pielęgniarka
prywatna praktyka
162 cm
26 yo
Awatar użytkownika
about me
Wróciła do Lorne po skrajnie nieprzyjemnym rozstaniu i choć miała inne plany, to zajmuje się bratankiem i próbuje znaleźć w życiu jakiś sens, bo na razie w niczym go nie widzi.
Awatar użytkownika
Velvet nie była jakąś zakupoholiczką i nie było też tak, że uwielbiała łazić po sklepach i coś oglądać, ale jak już trzeba było zrobić zakupy, nawet te podstawowe, to lubiła sobie pochodzić po supermarkecie powoli i w spokoju. Zawsze coś wtedy wyhaczyła fajnego i mogła sobie wymyślać i planować, co przygotować na obiad, obejrzeć rodzaje kaw czy poczytać składy kosmetyków.
Ale od jakiegoś czasu nie dało się zrobić zakupów w spokoju. Głównie dlatego, że nie chodziła na nie sama.
Ten dzień w ogóle był jakiś taki w biegu, może nawet w locie. Cavendish miała wrażenie, że z niczym nie wyrabia, a do tego całe otoczenie jakby robiło jej na złość. Jednak analizowanie tych wszystkich sytuacji, roztrząsanie ich i marudzenie do samej siebie, jak to dzisiaj jest pod górkę, zmarnowałoby tylko jej czas i nic by z tego nie wynikło oprócz zepsutego humoru. Lepiej było po prostu robić swoje, realizować plan na dany dzień, nie zwracając uwagi na poślizg czasowy czy inne drobne trudności.
Miała wyskoczyć do sklepu po trochę podstawowych rzeczy, koniecznie w czasie gdy Theo będzie w żłobku. Telefon Velvet zadzwonił, gdy zamykała drzwi mieszkania, więc zamiast pojechać na te zakupy samotnie, musiała skręcić do placówki i odebrać chłopca, który podobno kaszlał podczas drzemki. Parę ładnych inaczej słów wymruczała sobie pod nosem, ale naprawdę starała się nie denerwować zbyt bardzo. Po prostu pojechali do supermarketu we dwójkę.
Parking był zawalony i Velvet zastanawiała się, czy to dzień matki boskiej pieniężnej, czy o co chodzi. Dziwne było też to, że pora również nie należała do tych typowo zakupowych, w końcu większość ludzi powinna siedzieć w pracy. Po przejechaniu wszystkich alejek dopiero na szarym końcu znalazła dwa miejsca parkingowe. I pewnie mogłaby stanąć na środku, nikim się nie przejmując, a jednak jakoś odruchowo spróbowała zaparkować w miarę poprawnie, aby zmieścić się pomiędzy liniami i jeszcze zostawić sąsiadowi możliwość otwarcia drzwi, bo kierowca chyba właśnie miał jakiś problem z parkowaniem i stanął dosyć krzywo. To sprawiło, że i Velvet zaparkowała z jednej strony na linii albo minimalnie za nią, a jeszcze musiała szeroko otworzyć drzwi, aby wyciągnąć dziecko z fotelika.
Wyszli mniej więcej godzinę później, Velvet umęczona, a Theo zadowolony, bo w dłoni dzierżył resoraka. Po pokonaniu całego parkingu i dotarciu do samochodu okazało się, że ktoś wcisnął się autem na to niepełne miejsce obok nich. Kiedy wysiadała z samochodu, liczyła na to, że nikomu nie przyjdzie do głowy, aby się tam wciskać. No i się przeliczyła. Powstrzymała się jakimś cudem, żeby nie rzucić kilkoma kurwami, bo nie powinny tego słuchać młodociane uszy, których właściciel z chęcią zacząłby powtarzać nieodpowiednie słowa.
Ale jak niby miała teraz wsiąść do auta? Gdyby była sama, to spoko, jakoś by się zmieściła. Mogłaby też spróbować od strony pasażera i przecisnąć się w ten sposób. Wsadzenie jednak dziecka do fotelika w obecnej chwili było niemożliwe. Wściekanie się w tym momencie nie miało jednak sensu, więc zamiast kombinować, po prostu powoli poprzekładała wszystkie zakupy ze sklepowego wózka do bagażnika, myśląc, że w tym czasie właściciel sąsiadującego pojazdu akurat nadejdzie. Velvet rozmyślała też nad tym, czy jak pójdzie do ochrony, poda numery rejestracyjne pojazdu, to pracownicy będą tak uprzejmi, by wywołać niezbyt rozgarniętego kierowcę, aby po prostu wyjechał i umożliwił jej otwarcie drzwi samochodu. Stanie przy aucie i czekanie było bez sensu, mogła przecież tak czekać nawet godzinę.
I już w sumie zawróciła wózkiem, żeby wykonać ten plan (choć ani trochę jej się nie uśmiechało gnać przez cały parking), gdy dostrzegła kogoś idącego w jej stronę. To oczywiście mógł być właściciel jakiegoś innego auta, czy to stojącego dwa miejsca dalej, czy nawet trzy. Ale światła w sąsiednim aucie zamigotały, co oznaczało, że jednak jest to ten durny kierowca, który Velvet zastawił. Miał pecha, bo naprawdę miała gorszy dzień i się w niej teraz zagotowało, choć mogłaby odpuścić, po prostu odprowadzić wózek pod wiatę, a po powrocie mogłaby już normalnie wsadzić Theo do samochodu. Odczekała to pół minuty, aż mężczyzna zbliżył się na tyle, aby usłyszeć, co Velvet ma mu do powiedzenia.
Nie uczyli cię na kursie, że na parkingu należałoby zostawić miejsce od strony kierowcy, aby inni też mogli otworzyć drzwi? – odezwała się wyraźnie zirytowanym tonem. – Wszystkim się wydaje, że są na drodze najważniejsi! Naprawdę, wypadałoby czasami zacząć myśleć! – Być może trochę się zapędziła, mogła to zrobić delikatniej, bardziej kulturalnie zwrócić uwagę, skoro już się zdecydowała odezwać. Ale naprawdę była zła. Zła i zmęczona. I zrezygnowana. I znowu marnowała czas. A do tego Theo zaczynał marudzić. Chociaż w sumie i tak Velvet wykazała się względną kulturą, nie potrafiłaby być aż tak chamska, by powiedzieć komuś, że jest bucem i chyba wylosował prawo jazdy w chipsach.
Wcześniej patrzyła pod słońce i z pewnej odległości. Dlatego dopiero gdy skończyła mówić i oboje stali już względnie blisko siebie, bo przy samochodach, zauważyła, na kogo trafiła i kogo właśnie przyatakowała.
No zajebiście.
rory chandler
ambitny krab
V.
brak multikont
zastępca redaktorki naczelnej / grafik
THE CAIRNS POST
185 cm
29 yo
Awatar użytkownika
about me
Wyjechał na studia dziennikarskie w pogoni za marzeniami i gdy był już u ich bram, musiał wrócić do miasta z powodów rodzinnych.
Awatar użytkownika
#2

Rory nienawidził zakupów. Jak musiał podjechać do sklepu i coś kupić to dostawał na tym punkcie gorączki. Praktycznie wcale nie gotował, bo jechał na diecie pudełkowej. Mimo to czasami musiał kupić kilka innych rzeczy potrzebnych do mieszkania, takich jak np. papier toaletowy, płyn do mycia naczyń i tego typu rzeczy.
Oczywiście, że miejsca takie jak to rządzą się swoimi prawami i nigdy nie wchodzisz do sklepu po kilka rzeczy. Tym razem było podobnie i plan na szybkie, maksymalnie dziesięcio-minutowe zakupy spalił na panewce. Przechadzał się między regałami licząc na to, że wpadnie mu do głowy pomysł na coś, czego jeszcze potrzebował. Miał dziś kupę czasu, bo rzeczy, które musiał zrobić do pracy mógł spokojnie wykonać we własnym mieszkaniu. Poza tym uznał, że skoro już wybrał się do sklepu to zrobi te zakupy raz, a porządnie. Kupił dużo czipsów, bo przecież zaczynały się finały NBA, a jako wielki fan Dallas Mavericks nie mógł opuścić żadnego meczu. Znalazł promocję również na piwo, więc szybko zwykły ręczny koszyk musiał zamienić na duży wózek zakupowy. W ten oto sposób, przez kilka dupereli zostawił w markecie dużo pieniędzy, o wiele za dużo.
Jeszcze przed kasą spotkał jednego z kumpli z redakcji, z którym zamienił kilka słów. Panowie nie widzieli się długi czas, ponieważ jego znajomy był na dość długim urlopie. Faceci, jak to oni zamienili kilka słów o laskach, o przyszłych finałach NBA i tak zleciało im kilkanaście kolejnych minut. Na szczęście jeden z nich musiał już uciekać i panowie umówili się na jakiś konkretny termin. Po prostu na pogaduszki.
Wyszedł z reklamówkami zakupów, których nawet się nie spodziewał, bo miał kupić tylko kilka potrzebnych rzeczy. Zawsze tak jest, że wychodzisz po pierdołę, a wydajesz kupę kasy. Tak właśnie działały takie hipermarkety. Duże cenówki i banery, które zawsze skuszą.
Koło jego samochodu stała jakaś blondynka wraz z dzieckiem. Przeszedł obok niej praktycznie bez słów, bo nie spodziewał się żadnej interakcji. Nawet nie przyjrzał jej się w ów momencie, bo po prostu nie był zainteresowany Dopiero gdy ta zaczęła coś do niego mówić, odwrócił głowę przez ramię i nawet nie skupiając się na jej twarzy wysłuchiwał obelg w swoim kierunku. — Nie było tu miejsca do zaparkowania, więc musiałem się jakoś wcisnąć. Poza tym nie panikuj, zawsze mogłaś wejść przez bagażnik — zaśmiał się pod nosem, po czym trochę lekceważąco otworzył bagażnik do którego zapakował wszystkie swoje zakupy. Dopiero po zamknięciu klapy spojrzał na dziewczynę i doznał szoku. Przecież była to bardzo dobrze znajoma mu buźka. Oparł się tyłkiem o bagażnik swojego auta i z aroganckim uśmieszkiem powiedział. — Nic się nie zmieniłaś, Cavendish — pokręcił głową, a z jego głupkowatej twarzy nie schodził uśmieszek nawet przez sekundę. Miał ten plus, że na jego nosie były okulary i dziewczyna w żaden sposób nie mogła ocenić tego, że brunet lustruje ją wzrokiem. Ją i dziecko, na widok którego był delikatnie zszokowany.
To Twoje? — uniósł okulary tak, aby lepiej przyjrzeć się dziecku — W ogólne nie podobne — zaznaczył, chcąc wbić jej lekką szpileczkę. Oczywiście nawet nie analizował czy to dziecko jest do niej podobne, czy nie. W sumie to dawno się nie widzieli, a od ich ostatnich wspólnych chwil minęło już kupę czasu, więc może faktycznie Velvet była w szczęśliwym związku, a co za tym idzie również posiadaczką cudownego potomstwa.

velvet cavendish
ambitny krab
momo.
brak multikont
pielęgniarka
prywatna praktyka
162 cm
26 yo
Awatar użytkownika
about me
Wróciła do Lorne po skrajnie nieprzyjemnym rozstaniu i choć miała inne plany, to zajmuje się bratankiem i próbuje znaleźć w życiu jakiś sens, bo na razie w niczym go nie widzi.
Awatar użytkownika
Mało kto lubi bezpośrednie konfrontacje i gdyby Velvet była w lepszym nastroju, to pewnie by odpuściła. A gdyby do auta podeszła jakaś starsza osoba albo mamuśka z dzieciakami, to pewnie zrobiłoby jej się głupio, że na kogoś naskoczyła i wyrzuca swoje frustracje, zamiast kulturalnie zwrócić uwagę. Kiedy jednak zobaczyła, że to Chandler, od razu poczuła się rozgrzeszona. Jakoś nie miała nigdy wyrzutów sumienia, że akurat dla niego jest niemiła, być może dlatego, że podświadomie wiedziała, że może taka być i nie zaboli go to jakoś specjalnie.
Inna rzecz, że zdecydowanie nie spodziewała się go spotkać. I że chyba naprawdę miała pecha tego dnia, bo mimo jakiegoś tak przyzwolenia na nieuprzejmość to wcale nie było tak, że miło go było zobaczyć. Niekoniecznie miło, bo parę rzeczy momentalnie wróciło do głowy i w Velvet pojawiła się zwyczajna niechęć. Ale przynajmniej nie złość, bo to już przepracowała. Może jedynie odrobina żalu gdzieś tam się w niej tliła.
Tak, jasne, ja mam mieć utrudnienia, bo ktoś inny jest wygodnicki – prychnęła.
Gdyby się uparła, to przecież weszłaby od strony pasażera, niekoniecznie przez bagażnik, choć i tamtędy by się pewnie zmieściła, do zbyt dużych ludzi nie należała. Theo jednak nie był na tyle kumaty, by poczekać spokojnie obok, aż Velvet się wpakuje za kierownicę i wyjedzie, aby móc go wsadzić do fotelika. Może jak będzie miał ze cztery lata, to załapie, w tym momencie był zbyt mały, by go spuścić z oka.
Mogłabym powiedzieć to samo. Taki sam dupek jak kiedyś – rzuciła, bo faktycznie zachowywał się tak samo, jakby się wcale nie zmienił, choć w zmiany w rzeczywistości nie wątpiła. Velvet też się zmieniła, zbyt dużo rzeczy ją spotkało, by zostać takim samym człowiekiem. Zresztą każdy z wiekiem ewoluował. Wizualnie również, bo zdecydowanie nie wyglądała już jak nastolatka, a równocześnie nie wyglądała też jak stateczna kobieta.
Tak tylko powiedziała cokolwiek, żeby się odgryźć, choć jak tak patrzyła na Rory’ego przez kilka chwil i porównała aktualny obraz do flashbacków z jej głowy, to też przecież wyglądał teraz inaczej. Velvet poczuła się jakoś tak dziwnie nieswojo, tylko nie wiedziała dlaczego. Nie byli już nastolatkami.
A co cię to interesuje? – Odruchowo przesunęła wózek za siebie, aby zasłonić sobą chłopca. – Na szczęście twoja opinia na ten temat niespecjalnie mnie obchodzi – dodała. Co to w ogóle był za tekst? Nawet gdyby to był jej syn, to niespecjalnie by się przejęła, gdyby ktoś go uznał za niepodobnego do niej. To faceci zwykle mieli z tym problem, działało im to na ego czy coś. Matki miały pewność, że dziecko jest ich, faceci nie, pewnie dlatego chcieli, aby było do nich podobne. – Może zamiast tu sterczeć i wygadywać pierdoły ruszysz dupsko i wyjedziesz? A najlepiej pojedź od razu na kurs parkowania.
Nawet nie wiedziała, o czym jeszcze mogliby dyskutować. Nie była to przyjemna pogawędka ze starym znajomym ze szkoły, nic więc dziwnego, że Velvet niespecjalnie chciała to ciągnąć. Nawet jeśli nadal się na tego Chandlera przyjemnie patrzyło.
Szlag. Czemu w ogóle o czymś takim pomyślała?

rory chandler
ambitny krab
V.
brak multikont
zastępca redaktorki naczelnej / grafik
THE CAIRNS POST
185 cm
29 yo
Awatar użytkownika
about me
Wyjechał na studia dziennikarskie w pogoni za marzeniami i gdy był już u ich bram, musiał wrócić do miasta z powodów rodzinnych.
Awatar użytkownika
Gdy tylko blondynka napomniała o utrudnieniach - odpuścił - nie chciał kontynuować tej batalii słownej o tym, kto z nich był gorszym kierowcą. Pewnie gdyby on sam znalazł się na jej miejscu i spotkałby tak zaparkowane auto to na pewno by się wściekł. Dlatego też chciał po prostu to odpuścić i zamknąć temat. Z drugiej strony nie chciało mu się ot tak wejść do swojego pojazdu i odjechać, miał ochotę na krótką pogawędkę z przyjaciółką ze starych czasów.
Chandler miał wrażenie, jakby znali się od zawsze. Może dlatego, że ich relacja zawsze była wybuchowa przez co takich ludzi najnormalniej w świecie się zapamiętuje. Potem przed wyjazdem na studia zdarzył im się jeden mały, niezobowiązujący raz, po którym Velvet znów zaczęła być na niego wściekła.
— Znów wracamy do punktu wyjścia, w którym zaczniesz mnie obrażać? — odpowiedział zaraz po tym, jak blondynka nazwała go dupkiem. Nie zareagował w żaden negatywny sposób, ponieważ przyzwyczaił się do tego typu obelg z jej strony w swoim kierunku. Myślał, że z czasem to się zmieni i ich relacja wydorośleje. Jak widać - totalnie się pomylił. — A już myślałem, że jest między nami lepiej. Podczas tej nocy na imprezie u Aarona mówiłaś mi, że jestem wyjątkowy — uniósł kącik ust, całą uwagę skupiając właśnie na niej. Nie byłby sobą, gdyby nie wbił jej małej szpileczki. Lubił docinki i w tym przypadku u niego totalnie się to nie zmienia. Poza tym bardziej niż satysfakcję z tego typu tekstów lubił, gdy Cavendish się na niego wkurzała. Ten widok był cenniejszy niż cokolwiek innego.
— Spokojnie, jestem po prostu ciekawy — odparł na tekst o dziecku. Może faktycznie zbyt agresywnie ją zaatakował, ale chciał bezpośredniej odpowiedzi, mimo, że tak naprawdę nie musiała mu jej udzielać. Przecież to nie była jego sprawa i w tej kwestii dziewczyna miała stuprocentową rację. Mimo tego naprawdę chciał wiedzieć co u niej i czy jej się powodzi. Rory nigdy nie życzył źle ludziom, z którymi łączyło ich cokolwiek. Nawet nie ocenił czy to dziecko jest do niej podobne, czy nie. Musiał po prostu ponownie zaatakować. — Czemu mój widok wywołuje u Ciebie tak nerwowe reakcje? — zapytał, będąc bardzo ciekawym. Brunet przez lata podejrzewał, że Velvet może być na niego wkurzona po tym, jak wyglądało ich zbliżenie. Przecież w końcu udało im się skruszyć lód i dotrzeć do siebie w najlepszy możliwy sposób. Nie wiedział czy ona w tamtym momencie chciała tego samego co on, czyli po prostu wyluzowania i dobrego stosunku. Czy może jednak chciała czegoś więcej i jej negatywne nastawienie w jego kierunku powróciło. — Dzięki, chętnie wezmę sobie te uwagi do serca — dodał jeszcze na koniec, przytakując głową. To reakcja na tekst odnośnie kursu parkowania. Może to nie był wcale taki głupi pomysł patrząc na to, w jaki sposób pozostawił swoje auto przed pójściem na zakupy?

velvet cavendish
ambitny krab
momo.
brak multikont
pielęgniarka
prywatna praktyka
162 cm
26 yo
Awatar użytkownika
about me
Wróciła do Lorne po skrajnie nieprzyjemnym rozstaniu i choć miała inne plany, to zajmuje się bratankiem i próbuje znaleźć w życiu jakiś sens, bo na razie w niczym go nie widzi.
Awatar użytkownika
Tak naprawdę nic specjalnie obraźliwego nie powiedziała. Poza tym wiedziała, że może. Może sobie pozwolić na niektóre rzeczy, na które przy innych ludziach by sobie nie pozwoliła, bo komuś obcemu pewnie by nie wyjechała z tekstem, że jest dupkiem, a podświadomie wiedziała, że Rory’emu to raczej wisi i powiewa, a już zwłaszcza to, co o nim myśli Velvet Cavendish.
Po jego kolejnych słowach najpierw zbladła, a potem poczerwieniała. Chyba, bo blednięcia się raczej nie czuje, za to na policzkach jednak poczuła gorąco, więc mogła podejrzewać, że zrobiła się nieco bardziej czerwona na twarzy, niż była zazwyczaj.
Nie pamiętała, aby mówiła coś takiego. Nie wykluczała tego, bo mimo wszystko miewała jakieś takie babskie czy tam dziewczęce zapędy, ale naprawdę nie pamiętała i w sumie tego rodzaju słowa do niej nie pasowały. Może za dużo wtedy wypiła i szczegóły z biegiem czasu się zatarły. A może pozostawiła w głowie tylko żal i urazę, a te pozytywne wrażenia wymazała.
Albo się wtedy przesłyszałeś, bo chciałeś coś takiego usłyszeć, albo mnie pomyliłeś z jakąś inną, którą zaliczyłeś później, i to ona ci nagadała takich bzdur.
Być może ta druga opcja była absurdalna, ale w sumie nie należało tego wykluczać. To była impreza nastolatków, część z nich – na przykład Velvet – zdecydowanie nie powinna się tam pojawić ze względu na zbyt młody wiek, więc tym bardziej nie powinni pić. To, że dla niej to, co się wydarzyło, miało znaczenie, nie było równoznaczne z tym, że i dla Rory'ego miało. Jej się to wydawało wyjątkowe, jemu zapewne niespecjalnie, bo był starszy i raczej nie robił tego pierwszy raz. Velvet już sobie dopisała historyjkę, jak przystało na młodą dziewczynę, myślała, że wszystko będzie potem fajnie, że to ważne, wspólne przeżycie… Cóż, miała prawo w takim wieku być naiwna.
Więc może byłoby między nimi lepiej, gdyby nie czuła się jak lalka do zaliczenia, z którą nie warto było potem nawet zamienić paru słów i czegokolwiek wyjaśnić. A wystarczyłoby, aby Rory powiedział, że wyjeżdża (w końcu to naturalne po skończeniu liceum) i czasem mogą sobie podokuczać na komunikatorze.
Miała prawo być zła i rozżalona, choć równocześnie po tylu latach powinno już jej przejść. Z grubsza przeszło, ale akurat tego dnia miała kiepski nastrój. Była przecież zmęczona, miała za dużo na głowie, a tu jeszcze to parkowanie – więc w sumie nie było to niczym personalnym, że go przyatakowała, bo oberwałoby się każdemu, kto byłby na jego miejscu i w ten sposób zaparkował. A że się później okazało, że to on, i jeszcze rzucał takimi uwagami…
Pewnie powinna to wszystko olać, odpuścić sobie dalsze uwagi i tylko spokojnie prosić, aby wyjechał – jak przystało na dorosłą i dojrzałą osobę. W gruncie rzeczy nie miała specjalnej ochoty na dyskusję. Dlatego też zignorował kwestię dziecka, bo nie miała obowiązku się z tego nikomu tłumaczyć. Nie wiedzieć czemu jednak potraktowała kolejne pytanie jakoś tak poważnie, choć mogłaby się odgryźć w nonszalancki spokój i wrócić do tego, żeby jak najprędzej umożliwił jej otwarcie drzwi do auta.
Och, no może dlatego – zaczęła nieco teatralnie i równocześnie ironicznie. Puściła wózek i zrobiła krok do przodu, jakby chciała się zbliżyć i tym dobitniej wycedzić, co tam miała mu do powiedzenia, aby poszło w pięty. To był jednak głupi pomysł, lepiej było nie zmniejszać dystansu, więc Velvet szybko się cofnęła. Może nawet zbyt gwałtownie, przez co stuknęła lekko plecami w sklepowy wózek, nie zdając sobie sprawy, że przez to się ruszył, a przez nierówność terenu zaczął odjeżdżać. – Że potraktowałeś mnie jak rzecz, którą można zaliczyć, a potem sobie po prostu zniknąłeś – dokończyła.
Zdecydowanie powinna o tym zapomnieć, to przecież z perspektywy czasu nie miało większego znaczenia. Rzekomo. Bo potem Velvet wplątała się totalnie toksyczną relację i pozwoliła na rzeczy, na które nigdy w życiu nie powinna nikomu pozwolić, a przez to wydawało jej się, że to w niej jest problem i w tamtym zdarzeniu z licealnych czasów upatrywała początkowych objawów tego, że popełnia błędy w relacjach, bo ma jakieś dziwne spaczone podejście.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nie powinna teraz omawiać takich kwestii na parkingu pod supermarketem.
Odjedź już, proszę, bo chciałabym wsiąść do samochodu – powiedziała jeszcze wyjątkowo uprzejmym tonem.
Odwróciła się, żeby złapać wózek i odprowadzić go pod wiatę, a wtedy Rory miałby czas, aby się ewakuować. Problem w tym, że wózka nie było, bo zdążył odjechać na środek parkingowej drogi. A do niego zbliżał się samochód, którego kierowca skupiony był na rozglądaniu się w poszukiwaniu miejsca parkingowego, zamiast na patrzeniu na to, co miał przed sobą.
Velvet zamarła. Jakby ją coś sparaliżowało. Powinna od razu biec po wózek z dzieckiem, powinna zareagować, rzucić się na ratunek. Tak zapewne zrobiłaby matka i byłby to odruch. Ale Velvet nie była matką, nie wykształcił się jeszcze u niej instynkt, który nakazywałby natychmiastowe działanie. Zamiast tego wmurowało ją w podłoże, jakby miała jakieś spięcie w mózgu i nie wiedziała, co ma robić.

rory chandler
ambitny krab
V.
brak multikont
zastępca redaktorki naczelnej / grafik
THE CAIRNS POST
185 cm
29 yo
Awatar użytkownika
about me
Wyjechał na studia dziennikarskie w pogoni za marzeniami i gdy był już u ich bram, musiał wrócić do miasta z powodów rodzinnych.
Awatar użytkownika
Z pamięcią nigdy nie miałem problemu, więc tu na pewno nie ma mojej winy — zakomunikował. Typowy tekst kobiety, która ma na swoich barkach wiele niewyjaśnionych spraw. Rory nie lubił, gdy dopisywało mu się historie wyssane z palca, a ten tekst o innych dziewczynach podczas tamtej imprezy takowym był. — Wszystkie inne też mi to powiedziały tej nocy, ale jakoś Twoje słowa najbardziej do mnie przemawiały — dodał, chcąc wbić jej małą szpileczkę. Jego twarz nie wyrażała żadnego specjalnego przejęcia, aby blondynka przez chwilę pomyślała, że ta cała historyjka może być prawdziwa, lecz wszyscy wiedzą, że takowa nie była.
Brunet nigdy nie chciał, aby Velvet czuła się źle z ich niewyjaśnionymi sprawami. Teraz gdy stał naprzeciwko niej nie rozumiał tego oburzenia. Skoro coś leżało jej na sercu to czemu nie dała mu żadnego znaku? Czemu się nie odezwała, aby te małe nieporozumienia wyjaśnić. Drobna rozmowa zmieniłaby tutaj wszystko. Wkurzało go to, że w obecnych czasach ludzie wolą trzymać problemy w sobie, aniżeli o nich rozmawiać. To było męczące, bo niedomówienia sprawiały, że między ludźmi pojawiał się kwas.
Jak rzecz?! — powtórzył, po czym prychnął niemalże na cały parking. Teraz to naprawdę przesadziła i przy okazji uraziła jego dumę. Nigdy nawet przez sekundę nie pomyślał tak o żadnym człowieku. — Kurwa, Vel... A skąd miałem wiedzieć, że chciałaś czegoś więcej? Gdy się ze sobą przespaliśmy to nawet mnie nie lubiłaś, a przynamniej dawałaś mi takie sygnały. Wiedziałaś, że zaraz wyjeżdżam na studia i się nie zobaczymy. Gdyby opcja tego jednorazowego seksu Ci tak przeszkadzała to zawsze mogłaś odmówić, ale z tego co oboje wiemy jakoś zbytnio się nie przeciwstawiałaś, więc do kogo masz teraz pretensje? — rozłożył tak szeroko ręce, że gdyby pojawił się podmuch wiatru to na pewno by odleciał. Tak jak zrobiła to przed chwilą blondynka. Totalnie odleciała z tym co powiedziała. Chandler nigdy nie stawiał sprawy w taki sposób, w jaki zrobiła to dziewczyna. Ze swoją późniejszą wypowiedziom może odrobinę przesadził, no ale jak mogła tak w ogóle powiedzieć? Przecież doskonale oboje wiedzieli jaki będzie finał tego letniego romansu, choć określając go takim też odrobinę przesadzamy. Zarówno Velvet jak i Rory wiedzieli, że są to ich ostatnie chwile i za kilka dni po tym co się wtedy wydarzyło oboje będą w innych miastach na studiach.
Masz rację, bo ta rozmowa totalnie nie ma sensu — zgodził się, bo trzeba przyznać, że ta rozmowa trochę go zagotowała i tak jak na początku miał ochotę na kilka docinek w jej kierunku, tak teraz czegokolwiek mu się po prostu odechciało.
Zorientował się, że wózek dziewczyny odjeżdża i zbliża się do nadjeżdżającego samochodu. Velvet stała jak wmurowana i nie zamierzała nawet wykonać jakiekolwiek ruchu w tamtejszym kierunku. Zrobił to on i pobiegł tak szybko jak potrafił. Całe szczęście udało mu się złapać wózek tak, aby minął maskę samochodu. Niestety tego samego nie można powiedzieć o jego nodze, którą trącił facet kierujący autem przy użyciu przedniego zderzaka. Od razu zahamował tak agresywnie, że pisk opon było pewnie słychać również w samej galerii. Brunet momentalnie złapał się za nogę, czując przeszywający w niej ból. — Kurwa mać — dodał jeszcze tym bardziej agresywnym tonem, bo cały gniew po rozmowie wciąż w nim pozostał.

velvet cavendish
ambitny krab
momo.
brak multikont
pielęgniarka
prywatna praktyka
162 cm
26 yo
Awatar użytkownika
about me
Wróciła do Lorne po skrajnie nieprzyjemnym rozstaniu i choć miała inne plany, to zajmuje się bratankiem i próbuje znaleźć w życiu jakiś sens, bo na razie w niczym go nie widzi.
Awatar użytkownika
Tak tylko to powiedziała, żeby powiedzieć cokolwiek, niekoniecznie musiała zakładać, że faktycznie tak sobie skakał z kwiatka na kwiatek nawet w ciągu jednej nocy i to dziesięć lat wcześniej. Miało być złośliwe i trochę było. Wiedziała, że w odpowiedzi otrzyma również coś złośliwego, więc powtarzała sobie w głowie, że cokolwiek padnie, nie ma to znaczenia, niekoniecznie musi być zgodne z prawdą i ogólnie nie powinna się przejmować. Ostatecznie nie miała pojęcia, co sobie pomyśleć, a już tym bardziej co odpowiedzieć, bo w jednym zdaniu zawarte były równocześnie coś w rodzaju komplementu oraz, no właśnie, szpila.
I to wcale nie było tak, że nie chciała rozmawiać. Przecież przyjmowało się, że to kobiety właśnie wiecznie chcą coś omawiać i w ten sposób rozwiązywać problemy, a mężczyźni niespecjalnie. Ale czego wymagać od nastolatki, która najbardziej na świecie bała się odrzucenia i wyśmiania? Zwłaszcza że to drugie robili sobie nawzajem dosyć często, choć dotyczyło wtedy innych kwestii. A z tego rodzaju rzeczy śmiać się nie należało, tylko że skąd miała wiedzieć, co się stanie, gdy zapyta, co dalej? Miała podstawy, by myśleć, że nie będzie to dla niej przyjemne.
No a nie?! – Zresztą, właśnie rozmawiali. Absurdalne tylko, że w takim miejscu i to totalnie przypadkiem. Dziwnie to „Vel” brzmiało w ustach Rory’ego, prawie nikt tak do niej nie mówił. – Jakbym cię tak naprawdę całkiem nie lubiła, to nigdy by do niczego nie doszło! Łapiesz logikę? Jakąś wielką sympatią też do mnie nie pałałeś. A skoro wydawało ci się, że cię nie lubię, to skąd w ogóle cała ta sytuacja? Bo się nawaliłeś i obojętne ci było, kogo zaliczasz!? A dla mnie to było ważne!
I wyjątkowe. Sam przypomniał. Ale niepotrzebnie z tym teraz wyskoczyła, po tylu latach nie miało to już znaczenia. To prawda, że pretensje mogła mieć tylko do siebie, więc niepotrzebnie w ogóle poruszyła ten temat. I to tak nagle, nie wiadomo dlaczego, choć wystarczyłoby się tylko posprzeczać o parking i odjechać w swoją stronę.
Pewnie, że wiedziała wtedy o tych studiach i analizowała sytuację na wszystkie sposoby, ale ostatecznym wnioskiem było to, że jak pierwsza napisze czy się odezwie, to dostanie prztyczka w nos i tekst, że to przecież jednorazowe, więc sobie za dużo wyobraziła. A później ta niepewność w relacjach damsko-męskich ciągnęła się za nią baaardzo długo. Więc tak, istotnie, to Velvet miała problem.
I nie zakładałam, że to będzie jednorazowe. Ale nie mam już pretensji – dodała ciszej. Ostatecznie nie było to najgorsze, co ją spotkało w kwestii potraktowania przez faceta, bo przytrafiło jej się później coś o wiele, wiele gorszego.
Trochę za bardzo odpłynęła myślami w temacie, który poruszyli, trochę też zadziałały emocje z tym związane, ale w dużej części po prostu się wystraszyła i ją sparaliżowało chyba ze stresu, dlatego nie zareagowała i nie rzuciła się biegiem, by ratować wózek. Nie włączyła jeszcze w głowie tego trybu, który nakazywał rzucać wszystko albo przewidywać skutki, dzięki czemu można było próbować im zapobiec. Trochę była przeciążona odpowiedzialnością, a trochę chyba też panikowała, co wyłączało w stresowych sytuacjach logiczne myślenie. Kiedy w końcu się ruszyła, było już za późno, by dobiec na czas. Na całe szczęście Rory zareagował wcześniej. W chwili, w której dopadła do wózka, pierwsze, co zrobiła, to chwyciła chłopca, który momentalnie się rozryczał. Prawdopodobnie zwyczajnie się wystraszył, a poza tym nowo kupiony resorak wypadł mu chwilę wcześniej z rączki i chyba został przejechany, a to był przecież przeogromny powód, by płakać.
Widziała, co się oprócz tego stało, ale nie bardzo wiedziała, co właściwie powinna zrobić w tym momencie – poza uspokojeniem dziecka.
Z samochodu wyskoczył rozwścieczony koleś, oczywiście z pretensjami, ale w tym momencie w Velvet wstąpiły jakieś nowe siły i gotowa była wręcz wydrapać mu oczy. Skończyło się na tym, że kazała mu spierdalać, bo jeśli chciał wzywać policję, to tylko gorzej by na tym wyszedł, w końcu na parkingu to piesi mają pierwszeństwo i powinien patrzeć przed siebie i zauważyć o wiele wcześniej, co się dzieje, a nie rozglądać się na boki i nie reagować. Najwyraźniej te argumenty do niego dotarły, bo obrażony facet wsiadł do samochodu i odjechał.
Możesz stać? – zwróciła się do Rory’ego. Niespecjalnie potrafiła okazywać troskę, bo większość tej, którą w sobie miała, przelewała na Theo, w końcu to dziecko. Teoretycznie gryzło się to trochę z zawodem, który Velvet wybrała, ale może właśnie było to jego efektem? W końcu wszyscy pacjenci cierpią, gdyby miała się rozczulać nad każdym, to dnia by jej nie wystarczyło, musiała się trochę uodpornić. – Jeśli tak, to prawdopodobnie jest to tylko niegroźne stłuczenie, ale bez prześwietlenia nie da się tego stwierdzić jednoznacznie – poinformowała takim typowo służbowym tonem.
Ale nawet jeśli to tylko stłuczenie, to noga na pewno go bolała, a to oznaczało, że nie będzie mógł jechać samochodem. Nie mogła go tak tutaj zostawić i olać sprawy. Poza tym uratował Theo. Choć nawet i bez tego by przecież pomogła Rory’emu. Każdemu by pomogła.
Spróbuj podejść do samochodu – poleciła jeszcze.
Tyle emocji się teraz kotłowało w Velvet, że miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Ale przecież nie mogła. Aż ją trzęsło od środka. Na pierwszym planie były oczywiście wyrzuty sumienia.

rory chandler
ambitny krab
V.
brak multikont
zastępca redaktorki naczelnej / grafik
THE CAIRNS POST
185 cm
29 yo
Awatar użytkownika
about me
Wyjechał na studia dziennikarskie w pogoni za marzeniami i gdy był już u ich bram, musiał wrócić do miasta z powodów rodzinnych.
Awatar użytkownika
Rory nie przejmował się zbytnio tym, że blondynka sugerowała mu bycie typowym facetem, który podczas imprez idzie na ilość, nie jakość. Nie był taki, ale przecież wcale nie musiał jej się tłumaczyć, bo gdyby trochę się zastanowiła i przypomniała, jaki był to zdanie na pewno by zmieniła. Chandler może i bywał dla niej chamski i oschły, ale nigdy nie traktował jej źle. Słowne docinki są przecież czymś normalnym wśród ludzi.
To dlaczego mi tego do cholery nie powiedziałaś, co?! — spojrzał jej prosto w oczy, jakby chciał pokazać, że to ona w tym przypadku zawiniła. Skoro było to dla niej tak ważne i chciała, aby po całym stosunku przeprosił za całą przeszłość i powiedział, że chciałby czegoś więcej to mogła mu powiedzieć, a nie w ten sam dzień imprezy uważać, że jest dupkiem? — To jest właśnie największy problem u ludzi. NIE POTRAFIMY ROZMAWIAĆ. Dlatego wszyscy dookoła się kłócą i dochodzi do sytuacji takich jak właśnie ta — przytaknął sobie głową na potwierdzenie słów. To idealny przykład na to, dlaczego jego rodzice wciąż się kłócili. Ich związek to było przyzwyczajenie, a nie miłość, bo matka zamiast rozpocząć normalnie rozmowę i zapytać ojca o problem, to od razu z góry narzucała mu, że celowo zrobił coś nie tak. Tak było również w przypadku Velvet oraz Rorego, bo dziewczyna w żaden sposób nawet przez chwile nie dała mu żadnego sygnału, że jej zależało. — Masz rację. Ja nie potrzebuję kogoś lubić, by iść z nim do łóżka — zaznaczył, chcąc wyjść trochę na bezdusznego dupka. Sam chyba nie chciał tego powiedzieć, ale emocje w tej sytuacji wzięły górę i wydźwięk tego zdania nie należał do najlepszych. Wcale tak nie bylo. Nie było mu obojętne z kim idzie do łózka, ale czy to teraz było w jakikolwiek sposób istotne?
Jak to nie masz pretensji, skoro właśnie na nich budujesz całą tę rozmowę? — zaśmiał się głośniej, bo to co teraz powiedziała, nie miało dla niego jakiegokolwiek sensu. Przecież ich cała dzisiejsza rozmowa opiera się na wzajemnych pretensjach oraz niedopowiedzeniach przez które kłócą się na parkingu przed supermarketem jak stare małżeństwo lub dwójka rozwydrzonych dzieciaków. Skoro nie miała do niego pretensji to dlaczego nie napisała, gdy był na studiach? Nawet z głupim zapytaniem co u niego?
Stłuczka do której doszło na parkingu pomiędzy samochodem, a jego nogą wyglądała groźniej niż była w efekcie. Tylko trochę go bolało, co wskazywało na lekkie stłuczenie. Nie miał problemów z ustaniem na nogach i wykonaniem kilku kroków przed siebie. Jeszcze musiał się nachylić, bo wskutek tego co się wydarzyło, z kieszeni wypadł mu telefon. Na szczęście ekran był cały. — Tak, nic mi nie jest. Lepiej zajmij się dzieckiem, ono teraz bardziej Cię potrzebuje — zakomunikował, kierując się w stronę wózka i wkładając do niego wszystkie rzeczy, które chwilę temu z niego wypadły. Znalazł się również samochodzik, który chwilę przed całym zdarzeniem był w posiadaniu dziecka. Rory wręczył mu go, a następnie zrobił kilka kroków przed siebie czując niewielki ból. — Mogłabyś bardziej uważać na przyszłość. Nie zawsze będę obok, aby ratować Ci tyłek — może to było już za dużo i totalnie niepotrzebne, ale wypłynęło z jego ust automatycznie. Nie chciał już bardziej jej dołować. Zrobił to odruchowo. Sam był nieźle wkurzony, bo nie dość, że chwilę wcześniej Velvet nieźle poturbowała go psychicznie to teraz jeszcze dostał strzała w ten fizyczny sposób. Miał tylko nadzieje, że po powrocie do domu z nogą będzie wszystko w porządku.
Pojadę już. Widzę, że i tak nic produktywnego z tej rozmowy nie wyciągniemy — zakomunikował, a na dodatek chciał się ewakuować jak najszybciej po tym, co powiedział przed chwilą. Zrozumiał, że jest już tak rozgrzany emocjonalnie, że między nimi może dojść do jeszcze większej sprzeczki, a tego by nie chciał. Zwłaszcza w towarzystwie dziecka, które nie przestawało płakać.

velvet cavendish
ambitny krab
momo.
brak multikont
pielęgniarka
prywatna praktyka
162 cm
26 yo
Awatar użytkownika
about me
Wróciła do Lorne po skrajnie nieprzyjemnym rozstaniu i choć miała inne plany, to zajmuje się bratankiem i próbuje znaleźć w życiu jakiś sens, bo na razie w niczym go nie widzi.
Awatar użytkownika
Zapewne były to zbyt daleko idący wnioski czy tam oskarżenia, ale Velvet przez pewne doświadczenia w ostatnim czasie wyjątkowo cynicznie i z niechęcią podchodziła do tematu wszelakich związków i ogólnie relacji damsko-męskich.
Bo byś mnie wyśmiał! – Czy to nie było oczywiste? Tyle razy wcześniej spotkała się z takim zachowaniem ze strony Rory’ego, dogryzali sobie nawzajem, czego innego miałaby się spodziewać? Sądziła, że jak się odezwie pierwsza, to usłyszy, że za dużo sobie wyobraziła, a to byłoby o wiele bardziej upokarzające niż to, że wcale się nie odezwał.
Skoro widzisz, jak ludzie mają problem, to czemu sam się pierwszy nie odezwałeś, co? – spytała logicznie. No bo skoro to nie była (rzekomo) jednorazowa zabawa, to czemu potem milczał i sobie wyjechał? Tak samo mógł się odezwać jak Velvet. – No właśnie, mam odpowiedź – mruknęła chwilę później po kolejnych jego słowach. Czyli miała rację, to faktycznie była tylko jednorazowa sytuacja, bo akurat się napatoczyła lekko wstawiona nastolatka, która naiwnie myślała, że to dokuczanie to objaw sympatii, bo tak przecież czytała w książkach.
Teraz już na szczęście była dorosła i wiedziała też, że niektórzy nie tylko nie potrzebują kogoś lubić, by iść z ta osobą do łóżka. Niektórzy nie potrzebują nawet zgody tej drugiej osoby, aby zrobić z nią, co chcą.
Spytałeś, czemu się wściekam, jak cię widzę, to odpowiedziałam – oznajmiła. Inna rzecz, że była zła o to okropne parkowanie, stąd ta jej początkowa irytacja. A potem jej się ulało, ale koniec końców rzeczywiście mogła mieć pretensje jedynie do siebie.
Theo trochę j rozpraszał tym płaczem, ale na szczęście nie ryczał jak syrena alarmowa, więc dało się prowadzić jakąś tam rozmowę.
Na pewno? – dopytała jeszcze Velvet. Nie widziała wszystkiego dokładnie, ale mimo wszystko lepiej było sprawdzić u lekarza, czy wszystko z nogą w porządku, nawet gdyby miało to być tylko lekkie stłuczenie. Zignorowała drugi komentarz, żeby się nie wściekać, bo przecież wiedziała, że Theo jej potrzebuje. I teraz, i cały czas. Miała już wystarczająco duże wyrzuty sumienia. Wydawało jej się, że kompletnie sobie nie radzi, i nie były to przyjemne myśli.
Później wyrwało jej się prychniecie. Fakt, zawaliła tym razem i nie była z tego dumna. Zawaliła w sumie w życiu już kilka razy, ale wcześniej nikt jej tyłka nie ratował, a już na pewno nie jakiś Chandler. Nie chciała jednak teraz bardziej mu dowalać ani się wykłócać, bo jednak faktycznie pomógł i uchronił Theo przed zderzeniem z samochodem, a poza tym bardziej ją martwiło, czy czegoś sobie nie uszkodził.
Nie powinieneś jechać sam – stwierdziła zdecydowanie. – Poczekaj chwilę, odstawię tylko wózek i zobaczymy, co można zrobić – poleciła i wsadziła chlipiącego chłopca z powrotem to felernego wózka, aby go odstawić pod wiatę, po czym szybkim krokiem ruszyła w odpowiednim kierunku.
Problem w tym, że kiedy wróciła do samochodu, to Rory’ego już nie było. Nie posłuchał. Cisnęło jej się na usta brzydkie słowo, a właściwie cała wiązanka o tym, jak jest głupi, ale przecież nie będzie kląć przy dziecku. I przynajmniej mogła w końcu swobodnie wsiąść do auta. Ma, co chciała.

/Nooo i chyba koniec.
rory chandler
ambitny krab
V.
brak multikont
ODPOWIEDZ