about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
Wiedział, że byłoby im lżej, gdyby w końcu się na siebie otworzyli, jednak w obliczu tego, w jakiej sytuacji się znaleźli, nie było to wcale takie proste. Otis nie wiedział, czy w innych okolicznościach nie udałoby mu się jej polubić. Niewykluczone, że gdyby po powrocie do domu dali sobie trochę więcej czasu, a Sally zaprosiłaby Sailor z mężem na kolację, ich dwójka znalazłaby wspólny język, którego teraz brakowało im głównie dlatego, że Otis nie chciał dopuścić do tego, by runął mur, który wokół siebie wybudował. Za wszelką cenę wzbraniał się przed choćby minimalnym zaangażowaniem, jak gdyby obawiał się, że w ten sposób postawi kreskę na własnym małżeństwie. Zachowywał się ciut irracjonalnie, a wszystko to dlatego, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Nie wiedział, w jaki sposób rozdać karty, aby niczego nie spieprzyć, a jednocześnie zadbać o to, aby codzienność w towarzystwie Sailor była chociaż trochę przyjemniejsza. Ostatecznie uznał więc, że da tej relacji szansę, jednak nie na takich zasadach, jakich mogła oczekiwać od niego żona. W udawanie szczęśliwego małżeństwa nadal nie zamierzał się bawić - nie wtedy, kiedy zostawali sam na sam.
- Powinnaś żałować. Nie ma nic bardziej relaksującego, niż możliwość wypłynięcia na jezioro z wędką w dłoniach - wyjaśnił, lekko wzruszając ramionami. Sam rzeczywiście postrzegał to w ten sposób, choć nie znaczy to wcale, że i ona musiała. Otis uwielbiał tego rodzaju rekreację, ponieważ dla niego wiązała się z wyjątkowo przyjemnymi wspomnieniami - takimi, do których naprawdę chciało się wracać. Teraz, kiedy ponownie znalazł się w tak bliskim mu miejscu, odczuł to jakby ze zdwojoną siłą.
Nie zamierzał jej przeszkadzać, kiedy przymierzała się do wejścia do wody. Sam na razie z niczym nie planował się spieszyć, dlatego zajął się rozłożeniem koca, a później ściągnął z siebie koszulkę, którą wcisnął do niewielkiego plecaka. Nie chcąc zbytnio naruszać jej prywatności, jedynie przelotnie omiótł ją spojrzeniem, kiedy ściągała z siebie kolejne warstwy, zaraz więcej uwagi poświęcając książkę, którą wyciągnął spośród przyniesionych przez siebie rzeczy. - Nie mogę tego obiecać, ale przyrzekam, że jeśli zobaczę w okolicy aligatora, na pewno ci o tym powiem - odparł pół żartem, ponieważ wcale nie uważał, że mogło im w tym miejscu cokolwiek grozić. Za młodu bywał tu naprawdę często i nigdy nie wydarzyło się nic, czym musiałby się martwić. - No, na co czekasz? - zapytał, przyglądając się temu, jak ostrożna była podczas wchodzenia do wody. Wydawało mu się chyba, że skoro zawodowo zajmowała się pływaniem, nie powinna mieć z tym najmniejszego problemu, jednak może miało to coś wspólnego z faktem, że znajdowali się w miejscu, którego nie znała. Na pogodę ostatecznie nie mogli przecież narzekać.
- Powinnaś żałować. Nie ma nic bardziej relaksującego, niż możliwość wypłynięcia na jezioro z wędką w dłoniach - wyjaśnił, lekko wzruszając ramionami. Sam rzeczywiście postrzegał to w ten sposób, choć nie znaczy to wcale, że i ona musiała. Otis uwielbiał tego rodzaju rekreację, ponieważ dla niego wiązała się z wyjątkowo przyjemnymi wspomnieniami - takimi, do których naprawdę chciało się wracać. Teraz, kiedy ponownie znalazł się w tak bliskim mu miejscu, odczuł to jakby ze zdwojoną siłą.
Nie zamierzał jej przeszkadzać, kiedy przymierzała się do wejścia do wody. Sam na razie z niczym nie planował się spieszyć, dlatego zajął się rozłożeniem koca, a później ściągnął z siebie koszulkę, którą wcisnął do niewielkiego plecaka. Nie chcąc zbytnio naruszać jej prywatności, jedynie przelotnie omiótł ją spojrzeniem, kiedy ściągała z siebie kolejne warstwy, zaraz więcej uwagi poświęcając książkę, którą wyciągnął spośród przyniesionych przez siebie rzeczy. - Nie mogę tego obiecać, ale przyrzekam, że jeśli zobaczę w okolicy aligatora, na pewno ci o tym powiem - odparł pół żartem, ponieważ wcale nie uważał, że mogło im w tym miejscu cokolwiek grozić. Za młodu bywał tu naprawdę często i nigdy nie wydarzyło się nic, czym musiałby się martwić. - No, na co czekasz? - zapytał, przyglądając się temu, jak ostrożna była podczas wchodzenia do wody. Wydawało mu się chyba, że skoro zawodowo zajmowała się pływaniem, nie powinna mieć z tym najmniejszego problemu, jednak może miało to coś wspólnego z faktem, że znajdowali się w miejscu, którego nie znała. Na pogodę ostatecznie nie mogli przecież narzekać.
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
Sytuacja była dla nich nowa, więc dziwnego, że nie traktowali przyjazdu do Lorne jak półkolonii, na których mieszkali pod jednym dachem i korzystali ze swobody. Dziewczyna wcale nie potrzebowała spędzać urlopu z dala od małżonka i naprawdę ciężko znosiła tę rozłąkę, więc przez pierwsze dni w ogóle nie siliła się na rozmowę czy wspólne spędzanie czasu ale ile tygodni/miesięcy mogła spędzić samotnie w pokoju gościnnym? Docierało do niej, że to była jej nowa rzeczywistość i mogła się zwyczajnie poddać, zamartwiając się w sypialni bądź wyjść z tego cholernego domu i spróbować produktywnie wykorzystać ten czas. Wybrała opcję numer dwa i naprawdę cieszyła się na wspólny wypad w zupełnie nowe miejsce.
— Nie jestem do końca pewna czy relaksowałoby mnie takie kilkugodzinne wpatrywanie się w wędkę. Zwłaszcza, że nie skrzywdziłabym żadnej rybki — wzdrygnęła się, bo choć uwielbiała rybne potrawy, nie potrafiłaby skrzywdzić ż a d n e g o zwierzęcia; kurczaka też jadła ale nie oznaczało to, że będzie na niego polować, prawda? Wiedziała jednak, że faceci traktowali tę aktywność trochę inaczej. — Możemy tego spróbować następnym razem, o ile posiadasz łódź i pozwolisz mi wypuszczać każda, złapaną na haczyk rybę. Oczywiście, o ile jakąkolwiek złowię ale jestem dobrej myśli. Rywalizacja mnie napędza — zachichotała, dochodząc do wniosku, że co miała do stracenia? Przynajmniej nauczy się czegoś nowego i aktywnie spędzi czas na powietrzu. Może będzie mogła pochwalić się Joelowi swoimi świeżo nabytymi zdolnościami?
— Świetnie, teraz mi lepiej — uniosła brew i pokręciła głowa rozbawiona. Nie brała pod uwagę aligatorów ale wystarczyłby wąż w zaroślach lub pająk by spanikowana wybiegła z sadzawki i wróciła pół noga do auta. Gdy o tym myślała, opuszczała ją chęć popływania, jednak nie chciała wyjść na tchórza! — Jest zimna. Myślisz, że pływakom nie bywa z i m n o? — zaśmiała się i zanurzyła jedną stopę, a po niej następną. Dłonie zacisnęła w pięści i zaczęła ostrożnie wchodzić głębiej, pozwalając na to by woda chłodziła jej ciało. W końcu rzuciła się nią, by przerwać powolne znęcanie się nad sobą i krzyknęła pod ekscytowana. Zanurkowała i wynurzyła się z wody dopiero po kilku sekundach, odgarniając do tyłu ociekające wodą włosy. — A ty? Zamierzasz stróżować na tym kocu przez resztę dnia? Nie martw się, jeśli zobaczę aligatora, na pewno ci o tym powiem — zaśmiała się, utrzymując się na powierzchni.
Otis Dunham
— Nie jestem do końca pewna czy relaksowałoby mnie takie kilkugodzinne wpatrywanie się w wędkę. Zwłaszcza, że nie skrzywdziłabym żadnej rybki — wzdrygnęła się, bo choć uwielbiała rybne potrawy, nie potrafiłaby skrzywdzić ż a d n e g o zwierzęcia; kurczaka też jadła ale nie oznaczało to, że będzie na niego polować, prawda? Wiedziała jednak, że faceci traktowali tę aktywność trochę inaczej. — Możemy tego spróbować następnym razem, o ile posiadasz łódź i pozwolisz mi wypuszczać każda, złapaną na haczyk rybę. Oczywiście, o ile jakąkolwiek złowię ale jestem dobrej myśli. Rywalizacja mnie napędza — zachichotała, dochodząc do wniosku, że co miała do stracenia? Przynajmniej nauczy się czegoś nowego i aktywnie spędzi czas na powietrzu. Może będzie mogła pochwalić się Joelowi swoimi świeżo nabytymi zdolnościami?
— Świetnie, teraz mi lepiej — uniosła brew i pokręciła głowa rozbawiona. Nie brała pod uwagę aligatorów ale wystarczyłby wąż w zaroślach lub pająk by spanikowana wybiegła z sadzawki i wróciła pół noga do auta. Gdy o tym myślała, opuszczała ją chęć popływania, jednak nie chciała wyjść na tchórza! — Jest zimna. Myślisz, że pływakom nie bywa z i m n o? — zaśmiała się i zanurzyła jedną stopę, a po niej następną. Dłonie zacisnęła w pięści i zaczęła ostrożnie wchodzić głębiej, pozwalając na to by woda chłodziła jej ciało. W końcu rzuciła się nią, by przerwać powolne znęcanie się nad sobą i krzyknęła pod ekscytowana. Zanurkowała i wynurzyła się z wody dopiero po kilku sekundach, odgarniając do tyłu ociekające wodą włosy. — A ty? Zamierzasz stróżować na tym kocu przez resztę dnia? Nie martw się, jeśli zobaczę aligatora, na pewno ci o tym powiem — zaśmiała się, utrzymując się na powierzchni.
Otis Dunham
about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
Dość naiwnie łudził się, że jakoś to przeboleją. Wmawiał sobie, że wyrazi zgodę na to dziwne doświadczenie, aby jego żona była usatysfakcjonowana, a później jakoś wytrzyma kolejne miesiące i po powrocie do Sydney będą mogli powiedzieć sobie, jak wielka była to pomyłka. Kiedy jednak doszło do realizacji tego planu, Otis zdał sobie sprawę z tego, że wcale nie potrzebuje więcej czasu, aby być w stanie stwierdzić, że ta zamiana nie była dla niego. Mógł powiedzieć to już teraz, jednak ogromnie martwił go fakt, że najwyraźniej nie popierała tego jego żona, która od czasu wyjazdu nie odezwała się do niego ani słowem. Nie tak miało to wyglądać, a chociaż niemożliwie go to frustrowało, nie zamierzał wywiesić białej flagi. Miał zamiar wytrwać w tym postanowieniu, a żeby było mu choć trochę łatwiej, musiał dać szansę Sailor. Nie na zasadach, których można by oczekiwać od takiej relacji, ale tak po prostu, jak koleżance… Zważywszy na to, w jakiej sytuacji się znaleźli, powinni być w stanie nawiązać nić porozumienia, prawda?
- W porządku. Powiedzmy, że jestem skłonny to rozważyć, chociaż najpierw przydałby ci się trening na sucho - tym bardziej, jeśli miałby pożyczyć jej którąkolwiek z własnych wędek, których zniszczenia wolałby uniknąć. Jak na rasowego wędkarza przystało, postrzegał je jako swój skarb - trochę tak, jak czarodziej własną różdżkę. Nie przeżyłby, gdyby którejś coś się stało. Ale, jak widać, otwarty był na możliwość dalszego spędzania razem czasu. Może jednak niekoniecznie w wodzie, dlatego pozostał na miękkim kocu, na którym wyciągnął się razem z książką. A chociaż ta już od dłuższej chwili spoczywała w jego dłoniach, na razie nie zdecydował się na przejrzenie jej stron. Przynajmniej nie do czasu, aż Sailor zniknęła pod powierzchnią wody na krótko po tym, jak on bezradnie wzruszył ramionami. Otworzył więc książkę na losowej stronie, ale już chwilę później za sprawą słów dziewczyny to na nią przeniósł swoją uwagę. - Bez obaw, mam coś do obrony - stwierdził, po czym uniósł książkę do góry i lekko zamachał nią w powietrzu. - Chociaż trochę byłoby mi jej szkoda, jest szalenie ciekawa. Wiedziałaś na przykład, że za kowbojskich czasów niektórzy pisali książki na skórach kangurów? I pisali je krwią - dodał, a chociaż z byciem szalenie ciekawą trochę przesadzał, ten konkretny fakt uważał za niezwykle fascynujący. Domyślał się jednak, że z Sailor może być inaczej, skoro w kwestii zwierząt była z niej taka pacyfistka. Aby było jasne, on także nie popierał ich krzywdy, jednak doskonale wiedział, że natura rządzi się swoimi prawami i na pewne rzeczy po prostu nie ma rady.
- W porządku. Powiedzmy, że jestem skłonny to rozważyć, chociaż najpierw przydałby ci się trening na sucho - tym bardziej, jeśli miałby pożyczyć jej którąkolwiek z własnych wędek, których zniszczenia wolałby uniknąć. Jak na rasowego wędkarza przystało, postrzegał je jako swój skarb - trochę tak, jak czarodziej własną różdżkę. Nie przeżyłby, gdyby którejś coś się stało. Ale, jak widać, otwarty był na możliwość dalszego spędzania razem czasu. Może jednak niekoniecznie w wodzie, dlatego pozostał na miękkim kocu, na którym wyciągnął się razem z książką. A chociaż ta już od dłuższej chwili spoczywała w jego dłoniach, na razie nie zdecydował się na przejrzenie jej stron. Przynajmniej nie do czasu, aż Sailor zniknęła pod powierzchnią wody na krótko po tym, jak on bezradnie wzruszył ramionami. Otworzył więc książkę na losowej stronie, ale już chwilę później za sprawą słów dziewczyny to na nią przeniósł swoją uwagę. - Bez obaw, mam coś do obrony - stwierdził, po czym uniósł książkę do góry i lekko zamachał nią w powietrzu. - Chociaż trochę byłoby mi jej szkoda, jest szalenie ciekawa. Wiedziałaś na przykład, że za kowbojskich czasów niektórzy pisali książki na skórach kangurów? I pisali je krwią - dodał, a chociaż z byciem szalenie ciekawą trochę przesadzał, ten konkretny fakt uważał za niezwykle fascynujący. Domyślał się jednak, że z Sailor może być inaczej, skoro w kwestii zwierząt była z niej taka pacyfistka. Aby było jasne, on także nie popierał ich krzywdy, jednak doskonale wiedział, że natura rządzi się swoimi prawami i na pewne rzeczy po prostu nie ma rady.
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
— Najlepiej w jakimś odosobnionym miejscu bym nie uszła za dziwaczkę, która macha wędką na prawo i lewo, gdy w pobliżu nie ma żadnej wody — prychnęła, wyobrażając sobie cały ten obrazek. Wędkowanie wydawało jej się pozornie proste ale doskonale wiedziała, że sztuka polegała na znajomości przynęt i różnych taktykach, które zdaniem wędkarzy zwiększały szanse na dobry połów. Nie spodziewała się raczej przedniej zabawy, bo siedzenie z wędką wydawało jej się strasznie nużące ale uznała, że warto uczyć się nowych rzeczy i poszerzać swoje horyzonty. I tak, ostatnia rzeczą, której chciałaby dokonać, byłoby narażenie go na stary majątkowe i zniszczenie którejś z wędek.
— I co? Zanudzisz go nią na śmierć? — zażartowała, krzycząc z wody, której temperatura szybko stała się znośniejsza. Nie zainteresowała się tym co obecnie czytał i nie wiedziała nawet czy lubił książki, więc nie zakładała z góry, że było to coś zupełnie nie w jej stylu; jedynie żartowała, wyobrażając sobie Otisa, który w starciu z aligatorem, miał jedynie tę k s i ą ż k e. — Fuj! To barbarzyńskie — wzdrygnęła się, machając intensywnie stopami i ułożyła się na plecach. Dostrzegła w oddali zbliżające się w ich stronę ciemne chmury, które nie zwiastowały niczego dobrego. Może jednak nie będą zmuszeni przed wcześnie wracać na farmę? — Widziałam ostatnio plakat informujący o nadchodzących imprezach w związku z Dzikim Zachodem i produkcją filmu w tych okolicach. Była jakaś wzmianka o Nedzie Kellym, którego powieszono ponad 150 lat temu w wieku dwudziestu sześciu lat. Był jak Robin Hood, bo rabował banki i rozdawał kasę biednym ale odebrał życie wielu policjantom. I wyobraź sobie, że doszło do egzekucji mimo zebrania aż 32 tysięcy podpisów protestujących przeciw skazaniu Neda. Nie znałam tej historii wcześniej — krzyknęła i zdecydowała się dopłynąć do płycizny, by wrócić na koc. Gdy opuściła wodę, poczuła otulający ją chłód, więc w pierwszej kolejności sięgnęła do torby po ręcznik i wytarła ociekające wodą ciało. Dopiero potem okryła się nim i usiadła obok blondyna na kocu. Widząc jak wczytany jest w lekturę, sama wyciągnęła zabraną z domu krzyżówkę oraz długopis, chcąc się czymś zająć. Po kilku minutach, zgarbiona i otulana bawełnianym ręcznikiem, spojrzała na niego i przerwała mu czytanie.
— Żaba australijska? Sześć liter — zadała głośno pytanie, licząc na drobną pomoc w rozwiązaniu krzyżówki.
Otis Dunham
about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
Posłał jej karcące spojrzenie, jednak jeśli przyglądała mu się uważnie, bez problemu powinna być w stanie dostrzec przebijający przez jego twarz uśmiech. Jak widać, spędzanie czasu w swoim towarzystwie wcale nie musiało być aż tak straszne, jak początkowo sobie wyobrażali. - A dziś niby tak nie jest? - zapytał, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Choć wiele osób walczyło o poprawę bytu zwierząt, w niektórych miejscach żyły one w spartańskich warunkach, a wiele z nich było zabijanych dla zabawy choćby w trakcie polowań. To był jeden z tych rodzajów rozrywki, których Otis nigdy nie zrozumie. Zresztą, kiedy pierwszy raz przyjechał do stacji badawczej, miał ochotę uratować wszelkie zwierzęta, na które czyhało zagrożenie, jednak na to nie mógł sobie pozwolić. Jego praca nie polegała na niesieniu pomocy, a na zdobywaniu informacji, dlatego zmuszony był biernie się temu przyglądać. Nadal nie do końca się do tego przyzwyczaił. - Mhm, czytałem o tym - skinął lekko głową i znów zamachał w powietrzu książką, która znajdowała się w jego dłoniach. - Jeśli dobrze pamiętam, miał na utrzymaniu całkiem sporą rodzinę, bo jego ojciec zmarł dość wcześnie. Nie miał chyba nawet piętnastu lat… Wyobrażasz sobie, że taki dzieciak musi porywać się na kradzieże, żeby dać sobie radę? Dwie odsiadki przed dwudziestką to cholernie niepokojący wynik - i pewnie pod tym względem w niektórych dzielnicach nadal nie było poprawy. Swoją drogą, mieli spędzić tu przyjemnie czas, a tymczasem pogrążali się w coraz bardziej depresyjnych tematach. Dobrze więc, że ten w końcu się urwał, a oni mieli szansę poświęcić się czemuś innemu. Kiedy Sailor wytrąciła go z czytania za sprawą krzyżówki, potrzebował chwili, żeby wrócić do rzeczywistości. - Litoria? A nie, czekaj… To siedem - zastanowił się na głos, starając się odnaleźć w pamięci prawidłową odpowiedź. - Na pewno dobrze policzyłaś? - zerknął na Sailor z powątpiewaniem, przekręcając się na kocu na bok, tak aby po wsparciu się na łokciu mieć na nią lepszy widok. Naprawdę próbował teraz przeczesać każdy zakamarek własnego umysłu, jednak nie odnalazł tam nic, co spełniałoby podane przez nią kryteria. A przecież naprawdę znał się na rzeczy!
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
— Ktoś jeszcze piszę książki na skórach kangurów?! — spytała oburzona, przebierając rękoma i nogami pod wodą, by utrzymać się na powierzchni. Była wręcz nadwrażliwa, gdy chodziło o kwestie krzywdzenia zwierząt i choć wiedziała o istnieniu łańcucha pokarmowego czy pewnych prastarych tradycji, bardzo piekliła się, gdy słuchała zabijaniu zwierząt dla skrojeniu drogiego futra czy innych fanaberii. Ta dziewczyna zalewała się łzami, gdy na National Geographic gepardy polowały na antylopy - a kochała kotki bez względu na ich wielkość i najpewniej przeżywałaby też fakt, że owe dzikie zwierzę, chodzi z pustym żołądkiem, bo odpuściło sobie biedną antylopkę za którą szlochała. To było pokręcone!
— Przykre jest to, do czego zmusza nas głód i poczucie odpowiedzialności za rodzinę. Wiele osób dopuszczało się okrucieństw jak i zwykłych przestępstw w imię pomocy bliskim i powiem ci, że gdybym spotkała młodego chłopaka, który kradnie by nakarmić rodzinę lub sąsiadów, to nie umiałabym chyba zawołać policji. Nie twierdze oczywiście, że postępuje dobrze ale cholera.. — urwała, nie wiedząc jak obrać w słowa to, co chciała mu przekazać. Życie pisało różne scenariusze i niekiedy cierpieli na tym ludzie, którzy pozbawieni byli pieniędzy albo tym bardziej z d r o w i a. Wspierała różne fundacje o wolontariaty, a w okresie świątecznym, poświęcała popołudnia na pracy w świetlicy, która wydawała posiłki potrzebującym ale czuła, że wsparcie powinno płynąć od władz, które powinny robić więcej by wspomóc takie rodziny. Może dzięki temu, część z nich nie musiałaby popełniać przestępstw i iść śladami Neda?
— No tak, zobacz — długopisem stukała w puste okienka, udowadniając mu, że radziła sobie z liczeniem do dziesięciu. — Może adelot? — rzuciła po chwili, a kiedy hasło pasowało, uśmiechnęła się szeroko. Szybko przeszła do kolejnego pytania. — Najdłuższa rzeka w Australii? Nie wiem, chyba Murray? Albo Darling — spytała, kiedy pojedyncza kropla skapnęła na kolorowa kartkę. Odruchowo zerknęła na przysłonięte drzewami niebo i zamknęła pospiesznie krzyżówkę. — O nie, tylko nie d e s z c z — westchnęła widocznie rozczarowana i spojrzała na Otisa, nie wiedząc czy powinni zacząć się czym prędzej zbierać.
Otis Dunham
— Przykre jest to, do czego zmusza nas głód i poczucie odpowiedzialności za rodzinę. Wiele osób dopuszczało się okrucieństw jak i zwykłych przestępstw w imię pomocy bliskim i powiem ci, że gdybym spotkała młodego chłopaka, który kradnie by nakarmić rodzinę lub sąsiadów, to nie umiałabym chyba zawołać policji. Nie twierdze oczywiście, że postępuje dobrze ale cholera.. — urwała, nie wiedząc jak obrać w słowa to, co chciała mu przekazać. Życie pisało różne scenariusze i niekiedy cierpieli na tym ludzie, którzy pozbawieni byli pieniędzy albo tym bardziej z d r o w i a. Wspierała różne fundacje o wolontariaty, a w okresie świątecznym, poświęcała popołudnia na pracy w świetlicy, która wydawała posiłki potrzebującym ale czuła, że wsparcie powinno płynąć od władz, które powinny robić więcej by wspomóc takie rodziny. Może dzięki temu, część z nich nie musiałaby popełniać przestępstw i iść śladami Neda?
— No tak, zobacz — długopisem stukała w puste okienka, udowadniając mu, że radziła sobie z liczeniem do dziesięciu. — Może adelot? — rzuciła po chwili, a kiedy hasło pasowało, uśmiechnęła się szeroko. Szybko przeszła do kolejnego pytania. — Najdłuższa rzeka w Australii? Nie wiem, chyba Murray? Albo Darling — spytała, kiedy pojedyncza kropla skapnęła na kolorowa kartkę. Odruchowo zerknęła na przysłonięte drzewami niebo i zamknęła pospiesznie krzyżówkę. — O nie, tylko nie d e s z c z — westchnęła widocznie rozczarowana i spojrzała na Otisa, nie wiedząc czy powinni zacząć się czym prędzej zbierać.
Otis Dunham
about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
Ściągnął ku sobie brwi, a potem dość energicznie pokręcił na boki głową, nie kwapiąc się jednak do tłumaczenia, że mówił bardziej ogólnie. Wiedział przecież, że nadal istnieli ludzie, którzy wzbogacali się na krzywdzie zwierząt na przeróżne sposoby - robiono to w przemyśle kosmetycznym, odzieżowym, a także w setkach innych, włącznie z takimi, których szary człowiek w ogóle by o to nie podejrzewał. Uznał jednak, że zagłębianie się w te tematy nie będzie najrozsądniejszym posunięciem, jeżeli chcieli spędzić ze sobą stosunkowo miłe popołudnie. Ostatnie, czego potrzebowali, to dobijanie się tematami, które mogłyby wprawić ich w podłe humory.
- Każdy kij ma dwa końce, prawda? - zauważył, niedbale wzruszając przy tym ramionami. Oczywiście potępiał podążanie przestępczą drogą, jednak trudno nie zgodzić się z tym, co przed chwilą powiedziała Sailor. Swoją drogą, nie sposób nie zauważyć, jak dobre miała serce, na co uwagę zwrócił dzisiaj po raz pierwszy. Jak dotąd nie znał jej zbyt dobrze, ba, nie próbował jej przecież poznać, dlatego dopiero teraz stopniowo otwierał oczy na cechy jej charakteru, jednocześnie będąc zmuszonym przyznać, że… Coraz bardziej ją lubił. Nie wiedział, czy ich skomplikowane położenie nie doprowadzi w końcu do tego, że ta znajomość zmuszona będzie zakończyć się fiaskiem, ale wydawało mu się, że nie musiała być też naznaczona wzajemną niechęcią.
Uniósł jedną brew ku górze, nie będąc w stanie ukryć zaskoczenia tym, jak szybko poradziła sobie z hasłem, które przecież do najprostszych nie należało. Chyba jednak jej nie doceniał. - Murray - odparł bez cienia zawahania w głosie, po czym wychylił się tak, by być w stanie przyjrzeć się temu, co jeszcze znajdowało się w krzyżówce. - A tu będzie kormoran - odezwał się po chwili, palcem wskazując odpowiednie kratki. Sam również zwrócił uwagę na to, że plik papieru, który Sailor trzymała w dłoniach, został nieco zmoczony, jednak nie dostrzegł powodu do paniki. Prawdopodobnie dlatego, że nie widział chmury, która nadciągała ukryta za drzewami. - Daj spokój. Nie chcesz chyba powiedzieć, że boisz się odrobiny wody? - zerknął na dziewczynę z powątpiewaniem, a później w końcu podniósł się z miejsca, żeby ściągnąć jeansowe szorty, pod którymi miał kąpielówki. - W taką pogodę woda jest najlepsza - stwierdził, prawdopodobnie w ramach zachęty, po czym sam w końcu popędził w stronę sadzawki. Najwyraźniej zamierzał skorzystać choć trochę, na wypadek gdyby rzeczywiście lada moment przyszło im wrócić do domu.
- Każdy kij ma dwa końce, prawda? - zauważył, niedbale wzruszając przy tym ramionami. Oczywiście potępiał podążanie przestępczą drogą, jednak trudno nie zgodzić się z tym, co przed chwilą powiedziała Sailor. Swoją drogą, nie sposób nie zauważyć, jak dobre miała serce, na co uwagę zwrócił dzisiaj po raz pierwszy. Jak dotąd nie znał jej zbyt dobrze, ba, nie próbował jej przecież poznać, dlatego dopiero teraz stopniowo otwierał oczy na cechy jej charakteru, jednocześnie będąc zmuszonym przyznać, że… Coraz bardziej ją lubił. Nie wiedział, czy ich skomplikowane położenie nie doprowadzi w końcu do tego, że ta znajomość zmuszona będzie zakończyć się fiaskiem, ale wydawało mu się, że nie musiała być też naznaczona wzajemną niechęcią.
Uniósł jedną brew ku górze, nie będąc w stanie ukryć zaskoczenia tym, jak szybko poradziła sobie z hasłem, które przecież do najprostszych nie należało. Chyba jednak jej nie doceniał. - Murray - odparł bez cienia zawahania w głosie, po czym wychylił się tak, by być w stanie przyjrzeć się temu, co jeszcze znajdowało się w krzyżówce. - A tu będzie kormoran - odezwał się po chwili, palcem wskazując odpowiednie kratki. Sam również zwrócił uwagę na to, że plik papieru, który Sailor trzymała w dłoniach, został nieco zmoczony, jednak nie dostrzegł powodu do paniki. Prawdopodobnie dlatego, że nie widział chmury, która nadciągała ukryta za drzewami. - Daj spokój. Nie chcesz chyba powiedzieć, że boisz się odrobiny wody? - zerknął na dziewczynę z powątpiewaniem, a później w końcu podniósł się z miejsca, żeby ściągnąć jeansowe szorty, pod którymi miał kąpielówki. - W taką pogodę woda jest najlepsza - stwierdził, prawdopodobnie w ramach zachęty, po czym sam w końcu popędził w stronę sadzawki. Najwyraźniej zamierzał skorzystać choć trochę, na wypadek gdyby rzeczywiście lada moment przyszło im wrócić do domu.
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
Nie była bezwzględna - chyba, że sprawa tyczyła się cierpienia zwierząt. Starała się zrozumieć motywy ludzi, którzy dopuszczali się złych czynów, choć nie każdy była gotowa usprawiedliwić. Sama mogła by przecież znaleźć się na miejscu osób, które zmuszone były kraść w imię pomocy rodzinie, która przymierała głodem; mogłaby usłyszeć zarzut zabójstwa, po tym jak w obronie własnej skrzywdziła drugiego człowieka, który próbowałby ją skrzywdzić - okoliczności były różne i nie należy szufladkować kogoś na podstawie uprzedzeń i popełnionych błędów. Czasami, dobrych ludzi, spotyka masa szajsu i miała nadzieje, że istnieją osoby, które przyznałyby jej racje.
Gdy podyktował jej hasło na pytanie, które nawet jeszcze nie zdążyła przeczytać, zdzieliła go plastikowym długopisem po dłoniach i posłała mu surowe spojrzenie.
— Nie wyprzedzaj faktów, omnibusie — odparła i uśmiechnęła się, chcąc mieć szanse na to by udowodnić przede wszystkim s o b i e, że potrafiła samodzielnie rozwiązać przynajmniej połowę krzyżówki. W rzeczywistości, wypełniała jedynie część krateczek, pozostawiać większość pustą ale i tak całkiem nieźle się przy tym bawiła. Podziwiała też tych wszystkich ludzi, którzy potrafili rozwiązać ją samą i czuła, że większość z nich posiłkowała się internetem. To było oszustwo!
Deszcz nie był czymś, co niepokoiło ją najbardziej. Bardziej obawiała się tych ciemnych chmur, które zwiastować mogły burze z piorunami, a przecież każdy doskonale wiedział, że nie należało wtedy chować się pod drzewami. Tu była ich jednak cala masa.
— Zapowiadali burze ale późnym popołudniem. Te chmury nie wyglądają dobrze, Otis — odpowiedziała niepewnie i zamknęła krzyżówkę, którą chciała uchronić przed zmoczeniem. Zrobiło się tez znacznie chłodniej i poczuła jak wiatr otula jej wciąż wilgotne ciało. Najpewniej powinna pozbyć się mokrego stroju i wciągnąć coś suchego ale spodziewała się, że będą mieli więcej czasu i zdąży wejść do sadzawki ponownie.
— Ja .. boje się burzy — rzuciła ciszej, gdy ruszył w stronę wody, czego najpewniej nawet nie usłyszał. Wcisnęła krzyżówkę do torby i podniosła się, by ruszyć za nim i stanąć na brzegu. Obserwowała nie tylko jego ale i przesuwające się nad głową ciemne chmury. — Jeśli zagrzmi, pobiegnę do auta bez ciebie — zagroziła krzycząc i objęła się szczelnie ramionami.
Otis Dunham
Gdy podyktował jej hasło na pytanie, które nawet jeszcze nie zdążyła przeczytać, zdzieliła go plastikowym długopisem po dłoniach i posłała mu surowe spojrzenie.
— Nie wyprzedzaj faktów, omnibusie — odparła i uśmiechnęła się, chcąc mieć szanse na to by udowodnić przede wszystkim s o b i e, że potrafiła samodzielnie rozwiązać przynajmniej połowę krzyżówki. W rzeczywistości, wypełniała jedynie część krateczek, pozostawiać większość pustą ale i tak całkiem nieźle się przy tym bawiła. Podziwiała też tych wszystkich ludzi, którzy potrafili rozwiązać ją samą i czuła, że większość z nich posiłkowała się internetem. To było oszustwo!
Deszcz nie był czymś, co niepokoiło ją najbardziej. Bardziej obawiała się tych ciemnych chmur, które zwiastować mogły burze z piorunami, a przecież każdy doskonale wiedział, że nie należało wtedy chować się pod drzewami. Tu była ich jednak cala masa.
— Zapowiadali burze ale późnym popołudniem. Te chmury nie wyglądają dobrze, Otis — odpowiedziała niepewnie i zamknęła krzyżówkę, którą chciała uchronić przed zmoczeniem. Zrobiło się tez znacznie chłodniej i poczuła jak wiatr otula jej wciąż wilgotne ciało. Najpewniej powinna pozbyć się mokrego stroju i wciągnąć coś suchego ale spodziewała się, że będą mieli więcej czasu i zdąży wejść do sadzawki ponownie.
— Ja .. boje się burzy — rzuciła ciszej, gdy ruszył w stronę wody, czego najpewniej nawet nie usłyszał. Wcisnęła krzyżówkę do torby i podniosła się, by ruszyć za nim i stanąć na brzegu. Obserwowała nie tylko jego ale i przesuwające się nad głową ciemne chmury. — Jeśli zagrzmi, pobiegnę do auta bez ciebie — zagroziła krzycząc i objęła się szczelnie ramionami.
Otis Dunham
about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
(bingo: w zdrowym ciele)
Gdy oberwał długopisem, spojrzał na nią zaskoczony, a później lekko zmrużył oczy. — W takim razie więcej nie proś mnie o pomoc — odparł, jak gdyby nadąsany, jednak po samym tonie jego głosu dało się wywnioskować, że nie był na nią obrażony. Mimo to sięgnął teraz po swoją książkę i otworzył ją na losowej stronie, mając zamiar udać przed nią co innego. Przynajmniej do chwili, w której nie zmienił nieco dotychczasowych planów i nie wylądował w wodzie, która rzeczywiście była teraz naprawdę przyjemna. Nie rozumiał zatem, czemu Sailor, będąca tak wielkim miłośnikiem pływania, nie chciała do niego dołączyć. Nie znaczy to jednak, że planował ją zmuszać.
— Daj spokój, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że boisz się kilku małych chmurek? — zapytał przekornie i rzeczywiście nie dosłyszał wzmianki o tym, że bała się burzy. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie nie podszedłby do tematu tak lekceważąco i wyszedłby z wody, aby mogli wspólnie wrócić do domu, zanim warunki pogodowe przestaną sprzyjać dalszej rozrywce. To, jak się okazało, zdarzyło się prędko, bo niedługo po groźbie Sailor, zaczął padać deszcz - na razie jednak drobny. — Widzisz? I tak się zmoczysz! Jesteś pewna, że nie chcesz wskoczyć do wody? — zawołał i chlapnął lekko w jej stronę, choć woda z takiej odległości i tak nie była w stanie jej dosięgnąć. Nie musiała, bowiem deszcz i tak miał ją zmoczyć. I najwyraźniej przestraszyć, bo chociaż Otis nie zamierzał przywiązywać do tego uwagi, w końcu rzeczywiście zagrzmiało. Dość cicho, jednak wraz z tym, jak deszcz i wiatr zaczęły przybierać na sile, to samo stało się z odgłosami nadchodzącej burzy. Termin na wizytę nad jeziorkiem wybrali sobie najwyraźniej nie najlepszy.
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
Sama nie posiadała rodzeństwa, choć bez względu na to ilekroć słyszała czyjeś narzekania, zawsze chciała mieć siostrę lub brata, dzięki którym nie czułaby się osamotniona. Dzieciństwo może nie należałoby do najłatwiejszych, zważywszy na to, że zmuszona by była dzielić się w s z y s t k i m i mieć ogon za każdym razem gdyby opuszczała dom (o ile rodzeństwo byłoby młodsze) ale twierdziła, że byłoby warto się przemęczyć. Może nawet dochodziłoby w domu do bijatyk ale .. miałaby co wspominać i byłaby bardziej zahartowana. Obecnie, pomimo wciąż żyjących i zdrowych rodziców, czuła się bardzo samotna i wiedziała, że w pewnym momencie, zabraknie w jej życiu także mamy oraz taty. Do niedawna była święcie przekonana, że sobie poradzi, bo przecież miała u swego boku wspaniałego mężczyznę, który wesprze ją z a w s z e. Teraz jednak, nie była tego taka pewna i mocno ją to przerażało.
— To, że poprosiłam o pomoc, nie oznacza, że nie chce spróbować rozwiązać reszty sama. Gdy będzie mi czegoś brakowało, dam znać — odparła, mając cichą nadzieje, że nie odebrał jej zachowania źle. Krzywdy mu nie zrobiła, a i nie chciała by poczuł się odrzucony; chciała zwyczajnie udowodnić sobie, że sama też potrafiła coś zdziałać ale .. patrząc na puste okienka, zaczynała w to wątpić.
— Zawsze zaczyna się od kilku małych chmurek a potem kończy się to piorunami i ulewami. Słyszałam, że Lorne jest pod tym względem naprawdę pechowo ulokowane — odparła niepewnie i zrobiła krok naprzód, chcąc ulegnąć jego namową, jednak wtedy zagrzmiało, a ona wzdrygnęła się i wycofała pospiesznie na koc. Wiatr i deszcz stopniowo przybierały na silę, więc przyspieszyła tempa i odwróciła się jedynie, by upewnić się, że mężczyzna opuści sadzawka i będą mogli ruszyć do auta. Wciągnęła szorty, narzuciła bluzkę i schowała wszystko do torby. Zanim schyliła się by otrzepać koc, porwał go wiatr i całe szczęście zdążyła go złapać, zanim ten znalazł się w wodzie. Nagle zaczęło tez lać, a jej oczy zalały krople deszczu. W ułamku sekundy jej ubrania oraz włosy przesiąknęły wodą.
— Otis, proszę! Pospiesz się, nie chce wylądować w łóżku z grypą — krzyknęła do mężczyzny, który zdążył już wyjść z wody i zbierał swoje rzeczy. Całe szczęście zdążyła zabezpieczyć jego książkę.
Otis Dunham
— To, że poprosiłam o pomoc, nie oznacza, że nie chce spróbować rozwiązać reszty sama. Gdy będzie mi czegoś brakowało, dam znać — odparła, mając cichą nadzieje, że nie odebrał jej zachowania źle. Krzywdy mu nie zrobiła, a i nie chciała by poczuł się odrzucony; chciała zwyczajnie udowodnić sobie, że sama też potrafiła coś zdziałać ale .. patrząc na puste okienka, zaczynała w to wątpić.
— Zawsze zaczyna się od kilku małych chmurek a potem kończy się to piorunami i ulewami. Słyszałam, że Lorne jest pod tym względem naprawdę pechowo ulokowane — odparła niepewnie i zrobiła krok naprzód, chcąc ulegnąć jego namową, jednak wtedy zagrzmiało, a ona wzdrygnęła się i wycofała pospiesznie na koc. Wiatr i deszcz stopniowo przybierały na silę, więc przyspieszyła tempa i odwróciła się jedynie, by upewnić się, że mężczyzna opuści sadzawka i będą mogli ruszyć do auta. Wciągnęła szorty, narzuciła bluzkę i schowała wszystko do torby. Zanim schyliła się by otrzepać koc, porwał go wiatr i całe szczęście zdążyła go złapać, zanim ten znalazł się w wodzie. Nagle zaczęło tez lać, a jej oczy zalały krople deszczu. W ułamku sekundy jej ubrania oraz włosy przesiąknęły wodą.
— Otis, proszę! Pospiesz się, nie chce wylądować w łóżku z grypą — krzyknęła do mężczyzny, który zdążył już wyjść z wody i zbierał swoje rzeczy. Całe szczęście zdążyła zabezpieczyć jego książkę.
Otis Dunham
about
Przez większość życia pracował na stacji badawczej na biegunie południowym, przez co jego małżeństwo podupadło. Zgodził się na szaloną wymianę i razem z udawaną żoną wylądował w rodzinnym miasteczku, gdzie remontuje dom odziedziczony po dziadkach.
Nigdy nie dogadywał się z bratem idealnie, choć nie miał pojęcia, od czego tak właściwie to zależało. Od zawsze natomiast miał wrażenie, że między ich dwójką istniały niesnaski, których nie sposób było uniknąć. Nie próbował zatem, jako dziecko być może nie przywiązując do tego nawet większej uwagi. Skupiał się na doświadczeniach, które oferowały mu wyjazdy z ojcem, dzięki któremu już za młodu miał szansę nie tylko poznać, ale i rozwijać własną pasję. Uważał go za najcudowniejszego człowieka pod słońcem, a choć to nie tak, że nie doceniał własnej matki, od najmłodszych lat miał wrażenie, że ta lepiej dogaduje się z jego bratem. Dbała o Otisa, okazywała mu swoją miłość, jednak kiedy czegoś potrzebował, zawsze wybierał numer ojca. Dla niego to właśnie on był najważniejszym ogniwem ich rodziny i to właśnie dlatego tak ciężko zareagował na jego śmierć. Z nią chyba nadal się nie pogodził.
Nie zamierzał wchodzić jej w paradę, dlatego uniósł tylko dłonie w geście kapitulacji, zaraz też skupiając się na rozrywce, którą sam sobie zorganizował. Koniec końców i tak dotarł do wody, która stanowić miała główny element ich wyprawy, dlatego pomimo początkowych oporów, zamierzał skorzystać z pogody. Długo się nią nie nacieszył, ponieważ to, co początkowo rzeczywiście mogło sprawiać wrażenie przelotnego deszczyku, prędko zamieniło się w pogodową katastrofę. — Niepotrzebnie panikujesz, kilka większych kropel przecież cię nie zabije — zawołał za nią, jednak nie zamierzał robić jej pod górkę, dlatego czym prędzej zdecydował się podpłynąć do brzegu. Ledwie zdołał wyjść z wody, a deszcz zaatakował ze zdwojoną siłą. Otis sięgnął własną koszulkę, którą zarzucił na siebie, nie przejmując się tym, że jego ciało było mokre - ubrania i tak miały stać się takie pod wpływem deszczu. Pospiesznie wciągnął jeszcze spodenki i pomógł Sailor pozbierać to, co jeszcze pozostało na trawie. — Cholera, chyba rzeczywiście powinniśmy się pospieszyć — zakomunikował i zerknął wymownie w stronę nadciągającej chmury. — Zaraz rozpęta się burza. Nie powinno być nas teraz blisko drzew — dodał po chwili, jednak w związku z tym, że zebrali już wszystkie rzeczy, mogli swobodnie odmaszerować w stronę samochodu, dlatego Dunham właśnie tam ją pokierował. Gdy dotarli na miejsce i zapakowali się do środka, sięgnął po swój telefon. — Zapowiadają, że w kolejnych godzinach ma być już tylko gorzej. Chyba lepiej byłoby, gdybyśmy dzisiaj zatrzymali się gdzieś tutaj — z Kurandy do Lorne Bay nie dzieliła ich długa droga, jednak warunki pogodowe nie sprzyjały jeździe, ponieważ przez ulewę widoczność była niemal zerowa. Może więc bezpieczniej byłoby zdecydować się na motel?
Nie zamierzał wchodzić jej w paradę, dlatego uniósł tylko dłonie w geście kapitulacji, zaraz też skupiając się na rozrywce, którą sam sobie zorganizował. Koniec końców i tak dotarł do wody, która stanowić miała główny element ich wyprawy, dlatego pomimo początkowych oporów, zamierzał skorzystać z pogody. Długo się nią nie nacieszył, ponieważ to, co początkowo rzeczywiście mogło sprawiać wrażenie przelotnego deszczyku, prędko zamieniło się w pogodową katastrofę. — Niepotrzebnie panikujesz, kilka większych kropel przecież cię nie zabije — zawołał za nią, jednak nie zamierzał robić jej pod górkę, dlatego czym prędzej zdecydował się podpłynąć do brzegu. Ledwie zdołał wyjść z wody, a deszcz zaatakował ze zdwojoną siłą. Otis sięgnął własną koszulkę, którą zarzucił na siebie, nie przejmując się tym, że jego ciało było mokre - ubrania i tak miały stać się takie pod wpływem deszczu. Pospiesznie wciągnął jeszcze spodenki i pomógł Sailor pozbierać to, co jeszcze pozostało na trawie. — Cholera, chyba rzeczywiście powinniśmy się pospieszyć — zakomunikował i zerknął wymownie w stronę nadciągającej chmury. — Zaraz rozpęta się burza. Nie powinno być nas teraz blisko drzew — dodał po chwili, jednak w związku z tym, że zebrali już wszystkie rzeczy, mogli swobodnie odmaszerować w stronę samochodu, dlatego Dunham właśnie tam ją pokierował. Gdy dotarli na miejsce i zapakowali się do środka, sięgnął po swój telefon. — Zapowiadają, że w kolejnych godzinach ma być już tylko gorzej. Chyba lepiej byłoby, gdybyśmy dzisiaj zatrzymali się gdzieś tutaj — z Kurandy do Lorne Bay nie dzieliła ich długa droga, jednak warunki pogodowe nie sprzyjały jeździe, ponieważ przez ulewę widoczność była niemal zerowa. Może więc bezpieczniej byłoby zdecydować się na motel?
about
Po niedługim "urlopie" w Lorne wróciła do Sydney, gdzie mąż przywitał ją rozwodem i faktem, że związał się z jej przyjaciółką, więc z podkulonym ogonem wsiada w samolot do Przylądka Koali, gdzie zamierza przyjąć posadę na JCU i przestać szlochać nad rozlanym mlekiem (yhym, jasne).
(bingo: kuranda)
— Nie boje się deszczu ale przemoczone ubrania i zapalenie płuc to coś czego wolałabym uniknąć. Nie jestem osobą, która łatwo znosi bezczynne leżenie pod pierzyną — rzuciła, nie chcąc by blondyn wziął ja za pannę, która bała się zmoczyć fryzurę. Nie dbała o to, jednak nie chciała utrudniać sobie pobytu na farmie uciążliwym choróbskiem i lataniem do lekarza po recepty. Poza tym, zbliżająca się w ich kierunku burza, powinna wystarczająco dać im do myślenia. — No i co, twardzielu? Nie miałam racji? — krzyknęła, pospiesznie zbierając wszystko z ziemi. Krople napływały jej do oczu, przez co widoczność była utrudniona, jednak widziała i pamiętała ścieżkę, którą przybyli. Ruszyła w jej kierunku, uprzednio upewniając się, że mężczyzna był tuż za nią. Gdy dostrzegła jego samochód, przyspieszyła tempa i wrzuciła zebrane rzeczy na tylne siedzenia. Sama jednak zajęła to obok kierowcy. Gdy w końcu schronili się przez deszczem, dziewczyna odgarnęła z twarzy mokre kosmyki włosów i przetarła dłońmi twarz.
— Nie wracamy na farmę? — zapytała zdezorientowana i nieco wystraszona. Nie lubiła burzy i gdy ta pojawiała się na horyzoncie, Ettenberg czuła się bezpiecznie tylko we własnym domu. Obecnie byli jednak zbyt daleko od Carnelian Land i musieli czym prędzej znaleźć schronienie. — Nie znam tutejszej okolicy. Jest w pobliżu w ogóle jakiś nocleg? Może do wieczora burza minie i będziemy mogli wrócić — odparła pełna optymizmu, bo nie była pewna czy chciała nocować w obcym miejscu bez ubrań i własnej szczoteczki do zębów. Jeśli jednak nie będzie miała wyjścia, nie będzie się spierać - w pierwszej kolejności stawiała na bezpieczeństwo.
to be continued
Otis Dunham