40 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I belong to quick, futile moments of intense feeling. Yes, I belong to moments. Not to people.
San Agostín, Colombia, 1996

Powietrze tu było wilgotne, niemalże czuł jak jego lepki oddech smaga rozgrzaną skórę, zatyka pory. Duszący smolisty dym osiadał na młodych płucach, papierosowy wziew wykrzywiał usta w grymas niesmaku. Raz po raz, wychylając się zza muru miał oko na dwójkę dzieciaków.
Jego rodzeństwo.
Te brzmiało obco.
Ile razy widział ich przedtem? Były święta, urodziny ojca - nie te Nacho, bo na te nie udało mu się dotrzeć do domu. Coś go zatrzymało - jak zawsze. Pamiętał awanturę o dzień narodziny starszego z nich. Ojciec wściekał się. bo chciał, by Ignacio i jego siostra przyjechali do szpitala. Matka traktowała to jak najgorszą obelgę.
Z jego rodzeństwem łączyły go zaledwie urwane wspomnienie, które niechętnie przywoływał. Teraz ta dwójka dzieciaków była jego codziennością. Rutynową torturą obserwowania jak bardzo jego dzieciństwo różniło się od tego ich.
To dobrze mu zrobi
Słowa macochy odbijały się echem. Była kompletnie nieświadoma, że ich brzmienie docierało do uszu pasierba. Późną nocą naradzali się z ojcem w cieniu werandy, myśląc że nikt ich nie słyszy.
Słyszał.
Figura macochy jawiła się w jego umyśle karykaturą matki. Ciepły, uprzejmy uśmiech irytował. Okazywany afekt doprowadzał do złości. Zmartwienie o jego samopoczucie było tylko farsą.
Nie rozumiał. Według wnikliwej ekspertyzy piętnastolatka ona i jego matka nie były nawet w tej samej lidze. Doskonale potrafił ocenić, która była przepiękna, a która tylko przeciętna.
Uparty umysł nie dopuszczał jednak, że miała rację.
Było mu tu dobrze. Tu niemalże czuł obecność Marisol Vargas. Znacznie bardziej pasowała tu niż do rodzinnego miasteczka. Słowa w ustach tutejszych kobiet brzmiały podobnie do tych wypowiadanych przez matkę, opowieści z jej młodości właśnie tu nabierały realnych kształtów.
Uważne spojrzenie jeszcze raz sięgnęło dwójki rodzeństwa. Złapał kilka desperackich oddechów, czując swąd słonego filtra. Był rozerwany między przerażeniem na myśl, że ojciec mógłby go przyłapać, a wibrującą pod skórą potrzebą, by tak właśnie się stało.
Chciał naciągnąć struny, by zobaczyć jak zagrają.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był ciężarem. Jedynie czekał, aż w końcu usłyszy to z ust ojca. Dzieciaki były wygodne, mogli zabierać je za sobą gdziekolwiek nogi poniosą. Ignacio musiał wrócić do szkoły, tak jak i musiała zrobić to jego siostra. Wymuszona tragiczną śmiercią Marisol obecność syna pętała ambicje ojca - jego i jego nowej żony. Ignacio nagle stał się jego obowiązkiem.
Tą rozmowę też słyszał. Gdy macocha mówiła o powrocie do Lorne Bay, o tym że tam będzie im łatwiej zaaklimatyzować się do nowej sytuacji. On potakiwał. Brzmiał groteskowo. Ignacio doskonale pamiętał każdą kłótnie, każde trzaśnięcie drzwiami - wieczną wojnę między ojcem, a jego pierwszą żoną. Druga zdawała się być jednak jego religią.
Ostatni raz spojrzał na malujący się przed nim krajobraz. Bajeczny. Nie z tej ziemi. W uszach niemal brzmiały słowa nauczycielki literatury.
W Kolumbii narodził się realizm magiczny.

Lorne Bay, Australia, 2003


Wybitnie głupkowaty uśmiech tańcował na wargach, gdy opuszczał ratusz.
Idea narodziła się, gdy głęboko podziwiany profesor antropologii zapytał.
Ignacio Carnegie. Z tych Carnegie?
Szalona myśl nabrała mocy sprawczej, właśnie tutaj w rodzinnym miasteczku. Gdy podpisał akt nowymi już personaliami.
Nazywał się Ignacio Vargas.
Lubił tą zbieraninę dźwięków - szeleszczące S i wyraźne G. Niemalże słyszał wypowiadane ustami matki.
Idąc ulicą skierował krok w stronę antykwariatu. Obiecał CATHERINE pożegnalny prezent w jego ostatnią noc w domu. W jego oczach przestała być już karykaturalna. Matka tylko jeden raz wymsknęło się spomiędzy warg uparciucha. Nie musiał jednak tego mówić, by oboje wiedzieli, że przestała być mu wrogiem. Stała się kimś więcej. Substytutem tego co utracił wiele lat temu. Akceptowalnym, budzącym ciepłe emocje.
Musiał przyznać - jej upór porównywalny był jedynie do tego, który posiadał on. I musiał też przyznać przed samym sobą, że ostatecznie przegrał tą batalię. Złożył broń. Strzała gniewu zawsze jednak wycelowana była w ojca. Pewne rzeczy się nie zmieniały. Pewnych rzeczy nie miał zamiaru już zmieniać.
Dziś wieczór nic jednak nie mogło zmazać zadowolonego uśmiechu przylepionego do twarzy. Ekscytacja wybijała rytm szaleńczo bijącego serca. Perspektywa dwóch lat spędzonych na UNAM, rozbijała wszelkiego rodzaju troski.
Jedynie kilkanaście godzin dzieliło go od nowej przygody.
Jego pierwszej. Nie tej dzielonej z rodziną. Nie tej dyktowanej potrzebami rodziców. Jego własnej.
Nazbyt cyniczny był, aby nie dojrzeć podobieństw. Tego, że ścieżka syna momentami przecinała się z tą ojca. Prawie że nieświadomie, niechętnie naśladował jego kroki. On jednak zaszczepił pasję. Nie dało się ukryć, że pozostawił po sobie piętno.

Buenos Aires, Argentina, 2009


Oczekiwanie zastygło między nimi.
Melodia Cambalche wyznaczała rytm tańczącym na parkiecie parom. Gdzieś po drugiej stronie Oceanu Spokojnego przyciskała telefon do ucha, czekając na jego odpowiedź, a ich rozmowie akompaniował szum fal.
Nie czekało jej nic więcej niż kakofonia wymówek, składająca się na “muszę”, “pracuję”, “już niedługo”, “jakoś to wam wynagrodzę”.
Składał obietnice z łatwością. Z rzadka ich jednak dotrzymywał.
Niemalże potrafił wyobrazić sobie zawód wymalowany na jej twarzy. Oczekiwanie i zawód, które w oczach męża jedynie szpeciły jej rysy.
Gdzieś po drugiej stronie Oceanu Spokojnego czekała na niego. Niczym mitologiczna boginka ogniska domowego wypełniała ich dom ciepłem, rozgrzewała miłością. Jej problem było, że nie dostrzegała, że w piersiach jej męża bije coś zimnego, niezdolnego do odczuwania na poziomie na jakim odczuwała ona.
Dom dość szybko stał się beznamiętną otchłanią. Tam jedynie bezwiednie opadał. Na kanapie wyuczonym gestem obejmował ją, wbijał wzrok w ekran. Myślami dryfował daleko stąd. Każdy dzień był taki sam jak poprzedni. Pozostały jedynie fantazje.
Jej największym błędem było to, że chciała go tam zatrzymać.
Złożył jej przysięga. Było w tym jednak coś nienaturalnego. Fakt, że chciała go mieć, a on nie należała do nikogo. Tylko do samego siebie. Sielanka domowego ogniska szybko przetoczyła się w farsę. Ich życie zaczęło jedynie budzić niechęć.
Powinność trzymała ich razem. Skrzynka e-mailowa zapełniona zdjęciami ich córki, jej drobne, dziecięce rączki oplatające szyje. Jedyna prawda jaka ich łączyła.

Lorne Bay, Australia, 2021


Smak whiskey wypalał gardło. Chaotyczny ciąg wspomnień brutalnie szarżował po umyślę.
Winy ojca spadają na syna.
Kiedyś brzmiało to patetycznie, śmiesznie. Nie wierzył w przeznaczenie, zrządzenia losu, siły oddziaływujące na życia przeciętnych zjadaczy chleba.
Dziś, zachłannie łapiąc do płuc ostatni buch papierosa. Słowa te nabierały innego brzmienia.
Ślad po obrączce dawno zniknął. Jakby jej tam nigdy nie było.. Dom wypełniło zimno jego właściciela. Ona zniknęła i zniknęła też ta, która przyszła po niej.
Czasami czuł potrzebę, aby odrzucić od siebie winę. Nie potrafił jednak znaleźć konkretnego kierunku. Wiedział, że jej ciężar leżał na jego barkach.
We wzburzonej pościeli leżała już inna. Kolejne świadectwo moralnego upadku. Trucizna, którą raczył się w pełni świadomy. Ostrożnie, dozując ją, by nie paść trupem. Namiastka kontroli była jedynie iluzją. Kontrolę stracił już dawno.
Za pierwszym razem gdy na paryskim wernisażu spojrzenie padło na uroczą blondynkę i wcale nie było niewinne. Za drugim razem, gdy zabrakło zimnej krwi, gdy stracił panowanie nad sytuacją. Gdy stracił wszystko co zdawało mu się, że posiadał.
Kontrola była igraszką losu. Karmili się iluzją, by utrzymać zdrowe zmysły. Trzymali się jej paranoicznie.
Rytmiczne drgania kursora przypominały o kolejnym zobowiązaniu. Zaliczkę już dawno roztwonił. Pozostało jedynie ją spłacić. Umysł wypełniała jednak pustka. Słowa schowały się między zwojami mózgowymi, elokwencja wyparowała. Pustka białej kartki prześladowała każdego dnia. Gotowa by ją zapełnić.

- Ukończył dwa kierunku - antropologię i dziennikarstwo. Studia dziennikarskie skończył jedynie na pierwszym stopniu - doszedł do wniosku, że dla dobrego dziennikarza ważniejszy jest wiedza empiryczna niż gnicie na uczelni, a doświadczenie zdobędzie praktyką. Na studiach korzystał z każdej możliwości, aby skorzystać z wymian studenckich, wszelkiego rodzaju stypendiów, które umożliwiły podróżowanie.
- Jest dwujęzyczny. Jego matka rozmawiała z nimi wyłącznie w języku hiszpańskim. Zawsze dbał, by nie zapomnieć go. Umiejętność płynnej komunikacji stanowiła wielką zaletę, gdy rozpoczynał karierę. Do tej pory nie zatracił tej umiejętności, chociaż angielski jest jego językiem wiodącym. Na studiach nauczył się również portugalskiego w wariancie brazylijskim.
- Przez lata imał się wielu zajęć. Poczynając od asystenta, felietonisty po twórcę reportaży telewizyjnych. Swoją karierę zaczynał cierpliwie, stopniowo pokonując kolejne stopnie. Ostatecznie zdecydował się napisać książkę, jednocześnie szykując się do kolejnego wyjazdu - tym razem jego celem stał się Meksyk. Czas dzieli między pisanie, a merytoryczne przygotowania do wyprawy. W swoim środowisku jest dość znaną personą, podobnie zresztą jak ojciec. Unika jednak skojarzania ich - nie bez powodu lata temu zmienił nazwisko.
Ignacio "Nacho" Vargas
08/07/1981
Lorne Bay, Australia
reporter, felietonista, pisarz
brak stałego miejsca zatrudnienia
pearl lagune
rozwodnik | heteroseksualny
Środek transportu
Jest usatysfakcjonowanym posiadaczem łódki. Ma również samochód.
Związek ze społecznością Aborygenów
-

Najczęściej spotkasz mnie w:
Celebruję różnorodność okolicznych barów, na pieszej wycieczce po szlaku turystycznym.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzeństwo i rodziców.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak.
Ignacio "Nacho" Vargas
Oscar Isaac
powitalny kokos
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany