34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
we are stardust brought to life, then empowered by the universe to figure itself out—and we have only just begun
I have loved the stars too fondly to be fearful of the night

Dnia dwudziestego trzeciego lutego tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku została zaobserwowana supernowa SN 1987A w Wielkim Obłoku Magellana. Tego dnia również nie tylko w świecie astronomów pojawiły się silne emocje. We wcześnie porannych godzinach gdy słońce powoli skradało piękno nocnego nieba, rozgrywała się cudowna i zarazem tragiczna sytuacja. Zdenerwowany mężczyzna w średnim wieku został wyproszony z sali, gdy jego małżonka trafiła na stół operacyjny - wtedy jeszcze nie był świadom tego, że rozpoczął się koniec wszystkiego, co tak naprawdę kochał. Odbierając mu ją, już na samym początku straciłeś szansę na idylliczne życie. Gwałtowny koniec życia gwiazdy, jej śmierć i jednocześnie narodziny kolejnego punktu na nieboskłonie. Czyż nie stałeś się poniekąd taką gwiazdą neutronową, zdegenerowaną powstałą wskutek ewolucji oraz sekwencji zmian tegoż to ciała niebieskiego? Tutaj znajdował się Twój największy problem - byłeś matczynym epilogiem spisanym w tragiczny sposób. Spoglądając tymi oczami bliźniaczymi do jej w przepełnione żałobą ojcowskie spojrzenie, tylko wzburzałeś wichry utraty.

Symfonia lasu w porze deszczu - tło dla jednej z licznych tragedii dnia codziennego małego chłopca, Twoich nieszczęść. Musisz biec przed siebie... biegnij, Phoenix. Słowa odbijają się boleśnie we wspomnieniach z dzieciństwa. Nieustannie powracając, powoli stają się potworną mantrą powtarzaną w sytuacjach pozbawiających tchu. Przewracając się o wystające z ziemi korzenie, po raz kolejny zdzierasz odsłonięte kolana. Dusząc w sobie płacz, zerkasz przez ramię z nadzieją na ujrzenie nadchodzącej na pomocy... lecz dostrzegasz wyłącznie zanikającą wśród drzew męską sylwetkę. Rozpływa się w ciemnej zieleni, z każdym krokiem oddalając się również od Twojego serca. Jedynym pocieszeniem w tej przepełniającej Cię lękiem chwili, był blask księżyca przedzierający się przez korony drzew. Tym razem nie wrócił, choć wytrwale czekałeś z podciągniętymi pod samą brodę kolanami - skulony drżałeś przy nieustannie malejącej temperaturze. Ileż to doświadczyłeś szczęścia w nieszczęściu, gdy bezpiecznie wracałeś pojazdem służb ratunkowych.
Wtedy po raz ostatni zostałeś przez niego porzucony.

Zaciskałeś dłonie na małym pakunku - całym Twoim dobytku, który stawał się zapiskami historii po każdej kolejnej rodzinie. Niezaciśniętych więzów, nagle rozerwanych, kiedy tylko zaczynałeś czuć się zbyt bezpiecznie. Zbyt kochany, zbyt potrzebny, zbyt chciany - tworzyłeś listę, ocierając wierzchem dłoni niesforne łzy wzbierające się w kącikach oczu i spływające lśniącymi stróżkami po bladych policzkach. Wytarty gdzieniegdzie pluszowy breloczek z dziobakiem zwisający przy niedomkniętym suwaku niewielkiej poliestrowej torby o granatowym odcieniu, przypominał Ci niedotrzymanej obietnicy ostatniej rodziny o wycieczce do najbliższego rezerwatu. Zawsze zapominali, karmiąc Cię okruchami nadziei; z każdym razem zaspakajającym głód w mniejszym stopniu. Utkwiłeś spojrzenie w ostatnim relikcie przeszłości - staremu teleskopowi z chyboczącymi się nóżkami statywu. Wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że nigdy się go nie pozbędziesz, choć jakością nie odbiegał wielce od zabawkowych lunet. Zamierzałeś o wszystkim pamiętać; tworząc z pajęczyny bolesnych wspomnień własną pułapkę-przestrogę.

W zamyśleniu spoglądasz na szkolne boisko zza drewnianych trybun. Nadal oświetlony obiekt sportowy przyćmiewa lśnienie punkcików na kopule nieba, ale tym razem wydajesz się niewzruszony takim marnotrawstwem nocy. Przytrzymujesz wargami papierosa, którego nieśpiesznie starasz się rozpalić. Uciekłeś - na krótką chwilę, przygnieciony zakradającymi się do Twojego serca zobowiązaniami. W takich momentach nie potrafisz walczyć z powrotem do przeszłości. Przeskakujesz między widmami własnego życia, zatrzymując się na obrazie panny Maples. Szczęścia, do którego tak długo nie mogłeś się przemóc i niespodziewanego zagrożenia, gdy tylko zaczęła utwierdzać Cię w znaczeniu posiadania rodziny. Mała zguba - przerażenie zalało Twoje dziecięce serce, kiedy po raz pierwszy zajrzałeś do dziecięcej kołyski. Jakby jej przeznaczeniem było wejście na Twoje niepewne miejsce... dlaczego więc zaryzykowałeś z przywiązaniem do tej jednej osoby? Tak samo porzuconej i obdartej z pierwszej miłości rodziców. To właśnie za sprawą podarowanej przez los siostry wszystko zdawało się być bardziej znośne - przetarte ubrania, szkolne problemy i wszelkie rozterki. Znalazłeś rodzinę w drugiej zbłąkanej duszy, prawda?

Gubiłeś ją między gwiazdozbiorami, gdy Twoje oczy spoglądały tęskno w nocny mrok. Trwało to sekundy, minuty, godziny, dnie, tygodnie - by odnaleźć ją lśniącą niczym Alfa Canis Majoris. Czy takie mijanie się było wam zapisane w gwiazdach? Pierwsze spotkanie ułożone w konstelację, wyłącznie na pozór przypadkowe - romantyczna obłuda, w którą niejednokrotnie pragnąłeś uwierzyć. Mogłeś się jeszcze wycofać, gdy wasze dłonie po raz pierwszy zetknęły się na jednej książce w uczelnianej bibliotece - bez słowa ustąpić upatrzoną lekturę i oddalić się do zajmowanego stolika. Dlaczego wtedy tak nierozważnie widziałeś w jej oczach gwieździsty wszechświat? Dlaczego, dlaczego, dlaczego... kiedy wiedziałeś, iż nie jesteś w stanie w pełni komuś zaufać? Goniłeś za tajemnicami galaktyk, lecz spoglądając w nie te lśniące punkty.

Zderzenie galaktyk - zjawisko astronomiczne nachodzenia na siebie dwóch galaktyk, które zaburzają przy tym swoje pola grawitacyjne; niekiedy ten proces prowadzi do powstania nowej. Czy to właśnie działo się w Twoim życiu, Nix? Uniesiony sukcesem na kilka cali nad ziemią wracałeś do waszego dość skromnego mieszkania, okupowanego dla Ciebie nieprzerwanie od studiów. Widząc łzy Laury, początkowo połączyłeś je w myślach z ostatnimi kłótniami - dopiero po kilkunastu sekundach dostrzegłeś między palcami kobiety test ciążowy. Dlaczego żadne słowa nie wydawały się Tobie odpowiednie? W ciszy przerwanej cichym łkaniem Laury przysiadałeś obok na łóżku, delikatnie kładąc dłoń na ramieniu jej drobnym ramieniu. Dopiero po kilkunastu minutach odezwała się łamiącym głosem - chcę ją zatrzymać. Nie oponowałeś, pozwalając życiu płynąć we wskazanym przez los kierunku, choć w pierwszym odruchu strach przeniknął głęboko aż do głębin samej duszy. Działaliście czasami wręcz po omacku, odhaczając kolejne punkty na nieprzemyślanej liście. Ślub, przeprowadzka, agencja kosmiczna - wszystko miało się z czasem po prostu ułożyć.

Chaos, do pewnego momentu wspominany jak przez mgłę. Słoneczne promienie dopiero zaczynały wkradać się do sali porodowej w ten chłodny lipcowy poranek. Instrukcje podawane przez położne ginęły w krzykach rodzącej kobiety, która z całych sił ściskała Twoją dłoń - aż do zbielenia końcówek palców. Zrezygnowałeś z wyjazdu, pozwalając, by coś innego przysłoniło Ci słońce. Płacz wyrywa Cię z letargu, więc niepewnie spoglądasz w jego kierunku. Wtedy pierwszy raz poczułeś jak uginają się kolana od czegoś tak bliskiego - Halley, nad którą pochylasz się z mieszanką nieznanych dotąd uczuć. Zmieniło się wszystko - była niczym pierwsze promienie po zaćmieniu, a Ty czułeś się jednocześnie zagubiony i w odpowiednim miejscu.

Zamykasz oczy, a ciemność powoli przekształca się w obezwładniające spojrzenie. Najpierw słyszysz jednak dziecięcy płacz malutkiej Hallie - trzymanej w Twoich ramionach i będącej jedyną oczywistością utrzymującą Cię w ryzach w obliczu tego nieszczęścia. W tym półśnie - koszmarze na jawie spoglądasz na spuszczaną ciemną trumnę i ostatkiem sił walczysz z natarczywymi wspomnieniami. Rozmowa telefoniczna, którą niespodziewanie odbyłeś na nocnej zmianie - panie Harrison, pańska żona... - rozrywa Ci serce niezmiennie od mijanego czasu. Poddałeś się po dwóch latach nierównej walki - zrezygnowałeś z agencji, z waszego domu i pogoni za marzeniami, gdyż jedyne czego teraz usilnie potrzebowałeś to chwila poczucia bezpieczeństwa... a najbliższe było Ci to właśnie w rodzinnym miasteczku.

the hush of the night sky is the silence of a graveyard

— Biologiczny ojciec Phoenixa chorował na schizofrenię, której leczenie po śmierci małżonki zaniedbał. To doprowadzało do wielu nieciekawych oraz traumatycznych sytuacji dla kilkuletniego chłopca. Sam Nix czasami łapie się na pojawiających się obawach wystąpienia choroby, lecz przy tym unika rozmów z lekarzami.
— Odkąd pamięta uwielbiał fantastykę - pochłania praktycznie wszystko; książki, filmy, seriale i komiksy. W pewnym sensie poza nocnym niebem była to w dzieciństwie jego droga ucieczki od ciężaru rzeczywistości.
— Prawdopodobnie nie zalicza się do przykładnych (samotnych) ojców, którzy we wszystkich sprawunkach są prawie niezawodni. Czyta do snu Hallie astronomii, niejednokrotnie usypia w samochodzie przy nocnych obserwacjach nieba i ubiera w dość ciekawy sposób - nie patrząc na niedopasowanie kolorów i tym podobnych, pozwalając jej przyodziać nawet i skrzydła wróżki!
— W dodatku gotowanie również nie jest jego mocną stroną; prawdziwy studencki weteran gotowych dań i mrożonek. Phoenix często potrafi przypalić najprostsze potrawy. Ileż to razy przyszło mu już wietrzyć całą kuchnię, gdyż nie szło wytrzymać od zapachu przypalonej kaszki.
— Po śmierci Laury przez pewien czas leczył się farmakologicznie.
— W czasach licealnych nauczył się grać na gitarze; trzeba przyznać, że nie idzie mu najgorzej. Gwiazdą rocka raczej nigdy się nie stanie, ale ma dość przyjemną barwę głosu.
— Początkowo sprawiał niemałe problemy wychowawcze, dość często wdając się w bójki.
phoenix francis harrison
23/02/1987
Gold Coast
astrofizyk, wykładowca
JAMES COOK UNIVERSITY
sapphire river
wdowiec, heteroseksualny
Środek transportu
Kiedyś uwielbiał przemieszczać się na motorze - już w licealnych czasach udało mu się odkupić jeden w dość opłakanym stanie; dlatego po odnowieniu tak bardzo o niego dbał. Na studiach dorobił się pierwszego samochodu - dość małego, który z biegiem czasu został wymieniony na odpowiedniejszy do przewożenia małego dziecka.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nigdy właściwie nie interesował się badaniem własnych korzeni - po nieprzyjemnościach z ojcem i adopcjami wolał się skupić na obecnej chwili.

Najczęściej spotkasz mnie w:
W dzień zazwyczaj na uczelni lub ze swoją dwuletnią córką. W nocnych godzinach wędruje po miejscach najodpowiedniejszych do obserwacji nieba. Nie da się również ukryć, że poruszającym widokiem dla jego serca jest widok blasku gwiazd w tafli wody.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Zapewne tylko siostrę - Riley Johnson!

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale bez poważnego okaleczania lub śmierci.
phoenix harrison
robert pattinson
powitalny kokos
morana#5229
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany