Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Zaś Nephele Fernandine Delancey-Schuyler nie miała żadnych doświadczeń udawanych związków, stąd pełne w niej przekonanie, że da się to zrobić bez zbędnego romantyzmu. Obstawała bardzo mocno przy swoim głębokim poczuciu, że związki nie są dla niej - na pewno nie na tym etapie życia. Chciała się rozwijać naukowo i to dawało jej prawdziwe szczęście, w przeciwieństwie do pasma nieudanych randek, beznadziejnego związku który zakończyła 2 lata temu czy epizodów z facecikami, co nie potrafili na drugi dzień zadzwonić lub odpisać. Nie, nie, nie. Zamknęła się całkiem na możliwość prawdziwej miłości i wierzyła, że układ pozostanie układem. Z przyjaźnią w tle, a przynajmniej koleżeństwem. Tego chciała.
— Kochanie — na męża zdecydowała się odpowiedzieć z teatralną słodkością — wszystkie małżeństwa o coś się kłócą, to wiarygodne. Jak nie o zęby, to o co? Oboje wiemy, że nie będę mogła na ciebie krzyczeć za robienie brudu i bałaganu. Ani za chodzenie na panienki z kumplami, ani za wracanie po pijaku w zarzyganej koszuli. Co mi zostaje? — przewróciła oczami. To kilka z powodów, dla których Alfie Buxton stanowił jej oczywisty pierwszy wybór. Czuła, że nie narobi jej wstydu. Nie dlatego że mają taką umowę - dlatego, że te zachowania po prostu nie były w jego stylu. A co do czystości w domu… Była przekonana - choć sama była osobą schludną i dbała o porządek - że u niego można by było bezpiecznie lizać obiad z podłogi. Z całą pewnością też potrafił wycelować do toalety i nie zostawiał mokrych śladów w obszarze dwóch metrów od muszli klozetowej.
— Masz rację. Myślę, że musimy sobie szczerze powiedzieć, czy bylibyśmy w stanie się po prostu polubić. Jeśli nie, oboje męczylibyśmy się w tym układzie za bardzo. Jeśli tak… Może nawet zatęsknisz, jak zniknę na miesięczne obserwacje w Nowej Zelandii — zasugerowała odważnie, acz pozostając w wesołym nastroju, bo choć ważyły się właśnie losy jej doktoratu (lub terminu rozpoczęcia prac), starała się zdejmować z rozmowy niepotrzebny ciężar, stres, obawy. JeślI Alfie się zgodzi, poradzą sobie z wyzwaniami razem. Jeśli się nie zgodzi, nic się nie stało.
Choć miała wrażenie, że jeśli nie odstrzelił jej od razu za tę propozycję, byli bliżej odpowiedzi pozytywnej.
Kiwnęła głową, akceptując, iż nie chciał włączać w to kolejnej kobiety. Mówiła szczerze, że nie miałaby nic przeciwko. Układ to układ, a on miał prawo do tego ważnego obszaru życia. I nie uważałaby tego za zdradę, ponieważ wyraziła aprobatę wcześniej - martwiła się tylko o to, że ich otoczenie by tego nie zrozumiało, i uznało jego zachowanie za „zdradę”. A na to Alfie po prostu nie zasługiwał, zaś Nephele nie chciałaby wszystkim tłumaczyć, że pozwoliła mężowi - którego kocha na zabój - sypiać na boku z kimś innym.
Może faktycznie musieli to rozwiązać jakoś między sobą.
— Według mnie: bez pośpiechu i nic na siłę byłoby najlepiej — odpowiedziała, odrobinę poważniejąc. To było ważne, żeby nie obrócić kwestii w żart i żeby mogli sobie powiedzieć szczerze o oczekiwaniach. — Jeśli na przykład spędzimy miły wieczór, i oboje będziemy w nastroju… Czemu nie? Wtedy nie powiem, żebyś „tak na mnie nie patrzył” — oceniła, wracając na moment do pierwszej randki. — A jak chciałbyś, żeby to wyglądało?
Zgodnie z pierwotną deklaracją, zamierzała zadbać o to, by Alfie również miał z układu to, czego potrzebował. Żeby również korzystał. Chciała usłyszeć o jego perspektywie, czy w kwestii seksu, czy każdej innej. Tylko wtedy współpraca miała szansę się udać.
Alfie Buxton
— Kochanie — na męża zdecydowała się odpowiedzieć z teatralną słodkością — wszystkie małżeństwa o coś się kłócą, to wiarygodne. Jak nie o zęby, to o co? Oboje wiemy, że nie będę mogła na ciebie krzyczeć za robienie brudu i bałaganu. Ani za chodzenie na panienki z kumplami, ani za wracanie po pijaku w zarzyganej koszuli. Co mi zostaje? — przewróciła oczami. To kilka z powodów, dla których Alfie Buxton stanowił jej oczywisty pierwszy wybór. Czuła, że nie narobi jej wstydu. Nie dlatego że mają taką umowę - dlatego, że te zachowania po prostu nie były w jego stylu. A co do czystości w domu… Była przekonana - choć sama była osobą schludną i dbała o porządek - że u niego można by było bezpiecznie lizać obiad z podłogi. Z całą pewnością też potrafił wycelować do toalety i nie zostawiał mokrych śladów w obszarze dwóch metrów od muszli klozetowej.
— Masz rację. Myślę, że musimy sobie szczerze powiedzieć, czy bylibyśmy w stanie się po prostu polubić. Jeśli nie, oboje męczylibyśmy się w tym układzie za bardzo. Jeśli tak… Może nawet zatęsknisz, jak zniknę na miesięczne obserwacje w Nowej Zelandii — zasugerowała odważnie, acz pozostając w wesołym nastroju, bo choć ważyły się właśnie losy jej doktoratu (lub terminu rozpoczęcia prac), starała się zdejmować z rozmowy niepotrzebny ciężar, stres, obawy. JeślI Alfie się zgodzi, poradzą sobie z wyzwaniami razem. Jeśli się nie zgodzi, nic się nie stało.
Choć miała wrażenie, że jeśli nie odstrzelił jej od razu za tę propozycję, byli bliżej odpowiedzi pozytywnej.
Kiwnęła głową, akceptując, iż nie chciał włączać w to kolejnej kobiety. Mówiła szczerze, że nie miałaby nic przeciwko. Układ to układ, a on miał prawo do tego ważnego obszaru życia. I nie uważałaby tego za zdradę, ponieważ wyraziła aprobatę wcześniej - martwiła się tylko o to, że ich otoczenie by tego nie zrozumiało, i uznało jego zachowanie za „zdradę”. A na to Alfie po prostu nie zasługiwał, zaś Nephele nie chciałaby wszystkim tłumaczyć, że pozwoliła mężowi - którego kocha na zabój - sypiać na boku z kimś innym.
Może faktycznie musieli to rozwiązać jakoś między sobą.
— Według mnie: bez pośpiechu i nic na siłę byłoby najlepiej — odpowiedziała, odrobinę poważniejąc. To było ważne, żeby nie obrócić kwestii w żart i żeby mogli sobie powiedzieć szczerze o oczekiwaniach. — Jeśli na przykład spędzimy miły wieczór, i oboje będziemy w nastroju… Czemu nie? Wtedy nie powiem, żebyś „tak na mnie nie patrzył” — oceniła, wracając na moment do pierwszej randki. — A jak chciałbyś, żeby to wyglądało?
Zgodnie z pierwotną deklaracją, zamierzała zadbać o to, by Alfie również miał z układu to, czego potrzebował. Żeby również korzystał. Chciała usłyszeć o jego perspektywie, czy w kwestii seksu, czy każdej innej. Tylko wtedy współpraca miała szansę się udać.
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

Alfie tak naprawdę nie wiedział jeszcze, czego chce. Należało powiedzieć szczerze, że ten aspekt jego osobowości denerwował go najbardziej, bo zamiast być człowiekiem zdecydowanym i konkretnym (jak jego ojciec), ciągle wpadał w coraz gorsze kabały z kobietami. Można było stwierdzić uczciwie, że te zaręczyny będą dla niego próbą stabilizacji, nawet jeśli udawanej i z krótkim terminem zdatności do spożycia. To znaczy z krótkim czasem do rozwodu, który pewnie wezmą z powodu jego niekończącej się pracy w szpitalu. Tak to widział jako lekarz na dorobku i od razu mógł to jej podsunąć jako powód do ciągle trwającej kłótni, choć musiał najpierw się zaśmiać na myśl o swoich porozrzucanych skarpetkach. Gdyby był takim rodzajem zwierzęcia, sam by się ze sobą rozwiódł i to zdecydowanie bez żadnych skrupułów.
- Praca, Neph. Będę pracoholikiem, który będzie się poświęcać innym, a nie żonie. Wreszcie tego nie wytrzymasz i mnie rzucisz, a ja wyjątkowo nie popadnę w alkoholizm- właściwie to było całkiem śmieszne, że tego typu wizje go bawiły i samo planowanie przebiegu ich małżeństwa było taką frajdą. Zupełnie jakby pisali odpowiedni scenariusz, który potem należało odegrać. - I nie wiem z kim dotąd się spotykałaś, ale zarzygana koszula?- aż się otrzepał, bo takie zabawy rajcowały go na studiach, a teraz właściwie był poważnym człowiekiem.
Tak, jasne.
Dlatego wynajmował wannabe nawiedzony dom z wannabe Aborygenką.
- Musimy zastanowić się nad tym, gdzie będziemy mieszkać. Podejrzewam, że razem?- dopytał, w końcu należało wziąć pod uwagę, że teściowie im tak łatwo nie odpuszczą i będą poddawać ich życie wnikliwej inspekcji obserwacji.
Z drugiej strony to już było całkowicie ingerowanie w swoje prywatne życie i ten cały układ przeradzał się w jakąś bliższą znajomość. Do cholery, o czym on w ogóle mówił, skoro zamierzał wziąć z tą dziewczyną ślub?!
Jaka bliższa czy dalsza znajomość?
Zdecydowanie coś mu odbijało.
- Nie wiem czy zatęsknię, ale ostatnio było miło- przyznał z ociąganiem, ale gdyby wiedział, że rozmowy o uczuciach (które może i nie były swojskie, ale dość bezpieczne) zastąpi ta cała gadka o seksie, chyba dalej wałkowałby ten temat. Nie był pruderyjny ani trochę, uważał, że żadna jego kobieta nie miała prawa narzekać (o czym mówiły mu same), ale taki układ był dla niego pierwszyzną i zupełnie nie wiedział jakby miał się do niego zabrać. Dlatego jej pytanie o jego pragnienia wytrąciło go z równowagi na tyle, że wstał i zaczął chodzić w kółko.
- Tak właściwie to może zabrzmi to przykro czy naiwnie, ale nigdy nie uprawiałem seksu na dłużej, w sensie poza jedną nocą z kobietą, w której nie byłem zakochany- wypalił to w końcu i spojrzał na nią dłużej.
Dokładnie w ten sposób, zupełnie jakby była absolutnie naga i po raz pierwszy się z tym nie krył, bo miała rację i mógł na nią tak patrzeć, a już zdecydowanie nie byłby w stanie odmówić sobie przyjemności dotknięcia palcami tego pięknego ciała bądź usłyszenia z jej ust czegoś innego niż tylko delikatne obelgi.
- Powoli- powtórzył za nią, a potem nachylił się i delikatnie odgarnął kosmyk jej włosów z czoła. Jeszcze nie zamierzał jej całować, choć miał nagle na to ochotę. Pozostawiał takie atrakcje jednak do nocy poślubnej.
Nephele Delancey-Schuyler
- Praca, Neph. Będę pracoholikiem, który będzie się poświęcać innym, a nie żonie. Wreszcie tego nie wytrzymasz i mnie rzucisz, a ja wyjątkowo nie popadnę w alkoholizm- właściwie to było całkiem śmieszne, że tego typu wizje go bawiły i samo planowanie przebiegu ich małżeństwa było taką frajdą. Zupełnie jakby pisali odpowiedni scenariusz, który potem należało odegrać. - I nie wiem z kim dotąd się spotykałaś, ale zarzygana koszula?- aż się otrzepał, bo takie zabawy rajcowały go na studiach, a teraz właściwie był poważnym człowiekiem.
Tak, jasne.
Dlatego wynajmował wannabe nawiedzony dom z wannabe Aborygenką.
- Musimy zastanowić się nad tym, gdzie będziemy mieszkać. Podejrzewam, że razem?- dopytał, w końcu należało wziąć pod uwagę, że teściowie im tak łatwo nie odpuszczą i będą poddawać ich życie wnikliwej inspekcji obserwacji.
Z drugiej strony to już było całkowicie ingerowanie w swoje prywatne życie i ten cały układ przeradzał się w jakąś bliższą znajomość. Do cholery, o czym on w ogóle mówił, skoro zamierzał wziąć z tą dziewczyną ślub?!
Jaka bliższa czy dalsza znajomość?
Zdecydowanie coś mu odbijało.
- Nie wiem czy zatęsknię, ale ostatnio było miło- przyznał z ociąganiem, ale gdyby wiedział, że rozmowy o uczuciach (które może i nie były swojskie, ale dość bezpieczne) zastąpi ta cała gadka o seksie, chyba dalej wałkowałby ten temat. Nie był pruderyjny ani trochę, uważał, że żadna jego kobieta nie miała prawa narzekać (o czym mówiły mu same), ale taki układ był dla niego pierwszyzną i zupełnie nie wiedział jakby miał się do niego zabrać. Dlatego jej pytanie o jego pragnienia wytrąciło go z równowagi na tyle, że wstał i zaczął chodzić w kółko.
- Tak właściwie to może zabrzmi to przykro czy naiwnie, ale nigdy nie uprawiałem seksu na dłużej, w sensie poza jedną nocą z kobietą, w której nie byłem zakochany- wypalił to w końcu i spojrzał na nią dłużej.
Dokładnie w ten sposób, zupełnie jakby była absolutnie naga i po raz pierwszy się z tym nie krył, bo miała rację i mógł na nią tak patrzeć, a już zdecydowanie nie byłby w stanie odmówić sobie przyjemności dotknięcia palcami tego pięknego ciała bądź usłyszenia z jej ust czegoś innego niż tylko delikatne obelgi.
- Powoli- powtórzył za nią, a potem nachylił się i delikatnie odgarnął kosmyk jej włosów z czoła. Jeszcze nie zamierzał jej całować, choć miał nagle na to ochotę. Pozostawiał takie atrakcje jednak do nocy poślubnej.
Nephele Delancey-Schuyler
Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Także i rozwód został poddany starannej rozwadze. Praca stanowiła najsensowniejszy powód, który byliby w stanie zrozumieć wszyscy, a który jednocześnie nie czynił żadnej ze stron tą świnią, która zasługuje na wieczne potępienie w ogniu piekielnym. Mimo to, z rozbawieniem, ale pokręciła głową.
— Nie chcę wersji, w której to ja odchodzę — zaprotestowała. — To nie byłoby fair wobec ciebie. Pomyślałam, że albo obwinimy mnie - pod koniec odbędę kilka dłuższych wyjazdów i ty stwierdzisz, że tak się dłużej nie da — zaprezentowała opcję pierwszą, w której zapracowany lekarz chciał, by żona choć spała z nim nocami w jednym łóżku, lecz ta była niereformowalna i miała złe priorytety. — Albo spróbujemy to przedstawić równościowo. Oboje bardzo dużo pracujemy, oboje zrozumieliśmy, że nie możemy być ze sobą nie będąc przy sobie. Oboje będziemy bardzo smutni, ale oddani przede wszystkim ratowaniu świata, bo wyzbyliśmy się egoizmu — nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny, nieprawdaż?
Już z uwagi na delikatność Alfiego nie wchodziła w temat zarzyganej koszuli, bo żeby on tylko wiedział, co reprezentowała sobą cała ta męska hołota, to by mu z przejęcia język w gardle stanął i jeszcze by się romantyczne wyjście pod wodospad skończyło śmiertelnym zadławieniem.
— Chciałabym, żebyś zamieszkał u mnie. Mój dom jest częścią wynagrodzenia za pracę przy konserwacji rezerwatu — wyjaśniła. Nie mogła go opuścić do końca umowy, ale za to nie musiała za niego płacić ani pół dolara. — Dwie sypialnie, duża łazienka. Nie przesiaduję w niej godzinami, bo do lasu nie noszę makijażu, więc nie będziesz musiał stać w kolejce. Salon z kominkiem, kuchnia z widokiem na uroczy strumień. Szczurowi się spodoba — podsumowała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że będzie musiała przysposobić jego syna jak swojego, stanowić wzór do naśladowania dla wszystkich macoch w Australii. Komfort jej nowego pasierba był najważniejszy.
Odrobinę się obawiała, że powiedziała coś nie tak, gdy Alfie musiał rozchodzić jej pytanie. Nie znali się - jako dorośli - aż tak dobrze i być może błędnie zakładała, że miał tę samą otwartość i dystans do pewnych spraw. Cierpliwie czekała, a sprawa szybko nabrała sensu.
Posłała mu prawdziwie ciepły uśmiech, a delikatność z jaką odgarnął jej włosy sprawiła, że ta wstrętna, nieczuła i zimna potworzyca nieznacznie się zarumieniła. Jak jakaś gówniara w wieku szkolnym, na którą w korytarzu spojrzał kapitan sportowej drużyny.
— Nie brzmi przykro ani naiwnie — powiedziała znacznie ciszej, z łagodnością o którą samej siebie by nie podejrzewała. — Nam obojgu najlepiej w życiu wychodzi nauka. Więc… — sięgnęła dłonią ku policzkowi mężczyzny. Najpierw złapała go za brodę i gestem sprawiła, by znalazł się jeszcze bliżej, a następnie nie mogąc powstrzymać silnej potrzeby przesunęła kciukiem po dolnej wardze.
Gdyby ktoś pytał, to jego wina.
— Nauczymy się tego razem — szepnęła.
Gotowa była studiować meandry małżeństwa, każdy najdrobniejszy pieg na ciele Alfiego i kulinarne upodobania jego szczura. A w tej chwili rzeczywiście czuła się naga, lecz zupełnie nie w rozumieniu erotyzmu. Buxton z czegoś ją obnażał; nie z ubrań, a z pewnej maski dystansu i uszczypliwości, do jakiej oboje byli przyzwyczajeni. I może tym się odrobinę speszyła, a może tym, że wciąż czule gładziła jego policzek, więc od bliskości uciekła w żart. Jak zwykle.
— Powiesz „tak”, czy będziesz mnie tak dręczył zwlekaniem?
Alfie Buxton
— Nie chcę wersji, w której to ja odchodzę — zaprotestowała. — To nie byłoby fair wobec ciebie. Pomyślałam, że albo obwinimy mnie - pod koniec odbędę kilka dłuższych wyjazdów i ty stwierdzisz, że tak się dłużej nie da — zaprezentowała opcję pierwszą, w której zapracowany lekarz chciał, by żona choć spała z nim nocami w jednym łóżku, lecz ta była niereformowalna i miała złe priorytety. — Albo spróbujemy to przedstawić równościowo. Oboje bardzo dużo pracujemy, oboje zrozumieliśmy, że nie możemy być ze sobą nie będąc przy sobie. Oboje będziemy bardzo smutni, ale oddani przede wszystkim ratowaniu świata, bo wyzbyliśmy się egoizmu — nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny, nieprawdaż?
Już z uwagi na delikatność Alfiego nie wchodziła w temat zarzyganej koszuli, bo żeby on tylko wiedział, co reprezentowała sobą cała ta męska hołota, to by mu z przejęcia język w gardle stanął i jeszcze by się romantyczne wyjście pod wodospad skończyło śmiertelnym zadławieniem.
— Chciałabym, żebyś zamieszkał u mnie. Mój dom jest częścią wynagrodzenia za pracę przy konserwacji rezerwatu — wyjaśniła. Nie mogła go opuścić do końca umowy, ale za to nie musiała za niego płacić ani pół dolara. — Dwie sypialnie, duża łazienka. Nie przesiaduję w niej godzinami, bo do lasu nie noszę makijażu, więc nie będziesz musiał stać w kolejce. Salon z kominkiem, kuchnia z widokiem na uroczy strumień. Szczurowi się spodoba — podsumowała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że będzie musiała przysposobić jego syna jak swojego, stanowić wzór do naśladowania dla wszystkich macoch w Australii. Komfort jej nowego pasierba był najważniejszy.
Odrobinę się obawiała, że powiedziała coś nie tak, gdy Alfie musiał rozchodzić jej pytanie. Nie znali się - jako dorośli - aż tak dobrze i być może błędnie zakładała, że miał tę samą otwartość i dystans do pewnych spraw. Cierpliwie czekała, a sprawa szybko nabrała sensu.
Posłała mu prawdziwie ciepły uśmiech, a delikatność z jaką odgarnął jej włosy sprawiła, że ta wstrętna, nieczuła i zimna potworzyca nieznacznie się zarumieniła. Jak jakaś gówniara w wieku szkolnym, na którą w korytarzu spojrzał kapitan sportowej drużyny.
— Nie brzmi przykro ani naiwnie — powiedziała znacznie ciszej, z łagodnością o którą samej siebie by nie podejrzewała. — Nam obojgu najlepiej w życiu wychodzi nauka. Więc… — sięgnęła dłonią ku policzkowi mężczyzny. Najpierw złapała go za brodę i gestem sprawiła, by znalazł się jeszcze bliżej, a następnie nie mogąc powstrzymać silnej potrzeby przesunęła kciukiem po dolnej wardze.
Gdyby ktoś pytał, to jego wina.
— Nauczymy się tego razem — szepnęła.
Gotowa była studiować meandry małżeństwa, każdy najdrobniejszy pieg na ciele Alfiego i kulinarne upodobania jego szczura. A w tej chwili rzeczywiście czuła się naga, lecz zupełnie nie w rozumieniu erotyzmu. Buxton z czegoś ją obnażał; nie z ubrań, a z pewnej maski dystansu i uszczypliwości, do jakiej oboje byli przyzwyczajeni. I może tym się odrobinę speszyła, a może tym, że wciąż czule gładziła jego policzek, więc od bliskości uciekła w żart. Jak zwykle.
— Powiesz „tak”, czy będziesz mnie tak dręczył zwlekaniem?
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

Nie sądził kiedykolwiek, że tak będzie wyglądać jego pierwsze małżeństwo. Właściwie Alfie Buxton był idealistą, który zakładał, że nie będzie już ich więcej i to zawarte z miłości stanie się tym świętym i tym, w którym wytrwa do śmierci. Najwyraźniej musiał szybko zmienić swoje plany, bo okazywało się, że ten jego związek w dużej mierze będzie opierać się również na planowaniu rozwodu, a on stanie przed smutnym faktem, że został rozwodnikiem. Nieco kłóciło mu się to z wizją idealnego życia, które miał prowadzić i z lordowską porządnością, ale z drugiej strony, gdy na szali stawiał pomoc kobiecie, wszystko inne traciło na wartości.
- Uznajmy po prostu, że po tych latach oboje zdecydujemy, co z nami jest i dlaczego to małżeństwo padło, co? Jakoś dziwnie mi myśleć o jego końcu, gdy jeszcze się nie zaczęło, wybacz- wyszczerzył się, bo z jednej strony to było nietypowe, a z drugiej, musiał przyznać, że imponowało mu to, że była tak na wszystko przygotowana.
Miał wrażenie, że jest jedną z kobiet, której nie zaskoczyłby nawet wybuch bomby atomowej i to była miła odmiana od istot, którymi należało się bezustannie opiekować. Mężczyźni bywali idiotami, jeśli nie doceniali takich silnych kobiet, więc może to i dobrze, że Nephele nie dzieliła się z nim wszystkimi swoimi doświadczeniami z poprzednich randek. On miał na koncie tylko jedno dziecko, które nie okazało się jego i związek, który rozwinął się w ekspresowym tempie i równie prędko się wypalił.
To były właściwie żadne doświadczenia, biorąc pod uwagę te jej, ale on nie planował nagłego ożenku. Do teraz. Dlatego w swej naiwności kompletnie zapomniał o tym, że powinien liczyć się z tak przyziemnymi kwestiami jak wspólne mieszkanie i wyprowadzka z nawiedzonego domu. Ze szczurem, który dopiero zaadaptował się do nowych warunków, podobnie, zresztą jak Alfie, który nauczył się w międzyczasie doceniać swojego prywatnego ducha.
I teraz miałby niby to wszystko stracić?
- Daj mi jeszcze czas z tym. Ledwo zamieszkałem sam, mam zobowiązania, współlokatorkę, a tu nagle…- tak, drogi Alfie, nagle pisałeś się na małżeństwo, które mimo wszystko miało sporo zmienić w twoim życiu. Brzmiało to tak zabawnie i absurdalnie, że zapewne zacząłby się śmiać do rozpuku, gdyby nie fakt, że właśnie zboczyli na zupełnie inne tematy.
Takie, które spędzały mu sen z powiek od czasu ich wspólnego wyjścia na randkę i które w międzyczasie stały się naglące, bo żadne z nich nie wyobrażało sobie małżeństwa z celibatem w tle. Przynajmniej nie Alfie i chyba chciał sobie nawet pogratulować za tę niezłomność, bo poczuł przyjemny dreszcz, osiadający nisko, gdy tylko Nephele dotknęła jego policzka i zaproponowała niewinnie wspólną naukę.
To było w zasadzie tak urocze jak pierwsze i nieśmiałe próby bycia razem przed laty, gdy jeszcze oboje byli dziećmi i nie wiedzieli jak smakuje ten zakazany owoc.
- Myślę, że wystarczy kilka randek. Nie jestem aż tak łatwy- mrugnął jej okiem, oczywiście żartując, bo cały się gotował, ale przecież tak nie powinno być i powinno nagle wywalić mu jakiś nieziemski error.
Nic takiego się jednak nie działo, więc zaśmiał się lekko z jej pytania.
- Czy ty serio potrzebujesz do tego całej ceremonii? Owszem, ożenię się z tobą, możesz już dzwonić do rodziców- odparł całkiem nonszalancko, ale jego dłonie wcale nie tak luźno wylądowały na jej talii, korzystając z tej niesamowitej i dziwnie upajającej go bliskości.
Czyż nie o to chodzi w idealnym małżeństwie?
Nephele Delancey-Schuyler
- Uznajmy po prostu, że po tych latach oboje zdecydujemy, co z nami jest i dlaczego to małżeństwo padło, co? Jakoś dziwnie mi myśleć o jego końcu, gdy jeszcze się nie zaczęło, wybacz- wyszczerzył się, bo z jednej strony to było nietypowe, a z drugiej, musiał przyznać, że imponowało mu to, że była tak na wszystko przygotowana.
Miał wrażenie, że jest jedną z kobiet, której nie zaskoczyłby nawet wybuch bomby atomowej i to była miła odmiana od istot, którymi należało się bezustannie opiekować. Mężczyźni bywali idiotami, jeśli nie doceniali takich silnych kobiet, więc może to i dobrze, że Nephele nie dzieliła się z nim wszystkimi swoimi doświadczeniami z poprzednich randek. On miał na koncie tylko jedno dziecko, które nie okazało się jego i związek, który rozwinął się w ekspresowym tempie i równie prędko się wypalił.
To były właściwie żadne doświadczenia, biorąc pod uwagę te jej, ale on nie planował nagłego ożenku. Do teraz. Dlatego w swej naiwności kompletnie zapomniał o tym, że powinien liczyć się z tak przyziemnymi kwestiami jak wspólne mieszkanie i wyprowadzka z nawiedzonego domu. Ze szczurem, który dopiero zaadaptował się do nowych warunków, podobnie, zresztą jak Alfie, który nauczył się w międzyczasie doceniać swojego prywatnego ducha.
I teraz miałby niby to wszystko stracić?
- Daj mi jeszcze czas z tym. Ledwo zamieszkałem sam, mam zobowiązania, współlokatorkę, a tu nagle…- tak, drogi Alfie, nagle pisałeś się na małżeństwo, które mimo wszystko miało sporo zmienić w twoim życiu. Brzmiało to tak zabawnie i absurdalnie, że zapewne zacząłby się śmiać do rozpuku, gdyby nie fakt, że właśnie zboczyli na zupełnie inne tematy.
Takie, które spędzały mu sen z powiek od czasu ich wspólnego wyjścia na randkę i które w międzyczasie stały się naglące, bo żadne z nich nie wyobrażało sobie małżeństwa z celibatem w tle. Przynajmniej nie Alfie i chyba chciał sobie nawet pogratulować za tę niezłomność, bo poczuł przyjemny dreszcz, osiadający nisko, gdy tylko Nephele dotknęła jego policzka i zaproponowała niewinnie wspólną naukę.
To było w zasadzie tak urocze jak pierwsze i nieśmiałe próby bycia razem przed laty, gdy jeszcze oboje byli dziećmi i nie wiedzieli jak smakuje ten zakazany owoc.
- Myślę, że wystarczy kilka randek. Nie jestem aż tak łatwy- mrugnął jej okiem, oczywiście żartując, bo cały się gotował, ale przecież tak nie powinno być i powinno nagle wywalić mu jakiś nieziemski error.
Nic takiego się jednak nie działo, więc zaśmiał się lekko z jej pytania.
- Czy ty serio potrzebujesz do tego całej ceremonii? Owszem, ożenię się z tobą, możesz już dzwonić do rodziców- odparł całkiem nonszalancko, ale jego dłonie wcale nie tak luźno wylądowały na jej talii, korzystając z tej niesamowitej i dziwnie upajającej go bliskości.
Czyż nie o to chodzi w idealnym małżeństwie?
Nephele Delancey-Schuyler
Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Skinęła głową, zgadzając się by odłożyć planowanie rozwodu na później. A przynajmniej rozmawianie o opcjach, bo w główce tej kujonki już toczyły się pewne scenariusze. Jej umysł przypominał komputer większości millenialsów w korpo - milion otwartych „emotional support tabs” w przeglądarce w każdym dowolnym momencie. Siedemnaście kart się zacięło, i nie wiadomo z której dochodzi muzyka. Odkładając zaś element prześmiewczy, faktycznie toczyła w głowie partie szachów jeden na jeden, ze sobą i przeciwko sobie. I pochłaniało to ogromnie dużo energii, by być silną, niezależną kobietą, która nikogo i niczego nie potrzebuje. Nie prosi o pomoc, na każdy problem ma własny pomysł i nigdy nie rozkłada bezradnie rączek płacząc „ale co my teraz zrobimy????”. Zresztą, Alfie wiedział już o tym, że będąc gdzieś w dziczy zszyła sobie nogę. To tylko jeden z przykładów jej planowania, przygotowania, samowystarczalności.
A tego rzeczywiście większość mężczyzn nie potrafiła dźwignąć, bo nie mogli się czuć lepsi. Dominować, pociągając jak za sznurki marionetki. Manipulować, decydować za oboje. Ani czuć się mądrzejsi, bo nie zamierzała udawać kokietującej idiotki, by zachęcać samca do wyjaśnień najprostszych konceptów.
— Jasne. Przed przeprowadzką i tak musimy zrobić parę rzeczy — zgodziła się. Wiarygodność historii musiała być najważniejsza dla obojga; a w randomową wyprowadzkę z dnia na dzień nie uwierzyłby nikt o zdrowych zmysłach. Najpierw winni byli położyć fundamenty swego kłamstwa.
Wymienią się kluczami i zaczną odwiedzać swoje domy regularnie. Nephele będzie nocowała u niego, zapewne irytując współlokatorkę swoją obecnością (najbardziej realistyczny wariant). Pewnie też opowie paru koleżankom, że jest o Candelę zazdrosna, a te będą przytakiwać: jak ten Alfie może mieszkać z obcą babą mając narzeczoną!!!!!! Wszystko to zbuduje obrazek prawdziwie zakochanej dziewuchy, która prawdziwie się skarży, że samą miłością człowiek nie żyje a w codzienności mają z Alfiem jeszcze kilka przeszkód, na przykład z kategorii meldunku.
— Kilka randek — pokiwała głową, uśmiechając się szerzej gdy poczuła pewny chwyt męskich dłoni na swojej nagiej talii. Tych dłoni, które już wcześniej skomplementowała, i których nacisk zdecydowanie chciała czuć. Przesunęła dłoń z męskiego policzka na klatkę, powoli kreśląc palcami przypadkowe szlaczki na materiale luźnej koszuli.
Stanęła na palcach, by móc wargami sięgnąć w stronę ucha Alfiego i wyszeptać:
— Klękanie przed mężem to zawsze ceremonia, czyż nie? — sparafrazowała jego słowa, pozwalając by zapach perfum mężczyzny otulił jej twarz w nazbyt kuszącym stopniu. Bliska była dopuszczenia swoich zwierzęcych instynktów do głosu i nawiązania bliższej relacji z płatkiem jego ucha, a potem szyją… Jak widać, jeśli atmosfera była właściwa, nie czekała nawet na tych kilka randek.
Lecz nie, nie tak prędko. Cofnęła usta z obszaru zagrożenia, i wciąż zadzierając głowę, spojrzała w oczy chłopaka. — Dziękuję — powiedziała szczerze, odkładając na bok i prowokacje, i żarty. Nawet jej nie lubił, a robił dla niej coś niezwykłego, i miała za to okazywać wdzięczność w najróżniejsze sposoby. Od werbalnych zaczynając.
Tymczasem jej dłoń zsunęła się niebezpiecznie po żebrach lekarza, aż po pępek, i wreszcie niżej - do paska, sznurka czy guzika spodni. Jakiekolwiek zapięcie tam na nią czekało, palce poradziły sobie z nim sprawnie, gdy kobieta uśmiechnęła się szeroko.
— Zrobiło się gorąco — stwierdziła, bawiąc dwuznacznością. — To dobry moment na wodospad. Rozbieraj się — wycofała obie rączki, wyswobodziła z jego objęć i sama zaczęła zrzucać ciuchy, pozostając w bieliźnie.
Upał był niemożliwy, a może to dotyk rozpalił ją niemożliwie? Gdyby była sama, wskoczyłaby do wody nago, ale nie chciała peszyć chłopaka. Ani żeby miał mylne wrażenie, co próbowała zrobić. Bo rzeczywiście chciała się schłodzić w wodzie, a nie uwodzić go w plenerze; w miejscu, które stanowiło odwrotność jego strefy komfortu. Gdyby chciała się do niego dobierać, to gdzieś, gdzie nie będą go rozpraszać mikrożyjątka w spróchniałych konarach.
— Mam dla ciebie teczkę z wynikami badań jakości wody w zbiorniku, i jej porównanie do siedmiu kuchennych kranów z wodą pitną w różnych dzielnicach Lorne. Tutaj woda jest czystsza — uprzedziła jego obawy, bo podejrzewała, że najbardziej przemówiłyby do niego dane naukowe o czystym źródle niż dowody anegdotyczne o starych, brudnych rurach które w większości starych domów błagały o wymianę.
Po chwili skierowała bose kroki znaną sobie ścieżką do kamieni, które stanowiły naturalne schodki. Zanurzyła się szybko, chcąc by pierwotny szok minął jak najprędzej. Zajęła miejsce na jednej ze skalnych półek, gdzie woda sięgała gdzieś pod kobiecy obojczyk.
— Alfie — zagaiła spod przymkniętych powiek, nadstawiając twarz do słońca. Wolała zdrową opaleniznę od podkładów, korektorów i pudrów. — Przypomnij mi, żebym dała ci mój pierścionek zaręczynowy. Jest w plecaku. Będzie ci potrzebny do oświadczyn przy moim ojcu.
Są przecież z rodzin wysokiej kultury i tradycji, czyż nie? Buxton winien poprosić o rękę córki seniora Delancey-Schuyler. I oczywiście, że Neph kupiła sobie samej ten pierścionek. W całym przedsięwzięciu przecież nie chodziło o to, by naciągnąć Alfiego na drogą biżuterię.
Alfie Buxton
A tego rzeczywiście większość mężczyzn nie potrafiła dźwignąć, bo nie mogli się czuć lepsi. Dominować, pociągając jak za sznurki marionetki. Manipulować, decydować za oboje. Ani czuć się mądrzejsi, bo nie zamierzała udawać kokietującej idiotki, by zachęcać samca do wyjaśnień najprostszych konceptów.
— Jasne. Przed przeprowadzką i tak musimy zrobić parę rzeczy — zgodziła się. Wiarygodność historii musiała być najważniejsza dla obojga; a w randomową wyprowadzkę z dnia na dzień nie uwierzyłby nikt o zdrowych zmysłach. Najpierw winni byli położyć fundamenty swego kłamstwa.
Wymienią się kluczami i zaczną odwiedzać swoje domy regularnie. Nephele będzie nocowała u niego, zapewne irytując współlokatorkę swoją obecnością (najbardziej realistyczny wariant). Pewnie też opowie paru koleżankom, że jest o Candelę zazdrosna, a te będą przytakiwać: jak ten Alfie może mieszkać z obcą babą mając narzeczoną!!!!!! Wszystko to zbuduje obrazek prawdziwie zakochanej dziewuchy, która prawdziwie się skarży, że samą miłością człowiek nie żyje a w codzienności mają z Alfiem jeszcze kilka przeszkód, na przykład z kategorii meldunku.
— Kilka randek — pokiwała głową, uśmiechając się szerzej gdy poczuła pewny chwyt męskich dłoni na swojej nagiej talii. Tych dłoni, które już wcześniej skomplementowała, i których nacisk zdecydowanie chciała czuć. Przesunęła dłoń z męskiego policzka na klatkę, powoli kreśląc palcami przypadkowe szlaczki na materiale luźnej koszuli.
Stanęła na palcach, by móc wargami sięgnąć w stronę ucha Alfiego i wyszeptać:
— Klękanie przed mężem to zawsze ceremonia, czyż nie? — sparafrazowała jego słowa, pozwalając by zapach perfum mężczyzny otulił jej twarz w nazbyt kuszącym stopniu. Bliska była dopuszczenia swoich zwierzęcych instynktów do głosu i nawiązania bliższej relacji z płatkiem jego ucha, a potem szyją… Jak widać, jeśli atmosfera była właściwa, nie czekała nawet na tych kilka randek.
Lecz nie, nie tak prędko. Cofnęła usta z obszaru zagrożenia, i wciąż zadzierając głowę, spojrzała w oczy chłopaka. — Dziękuję — powiedziała szczerze, odkładając na bok i prowokacje, i żarty. Nawet jej nie lubił, a robił dla niej coś niezwykłego, i miała za to okazywać wdzięczność w najróżniejsze sposoby. Od werbalnych zaczynając.
Tymczasem jej dłoń zsunęła się niebezpiecznie po żebrach lekarza, aż po pępek, i wreszcie niżej - do paska, sznurka czy guzika spodni. Jakiekolwiek zapięcie tam na nią czekało, palce poradziły sobie z nim sprawnie, gdy kobieta uśmiechnęła się szeroko.
— Zrobiło się gorąco — stwierdziła, bawiąc dwuznacznością. — To dobry moment na wodospad. Rozbieraj się — wycofała obie rączki, wyswobodziła z jego objęć i sama zaczęła zrzucać ciuchy, pozostając w bieliźnie.
Upał był niemożliwy, a może to dotyk rozpalił ją niemożliwie? Gdyby była sama, wskoczyłaby do wody nago, ale nie chciała peszyć chłopaka. Ani żeby miał mylne wrażenie, co próbowała zrobić. Bo rzeczywiście chciała się schłodzić w wodzie, a nie uwodzić go w plenerze; w miejscu, które stanowiło odwrotność jego strefy komfortu. Gdyby chciała się do niego dobierać, to gdzieś, gdzie nie będą go rozpraszać mikrożyjątka w spróchniałych konarach.
— Mam dla ciebie teczkę z wynikami badań jakości wody w zbiorniku, i jej porównanie do siedmiu kuchennych kranów z wodą pitną w różnych dzielnicach Lorne. Tutaj woda jest czystsza — uprzedziła jego obawy, bo podejrzewała, że najbardziej przemówiłyby do niego dane naukowe o czystym źródle niż dowody anegdotyczne o starych, brudnych rurach które w większości starych domów błagały o wymianę.
Po chwili skierowała bose kroki znaną sobie ścieżką do kamieni, które stanowiły naturalne schodki. Zanurzyła się szybko, chcąc by pierwotny szok minął jak najprędzej. Zajęła miejsce na jednej ze skalnych półek, gdzie woda sięgała gdzieś pod kobiecy obojczyk.
— Alfie — zagaiła spod przymkniętych powiek, nadstawiając twarz do słońca. Wolała zdrową opaleniznę od podkładów, korektorów i pudrów. — Przypomnij mi, żebym dała ci mój pierścionek zaręczynowy. Jest w plecaku. Będzie ci potrzebny do oświadczyn przy moim ojcu.
Są przecież z rodzin wysokiej kultury i tradycji, czyż nie? Buxton winien poprosić o rękę córki seniora Delancey-Schuyler. I oczywiście, że Neph kupiła sobie samej ten pierścionek. W całym przedsięwzięciu przecież nie chodziło o to, by naciągnąć Alfiego na drogą biżuterię.
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

Powoli widząc jej postępowanie, zaczynał dostrzegać wzór zachowań, który mógł odstraszyć jej potencjalnego partnera. Nie chodziło nawet o dominację, choć pewnie ona była problematyczna, ale o to, że nie dawała sobie czasu na oddech i zwykłą spontaniczność, planując po kolei każdy krok. Sam Alfie musiał przyznać, że niecodziennym było dla niego zadawanie się z taką kobietą, bo jego poprzednie partnerki były dość… szurnięte. To znaczy spontaniczne i skupione na tym, by postawić go w stan największego zaskoczenia. Wprawdzie Nephele się oświadczyła- i to sprawiło, że zaniemówił na chwilę z wrażenia- ale była do tego tak skrupulatnie przygotowana, że zaraz okazało się to przyjemnością, a nie jakąś wrodzoną improwizacją, której miałby dość po pierwszym akapicie.
Nie wiedział również jak potoczy się to dalej, ale nie musiał wnikliwie tego analizować, bo to przecież nie tak, że planowali wspólne życie. To miał być zwykły układ i jego wkład w wartość naukową miasteczka, któremu przyda się ktoś tak wszechstronnie wykształcony jak Nephele. Poza tym miał szansę na trochę pogodzić się z rodzicami i choć dalej nie wybaczył swojej matce tego durnego zachowania z jego byłą, coraz częściej uświadamiał sobie, że przynajmniej Claire zasługuje na względny spokój w ich relacjach. Zaręczyny z odpowiednią partią zdecydowanie mogły w tym pomóc, a Alfie właściwie nie miał niczego do stracenia, bo nie poznał jak dotąd kobiety, z którą chciałby się znowu związać.
Wszystkie jego przygody miłosne okazywały się nawet niewypałami tego rodzaju, że zdrowy rozsądek podpowiadał mu, żeby trzymał się z daleka od kobiet i skupił na medycynie. Na pewno to nie przyniesie mu szkody, a pacjenci będą wdzięczni. Posiadanie więc fałszywej żony nie było wcale takim złym pomysłem, o ile tylko oni będą wiedzieć, że to gra.
Poprawka, zwłaszcza, gdy oni będą o tym wiedzieć i nie okaże się nagle, że zaczynają się za bardzo w to angażować.
- Nie wiem czy powinienem pytać, jakie to są rzeczy- uniósł brwi, bo jednak mimo wszystko był zaintrygowany tym, co jej chodzi po głowie i jak będzie wyglądał cały ten proces przeprowadzki. Jak na razie przecież całkiem wygodnie mu się mieszkało w jego nawiedzonym domu u boku Candeli, która awansowała ze znajomej do współlokatorki. Nigdy jednak nie traktował jej jak kobiety, z którą mogłoby go łączyć coś więcej, ale i tak poczuł dziwny zawód na myśl o tym, że przyjdzie mu zostawić to życie.
To kawalerskie i całkiem rozrywkowe życie.
Chyba w tym tkwiło całe sedno tego problemu, bo w pewien sposób wyrzekał się stylu życia, który dopiero zaczął wprowadzać u siebie. Wcześniej były studia, staż, może poważniejsze związki, a teraz dość lekkomyślnie to porzucał na rzecz bycia mężem.
I pewnie przyszłoby mu stchórzyć, ale wystarczył dotyk jej dłoni na klatce piersiowej i ta nagła, duszna atmosfera między nimi, by jednak powziąć decyzję na temat eksplorowania tego. Pewnie prościej byłoby po prostu iść na te kilka randek, a potem po nich się przespać ze sobą, ale oni najwyraźniej nie byli fanami łatwych rozwiązań i zanim zdążył się zorientować, był człowiekiem zaręczonym, który żartuje z żony klęczącej przed mężem.
- Mógłbym powiedzieć to samo o małżonku- i wypuścił głośno powietrze z ust, gdy jej dłoń znalazła się na guziku jego spodni, ale musiałby jej nie znać (a znał od dziecka), by nie wiedzieć, że nie skończy się to seksem. Jeszcze nie teraz i na pewno nie w ten sposób.
Za to kąpiel dość skutecznie studziła jego zmysły i zapędy, bo nawet nie chodziło o czystość wody (przedstawiła mu w końcu certyfikat!), a o myśl, że mimo wszystko będzie zimno, a on wprawdzie był szkockim chłopcem i chłód nie robił na nim wrażenia, ale i tak poczuł lekki dreszcz.
- Potraktuj to jako prezent zaręczynowy- i rozebrał się jednak, licząc do dziesięciu, zanim się zanurzył w odmętach toni i tak, wraz z jej słowami usłyszał dźwięk podpływającego rekina, bo zapomniał o czymś tak prozaicznym jak prośba o oddanie przez ojca swojej córki.
Cudownie.
W co on się najlepszego wpakował?
Na jej słowa jednak potrząsnął energicznie głową, fundując jej doprawdy zimny prysznic.
- Nie. Nie będziesz miała kontroli nad dosłownie wszystkim. Pierścionek kupię ci ja i wręczę dopiero przy kolacji- nie sądziła chyba, że da się jej tak ustawić od a do zet? Znała przecież jego upór od czasu wybicia jej mleczaków.
Nephele Delancey-Schuyler
Nie wiedział również jak potoczy się to dalej, ale nie musiał wnikliwie tego analizować, bo to przecież nie tak, że planowali wspólne życie. To miał być zwykły układ i jego wkład w wartość naukową miasteczka, któremu przyda się ktoś tak wszechstronnie wykształcony jak Nephele. Poza tym miał szansę na trochę pogodzić się z rodzicami i choć dalej nie wybaczył swojej matce tego durnego zachowania z jego byłą, coraz częściej uświadamiał sobie, że przynajmniej Claire zasługuje na względny spokój w ich relacjach. Zaręczyny z odpowiednią partią zdecydowanie mogły w tym pomóc, a Alfie właściwie nie miał niczego do stracenia, bo nie poznał jak dotąd kobiety, z którą chciałby się znowu związać.
Wszystkie jego przygody miłosne okazywały się nawet niewypałami tego rodzaju, że zdrowy rozsądek podpowiadał mu, żeby trzymał się z daleka od kobiet i skupił na medycynie. Na pewno to nie przyniesie mu szkody, a pacjenci będą wdzięczni. Posiadanie więc fałszywej żony nie było wcale takim złym pomysłem, o ile tylko oni będą wiedzieć, że to gra.
Poprawka, zwłaszcza, gdy oni będą o tym wiedzieć i nie okaże się nagle, że zaczynają się za bardzo w to angażować.
- Nie wiem czy powinienem pytać, jakie to są rzeczy- uniósł brwi, bo jednak mimo wszystko był zaintrygowany tym, co jej chodzi po głowie i jak będzie wyglądał cały ten proces przeprowadzki. Jak na razie przecież całkiem wygodnie mu się mieszkało w jego nawiedzonym domu u boku Candeli, która awansowała ze znajomej do współlokatorki. Nigdy jednak nie traktował jej jak kobiety, z którą mogłoby go łączyć coś więcej, ale i tak poczuł dziwny zawód na myśl o tym, że przyjdzie mu zostawić to życie.
To kawalerskie i całkiem rozrywkowe życie.
Chyba w tym tkwiło całe sedno tego problemu, bo w pewien sposób wyrzekał się stylu życia, który dopiero zaczął wprowadzać u siebie. Wcześniej były studia, staż, może poważniejsze związki, a teraz dość lekkomyślnie to porzucał na rzecz bycia mężem.
I pewnie przyszłoby mu stchórzyć, ale wystarczył dotyk jej dłoni na klatce piersiowej i ta nagła, duszna atmosfera między nimi, by jednak powziąć decyzję na temat eksplorowania tego. Pewnie prościej byłoby po prostu iść na te kilka randek, a potem po nich się przespać ze sobą, ale oni najwyraźniej nie byli fanami łatwych rozwiązań i zanim zdążył się zorientować, był człowiekiem zaręczonym, który żartuje z żony klęczącej przed mężem.
- Mógłbym powiedzieć to samo o małżonku- i wypuścił głośno powietrze z ust, gdy jej dłoń znalazła się na guziku jego spodni, ale musiałby jej nie znać (a znał od dziecka), by nie wiedzieć, że nie skończy się to seksem. Jeszcze nie teraz i na pewno nie w ten sposób.
Za to kąpiel dość skutecznie studziła jego zmysły i zapędy, bo nawet nie chodziło o czystość wody (przedstawiła mu w końcu certyfikat!), a o myśl, że mimo wszystko będzie zimno, a on wprawdzie był szkockim chłopcem i chłód nie robił na nim wrażenia, ale i tak poczuł lekki dreszcz.
- Potraktuj to jako prezent zaręczynowy- i rozebrał się jednak, licząc do dziesięciu, zanim się zanurzył w odmętach toni i tak, wraz z jej słowami usłyszał dźwięk podpływającego rekina, bo zapomniał o czymś tak prozaicznym jak prośba o oddanie przez ojca swojej córki.
Cudownie.
W co on się najlepszego wpakował?
Na jej słowa jednak potrząsnął energicznie głową, fundując jej doprawdy zimny prysznic.
- Nie. Nie będziesz miała kontroli nad dosłownie wszystkim. Pierścionek kupię ci ja i wręczę dopiero przy kolacji- nie sądziła chyba, że da się jej tak ustawić od a do zet? Znała przecież jego upór od czasu wybicia jej mleczaków.
Nephele Delancey-Schuyler
Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Lista cech odstraszających potencjalnego partnera była przydługa, i nikt nie był tego świadomy bardziej, niż Nephele. Jednocześnie zupełnie się tym nie kłopotała, podłóg śmiesznie przekręconego przez Lowella „jeśli nie zniesie cię, gdy jesteś najgorsza, to bla bla”. Przyjaciel miał rację - wszyscy mogli myśleć, że Monica Geller jest nieznośna i trudna na wielu płaszczyznach, aż pewien Chandler Bing obrócił percepcję wszystkich tych wad w zalety. I zamiast narzekać, że żona nie jest naturalnie spontaniczna, zakochał się w jej poświęceniu, organizacji, pasji. Choć Nephele spisała związki - te nieudawane - na stratę, randkując trzymała się podejścia, że nic na siłę. Jeśli jej usposobienie kogoś drażni, to informacja o tym, że nie są dobrze dopasowani - nie o tym, że ona powinna się zmienić.
Może gdzieś na drugim końcu świata istniał mężczyzna, który właśnie taką kobietą jak ona byłby kompletnie oczarowany.
A może nie - i to też byłoby okej, bo nie uważała się za niekompletną, niepełną połówkę czegoś, którą drugi człowiek musi uzupełnić, by jej życie miało wartość i sens.
Zero romantyzmu.
— Ty, w bokserkach, w wodzie, to mój prezent zaręczynowy? Właśnie kwestionuję swój intelekt, bo zupełnie nie rozumiem, jak wyprowadziłeś ten absurdalny pomysł z tych samych danych które mam ja — odpowiedziała zaczepnie, przekornie - dla sportu, dla zabawy, dla lekkości. To on jej powinien dziękować za to, że pokazała mu swoje ulubione miejsce, iście bajkowy krajobraz i jeszcze zmotywowała, by skorzystał z ochłody w ten morderczy upał. Pewnie można by to było ponownie pociągnąć w dwuznaczną, prowokującą przepychankę o prezencie jego nagości i byciu mokrą w odpowiedzi nań, ale na szczęście obojga zdecydowała obrać się tor zaczepek i uszczypnięć, połączonych z szerokim uśmiechem. To dobrze znali i tym mogli się bawić dość bezpiecznie.
— Poczekaj — aż obrazowo i dla podkreślenia powagi sytuacji, wyciągnęła ku niemu rąsię. Jak w filmach HRowych z lat dziewięćdziesiątych na VHS, gdzie drętwy aktor pokazuje ręczny znak „stop” tłumacząc, jak reagować na przemoc w miejscu pracy. — Chcesz mi kupić drogą biżuterię, żeby mi pokazać, że nie mogę się rządzić? — słysząc własne słowa, nie mogła zapanować nad salwą perlistego śmiechu, która opuściła jej wesołą, dziewczęcą buzię. — To urocze. I gdybym była mądrzejsza, to łatwo bym na to przystała — tak jak te sprytne kobiety, które pozwalały mężczyznom się wyręczać, pozwalały mężczyznom za siebie płacić, pozwalały mężczyznom na wszystkie te rzeczy, które dla pań były wygodne i korzystne, a które Nephele nie przychodziły łatwo.
— Lubię oddawać kontrolę — wyznała, nie brnąc w żadne szczeniackie podteksty. To była szczerość mająca im obojgu rozjaśnić przyszłość układu. — Jeśli komuś ufam, potrafię się tym cieszyć — wyobrażała sobie naprawdę wiele scenariuszy. Od najprostszych, jak partner organizujący weekendowy wypad czy wakacje bez ustalania czegokolwiek z partnerką. Przez te nasycone erotyzmem. Po trudniejsze, jak ważne życiowe decyzje, których z całą swoją zuchwałością nie śmiałaby podjąć sama za dwójkę. Ba, nawet chciała (jeśli już miałaby jakiegoś mieć) żeby jej partner był mądry, by mogła ze spokojem zaufać jego osądowi. — Ale ten pierścionek, Alfie, to… — westchnęła ciężko, sięgając pod wodą po jego dłoń. Tę chwyciła, w ramach znaku pokoju. — Nie kłócę się po to, żeby się kłócić. Ani po to, żeby na siłę „wyszło na moje”. Po prostu źle się czuję z takim drogim prezentem od ciebie. Do ubierania mnie w diamenty nie spieszyli się faceci, którym ja dawałam cały swój czas, i serce, troskę, ciało, najskrytsze sekrety i marzenia. A ty miałbyś to robić, kiedy nie jesteś nawet pewny, czy mnie lubisz?
Bo przecież nie zapominała, że oświadczyny to tylko przedstawienie, które mieli odegrać. Nie deklaracja uczuć.
— To wygląda, jakbym cię wmanewrowała w ten układ, żeby wyłudzać drogie prezenty. Nie jest tak. Wiesz, że nie — podsumowała dość ciężko, zaciskając mocniej palce na jego dłoni.
Tylko dlatego kupiła swój własny pierścionek. Nie oczekiwała, że Alfie włoży w ten JEJ interes choć pół dolara. Jego zgoda była największym podarunkiem.
Alfie Buxton
Może gdzieś na drugim końcu świata istniał mężczyzna, który właśnie taką kobietą jak ona byłby kompletnie oczarowany.
A może nie - i to też byłoby okej, bo nie uważała się za niekompletną, niepełną połówkę czegoś, którą drugi człowiek musi uzupełnić, by jej życie miało wartość i sens.
Zero romantyzmu.
— Ty, w bokserkach, w wodzie, to mój prezent zaręczynowy? Właśnie kwestionuję swój intelekt, bo zupełnie nie rozumiem, jak wyprowadziłeś ten absurdalny pomysł z tych samych danych które mam ja — odpowiedziała zaczepnie, przekornie - dla sportu, dla zabawy, dla lekkości. To on jej powinien dziękować za to, że pokazała mu swoje ulubione miejsce, iście bajkowy krajobraz i jeszcze zmotywowała, by skorzystał z ochłody w ten morderczy upał. Pewnie można by to było ponownie pociągnąć w dwuznaczną, prowokującą przepychankę o prezencie jego nagości i byciu mokrą w odpowiedzi nań, ale na szczęście obojga zdecydowała obrać się tor zaczepek i uszczypnięć, połączonych z szerokim uśmiechem. To dobrze znali i tym mogli się bawić dość bezpiecznie.
— Poczekaj — aż obrazowo i dla podkreślenia powagi sytuacji, wyciągnęła ku niemu rąsię. Jak w filmach HRowych z lat dziewięćdziesiątych na VHS, gdzie drętwy aktor pokazuje ręczny znak „stop” tłumacząc, jak reagować na przemoc w miejscu pracy. — Chcesz mi kupić drogą biżuterię, żeby mi pokazać, że nie mogę się rządzić? — słysząc własne słowa, nie mogła zapanować nad salwą perlistego śmiechu, która opuściła jej wesołą, dziewczęcą buzię. — To urocze. I gdybym była mądrzejsza, to łatwo bym na to przystała — tak jak te sprytne kobiety, które pozwalały mężczyznom się wyręczać, pozwalały mężczyznom za siebie płacić, pozwalały mężczyznom na wszystkie te rzeczy, które dla pań były wygodne i korzystne, a które Nephele nie przychodziły łatwo.
— Lubię oddawać kontrolę — wyznała, nie brnąc w żadne szczeniackie podteksty. To była szczerość mająca im obojgu rozjaśnić przyszłość układu. — Jeśli komuś ufam, potrafię się tym cieszyć — wyobrażała sobie naprawdę wiele scenariuszy. Od najprostszych, jak partner organizujący weekendowy wypad czy wakacje bez ustalania czegokolwiek z partnerką. Przez te nasycone erotyzmem. Po trudniejsze, jak ważne życiowe decyzje, których z całą swoją zuchwałością nie śmiałaby podjąć sama za dwójkę. Ba, nawet chciała (jeśli już miałaby jakiegoś mieć) żeby jej partner był mądry, by mogła ze spokojem zaufać jego osądowi. — Ale ten pierścionek, Alfie, to… — westchnęła ciężko, sięgając pod wodą po jego dłoń. Tę chwyciła, w ramach znaku pokoju. — Nie kłócę się po to, żeby się kłócić. Ani po to, żeby na siłę „wyszło na moje”. Po prostu źle się czuję z takim drogim prezentem od ciebie. Do ubierania mnie w diamenty nie spieszyli się faceci, którym ja dawałam cały swój czas, i serce, troskę, ciało, najskrytsze sekrety i marzenia. A ty miałbyś to robić, kiedy nie jesteś nawet pewny, czy mnie lubisz?
Bo przecież nie zapominała, że oświadczyny to tylko przedstawienie, które mieli odegrać. Nie deklaracja uczuć.
— To wygląda, jakbym cię wmanewrowała w ten układ, żeby wyłudzać drogie prezenty. Nie jest tak. Wiesz, że nie — podsumowała dość ciężko, zaciskając mocniej palce na jego dłoni.
Tylko dlatego kupiła swój własny pierścionek. Nie oczekiwała, że Alfie włoży w ten JEJ interes choć pół dolara. Jego zgoda była największym podarunkiem.
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

Tak naprawdę pod tym względem startowali z dobrego pułapu. Buxton nie był aż tak szaleńczo zakochany w niej (wcale nie był zakochany!), by być ślepym na jej wady. Zauważał je od razu, przez lata nawet był w stanie je odpowiednio skatalogować, bo oczywistym było, że jak kogoś nie darzyło się sympatią to szukało się jego uchybień. Teraz niby miało się to zmienić- w końcu brali ślub- ale to nie tak, że nagle przestanie widzieć to, jaka jest. Miał za to znacznie większą szansę, by te wady właśnie polubić, a przynajmniej na tyle je zaakceptować, żeby nie starać się jej przerobić na jakiś ideał szczęśliwej żonki.
Chyba nie zniósłby, gdyby nagle zarzuciła swoje marzenia o doktoracie i zaczęła spełniać się jako taka tradycyjna pani doktorowa. Jedyne czego wymagał od żony (obecnie, rzecz jasna) to fakt, żeby mimo wszystko móc darzyć ją szacunkiem. Zapewne miłość była piękna, przyjaźń między małżonkami cudowna, ale nie wyobrażał sobie nigdy, że żeni się z kobietą, która nie podziela jego wartości albo go na tyle zawstydza, że kwestionuje ich małżeństwo.
To był dla niego zdecydowanie priorytet, którego zamierzał się trzymać i przy Nephele miał szansę to osiągnąć, nawet jeśli zaczęła sobie bezdusznie z niego drwić.
- Spoko, na urodziny wyskoczę ci z tortu, bo takim typem faceta jestem- parsknął, ale powinna docenić, że mimo wszystko nie bał się wejść z nią do tej wody, niezależnie od jej poziomu czystości. W tej pieprzonej Australii w byle zbiorniku wodnym mogło pływać coś, co ich pożre na śniadanie i wtedy już na zawsze będą razem na tamtym świecie.
Przynajmniej można było wtedy obyć się bez rozwodu. I właściwie bez ślubu, bo doktorat Nephele byłby średnio potrzebny. Same plusy.
Uśmiechnął się jednak zawadiacko do niej i popłynął odpowiednio blisko, by w razie czego strącić ją z powrotem do wody. Nie sądził jednak, że właśnie w tym podłym strumyku (okej, woda była naprawdę czysta) przyjdzie im zaliczyć coś na wzór pierwszej kłótni. Tak właściwie nawet nie był pewien czy to miała być awantura czy może przyjacielskie przekomarzanki, ale na pewno nie chodziło do końca o rodzaj kontroli, jaką miał nad nią mieć przy wyborze pierścionka.
Westchnął.
- Nie sądzisz, że można obyć się bez diamentu i kupić coś skromniejszego?- zauważył, bo przecież nigdy nie był fanem jakiejś ekstrawagancji i pokazywania, że stać ich na więcej niż resztę. Cenił pewien rodzaj prostoty, a odkąd zamieszkał na łodzi, powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że od zawsze żył zbyt beztrosko i nie dawał dobrego przykładu. Jako lekarz chciał to zmienić i dlatego nie zamierzał obdarowywać ją czymś horrendalnie drogim, ale uważał, że tradycja nakazuje, by miała pierścionek właśnie od narzeczonego, a nie na odwrót.
Dlatego westchnął cicho.
- Chodzi mi głównie o to, że chciałbym to zrobić faktycznie wedle tradycji i zachować przynajmniej z niej tyle co właśnie ten pierścionek. Już i tak to wszystko jest dość przytłaczające- zauważył, ale wreszcie machnął ręką.
To były jej udawane zaręczyny, więc niech będzie jak tylko sobie chce.
I pewnie gniewałby się dalej, gdyby nie jej dłoń.
- Nephele, nie możesz… - zaciął się, bo nie wiedział jak to wszystko ująć w odpowiednie słowa. - Gdybym cię nie lubił, nie brałbym z tobą tego lipnego ślubu. To wiem na pewno- spojrzał jej w oczy, żeby miała pewność, że mówi całkiem szczerze, nawet jeśli te całe wydarzenia były dość przytłaczające dla niego. - Po prostu daj mi siebie poznać, a nie traktuj jak kogoś, kto odhaczy te wszystkie twoje rubryczki- parsknął, bo miał na końcu języka tekst, że traktuje go jak swojego ptaszka, ale to dopiero zabrzmiałoby dwuznacznie i całkiem niepoprawnie.
Nephele Delancey-Schuyler
Chyba nie zniósłby, gdyby nagle zarzuciła swoje marzenia o doktoracie i zaczęła spełniać się jako taka tradycyjna pani doktorowa. Jedyne czego wymagał od żony (obecnie, rzecz jasna) to fakt, żeby mimo wszystko móc darzyć ją szacunkiem. Zapewne miłość była piękna, przyjaźń między małżonkami cudowna, ale nie wyobrażał sobie nigdy, że żeni się z kobietą, która nie podziela jego wartości albo go na tyle zawstydza, że kwestionuje ich małżeństwo.
To był dla niego zdecydowanie priorytet, którego zamierzał się trzymać i przy Nephele miał szansę to osiągnąć, nawet jeśli zaczęła sobie bezdusznie z niego drwić.
- Spoko, na urodziny wyskoczę ci z tortu, bo takim typem faceta jestem- parsknął, ale powinna docenić, że mimo wszystko nie bał się wejść z nią do tej wody, niezależnie od jej poziomu czystości. W tej pieprzonej Australii w byle zbiorniku wodnym mogło pływać coś, co ich pożre na śniadanie i wtedy już na zawsze będą razem na tamtym świecie.
Przynajmniej można było wtedy obyć się bez rozwodu. I właściwie bez ślubu, bo doktorat Nephele byłby średnio potrzebny. Same plusy.
Uśmiechnął się jednak zawadiacko do niej i popłynął odpowiednio blisko, by w razie czego strącić ją z powrotem do wody. Nie sądził jednak, że właśnie w tym podłym strumyku (okej, woda była naprawdę czysta) przyjdzie im zaliczyć coś na wzór pierwszej kłótni. Tak właściwie nawet nie był pewien czy to miała być awantura czy może przyjacielskie przekomarzanki, ale na pewno nie chodziło do końca o rodzaj kontroli, jaką miał nad nią mieć przy wyborze pierścionka.
Westchnął.
- Nie sądzisz, że można obyć się bez diamentu i kupić coś skromniejszego?- zauważył, bo przecież nigdy nie był fanem jakiejś ekstrawagancji i pokazywania, że stać ich na więcej niż resztę. Cenił pewien rodzaj prostoty, a odkąd zamieszkał na łodzi, powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że od zawsze żył zbyt beztrosko i nie dawał dobrego przykładu. Jako lekarz chciał to zmienić i dlatego nie zamierzał obdarowywać ją czymś horrendalnie drogim, ale uważał, że tradycja nakazuje, by miała pierścionek właśnie od narzeczonego, a nie na odwrót.
Dlatego westchnął cicho.
- Chodzi mi głównie o to, że chciałbym to zrobić faktycznie wedle tradycji i zachować przynajmniej z niej tyle co właśnie ten pierścionek. Już i tak to wszystko jest dość przytłaczające- zauważył, ale wreszcie machnął ręką.
To były jej udawane zaręczyny, więc niech będzie jak tylko sobie chce.
I pewnie gniewałby się dalej, gdyby nie jej dłoń.
- Nephele, nie możesz… - zaciął się, bo nie wiedział jak to wszystko ująć w odpowiednie słowa. - Gdybym cię nie lubił, nie brałbym z tobą tego lipnego ślubu. To wiem na pewno- spojrzał jej w oczy, żeby miała pewność, że mówi całkiem szczerze, nawet jeśli te całe wydarzenia były dość przytłaczające dla niego. - Po prostu daj mi siebie poznać, a nie traktuj jak kogoś, kto odhaczy te wszystkie twoje rubryczki- parsknął, bo miał na końcu języka tekst, że traktuje go jak swojego ptaszka, ale to dopiero zabrzmiałoby dwuznacznie i całkiem niepoprawnie.
Nephele Delancey-Schuyler
Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Doceniała, że swą awersję do australijskiej fauny i flory pokonał dziś wiele razy. Najpierw wchodząc do lasu, potem wypoczywając nad wodospadem i w strumyku, aż ostatecznie decydując się poślubić ten tropikalny rodzaj modliszki (
przyp. aut.).
Z perspektywy Nephele dyskusja o pierścionku nie była kłótnią, bo ona wcale kłótliwa nie była. Lubiła dyskutować, polemizować, prowadzić przydługie i zbyt przeintelektualizowane momentami argumentacje, ale nic w tym nie było osobistego. Nie próbowała zranić Alfiego odbierając mu tę szansę wyboru pierścionka, ani on nie próbował jej zranić chcąc go wybrać. Więc nie było tu powodu do kłótni, bo intencje po obu stronach były dobre. A reszta była niczym więcej, jak dyskusją właśnie - o tym, jak zaspokoić potrzeby obu stron lub o tym, czyje potrzeby zaspokoją tym razem, a czyje następnym.
— Alfie, moi rodzice oczekują, że pogalopujesz na jednorożcu do Szkocji, gdzie odszukasz pierścionek, który nosiła dumnie na palcu pewna babcia Buxton. W 1650, gdy Oliver Cromwell poprowadził Anglię ku zwycięstwu w bitwie pod Dunbar. Tym lepiej, jeśli dysponujesz anegdotką, według której babcia Buxton odmówiła żołnierzowi wymiany diamentu na swą wolność, gotowa umrzeć, broniąc rodzinnego symbolu piękna i miłości. Chyba nie myślisz, że to ja mam prymitywną potrzebę noszenia wielkiego, drogiego kamienia do lasu? — starała się wyjaśnić to spokojnie, lecz nieunikniona była w tym nuta cynizmu; ten krytyczny głos, odnoszący się pogardliwie do ich pochodzenia i podejścia jej rodziców.
Nikogo właściwie nie interesowało jakiego pierścionka chciała Nephele.
Alfiemu zależało na tym, żeby to on go wybrał.
Rodzicom zależało na tym, żeby był proporcjonalny do klasy wyższej jaką reprezentowali i odzwierciedlał materialnie zaangażowanie kandydata na zięcia.
A Neph? Spędzająca tak dużo czasu w dziczy, nie potrzebowała drogiej biżuterii. Ale nie miała nawet szansy pomyśleć, co jej się podoba, bo kupując rekwizyt numer jeden, szukała takiego którego nie doczepią się państwo Delancey-Schuyler. I to było w tym wszystkim trochę przykre, że nawet nie miała w sobie śladowych ilości tych marzeń o białej sukni i idealnym księciu z bajki, do których miała prawo każda dziewczyna.
— Jesteśmy zaręczeni od kwadransa i już mi mówisz, że czegoś nie mogę — przewróciła oczami, próbując żartobliwą wstawką choć trochę rozluźnić atmosferę. — Dobrze. Nie wiedziałam, że to będzie dla ciebie ważne. Ale jeśli jest, to w porządku. Wybierz pierścionek. I jeśli są inne tradycyjne elementy, na których ci zależy, powiedz mi o tym — zgodziła się, bo dopóki mieli jasność że kupno pierścionka to jego pomysł i jego decyzja - a nie jej oczekiwanie i próba naciągnięcia kolegi - naprawdę nie widziała przeszkód w odpuszczeniu.
Zsunęła się ze skalnej półeczki, puszczając dłoń Alfiego. Korzystając z magii wyporności, łatwo oplotła go nogami w pasie, zaś rękoma za szyją. Z niewyjaśnionych powodów fizyczny dotyk pomagał Nephele zdjąć z siebie część tego przytłoczenia, o którym on sam mówił. Bo może i była przygotowana do tej rozmowy, ale odczuwała emocje jak zwykły śmiertelnik.
— I nie chciałbyś ode mnie usłyszeć, że odhaczasz wszystkie moje rubryczki? — zagaiła przekornie, posyłając mu ten uśmiech chochlika, który zwiastował kłopoty. — To wielka szkoda, bo mogłabym ci powiedzieć, że jesteś zabawny, inteligentny, i niebezpiecznie przystojny, poza tym, że absolutnie niemożliwy, i nieznośny… — zaczepnie kontynuowała swą narrację, gdy krople wody spływały po lśniącej w słońcu skórze z włosów, przez barki, ku obojczykom, zaś paznokcie przyjemnie drapały męski kark.
— Ale skoro chcesz rozmawiać o mnie… — teatralnie rozczarowana jego pomysłem, wzruszyła ramionami. — Odpowiem na trzy pytania. Szczerzej, niż w konfesjonale. Co ty na to?
Wreszcie, całkiem poważna propozycja. Deklaracja chęci, by dać mu to, o co prosił.
Alfie Buxton

Z perspektywy Nephele dyskusja o pierścionku nie była kłótnią, bo ona wcale kłótliwa nie była. Lubiła dyskutować, polemizować, prowadzić przydługie i zbyt przeintelektualizowane momentami argumentacje, ale nic w tym nie było osobistego. Nie próbowała zranić Alfiego odbierając mu tę szansę wyboru pierścionka, ani on nie próbował jej zranić chcąc go wybrać. Więc nie było tu powodu do kłótni, bo intencje po obu stronach były dobre. A reszta była niczym więcej, jak dyskusją właśnie - o tym, jak zaspokoić potrzeby obu stron lub o tym, czyje potrzeby zaspokoją tym razem, a czyje następnym.
— Alfie, moi rodzice oczekują, że pogalopujesz na jednorożcu do Szkocji, gdzie odszukasz pierścionek, który nosiła dumnie na palcu pewna babcia Buxton. W 1650, gdy Oliver Cromwell poprowadził Anglię ku zwycięstwu w bitwie pod Dunbar. Tym lepiej, jeśli dysponujesz anegdotką, według której babcia Buxton odmówiła żołnierzowi wymiany diamentu na swą wolność, gotowa umrzeć, broniąc rodzinnego symbolu piękna i miłości. Chyba nie myślisz, że to ja mam prymitywną potrzebę noszenia wielkiego, drogiego kamienia do lasu? — starała się wyjaśnić to spokojnie, lecz nieunikniona była w tym nuta cynizmu; ten krytyczny głos, odnoszący się pogardliwie do ich pochodzenia i podejścia jej rodziców.
Nikogo właściwie nie interesowało jakiego pierścionka chciała Nephele.
Alfiemu zależało na tym, żeby to on go wybrał.
Rodzicom zależało na tym, żeby był proporcjonalny do klasy wyższej jaką reprezentowali i odzwierciedlał materialnie zaangażowanie kandydata na zięcia.
A Neph? Spędzająca tak dużo czasu w dziczy, nie potrzebowała drogiej biżuterii. Ale nie miała nawet szansy pomyśleć, co jej się podoba, bo kupując rekwizyt numer jeden, szukała takiego którego nie doczepią się państwo Delancey-Schuyler. I to było w tym wszystkim trochę przykre, że nawet nie miała w sobie śladowych ilości tych marzeń o białej sukni i idealnym księciu z bajki, do których miała prawo każda dziewczyna.
— Jesteśmy zaręczeni od kwadransa i już mi mówisz, że czegoś nie mogę — przewróciła oczami, próbując żartobliwą wstawką choć trochę rozluźnić atmosferę. — Dobrze. Nie wiedziałam, że to będzie dla ciebie ważne. Ale jeśli jest, to w porządku. Wybierz pierścionek. I jeśli są inne tradycyjne elementy, na których ci zależy, powiedz mi o tym — zgodziła się, bo dopóki mieli jasność że kupno pierścionka to jego pomysł i jego decyzja - a nie jej oczekiwanie i próba naciągnięcia kolegi - naprawdę nie widziała przeszkód w odpuszczeniu.
Zsunęła się ze skalnej półeczki, puszczając dłoń Alfiego. Korzystając z magii wyporności, łatwo oplotła go nogami w pasie, zaś rękoma za szyją. Z niewyjaśnionych powodów fizyczny dotyk pomagał Nephele zdjąć z siebie część tego przytłoczenia, o którym on sam mówił. Bo może i była przygotowana do tej rozmowy, ale odczuwała emocje jak zwykły śmiertelnik.
— I nie chciałbyś ode mnie usłyszeć, że odhaczasz wszystkie moje rubryczki? — zagaiła przekornie, posyłając mu ten uśmiech chochlika, który zwiastował kłopoty. — To wielka szkoda, bo mogłabym ci powiedzieć, że jesteś zabawny, inteligentny, i niebezpiecznie przystojny, poza tym, że absolutnie niemożliwy, i nieznośny… — zaczepnie kontynuowała swą narrację, gdy krople wody spływały po lśniącej w słońcu skórze z włosów, przez barki, ku obojczykom, zaś paznokcie przyjemnie drapały męski kark.
— Ale skoro chcesz rozmawiać o mnie… — teatralnie rozczarowana jego pomysłem, wzruszyła ramionami. — Odpowiem na trzy pytania. Szczerzej, niż w konfesjonale. Co ty na to?
Wreszcie, całkiem poważna propozycja. Deklaracja chęci, by dać mu to, o co prosił.
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

Tak, tyle co wiedział o modliszkach to fakt, że urywają partnerom głowy po kopulacji (albo zjadają?), więc chyba w jego interesie było, by nie dążyć do prędkiego skonsumowania tego związku. Albo przynajmniej dobrze karmić swoją modliszkę, by nie zamarzyło się jej kiedyś potraktowanie go w ten sposób. Jasnym było jednak (i całkiem poważnie), że jakoś dziwnie zależało mu na Nephele. Inaczej nie chciałby tego całego przedstawienia ze ślubem, a już zdecydowanie nie wiązałby się z nią na trzy lata. Nie wyobrażał sobie przecież sytuacji, że poznaje dziewczynę i zupełnie nonszalancko jej zdradza, że ma żonę i że musi wcześniej wyjść, by zjeść z nią śniadanie.
Dla niego to małżeństwo tak czy siak wiązało się z pewnym zobowiązaniem.
- Doceniam to, że wiesz, czym w ogóle była bitwa pod Dunbar- uśmiechnął się lekko - ale myślę, że twoją matkę uwiódłbym bardziej opowieścią o jakobitach, bo na fali jest Outlander- parsknął. Sam wprawdzie nie wyglądał na rodowitego Szkota, ale dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Ani tak naprawdę fakt, że będzie musiał popisać się przed jej rodzicami i zdobyć jej rękę.
Można było rzec, że już miał doświadczenie w tym zakresie, choć akurat to były zupełnie inne okoliczności. Przy rodzicach Reginy wyszło to bardziej naturalnie, teraz był obcym człowiekiem, który miał oświadczyć się ich córce.
Dlatego też zrobił krok w tył (tylko metaforycznie) i odetchnął głęboko.
- Przyjmijmy, że do tych oficjalnych oświadczyn wezmę to, co kupiłaś i zrobimy to w ten sposób. Potem zaś wybierzemy sami coś dla ciebie. Nie musi być pierścionek, jeśli mniej zawadza ci wisiorek albo kolczyki, kupimy właśnie ten rodzaj biżuterii. Coś w czym ty będziesz się czuła dobrze, bo ja obrączki nosić nie będę ze względu na zawód- chyba nie musiał jej tłumaczyć, że tak naprawdę nie mógł mieć na dłoniach niczego, bo nikt nie chciał potem dowiadywać się, że ma w narządach wewnętrznych złoto. Słyszał o takich historiach i nie bez powodu obowiązywały ich pewne standardy chirurgiczne.
- Co do reszty tradycji, podejrzewam, że weźmiemy ślub cywilny, prawda?- żadne z nich nie chciało przecież potem przed Bogiem- istniejącym bądź nie- tłumaczyć się z przebiegu swojego rozwodu i zawarcia małżeństwa potem z kimś innym. Wiadomo, że pewnie zapyta o cudzołóstwo, ale z tego akurat jakoś wybrną.
Poza tym, Boże, jak on miał się opanować, gdy ona tak ufnie otulała go swoimi nogami, a on nadal był mężczyzną i to na dodatek, bardzo nieodpornym na kobiece wdzięki.
I do jasnej cholery, ta kobieta miała zostać jego żoną, więc nie mógł powstrzymać naturalnej chęci zaopiekowania się nią. Na pewno o to chodziło, a nie o komplementy, które mile łechtały jego ego i sugerowały, że mogliby świętować zaręczyny w bardziej tradycyjny dla par sposób.
Kilka randek, kilka randek, dobrze, że woda była cudownie chłodna i orzeźwiająca, bo to kilka randek zamieniłoby się w już teraz, natychmiast.
- I jestem zafiksowanym na punkcie higieny pracoholikiem, który obecnie ma trudności z uwagą, bo śmiało ją kradniesz- on też nie był taki święty, bo wreszcie delikatnie przesunął swoje dłonie nisko, na jej plecy i spojrzał jej prosto w oczy.
- Pytanie pierwsze: co zawsze chciałaś zrobić w łóżku, a nigdy nie było ci to dane? Zbieram informacje na noc poślubną- mrugnął do niej oczkiem, pewnie kolejne dwa pytania będą poważniejsze, ale to pierwsze sprowokowała ona sama.
Nephele Delancey-Schuyler
Dla niego to małżeństwo tak czy siak wiązało się z pewnym zobowiązaniem.
- Doceniam to, że wiesz, czym w ogóle była bitwa pod Dunbar- uśmiechnął się lekko - ale myślę, że twoją matkę uwiódłbym bardziej opowieścią o jakobitach, bo na fali jest Outlander- parsknął. Sam wprawdzie nie wyglądał na rodowitego Szkota, ale dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Ani tak naprawdę fakt, że będzie musiał popisać się przed jej rodzicami i zdobyć jej rękę.
Można było rzec, że już miał doświadczenie w tym zakresie, choć akurat to były zupełnie inne okoliczności. Przy rodzicach Reginy wyszło to bardziej naturalnie, teraz był obcym człowiekiem, który miał oświadczyć się ich córce.
Dlatego też zrobił krok w tył (tylko metaforycznie) i odetchnął głęboko.
- Przyjmijmy, że do tych oficjalnych oświadczyn wezmę to, co kupiłaś i zrobimy to w ten sposób. Potem zaś wybierzemy sami coś dla ciebie. Nie musi być pierścionek, jeśli mniej zawadza ci wisiorek albo kolczyki, kupimy właśnie ten rodzaj biżuterii. Coś w czym ty będziesz się czuła dobrze, bo ja obrączki nosić nie będę ze względu na zawód- chyba nie musiał jej tłumaczyć, że tak naprawdę nie mógł mieć na dłoniach niczego, bo nikt nie chciał potem dowiadywać się, że ma w narządach wewnętrznych złoto. Słyszał o takich historiach i nie bez powodu obowiązywały ich pewne standardy chirurgiczne.
- Co do reszty tradycji, podejrzewam, że weźmiemy ślub cywilny, prawda?- żadne z nich nie chciało przecież potem przed Bogiem- istniejącym bądź nie- tłumaczyć się z przebiegu swojego rozwodu i zawarcia małżeństwa potem z kimś innym. Wiadomo, że pewnie zapyta o cudzołóstwo, ale z tego akurat jakoś wybrną.
Poza tym, Boże, jak on miał się opanować, gdy ona tak ufnie otulała go swoimi nogami, a on nadal był mężczyzną i to na dodatek, bardzo nieodpornym na kobiece wdzięki.
I do jasnej cholery, ta kobieta miała zostać jego żoną, więc nie mógł powstrzymać naturalnej chęci zaopiekowania się nią. Na pewno o to chodziło, a nie o komplementy, które mile łechtały jego ego i sugerowały, że mogliby świętować zaręczyny w bardziej tradycyjny dla par sposób.
Kilka randek, kilka randek, dobrze, że woda była cudownie chłodna i orzeźwiająca, bo to kilka randek zamieniłoby się w już teraz, natychmiast.
- I jestem zafiksowanym na punkcie higieny pracoholikiem, który obecnie ma trudności z uwagą, bo śmiało ją kradniesz- on też nie był taki święty, bo wreszcie delikatnie przesunął swoje dłonie nisko, na jej plecy i spojrzał jej prosto w oczy.
- Pytanie pierwsze: co zawsze chciałaś zrobić w łóżku, a nigdy nie było ci to dane? Zbieram informacje na noc poślubną- mrugnął do niej oczkiem, pewnie kolejne dwa pytania będą poważniejsze, ale to pierwsze sprowokowała ona sama.
Nephele Delancey-Schuyler
Badaczka bioróżnorodności i ochrony gatunkowej
w Tingaree / University of Queensland
175 cm
25 yo


about me
ja nie chcę wiele, ale nie mniej niż wszystko:
Ciebie i zieleń
Ciebie i zieleń

Alfie zaproponował dziewczęciu bardzo zgrabny kompromis, na który mogła przystać z entuzjazmem i wdzięcznością, że współpracował.
— Brzmi dobrze. Poza jednym. Oczywiście, że będziesz nosił obrączkę — zaprotestowała. Część była powodem strategicznym - nie chciała słuchać od ich znajomych i rodzin, że ten Alfie to jej nigdy nie kochał (w sumie prawda na stan obecny) i pewnie chciał udawać singla. Część powodem zdecydowanie osobowościowym, bo nikt nie kupiłby tego, że prawdziwa Nephele prawdziwie pozwoliła prawdziwemu mężowi nie nosić obrączki. Musiała działać zgodnie z charakterem z jakiego była znana. — W pracy nie musisz. Ściąganie przy tysięcznym myciu rąk i pamiętanie, żeby zabrać z blatu w 30 godzinny dyżur - zgadzam się, upierdliwe. Ale po pracy nic nie stoi na przeszkodzie.
Właściwie mogłaby się uczepić tego, że nie wszystkie dni są operacyjne i że tutaj można by było wejść w szczegóły kiedy w pracy nie będzie jej nosił, ale niech zna łaskę, odpuściła. Taka dobra kobieta mu się trafiła, jeszcze wiedząc jak pacjentki rwą lekarzy, a ona do niego z pełnym zaufaniem!!! SKARB.
— Na cywilnym się skończy, oczywiście, ale najpierw ustalisz z moimi rodzicami kościelny. Ja zrobię awanturę, że wykluczone. Będziemy się o to szarpać rodzinnie przez miesiąc czy dwa. Potem ty pójdziesz do mojego ojca i powiesz: pokochałem kobietę z charakterem i własnym zdaniem, więc nie chcę zaczynać małżeństwa od odbierania jej głosu. Będziesz bohaterem, który ustąpił, a ja jędzą, która postawiła na swoim. Czyli w porządku, bo po mnie rodzice dokładnie tego się spodziewają, a ty zyskasz dodatkowe punkty sympatii — przedstawiła mu ten plan z niebywałą lekkością, jak gdyby i ten wątek przyniosła na spotkanie skrzętnie opracowany. Lecz nie - odpowiedź była spontaniczna, ale rozwiązanie w moment wyrysowało się przed nią jako jedyne słuszne. W końcu nie zawsze chodziło tylko o cel - w ich przypadku ogromne znaczenie miało to, którą drogą do niego dotrą.
Zaśmiała się cicho, zgadzając w pełni z oskarżeniem. Można jej było przylepić dożywocie za tę zbrodnię, bo nie odczuwała ani grama skruchy, iż Alfie troszkę gubił koncentrację w objęciach jej drobnej sylwetki. To dobrze zwiastowało układowi, na który się tak szczegółowo dzisiaj umawiali.
— Nie wierzę, że mi to zrobiłeś. Jesteś bezlitosny — burknęła, niby speszona i trochę nadąsana, że wykorzystał tak sprytnie daną mu szansę - ale faktycznie dojrzeć mógł na jej polikach dorodny rumieniec. Tego się nie spodziewała. Może pytania, czy kiedyś wrzuciła mu ślimaka z piaskownicy do picia podczas jednych z ich utarć! Ale nie tego.
Wzięła głęboki wdech.
Alfie Buxton
— Brzmi dobrze. Poza jednym. Oczywiście, że będziesz nosił obrączkę — zaprotestowała. Część była powodem strategicznym - nie chciała słuchać od ich znajomych i rodzin, że ten Alfie to jej nigdy nie kochał (w sumie prawda na stan obecny) i pewnie chciał udawać singla. Część powodem zdecydowanie osobowościowym, bo nikt nie kupiłby tego, że prawdziwa Nephele prawdziwie pozwoliła prawdziwemu mężowi nie nosić obrączki. Musiała działać zgodnie z charakterem z jakiego była znana. — W pracy nie musisz. Ściąganie przy tysięcznym myciu rąk i pamiętanie, żeby zabrać z blatu w 30 godzinny dyżur - zgadzam się, upierdliwe. Ale po pracy nic nie stoi na przeszkodzie.
Właściwie mogłaby się uczepić tego, że nie wszystkie dni są operacyjne i że tutaj można by było wejść w szczegóły kiedy w pracy nie będzie jej nosił, ale niech zna łaskę, odpuściła. Taka dobra kobieta mu się trafiła, jeszcze wiedząc jak pacjentki rwą lekarzy, a ona do niego z pełnym zaufaniem!!! SKARB.
— Na cywilnym się skończy, oczywiście, ale najpierw ustalisz z moimi rodzicami kościelny. Ja zrobię awanturę, że wykluczone. Będziemy się o to szarpać rodzinnie przez miesiąc czy dwa. Potem ty pójdziesz do mojego ojca i powiesz: pokochałem kobietę z charakterem i własnym zdaniem, więc nie chcę zaczynać małżeństwa od odbierania jej głosu. Będziesz bohaterem, który ustąpił, a ja jędzą, która postawiła na swoim. Czyli w porządku, bo po mnie rodzice dokładnie tego się spodziewają, a ty zyskasz dodatkowe punkty sympatii — przedstawiła mu ten plan z niebywałą lekkością, jak gdyby i ten wątek przyniosła na spotkanie skrzętnie opracowany. Lecz nie - odpowiedź była spontaniczna, ale rozwiązanie w moment wyrysowało się przed nią jako jedyne słuszne. W końcu nie zawsze chodziło tylko o cel - w ich przypadku ogromne znaczenie miało to, którą drogą do niego dotrą.
Zaśmiała się cicho, zgadzając w pełni z oskarżeniem. Można jej było przylepić dożywocie za tę zbrodnię, bo nie odczuwała ani grama skruchy, iż Alfie troszkę gubił koncentrację w objęciach jej drobnej sylwetki. To dobrze zwiastowało układowi, na który się tak szczegółowo dzisiaj umawiali.
— Nie wierzę, że mi to zrobiłeś. Jesteś bezlitosny — burknęła, niby speszona i trochę nadąsana, że wykorzystał tak sprytnie daną mu szansę - ale faktycznie dojrzeć mógł na jej polikach dorodny rumieniec. Tego się nie spodziewała. Może pytania, czy kiedyś wrzuciła mu ślimaka z piaskownicy do picia podczas jednych z ich utarć! Ale nie tego.
Wzięła głęboki wdech.
- Ukryta treść
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Alfie Buxton


about me
szkocki lord, który podzielił swoje serce na trzy części, oddaje się żonie, medycynie oraz wychowaniu swojego szczura na porządnego gryzonia

trigger warning
post może zawierać treści erotyczne
A tak poważnie pozostało mu tylko skinąć głową.
- Zdajesz sobie sprawę, że ja głównie w pracy siedzę?- uściślił jednak, bo tych chwil, gdy będzie wolnym skrzatem, będzie naprawdę niewiele. Nic dziwnego, że większość lekarzy na swoje drugie połówki wybierała osoby związane z tym zawodem, bo wtedy istniał chociaż cień szansy, że zobaczą się między dyżurami. Tutaj raczej tak nie będzie, ale mógł przystać na to noszenie obrączki w te rzadkie dni bez szpitala na głowie.
Właściwie to był tylko krążek i to na dodatek dający z jednej strony ostrzeżenie, a z drugiej… Alfie sam wiedział, że istnieją kobiety, dla których będzie to typowy wabik. Nie chciał jednak używać tego argumentu, bo przecież ich małżeństwo i tak nie miało nie być prawdziwe.
Zaśmiał się jednak, gdy Nephele przedstawiła mu scenariusz potyczki rodzinnej o ślub cywilny.
- Ty serio sobie już to wszystko rozpisałaś?- dopytał zaskoczony jak diabli, bo faktycznie zachowywała się zupełnie tak jakby przewidziała absolutnie wszystko i z jednej strony to było przerażające, a z drugiej, zaczął sobie uzmysławiać, że jeśli zabije kogoś to będzie jego wzorowym alibi i od razu przedstawi mu drogę wyjścia z sytuacji, co robiło z niej naprawdę dobrą żonę. - Mam tylko jedno pytanie. Ty naprawdę myślisz, że jak roztoczysz przed nimi wizję naszej wielkiej i pięknej miłości to nie będą potem zdruzgotani naszym rozwodem? Złamiesz im tym serce- nieco się z nią droczył, ale przecież może powinni raczej iść w stronę tego, że od początku byli kiepsko dobrani i dlatego im nie wyszło.
Albo czekali z seksem do ślubu i wyszły z tego takie kwiatki.
Nie mógł myśleć za trzeźwo, gdy tak bezwstydnie otulała go swoimi nogami, a ich tematy jakoś naturalnie (tak, tak) zahaczyły bardziej o strefę seksualności. Mógł jej powiedzieć, że to podstawa dobrego i zdrowego małżeństwa, ale przecież nie po to brali ze sobą ślub, więc należało to zwalić na czystą ciekawość i to taką, która podsuwała mu coraz bardziej odważne obrazki.
- Ukryta treść
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
Nephele Delancey-Schuyler