lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Austin Hayworth – syn pierworodny

Moi rodzice byli lekarzami. Poniekąd. Porządni ludzie, zawsze myślałem o nich właśnie w ten sposób. Wtedy jeszcze, jak chyba większość dzieciaków wychowanych w kochającej rodzinie – postrzegałem ich tylko i wyłącznie w superlatywach. Byłem pierwszym dzieciakiem mojej mamy. Pierwszym, którego spłodził Randall Hayworth… Najprawdopodobniej. Pierwszym adoptowanym synem ojca. Nie wiem tak naprawdę, co to może zmieniać. Dla mnie w gruncie rzeczy zmieniało niewiele, a z perspektywy czasu wiem, że nie zmieniło absolutnie nic. Rodzice się kochali i to było dla mnie najważniejsze, dom był miejscem szczęśliwym, chociaż czasem nieco chaotycznym z dwójką bardzo młodych ludzi próbujących pogodzić karierę zawodową z wychowywaniem dwóch ruchliwych synów. Niczego mi nie brakowało. Nie brakowało mi również nikogo. Randalla ledwo pamiętałem, przez pierwszych kilka lat mojego życia nie pojawiał się zbyt często na horyzoncie. Zwiedzał inne miejsca, posiadał inne priorytety. W porządku, jego decyzja. Nie narzekałem na brak ojcowskiej ręki, wzorce do wychowania też miałem zapewnione i chociaż się starałem, to nie wiem, jak wiele z nich wyciągnąłem. Nie jestem ani moim ojcem, tym ambitnym, zapracowanym i w gruncie rzeczy spokojnym, chociaż lubię myśleć, że odziedziczyłem po nim upór i poczucie humoru. Nie jestem też za bardzo podobny do mojej matki, zorganizowanej i cierpliwej, mimo że bardzo bym chciał. Cudowni ludzie, serio. Nie mogę powiedzieć, żebym zawsze to w pełni doceniał. Na pewno nie na tyle, na ile by zasługiwali, ale hej, byłem tylko dzieciakiem. Kiedy jest się dzieciakiem, patrzy się na świat z nieco innej perspektywy, Znacznie bardziej… egoistycznej. Tak myślę. Nie będę kłamać, byłem niepokornym dzieciakiem, pełnym pomysłów i energii, przez co często pakowałem się w kłopoty – ale nie mogę powiedzieć, żeby kiedykolwiek czegokolwiek mi brakowało…

Austin Hayworth – co to w ogóle za imię?

No… Może z moim imieniem mogli trafić odrobinę lepiej. Chyba, że to, że miałem przerąbane, to po prostu kwestia towarzystwa i kreatywności dzieciaków, w jakich otoczeniu dorastałem. Kiedy pierwszy z nich w przypływie jasności umysłu zadał wyjątkowo durne pytanie „Austin… Hej, mogę do ciebie mówić Tina?”, wiedziałem, że nie będę miał spokoju przez długi czas - o ile oczywiście sam się o swój spokój nie zatroszczę. Początkowo to wcale nie było łatwe ani oczywiste. Byłem drobnym dzieciakiem. Na dodatek bardziej interesowały mnie takie rzeczy jak modele samochodów, zabawkowe pociągi i sekcje zwłok robaków (obrzydliwe, wiem… niczego nie żałuję) niż sporty. Nie miałem z nimi szans. Na swoje nieszczęście nie miałem też za grosz instynktu samozachowawczego i kiedy ktoś mnie sprowokował, reagowałem gwałtownie i nieproporcjonalnie do moich możliwości. Kilka razy wylądowałem zawieszony na drzewie za bieliznę (bolało), parę razy umyto mi twarz w kałuży i szkolnej toalecie. Kończyłem z dziesiątkami siniaków, a mama nie raz musiała poświęcać wieczory na zszywanie mi spodni, które podarły się podczas potyczek z większymi i silniejszymi ode mnie gośćmi. Nigdy nie cofałem się przed niczym, nawet jeśli nie miałem szans. Zadzierałem głowę dumnie do góry, podnosiłem pięści i brałem na siebie to, co mieli dla mnie przygotowane. Po pewnym czasie zrezygnowali. Może dlatego, że zacząłem dość szybko rosnąć… Albo po prostu uznali, że tak uparty w dostawaniu w gębę dzieciak musi być zwyczajnie szalony – a z szaleńcami lepiej nie zadzierać. Tak czy siak, dobrze dla mnie.

Austin Hayworth – The Tin Man

Na początku liceum wciąż byłem chudym dzieciakiem w wyciągniętych czarnych koszulkach, zazwyczaj z logiem jakiegoś niszowego grunge’owego lub metalowego zespołu. Chciałem się buntować, chyba jak większość dzieciaków, a że nie bardzo miałem przeciwko czemu, to buntowałem się przeciwko popularnej kulturze, w tym muzyce. Namówiłem rodziców na gitarę – najpierw akustyczną, potem elektryczną i kilka lekcji. Szybko się znudziłem, ale od czasu do czasu nadal brzdąkałem w swoim pokoju. Nie żeby to cokolwiek zmieniało. Uczyłem się nieźle, bo nauka mnie ciekawiła. Przedmioty ścisłe nie były moimi wrogami. Dzięki nim udało mi się zdobyć kilku znajomych, kiedy ciężko było mi ich jeszcze zdobywać na innych polach. Wszystko zmieniło się gdzieś na przełomie pierwszej i drugiej klasy. Typowa historia. Dojrzewanie, hormony, nagła potrzeba wyładowania energii, której zawsze miałem w nadmiarze, a w tamtym okresie zupełnie nie wiedziałem, co z nią zrobić. Pływałem, biegałem, grałem w koszykówkę i surfowałem. Nagle miałem wielu kumpli. Nagle zaczęły się mną interesować dziewczyny. Lubiłem je, nie powiem, że nie. Ale tak naprawdę żadna z nich nie była szczególnie ciekawa. Jeszcze przed skończeniem liceum znałem gości, za których dałbym się pokroić i z którymi mógłbym pójść na koniec świata. Wydawało mi się, że jestem królem, totalnie nieśmiertelnym typem. Nic nie było mi straszne. Wszystkiego chciałem spróbować. Mówili na mnie Tin Man. Zupełnie nie wiem dlaczego.

Austin Hayworth – ten spory koleś, na pewno go kojarzysz

Mimo że pod koniec liceum nauka w moim życiu zdobyła konkurencję w postaci sportów, ruchu i życia towarzyskiego, nigdy tak do końca jej nie porzuciłem. Nie mógłbym. Zawsze ceniłem swoich rodziców i z tyłu głowy miałem świadomość, czego mogą ode mnie oczekiwać. Byłem przekonany, że chcieliby, żebym poszedł w ich ślady i został lekarzem, nawet jeśli nigdy nie popychali mnie z dużym naciskiem w stronę medycyny. Zresztą, ja też tego chciałem. Na swój sposób. Nie powstrzymały mnie pierwsze szaleństwa w liceum. Udało mi się zdać egzaminy z dobrymi wynikami i dostać do college’u, a później na medycynę. Dawałem z siebie wszystko. To było cholernie trudne, poważnie. Nie chciałem z czegokolwiek rezygnować. Potrzebowałem każdej rzeczy, która istniała dla mnie wcześniej – musiałem robić wszystko, co do tej pory. Żeglować i surfować wtedy, kiedy był wiatr i fale, grać w kosza, kiedy zebrała się chętna ekipa i biegać o poranku, obserwując wschodzące słońce. Do tego nie wyobrażałem sobie przegapiania imprez. Zawalanie egzaminów i prac zaliczeniowych również nie było dla mnie opcją. Nie wiem, jak mi się udało pogodzić wszystko. Chyba średnio. Nie pamiętam, żebym regularnie sypiał. Właściwie niewiele z tamtego okresu pamiętam. Nie będę kłamać, kilka razy zdarzyło mi się wciągnąć kreskę, żeby przetrwać bardziej intensywny czas na uczelni. Dałem radę. Byłem wszędzie. Byłem zadowolony z siebie. Wszyscy kojarzyli tego wielkiego Haywortha. Kumplowałem się z każdym. Potem wpadłem w depresję. Tak mi się wydaje, chociaż żaden profesjonalista nigdy tego nie stwierdził.

Austin Hayworth – lekarz medycyny

Po studiach siłą rzeczy przystopowałem. Nie miałem na to wszystko siły. Musiałem odpocząć. Musiałem… nie robić nic. Poza tymi podstawowymi rzeczami – poza dążeniem do celów, które sobie wyznaczyłem. Ograniczyłem dotychczasowe znajomości, odciąłem się od sporej części ludzi. Zerwałem z dotychczasową dziewczyną. Prawie narzeczoną. To nie miało sensu. Nie czułem się jak ten sam człowiek, którym byłem kilka lat wcześniej. Chyba już nim nie byłem. Sam nie wiedziałem, kim byłem i kim chciałbym być. Wyjechałem na południe. Potrzebowałem ciepła. Musiałem sobie wszystko poukładać i najlepszym rozwiązaniem wydało mi się skreślenie wszystkiego, co było przedtem i rozpoczęcie od nowa. Trochę żałuję. Spalonych mostów nie da się łatwo odbudować. Cieszę się jednak z tych znajomości, które przetrwały mimo odległości i z przyjaźni, które po tym wszystkim mogę nazywać prawdziwymi. Nigdy nie porzuciłem medycyny. Przeszedłem wszystkie konieczne zawodowe kroki w Brisbane, całą ścieżkę prowadzącą do funkcji lekarza, którym jestem teraz. Osiągnąłem to, czego chciałem. Zostałem chirurgiem urazowym, dostałem etat w szpitalu… Ale przez te wszystkie lata wciąż coś było nie tak. W końcu zdałem sobie sprawę, że nie mogę tak żyć. Potrzebowałem coś zmienić. Potrzebowałem przynajmniej przerwy. Rok temu wziąłem urlop. Długi urlop. Rzuciłem wszystko, tak po prostu i wyjechałem na parę miesięcy. Nie miałem konkretnego pomysłu, nie miałem żadnego planu. Spakowałem kilka niezbędnych rzeczy do plecaka, wsiadłem na motor i ruszyłem przed siebie. Robiłem to, co w danym momencie wydawało się słuszne. Zatrzymywałem się w motelach, pomagałem ludziom w zamian za nocleg i coś do zjedzenia, łapałem się szybkich dorywczych prac. Nie żebym nie miał oszczędności. Przecież do tej pory byłem rozsądnym facetem. Musiałem jednak od tego wszystkiego odpocząć. Żyć z dnia na dzień, choćby przez chwilę. Zastanowić się nad wszystkim. Pomogło.

Austin Hayworth – nie lubi etykietek…

Wróciłem kilka miesięcy temu do Lorne Bay, w którym się wychowałem. Postarałem się o pracę chirurga urazowego w najbliższym szpitalu – bo chciałem. To była rzecz, którą lubiłem robić i w której byłem dobry. Jednak bycie chirurgiem mnie nie definiuje. Nie znoszę etykietek. Nie jestem tylko i wyłącznie jedna określoną osobą. Jestem Austin Hayworth. Jeszcze wiele o mnie nie wiecie. Bo ja sam jeszcze wiele o sobie nie wiem… Dowiaduję się każdego dnia. I to jest w porządku.

* * *

• Jest chirurgiem urazowym i bardzo lubi swoją pracę. Podchodzi poważnie do składania puzzli z ludzkich kostek.
• Nie oznacza to jednak, że jest przesadnie spięty. Spędził kilka miesięcy na poszukiwaniu siebie w różnych zakątkach Australii i mimo że nadal nie do końca wie, czy faktycznie się odnalazł, to przynajmniej odnalazł wewnętrzny spokój.
• Jest pogodnym gościem, który lubi przygody. Wyzwania są dla niego chlebem powszednim, żadnemu nie potrafi odmówić.
• Kontaktowy, otwarty, z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Może bywa nawet aż za bardzo skłonny do żartów, ale taki ma styl bycia. Jednym to odpowiada, innym nie. Trudno?
• Zapalony surfer. Jeśli tylko pogoda sprzyja, bierze deskę i pędzi polować na fale.
• Na szczęście lubi też żeglować. To zazwyczaj nie wymaga moczenia tyłka w lodowatej wodzie.
• Codziennie rano biega. Bez wymówek.
• Ma motor. Chętnie na nim jeździ. Sprzedał nawet samochód i wcale za nim nie tęskni.
• Ma kilka tatuaży i jest ich fanem, ale wszystkie udaje mu się schować pod kitlem, więc nie ma z tym większym problemów.
• Kocha jedzenie – zarówno jeść jak i gotować. Gdyby miał więcej czasu, pewnie na boku założyłby własną restaurację i został amerykańskim Gordonem Ramsayem. Niestety, czasu mu brakuje, więc popisuje się swoimi kulinarnymi umiejętnościami tylko, kiedy nadarza się specjalna okazja. Przecież nie będzie brudził dziesiątek garnków tylko dla siebie.
• Jest synem pierworodnym swoich rodziców, którzy rozwiedli się, gdy miał kilka lat. Słabo kojarzy swojego biologicznego ojca, znacznie lepszy kontakt ma z drugim mężem swojej mamy.
• Ma też przyrodniego brata.
• Kiedy miał kilkanaście lat, jego rodzicom przytrafiło się kolejne dziecko. Austin bardzo kocha swoją siostrę. Bywa wobec niej nadopiekuńczy… Ale hej, od tego są starsi bracia, nie?
Austin Ryan Hayworth
11 kwietnia 1986
Lorne Bay, Australia
Chirurg urazowy
Cairns hospital
Sapphire River
Kawaler, heteroseksualny
Środek transportu
Przede wszystkim motor - podchodzi do niego z pasją i miłością. Samochodu nie posiada, bo go sprzedał, kiedy wyruszał w swoją wielką podróż po Australii. Łódki na własność również nie ma, ale dysponuje deską surfingową.

Związek ze społecznością Aborygenów
Rodzina ze strony jego ojczyma posiada aborygeńskie korzenie, jednak sam Austin raczej nie ma w sobie krwi Aborygenów - a przynajmniej nic mu o tym nie wiadomo. Z tego co się orientuje, jego ojciec był Amerykaninem, który przyjechał do Australii do pracy. Po kilku latach bycia ojcem postanowił wyjechać, więc dla Austina równie dobrze mógł być Marsjaninem.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Szpitalu, okolicy własnego domu, na plaży.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Olivia Westrbook, Stanley Westbrook

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Oczywiście. Proszę nie ścinać włosów.
Austin Hayworth
Jason Momoa
powitalny kokos
anko
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany