i followed my heart
and it led me to lorne bay
000 cm
000 yo
Awatar użytkownika
about me
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Awatar użytkownika
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika
1

Świt rozdzierał niebo krwawą poświatą, przeganiając mrok, skrywający sekrety. Bez rozpostartego nad nimi baldachimu nocy, były nagie, ostre, malowały się wyraźnie w rysach mijanych twarzy. Wstęgi mlecznej mgły zawisły gdzieniegdzie , otulając pobliskie drzewa. Dostrzegł ją skrytą pomiędzy krzewami, na niewielkim wzniesieniu, ze wzrokiem utkwionym w płótnie. Pociągnięciami pędzla przelewała obraz wypalony na siatkówce na wpół wypełnioną płachtę. Cienkie paski słonecznych promieni, przeplatały jej włosy, jak delikatna, pajęcza sieć, utkana tuż nad jej głową. Uśmiechnął się mimowolnie, jakby tego uśmiechu nie było w stanie powstrzymać nic, nim wypełzł na jego twarz.

W jednej ręce trzymał wiadro. Grabki, szpadle i nożyce odbijały się cicho od siebie, stłumione emaliowanymi ściankami. Druga dzierżyła torbę z nawozem. Wszystko rzucił nieopodal jednej z sadzonek. Okrucieństwem byłoby przerywać ten spektakl cieni i świateł tańczących u jej stóp, łoskotem skalanym metalem. Leniwie wysunął stopy przed siebie, w kilku długich krokach znajdując się tuż za jej plecami. Wstrzymał oddech, niepewny odpowiedniej chwili, w której mógłby uwolnić płuca od kłębiącego się weń powietrza. Ona, jedna z niewielu nie patrzyła na niego lękliwie, zastanawiając się czym sobie zasłużył na skrócone wakacje. Może nawet o tym nie wiedziała. W tym temacie zresztą nie był przesadnie wylewny, zbywając cudze pytania lakonicznymi odpowiedziami, które wcale nie rozwiewały cudzej ciekawości. Łapał sąsiadów na ukradkowych spojrzeniach, na szeptach mruczanych pod nosem, na grymasach twarzy, wyrażających więcej niż wszystkie zebrane z ich ust słowa i po prostu milczał. Ignorował je, jakby należały do równoległego świata, w którym nie chciał przebywać. Bo prawda była taka, że w gruncie rzeczy Remus wcale nie zawinił. Mógł coś z tym zrobić, mógł zgłosić tamten incydent i poprowadzić za sobą oskarżyciela na dno, ale w ten sposób zniszczyłby jeszcze jedno, niczemu winne życie, a na to sobie nie mógł pozwolić. Autumn załamywała ręce. W odwrotnej sytuacji pewnie zrobiłby to samo, próbując wbić jej do głowy walkę o własne dobro. Ale koniec końców oboje byli ulepieni z tej samej gliny. Oboje byli w stanie cierpieć w milczeniu, w trosce o innych, zamiast o samych siebie.

Patrzył odrobinę za długo. Przyłapał się na tym, kiedy przeciągał swobodnie wzrokiem po linii jej rzęs. Ciemny kosmyk opadł jej na twarz. Mógłby go chwycić i założyć jej za ucho. Mógłby, ale nie powinien. Wyprostował się zatem i chrząknął cicho, przełykając falę zażenowania, która zimnym dreszczem przebiegła mu po karku.

- Jak się masz, uciekinierko? - rzucił zza jej pleców, pozwalając sobie na kilka kroków wprzód, żeby spojrzeć jej prosto w twarz. Pamiętał tą noc, kiedy go potrzebowała. Drżenie warg, zdradzające falę podenerwowania. Nie mówiła dużo, ale wcale nie musiała. Zrobiłby to dla niej, nawet gdyby go nie poprosiła. Bo Remus taki już był. Ratował. Ale ona zniknęła nim promienie słońca zdążyły połaskotać go po twarzy, sugerując, że śpi już zdecydowanie za długo.

- Mam dzisiaj kilka rzeczy do zrobienia w sadzie i muszę cię uprzedzić, że to nie będzie przyjemne - wskazał krańcem brody na leżący kilka kroków dalej worek z nawozem. Tak jak kochał obcowanie z naturą, tak użyźnianie gleby i rozprowadzanie śmierdzących odżywek, nie leżało akurat w jego top dziesiątce.

Mona Monet

uczennica
szkoła
160 cm
18 yo
Awatar użytkownika
about me
Malarka, która wciąż jest w szkole średniej. Marnotrawna córka Jeremy'ego Paxtona.
Awatar użytkownika
003.
So how much sad did you think I had. Did you think I had in me? How much tragedy? Just how low did you think I'd go?

{outfit}
Malowanie ją odprężało. Pozwalało jej zamknąć się w bańce skupienia; odciąć się od świata rzeczywistego i zatonąć w zupełnie innym. Bezkresnym. A czasem jej mózg naprawdę potrzebował odcięcia od wszelkich natarczywych myśli. Zazwyczaj dzierżyła w dłoniach szkicownik, kartki papieru, rysownik na twardej podkładce, ale ową sztalugę i płótno dostała, co tylko na nowo wypełniło jej serce nadzieją.
Drgnęła na brzmienie znajomego głosu, który ją otoczył. Otulił – to było bardziej adekwatne słowo w jego przypadku. Jej czujne spojrzenie spoczęło na twarzy, którą tak dobrze znała z rys, bo kilkukrotnie już odruchowo przyszło jej ją szkicować na kartach szkicownika. Jedną pracę z ołówkową podobizną jego portretu oddała na lekcjach plastyki do oceny – ciesząc się w duchu, że Remus ma już za sobą liceum i nigdy nie zobaczy na mini wystawie swojej twarzy. –– Goldsworthy –– wypowiedziała łagodnie, bo zawsze wydawało jej się, że zwracanie się do chłopaków po nazwisku czyni ją równą. Czyni ją bardziej kumpelką – jak w tych wszystkich filmach o akademikach, które próbowały nam sprzedać szczere bromance. Jak w książkach o chłopcach i dziewczętach w szkołach prywatnych. Poza tym wypowiedzenie jego imienia wydawało jej się w tym momencie zbyt zuchwałe – zwłaszcza po tym jak tak po prostu od niego uciekła, choć przecież ofiarował jej bezpieczeństwo i miejsce do spania. I niczego od niej nie chciał w zamian.
Choć może uciekła to nieodpowiednie słowo. Mona po prostu nie chciała robić mu problemów. Nie chciała, by jego współlokatorka spojrzała na nią i wysnuła nieodpowiednie wnioski. Zatem wygląda na to, że Mona próbowała po prostu uratować remusową reputację i oszczędzić go przed osądem. Zresztą nigdy nie zamierzała zostać w jego czterech ścianach na dłużej. Musiała pokazać światu, że jest w stanie sobie poradzić na własną rękę – nawet jeśli było to trudne i zupełnie głupie z jej strony. Przez ten krótki moment jednak myślała, że jakoś da radę. Przeznaczenie i przypadek sprowadziły na jej drogę biologicznego ojca w postaci Jeremy’ego Paxtona.
Teraz jednak z pędzlami w dłoni odczuła ulgę, że znów go widzi, i że on patrzył na nią w ten sposób. Jej cała twarz pojaśniała. Odłożyła pędzle i wykonała ruch w jego stronę jak gdyby chciała go przytulić. Tyle, że zawahała się, nie wiedząc czy ów gest jest rzeczywiście pożądany w tej sytuacji. Lekko się uśmiechnęła i zdobywszy się na zuchwałe gesty, rzeczywiście krótko go objęła. To tylko przytulenie. Całkiem niegroźne. Przyjacielskie. Dziękczynne niemalże – bo tymże przytuleniem się chciała przekazać mu całą swoją wdzięczność za tamtą noc. –– W takim razie powinnam się stąd zwijać. Inaczej będziesz mnie tylko rozpraszał i odciągał od pracy –– rzuciła z rozbawieniem i lekko go szturchnęła łokciem. Oczywiście żartowała. I nigdzie się nie wybierała.
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika

Przykuła jego uwagę już jakiś czas temu, pochylona nad szkicownikiem przy jednym ze stolików. Nim zogniskował wzrok na sieci drobnych pociągnięć jej palców, zatrzasnęła go, zachowując przed nim tajemnice które skrywały jego kartki. Podobało mu się to z jaką zaciętością broniła swojego papierowego świata i z jaką pasją dawała się pochłonąć transowi, który odbierał ją reszcie świata, pozostawiając jedynie wtopione w krzesło ciało, pośród gwaru Hungry Hearts, zdającego się jej nie dotykać. Nawet teraz, otoczona gęstym drzewiem sadu, dzierżąc sztalugę, wyglądała jak jego integralna część, dlatego w pewien sposób czuł wyrzuty sumienia, odrywając ją od zajęcia.

Rok w zamknięciu, a poprzetykana migotaniem słońca zieleń każdego dnia robiła na nim piorunujące wrażenie. Przykucnął na wypalonej gorącem połaci, zrównując się z wychylającym się zza włosów, muśniętym latem sierpem jej twarzy. Kiedy jego nazwisko wychyliło się spomiędzy jej warg, poczuł się przez chwilę tak, jakby nic się nie zmieniło. Jakby koszmarne trzysta sześćdziesiąt pięć dni było odległym snem, zamkniętym w innej czasoprzestrzeni, a beztroska w jej głosie zaprowadziła go w inną rzeczywistość. Pełną kuksańców, słownych przepychanek, nawoływań - nie po imieniu i głupich pomysłów, wypełnionych śmiechem, którego w ostatnim czasie zarejestrował znaczący deficyt. To nie tak, że przeszedł do porządku dziennego. On po prostu zatrzasnął tamten rok za ciężkimi drzwiami, w najodleglejszym zakątku swojej głowy, powracając doń jedynie w ostateczności. Nie reagował na zaczepki, ani na natarczywe pytania, którym towarzyszyły spojrzenia przewiercające go na wylot. Odpowiednią wiedzę posiadali nieliczni i tylko im na ten temat pozwalał dyskutować, ale nigdy zbyt długo, ucinając rozmowę, kiedy zaczynało robić się niewygodnie. Nie powiedział o tym nawet Candeli odsuwając się od niej na dystans, w jakim tylko mogła się zmieścić nieskończoność.

Z Moną było inaczej. Mona nie pytała. Nie spoglądała na niego spode łba, choć z początku zdawało mu się, że zdążyła prześwietlić każdą część jego ciała. P r z e d e w s z y s t k i m, Mona była kumpelką. Niepełnoletnią kumpelką, którą umościł we własnym łóżku, kiedy tego najbardziej potrzebowała. Kumpelką której oczy pokryte siecią czerwieni, dotykały jego serca. Nim jednak zdążył zerwać się z kanapy i zapewnić ją, że tutaj zawsze może być bezpieczna, jej już nie było.

Obserwował w milczeniu zakłopotanie malujące się na jej twarzy. Blady, nierównomierny rumieniec, jakby stworzony niedbałym pociągnięciem pędzla. Mimo to jaśniała światłem wszystkich skradzionych z nieba gwiazd. Zatem i on rozszerzył uśmiech, pozwalając na krótką chwilę zamknąć się w jej objęciach. Przycisnął ją mocno do siebie, otaczając rozważnie klatką swojego ciała, tak żeby jej przypadkiem nie połamać. Sięgała mi zaledwie do ramienia. Nie mógł czasami uwierzyć, że tak niewielkie ciałko, jest w stanie pomieścić w sobie tyle ekspresji.

- Czyli to nie przeze mnie uciekłaś - skwitował krótko, ów niewinny gest. Choć na nowo pojawił się między nimi niewielki dystans, wciąż czuł na sobie jej zapach. Coś, co na myśl przywoływało niestabilne, efemeryczne szczęście. - Akurat w tej kwestii, myślę, że możemy się spierać, kto kogo będzie bardziej rozpraszał - żachnął się z udawaną urazą. Nie do końca zabrzmiało to jak to sobie wyobrażał. Miał na myśli przecież, że będzie z tyłu głowy miał ciągle myśl, że w jakiś niefortunny sposób uchwyci jego ruchy i wstawi go w swój pejzaż, a on wszystko tym popsuje. Wcale nie chodziło o to, że to ona, Mona, będzie go rozpraszać. Była przecież tylko koleżanką. - W ramach zadośćuczynienia, mogę obiecać, że nawóz zostawię na sam koniec. Serio, nie wiem czy na świecie jest jeszcze ktoś poza mną, kto jest w stanie wytrzymać ten smród - zaśmiał się dźwięcznie, skinąwszy w stronę dużego, obleczonego plastikiem worka. Cóż, w kwestii ratowania świata ta super umiejętność, na nic mu się nie zda, ale dzięki temu, łatwiej mu było chwytać się prac, za które nie chcieli zabierać się inni.

Mona Monet

uczennica
szkoła
160 cm
18 yo
Awatar użytkownika
about me
Malarka, która wciąż jest w szkole średniej. Marnotrawna córka Jeremy'ego Paxtona.
Awatar użytkownika
Najbardziej czuła się spokojna, kiedy mogła zniknąć w świecie farb i pędzli albo szkicownika i ołówka. Mona kochała rysunek na tyle, że potrafiła skupić się tylko na tworzeniu i wyłączyć kakofonię dźwięków otoczenie, co niekiedy było przydatne, zważywszy na to, jakie prace wychodziły spod opuszków jej palców. Ludzie mogli wokół niej przechodzić i przemijać, ale dopóki ruch nie był na tyle niepokojący, by wytrącić ją z transu, pozostawała niewzruszona i całkowicie skupiona. Nie odrywała wzroku od prac, jeżeli absolutnie nie musiała tego robić – albo jeśli nagle w zasięgu jej wzroku nie pojawił się ktoś, na kogo chciała patrzeć. Tak jak w tym momencie.
Mona nie pytała – choć przecież słyszała złośliwe pogłoski. Właściwie nie wiedziałaby o tym okropnym roku, który był jakby wyrwaną stroną w rozdziale, gdyby nie jeden z jej szkolnych kolegów, który zauważywszy w pewną środę, jak Mona przebiega na drugą stronę drogi i dogania idącego gdzieś Remusa i zagaduje go, szturchając uprzednio. Najwidoczniej uznał to za dość spoufalony gest. Zapytał ją następnego dnia w szkole, skąd zna Goldsworthy’ego i czy wie, że spędził rok w więzieniu. Nie wiedziała – ale nie zmieniło to kompletnie niczego w postrzeganiu jego osoby. Nadal darzyła go nieodgadnioną ciekawością i równie niezrozumiałą sympatią. Nie zapytała go nigdy o to – uznając, że jeśli chciałby się czymkolwiek z nią podzielić, po prostu by to zrobił. Nie musiała wiedzieć.
Remus był przecież dla niej taki dobry.
Nie wiedziała, jak on to robił, ale za każdym razem, gdy znajdowała się w jego objęciach, czuła się bezpiecznie. Niespecjalnie przepadała za przytulaniem się – ale kiedy to ramiona Remusa ją obejmowały, Mona momentalnie się odprężała. Czuła spokój. Bezpieczeństwo. Niemal porównywalne z tym momentem, kiedy nocowała, otulona i całkowicie ukryta pod jego kołdrą. –– Nie chciałam sprawiać problemów. Tobie i twojej… koleżance –– odparła tylko wymijająco, na chwilę spuściwszy wzrok. Ledwo powstrzymała się przed zgryźliwym nazwaniem współlokatorki Remusa jego dziewczyną. To byłoby przecież nie fair. –– Wszyscy jesteśmy ci wdzięczni –– oznajmiła z rozbawieniem. Spoglądała na niego z promiennym uśmiechem jeszcze przez moment, po czym westchnęła, wyciągając na tapet ciężką artylerię. –– Znalazłam mojego ojca. Zupełnie przypadkiem. Niedługo po tym jak opuściłam twoje mieszkanie –– powiedziała sama od siebie, choć przecież nie pytał. Ale czuła potrzebę podzielenia się z nim tą informacją.
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika

Za swoją samotnię traktował cudze ogrody i sady, kwiecie rozciągające się nierównomiernie wśród wysokich traw. Obserwował z zadumą pełzające po łodygach robaczki i promienie światła odbijające się na pajęczynach. Rzadko kiedy ktoś dostrzegał coś więcej, poza zwyczajnymi grządkami, a jeszcze rzadziej rozumiał, co tak szczególnego widzi w tym Remus. Ale to nie przeszkadzało mu w odcięciu się od świata, na poczet ułożenia myśli w gęstym listowiu. Warsztat mu to odbierał. Choć lubił dłubać w cudzych samochodach, naprawiać mniej lub bardziej skomplikowane mechanizmy, wśród krzątających się po niewielkiej przestrzeni ludzi, dystans między orbitą, na której się znajdował, zmniejszał się. Szum small talku i rzucane od niechcenia pytania, kotwiczyły jego nogi, sprowadzając na ziemię. Między innymi dlatego nie miał nic przeciwko babraniu się przez kilka godzin wśród drzewek okalających sad, nawet jeśli w grę wchodziła wątpliwa zabawa z nawozem.

Być może dlatego, z taką łatwością przychodziło mu spędzanie czasu w jej towarzystwie. W pewien sposób w jej oczach widział swoje własne odbicie, kogoś kto w jednej chwili potrafił szybować z dala od trosk, nawet mimo ich nieustającego na barkach ciężaru. Gdyby jednak wiedział, że plotki o nim dosięgły nawet miejscowe liceum, może podchodziłby do tej znajomości z większym dystansem? Nie chciał przecież narażać jej na złośliwe komentarze. Zatem może i dobrze, że żył w błogiej nieświadomości, bo przysłużyła się zarówno jemu jak i jej.

Przez chwilę czuł się zbity z tropu. Dlaczego do licha to Mona miałaby mu sprawiać problemy i jego... koleżance? Ach, tak. Chodziło przecież o współlokatorkę, jedną z nielicznych osób której bardziej zależało na niższym czynszu, niż wątpliwej reputacji człowieka z którym dzieliła mieszkanie, a bywała w nim tak rzadko, że Remus niemalże zapominał, że jeszcze ktoś poza nim w nim mieszkał.

- Nią się nie przejmuj, myślę, że wytrzymałaby jeszcze kilka dni bez dostępu do kanapy - zupełnie nieświadom, rozgrywającej się w jej głowie bitwy, uśmiechnął się rozbrajająco szczerze. Dla niego jedynym, ewentualnym problemem mogła być jego obecność w nocy na sofie, bo przecież nie Mona, śpiąca smacznie w jego łóżku. Zresztą, jeśli zaszłaby taka potrzeba, gotów był i przespać się na podłodze własnego pokoju. Z tym, że nie był do końca pewien, czy były w rzeczywiście w stanie zasnąć, kiedy ona znajdowałaby się tak blisko. O tym jednak się nie zająknął.

- Wow, z grubej rury, co Monet? - przesunął dłonią po brodzie w zamyśleniu. To musiała być dla niej wyjątkowa chwila. Zwłaszcza, że mimo mętnego pojęcia na temat jej rodziny, to i owo zdążyło obić się o jego uszy. Jej uśmiech natomiast rozwiał wszelakie obawy. Zdawała się być szczęśliwa. - Jak... Się dogadujecie? Mieszkasz teraz u niego? - zaczął ostrożnie, badając teren. Nie chciał naciskać, ale wyglądała, jakby właśnie w tej chwili, nie chciała rozmawiać o niczym innym. On z kolei, chciał spijać jej słowa z ust, a przede wszystkim upewnić się, czy przypadkiem nie koczuje w jakimś pustostanie. - Jak w ogóle do tego doszło? - ciekawość zwyciężyła. Przesunął spojrzeniem po jej niewielkiej sylwetce, ostatecznie utkwiwszy wzrok prosto w jej ciemnobrązowych tęczówkach.

Mona Monet

uczennica
szkoła
160 cm
18 yo
Awatar użytkownika
about me
Malarka, która wciąż jest w szkole średniej. Marnotrawna córka Jeremy'ego Paxtona.
Awatar użytkownika
Świat widziany oczyma Remusa musiał być naprawdę piękny i szczególny – taki, który Mona z chęcią uchwyciłaby w pejzażu, licząc, że to, co widzi w roślinach Remus, zostanie z nią na dłużej. I jednocześnie pozwoli jej samej nieco zmienić własną perspektywę postrzegania świata. I właściwie lubiła przyglądać się jego pracy – lubiła patrzeć jak jego szorstkie dłonią pracują z ziemią. Widziała w każdym jego geście oddanie i pieczołowitość, z którą pracował.
Nieśmiały uśmiech wypłynął na jej twarz, kiedy wspomniał, iż jego współlokatorka dałaby radę bez kanapy. Mona w pierwszej chwili pomyślała, że Remus próbuje zbagatelizować problem, który był tym prawdziwym problem w zastanej sytuacji. Dlatego się nie odezwała ani słowem. Nie chciała dywagować na temat tego, jakim statusem określiłby ową dziewczynę jej przyjaciel. Albo dlaczego tak bardzo niekomfortowo czuła się z myślą, że nie są zupełni sami w mieszkaniu Remusa. Ostatniej rzeczy, której by pragnęła to przecież taksujące ją spojrzenia – albo oceniające słowa skierowane do niego.
Był chyba jedyną osobą, której natychmiast chciała powiedzieć, co się u niej działo. Gdy tylko otworzyła oczy w miękkiej pościeli nowego łóżka, od razu zapragnęła do niego napisać i opowiedzieć mu wszystko – uwzględniając wszelkie detale. Ale nie miała jeszcze wtedy telefonu. Dlatego obecnie, stojąc tu przed nim słowa wypowiedziała z taką prędkością światła. –– Jakoś. Ma nawet trudniejszy charakter niż ty, wyobrażasz to sobie? –– spytała zaczepnie, szczerząc się do niego, dając mu do zrozumienia, że słowa jej są wyłącznie żartem i nie wytyka mu wcale wad. –– A tak naprawdę, chyba tak, jestem u niego dopiero parę dni, ale wydaje mi się, że mogło być gorzej. –– Zawsze mogło być gorzej, a cała ta sytuacja mogła skończyć się o wiele tragiczniej, gdyby nie trafiła akurat do samochodu własnego ojca. Z perspektywy czasu nawet Mona musiała przyznać, że jej zachowanie było dalekie od rozsądnego. Zerknęła na Remusa przeciągle spod wachlarza rzęs. –– Kiedy… wyszłam od ciebie, nie bardzo miałam dokąd pójść –– przyznała z widocznym wahaniem, choć przecież musiał być tego świadomy. Nie miała miejsca, w którym mogłaby zatrzymać się na dłużej poza jego czterema kątami. –– Spędziłam noc na plaży, ogarnęłam się w szkole, później dwie kolejnej noce spałam w cudzych samochodach; włamując się do nich i uciekając wczesnym rankiem i w końcu… przez przypadek włamałam się do samochodu własnego ojca –– opowiedziała mu całą historię, która przecież ocierała o najbardziej nieprawdopodobną historię, jaką tylko mogli sobie wyobrazić.
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika

Rzeczywiście, nawet mimo ręki sprawiedliwości zawisłej nad nim przed rokiem, widział świat inaczej niż większość ludzi. Dostrzegał grę świateł i detale, na które reszta nie zwracała uwagi. Widział jak promienie słońca uroczo tańczą na nosie i przeplatają jaskrawymi wstęgami jej ciemne włosy. Być może ktoś mógłby uznać za nietakt to, jak odrobinę za długo zawiesił wzrok na jej twarzy, ale każdy kto znał go odrobinę dłużej, zdążył już przywyknąć do tego, że jego spojrzenie błądziło bez końca na wszystkim co uważał za piękne, a Mona nie stanowiła wyjątku, choć tego akurat nie mógłby wyznać na głos, bo t o w rzeczy samej stanowiłoby nietakt.

Uśmiechnął się szerzej, słysząc rosnący zapał w jej głosie. Oczy jej błyszczały i zdawało się, że każdą komórkę w jej ciele rozświetlało coś, co mógłby nazwać nazwać wyłącznie czystą radością. Do tej pory nie widywał jej w stanie takiej euforii, co jeszcze mocniej sprawiło, że cieszył się jej szczęściem. Być może jeszcze się docierali, a mężczyzna którego nazywała ojcem był jej poniekąd obcy, ale był w stanie zaryzykować myślą, że ostatecznie trafiła o niebo lepiej niż wtedy, kiedy ją poznał.

- Trudniejszy nawet niż ja? - uniósł brew do góry, udając, że ten komentarz dotknął go do żywego. Wiedziała, że żartuje, a przynajmniej taką miał nadzieję, kiedy wydawał z siebie teatralne westchnienie. Remusa nie tak łatwo było zasmucić, a na pewno nie twierdząc, że jest skomplikowany. Z tego akurat zdawał sobie sprawę, inaczej nie spędziłby w więzieniu roku, trzymając buzi na kłódkę, żeby tylko jego najlepsza przyjaciółka, nie dowiedziała się, że to ona była jego głównym powodem. - Na szczęście znam cię na tyle, że wiem, że bez problemu sobie z nim poradzisz, a nawet nie zdziwię się jak ustawisz go pod swoje dyktando - zaśmiał się cicho, a w atramentowej czerni oczu zalśniły iskierki rozbawienia. Mona miała swój własny świat, do którego zwykła uciekać w chwilach zadumy. Była delikatna, a równocześnie, w jej niewielkim ciele tkwiła siła, po którą nie wahała się sięgać. Wszak gdyby nie to, czy nie zostałaby u niego, zamiast sypiać na plaży lub w cudzych samochodach? Na samą myśl skóra mu cierpła. Gdyby tylko wiedział, przeszukałby Lorne Bay centymetr po centymetrze, a potem siłą lub nie, zawlókł z powrotem do siebie. Może nawet pożegnałby na jakiś czas współlokatorkę, gdyby to miało pomóc, aczkolwiek to mogłoby być trudne, zważywszy na to, że to on wprowadził się do niej, a nie na odwrót. Zresztą Tracy i tak miała za kilka dni znowu gdzieś wyjechać, ale nie zdążył powiedzieć o tym Monie, bo wszelki ślad i słuch po niej zaginął. Zresztą nawet nie zdawał sobie sprawy, że to ona w tej sytuacji była największym problemem, a nie jak sądził - on.

- Jezu, Mona... Miałaś dokąd, mogłaś zostać u mnie - tym razem żachnął się już na poważnie, a w jego głosie dało się słyszeć cień zawodu. Oczywiście nie miał do niej pretensji, to była jej decyzja i koniec końców zatrzymywanie nieletniej wbrew jej własnej woli w mieszkaniu kogoś nad kim wisi kurator, byłoby nieco ryzykowne. - Jesteś... Nawet nie wiem czy znalazłbym na to jakieś określenie. Niewiarygodna, to za mało. Dobrze, że czuwa nad tobą jakiś anioł, czy coś, bo to mogło się skończyć znacznie gorzej. Co, jeśli przespałabyś się w samochodzie jakiegoś psychopaty? - w jego głowie zaczęły szaleć różne, makabryczne wizje, a że wyobraźnia pracowała zazwyczaj w jego przypadku na wysokich obrotach, musiał potrząsnąć głową, jakby tylko w ten sposób był je w stanie od siebie odpędzić. - Cóż, nie życzę ci tego żebyś musiała znowu uciekać, ale obiecasz mi, że następnym razem nie zwiejesz ode mnie w razie problemu? W najgorszym wypadku poszukamy ci jakiegoś innego lokum, gdzie nie będziesz musiała martwić się o moje... koleżanki - czy to możliwe, że to właśnie jego współlokatorka stanowiła największą przeszkodę? Mimowolnie poczuł jak kąciki jego ust wesoło drgają. Może Autumn nie byłaby szczególnie szczęśliwa, gdyby przyprowadził do jej mieszkania siedemnastoletnią uciekinierkę, ale był niemal pewien, że w jakiś sposób na pewno by pomogła.

Mona Monet

uczennica
szkoła
160 cm
18 yo
Awatar użytkownika
about me
Malarka, która wciąż jest w szkole średniej. Marnotrawna córka Jeremy'ego Paxtona.
Awatar użytkownika
Nawet Mona zdołała już przyzwyczaić się do jego czujnego i skupionego na niej spojrzenia. Wydawało jej się czasami, że w głębokiej czerni jego oczu można zatonąć. Ilekroć przyłapywała go na wpatrywaniu się w jej twarz; wytrzymywała spojrzenie i tylko pozwalała ustom wygiąć się w leniwy uśmiech. Bynajmniej jednak nie powiązała jego wpatrywania się w nią z faktem, iż doceniał jej walory estetyczne. Raczej… zawsze miała go za uważnego obserwatora, który błądzi wzrokiem po danej osobie tak długo, dopóki nie zdołała jej rozgryźć. Dopóki nie pozna wszystkich jej tajemnic. Sama postrzegała świat w pięknych barwach i dlatego potrafiła nawet nudne sceny, przekuć w coś pejzażowego.
Uśmiechnęła się przekornie na jego zaczepne pytanie. Żartowała. Oczywiście, że tylko żartowała. Remus był dla niej zawsze miły i wyrozumiały. Otaczał ją opieką. Nawet jeśli nie chciałby się do tego przyznać. I znów jej oczy wesoło zabłyszczały, nawet uśmiechnęła się chytrze, słysząc jak wiele wiary pokłada w tak niewielkiej osóbce. Nie powiedziała jednak na głos tego, co ją nieco dręczyło. Mogła być sobie na razie ciut szczęśliwa z tego, iż odnalazła drogę do swojego biologicznego ojca, który zaoferował jej dach nad głową. Tymczasowo. Ale przecież wciąż nie zmieniało to faktu, iż kiedyś jej nie chciał. I prawdę powiedziawszy – chciał się jej pozbyć, podrzucając swojej byłej niedbałą myśl, iż przecież może się jej pozbyć z tego świata w całkiem wygodny sposób, jeśli jej nie chce. Nie wypowiedziała tego jednak, nie chcąc burzyć tego chwilowego rozbawienia unoszącego się między nimi.
Zresztą nawet nie musiała psuć nastroju. W każdym razie nie faktem niechcenia jej jako zarodka. Samo wspomnienie tego, w jaki sposób sobie radziła przez te kilka nocy, sprawiło, że atmosfera momentalnie się zmieniła. –– Już powiedziałam. Nie chciałam sprawiać ci kłopotu. Poza tym wiesz, że nie mogłabym zostać u ciebie… na dłużej –– wypowiedziała stanowczo, ale jednocześnie uciekając wzrokiem. Nie mogłaby zostać u niego, bo prawdopodobnie nie byłoby to zbyt dobrze postrzegane. I przede wszystkim – nie chciała żeby ktokolwiek mówił, iż chłopak w jakiś sposób ją wykorzystuje, tylko dlatego, że jest od niej starszy. Bo to w żadnym wypadku nie była prawda.
Zabawne, że mówiąc jej, iż jest n i e w i a r y g o d n a, myślał, że to coś złego. Mona nieomal mu nie podziękowała za te słowa, kłaniając się teatralnie. Powstrzymała się jednak i zachowała powagę, spychając na bok gromadzącą się w niej ironiczną odzywkę. –– Ale nie przespałam się w samochodzie psychopaty –– oznajmiła i niedbale wzruszyła ramionami, bo skoro do tego nie doszło, to chyba nie było sensu gdybać nad nieszczęściem, które nie miało miejsca.
Zaskoczyła ją ta próba wymuszenia na niej obietnicy. Spojrzała na swojego przyjaciela czujnie i przez chwilę w ogóle się nie odzywała, analizując w ciszy jego słowa. –– Dobrze. Obiecuję. Ale nie musisz się o mnie martwić –– powiedziała nieco przekornie i buntowniczo. Znów nie skupiając się na jego trosce, a chcąc mu pokazać, że jest w stanie sobie sama poradzić. Aczkolwiek trochę zabolało ją, że sam użył terminu „koleżanki”. Wolała sobie nie wyobrażać, jakiego rodzaju są to koleżanki. Nie chcąc się nad tym zastanawiać, ponownie się odezwała: –– Nie będę odrywać cię od pracy. Może gdy już skończysz, zabierzesz mnie na truskawkowego shake’a? –– spytała z figlarnym uśmiechem, patrząc na niego typowym puppy eyes, którymi zazwyczaj wpatrywała się w tylko w niego, gdy próbowała coś wskórać.
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika

Jasne, że nie mogła u niego zostać na dłużej. Nawet gdyby chciał otoczyć ją wyłącznie baldachimem troski i opieki, w takim miasteczku jak Lorne Bay, nie uszłoby to niczyjej uwadze. Posmutniał nieco, a na dnie jego ciemnych tęczówek, zalśniło przygnębienie. Ukrył je skwapliwym uśmiechem, rozlewającym się pomiędzy rozchylonymi wargami. To był jego problem. Sam się zdecydował go przyjąć na swoje barki i nawet jeśli ciężar konsekwencji go czasami boleśnie przygniatał, mógł mieć pretensje jedynie do samego siebie. Ale nie miał. Bo cóż innego mógłby zrobić? On, wychowany na - wbrew powszechnej opinii - dobrego chłopaka, nie mógłby sobie wybaczyć, zostawiając przyjaciółkę w potrzebie, zdaną na okrutny los. Tak samo jak nie mógłby zostawić jej z twarzą zroszoną zdenerwowaniem, bez dachu nad głową, w tamtej chwili odzianą w płaszcz bezbronności. Samym spojrzeniem była w stanie unieszkodliwić wszelaką logikę w postępowaniu.

Przez moment wpatrywał się w ptaki nad ich głowami, poruszające się w aksamicie nieba. Pozbawione świadomości rozgrywających się na ziemi tragedii. Trochę im zazdrościł. Trochę nie zazdrościł wcale. Bo czym było życie bez odrobiny cierpienia rozterek? Pasmem jaśniejącego błękitu, a przecież tylko kiedy krwawił, granat rozcinała feeria barw, tworząc go jeszcze piękniejszym.

- Może i masz rację - przyznał niechętnie, doświadczony o tych kilka dodatkowych lat, pozbawiony roku, nauczony zgubnych konsekwencji nieprzemyślanych działań. On, który powinien baczyć na podejmowane decyzje z krytyczną skrupulatnością, bo każda z nich mogła zaprowadzić go z powrotem do miejsca, które omijał wspomnieniami. Tymczasem, to ona wykazywała się znacznie bardziej rozwiniętą zdolnością racjonalnego myślenia.
Umiem bronić się przed wszystkim poza Tobą Wami.
Nimi wszystkimi, którzy jak sądził na pewnych etapach życia, potrzebowali jakiejś formy ratunku.

- Tylko w samochodzie swojego ojca - dokończył, kręcąc z rozbawieniem głową. Nie miał jej prawa mówić co może, a czego nie, mimo to gotów był ją własnoręcznie wytargać i zaciągnąć gdziekolwiek indziej, gdyby znowu wpadła na ten szalenie niebezpieczny pomysł. Bo co z tego, że nie trafiła na psychopatę, jeśli wokół czaiły się inne niebezpieczeństwa? Na przykład ludzie skorzy do postawienia jej zarzutów za rzekome przejęcie ich własności? Być może jeszcze rok wstecz nawet by o tym nie pomyślał, ale tu właśnie rozchodziło się o ten rok, którego nikt nigdy mu nie zwróci.

- Teraz nie muszę, bo złożyłaś obietnicę - uśmiechnął się już nieco spokojniejszy, ignorując jej butny komentarz. Oczywiście, że zamierzał się o nią martwić, nawet jeśli nie zamierzał tego przyznawać ku jej uciesze na głos. Zresztą znała go na tyle żeby wiedzieć, ze nie machnie ręką na jej nocne eskapady w cudzych bagażnikach, mimo że ostatecznie dała mu swoje słowo. Znała go krótko, ale dał się jej poznać wyjątkowo dobrze, po raz pierwszy odkąd opuścił mury więzienia, pozwalając sobie na beztroską rozmowę, już wtedy, kiedy dostrzegł ją pochyloną nad rysunkiem. I chociaż nie chciał tego przyznać przed samym sobą, Mona Monet stała się kimś więcej niż tylko "koleżanką", ale zawsze będzie patrzył na nią jak na serdeczną przyjaciółkę.

- Jeśli nie będzie ci przeszkadzać, że będę śmierdział nawozem, to mogę nawet zabrać cię na dwa - obiecał, nachylając się nad nią, żeby sięgnąć po rzucone niedbale na ziemię narzędzia ogrodowe. Niechcący, a może wręcz przeciwnie, przyciągany siłą Monowego magnesu, musnął ją ramieniem, pozwalając tej głupiej iskrze naelektryzować jego skórę. - Chyba, że zrobimy przystanek u mnie żebym mógł się przebrać... Ale wtedy zabiorę cię tylko na jednego - zażartował na odchodne, zabierając się wreszcie do roboty.

Mona Monet

uczennica
szkoła
160 cm
18 yo
Awatar użytkownika
about me
Malarka, która wciąż jest w szkole średniej. Marnotrawna córka Jeremy'ego Paxtona.
Awatar użytkownika

Mona mogłaby się założyć, że jej matce zdecydowanie nie spodobałoby się, że śpi u chłopaka. Zwłaszcza takiego, który był w więzieniu. Jej matka mogła uchodzić za progresywną kobietę, która wychowuje swoje dziecko po swojemu, starając się wytworzyć pełne zrozumienia i zaufania partnerstwo, a nie rodzicielstwo, ale nawet ona nie pozwoliłaby przekroczyć tej granicy Monie bez uprzedniej rozmowy. Nawet jeśli tak naprawdę żadne granice nie zostałyby przekroczone, o czym Mona była wręcz przekonana. Zarówno z jej strony, gdyż nie chciała się ośmieszać i w jakikolwiek sposób rujnować przyjaźni, którą miała z Remusem; jak i z jego, gdyż był tym dobrym chłopakiem. Mona Monet nie pozwalała sobie na adorowanie tego chłopaka o oczach czarnych i głębokich tak, że prawie bezdennych i o włosach kruczoczarnych. Mogła go lubić, ale zauroczenie nigdy nie wchodziło w grę.
Uśmiechnęła się lekko, choć przecież wytknął jej prawdę. Jakiż pokręcony to był świat i los, że trafiła akurat na samochód swojego ojca. I jak zarazem wiele miała cholernego szczęścia, że to właśnie Jeremy Paxton zastał ją zwiniętą w kłębek w tym samochodzie. Remus miał w zasadzie rację i Mona faktycznie powinna bardziej uważać i podjąć lepszą decyzję. Ale w tamtym momencie zwyczajnie nie potrafiła. Zbyt dużo się działo wokół niej. Matka, jej chłopak, Remus i ta dziewczyna… Wszystko uderzało w Monę z natężeniem.
Westchnęła na jego przekorny komentarz. Głęboko i pełną piersią, ale z pewnym poddaniem się, wyciągnęła w jego kierunku mały paluszek w ramach złożenia praworządnej obietnicy. Oczywiście, że wiedziała, iż będzie się o nią martwił, gdyż prawdopodobnie Goldsworthy martwienie się o innych miał zapisane w DNA.
Drgnęła – lekko acz zauważalnie – gdy otarł się o nią ramieniem, wytwarzając naelektryzowanie między ich ciałami. Również odczuła ową iskrę i tylko podniosła na niego spojrzenie, modląc się, by nie zauważył tej niekontrolowanej reakcji ciała. –– Jasne. Możemy zahaczyć o twoje miejsce, żebyś się mógł przebrać –– zgodziła się natychmiast. Albo nawet w nim zostać, czego już nie dodała, bo sama odeszła z powrotem do płótna wtapiającego się w stelaż. Początkowo skupienie się było trudne, bo jej spojrzenie co jakiś czas gubiło się i zawieszało na ciemnowłosym chłopaku. Ale wreszcie zdołała w pełni pochłonąć się tworzonemu pejzażowi. Jak zawsze, gdy oddawała się w pełni pracy nad obrazem, traciła poczucie czasu i miejsca. Na powrót miała wrażenie, że jest tam zupełnie sama, i że wcale nikt jej nie towarzyszy, i że nikt, na pewno nikt, nie rzuca jej z oddali żadnych ukradkowych spojrzeń.
mechanik, ogrodnik
lorne bay
184 cm
24 yo
Awatar użytkownika
about me
Specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat.
Awatar użytkownika

Niełatwo było się skupić nawet na tak trywialnych rzeczach jak przesadzanie, kopanie, przycinanie i nawożenie, kiedy wiedział, że nieopodal, jak gdyby nigdy nic siedzi Mona, pochylona nad swoim płótnem. Z ciemnymi włosami, w których tańczyły iskierki światła, z lekko zadartym nosem i płomieniem w spojrzeniu, które choć na niego nie patrzyła, naznaczyło go piętnem, które czuł przy każdym ruchu mięśni. Chciał dowiedzieć się wszystkiego, skorzystać z przywileju którym go obdarowała i wypytać o każdy szczegół, ale wiedział, że nie może marnotrawi czasu, choć w tym wypadku nie uznawał tego za marnotrawstwo. Spędzanie z nią czasu należało do tego rodzaju przyjemności, których zwykł sobie nie skąpić, jednak jego łaskawi pracodawcy mogli nie okazać tyle wyrozumiałości, wiedząc, że czas który miał poświęcić w sadzie, przeznaczył na pogaduszki. Zatem z ciężkim sercem zabrał się za to, co robił najlepiej, w pocie czoła zajmując się z wirtuozyjną troską dojrzewającymi sadzonkami, wbrew pozorom wymagającym o wiele więcej troski, niż można byłoby założyć.

Kiedy skończył, z nieba sączyła się krwista poświata, zapełniając je wszystkimi odcieniami pomarańczy i czerwieni. Promienie słońca przykurczyły się, dając wytchnienie ciału, na którym lśniły strużki potu. W międzyczasie zdążył pozbyć się koszulki, w obawie, że ta, skończy tak jak jego tors, mokra i lepka. Chwycił zwiniętą w kulkę szmatę, narzędzia schował z powrotem do wiadra razem z pustym opakowaniem po nawozie, po czym skierował swoje kroki w stronę ciemnowłosej dziewczyny, która zdawała się myślami być daleko stąd, w lepszym, innym świecie. Takim gdzie psychopaci nie znajdują swoich ofiar podanych jak na tacy, w bagażnikach własnych samochodów.

- Ziemia do Mony, potrzebujesz jeszcze chwili? - zapytał, spoglądając to na nią, to na płótno. Choć nie był specjalistą w dziedzinie sztuki i malarstwa, potrafił z łatwością określić coś, co było po prostu piękne. Tak jak to, co zrodziło się w gładkich pociągnięciach jej pędzli. Umiała doskonale uchwycić najmniejsze detale, tak jak i on zwykł to robić, w nieco odmiennej formie, chwytając szczegóły okiem, a nierzadko wyobraźnią.

- Możemy podjechać moim motocyklem, jeśli nie masz nic przeciwko. Będzie szybciej - zaproponował, poniewczasie orientując się, że być może ów zamysł posiadał niejakie wady w postaci byłego skazańca i jego nieletniej przyjaciółki złączonych ze sobą na dwuśladzie. Z drugiej strony, kaski zapewniały im względną anonimowość, a chociaż Remus miał głęboko w poważaniu cudze komentarze, gdy dotyczyły bliskich dla niego osób, nie było już dla niego to tak obojętne.

- Ale też możemy się przejść. Jutro po niego wrócę - dodał pospiesznie, żeby nie musiała zgadzać się na wcześniejszy wariant, co akurat w jej przypadku nie stanowiło raczej przeszkody, bo kiedy coś przeszkadzało pannie Monet, nie omieszkała o tym wspomnieć. Albo po prostu uciec, pod osłoną nadciągającego poranka, jak wtedy, gdy nie przypadła jej do gustu jego współlokatorka. - No i uprzedzam, nie jestem pierwszej świeżości - zaśmiał się cicho, pozwalając żeby wiatr omiótł jego nagie ramiona, przyjemnym chłodem. Cóż, może stanie w półnegliżu przed Moną również nie należało do najrozsądniejszych posunięć, ale choć Remus był z natury dobrym chłopcem, dobro i rozsądek nie zawsze chodziły w parze, o czym świadczył chociażby uprzedni rok, spędzony za kratkami.

Mona Monet

ODPOWIEDZ