about
you can be a sweet dream or a beautiful nightmare
Gdyby była chociaż trochę bardziej trzeźwa, to zapewne opamiętałaby się już dawno, odsuwając od niego od razu, gdy tylko panna młoda zniknęła im z pola widzenia, zajmując się innymi gośćmi. Może nawet by się znowu na niego postanowiłą wkurzyć, uznając — całkiem słusznie — że to o wiele rozsądniejszy sposób na to, aby rozładować napięcie. Które pojawiło się dość nagle i niespodziewanie, przynajmniej tak jej się wydawało. Nie brała w końcu pod uwagę faktu, że ich wzajemna niechęć wynikała z czegoś podobnego, skoro wcześniej w ogóle do głowy jej nie przyszło, że właściwie całkiem kuszące było, aby go pocałować. I dowiedzieć się, do czego woli wykorzystywać usta, skoro nie do gadania.
Zaśmiała się lekko na jego słowa, nie ukrywając wcale rozbawienia. Może nie tyle tym, co powiedział, ale przede wszystkim tym, jak prezentowała się sytuacja. Wydawało jej się z jakiegoś powodu całkiem zabawne, że musieli znaleźć się w takim miejscu i okolicznościach, w dodatku kompletnie pijani, aby nie tylko móc znieść swoje towarzystwo wzajemnie, ale najwyraźniej dostrzec w tym wszystkim coś jeszcze. Nazwanie tego jednak aktualnie było możliwe — gdyby Tamisha była w stanie to zrobić, to zapewne w ogóle nie rozważałaby w swojej głowie tego, aby z tej dziwnej okazji skorzystać. — Cóż za zaskakująca zależność — w jej głosie jednak próżno było szukać tego zaskoczenia, bo tak właściwie nie była pewna, czy cokolwiek powinno ją dziwić. Albo czy cokolwiek mogło jej nie dziwić. Spuściła na moment wzrok, na jego dłoń na swojej sukience, nie mając jednak zamiaru się odsuwać ani tym bardziej odtrącać jego ręki.
— To istotna informacja — którą pozostawało mieć nadzieję, że da radę zapamiętać w tym stanie, ale jednak z jakiegoś powodu całkiem nieźle zapisało się to w jej pamięci. Nie zerwała się jednak z ławki, aby go gonić czy coś w tym stylu. Odprowadziła go wzrokiem do czasu, aż nie zniknął za drzwiami prowadzącymi do hotelu i zniknął z jej pola widzenia. Opróżniła niespiesznie swoją szklaneczkę do końca, odstawiając ją na ławkę, bo chociaż wstała, to nie miała zamiaru odnosić ich do środka. Zamiast tego wygładziła dłonią swoją sukienkę, całkiem powoli kierując się w stronę hotelu. Po drodze udało jej się nawet zamienić dwa słowa z jakąś parą — chyba jedną z tych, które siedziały przy tym samym stoliku, co ona i Hudson. Nie rozgadywała się jednak, tylko pożegnała się, informując że na nią już czas do spania. Aby to jednak uczynić zapewne powinna udać się do swojego pokoju, a gdy wysiadła z windy na odpowiednim piętrze, to dość szybko i celowo, a nie przypadkiem, odnalazła drzwi do pokoju 203.
— Uznałam, że możesz nudzić się sam w tym pokoju i mogę zadbać o zapewnienie Ci jeszcze jakichś dodatkowych wrażeń — oznajmiła mu, gdy otworzył drzwi, a ona mogła wejść do środka, jakby jakaś część jej świadomości miała jeszcze trochę rozsądku i wiedziała, że pogaduszki na korytarzu nie byłby zbyt mądre. Tak naprawdę na pewno byłoby mądrzejsze niż wchodzenie do jego pokoju. Przyglądała mu się przez moment bez słowa, gdy on zamykał drzwi, stojąc od niego w jeszcze mniejszej odległości niż wcześniej, gdy byli na ławce, unosząc niespiesznie dłoń, którą położyła na jego klatce piersiowej (no skoro tak się nią chwalił w tej rozpiętej koszuli, to kusiła), a potem go pocałowała. Albo on pocałował ją, nieistotne. Wcale jej to nie interesowało.
hudson winfield
Zaśmiała się lekko na jego słowa, nie ukrywając wcale rozbawienia. Może nie tyle tym, co powiedział, ale przede wszystkim tym, jak prezentowała się sytuacja. Wydawało jej się z jakiegoś powodu całkiem zabawne, że musieli znaleźć się w takim miejscu i okolicznościach, w dodatku kompletnie pijani, aby nie tylko móc znieść swoje towarzystwo wzajemnie, ale najwyraźniej dostrzec w tym wszystkim coś jeszcze. Nazwanie tego jednak aktualnie było możliwe — gdyby Tamisha była w stanie to zrobić, to zapewne w ogóle nie rozważałaby w swojej głowie tego, aby z tej dziwnej okazji skorzystać. — Cóż za zaskakująca zależność — w jej głosie jednak próżno było szukać tego zaskoczenia, bo tak właściwie nie była pewna, czy cokolwiek powinno ją dziwić. Albo czy cokolwiek mogło jej nie dziwić. Spuściła na moment wzrok, na jego dłoń na swojej sukience, nie mając jednak zamiaru się odsuwać ani tym bardziej odtrącać jego ręki.
— To istotna informacja — którą pozostawało mieć nadzieję, że da radę zapamiętać w tym stanie, ale jednak z jakiegoś powodu całkiem nieźle zapisało się to w jej pamięci. Nie zerwała się jednak z ławki, aby go gonić czy coś w tym stylu. Odprowadziła go wzrokiem do czasu, aż nie zniknął za drzwiami prowadzącymi do hotelu i zniknął z jej pola widzenia. Opróżniła niespiesznie swoją szklaneczkę do końca, odstawiając ją na ławkę, bo chociaż wstała, to nie miała zamiaru odnosić ich do środka. Zamiast tego wygładziła dłonią swoją sukienkę, całkiem powoli kierując się w stronę hotelu. Po drodze udało jej się nawet zamienić dwa słowa z jakąś parą — chyba jedną z tych, które siedziały przy tym samym stoliku, co ona i Hudson. Nie rozgadywała się jednak, tylko pożegnała się, informując że na nią już czas do spania. Aby to jednak uczynić zapewne powinna udać się do swojego pokoju, a gdy wysiadła z windy na odpowiednim piętrze, to dość szybko i celowo, a nie przypadkiem, odnalazła drzwi do pokoju 203.
— Uznałam, że możesz nudzić się sam w tym pokoju i mogę zadbać o zapewnienie Ci jeszcze jakichś dodatkowych wrażeń — oznajmiła mu, gdy otworzył drzwi, a ona mogła wejść do środka, jakby jakaś część jej świadomości miała jeszcze trochę rozsądku i wiedziała, że pogaduszki na korytarzu nie byłby zbyt mądre. Tak naprawdę na pewno byłoby mądrzejsze niż wchodzenie do jego pokoju. Przyglądała mu się przez moment bez słowa, gdy on zamykał drzwi, stojąc od niego w jeszcze mniejszej odległości niż wcześniej, gdy byli na ławce, unosząc niespiesznie dłoń, którą położyła na jego klatce piersiowej (no skoro tak się nią chwalił w tej rozpiętej koszuli, to kusiła), a potem go pocałowała. Albo on pocałował ją, nieistotne. Wcale jej to nie interesowało.
hudson winfield
about
właściciel winiarni, któremu ledwo tydzień wcześniej narzeczona zwiała sprzed ołtarza
Dotarł do swojego pokoju niedługo później — rozważał zimny prysznic. Prawdopodobnie byłby on wskazany, skoro naprawdę obudziła się w nim nadzieja, że zrozumiała aluzję i chciała — podobnie jak Hudson — jednak jeszcze ten ślub jakoś uratować. Skorzystał z hotelowego barku i nalał sobie drinka — jednego, bo jednak nie było pewności, że jeszcze będzie miał towarzystwo.
Wiedział, że jeśli się nie pojawi, będzie czuł się szczerze rozczarowany. Co było cholernie dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę to, że właściwie wcale jej nie lubił. Wytworzyło się jednak między nimi niespodziewane napięcie, któremu chętnie dałby ujście, porzucając wszelką logikę. Drgnął nawet lekko, gdy cisze przerwało pukanie do drzwi i podszedł do nich, by je otworzyć. W normalnych okolicznościach — nigdy nie chciałby oglądać po drugiej stronie akurat tak irytującej go Tamishy. Aktualnie byłby niesamowicie rozczarowany, gdyby na progu ujrzał kogokolwiek innego. Lekko się uśmiechnął, robiąc jej przestrzeń, by mogła wejść do środka, a potem zatrzasnął drzwi, przenosząc wzrok na nią.
— Trochę się nudziłem — przyznał jedynie, zanim położył rękę na jej talii, by ją do siebie przyciągnąć. Pocałował ją bardzo zachłannie i równie zdecydowanie rozpoczął szukanie ręką zapięcia sukienki, by ją z kobiety niedługo potem ściągać. A jak już wylądowała na podłodze, to i inne ubrania dołączyły do niej tak do kompletu.
Czy tak się zachowywał dorosły i rozsądny człowiek? Prawdopodobnie nie, ale nie było co udawać, że mógł pożałować tego, jak ten wieczór przebiegł, skoro zaliczyłby go zdecydowanie do miłych. I jakoś sprawił, że całe to wesele nie było aż tak straszne nagle, bo zasnął pijany i zadziwiająco zrelaksowany. A najdziwniejsze, że zawdzięczał to Tashi właśnie.
koniec
Wiedział, że jeśli się nie pojawi, będzie czuł się szczerze rozczarowany. Co było cholernie dziwne, jeśli weźmie się pod uwagę to, że właściwie wcale jej nie lubił. Wytworzyło się jednak między nimi niespodziewane napięcie, któremu chętnie dałby ujście, porzucając wszelką logikę. Drgnął nawet lekko, gdy cisze przerwało pukanie do drzwi i podszedł do nich, by je otworzyć. W normalnych okolicznościach — nigdy nie chciałby oglądać po drugiej stronie akurat tak irytującej go Tamishy. Aktualnie byłby niesamowicie rozczarowany, gdyby na progu ujrzał kogokolwiek innego. Lekko się uśmiechnął, robiąc jej przestrzeń, by mogła wejść do środka, a potem zatrzasnął drzwi, przenosząc wzrok na nią.
— Trochę się nudziłem — przyznał jedynie, zanim położył rękę na jej talii, by ją do siebie przyciągnąć. Pocałował ją bardzo zachłannie i równie zdecydowanie rozpoczął szukanie ręką zapięcia sukienki, by ją z kobiety niedługo potem ściągać. A jak już wylądowała na podłodze, to i inne ubrania dołączyły do niej tak do kompletu.
Czy tak się zachowywał dorosły i rozsądny człowiek? Prawdopodobnie nie, ale nie było co udawać, że mógł pożałować tego, jak ten wieczór przebiegł, skoro zaliczyłby go zdecydowanie do miłych. I jakoś sprawił, że całe to wesele nie było aż tak straszne nagle, bo zasnął pijany i zadziwiająco zrelaksowany. A najdziwniejsze, że zawdzięczał to Tashi właśnie.
koniec