about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#2
Lato było w pełni. Pomijając te problemy, które pojawiały się co roku, czyli jakieś awarie, brak wody, pożary czy rzadkie, ale gwałtowne oberwania chmury, to lato było dokładnie takie samo jak inne. Flora była koneserką australijskiego lata. I tak samo, jak w każdym innym roku, były cholernie gorące, do tego stopnia, że aż ta blondyneczka, która chwilami wyglądała jak skwarka, miała dość tego gorąca. Nawet kąpiele w oceanie nie pomagały - na szczęście pracując w surf shopie do wody miała blisko i czasem przyszły właściciel Toby dawał jej dziesięć minut przerwy, by się zmoczyć w słonej wodzie i zapobiec od ugotowania się żywcem, lub spłonięcia.
Na dzieciach się nie znała. Ani na takich tyci tyci, ani, a może szczególnie nie na nastolatkach? W każdym razie, wcale jej nie przeszkadzało, że Sophie miała bobika. Mogła mu nawet pomachać grzechotką przed oczami czy pokołysać wózek, ale granicę stawiała na trzymaniu jej na rękach, nie mówiąc o przeberaniu! Wię niestety, ale nie była dobrą niańką, ale mogła być czasoumilaczem!
Nie miała serca wyciągać nikogo w tą pogodę, więc pofatygowała się do domu koleżanki. Była pewna, że mają klimatyzację albo inną magię, dzięki której żadna z panienek Remington (bo bobo też miało takie nazwisko, nie?) nie upiekła się, niczym kurczak na rożnie. Po drodze zahaczyła o sklep, ale zrezygnowała z kupienia lodów, bo na swoim rowerze mogłaby ich nie dowieść do celu. Kupiła za to pizzę, a młodej wzięła jakąś piszczącą zabawkę, Sophie będzie zachwycona.
-Wody, błagam!-powiedziała gdy zostały jej otworzone drzwi do domu, weszła i od razu poczuła przyjemny chłodek. A patrząc że podłoga była z płytek, to po oddaniu pudła z pizzą, aż się tam położyła i może wyglądała jak rozjechana żaba, ale nie żałowała nawet chwili.
Sophie Remington
Lato było w pełni. Pomijając te problemy, które pojawiały się co roku, czyli jakieś awarie, brak wody, pożary czy rzadkie, ale gwałtowne oberwania chmury, to lato było dokładnie takie samo jak inne. Flora była koneserką australijskiego lata. I tak samo, jak w każdym innym roku, były cholernie gorące, do tego stopnia, że aż ta blondyneczka, która chwilami wyglądała jak skwarka, miała dość tego gorąca. Nawet kąpiele w oceanie nie pomagały - na szczęście pracując w surf shopie do wody miała blisko i czasem przyszły właściciel Toby dawał jej dziesięć minut przerwy, by się zmoczyć w słonej wodzie i zapobiec od ugotowania się żywcem, lub spłonięcia.
Na dzieciach się nie znała. Ani na takich tyci tyci, ani, a może szczególnie nie na nastolatkach? W każdym razie, wcale jej nie przeszkadzało, że Sophie miała bobika. Mogła mu nawet pomachać grzechotką przed oczami czy pokołysać wózek, ale granicę stawiała na trzymaniu jej na rękach, nie mówiąc o przeberaniu! Wię niestety, ale nie była dobrą niańką, ale mogła być czasoumilaczem!
Nie miała serca wyciągać nikogo w tą pogodę, więc pofatygowała się do domu koleżanki. Była pewna, że mają klimatyzację albo inną magię, dzięki której żadna z panienek Remington (bo bobo też miało takie nazwisko, nie?) nie upiekła się, niczym kurczak na rożnie. Po drodze zahaczyła o sklep, ale zrezygnowała z kupienia lodów, bo na swoim rowerze mogłaby ich nie dowieść do celu. Kupiła za to pizzę, a młodej wzięła jakąś piszczącą zabawkę, Sophie będzie zachwycona.
-Wody, błagam!-powiedziała gdy zostały jej otworzone drzwi do domu, weszła i od razu poczuła przyjemny chłodek. A patrząc że podłoga była z płytek, to po oddaniu pudła z pizzą, aż się tam położyła i może wyglądała jak rozjechana żaba, ale nie żałowała nawet chwili.
Sophie Remington