Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
007.


Nie miała pojęcia jak to się stało.
Wszystko działo się tak szybko.
W jednej chwili wsiadała na swój miętowy składak i mknęła oświetlonymi ulicami Lorne, a w drugiej jasny promień mocnego światła zasłonił jej drogę, dudniąc głośno klaksonem i wtórując donośnym huknięciem.
W trzeciej leżała już na chłodnym asfalcie, a dźwięk syreny pogotowia zdawał się narastać z każdą sekundą.
W czwartej siedziała już w karetce, wciąż w lekkim szoku obserwując jak jeden z pracowników pogotowia mierzy jej ciśnienie i sprawdza obrażenia. Obrażenia, które na całe szczęście nie okazały się poważne - jedynie rozwalone kolano, zadarte łokcie i lekki wstrząs, spowodowany uderzeniem.
Nie miała pojęcia jak do tego doszło. Przecież była ostrożna, a to cholerne auto pojawiło się nagle, jakby znikąd. Nie dało się tego inaczej rozegrać. Nie było na to czasu. Całe szczęście wszyscy byli cali, a Jo po szybkim obandażowaniu pozwolili nawet oddalić się do domu. No może nie do końca “pozwolili”, a bardziej ona uparła się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i może spokojnie już wracać na kwadrat, zapewniając wcześniej funkcjonariuszy, że lada moment ktoś ją odbierze i nie będzie sama.
Problem w tym, że była sama. Była sama jak pieprzony palec do tego stopnia, że nie miała nawet nikogo, kto odebrałby ją z pieprzonego wypadku i zaprowadził bezpiecznie do ciepłego wyrka. Była zdana tylko i wyłącznie na siebie.
Rower zdecydowanie nie nadawał się do dalszej jazdy bez wcześniejszej wizyty w sklepie rowerowym, wiec męcząc sie przy tym podniosła go do góry i prowadząc za kierownice skierowała się w kierunku Sapphire River.
Chłodny wiatr otulał jej twarz, a późna godzina wcale nie pomagała w poprawie jej samopoczucia. A czuła się obrzydliwie. Nie chciała iść do domu. Nie chciała być sama. I jak normalnie nie narzekała na takie rzeczy, ten wieczór stał się kumulacją wszystkich przykrych emocji.
Zawędrowała nad rzekę tuż przy domkach, jebła rower z pogardą pod pierwszym lepszym drzewem, usiadła na wielkiej skałce, tuż przy samej wodzie i po prostu, najzwyczajniej w świecie się rozpłakała. Samotność była obrzydliwą kurwą, której nie życzyłaby nawet najgorszemu wrogowi.
Z kieszeni polowej kurtki wyciągnęła telefon i wybrała numer, który widniał na samej górze ostatnio wybieranych. Numer, który zazwyczaj był lekarstwem na całe zło.
- Otis? - siorbnęła nosem, gdy tylko usłyszała znajomy głos po drugiej stronie słuchawki - możesz gadać? - głos łamał się jej w pół słowa, pomimo że z całej siły próbowała mówić najnormalniej, jak tylko była w stanie.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
09.


Wypad z chłopakami z miasto brzmiało jak coś, czego potrzebował. Ostatnie dni w pracy nie były łatwe, ludzie powariowali z tym wysyłaniem pocztówek, a później to on musiał wrzucać je do skrzynek, choć tak naprawdę mógłby wszystko wyrzucić do pobliskiego śmietnika i udawać, że kartki nigdy do Lorne nie dotarły. Tylko, że Otis sumiennie traktował swoją pracę. Była jedyną robotą, w której czuł się dobrze i mimo że nie było to spełnienie jego marzeń, sprawdzał się w niej nienagannie. I przełożeni chyba też byli z niego zadowoleni, skoro w dalszym ciągu go nie zwolnili. Albo po prostu żaden inny frajer nie chciał podjąć się takiej nudnej pracy. Ale życie nauczyło Goldsworthy'ego, że żadne zatrudnienie nie hańbiło. Jego ojciec, odkąd chłopak pamiętał, ciężko pracował w stoczni, żeby utrzymać całą rodzinę. Nigdy nie było łatwo i od małego każde z czwórki rodzeństwa łapało się dorywczych prac, żeby odciążyć rodziców. A kiedy wraz z Calie wynieśli się na swoje i zdołali wynająć mieszkanie, musieli radzić sobie sami, bo o pomoc matki czy ojca nie śmieli prosić, choć byli świadomi, że ci uchyliliby im nieba.
Spontaniczny wyjazd pod namioty - pięciu chłopów, ognisko, gitara, alkohol. Czego chcieć więcej? Wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdążył napomknąć o wyjeździe siostrze ani Jo, a przecież z tą pierwszą mieszkał, a z drugą bezustannie wisiał na telefonie. Po komórkę sięgnął dopiero, gdy dotarli na miejsce i rozbili namioty, a przegrani w papier - kamień - nożyce zostali wytypowani do zbieranie chrustu na ognisko. Już chciał wysłać kilka wiadomości, kiedy na wyświetlaczu pojawiła się znajoma nazwa kontaktu.
- Cześć, właśnie o tobie myślałem - zaśmiał się, ale słysząc drżący głos po drugiej stronie, ściągnął brwi i podpiął słuchawki, żeby móc lepiej słyszeć. - Tak, pewnie. Wszystko w porządku? Jo? - podniósł się z pieńka, na którym siedział i oddalił nieco od obozowiska, gestem ręki dając kolegom znać, że wróci za jakiś czas. Oczywiście nie obyło się bez gwizdów i docinków, jednak Otis nie miał zamiaru się tym przejmować. - Halo, słyszysz mnie? Co się stało? - na szczęście na polanie nad jeziorem zasięg był dobry i nie trzeba było się martwić, że za moment coś zerwie połączenie. Natomiast poważnie zaniepokoił go Jo, bo ewidentnie wyczuł, że coś było nie tak, dlatego krążył od drzewa do drzewa, czekając aż ta zacznie mówić.


Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Zazwyczaj żyjemy chwilą. Ciągle gdzieś się śpieszymy, staramy się ogarnąć wszystko na tip top, nie myśleć za dużo, cieszyć się życiem i stosować w mniejszym lub większym stopniu politykę yolo, kumulując te złe emocje w sobie. Czasami jednak dla każdego nachodzi taki moment, kiedy szala wytrzymałości zaczyna się wylewać, a wszystko to, co wcześniej umiejętnie chowało się gdzieś w środku po prostu, najzwyczajniej w świecie - wypierdala. Jak szambo.
Jo siedziała na samotnym kamieniu, spoglądając na pasmo latarni po drugiej stronie rzeki, ułożonych w idealnym od siebie odstępie pozwalając, by właśnie wcześniej wspomniane szambo tak po prostu z niej wyjebało. Całe. Bo przecież jak już coś robić to na pełnej kurwie, nie?
Samotność uderzyła ją z cholernie wielką siłą, uświadamiając, że jest na tym świecie zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie miała żadnej rodziny. Żadnej. Nawet tej jednej ciotki, czy wujka, którzy z grymasem przygarnęliby ją w potrzebie. Bo przecież nie mieliby wyjścia. Bo to przecież rodzina. A rodzina w mniejszym lub większym stopniu zawsze pomoże. Co więc jak się jej nie miało? Co jeśli znalazłaby się w sytuacji kompletnie podbramkowej? A to, że byłaby w totalnej dupie. Czarnej, smutnej dupie.
Zupełnie tak, jak niecałe trzydzieści minut temu, kiedy miała cholerny wypadek. Kiedy cała roztrzęsiona zbierała się z podłogi i musiała udawać twardą, bo przecież nie była już dzieckiem. Nie mogła tak po prostu zadzwonić do matki i poskarżyć się na całe zło tego świata, oczekując w zamian odrobinę troski. Po prostu nie mogła. Tłamsiła więc w sobie całe to przerażenie, złość i frustrację.
Myślała, że telefon do Otisa to był dobry pomysł. Że jak tylko usłyszy jego radosny głos od razu poprawi się jej humor, a to całe negatywne gówno tak po prostu odejdzie w niepamięć. Nie mogła się bardziej pomylić. Bo kiedy tylko jego przejęty głos wybrzmiał w słuchawce, Jo rozkleiła się już po całości, puszczając gardę, którą przez tak długi czas dzielnie trzymała.
- Ja.. kurwa przepraszam. Nie wiedziałam do kogo zadzwonić. Nie miałam do kogo zadzwonić. A to wszystko tak się stało, tak nagle i to auto. Uderzyło tak mocno. Kurwa, przysięgam, że go nie widziałam. Tak kurewsko się bałam i.. - mówiła bez ładu, szybko, prawdopodobnie mało wyraźnie, układając zlepek słów, które za nic nie łączyły się w sensowną całość. Wyrzucała z siebie zdania jak leciały. Wszystko, co przypatoczyło się jej na jezyk - ..A potem nim się zorientowałam już byłam w karetce i mówili, żebym zadzwoniła po kogoś, ale nie miałam po kogo, bo przecież nie ma kurwa nikogo i ja.. ja.. - zamilkła na moment, pozwalając by łzy bezsilności po prostu spłynęły po jej zaróżowionych policzkach. Oczy piekły nieprzyjemnie, a serce dudniło zdecydowanie za głośno. Poprawiła roztrzepane włosy i ponownie pociągnęła nosem.
- Chciałabym, żebyś tu teraz był i mnie przytulił - rzuciła wręcz błagalnym tonem, jakby to właśnie była jedyna rzecz, która mogła przytrzymać ją przy życiu - Tak po prostu, kurwa, przytulił - wyszeptała na resztkach oddechu. Odchyliła do tyłu głowę, nabierając powietrze i uświadamiając sobie, że to pierwszy raz, kiedy autentycznie nienawidziła tej cholernej telefonicznej odległości, jaką dzielili. Oddałaby wszystko, żeby był tu teraz z nią, na kamieniu obok i mógł powiedzieć, że wszystko będzie okej. Bo przecież każdy potrzebuje czasami chwili czułości, prawda?
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Mówiła szybko i chaotycznie, więc ciężko było cokolwiek z tego zrozumieć. Auto. Uderzenie. Karetka. Te kilka pojedynczych słów sprawiło, że Otis zastygł w bezruchu i wstrzymał oddech. Najzwyczajniej w świecie stał jak wryty gdzieś w środku lasu i nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Przestraszył się. Tak całkiem poważnie. Czuł bicie własnego serca, które uderzało głośno w klatce piersiowej i odbijało się echem gdzieś z tyłu głowy. I zrobiło mu się gorąco. Tak kurewsko gorąco, jakby krew z ciała odpłynęła wprost do mózgu.
Dopiero po dłuższej chwili wypuścił powietrze z płuc tak głośno, że Jo na pewno musiała to słyszeć. Jednak zanim się odezwał, pozwolił jej skończyć. Pozwolił, żeby wyrzuciła z siebie wszystko, bo najwyraźniej właśnie tego potrzebowała.
- Nic ci się nie stało? Jesteś cała? - to pierwsze, co przyszło mu do głowy. Zabrała ją karetka, dlatego chciał upewnić się czy nie doznała podczas wypadku żadnych urazów. Mniejszych, większych - nieważne. Musiał wiedzieć, czy fizycznie nie działo się nic złego. Bo psychicznie słyszał, że nic nie było w porządku i nic nie było takie, jakie być powinno. - A twoi rodzice? - zapytał, bo po czymś takim nie mogła być całkiem sami. - Jacyś znajomi? Nikt nie może przyjechać? W ogóle gdzie teraz jesteś? - właśnie, gdzie była? Dalej w szpitalu? Zatrzymali ją na obserwacji? Wypuścili do domu? Nie powinna być teraz całkiem sama, a on nie mógł kompletnie nic zrobić. Mógł jedynie dotrzymać jej telefonicznie towarzystwa, a jakoś zdawało mu się, że to tak cholernie niewiele.
Chciał dla niej być. Chciał być obok, objąć ramieniem, pogładzić po włosach. Zaparzyć herbatę, okryć kocem i poczekać aż zaśnie. Mogliby nawet nic nie mówić. Albo rozmawiać o totalnych głupotach, byle Jo nie myślała o tym przykrym zdarzeniu. Może udałoby mu się ją rozśmieszyć? Mogliby też wybrać najdurniejsze filmy, które oglądaliby przez pół nocy, komentowali i podkładali głosy pod postaci, całkowicie zmieniając dubbingiem fabułę produkcji. Albo mogliby pograć w planszówki, a Otis nie musiałby nawet dawać jej wygrać, bo był zbyt głupi, żeby taktycznie rozegrać jakąkolwiek rozgrywkę. Mogliby leżeć i rysować sobie po plecach i zgadywać różne symbole. Mogliby słuchać muzyki i puszczać utwory zespołów, o których to drugie istnieniu nie miało pojęcia. Owszem, mogliby. Ale nie mogą.
- Chciałbym tam być - powiedział smutnym, mocno zmartwionym głosem. - Jak się czujesz? Co cię boli? - chciał jeszcze zapytać czy ten gość, co ją potrącił, został zatrzymany i poniesie jakieś konsekwencje, ale na razie wstrzymał się, bo na ten moment wydało mu się to najmniej ostatnio.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Była zła na siebie.
Nie chciała go w to mieszać.
Ostatnie czego potrzebowała to przejęty Otis, który zaprząta sobie głowę jej durnymi problemami i smutkami. Bo przejął się. Słyszała to. Słyszała w tonie jego głosy, który zdecydowanie różnił się od tego codziennego oraz głośny oddechach, które przelatywały prawie namacalnie na drugą stronę słuchawki. Nikt nigdy się nią nie przejmował. Nie przywykła tego. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że komuś faktycznie mogło na niej zależeć. Że była chociażby warta czyjegoś czasu, myśli, emocji.
A jednak. Jednak kogoś obchodziła. Kogoś, kogo nawet nigdy nie wiedziała na oczy. Jak popierdolone to było? Ta całą ich relacja, która oparta była jedynie na słowach rzucanych do niewielkiego pudła zwanego telefonem. Jak to w ogóle było możliwe, że tak mocno się z nim związała, tak bardzo przyzwyczaiła do jego towarzystwa, do suchych żartów, słów pociechy i szalonych historii. Jak to możliwe, że czuła do niego tak wiele, chociaż nawet nie znała koloru jego zapewne cholernie pięknych oczu.
- Przepraszam. Ja.. Tak, jestem cała - potarłą oczy, usilnie próbując ogarnąć ten pieprzony potok łez - To znaczy mam rozjebane kolano, trochę łokcie i podobno ten no.. lekki wstrząs głowy, ale ogólnie będę żyć - prychnęła żałośnie, jakby to miało naprawić cały nastrój tej rozmowy. Żałowała jedynie, że po drodze nie wskoczyła ostatkami sił do jakiegoś monopolowego. Może gdyby wlała w siebie wystarczającą ilość alkoholu wszystko jakoś mniej by bolało - fizycznie i psychicznie.
A twoi rodzice?
Przełknęła mocniej ślinę, czując jak kolejna fala łez już ustawia się w kolejne. Zagryzła policzek od środka, usiłując pozbierać się jakoś do kupy. Oczywiście, że wspomniał o jej rodzicach. Jakżeby inaczej, kiedy wlała w niego te wszystkie kłamstwa o szczęśliwej rodzinie z wielkim ogrodem. Boże, jaka była głupia. Nie potrafiła nawet porządnie budować relacji z ludźmi. Wszystko opierała na cholernych kłamstwach, kreując pierdoloną alternatywną rzeczywistość. I co? I co jej teraz z takiej pożal się boże rzeczywistości?
- Ja nie.. oni.. - zaczęła się jąkać, kompletnie nie potrafiąc zdecydować, czy to właśnie teraz przyszedł moment na powiedzenie prawdy - Kurwa, Otis, jestem beznadziejna. Przepraszam - żałosna. Była po prostu żałosna. Użalająca się nad sobą, żałosna Jo King - jeden wielki, chodzący żart - Przy Sapphire River, siedzę nad rzeką - chlipnęła, podciągając nosem, próbując w końcu zapanować nad histerią i nierównym oddechem.
Chciałbym tam być
Uśmiechnęła się blado pod nosem, czując w sercu dziwne ciepło, spowodowane jego słowami. Na co dzień rozmawiali zazwyczaj o typowo przyziemnych rzeczach jak ulubione smaki lodów i wkurwiający ludzie dookoła, rzadko kiedy poruszając tematy prawdziwych pragnień i ich znajomości. Miło było usłyszeć, że nie była w tym sama. Że on też, chociaż w najmniejszym stopniu chciałby teraz przy niej być.
- Naprawdę byś chciał? - dopytała, jakby chcąc potwierdzić szczerość jego słów, ale też usiłując skierować myśli na zupełnie inny tor. Odroczyć jakoś te przykre wspomnienia wypadku i tak po prostu skupić się na Otisie - No i co byś zrobił jakbyś tu był? Co byś powiedział? - rzuciła niepewnie, podkulając nogi i opierając głowę na ugiętych kolanach. Spojrzała przed siebie, przyglądając się wyjątkowo spokojnej wodzie. Jak widać nawet morskie stworzenia nie miały dzisiaj ochoty na wojaże.
- Trochę boli, ale do zniesienia - skłamała. Bolało jak jasna cholera, a z każdą chwilą, kiedy jej adrenalina opadała, ból wydawał sie wzrastać. Ale przecież nie musiała mu tego mówić. Jeszcze by sie kurwa zamartwiał, a z tym już narobiła wystarczająco bałaganu - A co u ciebie? Na pewno nie przeszkadzam? - dopiero teraz zorientowała się, że nawet nie spytała co u niego. Brawo, Jo. Kumpelka roku.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Za późno, już wystarczająco zdążyła go zmartwić. Z drugiej strony, gdyby nie zadzwoniła, pewnie robiłby jej wyrzuty, że nie dała znać. Tak źle, i tak niedobrze. A przecież mówili sobie o wszystkim i nie chciał, żeby cokolwiek przed nim zatajała. Nawet, jeśli była to najstraszniejsza rzecz na świecie. Albo taka, która sprawiłaby mu mnóstwo przykrości. Otis też trochę podkoloryzował swój życiorys, ale przez większość czasu był wobec Jo szczery. A na pewno nie okłamywał jej, kiedy mówił, że się martwił i że ją lubił, bo to akurat było najprawdziwszą prawdą.
Musiała mocno się potłuc i chociaż zapewniała, że to nic takiego, troska Goldsworty'ego wcale nie zmalała; nerwowo chodził w kółko, zupełnie zapominając o czekających na niego kolegach. Ale oni nie byli teraz istotni, poczekają. Chciał z nią pobyć, mimo że wolałby być blisko. Tylko nie miał takiej sposobności, a rozmowy telefoniczne to jedyne, co mieli. Niewiele, a jednak dla Otisa znaczyły prawie więcej, niż wszystko.
- Nie powinnaś zostać w szpitalu? - zapytał, kiedy oznajmiła, że siedziała nad rzeką. - No wiesz, na obserwacji. Albo przynajmniej wrócić do domu? - chyba nienajlepszym pomysłem było samotne szwendanie się, przynajmniej tak mu się zdawało. A co, jeśli zrobi jej się słabo i zemdleje gdzieś w środku lasu? I nikt jej nie znajdzie? Z głową nie było żartów. Bardzo to nieodpowiedzialne, bardzo nieroztropne i Goldsworthy zdecydowanie nie popierał takiego zachowania.
Co by powiedział, gdyby mógł tam z nią być? Nie wiedział. Nie wiedział, co miałby mówić. Pewnie z jego ust nie padłoby nic sensownego, ale może zdołałby ją rozchmurzyć. Nie powiedziałby, że wszystko będzie dobrze, bo nawet jak na niego było to zbyt prozaiczne. Zresztą doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że takie słowa nie miały znaczenie. Zupełnie, jak w przypadku sztampowego przykro mi. No i co z tego? Niby co miałoby to zmienić? Takie słowa nigdy nie ukajają bólu i nigdy nie sprawiają, że robi się jakkolwiek lepiej na duszy i sercu. Nie, te słowa rzucone ot tak niczego nie ułatwiały.
- Może mógłby potrzymać cię za rękę. Jeśli byś mi pozwoliła - podejrzewał, że siedzenie w milczeniu byłoby ciszą, która nie drażniłaby żadnego z nich. A gesty zawsze miały wyższą wartość.
Przez moment zapomniał, że kilkuosobową ekipą zrobili sobie wypad za miasto. Jakoś odciął się od tego w myślach, poświęcając całą uwagę Jo. I tak zdawało mu się, że nie do końca będzie dobrze bawił się podczas tego męskiego wyjazdu.
- Chłopaki wyciągnęli mnie na dwie noce pod namioty - oznajmił, siadając na przewalonym konarze eukaliptusa, - Nie, nie przeszkadzasz - zapewnił natychmiast. - I nie, na razie nie muszę do nich wracać. Świetnie sobie radzą sami, więc po prostu dotrzymam ci towarzystwa, dobrze? - nie chciał, żeby musiała przechodzić przez to w pojedynkę. Nie do końca rozumiał, dlaczego nie zadzwoniła wpierw do najbliższej rodziny lub przyjaciół, ale Otis nie miał zamiaru naciskać i wiercić jej dziury w brzuchu. Wystarczająco mocno skopało ją dzisiaj życie po tyłku, a on nie chciał jej dokładać. Wszystko w swoim czasie, a czasem trzeba dać czasowi trochę czasu, dlatego jeżeli Jo będzie gotowa, sama wyjaśni mu, czemu wolała zadzwonić do niego, a nie do rodziców.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Może miał racje.
Może i powinna być w szpitalu. Może powinna przejść jakieś cholerne prześwietlenie, bo Bóg jeden wie jak poważne był je obrażenia. W końcu nie wina ratowników z pogotowia, że uwierzyli jej na słowo, kiedy zarzekała się o wyśmienitym samopoczuciu, kiedy tak naprawdę czuła się jak rozdeptane gówno. Może gdyby powiedziała co faktycznie jej była, jak bardzo bolała ta przeklęta noga i jak nasilone zdawały się zawroty głowy - może wtedy odwieźliby ją na sygnale i nawet zatrzymali na noc. Może. Jednak teraz było już na to za późno.
Jo była głupia. To fakt. Cholernie tępa życiowo. Wychowana na zasadzie do wesela się zagoi i nie marudź tyle, bo inni mają o wiele gorzej nigdy nie zwracała na siebie uwagi, swoje problemy czy ból, który niekiedy odczuwała. Bo przecież inni mieli gorzej. Bo przecież prawdziwa dama nigdy nie narzeka. Bo przecież wciąż oddychała więc nie było wcale tak źle jak wydawać się mogło. Bo tak wypadało. I również w tamtym momencie, mając cholernie troskliwego Otisa przy słuchawce, który przyjąłby na klatę nawet najgorszą prawdę - nie chciała narzekać. Nie chciała pokazać swoich słabości. Głupia, co?
Może mógłby potrzymać cię za rękę. Jeśli byś mi pozwoliła
Ciepły dreszcze przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, rozlewając niewyobrażalnie przyjemne poczucie na całym ciele. Śmieszne było, jak najzwyklejsze słowa potrafiły wprowadzić człowieka w tak błogi stan nawet na maleńką chwilę. Na krótki moment, w którym wyobraziła go sobie tutaj, z nią i silną, męską dłoń, która objęłaby tą jej - niewielką, delikatną i drobną - dodając otuchy i najprawdopodobniej przyprawiając o przyśpieszone bicie serca.
- Pozwoliłabym. Pewnie, że bym pozwoliła - rzuciła spokojnie, już prawie panując nad siorbaniem nosem oraz pojedynczymi łzami, którym jakimś cudem wciąż udawało się wyłaniać spod smutnych oczu - To na pewno byłoby bardzo miłe uczucie - prychnęła delikatnie, mimowolnie malując na twarzy kwaśny uśmiech. Jak głupia była ich relacja? Jak durne było to, że nie mogli tak po prostu spotkać się twarzą w twarz, porozmawiać, potrzymać za rękę, czy po prostu najzwyczajniej w świecie spojrzeć w oczy? Niewątpliwie przez ten cały czas związali się ze sobą bardziej niż nie jedna prawdziwa znajomość w realnym, beztelefonowym świecie. Utworzyli więź, którą mimo pozorów bardzo ciężko byłoby zerwać. Czasami tego nie rozumiała. Nie mogła pojąć jakim cudem chłopak z słuchawki bywał jej pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią przed pójściem spać. Jakim cudem chęć podzielenia się z nim każdą, najmniejszą pierdołą z dnia było niekiedy silniejsze od naturalnej potrzeby oddechu.
- Kurwa, Otis.. Czemu to musi być tak popierdolone? - wypuściła powietrze, unosząc głowę nad horyzont, wbijając spojrzenie w migoczące na niebie gwiazdy. Dobrze wiedział, o czym mówiła. Pewnych rzeczy nie trzeba było tłumaczyć. To wszystko nie mogło być jednostronne. Nie do takiego stopnia. I znowu uroniła łezkę bezsilności, chociaż tym razem wcale nie spowodowaną wypadkiem rowerowym, którą w ułamek sekundy wytarła o rękaw bluzy
- Namioty? Brzmi super - rzuciła z podekscytowaniem - Wiesz, że nigdy nie byłam? - dodała od razu, dzieląc się z nim tym niekoniecznie fun, ale na pewno faktem ze swojego życia - Sama nie wiem jak to się stało. Nikt mnie nigdy nie zabrał. Jak to jest? No wiesz biwakować. Robicie coś konkretnego, czy po prostu pijecie, czy ognisku? - dopytała nie potrafiąc ukryć ciekawości. Nie raz widziała na filmach te wszystkie wysokie ogniska, pieczenie pianek i głośne śpiewy przy akompaniamencie gitary i w tamtym momencie była wyjątkowo zaintrygowana, czy w faktycznym życiu również wygląda to tak samo.
- Dobrze - upewniła go. Bardzo miło z jego strony, że chciał dotrzymać jej towarzystwa w najlepszy możliwy sposób - Dzięki, Otis. Jesteś super, wiesz? - pokręciła głową z niedowierzaniem, mając szczerą nadzieję, że wiedział. Szkoda, że ona nie wiedziała, czym zasłużyła sobie na tak dobrego przyjaciela.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Z kolei Otis był głupi... Po prostu głupi. Nie życiowo, bo w ciągu swojego dotychczasowego życia nauczył się, że pieniądze nie są najważniejsze, a z rodziną wychodzi się najlepiej nie tylko na zdjęciach. Poznał smak miłosnych rozczarowań i przekonał się, że przyjaciół można znaleźć w każdym wieku. Był mało inteligentny. Miał problemy z podstawowym liczeniem, nie orientował się w świecie i strasznie dukał, kiedy czytał na głos. Można było porozmawiać z nim na każdy temat, ale w dużej mierze w tych ważniejszych nie miał nic ważnego do powiedzenia i nie udawał, jeśli nie miał o czymś pojęcia, co zwykle wiązało się z wielkim zdziwieniem. Czy czuł się przez to gorszy od innych? Trochę tak. Mniej szczęśliwy? Nie, bo Otis zachowywał się jak pocieszny labrador. Nie czytał książek, nie pogłębiał wiedzy, nie interesował się niczym, co mogłoby poruszyć serce. Poza słuchaniem muzyki, oglądaniem głupich seriali, graniem w kosza średnio cokolwiek umiał robić. Oczywiście nadrabiał poczuciem humoru i pracowitością, ale nie był człowiekiem, od którego można byłoby się czegokolwiek nauczyć. Przed Jo zgrywał pseudointeligenta, ale w rzeczywistości był głupi jak but. Tak głupi, że czasem nie mógł się doliczyć, czy aby na pewno przy kasie odpowiednio wydano mu resztę, więc można było robić go w bambuko na lewo i prawo. Marzył o studiach, a ledwo skończył szkołę średnią, więc żadna porządna uczelnia nie przyjęłaby go na swój wydział. Prosty, robotny chłopak - tak mówili o nim w Lorne.
- Na pewno byłoby miło - uśmiechnął się, słysząc, że chyba nieco udało mu się odgonić jej myśli od tych przykrych wydarzeń. - Jestem przekonany, że masz bardzo małe dłonie - w zasadzie przy Goldsworthym nie było o to trudno, bo miał łapska jak łopaty i każda przyłożona do jego ręki ręka była zwyczajnie mała. - Może to wszystko popierdolone, ale pamiętaj, że mnie masz, okej? - on sam nie do końca rozumiał ich relacji, ale lubił to, co między nimi powstało. Bo to było dobre. To, co ich łączyło. Bo jak relacja, w której tak niesamowicie dogadujesz się na każdej płaszczyźnie, mogłaby być nieodpowiednia?
Zdziwił się szczerze. że Jo nigdy nie była pod namiotami. On z rodzicami i siostrami biwakowali regularnie. Tata brał wtedy wolne w stoczni, wsiadali do rozpadającego się miasta i na weekend opuszczali farmę, żeby móc spędzić razem. Otis nigdy nie poza Lorne, nie licząc obrzeży, więc nigdy nie był też na takich prawdziwych wakacjach, bo to zwykle spędzał na farmie, gdzie zawsze było dużo do zrobienia.
- Rozpalamy ognisko, pieczemy kiełbaski, a jeden kumpel gra na ukulele. Może z rana uda nam się pójść na ryby i popływać łódką, bo niedaleko jest jezioro. I oczywiście trochę gadamy o dziewczynach - zaśmiał się w słuchawkę, bo to był główny temat całego wyjazdu. No tak, pięciu chłopa, którzy koloryzowali ile to już panienek nie zaliczyli i w ogóle jacy to oni nie są fifarafa. Jakie to typowe.
- Wiem, że jestem super - odparł natychmiast, chociaż nie zawsze miał się właśnie za takiego. Szczerze mówiąc, to bardzo rzadko. I dlatego wymyślał o sobie nowe, nieprawdziwe historie, którymi karmił telefoniczną przyjaciółkę. Taka wersja jego samego podobała mu się bardziej. I chyba ona też go takiego lubiła. - Ale możesz mi o tym czasem przypominać. I wiesz co? Muszę przyznać, że ty też jesteś całkiem fajna, JoJo - oznajmił wesoło z nadzieją, że tym również poprawie jej humor. - Wracasz? Gdzie już jesteś? - martwił się, czy aby na pewno gdzieś się nie zgubi albo czy nie straci przytomności, bo nie została przebadana, kiedy niewątpliwie po takim wypadku powinna zostać w szpitalu na przynajmniej jednodniowej obseracji.


Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Może to wszystko popierdolone, ale pamiętaj, że mnie masz, okej?
Niekontrolowany uśmiech wypełzł na jej twarz, nakreślając przy policzkach wyraźne dołeczki. Miło było usłyszeć takie słowa z ust kogoś, kto był dla niej ważny. Z jego ust. Jasne, wiedziała, że może do niego napisać z największą pierdołą, zadzwonić w środku nocy i zacząć bez celu przeklinać na cały ten popierdolony świat. Wiedziała, że był. Miała nadzieje, że będzie. Jednak to właśnie takie drobne, lecz silne słowa łapały najbardziej za serce. W końcu na co dzień nie mówili sobie takich rzeczy. Zazwyczaj rozmawiali o sprawach wagi mocno niskiej jak to co robili w ciągu dnia, co zjedli na śniadanie, jak bardzo podobał im się ostatni odcinek Domu z Papieru i inne randomowe fakty na swój temat, w przypadku Jo bardziej lub mniej podkoloryzowane. Rozmawiali o wszystkim, a jednak od serca zdawali się nie mówić prawie wcale. Miło więc było usłyszeć od niego te kilka ładnych słów, oczywiście nie omieszkała również odwdzięczyć się podobnym gestem.
Cieszę się, że cię mam, wiesz? — rzuciła beztrosko i prosto z serca. Na co dzień rozmawianie o uczuciach sprawiało jej wyjątkową trudność. Nie lubiła tego. Nie umiała. Wolała zakrywać się za maską wyjebanizmu, nie dopuszczając do siebie innych, a jednak w tamtym momencie, siedząc na wielkim kawałku skały, wbijając trampki w kamienne podłoże i zawieszając spojrzenie na rozgwieżdżonym niebie, pozwoliła sobie na chwile słabości. Specjalnie dla niego — Do tego stopnia, że nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że kiedykolwiek mogłoby cię zabraknąć. Tak szczerze. Jesteś taką moją ulubioną osobą na tym skurwiałym świecie, Otis — zarumieniła się. Nie przywykła do dawania komplementów, a tym bardziej nie takiego kalibru. W końcu powiedzenie komuś, że jest jego ulubioną osobą to żadne przelewki. Jedyna równie mocna rzecz, jaka mogłaby z tym konkurować to powiedzenie komuś, że ma wyśmienity gust muzyczny, ale to powiedziała mu już dawno.
Słuchała ze szczerym zainteresowaniem, kiedy opowiadał o ognisku, graniu na ukulele i prawdopodobnym pływaniu w jeziorze, zdając sobie sprawę, że oddałaby naprawdę wiele, by również móc to przeżyć. By po prostu wyjechać na największe możliwe zadupie, rozłożyć namiot, upierdolić kiełbaski i przy akompaniamencie natury prowadzić długie konwersacje do białego rana. Czy chciała wiele? Dla niektórych wydawać się to mogło błahostka, jednak nie dla tych z bidula, którzy zaznali życia jedynie w pięciu procentach.
Strasznie bym chciała się kiedyś też tak pojechać — wyrzuciła, przewracając w dłoniach płaski kamień, idealny wręcz do puszczania kaczek. Może trochę łudziła się, ze odpowie, że to wlasnei on ją kiedyś zabierze. Że złoży obietnice bez pokrycia, a ona i tak nie miałaby mu za złe, gdyby faktucznie nigdy się nie spełniła. Liczył się sam fakt — i co tam gadacie o tych dziewczynach? Która ma najładniejszy tyłek? — prychnęła, ciskając kamieniem pod odpowiednim kątem, obserwując, jak dzielnie skacze po spokojnej tafli wody. W sumie trochę była ciekawa, czy rozmowy facetow o płci przeciwnej są podobne do tych dziewczyn. Czy też opowiadają o ładnych oczach, romantycznych gestach i wielkich fiutach (chociaż wiadomo w ich przypadku nieco inne części ciała).
Nie. Dalej siedzę na tym kamieniu - stwierdziła jak gdyby nic, po chwilo dochodząc jednak do wniosku, że chyba dla wszystkich byłoby lepiej gdyby zaniosła swoje cztery litery prosto do domu — Ale spokojnie, szefie. Już wstaje już. Trzeba było od początku powiedzieć, że chcesz się już rozłączać — zaśmiała się głośno, jasno sygnalizując, że tylko się droczy. Zakodowała za pierwszym razem, kiedy powiedział, że chce z nią rozmawiać. Jolene nie trzeba było powtarzać.
To poczekaj chwile, przełączę się na słuchawki — z kieszeni kurtki wyciągnęła biały kabel, podłączyć prosto do telefonu i już po chwili miala Otisa w swoich uszach — Dobra już, można iść do d… ah kurwa — syknęła z bólu, kiedy podczas podnoszenia tylka poczuła okropny ścisk w kolanie. Kurwa, moze faktycznie poturbowała się bardziej niż z początku mogło się wydawać. Trzeba było pojechać ta karetka do szpitala i chociaż dać się prześwietlić. No ale cóż. Już trudno. Zacisnęła zęby, próbując powstrzymać łzy cisnące się do oczu — Dobra. To co tam fajnego śpiewacie przy tym ognisku? Jakieś klasyki? — zagadała po chwili, kompletnie ignorując fakt, ze jeszcze chwile temu krzyknęła i syczała z bólu do słuchawki.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nigdy nie miał w swoim życiu zbyt wiele. Kompletnie nie obchodziło go, kto gdzie jeździ na wakacje, jakim podróżuje samochodem, gdzie robi zakupy. Nie interesowało go też kto z kim sypia, ile waży, jakie ma wykształcenie i ile zarabia. Interesowało go jedynie, czy człowiek stojący naprzeciwko posiada serce PRAWDZIWEGO człowieka. Resztę miał generalnie w dupie, bo od zawsze uważał, że ludzie nie potrzebują nowych telefonów i wielkich telewizorów. Potrzebują więcej uczuć i zachodów słońca.
Otis, mimo że nigdy nie widział Jo, wiedział, że ta jest prawdziwa. Nienamacalna, ale prawdziwa. I wiedział, że jest. W takim razie dlaczego miał jakiekolwiek wątpliwości do ich hipotetycznego spotkania? Może bał się, że kiedy się zobaczą, cały dotychczasowy czar pryśnie? A może ogarnęła go pewna obawa, że gdy już spojrzą sobie w oczy, poczujcie coś więcej?
Nie wiedział zbyt wiele o miłości, ale zawsze uważał, że to połączenie chemii, umysłów, dusz i ciała. To ktoś, kto jest dla ciebie kumplem i jednocześnie kimś budzącym szał zmysłów. Ktoś, kto cię inspiruje i kto nie narzuca własnego widzimisię. Ktoś, kto z przyjemnością będzie słuchał. Interesował się. Poświęcał odpowiednią ilość czasu. Napisze, zadzwoni, przyjedzie. Ktoś, przy kim każda rozmowa stanie się czymś bajecznym, a robienie NIC nie będzie przynosić ani trochę dyskomfortu. Ktoś z równie cudownym poczuciem humoru, bo na dzień dobry wyśle ci durnego mema i ktoś, z kim będzie można realizować najgłupsze pomysły. Ktoś, przy kim będzie można być najlepszą wersją siebie. Właśnie taki człowiek, który pozna twoje wady i nadal będzie cię uwielbiał.
Tylko Goldsworthy zbyt daleko zabrnął w swoich kłamstwach, stąd te wszelkie niepewności. Nie do końca był w porządku wobec Jo i czuł się z tym paskudnie. Tylko teraz nie wiedział, jak z tego wybrnąć, dlatego relacja telefoniczna wydawała się dziwnie bezpieczna.
- Cieszę się, że jesteś, Jo. I że dzięki tobie ja mogę być - wszystkie te słowa brzmiały patetycznie, ale właśnie tak uważał. Wszystko dlatego, że ją lubił. A jeszcze bardziej cieszył się, że mógł ją lubić. Bo Jo podarowała mu coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyła w nim coś, o istnieniu czego nawet nie miał pojęcia. - I nie chciałbym, żebyś kiedykolwiek zniknęła z mojego życia. Wtedy na pewno zrobiłoby się w nim bardzo cicho - aż sobie westchnął pod nosem, bo rzeczywiście bycie czyjąś ulubioną osobą to już poważna sprawa. A takie słowa czasem dotykały czulej niż dłonie.
Niezdarnie pogrzebał czubkiem buta w kępce trawy, w której pełzał ślimak; podniósł go za skorupkę i odłożył w bezpieczne miejsce, żeby przypadkiem go nie zdeptać.
- Co cię powstrzymuje przed wyjazdem pod namiot? - zapytał, bo żył w przekonaniu, że Jo miała grupkę przyjaciół i to z nimi spędzała czas. Tylko jakoś nie połączył faktów, że w tym momencie była pozostawiona samej sobie i nikt nie zainteresował się jej wypadkiem. - Nie no, oni mają swoje dziewczyny, więc tak głupio gadać o ich tyłkach - zaśmiał się i pokręcił głową, czego Jo nie mogła zobaczyć. - Raczej tak bardziej przyziemnie, Czym tam te ich dziewczyny wkurzają, o co się spięli i takie tam. Nic specjalnego - akurat w tej kwestii Otis nie za wiele mógł się wypowiedzieć, więc nawet lepiej, że aktualnie nie pomagał przy rozpalaniu ogniska, gdzie pewnie właśnie poruszane były tego typu rzeczy.
Przez chwilę napawał się dumą, że Jo tak go słuchała i nie chodziło tutaj o przełączenie się na słuchawki, żeby lepiej słyszeć, a o wykonywanie poleceń, bo choć nigdy nie śmiałby jej rozkazywać, to sytuacja była podbramkowa i nie wolno było bagatelizować stanu własnego zdrowia.
- Wszystko w porządku? Jo? - aż się chłopaczyna zerwał z tego pieńka na równego nogi. - Ty lepiej nie zmieniaj tematu tylko powiedz, co się stało - wiedział, że lepiej byłoby, gdyby została w szpitalu na obserwacji. A co, jeśli miała jakieś poważne stłuczenia, które wyszłyby wyłącznie na prześwietleniach, bo gołym okiem nie dało się niczego dostrzec? Czegoś takiego w żadnym wypadku nie można bagatelizować, nawet niezbyt rozgarnięty Otis o tym wiedział.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Cieszę się, że jesteś, Jo. I że dzięki tobie ja mogę być
Z lekkim uśmiechem na ustach i palącymi policzkami przysłuchiwała się głosowi po drugiej stronie słuchawki. Malował sobie piękny pejzaż gdzieś w okolicy jej serca, używając najpiękniejszej mieszanki kolorów i wykonując każdy ruch z wyjątkowo dokładną precyzją, kawałek po kawałeczku zamalowując ją uczuciami. Sprawiał, że zaczynała czuć rzeczy tak rzadkie, dla niej wręcz nienaturalne - ścisk w żołądku, mrowienie pod klatką piersiową i momentalnie przyśpieszony oddech pomimo statycznej pozycji. Nie miała tego na co dzień. Prawie nigdy tego nie miała. Odpychała od siebie ludzi na lewo i prawo, nie pozwalając im się zbliżyć do starannie wyprofilowanej bańki, jaką sobie udziergała bardzo dawno temu. A jednak. Jednak jemu jakimś magicznym cudem udawało się to tak po prostu przejść. Przeskoczyć jak przez niewielką kałużę lub dziurę w chodniku, ot tak.
I nie chciałbym, żebyś kiedykolwiek zniknęła z mojego życia. Wtedy na pewno zrobiłoby się w nim bardzo cicho.
Podzielała to w stu procentach, a nawet i stu pięćdziesięciu. Na tamten moment, siedząc na cholernym kamieniu za nic nie wyobrażała sobie, żeby tak po prostu mogłoby go zabraknąć. Że przestałaby widzieć poranne no dzień dobry i każde zadzwoń jak skończysz zmianę, doprawione słodkim zobaczyłem to i od razu pomyślałem o tobie - bo te właśnie lubiła najbardziej. Te wszystkie spontaniczne, nieplanowane rozmowy, które nim szło się obejrzeć przeradzały się w te najciekawsze, niekończące się dyskusje.
Nie odpowiedziała mu. Nie było takiej potrzeby. Stwierdziła, że każde z nich wypowiedziało już wystarczająco za dużo. Wystarczająco dużo, by poczuć się wyjątkowym. Wystarczająco dużo, by wiedzieć jak ważnym była w druga osoba. Wystarczająco, by przyprawić o szybsze bicie serca i rozbudzić wyobraźnię, która w przypadku Jo bardzo szybko ruszyła w niebezpiecznym, niewłaściwym kierunku.
Co mnie podtrzymuje? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, by zyskać nieco więcej czasu na wymyślenie odpowiedniej wymówki. Coś, co zabrzmiałoby o wiele ładniej niż rodziców nie mam, życie spędziłam w bidulu, a jedyna przyjaciółka, jaką mam nie toleruje owadów i pająkówNikt nie chce ze mną jechać — rzuciła po chwili, zgodnie z prawdą. Co prawda nikogo więcej niż Tessę nigdy nie pytała, ale przecież Otis nie musi o tym wiedzieć. Ani o tym, że na dobrą sprawę nie miała żadnych innych znajomych.
No właśnie, a czemu TY nie masz dziewczyny, co? — zainteresowała się, prychając lekko do słuchawki — Taka sztuka chodzi wolna.. no pewnie laski się zabijają o twój numer — stwierdziła żałośnie, chociaż trochę tak właśnie to sobie wyobrażała. Otis wydawał się zajebistym człowiekiem i Jo była wręcz przekonana, że nie jedna na co dzień próbuję się koło niego zakręcić. W końcu kto by nie chciał? Może nawet i ona by się zakręciła, jakby poznali się w realu — Chociaż niektóre jak widać nawet nie muszą się starać, bo wykręcają go przez przypadek, myśląc, że dodzwoniły się do swojego zjebanego byłego — skwitowała z uśmiechem na ustach, przypominając sobie ich pierwszą rozmowę, kiedy zwyzywała go od fiutów, popierdoleńców, frajerów i tysiąca innych obelg, na które nie starczyłoby jednej strony A4. Taka była wkurwiona. A on tak elegancko obrócił to w najlepszą, wielogodzinną rozmowę. O ironio.
Przez moment łudziła się, że nikt nie zauważy jej głośnego syknięcia pełnego bólu i cierpienia. Że po prostu zmieni temat i jak gdyby nikt sytuacja pójdzie w niepamięć. No głupia była. Oczywiście, że słyszał. Oczywiście, że nie miał najmniejszego zamiaru dawać za wygraną i tak po prostu to zostawić.
Nic takiego, serio — rzuciła przez zęby, bo noga wciąż napierdalała. O wiele mocniej niż jeszcze kilkanaście minut temu — Chyba jednak poturbowałam się nieco mocniej niż mogło się na początku wydawać. Trochę boli i tak jakby, ten no, nie mogę stawać na nogę, ale LUZZZ — machnęła ręką, chociaż on i tak nie był w stanie tego zobaczyć. Kuśtykając i co chwilę podskakując na zdrowej nodze pokicała do równie poobijanego roweru, opartego o wielką wierzbę. Podparła na moment plecy o drewno, robiąc sobie chwilę przerwy. Kurwa, jeśli dokuśtykanie kilka metrów było takie trudne nie chciała nawet wiedzieć, jak będzie wyglądać jej droga do domu.
Dobra, Otis. Plan jest taki — uniosła się po chwili w pełnej gotowości — Ja idę w stronę domu, a ty musisz mi jakoś zająć myśli. Masz pełną dowolność, chociaż wiadomo nieco ograniczone środki — no bo jednak przez telefon nie dało się wiele, jednak wierzyła w jego kreatywność. Złapała za ramę i dzielnie pchnęła swojego dwukołowca w kierunku głównej ulicy, sycząc co chwilkę nieznacznie z bólu.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie musieli więcej o tym mówić. Byli dla siebie i to było piękne. I z pewnością każde życzyło tego drugiemu jak najlepiej. Bo w życiu w końcu pojawia się taka osoba, która niczego od ciebie nie wymaga, wręcz przeciwnie, pragnie dać ci więcej niż posiadasz, dużo więcej niż ty możesz jej dać. Chce cię bezinteresownie naprawić, uszczęśliwić, ochronić. Nie chce cię zmieniać, bo ceni cię za to, jakim naprawdę jesteś. Tak po prostu chce ci coś dać, tak po prostu lubi z tobą rozmawiać i rozumie cię, tęskni, martwi się i troszczy. I tak po prostu jest w twoim życiu obecna, bez warunków i zasad. Czy to nie magia? Najprawdziwsza magia.
Z jednej strony Otis podświadomie chciał, żeby to Jo okazała się tą osobą, ale z drugiej... Z drugiej wiedział, że to niemożliwe. Nigdy nie czuł się wystarczająco dobry, żeby móc uszczęśliwić inną osobę.
- Na pewno ktoś chętnie pojechałby z tobą pod namiot - w pewnym sensie miał na myśli siebie, ale nie odważył się tego powiedzieć na głos, wychodząc z założenia, że tak było znacznie łatwiej. - Ale uwierz, nic straconego. Takie ognisko można zrobić gdziekolwiek, a spanie w jednym namiocie ze śmierdzącymi facetami to straszna udręka - zaśmiał się, bo sam sobie nie zazdrościł tych dwóch kolejnych nocy. Pomijając już bóle pleców, wszak od ziemi dzielił je tylko cienki materiał śpiwora.
Czemu nie miał dziewczyny? Co to za głupie pytanie? Głupie, a jednocześnie tak bardzo oczywiste.
- Dlatego, że żadna mnie nie chce - odparł szczerze, wlepiając wzrok gdzieś ponad gałęzie drzew, które nieznacznie poruszał ciepły wiatr. Otis miał kilka dziewczyn, ale nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło. W końcu zaczął myśleć, że było z nim coś nie tak. A wcale nie miał jakichś niestworzonych wymagań, po prostu na dłuższą metę nie było tego CZEGOŚ. Poznajesz kogoś, dowiadujesz się o nim różnych rzeczy, opowiadasz o sobie i niby wszystko fajnie, ale jak nie zaklika, to ciągnięcie tego na siłę nie ma sensu. Ale czego on się spodziewał? Motylków w brzuchu, gradobicia i anielskich chórów? Że spotka na swej drodze taką dziewczynę, do której będzie mógł napisać z każdą głupotą i jeszcze dostanie odzew, bo ta podłapie jego żart, który będzie można ciągnąć przez dłuższą chwilę i wspomnie śmiać się z niego aż rozbolą ich żołądki? Idiota. - No tak, dobijają się do mnie drzwiami i oknami, normalnie nie mogę się od nich odpędzić - zakpił i nawet w jego ustach brzmiało to mało przekonująco, a całość wydawała się wręcz niewyobrażalna. - Jesteś jedyną dziewczyną, której nie odstraszyłam i chociaż mijają miesiące, to ciągle chcesz ze mną gadać - tak właśnie było i szczerze powiedziawszy, bardzo się tym dziwił. Na ogół w oczach innych wychodził na skończonego durnia i tak właśnie go spostrzegała. Ale z Jo było inaczej, ona chyba naprawdę go lubiła. A on miał coraz większe wyrzuty sumienia, że od początku nie był z nią w pełni szczery. Trochę to spierdolił.
Słysząc, że poturbowała się bardziej niż przypuszczała, prychnął z jakąś niewyjaśnioną złością. Dlaczego nie dała sonie pomóc i nie pozwoliła, żeby ktoś ją porządnie przebadał? A podobno to on był nieodpowiedzialny i brakowało mu piątej klepki.
- Wracasz już? Na pewno? No dobra, to słuchaj - skoro miał zająć jej myśli, postanowił ją rozbawić i poopowiadać jej historie ze swojego dzieciństwa. - Jak byłem mały, to bardzo długo nie umiałem jeździć na rowerze bez kółek bocznych. No i mój tata obrał sobie za punkt honoru, że choćby skały srały i mury pękały, to on tak łatwo się nie podda i w końcu nauczy mnie jeździć. No i wiesz, za siodełko wcisnął taki długi kij, za który trzymał i mnie popychał. Biegał za mną i biegał, puszczał kij, a ja ciągle się przewracałem. No nabiegał się za mną jak pojebany. Finalnie skończyło się to tak, że on się zrzygał ze zmęczenia, a ja dalej ja dalej nie potrafiłem jeździć na rowerze. Wróciliśmy do domu, oznajmiłem mamie, że tata się porzygał i poszedłem spać. A na tym rowerze nauczyłem się jeździć dopiero w czwartej klasie podstawówki - opowiadając to wszystko, krążył po zalesionej polanie, obserwując z daleka, jak chłopaki walczą z rozpaleniem ogniska. Szło im to co najmniej marnie i śmiesznie było słuchać, jak co jakiś czas z oddali docierały do jego uszu soczyste przekleństwa.
Wystawił rękę i zerwał gałąź, do której sięgał bez najmniejszego problemu. Nawet nie musiał stawać na palcach.
- Ej, a właściwe to ty dlaczego jesteś sama? - zapytał nagle, przystając w miejscu. - Taka fajna dziewczyna i co? Nie gadaj, że nikt nie jest zainteresowany, bo za chuja w to nie uwierzę. Pewnie jesteś z wyżej ligii i dla każdego są to za wysokie progi - wysunął własną teorię, ale w sumie trochę tak myślał. Taka dziewczyna jak Jo nie zadowoliłaby się przecież byle kim. Zabawna, mądra, elokwentna, wygadana, z przyjemną dla ucha barwą głosu. I chociaż w życiu nie widział jej na oczy, to miał pewność, że była bardzo ładna.

Jo King
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ