

about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

016.
Life is a combination
of magic and pizza.
{outfit}
of magic and pizza.
{outfit}
Powróciwszy do pełnił sił, Fairweather mógł znów rzucić się w wir przydomowych obowiązków, których nagromadziło się podczas jego kilkudniowej niedyspozycji. Były to bowiem czynności, mające największy priorytet, aczkolwiek brunet wciąż pamiętał o tym, że obiecał się odwdzięczyć sąsiadce za okazaną pomoc w czasie choroby i fakt, że w jakiś niebywały sposób, uprzyjemniła mu czas, gdy płuca wyrywały mu się z piersi, a gorączka trawiła jego ciało. Po prawie całodniowym uszczelnianiu starej dachówki, mężczyzna wskoczył pod odświeżający prysznic i zgodnie z planem, który układał w głowie od rana, napisał do Susie, by upewnić się, że Ell miała wolny wieczór i mógł śmiało zająć się realizacją małej niespodzianki. Oczywiście wspomniał we wiadomości, że chciał jedynie przygotować dla niej coś miłego w ramach w d z i ę c z n o ś c i, nie chcąc by blondynka zachowywała się nienaturalnie. Ucieszył się bardziej, gdy okazało się, że będą mieli wolną chatę, choć gdyby nagle zapragnęli zostać sami, zawsze mogliby przenieść się do niego, prawda?
Zanim jednak zjawił się pod domem Donoghue, ruszył do miasta by odebrać zamówioną wcześniej pizze i butelkę wina, którego bądź co bądź, nie był wielkim fanem. Wszystko jednak było dla ludzi, a on, od czasu do czasu, mógł pozwolić sobie na nieco delikatniejszy i słodszy trunek. Gdy ogarnął sprawunki, wrócił do Tingaree i zabrał się z kartonem pizzy oraz winem pod dom dziewczyny. Pod drzwiami, odrobinę się przeorganizował by mieć wolną dłoń (a w zasadzie palec) i nacisnął przycisk dzwonka, sygnalizując swą mocno niezapowiedzianą wizytę.
— Pizza z dużą ilością sera, słodkie wino i idealnie skręcony blant w mojej kieszeni. Masz ochotę? — spytał z uśmiechem, licząc, że nie miała planów, których mogła nie powiedzieć swojej współlokatorce. Przechadzał się po ulicach Lorne z marihuaną, więc lepiej by to ryzyko się o p ł a c i ł o.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

029.
ell & milo
life is a combination of magic and pizza.
outfit
life is a combination of magic and pizza.
outfit
— Och — westchnęła, zaskoczona widokiem Milo i naręczem zorganizowanych przekąsek, kiedy otworzyła mu drzwi. — O C H — powtórzyła, tym razem z większą konsternacją i rozmysłem, jakby nagle doznała olśnienia! — To dlatego Suzie pisała o bezpiecznym seksie — powiedziała i choć mówiła bardziej do siebie niż sąsiada, Milo z pewnością dokładnie wszystko usłyszał.
— To jakaś zmowa? — dopytała ostrożnie, jakby miała stać się ofiarą tajnego spisku. Mimo to — zachęcona pizzą, winem i s k r ę t e m — wpuściła seksownego sąsiada do środka, a zamykając za nim drzwi, uważnie obejrzała jego pośladki, odznaczające się pod materiałem spodenek. — Jesteś w samą porę. Zrobiłam się straaasznie głodna — wspomniała i uśmiechnęła się zuchwale, a nawet przygryzła wargę, próbując zajrzeć do pudełka z pizzą, choć wcale nie mówiła o apetycie na jedzenie.


about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

Przyznać musiał, że praca za barem i gastronomia to ostatnie miejsca w których widziałby sąsiadkę. Była zbyt roztrzepana, by skupić się na czymkolwiek, dlatego początkowo bał się, że w pierwszym tygodniu zdoła kogoś otruć bądź pozbija wszystkie szklanki. Pozytywnie go jednak zaskoczyła, a podczas jego wizyty w barze, dziewczyna nie tylko przygotowała mu świetnego drinka ale poradziła sobie także z klientami i zarządzaniem lokalem w pojedynkę. Było mu odrobinę wstyd, bo najwyraźniej szef miał więcej wiary w jej umiejętności niż on ale musiał przyznać, że był naprawdę dumny z tego, że sprostała zadaniu i utrzymywała się na tym stanowisku - w końcu pracowała w Moonlight dłużej aniżeli w kwiaciarni.
— Pisała do ciebie o bezpiecznym seksie? — zaśmiał się zdezorientowany i szybko pojął, że blondynka zinterpretowała jego plan według własnych upodobań. Jeśli dziewczyny faktycznie się przyjaźniły, to Worthington na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że Ell nie była zainteresowana niczym, co wychodziła poza niezobowiązujący seks. Powinna mieć też świadomość tego, że jemu zależało na Donoghue bardziej niż na przelotnym romansie. — Żadna zmowa. Po prostu spytałem jej czy będziesz wieczorem w domu, a ona najwidoczniej poczuła się zobowiązana do tego by zadbać o r e s z t ę. Nie jestem tu jednak po to by zaciągnąć cię do łóżka — wyjaśnił, choć z cała pewnością nie miałby nic przeciwko, gdyby zapragnęła zabrać go na piętro. Zaledwie raz miał okazje postawić stopę w jej pokoju, lecz wtedy pomagał jej jedynie sprzątać po domówce.
Gdy wszedł do środka, położył karton z pizzą oraz wino na stoliku w salonie i sięgnął do kieszeni z której wyciągnął blanta. — Po tym twój apetyt wzrośnie, więc może powinniśmy zacząć od spalenia go? Wiesz, póki mamy co wrzucić na ząb — zaproponował, nie do końca rozumiejąc aluzję. Nie planował upalać się jak świnia, bo marihuana w połączeniu z alkoholem to kiepska kolaboracja. Zapamiętał jednak, że pragnęła z nim zapalić, więc ogarnął symboliczną ilość, która w zupełności im wystarczy.
Zajął miejsce na kanapie i sięgnął po zapalniczkę, by odpalić skręta, jednak najpierw, poczekał aż dziewczyna wróci z kuchni z kieliszkami i dołączy do niego.
ell c. donoghue
— Pisała do ciebie o bezpiecznym seksie? — zaśmiał się zdezorientowany i szybko pojął, że blondynka zinterpretowała jego plan według własnych upodobań. Jeśli dziewczyny faktycznie się przyjaźniły, to Worthington na pewno zdawała sobie sprawę z tego, że Ell nie była zainteresowana niczym, co wychodziła poza niezobowiązujący seks. Powinna mieć też świadomość tego, że jemu zależało na Donoghue bardziej niż na przelotnym romansie. — Żadna zmowa. Po prostu spytałem jej czy będziesz wieczorem w domu, a ona najwidoczniej poczuła się zobowiązana do tego by zadbać o r e s z t ę. Nie jestem tu jednak po to by zaciągnąć cię do łóżka — wyjaśnił, choć z cała pewnością nie miałby nic przeciwko, gdyby zapragnęła zabrać go na piętro. Zaledwie raz miał okazje postawić stopę w jej pokoju, lecz wtedy pomagał jej jedynie sprzątać po domówce.
Gdy wszedł do środka, położył karton z pizzą oraz wino na stoliku w salonie i sięgnął do kieszeni z której wyciągnął blanta. — Po tym twój apetyt wzrośnie, więc może powinniśmy zacząć od spalenia go? Wiesz, póki mamy co wrzucić na ząb — zaproponował, nie do końca rozumiejąc aluzję. Nie planował upalać się jak świnia, bo marihuana w połączeniu z alkoholem to kiepska kolaboracja. Zapamiętał jednak, że pragnęła z nim zapalić, więc ogarnął symboliczną ilość, która w zupełności im wystarczy.
Zajął miejsce na kanapie i sięgnął po zapalniczkę, by odpalić skręta, jednak najpierw, poczekał aż dziewczyna wróci z kuchni z kieliszkami i dołączy do niego.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

Milo nie był w błędzie — Ell dorabiała niegdyś w restauracjach, ale nigdy nie zostawała tam długo, gdyż pracodawcy prędko orientowali się, że przynosi więcej strat niż zysków. Wciąż myliła zamówienia, tłukła zastawę, a nawet odnosiła się do gości w sposób, który nie świadczył o niej dobrze i stawiał restaurację w złym świetle. Teraz było inaczej. Ell czuła się za barem bardzo swobodnie i lubiła rozmawiać z osobami, które wśród barmanów szukały powiernika najczarniejszych sekretów. Doradzała im, a jakże! Sugerowała śmiałość i odwagę. Podpowiadała większą otwartość i odrzucenie schematów. Sama jednak — szczególnie w ostatnich miesiącach — do własnych rad się nie stosowała.
— I kazała dobrze się bawić. Czy te czerwone policzki to przez to, że się zawstydziłeś? — dopytała, odrobinę żartując z chłopaka, którego twarz wcale się nie zarumieniła. Mimo to była ciekawa jego odpowiedzi, dlatego wbiła w niego wyczekujące, roześmiane spojrzenie. Zastanawiało ją, czy Milo naprawdę nie brał pod uwagę t a k i e g o zakończenia wspólnie spędzonego wieczora? Suzie natomiast wiedziała znacznie więcej, niż Fairweather zakładał — miała dobrą intuicję, ale przede wszystkim znała Ell lepiej niż inni. Potrafiła wyczytać z twarzy przyjaciółki nawet te uczucia, których sama zainteresowana nie dostrzegała lub nie rozumiała. Wszystkiemu oczywiście głośno zaprzeczała, ale nie mogła zapominać, że sugestie Suzie niejednokrotnie otwierały jej oczy.
— Szkoooda — jęknęła tonem pełnym szczerego zawodu, ale zdobyła się na krzywy uśmiech, którym próbowała zamaskować rozczarowanie. — Wiesz, teraz rzadko miewam dom tylko dla siebie — dodała, jakby współlokatorzy ponosili winę za z e r o w e życie intymne Ell, kiedy tak naprawdę odpowiadał za to sam Milo! A dokładniej jego słowa, przez które Donoghue nie potrafiła już patrzeć na innych mężczyzn z taką samą fascynacją jak kiedyś. Teraz wszyscy wydawali się nijacy, wyrzuci z emocji i zwyczajnie nieatrakcyjni; w kwestii atrakcyjności seksowny sąsiad zawsze deklasował przeciwników, ale teraz był wręcz bezkonkurencyjny.
Zapach ciepłej pizzy był kuszący, ale skręt mu dorównywał. Ell pobiegła po kieliszki (a raczej dwie różne s z k l a n k i, bo w tym domu ciężko o jednakową zastawę), po drodze zgarniając również różową zapalniczkę z nadrukowaną, kreskówkową striptizerką pozbawioną górnej części garderoby — zapewne należała do Ericka, a przynajmniej takiej wersji zamierzała się trzymać.
— W razie czego, możemy zrobić gofry! Widziałam ostatnio program kulinarny i okazuje się, że to dość łatwe. Na pewno łatwiejsze od zrobienia rosołu — powiedziała, sadowiąc się na kanapie. Oddała zapaliczkę Milo, a sama zajęła się otwarciem wina. — Pamiętałeś o wszystkim — zauważyła. Ell lubiła zapalić, ale nie była fanką u p a l a n i a się. Zdecydowanie wystarczało jej uczucie lekkiego zamroczenia i przyjemny spadek napięcia. Jednym słowem — l u z.
— I kazała dobrze się bawić. Czy te czerwone policzki to przez to, że się zawstydziłeś? — dopytała, odrobinę żartując z chłopaka, którego twarz wcale się nie zarumieniła. Mimo to była ciekawa jego odpowiedzi, dlatego wbiła w niego wyczekujące, roześmiane spojrzenie. Zastanawiało ją, czy Milo naprawdę nie brał pod uwagę t a k i e g o zakończenia wspólnie spędzonego wieczora? Suzie natomiast wiedziała znacznie więcej, niż Fairweather zakładał — miała dobrą intuicję, ale przede wszystkim znała Ell lepiej niż inni. Potrafiła wyczytać z twarzy przyjaciółki nawet te uczucia, których sama zainteresowana nie dostrzegała lub nie rozumiała. Wszystkiemu oczywiście głośno zaprzeczała, ale nie mogła zapominać, że sugestie Suzie niejednokrotnie otwierały jej oczy.
— Szkoooda — jęknęła tonem pełnym szczerego zawodu, ale zdobyła się na krzywy uśmiech, którym próbowała zamaskować rozczarowanie. — Wiesz, teraz rzadko miewam dom tylko dla siebie — dodała, jakby współlokatorzy ponosili winę za z e r o w e życie intymne Ell, kiedy tak naprawdę odpowiadał za to sam Milo! A dokładniej jego słowa, przez które Donoghue nie potrafiła już patrzeć na innych mężczyzn z taką samą fascynacją jak kiedyś. Teraz wszyscy wydawali się nijacy, wyrzuci z emocji i zwyczajnie nieatrakcyjni; w kwestii atrakcyjności seksowny sąsiad zawsze deklasował przeciwników, ale teraz był wręcz bezkonkurencyjny.
Zapach ciepłej pizzy był kuszący, ale skręt mu dorównywał. Ell pobiegła po kieliszki (a raczej dwie różne s z k l a n k i, bo w tym domu ciężko o jednakową zastawę), po drodze zgarniając również różową zapalniczkę z nadrukowaną, kreskówkową striptizerką pozbawioną górnej części garderoby — zapewne należała do Ericka, a przynajmniej takiej wersji zamierzała się trzymać.
— W razie czego, możemy zrobić gofry! Widziałam ostatnio program kulinarny i okazuje się, że to dość łatwe. Na pewno łatwiejsze od zrobienia rosołu — powiedziała, sadowiąc się na kanapie. Oddała zapaliczkę Milo, a sama zajęła się otwarciem wina. — Pamiętałeś o wszystkim — zauważyła. Ell lubiła zapalić, ale nie była fanką u p a l a n i a się. Zdecydowanie wystarczało jej uczucie lekkiego zamroczenia i przyjemny spadek napięcia. Jednym słowem — l u z.


about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

Praca w gastronomii bądź na barze, nie była czymś, w czym by się odnalazł. Znacznie bardziej wolał prace fizyczną, która stawiała mu wyzwania i nie zmuszała go do ciągłego kontaktu z ludźmi. Owszem, Fairweather był towarzyska i kontaktową osobą, która nie miała oporów przed tym by poznawać nowe osoby ale podczas godzin pracy, wolał skupiać się na swych obowiązkach, aniżeli wysłuchiwać czyichś problemów, przez które zaniedbywał swe obowiązki. Zakład kaletniczy był zaś w miejscem opustoszałym, w którym klient zjawiał się raz w miesiącu - to generowało obawy, związane z brakiem zarobku, nie towarzystwa.
— Sądzisz, że zawstydziłbym się na wzmiankę o seksie? Przy tobie? — uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową, zastanawiając się czy jego twarz faktycznie nie przybrała karmazynowych kolorów. Nie czuł przed nią wstydu i nie bał się mówić bez ogródek po tym jak spali ze sobą przynajmniej dwa razy. Nie lubił jednak takich dziewczęcych zasadzek, które przypominały matczyne morały. Nie oznaczało to jednak, że mówił takiej ewentualności n i e, bo przecież niczego nie pragnął bardziej niż jej. Fakt faktem, nie chciał by odbywało się to na zasadzie przyjacielskiego seksu ale każda chwila w której mógł mieć ją w swych ramionach, była warta pójścia na ustępstwa. — Powiedziałem, że nie przyszedłem tu z tego powodu ale nie mówiłem, że tego nie chce. Bo chce i to b a r d z o — powiedział śmiało, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Naprawdę starał się dbać o przyjaźń, której chciała ale niestety, przychodziło mu to z niemałym trudem. Ciężko było oprzeć się chęci posiadania jej tylko dla siebie i gryźć w język za każdym razem, gdy pragnął powiedzieć, co do niej czuł. Jeśli jednak znowu miała uciec w popłochu i przestać oddychać, wolał po prostu milczeć.
Gdy wróciła do salonu z kieliszkami, przysunął się do krawędzi kanapy i pochwycił zapalniczkę, mocno rozbawiony nadrukiem.
— Spoko, w takim razie częstuj się pizzą — powiedział, a następnie wziął między opuszki palców blanta, którego ostrożnie zrolował (by nadać mu pierwotny kształt, bo na pewno był odrobinę powyginany przez ciasną kieszeń) i w końcu odpalił, lecz nie z trudem, bo zapalniczka wcale nie chciała z nim współpracować. Gdy w końcu wziął pierwszego bucha, rozkaszlał się nagle i opadł leniwie na oparcie kanapy. Dawno tego nie robił, więc nic dziwnego, że jego płuca zapłonęły! — Chyba jestem na to za stary. Prawie rozerwało mi krtań i płuca! — odparł i wyciągnął rękę w jej kierunku, przekazując jej skręta. Przyglądał się temu, jak odkłada napoczęty kawałek pizzy i zaciąga się dymem.
ell c. donoghue
— Sądzisz, że zawstydziłbym się na wzmiankę o seksie? Przy tobie? — uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową, zastanawiając się czy jego twarz faktycznie nie przybrała karmazynowych kolorów. Nie czuł przed nią wstydu i nie bał się mówić bez ogródek po tym jak spali ze sobą przynajmniej dwa razy. Nie lubił jednak takich dziewczęcych zasadzek, które przypominały matczyne morały. Nie oznaczało to jednak, że mówił takiej ewentualności n i e, bo przecież niczego nie pragnął bardziej niż jej. Fakt faktem, nie chciał by odbywało się to na zasadzie przyjacielskiego seksu ale każda chwila w której mógł mieć ją w swych ramionach, była warta pójścia na ustępstwa. — Powiedziałem, że nie przyszedłem tu z tego powodu ale nie mówiłem, że tego nie chce. Bo chce i to b a r d z o — powiedział śmiało, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Naprawdę starał się dbać o przyjaźń, której chciała ale niestety, przychodziło mu to z niemałym trudem. Ciężko było oprzeć się chęci posiadania jej tylko dla siebie i gryźć w język za każdym razem, gdy pragnął powiedzieć, co do niej czuł. Jeśli jednak znowu miała uciec w popłochu i przestać oddychać, wolał po prostu milczeć.
Gdy wróciła do salonu z kieliszkami, przysunął się do krawędzi kanapy i pochwycił zapalniczkę, mocno rozbawiony nadrukiem.
— Spoko, w takim razie częstuj się pizzą — powiedział, a następnie wziął między opuszki palców blanta, którego ostrożnie zrolował (by nadać mu pierwotny kształt, bo na pewno był odrobinę powyginany przez ciasną kieszeń) i w końcu odpalił, lecz nie z trudem, bo zapalniczka wcale nie chciała z nim współpracować. Gdy w końcu wziął pierwszego bucha, rozkaszlał się nagle i opadł leniwie na oparcie kanapy. Dawno tego nie robił, więc nic dziwnego, że jego płuca zapłonęły! — Chyba jestem na to za stary. Prawie rozerwało mi krtań i płuca! — odparł i wyciągnął rękę w jej kierunku, przekazując jej skręta. Przyglądał się temu, jak odkłada napoczęty kawałek pizzy i zaciąga się dymem.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

Pokręciła przecząco głową, aż luźno rozpuszczone włosy chaotycznie omiotły jej twarz. — Nie mogę zapomnieć o tym, jak uroczo wyglądałeś z policzkami czerwonymi od gorączki — westchnęła, rozmarzona i uśmiechnęła się błogo. — Ale do cieknącego nosa wolę nie wracać — dodała, a zaraz uświadomiła sobie, że zaskoczona odwiedzinami, zapomniała zapytać o jego samopoczucie i wtedy wyraz jej twarzy zmienił się na nieco bardziej opiekuńczy. — Czujesz się już dobrze? Nic cię nie boli? — spytała i otoczyła mężczyznę uważnym spojrzeniem, jakby chciała wyłapać ewentualne symptomy niedoleczonej choroby. Gotowanie rosołu może i było dla niej wyzwaniem, ale opiekowanie się Milo i spędzenie niemal całego dnia u jego boku sprawiło jej dużo przyjemności. Lubiła jego towarzystwo i to, jak czuła się, kiedy był obok. Niestety nie była wystarczająco odważna, by skoczyć na głęboką wodę i dać mu to, czego pragnął — niczego bowiem nie bała się tak, jak uczuciowego zawodu i dlatego wolałaby stawiać drobne kroczki, zamiast od razu decydować się na z w i ą z e k. Zresztą, już samo brzmienie tego słowa wywoływało u niej niepokój i szybsze bicie serca. Z drugiej strony, nader często wracała myślami do jego słów i zapewnień, że nigdy nie mógłby przestać jej kochać. Zastanawiała się, czy mówił prawdę i dzięki czemu miał pewność, że nic, co Ell p r z y p a d k i e m odwali, nie zmieni jego uczuć? A może powiedział to tylko dlatego, że trawiła go gorączka?
Łobuzerski uśmiech Milo sprawił, że musiała przygryźć policzek i szybko wycofać się do kuchni po szklanki, by nie rzucić się na niego przed kolacją — była w y g ł o d n i a ł a, a nikt lepiej od niego nie był w stanie ugasić jej apetytu, bo tym, czego naprawdę chciała posmakować, były jego usta. Niczyje inne!
— Słyszałeś, że synek zielarki znowu zgubił pluszowego węża? Nie obchodzi mnie czy znajdzie się żywy czy martwy, ale wkurzają mnie rozwieszone po lesie plakaty. Widać, że malował je pięciolatek — rzuciła, przejmując od Milo skręta, którym zaciągnęła się głęboko. Powoli wypuściła z płuc dym, po czym wyzywająco poruszyła brwiami, jak chciała pokazać, że to nic trudnego! — Potrzebujesz praktyki — oceniła i zaciągnęła się raz jeszcze. Dopiero wtedy wróciła do pizzy a skręta oddała seksownemu sąsiadowi, który znowu zaczął męczyć się z zapalniczką. Aby ukrócić jego cierpieniom, Ell wstała, by poszukać innej. Otworzyła szufladę i wyciągnęła taką z rysunkiem kowboja. — Brakuje tylko napisu w stylu: Dziki Zachód rządzi się swoimi prawami — mówiąc, nienaturalnie obniżyła głos, a po chwili zaniosła się śmiechem; zioło szybko zaczęło na nią działać, a może to wcale nie jego zasługa?
Wróciła na kanapę i rozsiadła się obok Milo — blisko, bardzo blisko niego. Przesunęła po jego ciele leniwym spojrzeniem i uśmiechnęła się zadziornie.
— Tymczasem zabierz mnie na rodeo! — zakrzyknęła i choć zdawała sobie sprawę z tego, że brzmi g ł u p i o, wcale się nie przejęła. Przeciwnie, uznała za bardzo zabawne przyrównanie seksu do rodeo!
Łobuzerski uśmiech Milo sprawił, że musiała przygryźć policzek i szybko wycofać się do kuchni po szklanki, by nie rzucić się na niego przed kolacją — była w y g ł o d n i a ł a, a nikt lepiej od niego nie był w stanie ugasić jej apetytu, bo tym, czego naprawdę chciała posmakować, były jego usta. Niczyje inne!
— Słyszałeś, że synek zielarki znowu zgubił pluszowego węża? Nie obchodzi mnie czy znajdzie się żywy czy martwy, ale wkurzają mnie rozwieszone po lesie plakaty. Widać, że malował je pięciolatek — rzuciła, przejmując od Milo skręta, którym zaciągnęła się głęboko. Powoli wypuściła z płuc dym, po czym wyzywająco poruszyła brwiami, jak chciała pokazać, że to nic trudnego! — Potrzebujesz praktyki — oceniła i zaciągnęła się raz jeszcze. Dopiero wtedy wróciła do pizzy a skręta oddała seksownemu sąsiadowi, który znowu zaczął męczyć się z zapalniczką. Aby ukrócić jego cierpieniom, Ell wstała, by poszukać innej. Otworzyła szufladę i wyciągnęła taką z rysunkiem kowboja. — Brakuje tylko napisu w stylu: Dziki Zachód rządzi się swoimi prawami — mówiąc, nienaturalnie obniżyła głos, a po chwili zaniosła się śmiechem; zioło szybko zaczęło na nią działać, a może to wcale nie jego zasługa?
Wróciła na kanapę i rozsiadła się obok Milo — blisko, bardzo blisko niego. Przesunęła po jego ciele leniwym spojrzeniem i uśmiechnęła się zadziornie.
— Tymczasem zabierz mnie na rodeo! — zakrzyknęła i choć zdawała sobie sprawę z tego, że brzmi g ł u p i o, wcale się nie przejęła. Przeciwnie, uznała za bardzo zabawne przyrównanie seksu do rodeo!


about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

— Wiesz przecież, że nie jestem typem człowieka, który potrafi leżeć bezczynnie i poddawać się chorobie. Dla mnie to była katorga i gdybym musiał spędzić w łóżku resztę tygodnia, pewnie bym oszalał — pokręcił głową, licząc na to, że przez następny rok, nie złapie żadnego paskudztwa, które uwiąże go przy łóżku. — Wierzę więc mocno w to, że to twój bulion postawił mnie na nogi. Albo fakt, że byłaś obok — dodał, uśmiechając się ciepło. Z drugiej strony, tylko w ten sposób mógł osiągnąć swój cel i mieć ją przy sobie na dłużej; wolałby jednak nie cierpieć przy tym przez trawiącą jego organizm gorączkę i zmęczone od kasłania płuca. — Tak, wszystko wróciło do normy ale fajnie gdybyś wpadała na dłużej nie tylko gdy jestem umierający. Nie wymagam gotowania i skakania wokół mojej osoby, wystarczy, że po prostu wypełnisz trochę tę pustą przestrzeń — mówił ostrożnie, nie chcąc by znów się spłoszyła i wycofała. Sam nie wiedział kiedy sąsiadka stała się niezbędnym elementem jego życiowej układanki i jak to możliwe, że wcześniej potrafił układać je bez niej ale nie chciał by ich relacja NIE zatrzymała się na cholernym friendzonie, który w końcu doprowadzi do tego, że będzie usychał przez nieodwzajemnione uczucie a ich kontakt się urwie. Nie chciał tego - ani teraz ani p ó ź n i e j.
— Byle byś nie wpadła na pomysł by go szukać. Oboje wiemy jak zakończyły się poszukiwania zakopanego skarbu — prychnął, wspominając wyprawy w las, którą ostatecznie spędzili w jaskini, chowając się przed wygłodniałym niedźwiedziem. — Czy to nie wtedy chciałaś uprawiać seks w krzakach? — spytał, uśmiechając się zadziornie. Mógł korzystać wtedy, kiedy jeszcze nie kierowały nim uczucia i chęć posiadania jej na własność.
Nie mógł się nie zgodzić - nie pamiętał kiedy ostatnio miał styczność z marihuaną, więc nie był przyzwyczajony do duszącego dymu, który wypełniał jego płuca. Nie była to jednak czynność, którą zamierzał nagminnie powtarzać, więc nie uważał, by praktyka faktycznie była mu potrzebna. — Nie chce wiedzieć jak często palisz. Wyglądasz na zawodowca — zaśmiał się, klepiąc się otwartą dłonią w klatkę piersiową. Duszności po chwili ustąpiły, a on wypuścił powietrze z ust. — I też szybciej łapie cię faza. Chyba, że chodzi ci o takie na festynie? Z mechanicznym bykiem i kucykami dla dzieci? — spytał, spoglądając na dziewczynę, która rozsiadła się obok niego. Wychylił się by nałożyć na oba talerze po kawałku pizzy i wręczył jej jeden, chcąc nacieszyć się smakiem jedzenia, póki było jeszcze w miarę ciepłe. Jej spojrzenie sugerowało jednak, że głód tyczył się czegoś zupełnie innego - niekoniecznie pustego żołądka. Zrobił zaskoczoną minę i odłożył talerzyk z powrotem na stolik, nie będąc pewnym czy dobrze zrozumiał. — Ale w sensie, że tu i t e r a z? — spytał skonsternowany.
ell c. donoghue
— Byle byś nie wpadła na pomysł by go szukać. Oboje wiemy jak zakończyły się poszukiwania zakopanego skarbu — prychnął, wspominając wyprawy w las, którą ostatecznie spędzili w jaskini, chowając się przed wygłodniałym niedźwiedziem. — Czy to nie wtedy chciałaś uprawiać seks w krzakach? — spytał, uśmiechając się zadziornie. Mógł korzystać wtedy, kiedy jeszcze nie kierowały nim uczucia i chęć posiadania jej na własność.
Nie mógł się nie zgodzić - nie pamiętał kiedy ostatnio miał styczność z marihuaną, więc nie był przyzwyczajony do duszącego dymu, który wypełniał jego płuca. Nie była to jednak czynność, którą zamierzał nagminnie powtarzać, więc nie uważał, by praktyka faktycznie była mu potrzebna. — Nie chce wiedzieć jak często palisz. Wyglądasz na zawodowca — zaśmiał się, klepiąc się otwartą dłonią w klatkę piersiową. Duszności po chwili ustąpiły, a on wypuścił powietrze z ust. — I też szybciej łapie cię faza. Chyba, że chodzi ci o takie na festynie? Z mechanicznym bykiem i kucykami dla dzieci? — spytał, spoglądając na dziewczynę, która rozsiadła się obok niego. Wychylił się by nałożyć na oba talerze po kawałku pizzy i wręczył jej jeden, chcąc nacieszyć się smakiem jedzenia, póki było jeszcze w miarę ciepłe. Jej spojrzenie sugerowało jednak, że głód tyczył się czegoś zupełnie innego - niekoniecznie pustego żołądka. Zrobił zaskoczoną minę i odłożył talerzyk z powrotem na stolik, nie będąc pewnym czy dobrze zrozumiał. — Ale w sensie, że tu i t e r a z? — spytał skonsternowany.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

Wieść, że choroba odpuściła, a Milo czuł się dobrze, wyraźnie ją ucieszyła. Nie mniej niż urocze zapewnienie, że to ona — Ell Donoghue — się do tego przyczyniła. — Może powinnam rzucić pracę za barem i zostać uzdrowicielką? Albo zielarką? — rzuciła, ale zarówno ton głosu jak i rozbawiony wyraz twarzy dziewczyny wskazywały, że nie mówiła poważnie. Z w a r i o w a ł a b y, gdyby w kolejce po porady lub lecznicze mikstury ustawiali się do niej najstarsi mieszkańcy Tingaree. Lubiła ich i szanowała, ale — bogowie! — byli tak koszmarnie marudni! Znoszenie ich towarzystwa wymagało cierpliwości, której Ell brakowało. A gdyby miała dotykać ich pomarszczonych, szorstkich ciał?! — Nie, zapomnij, że w ogóle to powiedziałam — poprawiła się prędko. — Chcę leczyć tylko ciebie — zaznaczyła. Sąsiad był i d e a l n y m pacjentem — pod różnymi względami. Nie grymasił (nawet, kiedy okazało się, że rosół zdecydowanie różnił się od tego, robionego przez jego mamę) i pozwolił, by sama wybrała film. Zostawił dla niej ostatnie czekoladowe ciastko i mimo gorączki pomógł pozbyć się pająka, którego zobaczyła w łazience.
— Skoro tak ładnie prosisz — zgodziła się, ozdabiając usta przebiegłym uśmieszkiem. Nie miała s p r e c y z o w a n y c h planów, ale ostatnio częściej niż zwykle doskwierało jej znużenie i wierzyła, że Milo był w stanie zapewnić jej odrobinę rozrywki. Z korzyścią dla nich obojga, oczywiście!
Zrobiła smutną, zawiedzioną minkę, gdy powróciło do niej wspomnienie zaginionego skarbu — teraz przepadł on oraz mapa, którą znalazła przypadkiem. — To smutne, że niczego nie znaleźliśmy — mruknęła. — Cudowanie byłoby znaleźć skrzynie ze złotem. Albo pirackim rumem! — rozmarzyła się, choć w temacie alkoholi niezmiennie preferowała niedrogie wina, pozostawiające na języku niepodrabialny posmak s i a r k i.
Marihuana z pewnością wpływała na humor Ell, ale dziewczyna i bez niej miewała nie najmądrzejsze pomysły. Aby się zrelaksować, nie potrzebowała skręta. Był jednak miłym dodatkiem. Poza tym chciała się przekonać, jak zareaguje na niego organizm seksowanego sąsiada! W odpowiedzi na jego uszczypliwość wzruszyła ramionami z uśmiechem niewiniątka — może jednak była w czymś najlepsza?
— Nigdy nie ujeżdżałam mechanicznego byka — mruknęła, ponownie wciągając dym do płuc. Kiedy go wypuściła, poczuła lekkie skołowanie i odrobinę zakręciło się jej w głowie. Na szczęście siedziała, a mało prawdopodobne, by sturlała się z kanapy na drewnianą podłogę. Zaraz wgryzła się w pizzę. Ser ciągnął się przyjemnie, a sos pomidorowy wydawał się intensywniejszy niż zwykle. Mlasnęła ze smakiem i przetarła kąciki ust.
Z trudem powstrzymała śmiech, obserwując zmieszanie na twarzy Milo. — Wolałbyś w krzakach? — spytała, nawiązując do wcześniej wspomnianej sytuacji. Zdjęła z ramion zwiewną czerwoną narzutkę, udając, że nagle zrobiło się bardzo gorąco, po czym pochyliła się w stronę chłopaka, jakby chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili zmieniła kierunek, wyciągnęła mocniej rękę i chwyciła pilot do telewizora. — A może wolisz obejrzeć jakiś western? — zapytała, uśmiechając się słodko, wręcz niewinnie, jakby żadne kosmate myśli nie kłębiły się w jej głowie.
— Skoro tak ładnie prosisz — zgodziła się, ozdabiając usta przebiegłym uśmieszkiem. Nie miała s p r e c y z o w a n y c h planów, ale ostatnio częściej niż zwykle doskwierało jej znużenie i wierzyła, że Milo był w stanie zapewnić jej odrobinę rozrywki. Z korzyścią dla nich obojga, oczywiście!
Zrobiła smutną, zawiedzioną minkę, gdy powróciło do niej wspomnienie zaginionego skarbu — teraz przepadł on oraz mapa, którą znalazła przypadkiem. — To smutne, że niczego nie znaleźliśmy — mruknęła. — Cudowanie byłoby znaleźć skrzynie ze złotem. Albo pirackim rumem! — rozmarzyła się, choć w temacie alkoholi niezmiennie preferowała niedrogie wina, pozostawiające na języku niepodrabialny posmak s i a r k i.
Marihuana z pewnością wpływała na humor Ell, ale dziewczyna i bez niej miewała nie najmądrzejsze pomysły. Aby się zrelaksować, nie potrzebowała skręta. Był jednak miłym dodatkiem. Poza tym chciała się przekonać, jak zareaguje na niego organizm seksowanego sąsiada! W odpowiedzi na jego uszczypliwość wzruszyła ramionami z uśmiechem niewiniątka — może jednak była w czymś najlepsza?
— Nigdy nie ujeżdżałam mechanicznego byka — mruknęła, ponownie wciągając dym do płuc. Kiedy go wypuściła, poczuła lekkie skołowanie i odrobinę zakręciło się jej w głowie. Na szczęście siedziała, a mało prawdopodobne, by sturlała się z kanapy na drewnianą podłogę. Zaraz wgryzła się w pizzę. Ser ciągnął się przyjemnie, a sos pomidorowy wydawał się intensywniejszy niż zwykle. Mlasnęła ze smakiem i przetarła kąciki ust.
Z trudem powstrzymała śmiech, obserwując zmieszanie na twarzy Milo. — Wolałbyś w krzakach? — spytała, nawiązując do wcześniej wspomnianej sytuacji. Zdjęła z ramion zwiewną czerwoną narzutkę, udając, że nagle zrobiło się bardzo gorąco, po czym pochyliła się w stronę chłopaka, jakby chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili zmieniła kierunek, wyciągnęła mocniej rękę i chwyciła pilot do telewizora. — A może wolisz obejrzeć jakiś western? — zapytała, uśmiechając się słodko, wręcz niewinnie, jakby żadne kosmate myśli nie kłębiły się w jej głowie.


about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

— Nieskromnie powiem, że lepiej leczyć m n i e aniżeli połowę rezerwatu — wzruszył ramionami, próbując wyobrazić sobie zbierającą się pod jej domem kolejkę. Zielarką nie mogła zostać od tak - wymagana była specjalistyczna wiedza i znajomość roślin, które łatwo mogły wyrządzić komuś krzywdę. Szczerze wątpił w to, że dziewczyna posiadała jakiekolwiek doświadczenie w medycynie, bo niestety - przyklejony plaster i zagotowany rosół nijak go przekonywały. Niemniej, był jej wdzięczny za pomoc i twierdził, że w obliczu przeziębienia, poradziła sobie bardzo dobrze. — Gdybyś jednak była dobrą znachorką, mogłabyś żądać porządnej kasy. Szybko rozeszłaby się fama o uzdrowicielce i pewnie wiele osób byłoby ciekawych tego co potrafisz — dodał, choć doskonale wiedział, że społeczność z poza lasów Tingaree, niechętnie decydowała się na wizyty u tutejszych l e k a r z y - bali się i mylnie sądzili, że medycyna ta opierała się na korzystaniu z rytualnej magii. Z tą wcale nie chcieli mieć do czynienia.
— Nie proszę ale mógłbym — uśmiechnął się ciepło, sądząc, że byłby w stanie wyperswadować na niej w s z y s t k o; no może z wyjątkiem relacji na którą liczył od dawna. Sęk w tym, że mężczyzna nie chciałby wykorzystywać jej słabości, tylko po to by dostać to czego pragnął. Jeśli miała spędzać z nim czas, chciał by robiła to z własnej, nieprzymuszonej woli.
— Do dziś uważam, że to bujda ale nie pogardziłbym porządnym zastrzykiem gotówki. Odremontowałbym dom albo wymieniłbym furgonetkę na lepsze auto — odparł po chwili namysłu, pozwalając sobie na to by zanurzyć się w marzeniach. Taką kasę mógłby zainwestować na wiele sposobów - pomoc rodzinie, naprawa chaty, nowy samochód, wsparcie charytatywne, wyjazd na zasłużony urlop .. nie zmarnowałaby się.
— Ja raz. Podczas imprezy studenckiej. Ktoś zorganizował taka atrakcje, chyba chłopacy z bractwa — zmrużył oczy, próbując przypomnieć sobie jak właściwie ten mechaniczny byk znalazł się w domu studenckim. Niewiele z tej imprezy pamiętał, jednak pewien był tylko tego, że nie zdołał się utrzymać na byku na tyle długo, by pobić jakikolwiek rekord. Wbrew pozorom, było to cholernie trudne zadanie ale z jakiegoś powodu, uznano, że kobietom idzie nieco l e p i e j.
— Seks na łonie natury brzmi naprawdę spoko ale krzaki? Nie wiem, chyba bałbym się, że wąż albo tarantula wpełzną mi do tyłka — zażartował i wyciągnął się po swój talerz by wgryźć się w kawałek pizzy. Od razu wydał z siebie cichy jęk, sugerujący, że pizza była tym, czego potrzebował jego żołądek. — Chyba nigdy nie oglądałem. Mój tata jest fanem takich rzeczy — odparł z pełną buzią i otarł kąciki ust z nadmiaru mąki. Sięgnął po pilota i wręczył go dziewczynie, pozwalając by włączyła to, na co miała ochotę.
ell c. donoghue
— Nie proszę ale mógłbym — uśmiechnął się ciepło, sądząc, że byłby w stanie wyperswadować na niej w s z y s t k o; no może z wyjątkiem relacji na którą liczył od dawna. Sęk w tym, że mężczyzna nie chciałby wykorzystywać jej słabości, tylko po to by dostać to czego pragnął. Jeśli miała spędzać z nim czas, chciał by robiła to z własnej, nieprzymuszonej woli.
— Do dziś uważam, że to bujda ale nie pogardziłbym porządnym zastrzykiem gotówki. Odremontowałbym dom albo wymieniłbym furgonetkę na lepsze auto — odparł po chwili namysłu, pozwalając sobie na to by zanurzyć się w marzeniach. Taką kasę mógłby zainwestować na wiele sposobów - pomoc rodzinie, naprawa chaty, nowy samochód, wsparcie charytatywne, wyjazd na zasłużony urlop .. nie zmarnowałaby się.
— Ja raz. Podczas imprezy studenckiej. Ktoś zorganizował taka atrakcje, chyba chłopacy z bractwa — zmrużył oczy, próbując przypomnieć sobie jak właściwie ten mechaniczny byk znalazł się w domu studenckim. Niewiele z tej imprezy pamiętał, jednak pewien był tylko tego, że nie zdołał się utrzymać na byku na tyle długo, by pobić jakikolwiek rekord. Wbrew pozorom, było to cholernie trudne zadanie ale z jakiegoś powodu, uznano, że kobietom idzie nieco l e p i e j.
— Seks na łonie natury brzmi naprawdę spoko ale krzaki? Nie wiem, chyba bałbym się, że wąż albo tarantula wpełzną mi do tyłka — zażartował i wyciągnął się po swój talerz by wgryźć się w kawałek pizzy. Od razu wydał z siebie cichy jęk, sugerujący, że pizza była tym, czego potrzebował jego żołądek. — Chyba nigdy nie oglądałem. Mój tata jest fanem takich rzeczy — odparł z pełną buzią i otarł kąciki ust z nadmiaru mąki. Sięgnął po pilota i wręczył go dziewczynie, pozwalając by włączyła to, na co miała ochotę.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

Zapewne właśnie tak skończyłaby się przygoda z zielarstwem — Ell pomyliłaby kształt dwóch podobnych liści i przypadkiem zaserwowała choremu truciznę zamiast lekarstwa, niszcząc sobie karierę. Zresztą, wątpiła, by znalazła się osoba na tyle n a i w n a, by uwierzyć, że Ell Donoghue była w stanie komuś pomóc, zamiast napytać biedy. Zwykle bowiem rozsiewała za sobą nieszczęścia i nikt już się nie dziwił, kiedy niedługo po tym jak pochwaliła uprawy, nagle więdły lub rodziły mniejsze owoce. — Na szczęście mam inne umiejętności — stwierdziła, nie próbując ukryć rozbawienia. — Mogłabym na przykład, być znachorką od spraw sercowo—łóżkowych! Co o tym myślisz? Oczywiście bardziej łóżkowych niż sercowych, ale jedno wpływa na drugie, więc połowicznie jestem ekspertką! — wywnioskowała. Gdyby musiała zastanowić się nad tych chwilę dłużej, zapewne rozbolałaby ją głowa, bo już teraz zaczynała odczuwać jakieś nieprzyjemne mdłości — zbyt intensywne myślenie miało na nią niekorzystny wpływ!
— Żadna bujda, Fariweather! — poprawiła go, głęboko — i naiwnie — wierząc, że zakopane przed wielu laty skarby wciąż czekały na odnalezienie. — Mógłbyś też zabrać mnie na wycieczkę. Ale nie do nowoczesnego hotelu, takich nie lubię. Może na małą wyspę? Albo do Afryki na safari. Albo do Argentyny! — rzucała propozycjami, na chwile zapominając o tym, że wydaje cudze pieniądze, w dodatku wyimaginowane. — Powinniśmy gdzieś pojechać. Pod namiot — zasugerowała, tym razem z większą rozwagą, pamiętając, że ma na koncie nieco pond sto dolarów i pokaźne zadłużenie, z którego wybrnie tylko, jeśli sprzeda nerkę, płuco i kawałek wątroby. Zaraz spojrzała na Milo, chcąc wyczuć, czy chłopak w ogóle był zainteresowany realizacją takiego pomysłu. Wyrwanie się z monotonnego otoczenia choćby na jedną noc brzmiało niezwykle kusząco i pozwoliłoby im spędzić trochę czasu tylko we dwoje (najwyżej w otoczeniu komarów).
Zakryła uszy dłońmi — nie chciała słuchać o t a r a n t u l a c h! Dzielnie znosiła obecność większości żyjątek, ale pająki okropnie ją przerażały.
Przez chwilę przyglądała się jedzącemu mężczyźnie, a uśmiech wciąż nie schodził jej z ust. Dopiero gdy pilot pojawił się w jej dłoni, pozwoliła sobie na lekki grymas i znużone westchnięcie. Mimo to włączyła telewizor i zaczęła przerzucać kanały. Żaden program nie wydał jej się interesujący, aż trafiła na taki o gotowaniu, gdzie ubrany na biało kucharz tłumaczył, jak zrobić pizzę. Ell podciągnęła nogi pod brodę i z uwagą wsłuchała się w jego słowa. — Następnym razem sami zrobimy pizzę. Muszę kupić fartuch — stwierdziła, zerkając z ukosa na Milo, który zdawał się niedowierzać.
— Żadna bujda, Fariweather! — poprawiła go, głęboko — i naiwnie — wierząc, że zakopane przed wielu laty skarby wciąż czekały na odnalezienie. — Mógłbyś też zabrać mnie na wycieczkę. Ale nie do nowoczesnego hotelu, takich nie lubię. Może na małą wyspę? Albo do Afryki na safari. Albo do Argentyny! — rzucała propozycjami, na chwile zapominając o tym, że wydaje cudze pieniądze, w dodatku wyimaginowane. — Powinniśmy gdzieś pojechać. Pod namiot — zasugerowała, tym razem z większą rozwagą, pamiętając, że ma na koncie nieco pond sto dolarów i pokaźne zadłużenie, z którego wybrnie tylko, jeśli sprzeda nerkę, płuco i kawałek wątroby. Zaraz spojrzała na Milo, chcąc wyczuć, czy chłopak w ogóle był zainteresowany realizacją takiego pomysłu. Wyrwanie się z monotonnego otoczenia choćby na jedną noc brzmiało niezwykle kusząco i pozwoliłoby im spędzić trochę czasu tylko we dwoje (najwyżej w otoczeniu komarów).
Zakryła uszy dłońmi — nie chciała słuchać o t a r a n t u l a c h! Dzielnie znosiła obecność większości żyjątek, ale pająki okropnie ją przerażały.
Przez chwilę przyglądała się jedzącemu mężczyźnie, a uśmiech wciąż nie schodził jej z ust. Dopiero gdy pilot pojawił się w jej dłoni, pozwoliła sobie na lekki grymas i znużone westchnięcie. Mimo to włączyła telewizor i zaczęła przerzucać kanały. Żaden program nie wydał jej się interesujący, aż trafiła na taki o gotowaniu, gdzie ubrany na biało kucharz tłumaczył, jak zrobić pizzę. Ell podciągnęła nogi pod brodę i z uwagą wsłuchała się w jego słowa. — Następnym razem sami zrobimy pizzę. Muszę kupić fartuch — stwierdziła, zerkając z ukosa na Milo, który zdawał się niedowierzać.


about me
Porzucił dobrą i satysfakcjonująca prace by przejąć rodzinny zakład kaletniczy, który nie przynosi zysków ale zyskał serce sąsiadki, którą zna od dziecka.

— Masz aż takie doświadczenie? Ktoś powinien też za ciebie poręczyć abyś wypadła bardziej wiarygodnie w oczach klientów. Oczywiście zgłaszam się na ochotnika ale nie wiem czy to wystarczy — wzruszył ramionami i próbował delikatnie wybadać grunt. Nie wiedział ilu partnerów miała, bo tak naprawdę .. nigdy się tym nie interesował ale raczej nie często widywał ją z chłopakami. Był tylko Mike z którym bujała się przez dłuższy czas ale nie miał pewności czy dziewczyna poszła z nim do łóżka. — Poza tym, warto byłoby mieć na koncie przynajmniej jedną, stabilną relacje by móc udzielać rady innym? Chyba, że zamierzałabyś ich jedynie zniechęcać do związków i mówić, że życie singla jest więcej warte — dodał z rozbawieniem, czując, że to właśnie była droga, która obrałaby sąsiadka. Czy Donoghue miała kiedykolwiek chłopaka? Snuła wspólne plany na przyszłość? K o c h a ł a kogoś?
Planował zabrać ją na wycieczkę. Była jedyną osobą, którą widział u swego boku podczas wakacji w Nowej Zelandii i wiedział, że oboje dobrze wykorzystaliby jego świąteczny prezent, który ciążył mu odkąd Auden zdecydowała się odejść. Nie zamierzał lecieć nigdzie sam, bo co miałby tam robić? Na pewno by odpoczął i odwiedził masę ciekawych miejsc ale przezywanie tego w pojedynkę nie było wiele warte.
— Argentyna brzmi ekstra. Gdyby było mnie stać, na pewno bym cię zabrał ale ten skarb to bajka. Mój ojciec słyszał o nim gdy byłem mały i podobno cała starszyzna go szukała — westchnął, próbując uzmysłowić jej, że trzymała jedynie wytworu czyjejś wyobraźni. — W zasadzie jakieś dwa miesiące temu, chciałem ci zaproponować mały urlop ale pojawił się Mike i .. po prostu odpuściłem — urwał, zdając sobie sprawę, że data ważności tego prezentu minie lada chwila. Szkoda gdyby czyjeś pieniądze miały się zmarnować, bo przecież prezent był spełnieniem kolejnych marzeń o podróżach. Odkąd wrócił do Lorne, skupiał się na prowadzeniu domu oraz zakładu, zapominając o własnych potrzebach i planach. — Dostaliśmy z Auden na święta bilety lotnicze do Nowej Zelandii. Mam wolny bilet i zbliżający się termin ważności ale nie mam z kim tam polecieć — dodał, spoglądając na nią niepewnie. Nie był pewien jak zareagowałaby na zaproszenie ale zważywszy na jej wcześniejsze słowa, była szansa, że zgodziłaby się mu towarzyszyć. — W Pearl Lagune jest ole namiotowe ale chyba wolałbym pojechać gdzieś dalej. I gdzieś,gdzie nic nas nie zabije we śnie. T a r a n t u l a! — krzyknął nagle, wyłapując moment w którym odsłoniła uszy. Nawet chwycił ją za udo, jak pająk! Uważał ze wspólny wypad pod namiot byłby całkiem fajną sprawą - lubił czasem uciec od miasta i rzeczywistości, oddając się naturze i nic nie robieniu; zwłaszcza gdy ona byłaby obok. Na pewno znaleźliby c i e k a w e zajęcia.
— Ale wiesz, że najzdolniejsi kucharze, ci od gwiazdek Michelin, nie nosząc nic pod tym fartuchem? — zażartował i zafalował brwiami, sięgając po kolejny kawałek pizzy, który ułożył sobie na talerzyku.
ell c. donoghue
Planował zabrać ją na wycieczkę. Była jedyną osobą, którą widział u swego boku podczas wakacji w Nowej Zelandii i wiedział, że oboje dobrze wykorzystaliby jego świąteczny prezent, który ciążył mu odkąd Auden zdecydowała się odejść. Nie zamierzał lecieć nigdzie sam, bo co miałby tam robić? Na pewno by odpoczął i odwiedził masę ciekawych miejsc ale przezywanie tego w pojedynkę nie było wiele warte.
— Argentyna brzmi ekstra. Gdyby było mnie stać, na pewno bym cię zabrał ale ten skarb to bajka. Mój ojciec słyszał o nim gdy byłem mały i podobno cała starszyzna go szukała — westchnął, próbując uzmysłowić jej, że trzymała jedynie wytworu czyjejś wyobraźni. — W zasadzie jakieś dwa miesiące temu, chciałem ci zaproponować mały urlop ale pojawił się Mike i .. po prostu odpuściłem — urwał, zdając sobie sprawę, że data ważności tego prezentu minie lada chwila. Szkoda gdyby czyjeś pieniądze miały się zmarnować, bo przecież prezent był spełnieniem kolejnych marzeń o podróżach. Odkąd wrócił do Lorne, skupiał się na prowadzeniu domu oraz zakładu, zapominając o własnych potrzebach i planach. — Dostaliśmy z Auden na święta bilety lotnicze do Nowej Zelandii. Mam wolny bilet i zbliżający się termin ważności ale nie mam z kim tam polecieć — dodał, spoglądając na nią niepewnie. Nie był pewien jak zareagowałaby na zaproszenie ale zważywszy na jej wcześniejsze słowa, była szansa, że zgodziłaby się mu towarzyszyć. — W Pearl Lagune jest ole namiotowe ale chyba wolałbym pojechać gdzieś dalej. I gdzieś,gdzie nic nas nie zabije we śnie. T a r a n t u l a! — krzyknął nagle, wyłapując moment w którym odsłoniła uszy. Nawet chwycił ją za udo, jak pająk! Uważał ze wspólny wypad pod namiot byłby całkiem fajną sprawą - lubił czasem uciec od miasta i rzeczywistości, oddając się naturze i nic nie robieniu; zwłaszcza gdy ona byłaby obok. Na pewno znaleźliby c i e k a w e zajęcia.
— Ale wiesz, że najzdolniejsi kucharze, ci od gwiazdek Michelin, nie nosząc nic pod tym fartuchem? — zażartował i zafalował brwiami, sięgając po kolejny kawałek pizzy, który ułożył sobie na talerzyku.
ell c. donoghue


about me
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje, bo seksowny sąsiad zabiera ją na randki.

Ostatnią — i jednocześnie jedyną — stabilną relacją w życiu Ell był związek z czasów, gdy miała osiem lat i poważne problemy z wymową. Chłopak, z którym chodziła za rękę (ale tylko wtedy, gdy inne dzieciaki nie patrzyły w ich stronę), dzieliła się upieczonymi przez babcię ciasteczkami i zawsze pierwszego wybierała do swojej drużyny był naprawdę m i ł y. Prawdę mówiąc, ledwie go pamiętała, ale musiał być sympatyczny lub posiadać inne pozytywne cechy, którymi zauroczył ośmioletnią Ell. Natomiast kwestia związków łóżkowych wyglądała w jej przypadku zgoła inaczej, przez co zaczerwieniła się lekko, ale bardziej z dumy niż zawstydzenia. Widomo, że Donoghue preferowała wolną miłość — w której uczucia nie miały żadnego znaczenia. Nie miała w życiu wielu partnerów i z większością z nich nie sypiała z przypadku, ale żaden nie sprawił, by z w i ą z e k stał się czymś, czego zapragnęła spróbować. Żaden też nie powiedział, że ją k o c h a, przez co uczucia wciąż były dla niej nieco abstrakcyjne i przerażające. — Wcale nie twierdzę, że życie singla jest więcej warte, skąd! Uważam, że jest łatwiejsze. Myślisz, że gdybyśmy zostali parą, udowodniłbyś mi, że nie mam racji? — spytała, zadziornie unosząc brew i wgryzając się ze smakiem w kawałek pizzy; przełknąwszy kęs, oblizała wargi, gdyż czuła w kącikach resztkę pomidorowego sosu. — Jak wyglądałaby nasza codzienność, gdybyśmy byli razem? — poruszyła temat, który od pewnego czasu nie dawał jej spokoju. Prawdę mówiąc, zastanawiała się nad tym, od kiedy Milo przyznał się do swoich uczuć. Wielokrotnie zamykała oczy i próbowała wyobrazić sobie ich w s p ó l n e życie, ale przez brak doświadczenia, od razu przychodziły jej na myśl kłótnie zaobserwowane u innych par lub obojętność, która powoli — prawdopodobnie z racji wieku — doparła jej rodziców.
Ułożyła usta w podkówkę, ale pokiwała głową ze zrozumieniem. — Wiem, że to bujda, ale lubię udawać, że życie pełne jest zaginionych skarbów czekających na odnalezienie. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś znajdę, choćby mały — wyjaśniła, lekko wzruszając ramionami. Była marzycielką i niepoprawną optymistką niemal w każdym aspekcie życia!
— Och, Mike… — westchnęła z niechęcią. Mike był m i ł y m gościem, ale koszmarnie wręcz nudnym, nijakim. Całe szczęście, że prędko pojął, że komuś takiemu jak Ell potrzebny jest przy boku ktoś o odmiennym usposobieniu. Mimo to miała świadomość, że wyrządziła mu krzywdę, odtrącając jego zaloty.
Słysząc początek wypowiedzi seksownego sąsiada rozszerzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko — niemal natychmiast zaczęła zastanawiać się, co ze sobą zabierze na wspaniałe wakacje w Nowej Zelandii, ale gdy niespodziewanie padło imię A u d e n, skrzywiła się i osunęła się na kanapie. — Liczyłam, że nigdy więcej o niej nie usłyszę — fuknęła, krzyżując ręce. Za żadne skarby — nawet te nieodnalezione — nie przyznałaby się do tego, ale poczuła coś jakby ukłucie w sercu, bardzo głęboko. Było nieprzyjemne i gorzkie, a ktoś normalny zapewne nazwałby je z a z d r o ś c i ą. — Nie lubię, kiedy o niej mówisz — zaznaczyła; wbiła wzrok w telewizor, chociaż nie była zainteresowana programem. Dopiero krzyk Milo i raptowne uszczypnięcie sprawiły, że się uśmiechnęła.
— Przecież obroniłbyś mnie przed tarantulą — zauważyła, choć nie miała pojęcia, czy chłopak zdobyłby się na taką odwagę i stoczył bitwę z gigantycznym pająkiem, by ja ocalić.
— Więc całkowicie zrezygnujmy z fartuchów — rzuciła bezpardonowo i zabrała sąsiadowi talerz z ręki. Odłożyła go na stolik i wślizgnęła się Milo na kolana, moszcząc się wygodnie na jego udach. Zanim cokolwiek powiedziała, strąciła z jego wargi okruszek ciasta i przejechała palcami po jego zakręconych włosach. — Powinniśmy ustalić kolejność, żeby się w tym nie pogubić. Najpierw pojedziemy pod namiot. Teraz niebo jest wspaniałe i można bez problemu podziwiać na nim gwiazdy. Później, jak wrócimy, zajmiemy się pizzą — mówiła, ściągając dłoń spomiędzy jego włosów i przesuwając palce na policzek. — A na koniec, jeśli więcej nie wspomnisz o Auden, polecimy na wakacje — zaproponowała. Aż ciężko uwierzyć, że ona — Ell Donoghue — poczyniła p l a n y.
Ułożyła usta w podkówkę, ale pokiwała głową ze zrozumieniem. — Wiem, że to bujda, ale lubię udawać, że życie pełne jest zaginionych skarbów czekających na odnalezienie. Mam nadzieję, że kiedyś jakiś znajdę, choćby mały — wyjaśniła, lekko wzruszając ramionami. Była marzycielką i niepoprawną optymistką niemal w każdym aspekcie życia!
— Och, Mike… — westchnęła z niechęcią. Mike był m i ł y m gościem, ale koszmarnie wręcz nudnym, nijakim. Całe szczęście, że prędko pojął, że komuś takiemu jak Ell potrzebny jest przy boku ktoś o odmiennym usposobieniu. Mimo to miała świadomość, że wyrządziła mu krzywdę, odtrącając jego zaloty.
Słysząc początek wypowiedzi seksownego sąsiada rozszerzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko — niemal natychmiast zaczęła zastanawiać się, co ze sobą zabierze na wspaniałe wakacje w Nowej Zelandii, ale gdy niespodziewanie padło imię A u d e n, skrzywiła się i osunęła się na kanapie. — Liczyłam, że nigdy więcej o niej nie usłyszę — fuknęła, krzyżując ręce. Za żadne skarby — nawet te nieodnalezione — nie przyznałaby się do tego, ale poczuła coś jakby ukłucie w sercu, bardzo głęboko. Było nieprzyjemne i gorzkie, a ktoś normalny zapewne nazwałby je z a z d r o ś c i ą. — Nie lubię, kiedy o niej mówisz — zaznaczyła; wbiła wzrok w telewizor, chociaż nie była zainteresowana programem. Dopiero krzyk Milo i raptowne uszczypnięcie sprawiły, że się uśmiechnęła.
— Przecież obroniłbyś mnie przed tarantulą — zauważyła, choć nie miała pojęcia, czy chłopak zdobyłby się na taką odwagę i stoczył bitwę z gigantycznym pająkiem, by ja ocalić.
— Więc całkowicie zrezygnujmy z fartuchów — rzuciła bezpardonowo i zabrała sąsiadowi talerz z ręki. Odłożyła go na stolik i wślizgnęła się Milo na kolana, moszcząc się wygodnie na jego udach. Zanim cokolwiek powiedziała, strąciła z jego wargi okruszek ciasta i przejechała palcami po jego zakręconych włosach. — Powinniśmy ustalić kolejność, żeby się w tym nie pogubić. Najpierw pojedziemy pod namiot. Teraz niebo jest wspaniałe i można bez problemu podziwiać na nim gwiazdy. Później, jak wrócimy, zajmiemy się pizzą — mówiła, ściągając dłoń spomiędzy jego włosów i przesuwając palce na policzek. — A na koniec, jeśli więcej nie wspomnisz o Auden, polecimy na wakacje — zaproponowała. Aż ciężko uwierzyć, że ona — Ell Donoghue — poczyniła p l a n y.