![Awatar użytkownika](https://i.pinimg.com/736x/4d/8b/77/4d8b7703cf40118ab8acd136645ac3a6.jpg)
![](https://64.media.tumblr.com/f9b168d36ee273d75104d5421a001694/ca798b886a9eff2b-77/s640x960/8d743666df388b06789a1c6eca4b3cc89a7df1e3.gif)
about
i'm just a super chill person & forever student
#
Henriikka nie zawsze w swoim życiu podejmowała dobre decyzje. Właściwie to w ogóle starała się ich nie rozważać w kategoriach dobra/zła, a raczej… z korzystnym rezultatem lub ciekawą historią. Bo przecież trzeba wyciągać ze sprawy to co najlepsze, nawet najgorsza randka może się zmienić w fantastyczną opowieść i crowd pleaser. No ale nawet Henia miała relacje i osoby ,o których nie mówiła wcale, bo wiedziała że zjebała i cóż… no wolała to zamknać na siedem spustów w swojej głowie, sercu, czy gdzie tam chcemy lokować swoje metaforyczne uczucia. Oczywiście ona była wieczną studentką, więć doskonale wiedziała, że tak naprawdę to wszystko dzieje się w mózgu, ale nawet ona czasem pozwalała na wkroczenie chwili romantyzmu w swoje życie. Na przykład dzisiaj, kiedy przyszedł czas pierwszej lekcji jazdy konnej, na którą się zapisała w ramach aktywności fizycznej na studiach. Akurat dzień wcześniej zjarana marychą oglądała telenowelę z ludźmi jeżdżącymi na koniach (zapewne była to Gorzka Zemsta, wiadomo). no i jakoś tak wyszło, że właśnie się tam zapisała i była właśnie po pierwszym instruktażu. I wcale nie czuła sie jak tamte kowbojki w siodle. To nie tak, że pierwszy raz siedziała na koniu, miała doświadczenie, bo już kiedyś jeździła na koniach… i na zarządcy tych koni, jak już być dokładnym we wspominkach. Ale szybko się okazało, że jej pewność siebie była nieco przedwczesna.
- Choleraaa, ty koniu narwany, no weź się uspokój - rzuciła do konia, który stawał jej dęba pewnie z powodu jakiejś jaszczurki, którą zobaczył i na którym ledwo co się utrzymywała - myślałam że mamy umowę, EEJJJJ, ale zachowuj się, no kurwa zrzucisz mnie zaraz - ojebała konia, kiedy zaczął fikać i brykać, na dodatek wśród lasu, co było mocno niepomocne w tym momencie, bo co rusz obrywała jakąś gałęzią w twarz - no weź, CHOLERA, PRZESTAŃ! Spadnę na twarz, totalnie się połamie, skończę jak smarkula Scarlett O’hary, Devon, Steven czy jak cię tam zwali, NO PRZESTAŃ - i sobie opierdalała konia, kiedy ten wierzgał i podskakiwał, co rusz stając dęba, licząc że w końcu posłucha głosu rozsądku! I przez to zamieszanie, dopiero po chwili się zorientowała, że o jezus maria, doskonale znała tego o jezus maria aktualnie siedzącego na koniu trzy metry od niej - mam wszystko TOTALNIE pod kontrolą… no kurwa no - rzuciła, oczywiście próbując zgrywać że wszystko jest super i wcale nie jest w tarapatach, bo duma kroczy przed upadkiem. Miejmy nadzieję, że nie śmiertelnym.
Henriikka nie zawsze w swoim życiu podejmowała dobre decyzje. Właściwie to w ogóle starała się ich nie rozważać w kategoriach dobra/zła, a raczej… z korzystnym rezultatem lub ciekawą historią. Bo przecież trzeba wyciągać ze sprawy to co najlepsze, nawet najgorsza randka może się zmienić w fantastyczną opowieść i crowd pleaser. No ale nawet Henia miała relacje i osoby ,o których nie mówiła wcale, bo wiedziała że zjebała i cóż… no wolała to zamknać na siedem spustów w swojej głowie, sercu, czy gdzie tam chcemy lokować swoje metaforyczne uczucia. Oczywiście ona była wieczną studentką, więć doskonale wiedziała, że tak naprawdę to wszystko dzieje się w mózgu, ale nawet ona czasem pozwalała na wkroczenie chwili romantyzmu w swoje życie. Na przykład dzisiaj, kiedy przyszedł czas pierwszej lekcji jazdy konnej, na którą się zapisała w ramach aktywności fizycznej na studiach. Akurat dzień wcześniej zjarana marychą oglądała telenowelę z ludźmi jeżdżącymi na koniach (zapewne była to Gorzka Zemsta, wiadomo). no i jakoś tak wyszło, że właśnie się tam zapisała i była właśnie po pierwszym instruktażu. I wcale nie czuła sie jak tamte kowbojki w siodle. To nie tak, że pierwszy raz siedziała na koniu, miała doświadczenie, bo już kiedyś jeździła na koniach… i na zarządcy tych koni, jak już być dokładnym we wspominkach. Ale szybko się okazało, że jej pewność siebie była nieco przedwczesna.
- Choleraaa, ty koniu narwany, no weź się uspokój - rzuciła do konia, który stawał jej dęba pewnie z powodu jakiejś jaszczurki, którą zobaczył i na którym ledwo co się utrzymywała - myślałam że mamy umowę, EEJJJJ, ale zachowuj się, no kurwa zrzucisz mnie zaraz - ojebała konia, kiedy zaczął fikać i brykać, na dodatek wśród lasu, co było mocno niepomocne w tym momencie, bo co rusz obrywała jakąś gałęzią w twarz - no weź, CHOLERA, PRZESTAŃ! Spadnę na twarz, totalnie się połamie, skończę jak smarkula Scarlett O’hary, Devon, Steven czy jak cię tam zwali, NO PRZESTAŃ - i sobie opierdalała konia, kiedy ten wierzgał i podskakiwał, co rusz stając dęba, licząc że w końcu posłucha głosu rozsądku! I przez to zamieszanie, dopiero po chwili się zorientowała, że o jezus maria, doskonale znała tego o jezus maria aktualnie siedzącego na koniu trzy metry od niej - mam wszystko TOTALNIE pod kontrolą… no kurwa no - rzuciła, oczywiście próbując zgrywać że wszystko jest super i wcale nie jest w tarapatach, bo duma kroczy przed upadkiem. Miejmy nadzieję, że nie śmiertelnym.
![Awatar użytkownika](./download/file.php?avatar=3242_1733868029.png)
![](https://i.imgur.com/g0M2zHW.gif)
about
jestem rolnik, rolnik
001. | outfit
Posiadał dziwne zapotrzebowanie na przejażdżkę konną po terenach leśnych, których dawno nie miał okazji nawiedzić swoją osobą. I to nie tak, że jest jakimś dzikusem, spędzającym tutaj większość swojego czasu, ale zwyczajnie lubił naturę pod każdą postacią - czasem czując się przytłoczony tym, co go na co dzień otacza, chcąc zaznać czegoś nowego. Tak też trafiał do chociażby kurandy, a i tak też dzisiaj tam zawitał.
Czy to był dobry dla niego jakiś znak, jakieś przeczucie? Sam nie wiedział o co w tym wszystkim chodziło, ale zwyczajnie wybrał swojego ulubionego konia - karego Henryka - zakładając siodło oraz uprzęż, przejeżdżając przez odpowiednie tereny, docierając do ów miejsca.
Pomimo codziennego przebywania na świeżym powietrzu, w wiejskim klimacie, to tutaj po ostatnich ciężkich dniach pracy w swoim własnym domu odetchnął finalnie pełną piersią. Było w tym miejscu coś, co przyniosło mu ukojenie, w trakcie czego nie gonił już swojego zwierzaka, a nawet schodząc z niego i prowadząc za lejce, dając mu parę przekąsek jakie z sobą zabrał w ramach nagrody. Zawsze był mu wierny, usłuchany, wiedząc iż w nim ma jednego z lepszych kompanów życiowych.
Nie przypuszczałby jednak, że ów spokój zostanie mu tak prędko zakłócony - i to przez osobę, jakiej się tu kompletnie nie spodziewał, a tym bardziej w takich okolicznościach; wariującą na koniu, starającą się uspokoić rumaka którego dosiadła, a co było widać iż nie było bezpieczną sytuacją. Niemniej początkowo stał jak wryty, zastanawiając się czy to mu się tylko śniło, czy to była jakaś ustawka, czy o co tutaj w ogóle chodziło…
Ich spojrzenia się wtedy z sobą skrzyżowały, a na co założył ramiona, krzyżując je na wysokości klatki piersiowej, opierając się o pobliskie drzewo, w dalszym ciągu utrzymując ze swoim kompanem odpowiednią odległość. Aby nie doszło do jakiejś jeszcze większej tragedii. A przy okazji czego - delikatnie się uśmiechnął pod nosem, słysząc po wcześniejszych jak i obecnych słowach dziewczyny, że rzeczywiście… całkowicie nie ogarniała sytuacji, w jakiej się teraz znalazła. — Faktycznie wszystko masz pod kontrolą! — zawołał, starając się nie zdradzić z rozbawieniem jakie go ogarniało, chociaż widział iż obecne zajście zaczynało stawać się krytyczne. Wtedy też przywiązał swojego konia do drzewa, żeby nie przestraszył się oraz nie nawiał z tego wszystkiego, po czym ruszył parę kroków do przodu. Uniósł ręce w rozłożonymi dłońmi. — No juuuuuż, cichutko — zaczął spokojnym tonem głosu w taki sposób, w jaki zazwyczaj jego konie uspokajały się w przypadku podobnego zareagowania na jakiś bodziec. — Spokojnie, nic się nie dzieje, nic Ci nie zagraża — dodał, po czym zerknął jeszcze na dziewczynę. — Wiem, że to niełatwe w obecnej chwili, ale postaraj się trochę ogarnąć, bo on wyczuwa Twój strach i przez to tym bardziej się nakręca! — zawołał do Henriikki, mając nadzieję iż usłyszała co powiedział. — I nie drzyj się na niego — dodał, powracając spokojnym spojrzeniem na zwierzę, które wierzgało, a on śmiało wykonał kolejne kroki w ich kierunku. — Już, spokojnie, jest wszystko okej — przez lata doświadczenia potrafił w sekundę uspokoić swój ton głosu, a gdy powtarzał w ten sam sposób kolejne słowa kierowane do zwierzęcia, widział iż zaczynało to przynosić zamierzony efekt, a wierzchowiec już tak nie brykał, o stawaniu dęba nie mówiąc.
Kolejne pewne, spokojne kroki zbliżające się do nich, a gdy uznał że to dobry moment, złapał za uprząż, aby mieć już całkowicie sytuację pod kontrolą. Pogłaskał go następująco po pysku. — O tym mówię, grzeczny konik — a mówiąc to, wyciągnął przekąskę, dając ją odważnie przy zębach, nie przejmując się że może zostać ugryziony - co na szczęście nie miało miejsca. — Coś Ty mu zrobiła, kobieto? — powiedział totalnie na poważnie, chociaż żartował sobie z tym obwinianiem ją za to, co się dopiero co działo. — I co Ty tutaj w ogóle robisz? Sama na koniu? — sądził, że po ich zerwaniu raczej nie powracała do tego zajęcia - a jeśli już, to że raczej wie co i jak. Najwidoczniej nie nauczył jej wszystkiego.
Posiadał dziwne zapotrzebowanie na przejażdżkę konną po terenach leśnych, których dawno nie miał okazji nawiedzić swoją osobą. I to nie tak, że jest jakimś dzikusem, spędzającym tutaj większość swojego czasu, ale zwyczajnie lubił naturę pod każdą postacią - czasem czując się przytłoczony tym, co go na co dzień otacza, chcąc zaznać czegoś nowego. Tak też trafiał do chociażby kurandy, a i tak też dzisiaj tam zawitał.
Czy to był dobry dla niego jakiś znak, jakieś przeczucie? Sam nie wiedział o co w tym wszystkim chodziło, ale zwyczajnie wybrał swojego ulubionego konia - karego Henryka - zakładając siodło oraz uprzęż, przejeżdżając przez odpowiednie tereny, docierając do ów miejsca.
Pomimo codziennego przebywania na świeżym powietrzu, w wiejskim klimacie, to tutaj po ostatnich ciężkich dniach pracy w swoim własnym domu odetchnął finalnie pełną piersią. Było w tym miejscu coś, co przyniosło mu ukojenie, w trakcie czego nie gonił już swojego zwierzaka, a nawet schodząc z niego i prowadząc za lejce, dając mu parę przekąsek jakie z sobą zabrał w ramach nagrody. Zawsze był mu wierny, usłuchany, wiedząc iż w nim ma jednego z lepszych kompanów życiowych.
Nie przypuszczałby jednak, że ów spokój zostanie mu tak prędko zakłócony - i to przez osobę, jakiej się tu kompletnie nie spodziewał, a tym bardziej w takich okolicznościach; wariującą na koniu, starającą się uspokoić rumaka którego dosiadła, a co było widać iż nie było bezpieczną sytuacją. Niemniej początkowo stał jak wryty, zastanawiając się czy to mu się tylko śniło, czy to była jakaś ustawka, czy o co tutaj w ogóle chodziło…
Ich spojrzenia się wtedy z sobą skrzyżowały, a na co założył ramiona, krzyżując je na wysokości klatki piersiowej, opierając się o pobliskie drzewo, w dalszym ciągu utrzymując ze swoim kompanem odpowiednią odległość. Aby nie doszło do jakiejś jeszcze większej tragedii. A przy okazji czego - delikatnie się uśmiechnął pod nosem, słysząc po wcześniejszych jak i obecnych słowach dziewczyny, że rzeczywiście… całkowicie nie ogarniała sytuacji, w jakiej się teraz znalazła. — Faktycznie wszystko masz pod kontrolą! — zawołał, starając się nie zdradzić z rozbawieniem jakie go ogarniało, chociaż widział iż obecne zajście zaczynało stawać się krytyczne. Wtedy też przywiązał swojego konia do drzewa, żeby nie przestraszył się oraz nie nawiał z tego wszystkiego, po czym ruszył parę kroków do przodu. Uniósł ręce w rozłożonymi dłońmi. — No juuuuuż, cichutko — zaczął spokojnym tonem głosu w taki sposób, w jaki zazwyczaj jego konie uspokajały się w przypadku podobnego zareagowania na jakiś bodziec. — Spokojnie, nic się nie dzieje, nic Ci nie zagraża — dodał, po czym zerknął jeszcze na dziewczynę. — Wiem, że to niełatwe w obecnej chwili, ale postaraj się trochę ogarnąć, bo on wyczuwa Twój strach i przez to tym bardziej się nakręca! — zawołał do Henriikki, mając nadzieję iż usłyszała co powiedział. — I nie drzyj się na niego — dodał, powracając spokojnym spojrzeniem na zwierzę, które wierzgało, a on śmiało wykonał kolejne kroki w ich kierunku. — Już, spokojnie, jest wszystko okej — przez lata doświadczenia potrafił w sekundę uspokoić swój ton głosu, a gdy powtarzał w ten sam sposób kolejne słowa kierowane do zwierzęcia, widział iż zaczynało to przynosić zamierzony efekt, a wierzchowiec już tak nie brykał, o stawaniu dęba nie mówiąc.
Kolejne pewne, spokojne kroki zbliżające się do nich, a gdy uznał że to dobry moment, złapał za uprząż, aby mieć już całkowicie sytuację pod kontrolą. Pogłaskał go następująco po pysku. — O tym mówię, grzeczny konik — a mówiąc to, wyciągnął przekąskę, dając ją odważnie przy zębach, nie przejmując się że może zostać ugryziony - co na szczęście nie miało miejsca. — Coś Ty mu zrobiła, kobieto? — powiedział totalnie na poważnie, chociaż żartował sobie z tym obwinianiem ją za to, co się dopiero co działo. — I co Ty tutaj w ogóle robisz? Sama na koniu? — sądził, że po ich zerwaniu raczej nie powracała do tego zajęcia - a jeśli już, to że raczej wie co i jak. Najwidoczniej nie nauczył jej wszystkiego.
![Awatar użytkownika](https://i.pinimg.com/736x/4d/8b/77/4d8b7703cf40118ab8acd136645ac3a6.jpg)
![](https://64.media.tumblr.com/f9b168d36ee273d75104d5421a001694/ca798b886a9eff2b-77/s640x960/8d743666df388b06789a1c6eca4b3cc89a7df1e3.gif)
about
i'm just a super chill person & forever student
Hah, nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie potrzeba wskoczenia na konia najwyraźniej! Kto śmie to oceniać? Ostatecznie każdy chyba widział tamtą słynną reklamę old spice, każdy facet musi sobie czasem posiedzieć na koniu i nie powinno sie tego oceniać. Zresztą, jak widać i Henie nie ominęły takie szalone pomysły, których na bank będzie żałować, nie tylko przez zakwasy, które czekały ją za rogiem… bo jednak jazda na koniu to spory fizyczny wysiłek. Nie do końca wiem to z autopsji, bardziej z książek i filmów, ale zdecyduje się im wierzyć. Za to Henia cóż… to nie był jej pierwszy raz na koniu, ale bardzo możliwe, że jednak będzie ostatni. Już miała w swojej głowie wizje jak spada, skręca sobie kark i ma poważny problem, bo przecież kto ją tutaj znajdzie, najszybciej to chyba pająki by ją zjadły, a to nie jest sposób odejścia, na który chciałaby się zgodzić! Wolałaby coś bardziej odjechanego, jak wysłanie jej prochów w kosmos, czy nawet rozsypanie po… no może nie Disneylandzie, ale w oceanie? Chociaż bycie pokarmem dla ryb wcale nie brzmi lepiej niż bycie pokarmem dla pająków.. jeśli miałaby być szczera. No i hało, właśnie dlatego nie mogła tutaj teraz zginąć, bo jeszcze tyle decyzji musiała podjąć przed swoją śmiercią! Oczywiście, kiedy zauważyła że na horyzoncie pojawił się keith wallace , od razu zmieniła zdanie, bo nawet śmierć byłaby łaskawsza niż to spotkanie…
- Tak, właśnie tak, to wszystko zaplanowane… aaaaaał, ZIOM WYCZILUJ - no zaczęła, niby pewna siebie, ale potem prawie spadła przy kolejnym wierzgnięciu, więc ta pewność siebie szybko jej uciekła! Jezu, no teraz to dopiero weszła w panic mode! Tu narwany koń, który odpierdalał, a tu jej były o którym cholera… tak bardzo nie powinna przecież myśleć!
- Sam bądź cichutko! - warknęła do Keitha, tak jakby mówił do niej, a nie do konia, ale miała w tym momencie tyle stresu i szalonych myśli w głowie, że no miała prawo się troche pomylić, okej. A potem zmrużyła oczy i pisnęła cicho, kiedy koń znowu fiknął. - Łał, DZIĘKI, wspaniała rasa, KURWA mać, wyborna, mam tu idealne warunki dla pieprzonego kwiatu lotosu na jeziorze, wiesz - wywróciła oczami, kiedy Keith zaczął się mądrzyć, bo była cała pospinana i zestresowana, że zaraz tu umrze, a on tak po prostu kazał jej się uspokoić? NO JAK NIBY!
- Nie drzyj się, sam się nie drzyj, ewidentnie ma problem ze słuchem i trzeba mówić głośniej - odpowiedziała zdenerwowana, a potem mocniej złapała się za siodło, bo znowu fiknął! A potem jakby zaczął się uspokajać, ale jednocześnie trochę cofać. I chociaż Keith złapał za lejce i nieco się rozluźniła, koń wciąż zachowywał się nieco nerwowo.
- Grzeczny konik? Raczej szalony, opętany - fuknęła zirytowana pod nosem - nic mu nie zrobiłam, może minęliśmy kapliczkę i demon się wystraszył, nie wiem, cholera, nigdy więcej jazdy na tych potworach - rzuciła, a potem uniosła się, żeby z konia zejść… - no jak to co, jadę, nie widać? Sport to zdrowie, nie wiem czy słyszałeś - dodała, bardzo wkurzona w tym momencie, na siebie i na konia… który teraz postanowił raz jeszcze fiknąć, przez co ona zamiast z niego zejść, spadła w krzaki obok. - Aaaaaaaał - i jęknęła beznadziejnie, gapiąc się w niebo i czując kompletne upokorzenie.
- Tak, właśnie tak, to wszystko zaplanowane… aaaaaał, ZIOM WYCZILUJ - no zaczęła, niby pewna siebie, ale potem prawie spadła przy kolejnym wierzgnięciu, więc ta pewność siebie szybko jej uciekła! Jezu, no teraz to dopiero weszła w panic mode! Tu narwany koń, który odpierdalał, a tu jej były o którym cholera… tak bardzo nie powinna przecież myśleć!
- Sam bądź cichutko! - warknęła do Keitha, tak jakby mówił do niej, a nie do konia, ale miała w tym momencie tyle stresu i szalonych myśli w głowie, że no miała prawo się troche pomylić, okej. A potem zmrużyła oczy i pisnęła cicho, kiedy koń znowu fiknął. - Łał, DZIĘKI, wspaniała rasa, KURWA mać, wyborna, mam tu idealne warunki dla pieprzonego kwiatu lotosu na jeziorze, wiesz - wywróciła oczami, kiedy Keith zaczął się mądrzyć, bo była cała pospinana i zestresowana, że zaraz tu umrze, a on tak po prostu kazał jej się uspokoić? NO JAK NIBY!
- Nie drzyj się, sam się nie drzyj, ewidentnie ma problem ze słuchem i trzeba mówić głośniej - odpowiedziała zdenerwowana, a potem mocniej złapała się za siodło, bo znowu fiknął! A potem jakby zaczął się uspokajać, ale jednocześnie trochę cofać. I chociaż Keith złapał za lejce i nieco się rozluźniła, koń wciąż zachowywał się nieco nerwowo.
- Grzeczny konik? Raczej szalony, opętany - fuknęła zirytowana pod nosem - nic mu nie zrobiłam, może minęliśmy kapliczkę i demon się wystraszył, nie wiem, cholera, nigdy więcej jazdy na tych potworach - rzuciła, a potem uniosła się, żeby z konia zejść… - no jak to co, jadę, nie widać? Sport to zdrowie, nie wiem czy słyszałeś - dodała, bardzo wkurzona w tym momencie, na siebie i na konia… który teraz postanowił raz jeszcze fiknąć, przez co ona zamiast z niego zejść, spadła w krzaki obok. - Aaaaaaaał - i jęknęła beznadziejnie, gapiąc się w niebo i czując kompletne upokorzenie.
![Awatar użytkownika](./download/file.php?avatar=3242_1733868029.png)
![](https://i.imgur.com/g0M2zHW.gif)
about
jestem rolnik, rolnik
Zaplanowane, zdecydowanie. Co do joty, widać to jak na dłoni! Panowała nad sytuacją, była w tym wszystkim wręcz powabna jak dama, nie potrzebująca kompletnie wybawienia z opresji, w jakiej się pojawiła. To czyli co, powinien w takim razie odwrócić się na pięcie i udać, że tak naprawdę jej nie spotkał, skoro tak świetnie sobie radziła z wierzchowcem?
Cóż, gdyby był chujem, zapewne by tak postąpił, tym bardziej skoro to jego eks. Ale że Keith nigdy nie przejawiał takiego typu skrajnego zachowania względem drugiego człowieka, nie wyciągając do niego pomocnej dłoni w sytuacji tego wymagającej, postanowił zostać, uspokoić zwierzę i postawić ją na ziemi, aby nie musiała się obawiać już niczego. Taki miał plan, tak jego plan miał wyglądać w realizacji.
Szkoda jednak, że ta sama kobieta, która potrzebowała natychmiastowej pomocy w uspokojeniu konia, jednocześnie wszystko utrudniała, bo nie potrafiła opanować swoich własnych nerwów, tym samym jeszcze bardziej rozjuszając zwierzynę, wierzgającą i próbującą strącić Henriikkę ze swojego grzbietu za wszelką cenę. Nawet gdy powiedział, aby w końcu się uciszyła oraz uspokoiła, to zachowała się kompletnie inaczej. Co z nią było nie tak?!
— Jak się nie opanujesz, to nici z tej mojej pomocy będzie! — zawołał, starając się ją przekrzyczeć, niemniej wiedział od już wielu lat jedno - choćby się starał, nigdy nie dałby rady przebić jej tonu głosu. Teraz miał idealne przypomnienie tego, gdy ten tak usilnie próbował przemówić jej do rozsądku, a ta tylko krzyczała, reagowała gwałtownie i niesamowicie głośno, co na pewno peszyło konia jeszcze bardziej. No i jaki by tu złoty środek znaleźć w tej - jakby nie patrzeć - patowej sytuacji? — Ty się o jego słuch nie martw, konie są niesamowicie wrażliwe na dźwięki. To Ty się zastanów czy aby na pewno dobrze mnie słyszysz i to, co Ci próbuję przekazać! — chociaż i tak wiedział, iż ten sposób uświadomienia dziewczynie, że to tak naprawdę jej ostatni moment na zluzowanie, w niczym tu nie pomoże, a ona nadal będzie uskuteczniała te same praktyki. Na jego nieszczęście.
Podjął się tego, co najważniejsze. Próba okazania zwierzęciu, iż inny człowiek w jego pobliżu potrafi się zachować spokojnie i nie stanowi dla niego jakiegokolwiek zagrożenia. Keith naprawdę się starał opanować ów sytuację, a i nawet był bliski tego celu. Złapał konia, zaczął delikatnie głaskać jego pysk, gdy dostrzegł jako takie zaufanie zwierzęcia do jego osoby, by na koniec przewrócić oczami na słuch słów studentki. — Albo po prostu wyczuł, że prowadzi go osoba, która zapomniała jak to się robi i nie była pewna tej całej przejażdżki, tym bardziej po nieznanym terenie — zauważył, unosząc przy tym brew, doskonale wiedząc iż to pewnie był jeden z czynników wystąpienia tego wszystkiego. Gdzie domyślał się, że Henriikka kompletnie się tego wyprze, zwalając wszystko na biednego, niczemu winnego wierzchowca. — A kto Ci dał konia, żebyś sobie mogła pojechać w nieznane? — zagaił z ciekawości, kto był na tyle szalony i jednocześnie odważny, podejmując taką decyzję.
— Tak, faktycznie, sport to zdrowie… — miał coś dodać, ale wtedy koń znów wierzgnął, wyrywając się Keith’owi, a tym samym doprowadzając do tego, do czego tak usilnie dążył od samego początku batalii z ujeżdżającą go osobą. Henrii trafiła w krzaki, a farmer ledwo co pochwycił konia za lejce, znów go uspokajając. Prędko go też przywiązał do pobliskiego drzewa, aby zająć się dziewczyną. — Żyjesz? Dasz radę się ruszyć? — zapytał, aby mniej więcej wiedzieć w jakim jest stanie, próbując i tak za moment pomóc jej w podniesieniu się oraz wydobyciu z krzaczorów, ostatecznie decydując się na złapanie jej i przejściu paru kroków na bok, aby znalazła się już w bezpieczniejszym miejscu - sadzając ją na większym kamieniu, co by zaraz go nie oskarżyła, że ośmiela się lokować ją na trawie! — Wszystko w porządku? Nie potrzebujesz wizyty w szpitalu czy coś? — zapytał już znacznie bardziej troskliwie, przyglądając się Fernwick przez chwilę. — Co też Ci strzeliło do głowy w ogóle siadać na tego konia… — dodał, kręcąc głową z niedowierzania. Przenosząc się wzrokiem na twarzyczkę studentki.
Cóż, gdyby był chujem, zapewne by tak postąpił, tym bardziej skoro to jego eks. Ale że Keith nigdy nie przejawiał takiego typu skrajnego zachowania względem drugiego człowieka, nie wyciągając do niego pomocnej dłoni w sytuacji tego wymagającej, postanowił zostać, uspokoić zwierzę i postawić ją na ziemi, aby nie musiała się obawiać już niczego. Taki miał plan, tak jego plan miał wyglądać w realizacji.
Szkoda jednak, że ta sama kobieta, która potrzebowała natychmiastowej pomocy w uspokojeniu konia, jednocześnie wszystko utrudniała, bo nie potrafiła opanować swoich własnych nerwów, tym samym jeszcze bardziej rozjuszając zwierzynę, wierzgającą i próbującą strącić Henriikkę ze swojego grzbietu za wszelką cenę. Nawet gdy powiedział, aby w końcu się uciszyła oraz uspokoiła, to zachowała się kompletnie inaczej. Co z nią było nie tak?!
— Jak się nie opanujesz, to nici z tej mojej pomocy będzie! — zawołał, starając się ją przekrzyczeć, niemniej wiedział od już wielu lat jedno - choćby się starał, nigdy nie dałby rady przebić jej tonu głosu. Teraz miał idealne przypomnienie tego, gdy ten tak usilnie próbował przemówić jej do rozsądku, a ta tylko krzyczała, reagowała gwałtownie i niesamowicie głośno, co na pewno peszyło konia jeszcze bardziej. No i jaki by tu złoty środek znaleźć w tej - jakby nie patrzeć - patowej sytuacji? — Ty się o jego słuch nie martw, konie są niesamowicie wrażliwe na dźwięki. To Ty się zastanów czy aby na pewno dobrze mnie słyszysz i to, co Ci próbuję przekazać! — chociaż i tak wiedział, iż ten sposób uświadomienia dziewczynie, że to tak naprawdę jej ostatni moment na zluzowanie, w niczym tu nie pomoże, a ona nadal będzie uskuteczniała te same praktyki. Na jego nieszczęście.
Podjął się tego, co najważniejsze. Próba okazania zwierzęciu, iż inny człowiek w jego pobliżu potrafi się zachować spokojnie i nie stanowi dla niego jakiegokolwiek zagrożenia. Keith naprawdę się starał opanować ów sytuację, a i nawet był bliski tego celu. Złapał konia, zaczął delikatnie głaskać jego pysk, gdy dostrzegł jako takie zaufanie zwierzęcia do jego osoby, by na koniec przewrócić oczami na słuch słów studentki. — Albo po prostu wyczuł, że prowadzi go osoba, która zapomniała jak to się robi i nie była pewna tej całej przejażdżki, tym bardziej po nieznanym terenie — zauważył, unosząc przy tym brew, doskonale wiedząc iż to pewnie był jeden z czynników wystąpienia tego wszystkiego. Gdzie domyślał się, że Henriikka kompletnie się tego wyprze, zwalając wszystko na biednego, niczemu winnego wierzchowca. — A kto Ci dał konia, żebyś sobie mogła pojechać w nieznane? — zagaił z ciekawości, kto był na tyle szalony i jednocześnie odważny, podejmując taką decyzję.
— Tak, faktycznie, sport to zdrowie… — miał coś dodać, ale wtedy koń znów wierzgnął, wyrywając się Keith’owi, a tym samym doprowadzając do tego, do czego tak usilnie dążył od samego początku batalii z ujeżdżającą go osobą. Henrii trafiła w krzaki, a farmer ledwo co pochwycił konia za lejce, znów go uspokajając. Prędko go też przywiązał do pobliskiego drzewa, aby zająć się dziewczyną. — Żyjesz? Dasz radę się ruszyć? — zapytał, aby mniej więcej wiedzieć w jakim jest stanie, próbując i tak za moment pomóc jej w podniesieniu się oraz wydobyciu z krzaczorów, ostatecznie decydując się na złapanie jej i przejściu paru kroków na bok, aby znalazła się już w bezpieczniejszym miejscu - sadzając ją na większym kamieniu, co by zaraz go nie oskarżyła, że ośmiela się lokować ją na trawie! — Wszystko w porządku? Nie potrzebujesz wizyty w szpitalu czy coś? — zapytał już znacznie bardziej troskliwie, przyglądając się Fernwick przez chwilę. — Co też Ci strzeliło do głowy w ogóle siadać na tego konia… — dodał, kręcąc głową z niedowierzania. Przenosząc się wzrokiem na twarzyczkę studentki.
![Awatar użytkownika](https://i.pinimg.com/736x/4d/8b/77/4d8b7703cf40118ab8acd136645ac3a6.jpg)
![](https://64.media.tumblr.com/f9b168d36ee273d75104d5421a001694/ca798b886a9eff2b-77/s640x960/8d743666df388b06789a1c6eca4b3cc89a7df1e3.gif)
about
i'm just a super chill person & forever student
Dokładnie, pełna profeska, od a do z. Dobra, właściwie to gdyby nie to, że jakieś 80% ciała Henriikii zajmowała duma, to byłaby cholernie przerażona w tym momencie, ale jako że keith wallace był świadkiem tego wszystkiego, to absolutnie, w żadnym razie, nigdy przenigdy nie przyzna się do tego, okej. Przy nim zamierzała zachowywać chłodną nonszalancję, seksowne nie-obchodzi-mnie-nic-i-nikt, devil wears prada style jestem ponad to i w swoim świecie. Ale nie. Dupa. A do tego obolała, bo po upadku oczywiście to odczuła! I pewnie to jej stres tylko napędzał stres konia i stąd to wszystko.
- Albo po prostu zobaczył cię z daleka i stąd jego świrowanie - rzuciła, zdenerwowana, bo przecież nie powie mu, że kamień spadł jej z serca, kiedy w końcu złapał za uprzęż i miała szansę zejść z konia. - Jestem niemal pewna, że to nie jest wcale koń, tylko jakaś wściekła hybryda - podsumowała zirytowana, rzucając zniechęcone spojrzenie w stronę konia. No tak ją zdradzić! I to wybierając Keitha… no nie, Keitha się nie wybiera. Nawet jeśli serce tego bardzo chce, przed Keithem się spierdala. O nie, czy to była tylko jej metoda reagowania na tego pięknego człowieka? Nie było jednak jak sprawdzić, bo po chwili leżała na ziemi.
- Jezu mam nadzieję że nie złamałam sobie tyłka. Albo biodra. A najlepiej to w ogóle nic - rzuciła z jękiem, ale na razie bała się ruszyć. Poza tym po takim wierzganiu na koniu, to dość odświeżające było tak sobie o, po prostu poleżeć na ziemi i odpocząć. - Nie wiem - i odpowiedziała, aktualnie nie do końca planując się ruszyć. Zamiast tego wzięła głębszy wdech, bo kiedy już nie była w sytuacji kryzysowej na koniu, zorientowała się w jak bardzo kryzysowej sytuacji była to teraz… razem z Keithem… boże i co teraz? Miała z nim rozmawiać? Patrzeć na niego? Sama sobie nie ufała! Na dodatek ten jakby nigdy nic podszedł i wyciągnął ją z krzaków! Aż wstrzymała na moment oddech, zaskoczona jego bliskością i tak oniemiała, że nawet nie zaprotestowała. Keith sam doskonale wiedział jak trudno ją było uciszyć! Zwykle robił to ustami.. żarliwie… stooop. Nie powinna o tym myśleć, okej.
- N… no nie… chyba. Nic mi nie odpadło? - zapytała, sprawdzając czy ma głowę, czy obie ręce są na miejscu, a potem nogi. A potem znowu spojrzała na Keitha, lekko się rumieniąc. Damnit. - Odkryłam że w poprzednim wcieleniu byłam amazonką i właśnie pobudzam swoje dawno uśpione geny do działania - i odpowiedziała, tonem po którym ciężko było stwierdzić czy mówi poważnie czy nie.
- Albo po prostu zobaczył cię z daleka i stąd jego świrowanie - rzuciła, zdenerwowana, bo przecież nie powie mu, że kamień spadł jej z serca, kiedy w końcu złapał za uprzęż i miała szansę zejść z konia. - Jestem niemal pewna, że to nie jest wcale koń, tylko jakaś wściekła hybryda - podsumowała zirytowana, rzucając zniechęcone spojrzenie w stronę konia. No tak ją zdradzić! I to wybierając Keitha… no nie, Keitha się nie wybiera. Nawet jeśli serce tego bardzo chce, przed Keithem się spierdala. O nie, czy to była tylko jej metoda reagowania na tego pięknego człowieka? Nie było jednak jak sprawdzić, bo po chwili leżała na ziemi.
- Jezu mam nadzieję że nie złamałam sobie tyłka. Albo biodra. A najlepiej to w ogóle nic - rzuciła z jękiem, ale na razie bała się ruszyć. Poza tym po takim wierzganiu na koniu, to dość odświeżające było tak sobie o, po prostu poleżeć na ziemi i odpocząć. - Nie wiem - i odpowiedziała, aktualnie nie do końca planując się ruszyć. Zamiast tego wzięła głębszy wdech, bo kiedy już nie była w sytuacji kryzysowej na koniu, zorientowała się w jak bardzo kryzysowej sytuacji była to teraz… razem z Keithem… boże i co teraz? Miała z nim rozmawiać? Patrzeć na niego? Sama sobie nie ufała! Na dodatek ten jakby nigdy nic podszedł i wyciągnął ją z krzaków! Aż wstrzymała na moment oddech, zaskoczona jego bliskością i tak oniemiała, że nawet nie zaprotestowała. Keith sam doskonale wiedział jak trudno ją było uciszyć! Zwykle robił to ustami.. żarliwie… stooop. Nie powinna o tym myśleć, okej.
- N… no nie… chyba. Nic mi nie odpadło? - zapytała, sprawdzając czy ma głowę, czy obie ręce są na miejscu, a potem nogi. A potem znowu spojrzała na Keitha, lekko się rumieniąc. Damnit. - Odkryłam że w poprzednim wcieleniu byłam amazonką i właśnie pobudzam swoje dawno uśpione geny do działania - i odpowiedziała, tonem po którym ciężko było stwierdzić czy mówi poważnie czy nie.