and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Samo pobranie materiału nie wiązało się jakimkolwiek dużym dyskomfortem: obaj musieli tylko znieść chwilę grzebania patyczkiem w ustach, a później dostali informację, że poczekają kilka dni na wynik, który przyjdzie pocztą. Val uznał, że lepiej, żeby tak ważne rzeczy nie przybywały na adres motelu, w którym Charlie się teraz zatrzymał, więc zaproponował, żeby podać jego adres z zastrzeżeniem, że nie otworzy koperty bez chłopaka.
- To co? Gdzie chciałbyś się przejść i porozmawiać? Może do parku? Jest tu w okolicy taki ładny, z wodospadem, ruinami jakiegoś zamku... nie wiem, czy nie sztucznymi, ale to nie ma większego znaczenia: i tak jest tam ładnie. Powinny tam być jakieś stoiska z lodami czy kawą, możemy sobie kupić i przysiąść na jakiejś ławeczce albo przejść się alejkami...
Był nieco skrępowany tym spotkaniem i nie do końca wiedział, co powiedzieć, jak się zachowywać. Miał nadzieję, że mu to minie, że zyskają tematy do rozmów i że z żadnej strony pytania nie zostaną odebrane jako narzucanie się czy włażenie z butami w nie swoje sprawy.
Charlie Nielsen
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tym razem na spotkanie z Valentinem postanowił ubrać się nieco normalniej i bardziej przypominać zwykłego obywatela - głównie dlatego, że przecież szli do szpitala, a nie chciał panu policjantowi robić jakichś problemów swoim niekonwencjonalnym stylem, co dość często uskuteczniał. Na szczęście miał w szafie też normalniejsze ubrania, więc z jednego z takich zestawów postanowił skorzystać.
Nie protestował długo gdy Sandoval uznał, że to on zapłaci za badania DNA; zaprotestował raz, mówiąc, że może zapłacić, nie ma żadnego problemu, bo ma z czego, ale Val się uparł, że to on pokryje koszty i widząc stanowczy wzrok mężczyzny postanowił nie kłócić się za bardzo. Trochę zmartwiło go to, że na wyniki będą musieli poczekać przynajmniej kilka dni i że przyjdą one pocztą, ale w sumie był na to trochę przygotowany, bo domyślił się, że w ciągu kilku godzin wyników nie będzie. Zgodził się też z Sandovalem na to, żeby wyniki przyszły na jego adres, bo faktycznie motel może nie był zbyt bezpiecznym miejscem - a już tym bardziej, że policjant zapewnił go, że nie otworzy kopert bez niego.
- Nie znam tych okolic, więc pozwolę się zaprowadzić tam, gdzie uznasz, że będzie dobrze - uśmiechnął się do niego nieco niepewnie. - a fontanny i zamek brzmią interesująco, więc jak dla mnie możemy udać się właśnie tam.
Ruszyli więc spod szpitala w stronę rzeczonego parku, w zależności od odległości od szpitala pieszo lub samochodem Valentine'a. Gdy znaleźli się już na miejscu ruszyli jedną z alejek, a Charlie mimowolnie zaczął wypatrywać budki z lodami, bo gliniarz narobił mu smaka na coś słodkiego, a Nielsen niespecjalnie miał ochotę walczyć z żądzą słodkości. Zwykle tłumaczył to Bastianowi tak, że to dziecko w jego brzuchu ma takie ciągoty, co pozwalało mu jeść więcej - bo za dwóch - i jeść to, co aktualnie mu się uwidziało.
- Wybacz, nie bardzo umiem w small talk - zaśmiał się pod nosem w pewnym momencie, idąc u boku Vala z dłońmi zanurzonymi w kieszeniach. - Dawno przyjechałeś do Lorne Bay? I czemu właściwie tutaj? Coś konkretnie cię przywiodło? Nowa żona, większe pieniądze...? - próbował zagaić rozmowę, mając nadzieję, że Sandoval nie będzie miał nic przeciwko tym pytaniom. Zawsze mógł przecież odmówić odpowiedzi.
Valentine Sandoval
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Parę miesięcy temu - odpowiedział, czując się trochę bardziej rozluźniony dzięki pierwszym słowom chłopaka - Dostałem tu pracę: uznałem, że potrzebuję zmiany, potrzebuję czegoś spokojniejszego, niż w wielkim mieście, trochę wytchnienia... Mam tu kogoś, to prawda, ale poznałem go już po przyjeździe, przypadkiem. Nie przyjechałem za miłością. A ty? Rozumiem, że przyjechałeś niedawno, za kimś, kto zapewne jest twoim ojcem? Czy mieszkałeś tu wcześniej?
Być może Charlie mu to mówił na pierwszym spotkaniu, ale prawdę mówiąc wtedy było tyle emocji i informacji, że Val niewiele z tego zapamiętał poza tym, że chłopak przedstawił się jako jego dziecko i że urodził się jako dziewczyna.
W pewnym momencie zobaczył budkę z lodami, więc automatycznie skręcił w tamtą stronę i zatrzymał się przed ladą, oglądając smaki, jakie były tam do wyboru.
- Jakie chcesz? I ile gałek bierzemy? - zapytał, nie patrząc na chłopaka, tylko stojąc z rękami założonymi za plecy; w ten sposób zresztą szedł przez cały czas.
Charlie Nielsen
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dla niektórych ludzi small talk był dość naturalny - potrafili rozmawiać o pogodzie, o planach na wakacje, o jakichkolwiek innych bzdurach, natomiast dla Charliego było to niemal niewykonalne. Jego mózg nie potrafił prowadzić takich rozmów, więc też nigdy nie wysyłał do znajomych smsów o treści "no hej, co tam?", bo po prostu nie było to w jego stylu i totalnie nie potrafił pierdzielić o niczym. Cieszył się więc, że jakoś udało mu się zagaić rozmowę z ewidentnie zestresowanym i spiętym Valentinem, bo spacer w milczeniu raczej by im w niczym nie posłużył, a tak przynajmniej ze sobą pogadają i dowiedzą się czegoś o swojej potencjalnej rodzinie.
- Go...? - uśmiechnął się szeroko, słysząc słowa mężczyzny o jego przyjeździe tutaj w poszukiwaniu czegoś spokojniejszego i o przypadkowym poznaniu "jego". - Ja też mam chłopaka. Ma na imię Bastian. - zdecydował się wyjawić tą informację, zachęcony wcześniejszym wyznaniem policjanta.
- Tak, w sumie tak, przyjechałem tutaj ze względu na to, że usłyszałem, że prawdopodobnie mieszka tu mój ojciec. - pokiwał głową, przeczesując palcami włosy, bo czuł potrzebę zrobienia czegoś z rękoma. - Pochodzę z canberry i tam mieszkałem przez... no, większość życia właściwie. Miałem siedemnaście lat jak wyprowadziłem się od matki, bo nie była ona... cóż, delikatnie mówiąc, nie była idealną matką. - uznał, że na razie nie chce wchodzić w szczegóły.
Gdy niedługo później zjawili się pod budką z lodami Charlie przesunął wzrokiem po smakach lodów, zastanawiając się nad tym co konkretnie chce zamówić.
- Po dwie gałki...? - spojrzał na Valentine'a, uśmiechając się szeroko i zaraz potem powracając spojrzeniem do oferty. - Dla mnie niech będzie pistacjowy i waniliowy. - rzucił w stronę sprzedawczyni, która odpowiedziała uśmiechem i nałożyła zamówione lody w wafelek, podając go Charliemu, a potem przeniosła wzrok na Vala.
Charlie uznał, że z dalszym ciągiem rozmowy zaczeka odrobinę, bo wolał nie rozmawiać w pobliżu osób trzecich.
Valentine Sandoval
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Bastian? - uśmiechnął się - Ładne imię. On też jest... no, transpłciowy?
W zawahaniu Valentine'a nie chodziło o to, że odczuwa jakąkolwiek niechęć wobec osób trans, tylko z tego, że tak naprawdę pierwszy raz zetknął się z tym tematem, nie był pewien, o co wolno mu pytać, a o co nie i jakie określenia są w porządku, a jakie nie. Słowo "transpłciowy" ciężko mu przechodziło przez gardło ze względu na niepewność na tym gruncie i niewiedzę, czy takie osoby nie czują się źle z tym określeniem, używanym w rozmowie.
Zauważył, że Charlie nie chce opowiadać o matce, ale wyraźnie było mu ciężko ze wspomnieniami z dzieciństwa. Musiał nie mieć łatwego życia - może ze względu na swoją transpłciowość...? Może matka go nie akceptowała takim, jaki jest...? A może po prostu miała irytujące cechy, z którymi trudno było wytrzymać, może byłaby ciężka niezależnie od tożsamości płciowej swojego dziecka. Tak czy inaczej - Val był ciekawy życia swojego (prawdopodobnie) syna.
- Opowiesz mi o tym kiedyś? - zapytał, nie zamierzając jednak naciskać, żeby to było teraz.
Kiwnął głową z uśmiechem, zgadzając się na dwie gałki, zamówił sobie miętę z czekoladą i słony karmel, zapłacił i popłynął z Charliem dalej ścieżką. Spod jego rękawa, gdy jadł loda, wysunęła mu się czarno-czerwona bransoletka ze sznurków, w które wplecione były koraliki. Trzy z nich wyglądały jak wyrzeźbione ze zwykłych kamieni lezących na drodze: były szarawe, z kolorowymi żyłkami, uformowane w coś, co przypominało kształtem wilka i dwa skrzydła po jego bokach. Nie wyglądały one, jakby były gdziekolwiek kupione - raczej, jakby ktoś, kto robił tę bransoletkę, znalazł kamyki i sam je uformował za pomocą jakichś narzędzi. Faktycznie tak zresztą było: Val kiedyś wpadł na pomysł hobby w postaci robienia bransoletek z makramy i jednocześnie rzeźbienia w kamieniu. Nie był w tym drugim doskonały, ale kilka kamyczków udało mu się wyrzeźbić w taki sposób, żeby było przynajmniej widać, co autor miał na myśli. Nie zarzucił tego hobby zupełnie i czasem do niego wracał, gdy znów przychodziła mu na to ochota, a w mieszkaniu miał specjalne pudło z różnymi kolorowymi sznurkami, koralikami i narzędziami do rzeźbienia.
- Mój... hm... nie wiem, czy powinienem nazwać go "chłopakiem", biorąc pod uwagę nasz podeszły wiek, ale mój partner ma na imię Arthur i jest tutejszym księgarzem - powiedział, nie zwróciwszy uwagi na bransoletkę. Na jego twarzy jednak pojawił się lekki uśmiech, a oczy mu pojaśniały, gdy wspomniał o Fellu i natychmiast zobaczył oczami wyobraźni jego ciepły uśmiech - A Bastian przyjechał tu z tobą, czy czeka na ciebie w Canberry?
Charlie Nielsen