lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
01
Dotąd, była pewna, że nie jest dziewczyną bojąca się pająków, kiedy jednak po powrocie z porannego prysznica zastała włochaty okaz blisko swojej poduszki, musiała poważnie zweryfikować własne wyobraźnia z rzeczywistością; niestety, na korzyść tej drugiej. Uprzejmy sąsiad pozbył się nieproszonego gościa, ale niesmak po tej wizycie stawonoga pozostał i towarzyszył jej przez większość dnia. Na poprawę humoru, wyszła wczesnym wieczorem na spacer, tym razem na drugim rozwidleniu dróg skręcając nie w prawo jak to zrobiła ostatnim razem, tylko w lewo. Lorne Bay miało przed nią wiele tajemnic, z kolei Mel apetyt na to, aby odkrywać co ciekawsze.
Ostrożnie zbiegła z górki na pazurki, podążając wijącą się wśród zieleni ścieżką. Zgiełk miasta został gdzieś z tyłu, nie oddaliła się jednak od głównej ulicy na tyle, aby poczuć oddech niepokoju na karku. Uśmiechała się do słońca, z kolei wiatr zaczepiał ją, rozdmuchując kosmyki włosów przed oczyma, bądź podrywając materiał luźnej bluzki, której nie miała serca więzić w szortach. Kiedy ostatni raz była tak naprawdę wolna, bez żadnych zobowiązań oraz naglących terminów za rogiem? No właśnie. Była gotowa dać mu się porwać, wierząc, że nie mógłby ją rozczarować, kiedy niespodziewanie przeleciała i to dosłownie przed nią piłka. Chwilę później, z krzaków wyłoniło się kilka dzieciaków, biegnących po swoją zgubę. Nawet nie zwrócili na nią większej uwagi, roześmiani oraz całkowicie zaabsorbowani rozgrywką, która trwała dalej, mimo iż stary kapeć już dawno wypadł poza linie.
Wiedziona ciekawością, zboczyła z upatrzonej sobie trasy, aby chwilę popatrzeć się na grających miejscowych. Dzieciaki najprawdopodobniej zbierały się na szkolnym boisku po lekcjach, bo w okolicy nie natknęła się na inne, żywe dusze. Rozgrywka była zaciekła, nie wiedzieć kiedy całkowicie przepadła śledząc piłkę. W cieniu rzucanym przez trybuny, miała całkiem niezły widok. Nie dostrzegła do jednak od razu; otoczony przez dzieciaki, w większości równym z nim albo nawet przewyższających go wzrostem, zlewał się z miejscowymi. Dopiero go wyminął obronę, puszczając czysty strzał do bramki, a po zdobyciu gola obrócił się w miejscu, chcąc przybić piątkę z członkami swojej drużyny, odsłaniając tym samym cała aparycje, zdała sobie sprawę, że powód, dla którego zdecydowała się nadłożyć kilometrów skoro już wylądowała w Australii, znajdował się niemalże na wyciągnięcie ręki. A ona - no nie! - nie miała przy sobie tego, z czym tu przyjechała.
Jakby wychodzenie z puzderkiem na spacer mogłoby być równie normalne, co wyprowadzanie psa.
Mimo krótkiej dyskusji uciętej samej ze sobą, nie umknęła jej kolejna akcja, która - jak się miało okazać po chwili - przechyliła szalę zwycięstwa na korzyść jednego zespołu. Piłka świsnęła ponad wyciągnięte ręce bramkarza, który rzucił się, aby bronić honorów i wpadła w siatkę. Z głośnym woohoooo! klasnęła w ręce zanim zdała sobie sprawę, że to, o czym pomyślała, zrobiła, a także powiedziała - przynajmniej w pewnym sensie, gdyż okrzykowi bliżej było do onomatopei niż wyartykułowanemu słowu - na głos.
Zagryzła od środka policzki, czując, że oczy niemalże wszystkich skupiają się na niej. Była cichym obserwatorem, nie wychylała się oraz nie dawała nikomu odczuć swojej obecności. Skoro jednak powiedziała już a, musiała dodać b. Zaklaskała więc z uznaniem, będąc całkiem niezłym, jednoosobowym zespołem kibiców.
Jakby na to nie patrzeć, miała jakąś wprawę.

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
25 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
tu dici 'non ho niente' / ti sembra niente il sole, la vita, l'amore / meraviglioso / il bene di una donna che ama solo te / la luce di un mattino, l'abbraccio di un amico, il viso di un bambino / meraviglioso
#6

Mel Russo

Nieważne, że był wykończony po całym dniu naprawdę ciężkiej pracy na farmie — obiecał chłopcom z okolicy, że z nimi zagra i musiał dotrzymać słowa, dlatego mimo że jedyne o czym myślał to położyć się spać, wziął prysznic i zjadając w drodze do garażu po motocykl kanapkę, ruszył prosto spod farmy w stronę miasteczka; mieli zagrać na prawdziwym boisku w Flourite View i wiedział, że chociaż nie był już zawodnikiem jednego z najlepszych klubów na świecie, ci chłopcy będą przeżywać, że mogą zagrać z kimś, kto otarł się chociażby o te największe i najlepsze gwiazdy, bo tak myślał o sobie Nicky. Otarł się o sławę i nic więcej, ale nie miał żalu do nikogo i zupełnie o nic.
Zjechał z głównej drogi i przeciągnąwszy motocykl przez chodnik zostawił go pod drzewami w pobliżu trybun, na których czekali pierwsi i chyba najmłodsi chłopcy, z którymi zaczął kopać piłkę bardziej dla zabawy i dopiero, kiedy zeszło się ich kilkunastu uznali, że mogliby faktycznie zagrać mecz z prawdziwego zdarzenia — nie mógł się nie zgodzić; wbrew wszelkiej logice wciąż lubił biegać za piłką, dryblować i podkradać ją przeciwnikowi zwinnie przekładając spod stopy na stopę. I chociaż nie zamierzał się popisywać a raczej pokazać im jak mogli grać, jeśli tylko rzeczywiście chcieli — tak, jak on kiedyś.
Biegając i skupiając się jedynie na piłce tracił rachubę czasu — tak było zawsze. Wychodził na boisko i kiedy tylko piłka dotknęła do jego stopy, miał wrażenie, że nawiązywała się między nim a tym kawałkiem skóry niewytłumaczalna więź i liczyło się tylko jedno..., nikt poza nim nie miał prawa dotknąć do piłki i jeśli stracił nad nią na chwilę kontrolę zaraz robił wszystko, żeby przejąć tę pozbawioną przecież jaźni i emocji skórę wyprutą z emocji, które kotłowały się w nim pulsując w każdej niemalże komórce ciała. To on decydował co zrobić z tą skórą i to jego woli musiała się poddać, dlatego kiedy tylko tych kilku chłopców wróciło z piłką postarał się, żeby przejąć ją bez zbędnej brawury i pokazać im jak nie przestrzelić gola tak, jak zdarzyło się to przed chwilą — wiedział i to bardzo dobrze, że przecież takie sytuacje miały prawo się pojawić, ale lepiej, jeśli nauczą się grać tak, żeby wydarzało się ich jak najmniej.
Kompletnie nie spodziewał się, że może obserwować ich ktokolwiek, dlatego okrzyk, który przerwał na moment ciszę przepełnioną jedynie przyspieszonymi oddechami i śpiewem ptaków, które mimo wieczora dawały znać, że wypełniają życiem okoliczne drzewa, rozejrzał się uważnie, ale chłopcy chcący zbić z nim piątkę przesłonili mu na moment widok na kobietę siedzącą niemal idealnie w połowie jednej z dwóch drewnianych ławek służących jako bardzo prowizoryczna trybuna. Nie miał czasu się jej przyjrzeć, bo po golu, który naprawdę mu wyszedł bramkarz zaczął grę i kiedy znów był przy piłce wybiegł zostawiając w tyle resztę swojej małoletniej drużyny w tyle z powrotem w stronę bramki, żeby móc także popatrzeć na kibicującą im dziewczynę. I poznał ją... Poznał ją od razu — pierwszy raz rozproszyła go i wyższy od niego siedemnastolatek zabrał mu ten kawałek skóry, na którego punkcie można śmiało powiedzieć, że miał fiksa. Nie dorywając od niej spojrzenia potrząsnął głową jakby chciał otrząsnąć się z tego dziwnego spowolnienia i zaraz dopadł do przeciwnika, żeby prześlizgując się przy nim z uniesionymi lekko rękami w niby poddańczym geście, samymi palcami wykraść mu piłkę, jakby była skarbem i ruszyć z nią znów w stronę bramki, od której biegli łeb w łeb.
Widział zmęczenie tych chłopców i chociaż niektórzy chcieli jeszcze grać, ostatecznie po jeszcze kolejnym golu, który dośrodkowywał do jednego z młodszych piłkarzy zdecydowali się zakończyć spotkanie wynikiem 3:1. Oddał im piłkę i pożegnawszy się z wszystkimi — niektórzy, w większości najmłodsi przytulali się do niego i machali jeszcze schodząc z boiska — ruszył powoli w stronę ławek, na których siedział ktoś, kto był ostatnią osobą, którą spodziewałby się zobaczyć tutaj na antypodach świata. Ocierając czoło wierzchem przedramienia zatrzymał się kilka kroków od ławki i wpatrując kobiecie w oczy, zupełnie niespodziewanie zbliżył się i objął ją mocno, żeby wyszeptać Melanie prosto w ucho:
Nie śni mi się to? Prawda, Mel? Nie śni?
niesamowity odkrywca
dominicky
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
Dostrzegła tę prawdziwą radość, jaka pojawiła się na twarzy młodzieży, gdy tylko zdali sobie sprawę, że ktoś jednak ogląda ich mecz, a także cicho dopinguje w zdrowej, sportowej rywalizacji. Dla niektórych, był to solidny kop, innym dodał skrzydeł. Tym bardziej nie mogła zawieść tych wszystkich dzieciaków. Tak, jak oni, wierzyła, że marzenia się spełniają - Nicky był tego doskonałym przykładem. Wyszła więc z cienia, pozwalając sobie na powtórzenie jednej z tych dopingujących zawołań, jakie często pojawiały się na Stadionie Olimpii. Nie ustając w zagrzewających okrzykach, a także oklaskując każdą akcje, rozsiadła się na ławce; mając do dyspozycji całą, usiadła idealnie pośrodku, ponieważ nie mogła się oprzeć wrażeniu, że zarówno jedna jej strona, jak i druga mogłaby się poczuć szczerze dotknięta jej wyborem. A Mel nie była ani wredna, ani złośliwa.
Mecz nie skończył się tak, jak można byłoby się tego spodziewać. Dzieciaki nie dawały łatwo za wygraną, chciały więcej, i więcej, i więcej..., najprawdopodobniej pragnąc mieć swoje niepisanego idola jak najdłużej przy sobie. Podpatrując sposób gry, to, jak mistrzowsko obchodził się z piłką, jak zmuszał ją do posłuszeństwa. Absolutnie im się nie dziwiła. Z każdym golem, podrywała się do góry. Widziała, jak co niektórzy starsi chłopacy oblewają się rumieńcem, jednego takiego, co zerkał co chwilę w jej stronę obdarzyła ciepłym uśmiechem, który na moment zamarł na jej rozchylonych usta, gdy ten zarył boleśnie o ziemię, potykając się o nogi innych.
Rzewnymi oklaskami nagrodziła schodzących z boiska, młodych, ambitnych piłkarzy. Nordberga również. Tym, którzy do niej pomachali, odmachała, a nawet pokusiła się o wysłanie kilku całusów w odpowiedzi na buziaki, jakimi w powietrzu obsypali ją najmłodsi. Kręcąc z uśmiechem głową, popatrzyła się na zbliżającego się do niej chłopaka. Wspomnienia, nagle stały się żywsze. Bardzo chciała wyciągnąć rękę i sięgnąć ku nim, ale zamiast tego, odchyliła do tyłu głowę, przenosząc ciężar ciała na wyciągnięte za siebie oraz oparte na zbitych deskach dłonie. Gdyby jej aż tak dobrze nie znał, mógłby ulec wrażeniu, iż faktycznie znalazła się tutaj przypadkiem, a ponieważ skrycie miała duszę sportowca, musiała zostać i zobaczyć na własne oczy, jak to się wszystko skończy.
Przyciągnęła go do siebie, znikając w ramionach, które ją objęły. Wyściskała Nicky'ego mocno, w niczym nie przeszkadzała jej koszulka, która lepiła się do spoconej skóry.
- Głuptoku! Czy mara senna potrafiłaby zrobić tak? - spytała, łaskocząc go; doskonale wiedziała, gdzie przemknąć palcami, aby poczuł pod skórą mrowienie.
- No chyba, że jestem bardziej koszmarem, to wtedy nie wiem, nie wiem. Muszę się zastanowić nad odpowiedzią... - droczyła się z nim dalej, aż Nordberga nie złapał jej drobnych dłoni w swoje i nie odciągnął od siebie.
Roześmiana, również spojrzała mu w oczy, po czym odsunęła się nieco i poklepała miejsce obok siebie na tych prowizorycznych trybunach. Kiedy siadał, miała moment, aby omotać go całego ciekawskim wzrokiem. Bez dwóch zdań, wyłapała każdy mankament zmieniający obraz tego, jakim go zapamiętała.
- Dzieciaki Cię uwielbiają - mruknęła, trącając ramieniem jego ramię. Musiał mieć jej tyleee do opowiedzenia!

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
25 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
tu dici 'non ho niente' / ti sembra niente il sole, la vita, l'amore / meraviglioso / il bene di una donna che ama solo te / la luce di un mattino, l'abbraccio di un amico, il viso di un bambino / meraviglioso
Mel Russo

Znała go i wiedziała tak samo, jak Nicky, że chociaż pewnie zaskoczyła go obecnością tutaj, nie odpuści i będzie walczyć do końca dając jej poczuć się znów tak, jak na tych wszystkich meczach na których kibicowała mu zdzierając gardło — pamiętał każdą z tamtych chwil a jedną szczególnie, ale nie chciał przywoływać tamtego wieczoru... Wieczoru porażki i bólu; nie w obliczu tej radości, którą sprawiał mu sam jej widok krzyczącej zaraz głośno, kiedy tylko zbliżał się prowadząc chłopców ze swojej drużyny do bramki przeciwnika. Nie wiedział jak długo nie czuł tej uskrzydlającej radości...
Wtulając się mocno w jej ciepłe ciało nie mógł przestać się uśmiechać w myślach dziękując losowi i opatrzności, w którą wierzył naprawdę mocno, że z Melanie był szczery do końca a przede wszystkim, że nie zniknął bez słowa z jej życia tak, jak postąpił rozstając się z Valerie — wszystko było inaczej i chociaż z ciężkim sercem przyznał, że musi wracać i że w Rzymie nie ma już ani miejsca, ani przyszłości dla niego, nie wyjechał z dnia na dzień; nacieszyli się na zapas sobą, żeby rozstać się w przyjacielskich relacjach, chociaż widział ten smutek w jej wielkich, ciemnych w oczach, w których teraz dostrzegał lśniącą i nieskrępowaną niczym radość ze spotkania z nim. I poczuł — jak chyba zawsze w jej obecności — przyjemne ciepło rozlewające się po piersiach i dalej na brzuch uczucie wypełniającego go spokoju. Uśmiechając się pocałował Mel kilka razy w policzek, żeby ujmując jej twarz w dłonie nie oderwać od niej spojrzenia tak długo, jak długo nie poczuł, że łaskotała go po układających się zupełnie nienaturalnie w kształt serca napięte mięśnie na brzuchu. Pokręcił głową i wypuściwszy jej twarz z rąk, złapał jej w swoje nie dając dziewczynie dręczyć go dłużej, bo przecież znała bardzo dobrze wszystkie miejsca, w których miał cholerne łaskotki i nic chyba nie było w stanie powstrzymać jej przed wykorzystaniem tej wiedzy.
Nie! Nie..., i zdecydowanie nie jesteś żadnym koszmarem – dodał dosiadając się do niej we wskazanym miejscu — uśmiechnął się, kiedy szturchnęła jego chyba bardziej umięśnione niż w czasie pobytu we Włoszech, opalone i pokryte nowymi tatuażami ramię ramieniem popatrzył na nią, żeby po chwili przełożyć nogę przez ławkę, na której siedział teraz okrakiem i przysunąwszy się bliżej jeszcze, potrząsnął głową i nie przestając się uśmiechać podniósł i opuścił kilka razy ramiona, jakby chciał w ten sposób odpowiedzieć, że „właściwie sam nie wie”. – Chyba... Chyba tak. I chyba widzą we mnie jakaś gwiazdę a ja nie jestem i nie byłem nigdy żadną gwiazdą. Wiesz przecież – dodał przekrzywiając i opierając o uniesione lekko ramię głowę, jakby w ten sposób mógł ukryć wychodzący na kark rumieniec, bo on naprawdę nie uważał się nigdy za kogoś, kogo można byłoby nazwać swoim idolem.
Przyglądał się Melanie nie mogąc wciąż jeszcze uwierzyć, że była tutaj i siedzieli razem na tej kołyszącej się mocno z każdym ich ruchem ławce naprawdę a nie w jakimś przeklętym śnie, z którego obudzi się czując jedynie tęsknotę za nią — najlepszą przyjaciółką, ale także kochanką i przede wszystkim bratnią duszą. Jedyną kobietą, której powierzył chyba wszystkie sekrety i tajemnice, z którą dzielił się rozterkami i przemyśleniami, której wyznawał największe lęki i w której dłonie wypłakiwał smutki i wyśmiewał łaskocząc koniuszkiem nosa i tymi za długimi jak na faceta rzęsami każdą radość. Była tutaj i mimo że nie wiedział dlaczego przyjechała na drugi koniec świata z jego wiecznej stolicy..., nie obchodziło to Nicky’ego w tym momencie.
Cieszył się niemal tak samo, jak schodzący przed chwilą z boiska chłopcy, którzy nie mogli się od niego oderwać tak jak on nie mógł przestać wpatrywać się w Melanie. I minęło kilka minut, w których nie odzywał się nawet słowem wpatrując wciąż się w jej twarz, żeby w końcu unosząc brwi, spytać:
Co ty tutaj robisz? Przecież... – Nie dokończył — zacisnął powieki i uśmiechając się szeroko, pokręcił tylko głową; to musiał być sen...
niesamowity odkrywca
dominicky
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
Chowając twarz w jego dłoniach, pozwoliła sobie na moment sentymentu, ponieważ był - i nadal jest - ważną osobą w jej życiu. Chciała nacieszyć się jego obecnością, poczuć te same emocje, które musiały nim targać, gdy trzymał ją w objęciach bez żadnego nawet wcześniejszego uprzedzenia. Nie przyjechała do Lorne Bay wczoraj i teraz, gdy stali tak pośrodku rzędu zbitych z palet ławek, pożałowała, że od razu nie zapukała do jego drzwi tak, jak nosiła się z zamiarem przez pierwszą dobę od postawienia swojej nogi w miasteczku. Wszystkie wątpliwości, zawahania, niepewności i inne ostrożności, jakie toczyły wtedy z nią naprawdę zaciekłą dyskusję, okazały się tak naprawdę wyssane z palca i żadna, możliwa, stworzona w jej głowie reakcja Nicky'ego nie okazała się tą prawdziwą. A już na pewno nie pasowały do nich okoliczności, w jakich w końcu mogła mu powiedzieć, że jest tutaj. Prawie po sąsiedzku.
Nakryła - a przynajmniej spróbowała, jako że mimo swoich pokazowych wymiarów, Mel nadal była drobna - dłońmi jego dłonie. Zanim przeszła do ataku, łaskocząc go bez litości, śmiejąc się na głos jak szelma, z czułością muskała szorstkie oraz popękane od pęcherzy i ciężkiej pracy palce Nordberga.
- ... Jeżeli zaraz mi powiesz, że mam we włosach robaka czy jakiegoś innego owada, będę krzyczeć - uprzedziła go lokalnie, przekrzywiając głowę tak, że jeszcze bardziej zniknęła w jego rękach.
- Dzisiaj znalazłam pająka, który próbował wleźć mi do łóżka. Był wielki, włochaty, obrzydliwy, sąsiad przybiegł mi na ratunek, bo usłyszał on, jak i pewnie cała ulica mój krzyk... Ugh. Nie mogłeś mieszkać w jakimś mniej dzikim terenie, co? - cmoknęła, krzywiąc się dla podkreślenia swojego zniesmaczenia zbyt bardzo przyjacielsko nastawioną do nowoprzybyłych fauną.
Miała w zanadrzu jeszcze inne próby pokazania mu, że na pewno nie jest wytworem wyobraźni, jednakże końcem końców postanowiła je zachować na później. Od razu, gdy tylko usiadła, przełożyła nogę na drugą stronę ławki i obróciła się na niej tak, aby siedzieć przodem do chłopaka. Na boisko już się napatrzyła, na niego nie.
- Chyba jesteś ślepy. Wzrok Ci się pogarsza z wiekiem, co? Te dzieciaki widzą w Tobie idola i nie ma opcji, abyś temu zaprzeczył. Przykro mi. Dowody są niepodważalne - podniosła rękę, aby gestem dać mu do zrozumienia, że teraz mówi ona i lepiej, aby jej nie przerywał, chyba że bardzo tęsknił za jej włoskim temperamentem i chciałby właśnie teraz sobie przypomnieć, jak wyglądały te wszystkie, burzliwe sprzeczki, gdy Mel nie trzymała na wodzy emocji i całą sobą wyrażała swoje zdanie.
Choć tak naprawdę, to ich koniec był przede wszystkim wart zapamiętania.
- Dla nich nie ma znaczenia, ile pucharów trzymałeś w ręku, czy medali na szyi. Jesteś kimś, kto wyrwał się stąd i grał tam. W wielkim świecie - wskazała na bliżej nieokreślony kierunek, gdzie, na chybił trafił obstawiała ocean i dalej - zachód. Tym samym palcem, nacisnęła na jego nos.
Nie przeszkadzała jej cisza, która zapadła pomiędzy nimi. Wsłuchiwała się w wiatr, ale także jego oddech. W pewnym momencie, oboje spojrzeli w tę samą stronę i po chwili - na siebie. Uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę. Podczas kiedy on błądził spojrzeniem po jej licach, Mel również doszukiwała się na jego twarzy znajomych bruzd i dołeczków, których rozmieszczenie jak mapę znała na pamięć.
- To długa historia, którą oczywiście Ci jeszcze opowiem, ale mówiąc w dużym skrócie... Zrobiłam sobie wakacje. Jeszcze nie wiem na ile, kampania dopiero się zakończyła i myślę, że mogą za mną trochę się stęsknić w Rzymie - puściła mu perskie oczko. Raz się do niego przysuwała, swobodnie skracając dzielący ich dystans, innym razem odsuwała się, chcąc całego objąć spojrzeniem.
- Przyjechałam z UNESCO, mieliśmy misje charytatywną w miejscu, którego nazwy nawet nie potrafię powtórzyć. Gościliśmy w naprawdę przyjaznej osadzie Aborygenów, jadłam rzeczy, których nawet nie wiedziałam, że można spróbować, poznałam historie, przez które później trochę bałam się zasnąć... - ściszyła głos, gdyż dzieliła się z Nickim małą tajemnicą.
- Na Instragramie, kiedy w końcu złapałam zasięg, zobaczyłam, gdzie jesteś i zdałam sobie sprawę, że to praktycznie dwie godziny drogi stąd. Dlaczego więc miałam wracać do Rzymu, zamiast wpaść i się przywitać? Głupio tak na dzień, czy dwa, wynajęłam więc mały domek i chwilowo chyba tutaj zostanę - cała Mel. Jak postanowiła pod wpływem chwili, tak też zrobiła.

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
25 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
tu dici 'non ho niente' / ti sembra niente il sole, la vita, l'amore / meraviglioso / il bene di una donna che ama solo te / la luce di un mattino, l'abbraccio di un amico, il viso di un bambino / meraviglioso
Mel Russo

Wpatrując się w nią coraz mocniej uświadamiał sobie jak cholernie brakowało mu jej uśmiechniętych oczu wpatrzonych w jego źrenice tak, jak chciałaby przejrzeć się w nich chociaż przez chwilę. Uświadamiał sobie, że tak naprawdę za nią tęsknił najbardziej i że jej głos chciał usłyszeć, kiedy rzeczywistość po powrocie zaczynała go przytłaczać. Tęsknił za jej śmiechem i tym pogodnym usposobieniem, którym rozpraszała najmniejsze nawet troski i wątpliwości, które czasami mnożyły się w jego głowie — była jak słońce, do którego wyciągał twarz, mimo że oślepiał go jego blask chcąc wygrzać popstrzoną mniejszymi i ciemniejszymi, i większymi, ale jaśniejszymi piegami; lubił patrzeć w niebo przez niemal zamknięte powieki tak, żeby światło rozpraszając się na rzęsach docierało do oczu jedynie przez cieniutką szparę między powiekami i tak często patrzył na nią, kiedy byli tak blisko oddając się zapomnieniu... Uciekł spojrzeniem od jej oczu, jakby wspomnienie tamtych chwil sprawiło, że się zawstydził, ale nie... Nie wstydził się — nie chciał jedynie rozpalać w sobie nadziei, że może przyjechała tutaj za nim; nie był nikim, dla kogo warto byłoby zostawiać wszystko to, co miała w stolicy Włoch i w Milanie. Był tego świadom tak, jak tego, że nie mógł dopuścić, żeby ta mrzonka wdarła się i zakorzeniła w jego mózgu, bo okłamywałby sam siebie.
Potrząsnął głową, którą pokręcił zaraz przecząco starając się uspokoić Melanie. – Nie, nie masz nigdzie robala ani niczego takiego – zaczął, kiedy wspomniała o ogromnym pająku, z którym musiała się zmierzyć i chociaż starał się nie śmiać, nie mógł nie uśmiechnąć się, kiedy tak barwnie opowiadała o tym niekoniecznie przyjemnym spotkaniu. – Może cię to pocieszy, ale nie ma tutaj za wiele szczurów. Są myszy, ale myszy nie są... ugh – powtórzył po niej i uniósł brwi, żeby ostatecznie rozsiąść się na ławce i obserwując jak Melanie obróciła się, żeby usiąść przodem do niego tak, jakby byli swoimi lustrzanymi odbiciami, nie mógł się powstrzymać i wyciągnął w jej stronę rękę. Odgarnął od jej twarzy kilka niesfornych kędziorków, które nawinął ostrożnie na palec i założył za jej ucho rozciągając odrobinę spiralki, w które tak wiele razy wtulał twarz całując ją po głowie, kiedy leżeli razem na plaży albo na kanapie przed telewizorem; inaczej był przecież za niski, żeby pocałować Mel chociażby na linii włosów.
Wzruszył ramionami i pokręcił głową odchylając się do tyłu na chwilę, co najmniej jakby w ten sposób mógł odciąć się od tego, co chciała mu powiedzieć — nie zgadzał się z Melanie, ale nie chciał się z nią sprzeczać, tym bardziej, że mimo wszystko czuł jak jej słowa przyjemnie łechcą jego ego, którego wolał nie rozbudzać za bardzo, żeby nie musieć zmierzyć się z o wiele brutalniejszą niż mogłoby się wydawać rzeczywistością. Wbił — czy może po części — wbili mu w głowę, że nie jest gwiazdą i jeśli wydaje mu się, że ktokolwiek przychodzi na mecze, żeby oglądać jego..., był w błędzie, więc nie mogła spodziewać się, że mógłby zareagować inaczej na jej zapewnienia. Kołysał się dłuższą chwilę na skrzypiącej ławce, żeby ostatecznie przekrzywić głowę i ściągając usta w wąską kreskę, popatrzeć na nią i już chciał odpowiedzieć, kiedy dała Nicky’emu do zrozumienia jasno, że non ha ancora finto... I nie mógł nie uśmiechnąć się w chwili, w której jej wyciągnięty gdzieś w stronę zachodu palec wylądował na jego nosie.
Nie mógł napatrzeć się na Melanie wciąż nie do końca dowierzając, że to wszystko nie było jakimś pieprzonym snem, z którego miał się obudzić lada moment — przecież w ostatnim czasie miewał szalone i tak cholernie realne sny, że kiedy budził się, chwilami nie był pewien czy to, co widział przed chwilą pod powiekami było rzeczywiście jedynie wytworem jego porządkującego informację mózgu?
Wpatrywali się w siebie tak, jak te dwa czy trzy lata wcześniej we Włoszech, z których była jedynym dobrym wspomnieniem, ale nie chciał przyznawać się do tego nawet jej, mimo że przecież wiedziała o nim wszystko — dosłownie. Słuchając tego, o czym mówiła uśmiechnął się, kiedy wspomniała o Aborygenach, bo przecież opowiadał jej kilka ich legend, ale miał wrażenie, że nie zrobiły na niej większego wrażenia, a tymczasem przyznała się właśnie, że przez niektóre historie bała się zasnąć. I pewnie tych kilka lat wcześniej odpowiedziałby, że to dlatego, bo nie było go obok niej, ale dzisiaj nie miał na tyle śmiałości. Zmienił się przecież — zmieniał się jeszcze będąc z nią...
Nie wiesz nawet jak się cieszę. Naprawdę! Naprawdę się cieszę i skoro mówisz, że myślisz zostać na dłuższe wakacje, będę musiał pokazać ci te wszystkie miejsca, o których opowiadałem non stop. O ile – dodaje speszony wbijając na moment wzrok w drewniane deski ławki, na której siedzieli kołysząc się już w tym samym rytmie. – O ile będziesz chciała, oczywiście. – Podnosi głowę powoli i niemal wbija się spojrzeniem tych lśniących, błękitnych tęczówek w jej oczy.
niesamowity odkrywca
dominicky
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
Nie wiedział - i może nigdy się nie dowie, więc cicho sza! - jak wiele zabukowała biletów z Rzymu prosto do Kingsford Smith zaraz po jego odejściu, a także w kolejnych, smutnych i szarych dla niej dniach. Rozważała wiele opcji, przesiadki wyskakiwały w Doha, Hongkongu, Dubaju, Guangzhou, Santiago, Perthu, Singapurze, nawet w Abu Dhabi. Kilkakrotnie wyciągała swoją walizę z szafy, aby zgarnąć wszystko to, co wydawało się jej niezbędne i bez czego nie mogłaby się obejść w Australii, z resztą zaś stwierdzała, iż mogłaby się rozstać bez żalu. Parkotnie sięgała już nawet po telefon, aby zerwać kontrat, odwołać kampanie reklamowe, powiedzieć, że nie może być dzisiaj na bankiecie, ponieważ za godzinę leci za miłością swojego życia i... Być może właśnie tak powinna postąpić, nie oglądać się za siebie oraz przede wszystkim zaufać swojemu sercu. Dać mu dojść do głosu, pozwolić, aby uciszył rozum. Wtedy..., wtedy dzisiaj wszystko mogłoby być inne.
Ale rzeczywistość była, jaka była. Przynajmniej - w końcu! Alleluja! - miała przed sobą, na wyciągnięcie ręki Nicky'ego i choć na ten moment, gdy siedzieli naprzeciwko siebie na szkolnym boisku, nie mogąc oderwać jedno od drugiego oczu, mogła sobie pozwolić na słodkie zakłamanie codzienności. Nie sądziła, że to możliwe, ale jednak czuła się przy nim, jakby wcale nie dzieliła ich półroczna rozłąka. Raptem nie widzieli się kilka dni, tak, jak to czasami bywało we Włoszech, gdy Nordberg trenował a ona od świtu do zmierzchu nie wychodziła z planów zdjęciowych; gdy wracała, Nicky już dawno spał, albo to on wślizgiwał się po cichu na paluszkach do mieszkania nie chcąc jej zbudzić, bo wiedział, że choć czuwała, poduszka miała zbyt dużą siłą grawitacji i w końcu zasypiała wtulona w jego stronę łózka.
- Nie wiem, co gorsze, mon cher. Szczury, czy pająki? Szczury, a może jednak pająki...?! - na samą myśl, że w ogóle rozważa takie opcje, skrzywiła się.
Przymknęła oczy, gdy palcami przeczesał złapaną w ich sidła sprężynkę. Nosem, otarła się o jego kosteczki, po cichu w myślach przeliczając je na melodie starej kołysanki, jak to zwykła robić w chwilach rozleniwienia w Rzymie, a wargami, nie do końca świadomie, najwyraźniej dając upust uczuciom, jakie musiały się w niej obudzić na skutek tej jakże szczęśliwej koniunkcji sfer, pocałowała zagłębienie między kciukiem, a palcem wskazującym.
Kończąc swoją opowieść, a właściwie to wyłącznie preludium, bo chciała powiedzieć mu więcej - wszystko! bez wyjątku! Od tego nieszczęsnego, zimowego dnia z pogodą pod psem aż po dzień dzisiejszy - gdy już w końcu nacieszą się sobą i przestaną mieć głupie myśli, że do takiego spotkania jak dzisiaj w ogóle nie mogło dojść, nacisnęła na jego nos tak, jakby w tym miejscu miał duży, czerwony przycisk i mógłby pretendować do roli klauna bądź jeszcze lepiej Rudolfa.
- Uwierzysz, że nadal mam tę listę, którą zrobiliśmy jednego popołudnia? - zagadała, pochylając się tak, że gdyby Nick wyprostował się tu i teraz, zderzyliby się swoimi nosami. Jej pokręcone włosy, stworzyły kurtynę, mogli schować się swobodnie przed bożym światem. Kusząca perspektywa, nieprawdaż?
Sięgnęła do kieszeni spodni w szortach, wyciągając z niej złożoną na równo kartkę papieru. Nasze wakacyjne plany. A pod spodem wypunktowane miejsca i zakątki w Lorne Bay, gdzie koniecznie mieli w te wakacje się pojawić. Ostatnie trzy miejsca musiała dopisać później, być może nawet teraz, na dniach, co widać było po innym narzędziu pisarskim i tym, że kilkakrotnie zapisała jedną literę, pogrubiając całe słowo.
- To kiedy i od czego zaczynamy, co? Ja mam i czas, i chęci właściwie to... dwadzieścia cztery na dobę, ale Ty masz tutaj chyba swoje życie, co? Nie chciałabym je wywrócić do góry nogami, Nicki - czyżby? Jesteś tego aż tak pewna? Nie kłam, Melanie! Oparła czoło o jego czoło, a wymowne chochliki w jej spojrzeniu zatarły łapki zadowolone z siebie.

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
25 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
tu dici 'non ho niente' / ti sembra niente il sole, la vita, l'amore / meraviglioso / il bene di una donna che ama solo te / la luce di un mattino, l'abbraccio di un amico, il viso di un bambino / meraviglioso
Mel Russo

I może lepiej, że nie wiedział, bo pewnie niemiałby darować sobie, że była następną osobą, która cierpiała z jego powodu — to, że nie odszedł bez słowa nie oznaczało przecież, że nie sprawił jej przykrości, którą widział w jej wielkich, ciemnych i lśniących tamtego wieczora o wiele mocniej niż kiedykolwiek wcześniej oczach. Samemu było mu trudno o tym wszystkim mówić i chociaż dali sobie czas na zastanowienie się, coraz trudniej i ciężej było się Nicky’emu pogodzić ze świadomością, że żyje tak naprawdę na jej utrzymaniu; nie dostawał i nie wiedział tak naprawdę czy dostanie jakiekolwiek wynagrodzenie z klubu, w którym zarząd zasłaniał się prawnikami i umowami podpisanymi przez Nordberga, ale nawet w tych stertach papierów nie do końca jasno określono warunki jego odejścia, kiedy to klub miałby z niego zrezygnować po odniesionych kontuzjach, na które nie miał wpływu i które stawiały pod ogromnym znakiem zapytania warunki i przede wszystkim relacje przedstawiane wszędzie w mediach jako, jeśli nie rodzinne, to przynajmniej jako przyjacielskie — w mediach wszyscy się uwielbiali i nie było między nimi żadnych najmniejszych nawet konfliktów, ale rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej i nie raz zdarzało się, że sami członkowie zarządu szczuli na siebie zawodników; to nie miało prawa skończyć się dobrze...
Mógł przecież zostać i znaleźć pracę we Włoszech, tylko że wiedział i to bardzo dobrze, że nie ma ani wykształcenia, ani tym bardziej doświadczenia a jedyne co potrafił to kopać piłkę, ale po odejściu z Milanu, to nie miało większego znaczenia — był skończony i gazety wprost pisały o nim jak o największej porażce klubu sugerując jednocześnie, że może również on przyczynił się do przegranej z Turynem w krajowych zawodach; wiedział..., widział jak Melanie czytała gazetę z tym artykułem marszcząc brwi i klnąc pod nosem, żeby ostatecznie wyrzucić ją do kosza razem z resztkami ze śniadania, które przygotowywała, kiedy tylko dosłyszała, że szedł do kuchni. Nie przyznał się jej od razu, że widział jak pomięła gazetę najmocniej wyładowując złość na tej nieszczęsnej stronie, ale nie potrafiąc długo ukrywać przed Mel czegokolwiek w końcu ruszyli ten temat i chyba wtedy ostatecznie zdecydował, że czas wracać. I co, jeśli przyjechałaby zaraz za nim? Lepiej, że nie wiedział, że chciała to zrobić i lepiej, że tego wtedy nie zrobiła.
Ratti, zdecydowanie gioia mia – przyznał nie odrywając od jej twarzy i burzy kręconych włosów rozwiewanych przez wiatr wzroku. Uśmiechnął się, kiedy najpierw wtuliła w jego dłoń policzek, żeby nabrać i zatrzymać powietrze w płucach w chwili, w której musnęła ledwie ciepłymi wargami cienką skórę łączącą z kciukiem palec wskazujący — przez ułamek sekundy był gotów przysunąć się i obejmując ją mocno, wpić w jej pełne wargi, które zatrzymywały się zaraz nad zębami, kiedy tylko wybuchała tym najdźwięczniejszym śmiechem, którego czysty tembr niósł się echem długo w jego głowie. Potrząsnął głową naprawdę niedowierzając, że trzymała kawałek kartki wydartej z jego terminarza, na której planowali wspólne wakacje właśnie tutaj w Lorne Bay. I jak tylko sięgnęła do tylnej kieszeni seansowych spodenek z naprawdę krótkimi nogawkami postrzępionymi na brzegu, zupełnie nieświadomie przysunął się bliżej i niewiele brakowało, żeby obrócił ją aby mogła oprzeć się plecami o jego mimo niekoniecznie najwyższego wzrostu całkiem rozłożystą klatkę piersiową tak, jak siedzieli wtuleni w siebie wiele razy.
Naprawdę chcesz zobaczyć malowidła Aborygenów w jaskini Koolkuna? – Spytał spoglądając najpierw na listę, z której , mimo że leżała odwrócona od niego do góry nogami, udało mu się odczytać trzy nowe miejsca, które musiała dopisać sama a zaraz potem wpatrzył się w Mel i wzdychając ciężej niż spodziewał się, że może wypuszczając całe powietrze z płuc, przyznał nieco skrępowany i jakby zawstydzony przecierając mocno opaloną szyję dłonią:
Zaraz zaczynamy strzyżę i przez kilka dni..., przynajmniej dopóki nie ogolimy większości stada... To nie tak, że chcę się wymigać! Absolutnie nie! Po prostu kilka najbliższych dni będzie ciężkich i jeśli nie miałabyś nic przeciw temu..., moglibyśmy pokręcić się po najbliższej okolicy. Mel? – Tłumaczył się..., tłumaczył się, bo mu zależało. I to cholernie mocno — mocniej jak zakładał, że może...
niesamowity odkrywca
dominicky
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
Było, minęło. Nie mogła cofnąć czasu, czegokolwiek zmienić ze swoich bądź też jego decyzji - pytanie tylko, czy gdyby jakimś czarodziejskim, magicznym sposobem mogła jednak stanąć ponownie przed wyborami dokonanymi pół roku temu, na pewno wybrałaby inaczej? Wiedziała dobrze, że Rzym już zawsze kojarzyć się będą Nicky'emu z pogrzebanymi marzeniami. Mógł zostać, ale codziennie znajdowałby w szyldach mijanych sklepów odbicie tego, że nie pogodził się z porażką, z szansą, która została mu wydarta i tak naprawdę nikt się nie pytał jego o zdanie, ponieważ kontuzja wybrała za niego. Usechłby, jak te wszystkie róże, które przynosił do ich mieszkania i wsuwał niepostrzeżenie do wazonu na wyspie kuchennej, aby poranną kawę mogła wypić w towarzystwie czerwonych płatków najpiękniejszego kwiatu. Dumnego trochę tak, jak ona. Nie chciała, aby wegetował zamiast żyć pełnią życia i choć wtedy tego nie rozumiała - nie mogła przecież zaślepiona uczuciem - z biegiem czasu pogodziła się z myślą, że zachowała się naprawdę dojrzale i odpowiedzialnie. Jak nie ona. On zresztą również. Na przekór tym wszystkim, nie zawsze uzasadnionym wyrzutom sumienia. Już Mel im pokaże, gdy znowu zechcą mącić Nordbergowi w głowie!
Chichocząc, bez większego skrępowania wyciągnęła się jak długa na ławce, a głowę oparła o jego kolana. Przeszkadzało jej słońce, dlatego podniosła wysoko kartkę chcąc się nią zasłonić przed gorącymi, męczącymi oczy promieniami. W miejscu, gdzie wyrwany z terminarza papier był mokry od plam, przetarty od kreślenia czy też zwykłego użytkowania, bliżej nieokreślona w kształcie poświata przedostawała się na jej policzki uskuteczniając subtelną grę światłej i cieni. Naturalnie, zapełnienie nie przypadkiem jak zdradzały te zadziorne chochliki w jej oczach, muskała rogami kartki jego lica, nos, brodę, a nawet kącik ust. A wszystko to okraszone szerokim uśmiechem, gdyż Mel doskonale wiedziała, że ten zdawał sobie sprawę o jej małych, niegroźnych zagrywkach.
- Oczywiście! Przejść się po świętej skale Uluru, zanurkować w Wielkiej Rafie Koralowej... - zaczęła wyliczać, dopisane trzy punkty po czasie, być może nie tak dawno temu, jeżeli wziąć pod uwagę, że spędziła w Australii niespełna dziesięć dni, traktując mocno na około. O Wyspie Syren opowiadał jej często, podobnie zresztą jak o lokalnym punkcie startowym wycieczek balonem. Mel zawsze chciała dotknąć chmur, nic więc dziwnego, że dopisała LB Hot Air Balloon kiedy po raz enty wróciła do ich spisanych na papierze wakacyjnych planów. Co do trzeciego, długo nie mogła się zdecydować i na zmianę wpisywała opuszczoną latarnię morską i... farmę ananasów, ostatecznie decydując, że powinni podjechać i tu, i tu. Najlepiej to zgarnąć własnoręcznie zebrane owoce i z nimi zaszyć się na zachód słońca na samej górze konstrukcji wyłączonej z użytku po wybudowaniu nowej. Bo dlaczego nie?
Nie tyle fakt, że nagle Nicky zaczął się tłumaczyć, ale sposób w jaki to robił momentalnie przykuł jej uwagę. Potrząsnęła burzą włosów, wiercąc się chwilę na ławce jakby całą sobą chciała powiedzieć nie, nie, nie, nie.
- Zaraz, zaraz. Jakie strzyżenie? Jakie zwierząt? Dlaczego ja nic nie wiem, że sprawiłeś sobie stado, co? - wymamrotała, zsuwając się na ławce jeszcze niżej. Teraz, nijak nie mógł uciec jej oczom.
- Gadaj! Gadaj, albo Cie... Zjem! Ha! - w sposób, który dorośli bawią się z dziećmi, zaatakowała jego brzuch, łaskocząc ciepłym powietrzem i opuszkami tam, gdzie ni mogło to pozostać bez echa. Co prawda koszulka łagodzi odczucia, ale gdyby tylko jej palce zabłądziły i wślizgnęły się pod materiał lub - o zgrozo! a to ci nicpoń! - dostał się tam jej nos, Nicky byłby zagubiony.
Przestał dopiero, gdy błagalnie wyszeptał wystarczy. Popatrzyła się na niego z miną szelmy.
- Nigdy nie strzygłam owiec, lam, a nawet psów. Na incydent z Twoją czupryną pozwolę sobie spuścić kurtynę milczenia, ale to siła wyższa, nagła sytuacja i w ogóle, więc jestem usprawiedliwiona... Myślisz, że mogłabym pomoc? Obiecuję nie narzekać na zapaszki i ciężką prace, bo pewnie to całe stado grzecznie nie stoi w miejscu czekając, hmmm? - ułożyło ręce jak do deklaracji słowa harcerza.

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
25 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
tu dici 'non ho niente' / ti sembra niente il sole, la vita, l'amore / meraviglioso / il bene di una donna che ama solo te / la luce di un mattino, l'abbraccio di un amico, il viso di un bambino / meraviglioso
Mel Russo

Nie jedynie... Była jeszcze ona — najjaśniejsze wspomnienie, które miał wrażenie, że wisząc nad jego głową migotliwym światłem rozjaśniało mu drogę w ciemności jak te tysiące gwiazd lśniących na nocnym niebie, w które wpatrywał się tak wiele razy. Jak pojawiający się i znikający co minutę snop blasku rozpraszającego mrok wysyłany z latarni, żeby dopływające do brzegu statki dotarły bezpiecznie nie osiadając na mieliźnie tak, jak miał wrażenie, że on osiadł pozwalając niepewności wkraść się tak bardzo nie tylko między swoje myśli, ale i uczucia, że sam nie wiedział czego tak naprawdę oczekuje i chce od świata a przede wszystkim od siebie.
Melanie znała go zdecydowanie najlepiej; widział patrząc w jej oczy, że wiedziała doskonale, co mógłby przeżywać właściwie codziennie pozostając z nią we Włoszech i chociaż musiała wiedzieć też, że nie poddałby się z czasem świadomość jak wiele stracił mogłaby zniszczyć wszystko to, co było między nimi tak, że może nawet nie byliby w stanie patrzeć już na siebie zniechęceni i przybici całą tą sytuacją, którą Nicky starał się jej nie obarczać, ale oboje wiedzieli i widzieli przecież dzień w dzień, że to niemożliwe; nie chciał, żeby rezygnowała z czegokolwiek spędzając z nim czas, kiedy przez pierwsze tygodnie po operacji musiał nauczyć się stawiać kroki tak, żeby nie obciążać prawego kolana. Czuł, że musi przejść przez to sam, ale Melanie nie dawała za wygraną i nie chciał, żeby w sytuacji, kiedy mogłoby się okazać, że będzie musiał przejść kolejną i kolejną a potem jeszcze jedną operację, zaczęli kłócić się, bo ona chciała po prostu go wspierać... Tylko, że Nicky nie potrafił się pogodzić ze świadomością, że żeby być przy nim musiała zrezygnować z czegoś, czym zajmowała się zanim się poznali i w czym była tak dobra, jak on na boisku — wystarczał pierwszy flesz i miał wrażenie, że automatycznie przechodziła w tryb jestem modelką jednocześnie nie przestając być w 100% naturalną i naprawdę szczerą w każdym, mimo że pozowanym, uśmiechu; wyciągała pozytywne emocje i tak jakie miała usposobienie starała się optymistycznie spojrzeć na każdą nawet tę najbardziej beznadziejną sytuację. I nawet, jeśli w jej oczach przez chwilę mógł dostrzec błyszczący smutek albo strach, wręcz czuł jak uśmiechając się próbowała za wszelką cenę nie pozwolić mu zapanować nad sobą i owładnąć głowy, którą obracając się na ławce oparła, kiedy tylko usiadł normalnie — nie okrakiem — na jego kolanach. I gdyby odwróciła głowę od ciała Nicky’ego w bok, policzkiem dotknęłaby do blizny, która przypominała mu boleśnie o odniesionej porażce, z którą zdążył się pogodzić a przynajmniej zakopać ten wojenny topór, do którego jedynym kto mógł zginąć był tylko on sam.
Przyglądając się Melanie jak chowała się za kartką, aby zaraz potem unieść ją i rogiem zahaczyć o jego nos albo szczękę, kiedy tylko zmrużyła lekko oślepiona przez słońce powieki, przyłożył dłoń do jej czoła tak, jakby była daszkiem i osłaniając jej oczy przed promieniami zaczął dopytywać o kolejne, dodane już przez nią, punkty na liście atrakcji, które mieli zwiedzić podczas spędzonych w Australii wspólnie między następnymi sezonami i kontraktami, wakacji. Słysząc o Uluru pokiwał głową a kiedy wspomniała o rafie musiała zauważyć jak zaświeciły się Nicky’emu oczy. – O tak! Rafę koniecznie musisz zwiedzić i wiadomo... Nie puszczę cię samej, więc będziemy musieli wytrzasnąć skądś kilka dni – zaczął, żeby po chwili zacząć tłumaczyć się Melanie, że taki wypad musieliby chwilę odciągnąć w czasie. Mówił coraz więcej zawstydzony do chwili, w której spytała czy dorobił się stada na co przymknął jedynie powieki i pokręcił przecząco głową czując, że wreszcie rumieniec przelewając się przez szyję zaczął wychodzić mu coraz wyżej na zapadnięte policzki.
Nie – odpowiedział o wiele ciszej. – Pracuję u kogoś. W zamian mam gdzie spać, co jeść i trochę pieniędzy – dodał powoli otwierając oczy i wpatrując się Melanie w twarz zastanawiał się czy rzeczywiście powinien wstydzić się, że starał się uczciwie zarabiać na swoje utrzymanie i, żeby móc chociaż trochę pomóc młodszej siostrze? Wiedział, że nie tak samo, jak wiedział, że Mel jest ostatnią osobą, która mogłaby pomyśleć cokolwiek o jego obecnej sytuacji a mimo wszystko czuł się dziwnie przyznając się czym zajmował się tak naprawdę od powrotu do domu. I dziękował w duchu, że właśnie tak, nie inaczej zareagowała starając się łaskocząc go wyciągnąć z Nicky’ego więcej szczegółów. – Ej, ej! Już! Nie łaskocz i uważam, że całkiem nieźle ci poszło, tylko niepotrzebnie chciałaś wyrównać, ale nie wyglądałem źle w tych krótkich włosach..., chociaż masz rację. Po lewej dłużej nic nie chciało odrastać. – Zaśmiał się przypominając tamto popołudnie, które mimo że był wtedy w szpitalu, nie należało do tych wszystkich złych wspomnień — Mel starała się jak mogła, ale kiedy chciała wyrównać przejście między krótszymi boczkami i dłuższą górą..., nie wszystko poszło nie tak, jak powinno i skończył z kilkumilimetrowym jeżykiem na głowie, który ostatecznie był naprawdę wygodnym rozwiązaniem na kolejne tygodnie spędzone w klinice.
Pomóc? Chyba nie, bo to kawał naprawdę ciężkiej roboty, chociaż... – Po uniesionych wysoko brwiach i z zmrużonych oczu mogła domyślić się, że coś musiało mu chodzić po głowie. – Właściwie, jeśli nie boisz się pobrudzić, mogłabyś podbierać ostrzyżoną wełnę. W ostateczności wystarczy jak od czasu do czasu podasz mi piciu – dodał mając nadzieję, że domyślała się już, że to oznaczało dzień na farmie Ashwortha.
niesamowity odkrywca
dominicky
25 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Dimmi se c’è ancora sulle labbra il mio sapore
Dotknęła jego dłoni, formułując je w taki daszek, przez już na pewno żaden złośliwy promień słońca nie przesmyknął się pomiędzy palcami Nicky'ego.
- Widziałeś ją już na własne oczy? Rafę Koralową? - dopytywała, dostrzegając ten dawno nie widziany, ale jakże dobrze zapamiętany błysk w jego oku. Mogło ich dzielić całe pół roku, kolejne doświadczenia oraz życie zupełnie nie podobne do tego, jakie wiedli we dwoje w Rzymie, nie mniej nadal był tym samym Nordbergiem. Może schowanym w skorupę, bardziej powściągliwym i jeszcze nie do końca pewnym, jak powinien się wobec niej zachowywać, czego oczekiwać, a także spodziewać się po Mel, lecz... To tylko chwilowe. W końcu na razie nigdzie się nie wybierała. Zwłaszcza z jego kolan, wygodnych jak zawsze.
- Powinnam pewnie jeszcze dodać, że nie umiem nurkować, ale... To chyba nie przeszkoda, prawda? Moglibyśmy poćwiczyć, jeżeli znajdziemy chwilę, w najbliższych dniach, które spędzimy tutaj z uwagi na Twoją pracę - powtórzyła za nim, naśladując ton głosu Nordberga z nieco przerysowaną, ale nie złośliwą nutą.
Absolutnie nie miał się czego wstydzić. Pracował i chyba lubił to, co robił, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdy zaczynał mówić o stadzie, które miał pod opieką. Mel patrzyła się szerzej na sprawę, skoro nie siedział całymi dniami w domu i nie zatracał się w przeszłości, musiał choć jeden krok zrobić na przód. A to dobrze. Nawet bardzo. Tak, jak on chciał usłyszeć wszystko na jej temat, tak Russo chciała być na biężaco ze zmiana w codzienności Nicky'ego. Ale i na to, przyjdzie jeszcze czas. Pozwoliła sobie nieśmiało założyć, że będą mieli jeszcze naprawdę sporo okazji, aby nadrobić ten okres rozłąki. Choćby siedząc tak jak teraz na trybunach szkolnego boiska. Albo oglądając wschód słońca z tych piaszczystych plaż, na których już raz zrobiła aniołka tym razem nie ze śniegu, tylko w złocistym, wygrzanym przez słońce piasku.
- Szczerze? Mnie te całe lamy kupiłyby od razu, więc Tobie się nie dziwie - puściła mu perskie oczko, które poczuł, jak rzęsami połaskotała wierzch jego dłoni.
Uśmiech szelmy na jej ustach poszerzył się, gdy okazała chłopakowi litość i grzecznie zabrała swoje dłoni. Wróciła na jego kolana, moszcząc się na nich głową tak, jakby były nie jego, tylko jej.
Chciała zaprotestować, bo przecież doskonale wiedział, że kto jak kto, ale Mel żadnej, ciężkiej pracy się nie boi, nie mniej widok miny Nicky'ego kupił mu niego czasu. Kręcąc nosem, czym jak podejrzewała nie do końca pozwalała mu się skupić, cierpliwie czekała, aż w końcu podzieli się z nią swoim misternym planem i... choć nie tego się spodziewała, cmoknęła.
- Podaj mi piwo, kobieto, co? - zaśmiała się, gdyż jej bujna wyobraźnia potrafiła wcielić Norberga właśnie w rolę mężczyzny z protekcjonalnym tonem, a jej przypisać epizod uniżonej służącej. Podniosła się, siadając znów naprzeciwko chłopaka i oparłszy dłonie na jego kolanach, wyciągnęła się jak kotka tak, że cała - zwłaszcza jej bujna, uczesana przez wiatr fryzura - przysłoniła mu świat.
- Jeżeli tylko będę mogła w tej wełnie później cała zanurkować... Jesteśmy umówieni. Powiedz tylko, a najlepiej napisz gdzie i o której - kończąc, palcami nakreśliła swój numer na jego ręce, a ponieważ nie zmienił się on od ostatniego razu, nie musiała go zapisywać tam na trwalej.
- Wełna naprawdę jest taka miękka jak obłoczek? - wpatrywała się w jego oczystka, dostrzeże więc wszystkie kłamstwa i inne mijanie się z prawdą!

nicky nordberg
ambitny krab
Mel
ODPOWIEDZ