Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
003.

Stawiała powolne kroki w kierunku zapełnionej kwiatami, zielonej furtki. Słońce wydawało się u szczytu możliwości, ogrzewając półnagie plecy i dając więcej witamin niż nie jedna porządna tabletka w aptece. Ptaki śpiewały w najlepsze, dostając akompaniament od szumiących pod wpływem wiatru drzew i trawy. Uniosła leniwie dłoń, obracając między palcami duży, złoty klucz na metalowym łańcuszku. Nie miała pojęcia jak się przy niej znalazł, jednak jakimś cudem doskonale wiedziała, że będzie pasować do kwiecistej furtki, przy której się znalazła. Ujęła okrągłą klamkę i umieściła klucz w odpowiedniej dziurce, przekręcając niepewnie zamek. Cichy trzask dotarł do jej uszu, dając zielone światło na przejście. Zawahała się. Czy na pewno powinna? Czy będzie tam mile widziana? A co jeśli nie spodoba się jej to, co zaraz zobaczy? Kłębek myśli zawisł nad jej głową, przepychając się o miejsce na podium. Drzwiczki uchyliły się samoistnie, zupełnie jakby ktoś otworzył je za nią. Zaproszenie. Wzięła to za zaproszenie.
Spojrzała na układającą się pod bosymi stopami kamienną ścieżkę, otoczoną niewielkimi, niebieskimi kwiatami. Niezapominajki - pomyślała, przypominając sobie słowa matki i wierszyk, który mówiła jej zawsze przy pleceniu wianków na działce.

Niezapominajki są to kwiatki z bajki, które szepczą skromnie: Nie zapomnij o mnie.

Powtarzała w myślach, przemieszczając się wzdłuż kamiennej śnieżki i wtedy go zobaczyła - stał na końcu drogi, tuż przy drewnianym domku i spoglądał na nią z wielkim uśmiechem. Chłopiec w wieku około szczęściu lat uniósł wysoko dłoń i podskakując delikatnie pomachał serdecznie, wykrzykując jej imię. Benny. Samotna łza radości spłynęła po zaokrąglonym policzku, spadając prosto na białą koszulkę.
- Benny! - krzyknęła, ruszając w jego stronę przyśpieszonym krokiem, kiedy nagle głośny dźwięk alarmu rozbrzmiał dookoła.

Ociężale przewróciła się na drugi bok, pocierając zaspane oczy i czoło, na którym znajdowało się kilka kropel potu. Co to kurwa było? Wykonała głębszy oddech, próbując powrócić do rzeczywistości i zrozumieć co do cholery wyrwało ją ze snu. Snu, do którego nagle desperacko zapragnęła wrócić. Minęło kilka sekund, zanim doszło do niej, że źródłem całego zamieszania był telefon wyśpiewujący słodkie melodie blink-182.
Leniwym ruchem dłoni wymacała wibrujące urządzenie i z przymrużonymi, wciąż nieprzyzwyczajonymi do nadmiaru światła oczami spojrzała na wyświetlacz: Otis. Przesunęła zieloną słuchawkę, przykładając wyjątkowo ciężką komórkę do ucha.
- Mam nadzieje, że masz dobry powód, dla którego dzwonisz do mnie o tej porze - rzuciła z nadmiarem chrypki w głosie. Odsunęła na moment telefon, żeby spojrzeć, która właściwie była godzina i kiedy na zegarze zobaczyła trzecią w nocy wiedziała, że chłopak nie dzwoni wcale na zwykłe daily pogaduchy - Halo, Otis? Jesteś tam? - dopytała, mając wrażenie, że po drugiej stronie słuchawki nie słyszy żadnego odzewu.
- Wszystko okej? - podniosła się, ponownie przecierając twarz dłonią. No bo co jeśli to coś poważnego?

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
03.


Ktoś mógłby stwierdzić, że wysoki na dwa metry chłop potrafi wypić hektolitry alkoholu. Otóż nie. Rzeczywiście Otis potrafił wlać w siebie naprawdę dużo, ale nawet on miał swój limit. Nie miał pojęcia, kiedy szot w barze na plaży okazał się być cichym zabójcą. Tańczył sobie w najlepsze wśród grupki znajomych, aż tu nagle świat zaczął wirować bardziej niż powinien. Jakby tego było mało, dał się namówić na jeszcze jednego, tak na odchodne i kurwa... Kurwa, jaki to był błąd. No kaplica. W dodatku uparł się, że do domu wróci pieszo i nie chciał słuchać, że ktokolwiek zamówi mu ubera albo chociaż pozwoli się odprowadzić do centrum. Nie i chuj. Głupi był i uparty jak osioł.
Chodnik stał się nienaturalnie miękki, ale to do tego stopnia, że Glodsworthy miał ochotę ułożyć się na nim z jakimś kamieniem pod głową, który imitowałby wygodną poduszkę. Coś jednak kazało mu iść dalej, więc przebierał nogami, co jakiś czas potykając się o nierówności i o własne stopy. Raz nawet zderzył się ze znakiem drogowym i będąc pewien, że na kogoś wpadł, grzecznie przeprosił i ruszył w dalszą podróż, która zapowiadała się na wyprawę życia.
Dotarł w końcu do parku i rozejrzał dookoła. Szczerze powiedziawszy, nie miał pojęcia gdzie się znajdował i jaki dalszy kierunek dalej obrać, dlatego niezręcznie wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i opadł bezwładnie na ławkę. Przypominał taką figurkę psa, którą ludzie wożą na przedniej tapicerce w samochodzie i której głowa bezwładnie ruszała się zawieszona na sprężynce.
Niewiele myśląc (a czasem jednak wypadało), wyciągnął telefon i wybrał numer z ostatnio wybieranych. Ostatnio rozmawiał tylko z jedną osobą i to była właśnie...
- Jo? - wychrypiał do telefonu, ledwo utrzymując go przy uchu. Gdzie, do cholery, podział słuchawki? A jebać. - Cze-eść - czknął głośno i poprawił się na ławce, żeby przypadkiem się z niej nie spierdolić. - Śpisz? Czemu śpisz? - dopytywał głupio, bo nie miał pojęcia, że było aż tak późno. Totalnie stracił rachubę czasu. Alkohol to jednak było kurewskie zło. - Nie śpiiiij. Wiesz co? Chyba się zgubiłem. Normalnie się zgubiłem, czaisz? Szedłem i szedłem i kurwa nagle jeb! Znalazłem się w parku. To chyba jakaś teleportacja. A ciemno tu jak w.... Bardzo ciemno. Chyba żarówki poprzepalały się w rat... tral... lra... Latarniach! - zbił sobie w głowie piątkę z samym sobą, że tak świetnie poszło mu wysławianie. Dobra robota! Brawo, Goldsworthy! Należał mu się uścisk dłoni od samego burmistrza z miasta. I wiadomo - order z ziemniaka i dyplom z drukarki. I jeszcze pięćdziesiąt dolarów nagrody, które pewnie przejebałby na jakieś pierdoły.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Noc wydawała się wyjątkowo spokojna. Wiatr nie szargał liści drzew tuż przy oknie, a samochody na ulicy zdawały się po prostu ulotnić lub zapaść pod ziemię. W mieszaniu również panowała grobowa cisza. Świat spał, a ona razem z nim. Dlaczego wiec do jasnej cholery Otis postanowił właśnie w tamtym momencie zaburzyć ten piękny porządek?
Z początku myślała, że to coś poważnego, że faktycznie mogło mu się coś stać, ktoś umarł, włamał się do niego na chatę, albo wygrał totka i miał zamiar kupić jej samochód.. bo przecież mogło tak być, prawda? Gówno prawda, bo jej rozmówcą był Otis ChujWieJakMaNaNazwisko - telefoniczny przyjaciel i najlepszy kompan do czarnych żartów. Nie mógł dzwonić z niczym poważnym, a ona musiała być idiotką, jeśli myślała inaczej.
- Czy ty jesteś NAJEBANY? - prychnęła do słuchawki, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Wolała się upewnić, chociaż kiedy usłyszała głośne czknięcie nie miała już żadnych wątpliwości - Gdzie i z kim tak melanżowałeś, że cię tak zmiotło? - spytała automatycznie ciągnąc konwersacje, kompletnie zapominając, że jeszcze przed chwilą odpływała w słodką krainę snów, o czym zresztą szybko została przypomniana.
- Śpię, bo jest n-o-c - odpowiedziała ironicznie i powoli, jakby tłumaczyła małemu dziecku, do czego służy nocnik - Wiesz, zazwyczaj ludzie w noc śpią. A przynajmniej normalni ludzie, bo jak widać ty do nich nie należysz - rzuciła rozbawiona, czekając na jakaś uszczypliwą uwagę z jego strony - A poza tym jakąś godzinę temu dopiero wróciłam z pracy. Padałam na twarz. Wiesz, ciężki dzień w pracy - poprawiła pukiel włosów z twarzy i powoli zsunęła się z łóżka. Gołą stopą wyszukała klapki, które już po chwili miała na nogach. Złapała za pościel i zarzucając ją na plecy, ruszyła w stronę balkonu.
- Jak to się zgubiłeś? - spytała, przewracając oczami - Nie wiesz, w którym parku jesteś? Możesz mi opisać co widzisz dookoła to może razem dojdziemy do tego gdzie do cholery się znajdujesz i jakoś ponawiguje cię do centrum - odszukała paczkę czerwonych Malboro w rogu parapetu i wyciągnęła jednego, odpalając już po chwili, uświadamiając sobie, że niby rozmawiają codziennie, a dalej tak mało o sobie wiedzą. Brakowało im najbardziej podstawowych podstaw jak to gdzie kto mieszka czy jak ma na nazwisko. Widziała doskonale jakie jajka najbardziej lubi na śniadanie, której piosenki słucha kiedy jest smutny i masę innych nieistotnych informacji, których zapewne nigdy nie użyje w praktyce.
- Otis? - rzuciła po chwili, zaciągając się papierosem - Przele ci dwadzieścia dolców, jeśli powiesz teraz jakiś naprawdę trudny tongue twister - zaśmiała się złowieszczo, wyobrażając sobie co za momencik usłyszy. Skoro nie potrafił nawet wypowiedzieć słowa latarnia nie mogła się odczekać aż spróbuje coś naprawdę trudnego.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Od razu najebany - prychnął w słuchawkę z wyraźnym niezadowoleniem. - Ledwo wstawiony - dodał, poprzedzając wypowiedziane słowa głośnym czknięciem. Człowiek wypił kilka szotów i już od razu, że pijak i alkoholik. Jo na pewno wiedziała jak to jest, w końcu pracowała w barze i na pewno niejednokrotnie miała do czynienia z przypadkami, kiedy ktoś wyłoił trochę za dużo wódki. Trochę dużo za dużo. Na szczęście Otis zawsze upijał się na wesoło i w żadnym wypadku nie awanturował się o byle co. Co więcej, nigdy nie żartował idiotycznie, że ktoś wyjebał mu materacem, kiedy nic takiego nie miało miejsca.
Jakoś nie pomyślał, że Jo mogła spać. Tak zwyczajnie, po ludzku być zmęczona i zasnąć. Tym bardziej, że prawie zaczynało świtać, więc dla Otisa to wcale nie była taka oczywista noc. Zakodował, że dziewczyna miała ciężki dzień w pracy, jego też nie należał do najlżejszych, dlatego postanowił wyskoczyć z chłopakami do baru na plaży i trochę się odstresować. Każdemu czasem się należy, co nie? A człowiek nie wielbłąd - pić musi.
- Co widzę? - rozejrzał się dookoła, przywierając plecami do oparcia ławki. - Nie wiem, kurwa. Drzewa? - był a w parku, to jak miał opisać gdzie się znajdował? Wokół było pełno alejek, drzew, krzewów i ławek. Ot, park jak park, a takich w Lorne trochę było. Jak i samych drzew, w końcu mieszkali w Australii. Odpalił papierosa i zaciągnął się nim, ale dym wpadł mu nie w tę dziurę co trzeba i zakasłał głośno prosto w słuchawkę. - O soreczka. Żyjesz tam? Nie ogłuchłaś? - nie chciał jej tak zaatakować kaszlem znienacka i bez uprzedzenia.
Przedtem nie zastanawiał się nad tym, żeby uraczyć Jo informacją ze swoimi danymi adresowymi. Poza tym on też nie znał jej i nie miał pojęcia, jak miała na nazwisko, i wbrew pozorom wydawało mu się to w porządku. Tak niezobowiązująco. Lubił z nią rozmawiać, nagle z dnia na dzień stała się jego codziennością i była jego pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią, kiedy zasypiał, ale nie przywiązywał większej uwagi do tego, żeby mogli kiedykolwiek spotkać się na żywo. Żadne z nich nie naciskało, więc tak było dobrze. Chyba.
- Pff - udał wielce urażonego i ponownie przycisnął peta do ust. - Mogłabyś bardziej się postarać i dać mi jakieś trudniejsze wyzwanie. Szedł Sasza suchą sosz... Szosz... SZOSĄ, KURWA - zaśmiał się, słysząc po drugiej stronie równie donośny rechot. No to się, kurwa, popisał, nie ma to tamto. Pewnie z lojalną Jolą i stołem z powyłamywanymi nogami poszłoby mu tak samo żałośnie. - Mógłbym nawet dopierdolić jaskółkę na środku chodnika, jak jest taka konieczność - dodał, ale chyba takowej nie było, bo Jo i tak nie była w stanie tego zobaczyć. Trochę szkoda. - Ej, przepraszam, że cię obudziłem. Idź spać dalej, w końcu dotrę do domu. Zawsze włącza mi się w końcu zielone światełko i GPS. Muszę po prostu chwilę odsapnąć, bo inaczej się zerzygam - taka była prawda, bo im dłużej szedł, tym spożyty wcześniej alkohol coraz bardziej podchodził mu do gardła wraz z wnętrznościami. Szczególnie wątroba tego wieczoru krzyczała i błagała o litość.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
No dobra, może pytanie o opisanie otoczenia wcale nie należało do tych najmądrzejszych. Na swoje usprawiedliwienie miała jedynie fakt, że jeszcze przed chwilą jej mózg był w większej części wyłączony, więc zanim się biedy pozbiera do kupy to pewnie minie jeszcze trochę czasu. W dodatku może po prostu naoglądała się za dużo tych wszystkich seriali detektywistycznych i przez ułamek sekundy myślała, że faktycznie będzie w stanie mu jakoś pomóc, będąc po drugiej stronie słuchawki, ale zawsze warto próbować, nie? Już była gotowa rzucić uszczypliwym komentarzem, kiedy Otis z jakiegoś nieznanego jej powodu zaczął wypluwać z siebie flaki, a przynajmniej tak to brzmiało w jej uszach. Odsunęła głowę od telefonu, żeby przypadkiem, kurwa, nie ogłuchnąć.
- Żyjesz? - spytała po chwili, kiedy gruźlica po drugiej stronie nieco ustała - Musimy sobie ustalić jakieś hasło ratunkowe, gdyby kiedyś ktoś faktycznie cię dusił, albo chciał zajebać, kiedy jesteśmy na linii. No wiesz, żebym mogła zadzwonić na policje, albo inne 911 - zaciągnęła się papierosem, przełączając chłopaka na głośnomówiący i umieszczając telefon tuż obok popielniczki na parapecie. Spod drewnianego stołu przy rogu balkonu wyciągnęła niewielki taboret, na którym już po chwili usadziła swoje cztery litery, rozsadzając się wygodnie - nogi wylądowały wysoko w górze, zahaczając o metalowe belki, a różowy kapeć podskoczył nieznacznie na stopie, o mały włos nie spadając trzy piętra niżej. Chwałą Boku, bo za nic nie chciałoby jej się po to schodzić.
Głośny śmiech prosto z przepony opuścił jej gardło, kiedy nadwyraz uroczy Otis próbował wypowiedzieć na pozór tak łatwy łamacz językowy, znany przez każdego dziecka od najmłodszych lat szkolnych. Tak bardzo mu to NIE SZŁO, tak bardzo gubił literki i całe słowa, że Jo musiała złapać się za brzuch i na moment odstawić ukochane Malboro, żeby się kurwa przypadkiem nie udławić.
- Jakbym ci dała cos trudniejszego, to jeszcze byś kurwa zginął - skwitowała, wycierając samotną łzę, spływającą po policzku - Wiesz, chciałabym zobaczyć jak najebany usiłujesz zrobić jaskółkę - rzuciła po chwili, kiedy już nieco się uspokoiła. Niewielki sentyment ścinał ją gdzieś w okolicy klatki piersiowej i przez moment dosłownie zapragnęła znaleźć się gdzieś obok niego. Spędzić razem trochę czasu, popatrzeć na wzajemny śmiech, móc gestykulować przy dyskusjach i przewracać oczami przy spinach. Głupie to było - doskonale o tym wiedziała - jednak złapała ją tęsknota. Tęsknota za czymś, czego nigdy nie miała.
- hm? - z zamyślenia wyrwał ją głos Otisa - Nie no jak, nawet nie próbuj się rozłączać. Zwariowałeś - skwitowała, poprawiając się na taborecie. Przy najbliższej wizycie w centrum handlowym koniecznie będzie musiała kupić do niego jakieś poduszki lub inne poddupki. Za twarde to gówno, aż tyłek boli.
- Jakoś nie ufam twojemu GPSowi, Otis - prychnęła, oczami wyobraźni obrazując sobie najebanego chłopaka, usiłującego wrócić do domu - Musze wiedzieć, kiedy ktoś będzie cię chciał zabić. Wtedy, chociaż nie będziesz zdychał sam tylko w dobrym towarzystwie, więc doceń moje poświęcenie - zacmokała, odszukując paczkę fajek i wyciągając kolejnego papierosa. W końcu każdy chciałby mieć takiego dobrego znajomego, jak Jo
- Możemy pograć w prawda lub wyzwanie - rzuciła po chwili - No chyba, że pieniasz - podkusiła go, malując na twarzy cwany uśmieszek. Może chociaż raz w życiu będzie mieć przewagę w tej grze ze względu na swój stan trzeźwości, albo i odwrotnie.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Ten pomysł z hasłem wcale nie był zły, tylko Otisowi na ten moment przychodziły same głupie rzeczy, jak na przykład fretka, kombinerki, wykałaczka czy zupa pomidorowa. I chyba głupio byłoby, gdyby faktycznie ktoś go podduszał, a on wydzierałby się na cały głos (albo i nie, bo ciężko byłoby krzyczeć, kiedy ktoś zasikałby mu palce na szyi) POMIDOROWA, ZUPA POMIDOROWA. Pojebane trochę. Ale kto wie, może tym sposobem przynajmniej wywołałby u napastnika głód i ten zrezygnowałby z chęci mordu i skoczyłby ta baru mlecznego na szybką zupę.
- Okej, czy hasłem może być zupa pomidorowa? - zapytał znienacka, chociaż wcale nie chciał, ale w stanie najebaństwa jakoś nie miał większych oporów z mówieniem tego, co mu ślina na język przynosiła.
Trochę się naburmuszył, bo jak to tak, że nie wierzyła w jego umiejętności o od razu przewidywała mu rychłą śmierć? Kurwa, był doskonały w jaskółkach po pijaku, bo w ogóle po pijaku to zachowywał się tak, jakby był nieśmiertelny. I był. Zwykle kończył wyłącznie z siniakami albo otarciami, ale nigdy nie zrobił sobie jakiejś większej krzywdy. I oby tak zostało. Tfu tfu, żeby, kurwa, nie wykrakać.
- Mógłby nawet ci to nagrać i wysłać, jak tak bardzo wątpisz w moje umiejętności - prychnął, bo Jo to myślała, że od razu zabiłby się czy coś. Bez przesady. Złego diabli nie biorą. - A mój GPS jest zajebisty. Najzajebistszy. Przysięgam, że nie znasz nikogo z tak dobrą orientacją w terenie. Tylko mówiłem ci, że muszę chwilę odpocząć, bo taaak bardzo chce mi się spać. Ale to tak bardzo - gdyby Otis mógł, to kimnąłby się na tej ławce. I w sumie mógł, bo kto miałby mu tego zabronić, jednak wolałby wrócić do domu. Po pierwsze nie ma to jak spać we własnym łóżku, a po drugie nie chciałby, żeby Jo jakoś tam się o niego martwiła.
Aż się wyprostował na wzmiankę o grze w prawdę lub wyzwanie. Czy ona oszalała? Goldsworthy miałby peniać i nie brać udziału w zabawie? No za kogo ona go miała? Zawsze pierwszy pisał się na takie akcje, bo nic nie było mu straszne. No chyba, że dziewczyna kazałby mu wchodzić na słup wysokiego napięcia, wtedy musiałby odmówić, ale wierzył, że ta miała nieco rozumu w głowie i nie wpadnie na tego typu nierozważne pomysły.
- Chyba ty - rzucił jak zwykle elokwentnie. - No to dawaj. Zaskocz mnie czymś. Wybieram wyzwanie i jazda z kurwami - chyba nie sądziła, że obawiałby się czegokolwiek? Teraz, w tym stanie, był nieustraszony. Totalnie nieustraszony!

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Głośny śmiech wydobył się z jej gardła, budząc samotnego kurka na pobliskim drzewie. Jo spojrzała w tamtym kierunku, podkasując na widok nagle ruszających się liści. Kurwa, czy to już zawał? Chociaż na dobrą sprawę to ona zaczęła, śmiejąc się do rozpuku z cholernej POMIDOROWEJ jako znak ostrzegawczy przed pewną śmiercią i niebezpieczeństwem. Kurwa. ZUPA POMIDOROWA. Kto by pomyślał, że z Otisa był taki jebany geniusz? Normalnie potomek Einsteina albo Mari Skłodowskiej, ewentualnie Luca z Modern Family, bo on podobno też taki mądry i to z wysokim jak wieża Eiffla IQ. Oczywiście, King nigdy nie wątpiła w istny geniusz przyjaciela, jednak nie wiedziała, że do aż do takiego stopnia.
- Przez ciebie przestraszyłam jakiegoś ptaka! Nie możesz mnie tak rozśmieszać, jest kurwa środek nocy, Otis - pokręciła głową, siląc się na poważny ton, chociaż jej twarz mówiła kompletnie coś innego. Rozbawienie nie opuszczało jej zaokrąglonych policzków i wygiętych w szeroki łuk ust, całe szczęście on nie mógł nic z tego zobaczyć. I bardzo dobrze, przynajmniej przez telefon mogła udawać nieugięta. Kozak w necie, pizda w świecie - jakoś tak to chyba bylo, o.
- Mógłbyś mi nagrać - poprawiła rozmierzwione przez wiatr włosy i szybkim ruchem spięła je w niesforny kucyk - Miło byłoby cię zobaczyć.. Jak robisz nieudolną jaskółkę oczywiście - dodała pośpieszne po tym, jak nieoczekiwanie rozmarzyła się na moment. Pierdolone wieczory. Sprawiały, że robiła się sentymentalną pizdą, która nie potrafi trzymać myśli bezpiecznie w głowie. Nienawidziła nocy. Nienawidziła rozmyślać, analizować i nazywać uczuć. Nienawidziła faktu, że kiedy gwiazdy wiszą bezwładnie na niebie, a księżyc oświetla świat, ludzki mózg wytwarza więcej wyimaginowanych scenariuszy i emocji niż przez cały, pierdolony dzień. A ona lubiła kiedy była obojętna. Obojętnym było być łatwiej. Po prostu łatwiej. Wiec, po co utrudniać sobie życie?
- Wyzwanie? - poprawiła się na taborecie, opuszczając nogi z drewnianej belki - Niech pomyśle - rozglądnęła się dookoła, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc i pomóc z wymyśleniem zadania. Czy dało się grać w wyzwania na odległość? - Są tam może jacyś ludzie obok ciebie? - spytała po chwili namysłu - Podejdź do kogoś i zarzuć najbardziej ŻAŁOSNYM i OKLEPANYM tekstem na podryw, jaki widziała ludzkość. Dodatkowe punkty, jeśli ktoś faktycznie na to pójdzie! - prychnęła, wyszukując na parapecie czerwonej paczki fajek - Ja potem chce prawdę - rzuciła tak na zapas i czekała na rozwój sytuacji z podrywem. Go Otis.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Wszędzie, gdzie się nie pojawiał, uchodził za klauna i wywoływał u ludzi niepohamowany śmiech. Lubił to. Lubił być TYM ZABAWNYM w gronie znajomych i w oczach ludzi, których dopiero co poznał. Rzucał głupimi tekstami na lewo i prawo, opowiadał mniej lub bardziej śmieszne żarty, robił durne miny i ogólnie zgrywał kretyna. Właściwie nie Otis nie należał do najmądrzejszych istot chodzących po ziemskim globie. W szkole zwykle radził sobie jakoś tak mocno średnio, bo tak to jest, kiedy siedzi się w ostatniej ławce i głośno komentuje poczynania nauczycieli, jednocześnie zyskując sobie sympatię kolegów z klasy. Nie był też jakoś oczytany, chociaż wielbił przygody Harry'ego Pottera, horrory Stephena Kinga i przeczytał wszystkie dotychczasowo dostępne części Gry o Tron, żyjąc w obawie, że George R.R. Martin umrze zanim napisze Wichry zimy. Nie oglądał wiadomości, wszystkiego dowiadywał się z internetu i ogólnie nie był jakąś chodzącą alfą i omegą. A jednak rozmieszanie Jo było jednym z jego ulubionych zajęć. I jej śmiech stał się jego ulubionym.
- Przyznaj, że chciałabyś się ze mnie po prostu ponapierdalać - po części Goldsworthy wiedział, że mógłby się upokorzyć i istniało jakieś sześćdziesiąt procent szans, że robią jaskółkę wywinąłby pokaźnego orła. I na dodatek puścił pawia. Jak widać, niezły był z niego ornitolog. Jeszcze jakiegoś gołębia brakowało tylko na dokładkę. - Ale nie dam ci tej satysfakcji i nie włączę kamerki - zmienił rękę i przystawił sobie telefon do drugiego ucha, w pełni gotowy do przyjęcia wyzwania.
Tylko wyzwanie okazało się dosyć trudne, bo w pobliżu nie było żywej duszy. Nic dziwnego, Otis siedział samotnie w opustoszałbym parku i to w środku nocy.
- I tutaj sprawy się nieco komplikują, moja droga - rozejrzał się uważnie dookoła, żeby się upewnić czy aby na pewno ktoś nie urządził sobie alejkami nocnego spaceru. - Bo nikogo nie widzę. Przysięgam ci, kurwa, na boga - nawet docisnął sobie dłoń do klatki piersiowej, gdzie znajdował się serce, jednak Jo i tak nie mogła tego zobaczyć. A szkoda. - Czeej, czeej. Przejdę się kawałek. Żeby nie było, że ściemniam i nie chcę się wywiązać z zadania. Bo chcę! Jestem zajebisty w podrywach na żałosne teksty - o, to akurat prawda. Nic dziwnego, Otis był beznadziejnych w jakichkolwiek flirtach, więc tylko te najgorsze wychodziły mu najlepiej.
Ku uciesze, dostrzegł na zamkniętym placu zabaw grupkę jakichś młodych dziewczyn. Mogły mieć na oko tak po maksymalnie dwadzieścia lat, nie więcej, ale wyzwanie to wyzwanie.
- Dobra, momento - odsunął nieco komórkę od ucha i pomachał w kierunku jednej z dziewczyn. - Ej, ej! Twój tata chyba był złodziejem, bo ukradł wszystkie gwiazdy i umieścił je w twoich oczach! - zawołał, a w powietrzu uniósł się donośny śmiech koleżanek tejże panienki. - Cholera, chyba nie zadziałało. Naprawdę nie rozumiem dlaczego - udał wielce smutnego i odszedł na bezpieczną odległość, żeby przypadkiem małolaty nie wezwały policji. Jeszcze tego by mu brakowało. No i laska nie poleciała na jego tekst, więc nici z dodatkowych punktów.
Nierównym krokiem ruszył przed siebie, co jakiś czas lądując raz po lewej, a raz po prawej stronie ścieżki. Halny wiał, okej? Trochę chłopaka znosiło.
- Jo, Jo, Jo - zaczął, układając sobie w głowie odpowiednie pytanie, ale umówmy się, w jego stanie to wcale nie było proste. - Co we mnie najbardziej lubisz? - no skoro wybrała prawdę, musiała teraz wszystko wyśpiewać. Wszyściutko. Bo co do tego, że go lubiła, nie było najmniejszych wątpliwości. Gdyby było inaczej, nie spędzałaby z nim tyle czasu na telefonie. Proste! I jeszcze napomknął coś tam przy okazji, że jego późniejszy wybór też padł na prawdę. Wystarczy tych żałosnych tekstów na nieudolny podryw roku.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
- Dużo rzeczy bym chciała z tobą robić, nie tylko się z ciebie napierdalać. Chociaż wiadomo, wiadomo: to moje ulubione zajęcie - skwitowała nie zastanawiając się nawet nad sensem słów, które właśnie opuściły jej usta. Co właściwie chciałaby z nim robić? Czy chciałaby móc spotkać się z nim twarzą w twarz, móc spojrzeć w głębokie, zapewne ciemne oczy, móc zobaczyć uśmiech, który zapewne rozświetliłby nie jedno pomieszczenie? Oczywiście, że by chciała. Chciałaby to wszystko i jeszcze więcej. Chciałaby wypić z nim piwo. Nie dwa. Jedno piwo. Tak na pół, co chwile przekazując sobie butelkę i zupełnie przypadkowo muskać jego palce własnymi opuszkami. Chciałaby pójść z nim na spacer, usłyszeć słodki śmiech bez zniekształceń słuchawki. Chciałaby słuchać z nim muzyki. Tak po prostu. Dzielić się słuchawkami i słuchać dobrej muzyki. Dużo by chciała. Chciałaby, a jednak nie była na tyle odważna, by zaprosić na spotkanie, by wykonać ten pierwszy rok. Rozmawiać przez telefon było bezpiecznie i chyba oboje bali się to spierdolić.
Słuchała uważnie jak wyruszył w poszukiwaniu swojej najnowszej ofiary do podrywu, szczerze nie mogąc się kurwa doczekać, aż Otis zarzuci na niej jeden z tych swoich iconic tekstów uginających kolana. I tak właśnie się stało. Jo rykła śmiechem, zasłaniając dłonią usta, by przypadkiem nie obudzić całej reszty Lorne. Nie mogła się powstrzymać. Nie mogła uwierzyć, że faktycznie to zrobił, że był na tyle głupi, by krzyczeć w środku nocy do biednych dziewczynek przechadzających się przez park takie durne rzeczy.
- Całe szczęście, że nie wzięła Cię za jakiegoś pedofila. Mogło się zrobić niemiło - skwitowała, wycierając samotną łzę z policzka, która niekontrolowanie osunęła się wzdłuż jej twarzy - Boże, Otis, co ty ze mną robisz - pokręciła głowa, chociaż on i tak nie był w stanie tego zauważyć. Nawet dorzuciła przewrót oczami, tak o, dla zasady. Kiedy nadeszła jej kolej, postanowiła zacząć od prawdy, czując już tą zemstę ze strony przyjaciela, gdyby wzieła wywanie.
- A kto powiedział, że w ogóle cię lubie? - westchnęła sarkastycznie. Oj dobrze wiedział, że go lubiła. Dobrze o tym wiedział. Ściągneła stopy z metalowej barierki i staneła na równe nogi, odstawiając wypalonego wcześniej papierosa do popielniczki. Leniwym krokiem podeszłą do brzegu tarasu i zerwała najbliższego liścia z drzewa, jakby to miało pomóc jej się skupić - Lubie cię za żarty - zaczeła powoli, przewracając listeczek między palcami - Lubie, kiedy dzwonisz o przeróżnych porach, żeby opowiedzieć mi o twoim dniu. Lubie sposób, w jaki mówisz o rzeczach, które dają ci szczęście, o rzeczach, które szczerze lubisz. Lubie twój gust muzyczny i to jak dzielisz się ze mną każdą najnowszą perełką. Lubie to twoje specyficzne westchnięcie, kiedy cie czymś zdenerwuje lub rzucę durny komentarz. Lubie to jak dobry jesteś, jak się przejmujesz i troszczysz. Nie każdy potrafi się troszczyć. Ty potrafisz - patrzyła ślepo w oddalony punkt, uświadamiając sobie, że na dobrą sprawę Otis jest naprawdę jedną z niewielu osób, którym na niej zależy i na które może liczyć. Nie miała przecież rodziny, która chcąc czy nie chcąc musiała stawać za nią murem. Nie miała żadnych bliskich przyjaciół oprócz Tessy. Jedynie Otisa. Może i otaczała się mnóstwem ludzi dookoła, jednak to on stał na podium. Wzięła głęboki oddech, potrząsając głową, czując jak nagle zbiera się jej na płacz. Kurwa, Jo, ogarnij się idiotko. - No i może tyle na razie, bo jeszcze obrośniesz w piórka i odlecisz gdzieś za ocean - skwitowała, probując zażartować, jednak nie była w stanie powstrzymać charakterystycznego siorbnięcia nosem, kiedy jest się bliskim wzruszenia.
- Dobra dobra, teraz ty - zmieniła szybko temat zastanawiając się, jaka prawdę wybrać Otisowi - Masz jakieś marzenia? - spytała, wyrzucając z siebie pierwsze, lepsze pytanie, jakie przyszło jej na myśl. Kurwa, koniec z tą prawdą, przy następnej rundzie na pewno bierze wyzwanie.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Automatycznie jego pijany mózg zaczął krążyć wokół rzeczy, które Jo chciałaby z nim robić. Prawda była taka, że z Otisem można było robić WSZYSTKO. Zawsze był chętny na wszystkie, spontaniczne akcje i nie trzeba było pytać go dwa razy. Dlatego często, choć zwykle nieświadomie, pakował się w głupie sytuacje. Nic poważnego, nie miał nigdy zatargu z prawem (gromkie brawa dla państwa Goldsworthy, którzy tak dobrze wychowali swoje dzieci), nie zaczynał pierwszy bójek (w ogóle rzadko się w nie wdawał, bo jak już, to tylko wtedy, kiedy była taka konieczność), nie pakował się w złe towarzystwo. I gdyby określić go jedną cechą, to po prostu był DOBRY. Czysto dobry.
Fakt, gdyby dziewczyny z placu zabaw wezwały policję po tym, jak jakiś debil wykrzykiwał durne teksty na nieskuteczny podryw, mogłoby zrobić się nieprzyjemnie. Do tego stopnia, że pewnie Otis momentalnie by wytrzeźwiał. Jak na zawołanie. PSTRYK i już.
- Rozśmieszam cię, więc robię ci dobrze - zawtórował jej śmiechem, który co jakiś czas przerywała pijacka czkawka. Nie było nic lepszego od faktu, że kogoś rozbawiasz do łez. Może poza tym, że ktoś był obok. Bo nie było lepszego miejsca niż obok.
Trochę naburmuszył się, kiedy Jo przez krótką chwilę negowała teorię o tym, że go lubiła. Dałby sobie rękę obciąć, że tak było. Na szczęście te wątpliwości szybko zostały rozwiane. Czy połechtała miłymi słowami jego ego? Jasne, że tak! Uniósł się kilka centymetrów ponad chodnikiem, więc teraz na luzie miał ponad dwa metry i skrzydełka wystające z ramion. Każdy lubił komplementy, nawet Otis. I każdy chciał czuć się lubiany. Zwłaszcza, jeśli na kimś mu zależało. A bez wątpienia jemu zależało na Jo i nie wiedział dlaczego.
W przeciągu niedługiego czasu stała się dla niego ważna. Zwyczajnie ważna, bez większych wyjaśnień. Podobało mu się z jaką łatwością dogadywali się, że potrafili rozmawiać godzinami, płynnie przeskakując z tematu na temat. To czemu nie zainicjował spotkania? Takiego na żywo? Czemu po prostu nie zaprosił ją na piwo albo na kawę. Albo na spacer. To akurat było oczywistą oczywistością - nie chciał niczego spieprzyć. Jakby obawiał się, że to, co między nimi powstało, pryśnie niczym bańka mydlana i rozpłynie się w powietrzu.
- Każdy ma marzenia - powiedział z pewnością w głosie. - Tylko niektórzy wielkie, a inni bardziej przyziemne. No ja akurat nie marzę o żadnych wielkich podróżach po świecie, za to chciałbym pójść w końcu na studia. Jeszcze nie wiem do końca na jakie, ale na jakieś na pewno - ot, takie małe marzonko. Jego rodziców, mimo że odkładali pieniądze na edukację swoich pociech, nie było w pełni stać na wysłanie wszystkich na wyższe uczelnie, ale Jo nie mogła o tym wiedzieć, bo nawciskał jej kit, że pochodził z zamożnej rodziny. I po pijaku włączyły mu się wyrzuty sumienia, że okłamywał ją w niektórych kwestiach. Nie był wobec niej do końca fair, ale skąd miał wiedzieć, że ich znajomość stanie się tak zażyła? Nie mógł wiedzieć, mieli być tylko na chwilę.
- Ale czy ja dobrze słyszę, że panienka wybrała wyzwanie? - zszedł szybko z tematu na bezpieczny grunt, cały czas kręcąc się po parku jak gówno w przeręblu. - Idź do sąsiada i zapytaj się go czy chodzi mu pralka. Jeśli tak, to powiedz mu, żeby ją łapał, bo inaczej spierdoli i tyle będzie ją widział - co z tego, że była trzecia w nocy, kogo by to obchodziło?

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nieco zawiedziona, że kompletnie zignorował jej wypowiedź i nawet słowem nie skomentował, słuchała jak opowiadał o marzeniach i studiach. Przewracała wcześniej urwany liść, zastanawiając się, czy aby nie przesadziła. Może tak naprawdę dla niego ta cała znajomość była faktycznie czystym przypadkiem i takim już została? Może wcale nie chciał jej pogłębiać, może wcale nie traktował tak mocno do serca, jak zrobiła to ona. Głupia była. Pozwoliła sobie przywiązać się do typa po drugiej stronie słuchawki. Jakie to żałosne. Żałosne, jak po tylu latach wciąż niczego się nie nauczyła. Ludzie przychodzili i odchodzili, a w jej przypadku tylko odchodzili. Śmieszne. Bo przecież kto chciałby przy niej zostać? Co ona mogła mieć do zaoferowania? Prychnęła pod nosem, kręcąc głową i wyrzucając pogniecionego już listka gdzieś przed siebie. Nie mogła się tak użalać. Nie było po co. Czyste hormony.
- Jakie studia? - zainteresowała się - A co lubisz robić? Gdzie się widzisz za pięć lat, albo i dziesięć? - chciała dopytać, bo może to pomogłoby mu w odnalezieniu odpowiedniej ścieżki. Opadła łokci na drewniany ganek, zrywając z drzewa jeszcze kilka niewielkich krzaczków - Myślisz, że będziemy w ogóle pamiętać jeszcze swoje imiona za pięc lat? - prychnęła do słuchawki. Oczywiście wcale nie łudziła się, że będą. Chciałaby. Oczywiście, że by chciała, ale przecież to niemożliwe. Nie można utrzymywać z kimś kontaktu wyłącznie przez telefon przez tak długi czas. Życie w końcu ruszy na pełnej kurwie, zostawiając wszystko za sobą.
Ryknęła głośnym śmiechem na słowa Otisa. Kurwa, wiedziała. Wiedziała, żeby nie brać cholernego wyzwania, bo zemsta przyjdzie wielkimi krokami i zapuka jej prosto w drzwi. No i nie dość, że zapukała to jeszcze teraz Jo musiała DOSŁOWNIE iść i zapukać do cudzych drzwi.
- Robi się - pokręciła rozbawioną głową, poprawiając futrzane klapki na swoich nogach - Ale wiedz, że jestem w samej koszulce, odziana w koc. Jak mnie ktoś zgwałci albo zamknie w piwny to będzie twoja wina - skwitowała, wyłączając tryb głośnomówiący i przykładając telefon do ucha. Otis pewnie będzie klepał bekę przez cały ten czas, nie było potrzeby, żeby pół okolicy również to słyszało.
Zwinnymi kroczkami zbiegła po drewnianych schodkach i ruszyła na niewielki mostem, którym już po chwili doszła do szerokiej, leśnej ścieżki. Drzewa szeleścił cicho od letniego wiatru, a dźwięk jej klapek obijających się o pięty towarzyszył i gałązki akompaniował jej pewnym siebie krokom. Chciała to mieć już z głowy.
- Dobra, spróbuje tutaj - skwitowała, przyglądając się jednej z chatek, a dokładniej tej o numerze 353 - Bądź gotów dzwonić na policje, lamusie - staneła przed ciemnymi drzwiami i już po chwili rozległy się trzy, donośnie puknięcia - Chyba nikogo nie ma - rzuciła po kilku sekundach nieco zawiedziona. W końcu miała okazje poznać sąsiadów i porozmawiać o ich lodówkach, kto by nie chciał skorzystać z takiej cudownej szansy? Przeszłą tak jeszcze kilka domków, jednak w żadnej nikt nie raczył jej otworzyć. No cóż, nic dziwnego, w końcu była druga w nocy. Już miała wracać, już miała się poddawać, kiedy w pobliskiej chatce zaświeciło się światło.
- O tam chyba ktoś nie spi - skomentowała, chociaż Otis i tak nie miał jak tego zobaczyć. Podeszła czym prędzej do mieszkanka i po raz setny już tego wieczoru zapukała komuś w drzwi - Witam, przepraszam, że nachodzę o taj później porze. Jestem sąsiadką z mieszkanka obok, chciałam zadać takie dość.. No powiedziałabym delikatne pytanie. Sama ostatnio miałam z tym problem i po prostu myślę, że da państwa będzie to równie istotna sprawa - Starsza kobieta w progu sprawiała wrażenie wyjątkowo zmartwionej - Chodzi o Państwa pralkę. Czy chodzi? - spytała przejętym głosem, na co w odpowiedzi dostała jedynie skinienie głową - TO NIECH PANI JĄ SZYBKO ŁAPIE, BO INACZEJ UCIEKNIE I TYLE JĄ PANI WIDZIALA, HA - krzykneła, nie potrafiąc powstrzymać donośnego śmiechu, który aż błagalnie cisnął się na jej twarz. Kobieta oburzyła się niemiłosiernie, burknęła pod nosem jakiś niemiły komentarz o dzisiejszej młodzieży, po czym zatrzasnęła jej drzwi prosto przed nosem.
- Kurwa, znienawidzą mnie tu przez ciebie - mówiła wciąż przez śmiech, dumnym krokiem wracając w stronę własnego domu.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie zignorował jej wypowiedzi, słuchał uważnie, delektując i doceniając każde słowo, a że zabrakło jakiegoś konstruktywnego komentarza, to wina alkoholu. Narąbany był jak drewno na opał, ciężko było mu składać zdania, a co dopiero dziękować za komplementy. A jutro... Jutro i tak pewnie niewiele będzie pamiętał z tej rozmowy. A w zasadzie to jeszcze dzisiaj, tylko po przebudzeniu. Tak to czasami bywało, że zrywało banię i człowiekowi urywał się film. Nie dało się zapamiętać wszystkiego po tak dużej dawce procentów, nawet jeśli człowiek bardzo chciał. Czasem coś umykało. Czasem było to coś naprawdę ważnego i znaczącego, co powinno zostać w głowie, a jednak ulatniało się i ktoś musiał o tym przypomnieć. Naprowadzić. Zasugerować.
Ta cała znajomość była odskocznią od codzienności. Od wkurwiających ludzi w pracy, od rodzinnych problemów. Była czymś przyjemnym, ale nie można było pokładać w nich nadziei i oczekiwań, bo jednak ich relacja do niczego nie prowadziła. Znali się tylko przez telefon. Możliwe, że nigdy się nie spotkają. A jak spotkają, to istniała szansa, że wcale nie polubią. I wtedy wyjdą te wszystkie kłamstwa Otisa, za którymi skrywał prawdziwego siebie. I pluł sobie w brodę, że zatajał to, kim był i z jakiej rodziny pochodził. Za daleko zabrnął w te kłamstwa. Tak, jak za daleko zabrnął w tę relację. Przyzwyczajał się, pozwolił oswoić, a przecież nie mogło wyjść z tego nic dobrego. Niby jakim cudem? To nie mogło się udać.
- Nie wiem, może to głupie, ale zawsze chciałem projektować ubrania - powiedział zgodnie z prawdą, bo od dziecka przerabiał siostrom sukienki. Właściwie odkąd tylko matka nauczyła go szyć i posługiwać się specjalną do tego maszyną. Miał smykałkę, trzeba przyznać. I szybko się uczył nowych szwów. - Można to robić w domu, jasne, ale pewnego dnia chciałbym zajmować się tym zawodowo - i nie chodziło tutaj o to, że miałby zostać krawcem. Nie, mierzył wysoko, może nawet za wysoko, ale sam miał prawie dwa metry, więc kto wie, może kiedyś tych marzeń w końcu dosięgnie?
- Za pięć lat? - powtórzył po niej z nieukrywanym zdziwieniem. - Jeszcze daleko do tego czasu, Jo - zaśmiał się, ale bez żadnych złośliwości. Był to głośny, szczery, chociaż nieco przepity śmiech. - Pewnie rano nie będę pamiętał z kim dzisiaj piłem, a ty mnie pytasz o to, co będzie za pięć cholernych lat. Ale dobrze, powiem ci coś. Powiem ci, że o kimś takim jak ty nie da się po prostu zapomnieć. Dlatego liczę na to, że twoje imię zawsze będzie kojarzyło mi się z tobą - nawet, jeśli Otis pozna na swej drodze inne Jo, to wypowiadając to dwuliterowe słowo, zawsze będzie miał w głowie dziewczynę, z którą tak dobrze mu się rozmawiało i z którą miał takie dobre wibracje. Naprawdę na to liczył.
Aż podskoczył, kiedy zdecydowała się wykonać zadanie. Oczywiście nie przemyślał, że sąsiad mógłby jej coś zrobić, bo był skończonym durniem, w dodatku mocno zawianym. Mimo wszystko trzymał komórkę w pogotowiu. Wystarczyło rozłączyć trwające połączenie i zadzwonić na 112. Okej, to nie mogło być takie trudne. W zasadzie nie podejrzewał, że Jo wykona to zadanie. Zwątpił w nią, chociaż nie powinien, bo po zaskoczyła go. Mocno pozytywnie. Tak pozytywnie, że wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Dosłownie ten wybuch śmiechu zgiął go w pół i zaczął rechotać, jakby nawiał z psychiatryka.
- Jezu, Jo - wydusił w końcu z siebie, próbując złapać haust powietrza. - Znienawidzić znienawidzą cię na pewno, ale prędzej ja wyzionę ducha. Aż mnie żołądek rozbolał. Nie wierzę, że to zrobiłaś, wariatko - podparł ręce na kolanach i w takiej pozycji przytrzymał telefon ramieniem. - Nie licz na to, że wybiorę znowu wyzwanie, nie ma szans. W ogóle chyba powinienem powoli kierować się w stronę domu. Tylko nie wiem w którą. Będziesz mi towarzyszyć? Możesz mi opowiedzieć co robiłaś, żeby zasnąć, kiedy byłaś mała - wyprostował się i ruszył we (jak mu się zdawało) właściwym kierunku. Jeszcze jakaś godzina i powinien doczłapać do domu.

Jo King
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ