30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
  • nobody’ son
Doskonale wiem jakie to uczucie, nie należeć nigdzie i do nikogo. Znałem je na długo nim odkryłem, że to nic dobrego, być czyjąś własnością. Dom nie będący domem. Imię nie będące twoim, nazwisko będące niczym innym jak przypadkiem i zbiegiem okoliczności. Znaleźli mnie na schodach kościoła w Rhodes siedemnastego marca 1991 roku. Pod takim imieniem trafiłem do szpitala, po tygodniach bycia dzieckiem z Rhodes czy chłopcem bez imienia, ktoś ostatecznie wypełnił papiery. Długo szukano mojej matki, nie zostawiła po sobie nic poza niezapisaną pocztówką. Wydawać by się mogło, że chciała być znaleziona, jeśli nie od razu, to za paręnaście lat, ale niestety, lista na nic się zdał. Może po prostu lubiłem myśleć, że próbowała…
Trafiłem do domu zastępczego, a tam, mimo imienia, byłem tylko jednym z wielu dzieciaków. Odkąd pamiętam, zjawiali się, by zniknąć po kilku miesiącach. Nigdy nie miałem innego domu, prawdziwego domu, więc nieszczególnie potrafiłem nazwać to czego mi brakowało, ale im robiłem się starszy, tym bardziej za czymś tęskniłem. Chciałem mieć dom. Rodzinę. Prawdziwą mamę, by nigdy więcej nie czuć podobnej niezręczności, którą poczułem, gdy nazwałem w ten sposób jedną z opiekunek. Uśmiechnęła się, wytłumaczyła mi, że nie mogę się tak do niej zwracać. Miałem sześć lat, nie powinienem się tak czuć, ani za to przepraszać.
Był taki czas, gdy próbowałem ją znaleźć — moją mamę. Stara pocztówka z widokiem na Parramattę tkwiła na ścianie przy moim łóżku, blaknęła od słońca i zyskiwała kolejne dziury po szpilce, gdy raz za razem, przeprowadzałem się do nowego domu, przypinałem ją do nowej ściany. Chciałem ją znaleźć, a raczej chciałam, by to ona znalazła mnie. Z powodu tej pocztówki znalazłem dziesiątki sposobów, by usprawiedliwić dlaczego mnie zostawiła, ale ani jednego, dlaczego jej nie wypełniła.
  • nobody's friend
Zawsze trzymałem się na uboczu, dalej niż na wyciągnięcie ręki, udając, że nie słyszę i nie widzę nikogo. Udając, że taki stan rzeczy mi odpowiada. Mając jedenaście lat byłem genialnym kłamcą. Potrafiłem bez mrugnięcia okiem skłamać nawet w kwestii tego jak się nazywam. Inne standardowe kłamstwa dotyczyły tego skąd jestem, mojego wyimaginowanego domu, rodziców i psa. Kłamałem tak dobrze, że momentami sam miałem ochotę sobie uwierzyć.
Byłem jednym z tych dzieciaków, których dorośli uwielbiają określać mianem kłopotliwych, inaczej mówiąc, postawili na mnie krzyżyk. Nie uczyłem się najlepiej, choć nauczyciele powtarzali, że nie jestem głupi, na co zwykle przewracałem oczami, utwierdzając ich w przekonaniu, że doskonale o tym wiem. Nie miałem dobrego wzorca, nie ufałem dorosłym, nigdy nie nauczyłem się ich szanować, ale jak mogło być inaczej skoro w sierocińcu za jedyną lekcję uznawali lanie i pójście spać bez jedzenia.
Minęło sporo czasu zanim zorientowałem się, że oni szukają właśnie takich dzieciaków jak ja, nie mających nic, nikogo, najmniejszego celu w życiu. Sieroty. Dzieciaki z rozbitych rodzin. Tych, których pijany ojciec lał od najmłodszych lat. Tych, którzy marzyli o tym, by role w końcu się odwróciły...
Miałem piętnaście lat, gdy mnie znaleźli. Od kilku miesięcy żyłem na ulicy, spałem gdzie popadnie, kradłem co popadnie, każdy dzień wyglądał tak samo. I ciśnie mi się na usta, że dobrze się stało, ale wciąż nie jestem pewny. Zabrali mnie do siebie, dali jeść, powiedzieli, że mogę im się przydać, a ja... zgodziłem się. Ostatecznie, bo wcześniej kazałem im spierdalać. Powiem tylko, że nie było warto.
Pamiętam to wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj, ale wmawiam sobie, że jest inaczej, niczego nie pamiętam, jak przez mgłę widzę, że ktoś daje mi do ręki broń, tę samą, z którą nie rozstawałem się przez następne piętnaście lat. Nie pamiętam niczego. Nigdy nie chciałam brać w tym udziału... ale nazywali siebie rodziną, a ja chciałem wierzyć, że cokolwiek ich obchodzę, nawet jeśli na moje miejsce znaleźliby dwunastu innych. Robiłem więc wszystko, by pozostała dwunastka nie dorastała mi do pięt.
  • nobody’s bussines
Musisz być cholernie dobry w tym co robisz, skoro nie chcą dać ci odejść. To albo... świadomość, że za dużo wiesz. Do dziś nie wiem o które chodziło, ale tak naprawdę nie odszedłem. Zmienił się jedynie mój pracodawca, który zwyczajnie mnie wykupił - mnie, moje usługi, talenty, jakkolwiek to nazwał. Zapomniał wspomnieć, że nie mam prawa odmówić. Tak trafiłem do Melbourne. Oczywiście, płacili. Za każdym wydanym poleceniem stała okrągła suma, która miała zniechęcić mnie do zadawania pytań. Miałem robić swoje. Nie lubili brudzić sobie rąk — potrzebowali kogoś, kto pociągnie za spust. Robiłem to, co potrafiłem najlepiej, utwierdzali mnie w tym przy każdej możliwej okazji, jednocześnie przypominając mi, że nie potrafię nic innego.
Rzadko dopuszczałem do głosu sumienie. Nic, to wszystko co czułem. Spodziewałem się wyrzutów sumienia, żalu, wstydu za to co robiłem, spodziewałem się więcej, a nie czułem nic. I zapewne miały z tym coś wspólnego tabletki bez etykietki, zapijane tanią whisky kupioną na stacji w drodze do domu.
  • Nobody
Może mieli rację, może rzeczywiście nie potrafię nic innego? Trafiłem tutaj z czystą kartą, mogłem wybrać sobie nowe imię, datę urodzenia, mogłam zgrywać amerykańca do usranej śmierci, ale nie, postanowiłem być sobą. Nie minął miesiąc, a wróciłem do starych nawyków.


bardzo trudno zdobyć jego zaufanie, ale jeśli już się to zrobi, jest szalenie lojalny; inteligentny; potrafi być szczery, jeśli tylko postanowi się odezwać; pracowity; zaradny; ma specyficzne poczucie humoru, ale nie takie najgorsze;

uparty jak diabli; łatwo traci nas sobą panowanie; rzadko zastanawia się nad tym co mówi; bywa porywczy i gwałtowny; nie ma co ukrywać, najchętniej każdy swój problem rozwiązałby z pomocą pięści; chłodny i cyniczny; z pozoru obojętny na wszystko i wszystkich; nigdy nie robi dobrego, pierwszego wrażenia; nigdy nie mówi więcej niż czuje, że musi; mówi naprawdę niewiele, to irytujące; nie ma cierpliwości do ludzi; źle znosi krytykę, jest za to bardzo krytyczny w stosunku do siebie;

— bardzo często przedstawia się innym imieniem, i tylko imieniem, nawet się przy tym nie zająknie;
— ale ma pełne kieszenie lewych papierów, więc nie musi się szczególnie w tej kwestii wysilać;
— nie jest przywiązany do swojego prawdziwego imienia, nie przepada za nim, tego trudno nie zauważyć, ale nie znosi wręcz gdy ktoś nazywa go Rhodey czy Roddy, jego mina mówi: say it again, I dare you;
— potrafi w ułamek sekundy pozbyć się swojego australijskiego akcentu, ludzie zwykle biorą go za Amerykanina, niestety zdradzają go przekleństwa;
— od ponad roku mieszka Lorne Bay, nie licząc Sydney, wcześniej mieszkał w Melbourne, dość długo, bo prawie pięć lat;
— wciąż twierdzi, że jest tu tylko "na chwilę";
— nie przywiązuje się ani do miejsc ani do ludzi - tak twierdzi - był w sześciu domach zastępczych zanim uciekł niedługo po swoich piętnastych urodzinach;
— nienawidzi lekarzy i szpitali, stąd wszystkie te blizny na jego ciele, byłoby ich znacznie mniej, gdyby częściej oddawał się w ręce profesjonalistów, a nie zszywał się sam, marnując dobrą whisky;
— pali jak smok, naprawdę, potrafi odpalać jednego papierosa od drugiego;
— nie rozstaje się z bronią, praktycznie z nią śpi, ale ma swoje powody nic dziwnego, że nie lubi Johna Howarda - premiera, nie tego komika;
— mimo broni zawsze chętniej posłuży się pięścią, a potrafi! i nigdy nie gra fair;
— zawsze płaci gotówką; zdarza się też, że nie płaci wcale, absolutny mistrz wychodzenia bez płacenia;
— pija tylko czarną i przeokropnie słodką kawę;


Rhodes 'RJ' James Dawson
17/03/1991
Rhodes, Sydney, Australia
nic co robi nie jest legalne
n/d
opal moonlane
kawaler, hetero
Środek transportu
Jeździ Mustangiem z '67 i choć zdecydowanie nie wygląda tak, jak z okładek magazynów czczących oldschoolowe samochody, to jedyna rzecz, do jakiej jest przywiązany;

Związek ze społecznością Aborygenów
Brak związku.

Najczęściej spotkasz mnie w:
We wszystkich barach i pubach, w każdym miejscu gdzie alkohol względnie smakuje; poza tym, w domu, na przystani, często wyjeżdża; czasami spędza w Melbourne tydzień czy dwa, wciąż ma tam mieszkanie;

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Brak.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Nie.
Rhodes 'RJ' Dawson
Tobias Sorensen
powitalny kokos
rj
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany