardziej. Może jeszcze szczypta soli, może kilka minut wyrastania więcej, może gdyby wiedziała, co lubi, może... Może by na coś zasłużyła. Na co? Na uśmiech? Mniej krzywe spojrzenie? Na słowo smaczna? Czy naprawdę wciąż nie była wystarczająca? Nagryziony kilkukrotnie kawałek trafił na talerzyk, bo Violet poczuła znajome, niepokojące ściskanie w żołądku. Nie mogła teraz spanikować. Nie przy nim. Nie przed nim.
Nie mogła też przy nim płakać. Nie chciała odsłaniać się bardziej, choć nawet nie wiedziała, że słyszy jej nocne szlochy. Oddychała głęboko, by się uspokoić, ale cicho, by go nie zdenerwować, nie spodziewając się, że faktycznie się wytłumaczy. Że przeprosi. Słusznie. Przełknęła nerwowo ślinę i wymamrotała głuche mhm, dochodząc do wniosku, że może tak będzie lepiej. Oddzielnie. Przez chwilę jej marzenie wydawało się spełnione - żadnych myśli, żadnych uczuć, cisza, pustka. Gdy coś w jej umyśle drgnęło, miała już ruszyć do swojego pokoju. Ale tym razem to on wołał. Czy to było do niej? Cisza sugerowała, że Deana naprawdę nie ma w domu - bo gdyby nawet nie usłyszał pytania, nie siedziałby tak cicho. Nawet nieśmiałe kroki Violet nie zmąciły spokoju przerywanego kliknięciami pada - chodziła niemal bezgłośnie, wdzięcznie, choć w oczach Milesa pewnie po prostu snuła się jak duch.
Usiadła przy nim, a kanapa leciutko się zapadła. Bez słowa sięgnęła po jego talerzyk, nie chcąc, żeby tak się męczył z tym padem. Chciała tylko przytrzymać. Być miła. Nie wiedziała, czemu zrobiło jej się tak głupio, gdy przypadkiem musnęła palcami jego palce - ale to były tylko ułamki sekund. Wyparła uczucie mrowienia na opuszkach, skupiając się na próbach przypomnienia sobie, kiedy ostatnio miała okazję grać w cokolwiek. Pewnie nie była wtedy jeszcze żoną Jaydena.
- Myślę, że Dean byłby lepszym partnerem - zauważyła niepewnie, nie chcąc go rozczarować, choć pewnie sam wiedział, jak jest. Może spytał z grzeczności, a ona głupio zrobiła, zgadzając się? Na samą myśl poczuła przypływ niepokoju. Czemu wciąż tak bardzo chciała, żeby ją choć trochę polubił?

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
W moich ustach słowo niezła było olbrzymim komplementem, ale skąd mogła wiedzieć? Widząc jej nagłe zmieszanie, marszczę brwi — kolejny raz muszę sobie przypomnieć, jak bardzo jest wrażliwa, jak szczególnie trzeba dobierać słowa, by jej w żaden sposób nie zranić. Przynajmniej nie chodziła po mieszkaniu jak duch w piżamie, strasząc nas swoim wyglądem i masą zmiętych chusteczek. Wyglądało na to, że trzyma swoje nerwy na wodzy, jednak tak cienkiej i niestabilnej, że byle jakie głupstwo z mojej strony jak niemiły komentarz czy odszczeknięcie się, które jak mi się wydaje, normalna osoba przyjęłaby z werwą, gotowa poprowadzić dyskusję czy nawet kłótnie. Liczyłem na to, że w pewnym momencie się postawi, zapomni o wszystkim i zrobi coś, byle tylko nie być tak łatwym celem. Byle bym tylko miał kolejny pretekst, by ją wykurzyć. Zamiast tego za każdym razem, w jej oczach błyskają łzy, a ona niemalże chowa się po kątach. Do cholery, Violet, kto nauczył Cię być takim workiem treningowym? Z jednej strony jest mi jej żal, a moje przemożna pragnienie, by dotknąć jej dłoni, staje się niemalże namacalne, jednak w ostatniej chwili powstrzymuję się i po prostu idę na swoje miejsce. Tu właśnie się pojawiała ta druga strona, o czym już raczyłem wspomnieć. Nie chcę mieć kłopotów. Sama jej obecność wystarcza do tego, by w moim umyśle rozgorzała prawdziwa walka z samym sobą.
Stojąc tak samotnie w kuchni, nieco przygarbiona i wyraźnie nie na miejscu, wygląda jak zbity szczeniak, niebędący w stanie pozbierać się po odtrąceniu przez właściciela. Oczywiście od razu odzywają się moje wyrzuty sumienia — co jak co, ale dziewczyna jednak postarała się i chciała tylko dobrze. Dlatego właśnie proponuję jej drugi kontroler, mając nadzieję, że zaraz spłoszy się, odmówi i ucieknie do siebie. Jeden problem mniej. Ta jednak przez chwilę kręci się, niepewna co zrobić, po czym siada koło mnie. Obserwując wszystko kątem oka, nie odwracam wzroku od telewizora, próbując zlokalizować miejsce na dysku do zapisania nowej gry. I ja i mój kumpel nie chcemy, by spieprzyła nam statystyk, a sądząc po jej zawahaniu, wątpiłem, by nagle obudziła się w niej utalentowana gamerka.
— Jego nie ma — odpieram krótko, a kiedy blondynka próbuje uratować talerz w moich dłoniach, wstrzymuję oddech. Dotknęliśmy się, nic się nie stało. Przecież nie jest trędowata. Nic się nie dzieje. A mimo to, jak chore by się to mogło wydawać, nie chcę, by zabierała palców. Moment jednak umyka, tak samo jak wszystkie moje myśli, gdy odwracam się do niej twarzą i patrzę jej głęboko w oczy. — Za to Ciebie widzę Widzę Cię, Violet. Widzę, jak nieszczęśliwa jesteś, jak bardzo starasz się uszczęśliwić wszystkich, by zagłuszyć swój smutek, jak nie potrafisz znaleźć sobie miejsca na tym świecie i co gorsza, jak bardzo zdajesz się być podobna do mnie. Tego jednak nie wypowiadam na głos. Zamiast tego, biorę kolejny kęs, odsuwam żarcie od siebie i wydaję jej instrukcje, tak jakby pierwszy raz miała do czynienia z konsolą. — Naciśnij start... Dobra, teraz potwierdź... Zaczynamy. Tym przybliżasz i oddalasz kamerkę, tym biegniesz, tym strzelasz, tym ładujesz broń...— tłumaczę jej, pokazując na swoim padzie wszystkie przyciski. Ekran wyświetla pierwszą rozgrywkę, a ja, choć wydaję się całkowicie pochłonięty grą, nie mogę przestać zerkać w jej stronę. — Grałaś w ogóle kiedyś?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Przyciągała do siebie ludzi, którzy robili z niej worek treningowy. Nie robiła tego celowo. Może po prostu było czuć, jak łatwym jest celem - nie dość, że była fizycznie krucha jak porcelanowa lalka, to jeszcze dysponowała ograniczonymi zasobami energii, wulgaryzmów i dobrego humoru, a jej oczy zdawały się lśnić wilgocią nawet wtedy, gdy nie chciała płakać. I jeszcze ten nieszczęsny, nieśmiały uśmiech, który zdradzał, że jest gotowa zrobić wszystko, by świat stał się lepszym miejscem. Pech chciał, że ludzie, którzy mieli się nią opiekować - jak chociażby jej były mąż, któremu naprawdę zaufała, którego chyba naprawdę kiedyś kochała, zanim zorientowała się, jakim jest człowiekiem i że odlano mu ze stali nie tylko mięśnie - niszczyli ją. Nie jest trudno zniszczyć kawałek porcelany. Ale porcelanowych chłopców już nie ma, więc Violet została skazana na samotność.
Bo naprawdę brakowało jej czyjejś obecności. Ramienia do wylania łez, dłoni ujmującej jej dłoń, oddechu poruszającego złociste kosmyki włosów, muśnięć warg tuż za uchem. Cierpliwości i wysłuchania. Kojącego uścisku w nocy. Nie chodziło jej o te wszystkie aspekty cielesności, które dostałaby w przeciągu pięciu minut, gdyby tylko wyraziła chęć. Zawsze uważała, że do uważnych spojrzeń w oczy potrzeba więcej, niż żeby pójść do łóżka. Ale może tylko dla niej to było więcej.
Zawsze przeżywała drobiazgi - jak teraz to głupie, omyłkowe muśnięcie palców. Dłoń z talerzykiem delikatnie jej drżała, ale Violet utrzymywała ją na wodzy siłą woli, by Miles nie pomyślał, że na coś choruje, że coś z nią nie tak, albo że tak się stresuje. To tylko palce. Nikt normalny nie myśli o czyichś palcach dłużej, niż ułamki sekund. Nie myśli o ich cieple, nie zastanawia się, jaką fakturę mają opuszki i czy ten ktoś trzymając kogoś innego za rękę przeplata ze sobą tylko kciuki, czy wszystkie palce po kolei. Zapomnij, Violet.
Nie, nie mogła zapomnieć. Patrzyła mu w oczy i czuła, jak subtelny rumieniec plami jej blade, gładkie policzki. Uśmiechnęła się niepewnie, lekko, i uciekła wzrokiem, dziewczęcym gestem zakładając za ucho złoty kosmyk włosów, który wysunął się z niedbałego kucyka. Czy jego słowa wymagały interpretacji? Czy powinna szukać ich drugiego dna? Jak dosłowne, a jak metaforyczne było to stwierdzenie? I czy widział, że ona chciałaby usiąść bliżej niego...? Zapomnij, Violet. Poddała się jego poleceniom, wykonując je dość sprawnie, a potem przysłuchując się instrukcjom w milczeniu i ani nie mówiąc, że przecież wie, ani o nic nie dopytując. On mówił za dużo. Ona za dużo milczała. On na nią zerkał. Ona zerkała na niego. Jak wiele mieli szczęścia, że ich spojrzenia w żadnym momencie się nie skrzyżowały.
- Kiedyś - rzuciła krótko, choć gra szła jej zdumiewająco sprawnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że była prawie trzydziestoletnią rozwódką, nauczycielką, blondynką, i to jeszcze zwykle zapłakaną. Była bardzo bystra i wyraźnie koncentrowała się na tym, co robiła. A może miała też sprawne palce. Zupełnie nagle dotarło do niej, kiedy ostatnio miała okazję grać. Aż dziwne, że była wtedy już żoną pana prawnika. - Kiedyś grywałam z uczniem po korepetycjach - dodała, uśmiechając się lekko do tego wspomnienia. Zdarzało jej się kiedyś dojeżdżać do Cairns po lekcjach, żeby dorobić, a przy okazji uciec przed spędzaniem czasu z mężem - ale przecież Miles tego nie wiedział. Pewnie nie wiedział nawet, czym Violet się zajmuje, o ile Dean go nie poinformował. Nie wiedzieli o sobie nawzajem nic. Ale zostały im już tylko dwa tygodnie... męczarni?

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Obecne reguły panujące wszechświatem były dość brutalne — zazwyczaj to właśnie osoby delikatne, niewinne obrywały najmocniej po dupie. Zdążyłem się o tym przekonać na własnej skórze, na wpół leżąc na martwym ciele brata. A przecież z naszej dwójki to ja zasłużyłem na to bardziej. Ciężko mi jest więc patrzeć na jej załzawione oczy, jestem przekonany, że kryje się tam większe cierpienie niż skrawek tego, które widzę na co dzień. To nie moja sprawa, powtarzam sobie po raz setny. Mogę tylko na nią zerkać, dać jej dzisiaj tę upragnioną obecność, towarzystwo drugiej osoby, której tak pożąda, ale na tym kończy się moja rola. Nie jestem zbyt dobry w komunikacji, jeśli nie znam zbyt dobrze rozmówcy. Kiedyś śmiano się ze mnie, że gdyby nie mój czar i urok osobisty, prawdopodobnie zostałbym starym zgredem bez przyjaciół do końca moich dni. Kiedyś byłem inny, lepszy. Uwielbiałem nawiązywać kontakty, czerpałem przyjemność z każdej znajomości. Kiedyś Violet może i bym Cię polubił. Mamy jednak teraz, jesteśmy kim jesteśmy, a kolejna brudna prawda jest taka, że słowa jednak mogą nas definiować. Bo tak, czuję, że przez ostatnie dwa tygodnie byłem skrzętnie pakowany do szuflady pod nazwą buc, dupek i dziwak. Nie dziwię Ci się, ludzie szufladkują innych od pokoleń. Czemu miałabyś być inna? Sam pewnie bym tak zrobił, nie mam Ci więc tego za złe.
Jak zwykle, szczędzę w zdaniach i zamiast tego co myślę, mocniej zaciskam palce na kontrolerze. Nie dotknę jej, zagramy jedną, może dwie rozgrywki, a później zwinę się do siebie i wieczór się skończy. Tylko, że ja… Wcale nie chcę stąd iść. Pragnę wiedzieć o niej więcej.
Obserwuję ją, w momencie, gdy kosmyk wymyka jej się z kucyka, moja dłoń drga. Cholera, jeszcze chwila i zrobię głupotę. Ona jest szybsza — poprawia go, wkłada na miejsce, a ja mogę spokojnie powrócić do ekranu.
— Tam, po lewo! — podaję jej instrukcje, całkowicie wczuwając się już w pozbywanie się wrogów. Jeden po drugim padają, ale nie jest to wyłącznie tylko i moja zasługa. Dziewczyna jest naprawdę dobra. Może i wciska jeden przycisk za drugim, czasami wszystko naraz, jak to kobiety mają w zwyczaju, ale działa. Mimo to nie potrafię się nie roześmiać, słysząc jej odpowiedź. — Bez obrazy, ale to naprawdę brzmi jak wstęp do historyjki porno. A więc jesteś nauczycielką? — zamiast kolejnego durnego komentarza, chwytam za niezobowiązujący temat. Nie wiem o niej za wiele, nie chcę się dowiedzieć, ale nie wytrzymam tej ciszy. Gdyby był tu mój współlokator, z pewnością darlibyśmy się na siebie, przekrzykiwali w poleceniach, niepotrzebna byłaby żadna konwersacja. W obecnej sytuacji cisza była wręcz nieznośna, a napięcie wręcz namacalne w powietrzu. Jej obecność w tym mieszkaniu po raz kolejny przypominała, że jest czymś nienaturalnym. — Załaduj i biegnij za czerwony budynek, będę cię ubezpieczał — na wszelki wypadek, jakby zapomniała — tak, jasne Miles — muskam jeden z jej przycisków, pokazując, którym nabić broń. Przypadkiem nasze palce znów się dotykają, ale tym razem nie zabieram tak szybko dłoni, tylko delikatnie przytrzymuję jej palec na kółku, ładując ją z nią. — To co jest Twoją specjalnością? — pytam, jak gdyby nigdy nic. W końcu to zwyczajna rozmowa lokatorów, prawda? Zwyczajna, po raz pierwszy.

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Nie chciała go tak nazywać. Za każdym razem, gdy przebiegało jej przez myśl, że jest kretynem, że zachowuje się jak podstarzały buc bez serca - poprawiała się i przypominała sobie, że nie zna jego historii. Że nie można oceniać ludzi w ten sposób. Że nikt nie dał jej prawa do szufladkowania ludzi. Nawet wtedy, gdy sprawiał, że łzy stawały jej w oczach, nie chciała określać, że jest taki, a nie inny. Byli tylko ludźmi. On - trochę pogubionym dupkiem, zbyt przywiązanym do swoich zasad i starającym się otoczyć serce stalową kopułą. Ona - zbyt wrażliwym drobiażdżkiem, podatnym na zranienie i smutnym tak, że aż trudno było być przy niej. Może mieli ze sobą trochę wspólnego. Budowali mury obronne - choć on był w tym o wiele bardziej skuteczny. Ona dopiero się uczyła.
Jakaś jej cząstka chciała uciec z salonu, zamknąć drzwi sypialni, schować się pod kołdrą, wylewać łzy. Reszta Violet czuła się tu jednak dziwnie... dobrze. W ciszy przerywanej kliknięciami pada, przed telewizorem, czując zapach stygnącej pizzy i mając świadomość obecności Milesa obok. Zbyt blisko. Usiłowała skupić się na grze, zamiast na zerkaniu na niego. Nie zauważyła tego drgnienia jego dłoni, gdy kosmyk włosów wysunął się z luźnego upięcia. A może tylko nie chciała widzieć? Choć początkowo zawinęła go wokół kucyka, ostatecznie w ogóle zsunęła gumkę, zakładając ją zręcznie na nadgarstek. Złote kosmyki miękko otoczyły bladą buzię, rozświetlając ją nieco. Wsłuchiwała się w jego instrukcje, starając się być choć imitacją partnera do gry, którego mógłby oczekiwać. Bo... nie chciała, żeby uciekł jej szybciej. Nie chciała go do siebie zniechęcić.
Lekko wydęła miękkie wargi, gdy się roześmiał. Faceci. Wiedziała, że ze wszystkiego potrafią napisać scenariusz filmu pornograficznego.
- Nie otarł się jeszcze o pełnoletność - zastrzegła, choć z lekkim, nietypowym dla niej rozbawieniem. Jamie miał niespełna piętnaście lat i gdyby nie zbyt liberalny ojciec, na pewno nie miałby z tą grą styczności. Violet nie uważała tego zresztą za szczególnie wychowawcze, ale niewiele miała do powiedzenia. Jak zawsze. Wymamrotała niewyraźne mhm, gdy spytał o jej profesję. Nie chciała się rozwijać, spodziewając się, że i tak go to nie interesuje - bo i takie szczegóły w scenariuszach porno nie były potrzebne. Więcej informacji nie potrzebował. Wolała przypadkiem go nie przytłoczyć. Kolejne polecenia skwitowała kiwnięciem głowy - ale zaraz zaschło jej w ustach i wstrzymała oddech. Siłą zmusiła się do oddechu, dziwnie rozproszona. Jesteś przystojny, gdy się nie krzywisz - cisnęło jej się na usta, gdy przez krótką chwilę nie mogła oderwać od niego błękitnego spojrzenia. Przez krótką chwilę brakowało jej też słów - choć może po prostu nie zauważyła pytania, zbyt skupiona na mrowieniu, które świdrowało opuszki jej palców? - Uczę angielskiego. A ty... jesteś barmanem, tak? - upewniła się, bo to, że Dean tak powiedział, nie musiało oznaczać, że to prawda. Mówił różne rzeczy, które miały odciągnąć jej uwagę od Milesa, gdy próbowała o niego podpytać. Violet przez myśl nie przemknęło, że może to być przejaw zainteresowania czy próba skupienia uwagi na sobie - sądziła, że to raczej szeroko zakrojona strategia Milesa, który pewnie pouczył drugiego współlokatora, żeby nie udzielał Swan zbyt wielu informacji na jego temat. Starając się nie przeżywać zbyt głęboko tej chwili, gdy przecież tylko i wyłącznie przez chwilę stykali się palcami, tylko i wyłącznie w imię dobra rozgrywki - ruszyła za czerwony budynek. Tym razem nie umiała jednak skupić się z równą łatwością.

Miles Vanderberg
przyjazna koala
viol#9498
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Z upływem kolejnych minut, zaczynam się rozluźniać w jej towarzystwie — nie siedzę już tak sztywno, jakbym połknął kij od szczotki, nie ograniczam się do półsłówek i przede wszystkim już, nie warczę. Mój ton głosu nieco się zmienia, co nawet ja zauważam. Staję się… normalny. Oddycham jak człowiek, nie wstrzymuję powietrza w jej obecności. I pewnie później przyjdzie mi sobie pluć w brodę, bo zapach jej delikatnych perfum jeszcze długo przy mnie zostanie. Na razie jednak trwam, w tej dziwnej atmosferze, całkowicie uspokojony stanem rzeczy. 
Zerkam na nią dokładnie w tym samym momencie, kiedy robi miny. Cholera, ma śliczne usta.
— No hej, mówisz takie rzeczy facetowi — usprawiedliwiam się, unosząc rękę z padem w geście poddania. Nie znam jej na tyle, by móc za nią ręczyć. Równie dobrze może być byłą gwiazdą porno, którą poszukuje cały gang alfonsów z karabinami maszynowymi, a ona chowa się w moim mieszkaniu pod fałszywym nazwiskiem. Nie pytam więc o więcej, bo tak jak mówiłem wcześniej pierdyliard razy, jej przeszłość i przyszłość mnie nie obchodzi. Violet istnieje teraz, w tym momencie, siedząc obok mnie i przebierając zgrabnymi palcami po swoich włosach, a później po kontrolerze. A ja jestem idiotą, że zaczynam zauważać takie rzeczy jak jej smukłe kończyny. Ogarnij się, Miles — powtarzam sobie w duchu, zabijając kolejnego wroga na ekranie.
— W szkole średniej czy małe dzieciaki? — dopytuję, miło przeciągając rozmowę. Słysząc jej zawahanie w głosie, mogę mieć tylko nadzieję, że wyszło to z procesu dedukcji Violet, a nie z niewyparzonej gęby mojego przyjaciela. Jedynie podejrzewam, ile mogła się o mnie dowiedzieć, jak wiele mógł zdziałać jej urok na kumpla i ile informacji udało jej się dostać na mój temat. Nie wiem, tylko jak bardzo wkurzony powinienem być, że tak mnie sprzedał na zawołanie, bo jedyne co czuję w chwili obecnej to satysfakcję połączona z zadowoleniem. Czyli musiała o mnie pytać, aha. Czyli jest zainteresowana moją personą. Jestem przekonany, że gdyby moje ego przybrało formę cielesną, zatańczyłoby macarenę.
Tak, dorabiam w Moonlight. Zazwyczaj obstawiam nocne zmiany, dlatego potrzebuję trochę więcej snu nad ranem — tłumaczę, kończąc jednym strzałem naszą rozgrywkę. Bez pytania zgadzam się na drugą, nie chcę jeszcze przerywać naszej rozmowy. Po raz pierwszy odkąd ją poznałem, nie czuję się w niej niezręcznie.
— Mogę zadać Ci pytanie, Violet? — podoba mi się dźwięk jej imienia, które echem odbija mi się wewnątrz czaszki. Nie czekając na jej odpowiedź, kontynuuję — Czemu tutaj wylądowałaś? Nie zrozum mnie źle, masz chyba całkiem niezłą, stabilną pracę, a nie wydaje mi się, by rodzice wyrzucili Cię na zbity pysk z domu za złe zachowanie. Po prostu zastanawiam się czemu taka dziewczyna jak Ty wylądowała u dwóch nieogarniętych chłopów. — dodaję, osłaniając jej postać. Sam nie potrafię zrozumieć, czemu zadałem właśnie to pytanie. Mogłem zadać milion innych — jak jej się podoba w robocie, ile ma lat, czy chce zapalić — jednak te wydają mi się płytkie, podstawowe. Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ja stałem już tam obiema nogami, gotowy do skoku. Co mi szkodzi?

Violet Swan
przyjazna koala
naleśnik puchaty
ODPOWIEDZ