about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
059.
Kiedy jednak zapowiadało się na to, że będzie miała weekend wolny to zadzwoniła do Zoey i od razu jej powiedziała, że ma sobie też zrobić weekend wolny, bo polecą do Gold Coast porobić cokolwiek. No i rzeczywiście Gaia po skończonej pracy przyjechała po Zoey, pojechały razem na lotnisko i w niecałe trzy godzinki już były w Gold Coast. Na parkingu lotniskowym czekało na nich auto. Gaia z dobre pół godziny gadała o tym aucie i opowiadała Zoey o tym jak jej następnym autem będzie albo Aston Martin, albo Corvette Stingray, ale nowszy model. Teraz jednak, na potrzeby tego weekendu postanowiła im wynająć coś tak pięknego. Tym bardziej, że wszystko wskazywało na to, że to jest jeden z ostatnich ładnych weekendów przed nadejściem typowej jesieni. Pojechały do hotelu, gdzie nieco się odświeżyły, a później wsiadły znowu w auto i Gaia zawiozła ich do restauracji, którą wynajęła, żeby mogły sobie coś zjeść. I tak, Gaia wynajęła całą restaurację, więc cały lokal był dostępny tylko i wyłącznie dla nich. Na szczęście nie odjebała czegoś tak żenującego jak stolik na środku pustej sali. Poprosiła o jakąś kanapę na uboczu, żeby mogły cieszyć się swoim towarzystwem. Po wejściu do restauracji osobiście przywitał ich właściciel oraz szef kuchni. Gaia obu ucałowała w policzek i pierdoliła jak to super ich znowu zobaczyć i że dawno się nie widzieli i że bardzo dziękuję za możliwość zorganizowania tego, a oni pierdolili jak to jest ich ulubioną osobą na świecie i że dla niej zrobią wszystko. No i żeby nie było to przedstawiła też Zoey mówiąc jaką to jest zdolną panią architekt i że dzisiaj jest jej randką. Po wymienieniu wszystkich grzeczności właściciel wskazał im stolik i oznajmił, że niedługo zaczną podawać jedzenie.
Gaia wskazała Zoey miejsce na kanapie i jak ta sobie je zajęła to Zimmerman wcisnęła się obok niej. Nie będzie siadać naprzeciwko jak jakaś frajerka, którą ogólnie była, ale nie teraz. Zoey musiała pogodzić się z tym, że albo przyklei się do ściany, albo do Gai. Nie miała zbyt wielkiego wyboru.
- Uwierzysz, że to dopiero nasza druga randka? – Zapytała z uśmiechem i przygryzając lekko wargę zarzuciła ramię na Zoey i nachyliła się, żeby pocałować jej policzek, żuchwę, ucho i szyję. Taki zapierdol z tym podróżowaniem, że nie miała okazji jej wycałować. – Oczywiście zakładam, że cały ten weekend będzie drugą randką. – Nie ma tak łatwo, że sobie w jeden weekend odbębnią kilka randek.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
037.
{outfit}
Gdy wylądowały w Gold Coast to Zoey oczywiście słuchała tego co Gaia ma do powiedzenia na temat samochodów, ale za bardzo nie mogła jej nic ciekawego odpowiedzieć, bo się na tym nie znała. Miała swój samochód, który się sprawdzał i jakoś nie interesowała się nigdy autami. Jak będzie potrzebować nowego to pójdzie do kilku salonów i coś sobie wybierze, pewnie taki, którym będzie się jej najwygodniej jeździć. Gdy dotarły do hotelu to McTavish wzięła szybki prysznic i ubrała się w coś co było bardziej odpowiednie na wyjście do restauracji niż dżinsy, w których podróżowała do tej pory. Chciała wyglądać ładnie żeby nie narobić Gai wstydu skoro wynajęła całą restaurację po to, by mogły miło i bardzo prywatnie spędzić czas.
- Tak - uśmiechnęła się czując na sobie pocałunki Gai i ułożyła swoją dłoń na kolanie towarzyszki. - Trochę nam zajęło żeby się na nią umówić. Całe szczęście jestem zwolenniczką tego powiedzenia, że lepiej późno niż wcale - poza tym wiedziała, że to trochę jej wina, że wszystko się tak przedłużyło. Gdyby nie sprawa z jej mężem być może wszystko wyglądałoby teraz inaczej. - Opłacało się czekać na taką porządną drugą randkę - odpowiedziała kładąc wolną rękę na jej policzku żeby złożyć szybki pocałunek na jej ustach. - Myślę, że po tym tygodniu obie zasłużyłyśmy na mały relaks poza Lorne. Ma pani szczęście pani Zimmerman, bo jestem całkiem niezłą masażystką więc jak wieczorem, w hotelu panią wymasuje to będzie pani bardzo odprężona - i nie mówiła tu o niczym zbereźnym, a o zwykłym masażu. Podejrzewała, że ostatnie dni mogły być dla Gai stresujące więc mogła jej pomóc się tego pozbyć z mięśni. - To jakaś wasza zaznajomiona restauracja, że znasz tu obsługę? - Zapytała, bo może rodzina Zimmerman tu często przyjeżdżała i stąd Gaia znała właściciela. - Wybrałaś dla nas jakieś specjalnie menu? - Zadała kolejne pytanie delikatnie głaszcząc kciukiem policzek Gai, a później zawinęła kosmyk jej włosów za ucho.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict
about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
Gaia nadal nie mogła trochę ogarnąć tego, że tak naprawdę nie były jeszcze parą z Zoey, ale zachowywały się jak para. To co robiły to Gaia dotychczas takie zachowania praktykowała tylko z ludźmi, z którymi była w związkach. Nigdy nie pozwoliła sobie na to, żeby zajść tak daleko z kimś kto nie był jej zdeklarowany, albo komu ona nie była jeszcze zdeklarowała. Czasami zapominała o tym, że mogła sobie jeszcze legalnie flirtować z innymi. Jak już w końcu powie Zoey, że jest gotowa na to, żeby były parą, to wtedy też zrezygnuje z flirtowania. Chociaż to też nie tak, że ona chodziła i ze wszystkimi flirtowała. Po prostu miała taką naturę, że wszystko wychodziło naturalnie. Albo to ludzie flirtowali z nią. Ciężko jest być pięknym.
- To powiedzenie idealnie do nas pasuje. – Uśmiechnęła się. Chociaż to też nie tak, że ich relacja stała w miejscu i swoim zachowaniem ostatecznie nie zmierzały do tego, żeby być razem. Może czasami nie była potrzebna jakaś oficjalna deklaracja, może wystarczyło odpowiednie zachowanie? Chociaż nie. Lepiej mieć tą deklarację, bo później nie działa wymówka „sory, ale nie wiedziałam, że jesteśmy parą???”. – A to dopiero początek. – Uśmiechnęła się tajemniczo, bo to przecież nie tak, że Gaia wynajęła im całą restaurację i na tym koniec. Porezerwowała kilka miejsc, żeby mogły wykorzystać ten czas najlepiej jak się dało. Tym bardziej, że w niedzielę rano już wylatują. Gaia zdecydowała się na wczesny powrót, żeby obie jeszcze miały niedzielę na pozałatwianie swoich rzeczy przed poniedziałkową pracą.
- Kurde, Zoey. – Zmarszczyła brwi, była lekko zawiedziona. – Jutro od rana mamy mini pobyt w spa. Także nie musisz się martwić żadnymi masażami. – Miała być niespodzianka, ale skoro już Zoey zepsuła to trudno. Oczywiście, że Gaia była zmęczona i zestresowana tym wszystkim, więc zadbała o to, żęby obie się relaksowały w czasie tego weekendu. Założyła, że Zoey też miała ciężki tydzień. Uśmiechnęła się smutno na to pytanie. – Właściciel to… – Zaczęła, ale nie skończyła, bo akurat pojawił się kelner stawiając przed Gaią filiżankę z herbatą, a przed Zoey kieliszek po czym polał jej wino. Oczywiście Gaia była już rozważna i nie mogła wypić i później prowadzić auto. Zadbała o każdy szczegół tego wieczoru. Podziękowała kelnerowi i odprowadziła go wzrokiem po czym sięgnęła po filiżankę z herbatą. – Właściciel jest tatą mojego byłego chłopaka. Tego, który zginął w wypadku samochodowym. Nie wiem czy kiedykolwiek ci o tym mówiłam. Wyprowadzili się z Lorne po jego śmierci i czasami ich odwiedzamy. – Gaia nadal wierzyła, że gdyby Noah nie umarł to nadal by z nim była. Miała to przeczucie, że Noah był miłością jej życia, którą straciła przez to, że była chujowym człowiekiem dla swoich poprzednich partnerów i partnerek.
- Tak. Postanowiłam, że dzisiaj nie musisz się niczym przejmować. Podjęłam wszystkie ważne i mało ważne decyzje. Ty masz się dzisiaj cieszyć dobrym jedzeniem i zajebistym towarzystwem. – Tutaj wskazała na siebie, bo przecież musiała przez nią przemówić jej skromność. – Następną taką randkę będziemy miały w sierpniu. Trzeba wykorzystać ten weekend. – Oczywiście sobie żartowała, bo zakładała, że jednak będzie miała czas na to, żeby się z Zoey widywać. Chociaż kto ją wie? Może będzie wolała się widywać z typką od PR-u?
- To powiedzenie idealnie do nas pasuje. – Uśmiechnęła się. Chociaż to też nie tak, że ich relacja stała w miejscu i swoim zachowaniem ostatecznie nie zmierzały do tego, żeby być razem. Może czasami nie była potrzebna jakaś oficjalna deklaracja, może wystarczyło odpowiednie zachowanie? Chociaż nie. Lepiej mieć tą deklarację, bo później nie działa wymówka „sory, ale nie wiedziałam, że jesteśmy parą???”. – A to dopiero początek. – Uśmiechnęła się tajemniczo, bo to przecież nie tak, że Gaia wynajęła im całą restaurację i na tym koniec. Porezerwowała kilka miejsc, żeby mogły wykorzystać ten czas najlepiej jak się dało. Tym bardziej, że w niedzielę rano już wylatują. Gaia zdecydowała się na wczesny powrót, żeby obie jeszcze miały niedzielę na pozałatwianie swoich rzeczy przed poniedziałkową pracą.
- Kurde, Zoey. – Zmarszczyła brwi, była lekko zawiedziona. – Jutro od rana mamy mini pobyt w spa. Także nie musisz się martwić żadnymi masażami. – Miała być niespodzianka, ale skoro już Zoey zepsuła to trudno. Oczywiście, że Gaia była zmęczona i zestresowana tym wszystkim, więc zadbała o to, żęby obie się relaksowały w czasie tego weekendu. Założyła, że Zoey też miała ciężki tydzień. Uśmiechnęła się smutno na to pytanie. – Właściciel to… – Zaczęła, ale nie skończyła, bo akurat pojawił się kelner stawiając przed Gaią filiżankę z herbatą, a przed Zoey kieliszek po czym polał jej wino. Oczywiście Gaia była już rozważna i nie mogła wypić i później prowadzić auto. Zadbała o każdy szczegół tego wieczoru. Podziękowała kelnerowi i odprowadziła go wzrokiem po czym sięgnęła po filiżankę z herbatą. – Właściciel jest tatą mojego byłego chłopaka. Tego, który zginął w wypadku samochodowym. Nie wiem czy kiedykolwiek ci o tym mówiłam. Wyprowadzili się z Lorne po jego śmierci i czasami ich odwiedzamy. – Gaia nadal wierzyła, że gdyby Noah nie umarł to nadal by z nim była. Miała to przeczucie, że Noah był miłością jej życia, którą straciła przez to, że była chujowym człowiekiem dla swoich poprzednich partnerów i partnerek.
- Tak. Postanowiłam, że dzisiaj nie musisz się niczym przejmować. Podjęłam wszystkie ważne i mało ważne decyzje. Ty masz się dzisiaj cieszyć dobrym jedzeniem i zajebistym towarzystwem. – Tutaj wskazała na siebie, bo przecież musiała przez nią przemówić jej skromność. – Następną taką randkę będziemy miały w sierpniu. Trzeba wykorzystać ten weekend. – Oczywiście sobie żartowała, bo zakładała, że jednak będzie miała czas na to, żeby się z Zoey widywać. Chociaż kto ją wie? Może będzie wolała się widywać z typką od PR-u?
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
Uśmiechnęła się do niej i kiwnęła głową. - Owszem, pasuje - chociaż miała nadzieję, że nie będą zawsze działać z takim opóźnieniem. Jak kolejną randkę będą mieć za pół roku to Zoey dobije czterdziestki zanim okaże się, czy będą w stanie być ze sobą w związku czy jednak nie. Ona do tej magicznej granicy miała nieco bliżej niż Gaia, a teraz znowu nie do końca wiedziała na czym stoi. Ciągle miała w głowie te słowa Gai, które powiedziała w jej gabinecie, ale też nie chciała się tego kurczowo trzymać, bo nigdy o tym nie porozmawiały i nie wiedziała co tak naprawdę Zimmerman miała wtedy na myśli. Nie chciała też być tą, która po raz kolejny zaczyna poważną i ciężką rozmowę. Poddała się więc temu i stwierdziła, że co ma być to będzie. Prawda była tez taka, że Zoey nie do końca chętnie chciała się przyznać, że już i tak przepadła. Była zakochana w Gai, czy jej się to podobało czy nie, a bała się powiedzieć o tym na głos z dwóch powodów. Po pierwsze obiecała, że da Gai czas, a co jeżeli jej takie wyznanie sprawiłoby, że Gaia poczułaby się w jakimś nacisku czy chuj wie co. A po drugie Zoey się tego po prostu bała. Była już wcześniej zakochana i nigdy nie kończyło się to dla niej najlepiej. Chciała wierzyć, że z Gaią mogłoby być inaczej, ale co jeżeli takie wyznanie spierdoli wszystko.
- Martwić? A czemu miałabym się martwić? Zrobiłabym to z przyjemnością, ale pewnie ludzie w SPA zrobią to lepiej więc nie będę się aż tak wychylać - bardzo dobrze, że pójdą i ktoś je wymasuje, a jeszcze fajniej jakby mogły pójść do sauny. Zoey lubiła sauny. Gorące kamienie na swoim ciele też lubiła, aż się trochę podjarała tym jutrzejszym wyjściem i się nie mogła doczekać. Uśmiechnęła się lekko do kelnera, gdy ten przyniósł im napoje i podziękowała za wino, które wzięła do ręki i napiła się od razu łyka, żeby spróbować. Poza tym chciało jej się też pić. Później wysłuchała słów Gai łapiąc ją za rękę. - Nie mówiłaś mi o tym, bardzo mi przykro. To pewnie było dla Ciebie straszne przeżycie, nawet sobie nie jestem w stanie wyobrazić jak musiałaś się czuć. - Jej nikt nigdy nie umarł, nie miała pojęcia jak to jest. Znaczy okej LB zmarł, ale nie powiedziałaby, że jakoś wybitnie za nim rozpaczała. Nie miała więc pojęcia jak Gaia się mogła czuć. Zresztą pewnie jego rodzice mieli też przejebane. Zoey miała aż ochotę podejść do nich i ich przytulić, pomimo tego, że ich nie znała.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niej - towarzystwo jak zwykle z najwyższej półki, ostatnio zdecydowanie moje ulubione - no jeżeli miała do wyboru spędzać czas z Gaią, a na przykład z Sameen, to niestety i przykro mi to powiedzieć, ale wybrała spędzenie czasu z Gaią. Tak samo wolała zobaczyć się z nią niż odwiedzić braci. - Przyznaj się, że po prostu kręci Cię to jak jem i teraz będziemy spędzać przy jedzeniu dużą część naszego wspólnego czasu - powiedziała żartobliwie uśmiechając się szerzej i lekko unosząc jedną brew. - W sierpniu aż? Myślałam, że zrobimy sobie w lipcu trzecią randkę jako rocznicę pierwszej - zaśmiała się, bo to brzmiało przecież niesamowicie dziwnie, szczególnie patrząc na to jak wyglądały ostatnie ich tygodnie, gdzie zachowywały się bardziej jak para niż osoby, które były tylko na jednej randce, no teraz już dwóch. - Będą dla nas dość ciężkie nadchodzące tygodnie prawda? - Zapytała cały czas trzymając jej dłoń i splotła ich palce razem. - Pocałuj mnie - powiedziała patrząc jej prosto w oczy.
gaia zimmerman
- Martwić? A czemu miałabym się martwić? Zrobiłabym to z przyjemnością, ale pewnie ludzie w SPA zrobią to lepiej więc nie będę się aż tak wychylać - bardzo dobrze, że pójdą i ktoś je wymasuje, a jeszcze fajniej jakby mogły pójść do sauny. Zoey lubiła sauny. Gorące kamienie na swoim ciele też lubiła, aż się trochę podjarała tym jutrzejszym wyjściem i się nie mogła doczekać. Uśmiechnęła się lekko do kelnera, gdy ten przyniósł im napoje i podziękowała za wino, które wzięła do ręki i napiła się od razu łyka, żeby spróbować. Poza tym chciało jej się też pić. Później wysłuchała słów Gai łapiąc ją za rękę. - Nie mówiłaś mi o tym, bardzo mi przykro. To pewnie było dla Ciebie straszne przeżycie, nawet sobie nie jestem w stanie wyobrazić jak musiałaś się czuć. - Jej nikt nigdy nie umarł, nie miała pojęcia jak to jest. Znaczy okej LB zmarł, ale nie powiedziałaby, że jakoś wybitnie za nim rozpaczała. Nie miała więc pojęcia jak Gaia się mogła czuć. Zresztą pewnie jego rodzice mieli też przejebane. Zoey miała aż ochotę podejść do nich i ich przytulić, pomimo tego, że ich nie znała.
- Dziękuję - uśmiechnęła się do niej - towarzystwo jak zwykle z najwyższej półki, ostatnio zdecydowanie moje ulubione - no jeżeli miała do wyboru spędzać czas z Gaią, a na przykład z Sameen, to niestety i przykro mi to powiedzieć, ale wybrała spędzenie czasu z Gaią. Tak samo wolała zobaczyć się z nią niż odwiedzić braci. - Przyznaj się, że po prostu kręci Cię to jak jem i teraz będziemy spędzać przy jedzeniu dużą część naszego wspólnego czasu - powiedziała żartobliwie uśmiechając się szerzej i lekko unosząc jedną brew. - W sierpniu aż? Myślałam, że zrobimy sobie w lipcu trzecią randkę jako rocznicę pierwszej - zaśmiała się, bo to brzmiało przecież niesamowicie dziwnie, szczególnie patrząc na to jak wyglądały ostatnie ich tygodnie, gdzie zachowywały się bardziej jak para niż osoby, które były tylko na jednej randce, no teraz już dwóch. - Będą dla nas dość ciężkie nadchodzące tygodnie prawda? - Zapytała cały czas trzymając jej dłoń i splotła ich palce razem. - Pocałuj mnie - powiedziała patrząc jej prosto w oczy.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict
about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
Gaia też miała nadzieję, że jednak nie będą musiały działać z takim opóźnieniem. Aczkolwiek też w ich przypadku ciężko mówić o opóźnieniu skoro działały na lekkim przyspieszeniu. Może i to była dopiero ich druga randka, ale kilka baz jednak sobie przeskoczyły. Dla Gai to była szokująca nowość. Nic więc dziwnego, że ostatecznie przestała się przejmować randkowaniem. W jej świecie były już na dwunastej randce jak weźmie się całokształt tej relacji. Pomijając to, że nie były parą. Na tym etapie to jestem skłonna uwierzyć, że one po prostu pewnego dnia wezmą ślub. Dobrze wiemy, że Zoey właśnie tak preferuje rozpoczynać małżeństwa. Spontanicznie i w szokujący sposób. Najlepiej po pijaku. Eh.
- Bo to jest ten weekend, gdzie nie musisz się martwić absolutnie niczym. Nie musisz nic planować. Nie musisz nawet myśleć. Po prostu bądź i ciesz się tym co ja zaplanowałam. – W głowie Gai, Zoey była typem osoby, która uwielbiała mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą. Gaia natomiast była chaosem. Tak więc nawet te plany, które zrobiła były niesamowicie spontaniczne, bo nie miała czasu niczego planować. Najwcześniej załatwiła restaurację, bo to jednak wymagało pokrzyżowania planów dla całego lokalu w Gold Coast. No i też dla ludzi, których znała, nie mogła sobie wpadać i rujnować ludziom życia. Chociaż tak robiła. Nie oszukujmy się. – Jezu. Przepraszam. – Trochę się skrzywiła, bo była pewna, że już o tym rozmawiały. Ale teraz nabierało sensu to, że jednak nigdy tego tematu nie poruszyła. – Byłam pewna, że opowiadałam ci o Noah. – Zerknęła przez ramię czy nikt nie szedł, bo nie chciałaby, żeby pomyśleli, że obgaduje ich zmarłego syna. Chociaż Noah nie dało się źle obgadywać. Fantastyczny, młody człowiek, który zmarł zbyt szybko. – Było. – Skinęła głową. Chciała zacząć nawet opowiadać o Noah, ale naprawdę nie chciała marnować tego weekendu na smutne rozmawianie o smutnych rzeczach. – Kiedyś ci o nim opowiem. Teraz nie jest na to odpowiednia chwila, okej? – Chciała się cieszyć towarzystwem Zoey, a nie opowiadać jej o tym jednym razie jak chłopiec złamał jej serce, bo umarł. Chciała dla rozluźnienia atmy powiedzieć, że dla Noah zdradziła poprzedniego chłopaka, ale nawet ona, kretynka, wiedziała, że to niczego nie rozluźni.
- Nieprawda. – Zaśmiała się. – Nawet o tym nie pomyślałam. – Mówiła serio. Po prostu nie chciała mieć tej niezręcznej sytuacji, gdzie obie siedzą i się gapią w menu zastanawiają się co wziąć. Gaia postanowiła wziąć po prostu wszystko, ale w rozważnych porcjach, bo wiedziała, że Zoey to je tyle co nic. – Aczkolwiek tak, będziemy dużo jeść, bo ja po prostu kocham jeść, więc to część mnie i wychodzi na to, że będziesz musiała to zaakceptować. – Dobrze, że nie było po niej widać ile jadła. Tym bardziej, że odkąd nią gram to była na siłowni aż zero razy. Raz tylko odpierdalała jakieś dziwne jogi. – To kuchnia palestyńska jak coś. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – Może Zoey była jakąś cichą rasistką, albo wspierała wojnę. Nigdy nie wiadomo.
- Boże… to już rok? – Wow. Tego się nie spodziewała. Sięgnęła po filiżankę z herbatką i upiła łyczek będąc zszokowaną, że jej pierwsza randka z Zoey wydarzyła się rok temu. Miały naprawdę niesamowicie… specyficzne podejście do sprawy.
- Nie sądzę. – Pokręciła głową odstawiając filiżankę. – Po prostu musimy przetrwać. A jak same wszystko utrudnimy i udziwnimy to będzie… trudno i dziwnie. – Czyli na bank tak będzie, bo obie znamy Gaię i ona wszystko utrudniała i udziwniała. Taki typ. Co zrobisz? Nic. – Tak przy ludziach? – Zażartowała, ale rzeczywiście nachyliła się, żeby Zoey pocałować. Krótko, ale namiętnie, bo zaraz jeszcze obsypała ją pocałunkami po całej twarzy i szyi, ale też przestała, bo jednak nie wiedziała czy tata Noah się gapi, a nie chciał jednak niczego udziwniać. Widzisz. Jednak nad sobą panowała z tym udziwnianiem. Oczywiście domyślała się, że pewnie jego rodzice nie wymagali, żeby Gaia do końca życia była samotna i związana ze wspomnieniem o ich martwym synu, ale nie chciała niczego udziwniać. Jezu. Przyjebał się ten wyraz do mnie. Anyway. – Wyglądasz tak dobrze, że równie dobrze mogłyśmy wynająć tani pokój w motelu pod Lorne i po prostu tam zostać. – Ale wiadomo, że nie zrobiłaby czegoś takiego, bo ona musi mieć taki luksus jak restauracja tylko dla niej.
- Bo to jest ten weekend, gdzie nie musisz się martwić absolutnie niczym. Nie musisz nic planować. Nie musisz nawet myśleć. Po prostu bądź i ciesz się tym co ja zaplanowałam. – W głowie Gai, Zoey była typem osoby, która uwielbiała mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą. Gaia natomiast była chaosem. Tak więc nawet te plany, które zrobiła były niesamowicie spontaniczne, bo nie miała czasu niczego planować. Najwcześniej załatwiła restaurację, bo to jednak wymagało pokrzyżowania planów dla całego lokalu w Gold Coast. No i też dla ludzi, których znała, nie mogła sobie wpadać i rujnować ludziom życia. Chociaż tak robiła. Nie oszukujmy się. – Jezu. Przepraszam. – Trochę się skrzywiła, bo była pewna, że już o tym rozmawiały. Ale teraz nabierało sensu to, że jednak nigdy tego tematu nie poruszyła. – Byłam pewna, że opowiadałam ci o Noah. – Zerknęła przez ramię czy nikt nie szedł, bo nie chciałaby, żeby pomyśleli, że obgaduje ich zmarłego syna. Chociaż Noah nie dało się źle obgadywać. Fantastyczny, młody człowiek, który zmarł zbyt szybko. – Było. – Skinęła głową. Chciała zacząć nawet opowiadać o Noah, ale naprawdę nie chciała marnować tego weekendu na smutne rozmawianie o smutnych rzeczach. – Kiedyś ci o nim opowiem. Teraz nie jest na to odpowiednia chwila, okej? – Chciała się cieszyć towarzystwem Zoey, a nie opowiadać jej o tym jednym razie jak chłopiec złamał jej serce, bo umarł. Chciała dla rozluźnienia atmy powiedzieć, że dla Noah zdradziła poprzedniego chłopaka, ale nawet ona, kretynka, wiedziała, że to niczego nie rozluźni.
- Nieprawda. – Zaśmiała się. – Nawet o tym nie pomyślałam. – Mówiła serio. Po prostu nie chciała mieć tej niezręcznej sytuacji, gdzie obie siedzą i się gapią w menu zastanawiają się co wziąć. Gaia postanowiła wziąć po prostu wszystko, ale w rozważnych porcjach, bo wiedziała, że Zoey to je tyle co nic. – Aczkolwiek tak, będziemy dużo jeść, bo ja po prostu kocham jeść, więc to część mnie i wychodzi na to, że będziesz musiała to zaakceptować. – Dobrze, że nie było po niej widać ile jadła. Tym bardziej, że odkąd nią gram to była na siłowni aż zero razy. Raz tylko odpierdalała jakieś dziwne jogi. – To kuchnia palestyńska jak coś. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – Może Zoey była jakąś cichą rasistką, albo wspierała wojnę. Nigdy nie wiadomo.
- Boże… to już rok? – Wow. Tego się nie spodziewała. Sięgnęła po filiżankę z herbatką i upiła łyczek będąc zszokowaną, że jej pierwsza randka z Zoey wydarzyła się rok temu. Miały naprawdę niesamowicie… specyficzne podejście do sprawy.
- Nie sądzę. – Pokręciła głową odstawiając filiżankę. – Po prostu musimy przetrwać. A jak same wszystko utrudnimy i udziwnimy to będzie… trudno i dziwnie. – Czyli na bank tak będzie, bo obie znamy Gaię i ona wszystko utrudniała i udziwniała. Taki typ. Co zrobisz? Nic. – Tak przy ludziach? – Zażartowała, ale rzeczywiście nachyliła się, żeby Zoey pocałować. Krótko, ale namiętnie, bo zaraz jeszcze obsypała ją pocałunkami po całej twarzy i szyi, ale też przestała, bo jednak nie wiedziała czy tata Noah się gapi, a nie chciał jednak niczego udziwniać. Widzisz. Jednak nad sobą panowała z tym udziwnianiem. Oczywiście domyślała się, że pewnie jego rodzice nie wymagali, żeby Gaia do końca życia była samotna i związana ze wspomnieniem o ich martwym synu, ale nie chciała niczego udziwniać. Jezu. Przyjebał się ten wyraz do mnie. Anyway. – Wyglądasz tak dobrze, że równie dobrze mogłyśmy wynająć tani pokój w motelu pod Lorne i po prostu tam zostać. – Ale wiadomo, że nie zrobiłaby czegoś takiego, bo ona musi mieć taki luksus jak restauracja tylko dla niej.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
Zoey to pewnie w tym momencie nawet nie potrzebowała nazywać tego randkami, mogły się po prostu widywać, jak to ludzie, którzy sie ze sobą spotykają mają w zwyczaju. Nie musiały się umawiać na specjalne wyjścia, które by były randkami. Mogły po prostu pojechać razem na weekend, jako ta para, którą nie były tak do końca, chociaż tak się zachowywały. Były pojebane, ale miało to jakiś swój urok. Najważniejsze w tym wszystkim i tak było to, że spędzają ze sobą czas, tak naprawdę tylko to się liczyło, a jak to sobie nazwą to już mało ważne. Przynajmniej dla Zoey. Równie dobrze mogły już być małżeństwem, ale tym razem Zoey na pewno byłaby na tyle trzeźwa, żeby pamiętać co nieco z własnego ślubu.
- To dla mnie nowość, wiesz że ja wszystko planuje. Postaram się zrelaksować, jakbym coś jednak zaczęła w międzyczasie odpierdalać to masz moje pozwolenie na to żeby mi przywalić okej? - Na przykład gdyby zaczęła za dużo mówić o pracy. Skoro miały się odprężyć i cieszyć miłym weekendem to nie było się co stresować robotą, która miała nadejść dopiero w poniedziałek. - Nie masz za co przepraszać. Nic się nie stało. Rozumiem, że to pewnie nie jest łatwy temat. - Uśmiechnęła się do niej i lekko pogładziła po ramieniu. Nie musiała jej o tym mówić, jeżeli akurat nie była jeszcze gotowa żeby jej to wyznać. Nie miałaby z tym problemu. - Jasne, jak będziesz gotowa i czas będzie bardziej odpowiedni - kiwnęła głową, bo rzeczywiście to była ich randka, miało być pewnie raczej miło i wesoło, a taka rozmowa mogłaby ten nastrój zabić. Zoey jednak chciała żeby Gaia wiedziała, że McTavish jest otwarta na rozmowę o tym.
- Przytyje przez Ciebie, ale jestem na to gotowa. Chcę poznawać nowe smaki i nowe kuchnie więc... niech będzie. Wiesz dobrze, że Cię akceptuje taką jaka jesteś, nie potrzebuje Gai nie lubiącej jedzenia, od tego jestem ja. - Ona miała rolę niejadka. Kiedyś będzie musiała to zmienić, jak nagle postanowią z Gaią zostać matkami i ktoś (Zoey) te dzieci będzie rodzić. - Jasne, nie jadłam chyba nic palestyńskiego. Jestem zaintrygowana. - Nie mogła się doczekać teraz tego co im tu podadzą. - Będziemy jeść rękoma? - Bo coś tam o świecie wiedziała i tak słyszała, że na Bliskim Wschodzie jadło się czasem rękoma.
- No już niedługo. Strasznie szybko zleciało. Myślałaś wtedy, że będziemy kontynuować tą znajomość tak długo? Po naszym spotkaniu na plaży. - Nie było tu złej odpowiedzi tak uprzedzę żeby nie było, że Zoey się zaraz do czegoś dojebie. Nie miała w planach nikogo łapać za słowa.
- Utrudnianie i udziwnianie? Zupełnie nie brzmi jak my. - Zaśmiała się i posłała Gai szeroki uśmiech, bo nie ma się co oszukiwać, ale one obie lubiły utrudniać. W udziwnianiu to może i Gaia wiodła prym. - Damy sobie radę, wierzę w nas. Przecież dorośli ludzie pracują i jakoś im się udaje spotykać. - Teraz miały nieco więcej wolnego, ale też Zoey odwoływała swoje spotkania żeby siedzieć z Gaią no i vice versa. Tak na dłuższą metę pewnie nie dałoby się funkcjonować, ale jakoś sobie muszą poradzić i wymyślić sposób żeby mieć czas na wszystko. - Mogłabym na to zwołać nawet konferencje prasową - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem oddając się temu pocałunkowi. Mogłaby na tym spędzać całe dnie. Po prostu chciała siedzieć z Gaią, rozmawiać, całować się, przytulać i spędzać razem czas na różne sposoby. - Podoba Ci się? Starałam się dla Ciebie. - Nie chciała jej przynieść wstydu, ale też nie oszukujmy się, Zoey zazwyczaj wyglądała bardzo ładnie. - Przywiozłam nawet ze sobą specjalnie pidżamy żebyś się ze mnie nie śmiała - dodała rozbawiona i ponownie napiła się wina. - Ty wyglądasz bardzo elegancko. Juz widzę, że wczuwasz się w rolę pani prezes i bardzo mi się to podoba - uniosła rękę żeby poprawić kołnierzyk w koszuli Gai. - Tani motel pod Lorne Bay nam nie ucieknie - chyba, że go zamkną, ale jeżeli jest bardzo tani to może miał szansę na przetrwanie! - Chciałam Ci powiedzieć, że naprawdę mocno na mnie działasz... nagle zaczynam się ekscytować jedzeniem. Ja! Zoey McTavish. Co Ty ze mną robisz... - mruknęła i nachyliła się w jej stronę żeby teraz to ona mogła ją pocałować, trudno, najwyżej ojciec Noah je stąd wypierdoli.
gaia zimmerman
- To dla mnie nowość, wiesz że ja wszystko planuje. Postaram się zrelaksować, jakbym coś jednak zaczęła w międzyczasie odpierdalać to masz moje pozwolenie na to żeby mi przywalić okej? - Na przykład gdyby zaczęła za dużo mówić o pracy. Skoro miały się odprężyć i cieszyć miłym weekendem to nie było się co stresować robotą, która miała nadejść dopiero w poniedziałek. - Nie masz za co przepraszać. Nic się nie stało. Rozumiem, że to pewnie nie jest łatwy temat. - Uśmiechnęła się do niej i lekko pogładziła po ramieniu. Nie musiała jej o tym mówić, jeżeli akurat nie była jeszcze gotowa żeby jej to wyznać. Nie miałaby z tym problemu. - Jasne, jak będziesz gotowa i czas będzie bardziej odpowiedni - kiwnęła głową, bo rzeczywiście to była ich randka, miało być pewnie raczej miło i wesoło, a taka rozmowa mogłaby ten nastrój zabić. Zoey jednak chciała żeby Gaia wiedziała, że McTavish jest otwarta na rozmowę o tym.
- Przytyje przez Ciebie, ale jestem na to gotowa. Chcę poznawać nowe smaki i nowe kuchnie więc... niech będzie. Wiesz dobrze, że Cię akceptuje taką jaka jesteś, nie potrzebuje Gai nie lubiącej jedzenia, od tego jestem ja. - Ona miała rolę niejadka. Kiedyś będzie musiała to zmienić, jak nagle postanowią z Gaią zostać matkami i ktoś (Zoey) te dzieci będzie rodzić. - Jasne, nie jadłam chyba nic palestyńskiego. Jestem zaintrygowana. - Nie mogła się doczekać teraz tego co im tu podadzą. - Będziemy jeść rękoma? - Bo coś tam o świecie wiedziała i tak słyszała, że na Bliskim Wschodzie jadło się czasem rękoma.
- No już niedługo. Strasznie szybko zleciało. Myślałaś wtedy, że będziemy kontynuować tą znajomość tak długo? Po naszym spotkaniu na plaży. - Nie było tu złej odpowiedzi tak uprzedzę żeby nie było, że Zoey się zaraz do czegoś dojebie. Nie miała w planach nikogo łapać za słowa.
- Utrudnianie i udziwnianie? Zupełnie nie brzmi jak my. - Zaśmiała się i posłała Gai szeroki uśmiech, bo nie ma się co oszukiwać, ale one obie lubiły utrudniać. W udziwnianiu to może i Gaia wiodła prym. - Damy sobie radę, wierzę w nas. Przecież dorośli ludzie pracują i jakoś im się udaje spotykać. - Teraz miały nieco więcej wolnego, ale też Zoey odwoływała swoje spotkania żeby siedzieć z Gaią no i vice versa. Tak na dłuższą metę pewnie nie dałoby się funkcjonować, ale jakoś sobie muszą poradzić i wymyślić sposób żeby mieć czas na wszystko. - Mogłabym na to zwołać nawet konferencje prasową - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem oddając się temu pocałunkowi. Mogłaby na tym spędzać całe dnie. Po prostu chciała siedzieć z Gaią, rozmawiać, całować się, przytulać i spędzać razem czas na różne sposoby. - Podoba Ci się? Starałam się dla Ciebie. - Nie chciała jej przynieść wstydu, ale też nie oszukujmy się, Zoey zazwyczaj wyglądała bardzo ładnie. - Przywiozłam nawet ze sobą specjalnie pidżamy żebyś się ze mnie nie śmiała - dodała rozbawiona i ponownie napiła się wina. - Ty wyglądasz bardzo elegancko. Juz widzę, że wczuwasz się w rolę pani prezes i bardzo mi się to podoba - uniosła rękę żeby poprawić kołnierzyk w koszuli Gai. - Tani motel pod Lorne Bay nam nie ucieknie - chyba, że go zamkną, ale jeżeli jest bardzo tani to może miał szansę na przetrwanie! - Chciałam Ci powiedzieć, że naprawdę mocno na mnie działasz... nagle zaczynam się ekscytować jedzeniem. Ja! Zoey McTavish. Co Ty ze mną robisz... - mruknęła i nachyliła się w jej stronę żeby teraz to ona mogła ją pocałować, trudno, najwyżej ojciec Noah je stąd wypierdoli.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict
about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
Zmarszczyła brwi i spojrzała na Zoey jak na wariatkę.
- Nie jestem fanką przemocy, więc sobie po prostu odpuszczę to, okej? Jak zaczniesz mnie wkurzać przejmowaniem kontroli to po prostu skrócimy ten weekend i wrócimy do domu. Każda do swojego. Pasuje? – Uznała, że w tym przypadku taka groźba będzie najlepszym rozwiązaniem. A jednak Zoey jak nikt inny powinna wiedzieć, że Gaia potrafiła się obrażać jak mało kto. Nie odezwałaby się przez te kilka godzin. Od momentu zrujnowania humoru, przez podróż do hotelu, z hotelu na lotnisko, z lotniska na lotnisko, a później z lotniska pod dom Zoey. Była bardzo uparta jeżeli chodziło o swoje obrażanie się. I nie zawsze była przy tym urocza jak mała Gaia. Po prostu się śmiertelnie obrażała. A jednak ten weekend był jej randką, więc jak Zoey jej popsuje cokolwiek to Gaia sobie wymyśli trzynaście powodów, żeby pierdolnąć focha.
- Niespecjalnie. – Odparła z uśmiechem. – Kiedyś rzeczywiście było ciężko, ale teraz lubię o nim mówić. Tęsknie za nim. Nikogo nigdy nie kochałam tak jak jego. – Ani Bianci, ani Benedicta. Długo wierzyła, że Noah był jej jedyną i prawdziwą miłością. Potrzebowała jednak czasu, żeby ostatecznie dotrzeć do momentu, w którym była teraz. Gdzie wierzyła, że Noah nie był końcem jej miłości. Że miłość nie umarła w tym samym momencie co ona. Może to głupie, ale naprawdę zaczęła wierzyć, że Noah wolałby, żeby była szczęśliwa z kimś nowym zamiast pogrążać się w smutku za nim.
Skrzywiła się, bo nie była pewna czy chciała usłyszeć coś takiego. – Ty naprawdę nie lubisz jedzenia? – Zapytała całkiem poważnie i aż się lekko wyprostowała. To była poważna czerwona flaga. Nie wyobrażała sobie świata, w którym ona wpierdalała a druga osoba, jej partner czy partnerka, siedziała i się gapiła na wacik nasączony sokiem pomarańczowym. – Chodzi o utrzymywanie figury czy co? – Dopytała, bo może Zoey miała jakieś zaburzenia. Jakaś anoreksja czy bulimia. To już nawet nie był temat do żartu. To poważne choroby, które należy leczyć. Gaia była gotowa odwołać wszystko i zapisać McTavish na leczenie. – Wszystko zależy od tego jak ci jest komfortowo jeść. – Wiedziała, że Japończycy nie mają nic przeciwko temu jak ludzie jadali sushi rękoma. Nie wszyscy potrafili się posługiwać pałeczkami, tak jak nie wszyscy czuli się komfortowo jedząc rękoma. W końcu oznaką tego czy coś smakowało był pusty talerz, albo obrzydliwe, głośne mlaskanie. Miała jednak nadzieję, że tego ostatniego Zoey nie będzie praktykować, bo to większa czerwona flaga niż niejedzenie niczego.
- A dlaczego miałabym myśleć, że nie będziemy jej kontynuować? – Zaśmiała się upijając ponownie herbatki. – Ja nie poznaję ludzi po to, żeby ich później nie znać. Nie interesują mnie takie rzeczy. – Po co miała tracić czas na znajomości, które nie miały sensu? Chciała ostatnio coś takiego praktykować, ale zdecydowanie nie było to dla niej. Nie chciała wiedzieć o tym, że chodzą po świecie nieznajomi ludzie, którzy coś o niej wiedzą, bo sama im o tym powiedziała. – Ty nie chciałaś kontynuować, nie? – Już wtedy odnosiła wrażenie, że Zoey traktowała ją jak jakąś urwaną z choinki typiarę, która była zbyt zjarana, żeby ją zapamiętać. No i Zoey wtedy byłą taka niepewna tego wszystkiego. Pamiętała to dobrze.
- To prawda. – Zgodziła się, ale i tak miała obawy. Oczywiście, że dorośli ludzie mieli swoje prace, a i tak dawali radę się ze sobą spotykać. Gaia jednak wiedziała, że niezbyt często dorosły człowiek otwierał swoją fundację, od której miało zależeć życie niewinnych istot, które nie miały możliwości na dobry start tak jak ona. Nie mogła zawieść tych dzieci, które nawet jeszcze nie wiedziały, że fundacja nadchodzi.
- Pidżamy? W liczbie mnogiej? – Gaia to pewnie przywiozła jedną i to nawet nie była pidżama tylko po prostu kolejna koszulka z jej twarzą. Nawet nie starała się udawać, że ma jakieś inne koszulki, które służą za pidżamę. Plusem było tylko to, że to była całkowicie nowa koszulka. Nawet nie tamta wyprana, tylko nowa. Chociaż równie dobrze mogła to być tamta wyprana. Nie wiedziała. Nie zajmowała się takimi rzeczami. – To się nie wydarzy. Przepraszam. Nie mam na to skóry. – Nie mogła ufać, że w tanim motelu w Lorne Bay było higienicznie. Nawet jak traciła swoje dziewictwo w tajemnicy przed rodzicami, to musiała mieć specjalną otoczkę do tego wszystkiego. Nie mogła sobie wynająć pokoju w motelu jak jakaś tania kurwa, która walczy o przeżycie. Była zbyt narcystyczna na coś takiego.
- Z o b a c z y m y. – Bo na razie to Zoey gadała o jedzeniu. Ale czy je jadła? Nie. Ale to pewnie dlatego, że niczego im jeszcze nie podano. Ale już jedzenie szło, więc Gaia się odsunęła od Zoey chcąc zachować pozory normalnej. Może Zoey miała w to wyjebane, ale Gaia jednak nie. Chociaż no powiedziała wprost państwu rodzicom Noah po co tutaj przyłazi. No i rzeczywiście kelner oraz tata Noah przynieśli im przystawki, a za nimi pojawiła się mama Noah – Yolanda, iks de, więc Gaia nawet wstała, żeby się z kobietą wyściskać na przywitanie i ucałować ją w policzki. Powymieniały się przy tym komplementami, pani Yolanda to się nawet trochę wzruszyła. A jak się ogarnęła, to Gaia teraz jej przedstawiła Zoey i pani mama Noah powiedziała, że już nie będzie przeszkadzała, że chciała się tylko przywitać i że życzy im smacznego. Gaia im wszystkim podziękowała za przystawki i zaraz wróciła do Zoey. – Wow. Gdybym wiedziała, że będą takie sceny to przyszłabym tu dzień wcześniej sama. – Wyszeptała nachylając się do Zoey. – Dobra. To mamy tak: falafel, tabbolueh, hummus oczywiście, moutabbal, moje ulubione liście winogron, sambousek mięsny i serowy i fatayer. – Miała nadzieję, że wszystko ponazywała poprawnie i że dopasowała poprawnie nazwy do tego co miała przed sobą. Sięgnęła po faszerowane liście winogron i podała od razu jeden Zoey. – Na początek spróbuj to, bo to największe ryzyko, że może ci nie posmakować. – To było podstępne danie, które wyglądało uroczo i smakowicie, ale ostatecznie kończyło się na tym, że człowiek żuł kwaśne liście. Jeżeli to Zoey posmakuje to wszystko inne będzie prawdziwym frykasem.
- Nie jestem fanką przemocy, więc sobie po prostu odpuszczę to, okej? Jak zaczniesz mnie wkurzać przejmowaniem kontroli to po prostu skrócimy ten weekend i wrócimy do domu. Każda do swojego. Pasuje? – Uznała, że w tym przypadku taka groźba będzie najlepszym rozwiązaniem. A jednak Zoey jak nikt inny powinna wiedzieć, że Gaia potrafiła się obrażać jak mało kto. Nie odezwałaby się przez te kilka godzin. Od momentu zrujnowania humoru, przez podróż do hotelu, z hotelu na lotnisko, z lotniska na lotnisko, a później z lotniska pod dom Zoey. Była bardzo uparta jeżeli chodziło o swoje obrażanie się. I nie zawsze była przy tym urocza jak mała Gaia. Po prostu się śmiertelnie obrażała. A jednak ten weekend był jej randką, więc jak Zoey jej popsuje cokolwiek to Gaia sobie wymyśli trzynaście powodów, żeby pierdolnąć focha.
- Niespecjalnie. – Odparła z uśmiechem. – Kiedyś rzeczywiście było ciężko, ale teraz lubię o nim mówić. Tęsknie za nim. Nikogo nigdy nie kochałam tak jak jego. – Ani Bianci, ani Benedicta. Długo wierzyła, że Noah był jej jedyną i prawdziwą miłością. Potrzebowała jednak czasu, żeby ostatecznie dotrzeć do momentu, w którym była teraz. Gdzie wierzyła, że Noah nie był końcem jej miłości. Że miłość nie umarła w tym samym momencie co ona. Może to głupie, ale naprawdę zaczęła wierzyć, że Noah wolałby, żeby była szczęśliwa z kimś nowym zamiast pogrążać się w smutku za nim.
Skrzywiła się, bo nie była pewna czy chciała usłyszeć coś takiego. – Ty naprawdę nie lubisz jedzenia? – Zapytała całkiem poważnie i aż się lekko wyprostowała. To była poważna czerwona flaga. Nie wyobrażała sobie świata, w którym ona wpierdalała a druga osoba, jej partner czy partnerka, siedziała i się gapiła na wacik nasączony sokiem pomarańczowym. – Chodzi o utrzymywanie figury czy co? – Dopytała, bo może Zoey miała jakieś zaburzenia. Jakaś anoreksja czy bulimia. To już nawet nie był temat do żartu. To poważne choroby, które należy leczyć. Gaia była gotowa odwołać wszystko i zapisać McTavish na leczenie. – Wszystko zależy od tego jak ci jest komfortowo jeść. – Wiedziała, że Japończycy nie mają nic przeciwko temu jak ludzie jadali sushi rękoma. Nie wszyscy potrafili się posługiwać pałeczkami, tak jak nie wszyscy czuli się komfortowo jedząc rękoma. W końcu oznaką tego czy coś smakowało był pusty talerz, albo obrzydliwe, głośne mlaskanie. Miała jednak nadzieję, że tego ostatniego Zoey nie będzie praktykować, bo to większa czerwona flaga niż niejedzenie niczego.
- A dlaczego miałabym myśleć, że nie będziemy jej kontynuować? – Zaśmiała się upijając ponownie herbatki. – Ja nie poznaję ludzi po to, żeby ich później nie znać. Nie interesują mnie takie rzeczy. – Po co miała tracić czas na znajomości, które nie miały sensu? Chciała ostatnio coś takiego praktykować, ale zdecydowanie nie było to dla niej. Nie chciała wiedzieć o tym, że chodzą po świecie nieznajomi ludzie, którzy coś o niej wiedzą, bo sama im o tym powiedziała. – Ty nie chciałaś kontynuować, nie? – Już wtedy odnosiła wrażenie, że Zoey traktowała ją jak jakąś urwaną z choinki typiarę, która była zbyt zjarana, żeby ją zapamiętać. No i Zoey wtedy byłą taka niepewna tego wszystkiego. Pamiętała to dobrze.
- To prawda. – Zgodziła się, ale i tak miała obawy. Oczywiście, że dorośli ludzie mieli swoje prace, a i tak dawali radę się ze sobą spotykać. Gaia jednak wiedziała, że niezbyt często dorosły człowiek otwierał swoją fundację, od której miało zależeć życie niewinnych istot, które nie miały możliwości na dobry start tak jak ona. Nie mogła zawieść tych dzieci, które nawet jeszcze nie wiedziały, że fundacja nadchodzi.
- Pidżamy? W liczbie mnogiej? – Gaia to pewnie przywiozła jedną i to nawet nie była pidżama tylko po prostu kolejna koszulka z jej twarzą. Nawet nie starała się udawać, że ma jakieś inne koszulki, które służą za pidżamę. Plusem było tylko to, że to była całkowicie nowa koszulka. Nawet nie tamta wyprana, tylko nowa. Chociaż równie dobrze mogła to być tamta wyprana. Nie wiedziała. Nie zajmowała się takimi rzeczami. – To się nie wydarzy. Przepraszam. Nie mam na to skóry. – Nie mogła ufać, że w tanim motelu w Lorne Bay było higienicznie. Nawet jak traciła swoje dziewictwo w tajemnicy przed rodzicami, to musiała mieć specjalną otoczkę do tego wszystkiego. Nie mogła sobie wynająć pokoju w motelu jak jakaś tania kurwa, która walczy o przeżycie. Była zbyt narcystyczna na coś takiego.
- Z o b a c z y m y. – Bo na razie to Zoey gadała o jedzeniu. Ale czy je jadła? Nie. Ale to pewnie dlatego, że niczego im jeszcze nie podano. Ale już jedzenie szło, więc Gaia się odsunęła od Zoey chcąc zachować pozory normalnej. Może Zoey miała w to wyjebane, ale Gaia jednak nie. Chociaż no powiedziała wprost państwu rodzicom Noah po co tutaj przyłazi. No i rzeczywiście kelner oraz tata Noah przynieśli im przystawki, a za nimi pojawiła się mama Noah – Yolanda, iks de, więc Gaia nawet wstała, żeby się z kobietą wyściskać na przywitanie i ucałować ją w policzki. Powymieniały się przy tym komplementami, pani Yolanda to się nawet trochę wzruszyła. A jak się ogarnęła, to Gaia teraz jej przedstawiła Zoey i pani mama Noah powiedziała, że już nie będzie przeszkadzała, że chciała się tylko przywitać i że życzy im smacznego. Gaia im wszystkim podziękowała za przystawki i zaraz wróciła do Zoey. – Wow. Gdybym wiedziała, że będą takie sceny to przyszłabym tu dzień wcześniej sama. – Wyszeptała nachylając się do Zoey. – Dobra. To mamy tak: falafel, tabbolueh, hummus oczywiście, moutabbal, moje ulubione liście winogron, sambousek mięsny i serowy i fatayer. – Miała nadzieję, że wszystko ponazywała poprawnie i że dopasowała poprawnie nazwy do tego co miała przed sobą. Sięgnęła po faszerowane liście winogron i podała od razu jeden Zoey. – Na początek spróbuj to, bo to największe ryzyko, że może ci nie posmakować. – To było podstępne danie, które wyglądało uroczo i smakowicie, ale ostatecznie kończyło się na tym, że człowiek żuł kwaśne liście. Jeżeli to Zoey posmakuje to wszystko inne będzie prawdziwym frykasem.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
- Okej - odpowiedziała, chociaż takie zachowanie też było jednak przemocą. Może nie fizyczną, ale obrażanie się i "ciche dni" były trochę psychiczną przemocą. Zoey sobie wcześniej żartowała, a teraz w jej mniemaniu zrobiło się jakoś dziwnie poważnie. Zgodziła się z Gaią i będzie musiała pamiętać żeby się trzy razy zastanowić przed zrobieniem lub powiedzeniem czegokolwiek żeby Gai nie triggerować. Nie chciała wracać do domu, wolała spędzić ten weekend miło i naładować nieco baterie przed ciężkim okresem jaki był przed nią.
- To dobrze, że już jest Ci z tym łatwiej - uśmiechnęła się do niej, ale poczuła jakieś dziwne ukłucie zazdrości. Jeżeli im wyjdzie i zacznę ze sobą już normalnie być jako para, to czy to będzie znaczyło, że tak czy inaczej zawsze przed nią będzie jakiś jej zmarły przedwcześnie chłopak? Że on zawsze będzie tym, którego Gaia kochała najmocniej, a ona będzie substytutem? Trochę ją to zabolało i zaczęła sie zastanawiać czy Zimmerman rzeczywiście się pogodziła ze śmiercią chłopaka, skoro zabrała ją właśnie tutaj. W okolicy nie było innych restauracji? Musiały pójść akurat do tej, która należała do rodziców chłopaka, którego Gaia kochała najbardziej? Trochę się McTavish zrobiło niekomfortowo, co jednak starała się ukryć tak dobrze jak potrafiła. Ciekawe co było większą czerwoną flagą, brak zamiłowania do jedzenia czy zabieranie kogoś do restauracji tak mocno powiązanej z eks.
- Nie tak, że nie lubię. Po prostu od dawna jakoś nie zastanawiam się nad tym co jem. Nie jestem najlepsza w gotowanie, potrafię zrobić kilka tradycyjnych szkockich potraw, bo babcia mnie uczyła jak jeździłam do niej na wakacje, a tak to nie za bardzo miałam chęci rozwijać swoje umiejętności, bo gotowane dla samej siebie to żadna przyjemność. Kiedyś jak jeszcze byłam z Remigiusem to owszem, gotowaliśmy sobie nawzajem, spędzaliśmy razem czas w kuchni, ale później po naszym rozstaniu jakoś przestało mi się chcieć gotować dla jednej osoby. Zamówiłam sobie dietę i jadłam to co mi dali, nie zastanawiałam się nad tym jakoś mocno. - Musiała jeść to jadła i na tym się to kończyło. - Nie mam problemu z wagą - mogłaby nawet przytyć, pewnie byłoby to nawet dla niej dobre rozwiązanie. - Okej - kiwnęła głową. Jeszcze nie było jedzenia więc nie wiedziała jak jej będzie komfortowo jeść.
- Nie wiem, nie każda relacja wypala koniec końców. Mogło się okazać, że nie umiemy się ze sobą dogadać. - Całe szczęście tak nie było i mimo tego, że były od siebie tak bardzo różne to jakimś cudem udawało im się porozumieć... chociaż nie obyło się bez problemów. - Co? - Zapytała unosząc lekko brew i pokręciła głową. - Nie, to nie tak. Dla mnie to wszystko było... szalone. No i byłam zła, że mnie nie pamiętałaś. To nasze spotkanie w Sydney nie było dla mnie takim byle czym, to była dość spora rzecz i oczywiście poczułam się urażona, że nie pamiętałaś mojego imienia. Chciałam się z Tobą zobaczyć, sama Cię zaprosiłam na randkę. - Była pierwsza i na łożu śmierci jak już będzie umierać, bo Sameen kiedyś nie wytrzyma i jej strzeli jeden celny strzał, to w ostatnich sekundach życia Zoey będzie wspominać, że była pierwsza i to ona zaprosiła Gaie na randkę.
- Tak mam dwie, nie wiem czy będzie ciepło czy chłodno więc wzięłam dwie tak na wszelki wypadek - zazwyczaj tak robiła, gdy pogoda była niepewna, a obecnie to nie wiadomo czego się spodziewać. Musiała być przygotowana. Cała, lamerska Zoey. - Dobrze - kiwnęła głową próbując zatamować śmianie się, bo jednak to było urocze, że Gaia się tak obawiała spania w gorszej jakości hotelach, a biwakowała pod namiotem.
- No i zobaczysz - zachichotała - kiedyś będziesz jadła w mojej restauracji. Lula zgodziła się na to żebym pomogła jej z inwestycją w restauracje, także może za parę tygodni zaproszę Cię do siebie - o ile rzeczywiście wszystko wyjdzie tak jak powinno. Zoey oczywiście nie miała w planach się mieszać w sprawy kulinarne, ona po prostu da kase i będzie nadzorować wystrój, na tym się znała, na gotowaniu absolutnie nie. Ewentualnie będzie próbować jedzenia Luli i wybierze to co według niej jest najsmaczniejsze. Teraz też już była głodna i miała chęć spróbować, ale znów pojawiła sie rodzina zmarłego chłopaka Gai i po raz kolejny Zoey poczuła się nieco nieswojo. Trochę jak taki intruz, nawet jeżeli to sobie sama właśnie wmawiała. - Musieli się za Tobą stęsknić - powiedziała i wbiła wzrok w jedzenie, bo nie chciała kontynuować tematu. - Wszystko wygląda apetycznie... to chyba coś podobnego jadłam w Grecji, to miało dziwny smak - powiedziała i wzięła od niej tego liścia winogron, którego bardzo ostrożnie sobie wsadziła do buzi i zaczęła rzuć. Po chwili nieco się skrzywiła, bo było trochę kwaśne. - Jest okej... ale więcej farszu, mniej liścia byłoby lepiej - pamiętała coś podobnego ze swojej wycieczki na Kretę z Sameen. Wtedy też dupy jej nie urwało. - Ten humus pewnie jest o wiele lepszy niż sklepowy - powiedziała i nabrała go trochę na widelec, żeby się przekonać czy rzeczywiście tak jest i cóż, rzeczywiście tak było. Był przepyszny. - To może teraz falafel, to akurat już kiedyś gdzies próbowałam i bardzo lubię - pewnie jak była na wycieczce w jakimś Egipcie czy coś.
gaia zimmerman
- To dobrze, że już jest Ci z tym łatwiej - uśmiechnęła się do niej, ale poczuła jakieś dziwne ukłucie zazdrości. Jeżeli im wyjdzie i zacznę ze sobą już normalnie być jako para, to czy to będzie znaczyło, że tak czy inaczej zawsze przed nią będzie jakiś jej zmarły przedwcześnie chłopak? Że on zawsze będzie tym, którego Gaia kochała najmocniej, a ona będzie substytutem? Trochę ją to zabolało i zaczęła sie zastanawiać czy Zimmerman rzeczywiście się pogodziła ze śmiercią chłopaka, skoro zabrała ją właśnie tutaj. W okolicy nie było innych restauracji? Musiały pójść akurat do tej, która należała do rodziców chłopaka, którego Gaia kochała najbardziej? Trochę się McTavish zrobiło niekomfortowo, co jednak starała się ukryć tak dobrze jak potrafiła. Ciekawe co było większą czerwoną flagą, brak zamiłowania do jedzenia czy zabieranie kogoś do restauracji tak mocno powiązanej z eks.
- Nie tak, że nie lubię. Po prostu od dawna jakoś nie zastanawiam się nad tym co jem. Nie jestem najlepsza w gotowanie, potrafię zrobić kilka tradycyjnych szkockich potraw, bo babcia mnie uczyła jak jeździłam do niej na wakacje, a tak to nie za bardzo miałam chęci rozwijać swoje umiejętności, bo gotowane dla samej siebie to żadna przyjemność. Kiedyś jak jeszcze byłam z Remigiusem to owszem, gotowaliśmy sobie nawzajem, spędzaliśmy razem czas w kuchni, ale później po naszym rozstaniu jakoś przestało mi się chcieć gotować dla jednej osoby. Zamówiłam sobie dietę i jadłam to co mi dali, nie zastanawiałam się nad tym jakoś mocno. - Musiała jeść to jadła i na tym się to kończyło. - Nie mam problemu z wagą - mogłaby nawet przytyć, pewnie byłoby to nawet dla niej dobre rozwiązanie. - Okej - kiwnęła głową. Jeszcze nie było jedzenia więc nie wiedziała jak jej będzie komfortowo jeść.
- Nie wiem, nie każda relacja wypala koniec końców. Mogło się okazać, że nie umiemy się ze sobą dogadać. - Całe szczęście tak nie było i mimo tego, że były od siebie tak bardzo różne to jakimś cudem udawało im się porozumieć... chociaż nie obyło się bez problemów. - Co? - Zapytała unosząc lekko brew i pokręciła głową. - Nie, to nie tak. Dla mnie to wszystko było... szalone. No i byłam zła, że mnie nie pamiętałaś. To nasze spotkanie w Sydney nie było dla mnie takim byle czym, to była dość spora rzecz i oczywiście poczułam się urażona, że nie pamiętałaś mojego imienia. Chciałam się z Tobą zobaczyć, sama Cię zaprosiłam na randkę. - Była pierwsza i na łożu śmierci jak już będzie umierać, bo Sameen kiedyś nie wytrzyma i jej strzeli jeden celny strzał, to w ostatnich sekundach życia Zoey będzie wspominać, że była pierwsza i to ona zaprosiła Gaie na randkę.
- Tak mam dwie, nie wiem czy będzie ciepło czy chłodno więc wzięłam dwie tak na wszelki wypadek - zazwyczaj tak robiła, gdy pogoda była niepewna, a obecnie to nie wiadomo czego się spodziewać. Musiała być przygotowana. Cała, lamerska Zoey. - Dobrze - kiwnęła głową próbując zatamować śmianie się, bo jednak to było urocze, że Gaia się tak obawiała spania w gorszej jakości hotelach, a biwakowała pod namiotem.
- No i zobaczysz - zachichotała - kiedyś będziesz jadła w mojej restauracji. Lula zgodziła się na to żebym pomogła jej z inwestycją w restauracje, także może za parę tygodni zaproszę Cię do siebie - o ile rzeczywiście wszystko wyjdzie tak jak powinno. Zoey oczywiście nie miała w planach się mieszać w sprawy kulinarne, ona po prostu da kase i będzie nadzorować wystrój, na tym się znała, na gotowaniu absolutnie nie. Ewentualnie będzie próbować jedzenia Luli i wybierze to co według niej jest najsmaczniejsze. Teraz też już była głodna i miała chęć spróbować, ale znów pojawiła sie rodzina zmarłego chłopaka Gai i po raz kolejny Zoey poczuła się nieco nieswojo. Trochę jak taki intruz, nawet jeżeli to sobie sama właśnie wmawiała. - Musieli się za Tobą stęsknić - powiedziała i wbiła wzrok w jedzenie, bo nie chciała kontynuować tematu. - Wszystko wygląda apetycznie... to chyba coś podobnego jadłam w Grecji, to miało dziwny smak - powiedziała i wzięła od niej tego liścia winogron, którego bardzo ostrożnie sobie wsadziła do buzi i zaczęła rzuć. Po chwili nieco się skrzywiła, bo było trochę kwaśne. - Jest okej... ale więcej farszu, mniej liścia byłoby lepiej - pamiętała coś podobnego ze swojej wycieczki na Kretę z Sameen. Wtedy też dupy jej nie urwało. - Ten humus pewnie jest o wiele lepszy niż sklepowy - powiedziała i nabrała go trochę na widelec, żeby się przekonać czy rzeczywiście tak jest i cóż, rzeczywiście tak było. Był przepyszny. - To może teraz falafel, to akurat już kiedyś gdzies próbowałam i bardzo lubię - pewnie jak była na wycieczce w jakimś Egipcie czy coś.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict
about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
Gai celem oczywiście nie było stworzenie chujowej czy niekomfortowej atmosfery. Ona również sobie żartowała na ten temat i nie miała zamiaru przemocą psychiczną niczego tutaj od Zoey wyciągać. Chociaż jednocześnie nie da się ukryć, że Gaia była przyzwyczajona do tego, że czasami fochami udawało jej się coś osiągnąć. Oczywiście ona uważała, że jest wtedy niesamowicie urocza i po prostu ciężko jej się oprzeć i patrzeć na nią taką sfochana. Spoiler alert: nie było w tym absolutnie nic uroczego. Nie była malutka, słodka dziewczynka z tatuażu. Była dorosła kobieta, która jednak powinna częściej zwracać uwagę na to co mówi i jak to mówi. No, ale tak czy siak nie chciała tłamsić Zoey i sugerować, że Zoey ma siedzieć cicho czy coś. Chciała żeby Zoey była sobą, ale zrelaksowana sobą. Soba, która nie stresuje się o wyjazd, który zaplanowała Gaia.
- Coś nie tak? - Zapytała, bo odniosła wrażenie, że Zoey jakoś zmarkotniala. Nie była jednak pewna czy jej się wydaje czy rzeczywiście coś się wydarzyło. A jeżeli rzeczywiście coś się wydarzyło to nie wiedziała czy chodziło o kwestie przemocy psychicznej, której nie była świadoma, bo serio zakładała, że Zoey ogarnie, że to żart czy chodziło o całą tą otoczkę bycia w restauracji rodziców jej zmarłego chłopaka. Nie pomyślałaby naturalnie o tym, że Zoey może być zazdrosna o kogoś kto nie żyje. Przecież to nie tak, że Noah nagle wstanie i odbije Zoey Gaie. A nawet jeżeli rzeczywiście wstałby z grobu no to pewnie nie byłby tym samym Noah, którego Gaia kochała i nic by z tego nie było. Było dla niej nieco podejrzane to, że Zoey nie chciała ciągnąć tematu i jej poznawać poprzez historię o swoim byłym. Wychodzi jednak na to, że Angie, w grze Angie/Morgan miała rację i na randkach nie powinno się rozmawiać o swoich byłych. Gaia tego nie wiedziała. Myślała, że to proces poznawania drugiej osoby i część chodzenia na randki. A jednak z Zoey, w opinii Gai, nie powinno być już żadnych niezręczności, bo dobra, to mogła być ich druga randka, ale znają się nieco dłużej.
- To jakie to są szkockie przysmaki? – Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić co jedzą Szkoci. Pewnie jakieś śledzie zalane whisky czy coś. Już ona znała tą dziwną kuchnie tamtych krain. Żartuje, ewidentnie tego nie znała. – Czemu nigdy nie chciałaś ugotować mi nic szkockiego? – Miała tylko nadzieję, że nie wpakowuje się teraz w coś okropnego, gdzie będzie zmuszona zjeść surowe jelita szkockiej krowy czy coś. – Serio nie lubisz gotować samej sobie? W sensie, nie uważasz, że to przyjemność? – Była zdziwiona, bo wiadomo, że Gaia jak samej sobie robiła gofry, naleśniki czy jakąś jajecznicę, albo omlet, to zachowywała się przy tym jak szef kuchni i wszystko pięknie dekorowała. Ja osobiście zgadzam się z Zoey, nie ma nic fajnego w gotowaniu dla samego siebie. – Przez zerwanie z nim? Przez to jakie masz wspomnienia związane z nim w kuchni? – Zapytała, bo to wszystko zabrzmiało tak jakby właśnie wtedy Zoey przestała czerpać radość z jedzenia. Może jedzenie kojarzyło jej się z Remigiusem, ten złamał jej serce czy coś i teraz Zoey nie może jeść. Dobrze, że Gaia nie jest psychologiem, bo byłaby w tym naprawdę zjebana.
- Pamiętałam cię! Po prostu jak się spotkałyśmy byłam pod wpływem wszystkiego co możliwe, więc potrzebowałam czasu, żeby sobie przypomnieć. Na trzeźwo od razu bym cię rozpoznała. – Rzuciła na swoją obronę. – Dla mnie to też nie było byle czym. Serio. Byłaś pierwszą osobą, którą pocałowałam odkąd zmarł Noah. To była dla mnie dosyć ważna sprawa. Poza tym nie wiem co o mnie myślisz, ale ja naprawdę nie chodzę i nie całuję każdej napotkanej osoby. Nawet całowanie jest dla mnie… dosyć ważną sprawą. – Poza tym mrocznym okresem w życiu, gdzie Gaia była dziwną osobistością, która dosłownie miała ochotę całować każdego. Co prawda nie było też tak, że rzeczywiście całowała każdego, ale po prostu… to było dziwne. No, ale tak poza tym to Gaia trochę się szanowała. Trochę.
- Wow. Ja nie wzięłam żadnej, bo założyłam, że to ty będziesz grzała mnie. Ale ewidentnie mamy różne plany. – Zażartowała, bo oczywiście, że miała ze sobą pidżamę. Nie mogła sobie pozwolić na bycie dziwną poza domem. Takie ekscesy zostawiała na bycie w domu. Tutaj nie wiadomo jak dziwna jest obsługa pokojowa.
- W takim razie nie mogę się doczekać. – Uśmiechnęła się i ścisnęła dłoń Zoey. – Co będziecie tam serwować? – Zapytała mając nadzieję, że już o to nie pytała, bo byłby przypał, bo zaraz będzie inba o to, że Gaia nie słucha tego co mówi Zoey. A to nieprawda. Gaia słucha. Po prostu Gaię prowadzi typiara, która nie pamięta nic.
- Nie sądzę. Myślę, że po prostu na zawsze związała nas śmierć Noah. – Nie wyobrażała sobie takiej reakcji od rodziny na przykład Benedicta. Chociaż to jest fatalny przykład, bo akurat jego rodzina jest jebnięta. Rodzina Bianci też jest złym przykładem, bo akurat ojca Bianci Gaia chciałaby przytulać, ale niekoniecznie ubranego i niekoniecznie tak.
- Tak. Bardzo możliwe, bo w ja też to jadłam w Grecji. – Ja to poznałam od tureckiej strony i mój boże, to naprawdę musi być największe gówno jakie ja w życiu jadłam. Ale trudno, dla Gai to był jej ulubiony smakołyk. – Zgadzam się. Ale i tak to kocham. – Z przyjemnością żuła sobie tego gumowego liścia, bo była jebnięta. – Próbuj wszystkiego. – Może rzeczywiście zaraz sobie wychowa jakąś cechę, którą będzie to, że rzeczywiście będzie ją jarało to jak ktoś przy niej je. Obrzydliwe. Sama kontynuowała jedzenie i starała się przy tym jeść wolno, żeby się za szybko nie najeść. Tym bardziej, że to dopiero przystawki. Prawie zeszła na zawał przy hummusie. Był tak pyszny. – I jak na razie? Smakuje? – Zapytała wycierając dłonie w serwetkę, żeby po chwili móc zarzucić ramię na Zoey i przysunąć się bliżej niej.
- Coś nie tak? - Zapytała, bo odniosła wrażenie, że Zoey jakoś zmarkotniala. Nie była jednak pewna czy jej się wydaje czy rzeczywiście coś się wydarzyło. A jeżeli rzeczywiście coś się wydarzyło to nie wiedziała czy chodziło o kwestie przemocy psychicznej, której nie była świadoma, bo serio zakładała, że Zoey ogarnie, że to żart czy chodziło o całą tą otoczkę bycia w restauracji rodziców jej zmarłego chłopaka. Nie pomyślałaby naturalnie o tym, że Zoey może być zazdrosna o kogoś kto nie żyje. Przecież to nie tak, że Noah nagle wstanie i odbije Zoey Gaie. A nawet jeżeli rzeczywiście wstałby z grobu no to pewnie nie byłby tym samym Noah, którego Gaia kochała i nic by z tego nie było. Było dla niej nieco podejrzane to, że Zoey nie chciała ciągnąć tematu i jej poznawać poprzez historię o swoim byłym. Wychodzi jednak na to, że Angie, w grze Angie/Morgan miała rację i na randkach nie powinno się rozmawiać o swoich byłych. Gaia tego nie wiedziała. Myślała, że to proces poznawania drugiej osoby i część chodzenia na randki. A jednak z Zoey, w opinii Gai, nie powinno być już żadnych niezręczności, bo dobra, to mogła być ich druga randka, ale znają się nieco dłużej.
- To jakie to są szkockie przysmaki? – Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić co jedzą Szkoci. Pewnie jakieś śledzie zalane whisky czy coś. Już ona znała tą dziwną kuchnie tamtych krain. Żartuje, ewidentnie tego nie znała. – Czemu nigdy nie chciałaś ugotować mi nic szkockiego? – Miała tylko nadzieję, że nie wpakowuje się teraz w coś okropnego, gdzie będzie zmuszona zjeść surowe jelita szkockiej krowy czy coś. – Serio nie lubisz gotować samej sobie? W sensie, nie uważasz, że to przyjemność? – Była zdziwiona, bo wiadomo, że Gaia jak samej sobie robiła gofry, naleśniki czy jakąś jajecznicę, albo omlet, to zachowywała się przy tym jak szef kuchni i wszystko pięknie dekorowała. Ja osobiście zgadzam się z Zoey, nie ma nic fajnego w gotowaniu dla samego siebie. – Przez zerwanie z nim? Przez to jakie masz wspomnienia związane z nim w kuchni? – Zapytała, bo to wszystko zabrzmiało tak jakby właśnie wtedy Zoey przestała czerpać radość z jedzenia. Może jedzenie kojarzyło jej się z Remigiusem, ten złamał jej serce czy coś i teraz Zoey nie może jeść. Dobrze, że Gaia nie jest psychologiem, bo byłaby w tym naprawdę zjebana.
- Pamiętałam cię! Po prostu jak się spotkałyśmy byłam pod wpływem wszystkiego co możliwe, więc potrzebowałam czasu, żeby sobie przypomnieć. Na trzeźwo od razu bym cię rozpoznała. – Rzuciła na swoją obronę. – Dla mnie to też nie było byle czym. Serio. Byłaś pierwszą osobą, którą pocałowałam odkąd zmarł Noah. To była dla mnie dosyć ważna sprawa. Poza tym nie wiem co o mnie myślisz, ale ja naprawdę nie chodzę i nie całuję każdej napotkanej osoby. Nawet całowanie jest dla mnie… dosyć ważną sprawą. – Poza tym mrocznym okresem w życiu, gdzie Gaia była dziwną osobistością, która dosłownie miała ochotę całować każdego. Co prawda nie było też tak, że rzeczywiście całowała każdego, ale po prostu… to było dziwne. No, ale tak poza tym to Gaia trochę się szanowała. Trochę.
- Wow. Ja nie wzięłam żadnej, bo założyłam, że to ty będziesz grzała mnie. Ale ewidentnie mamy różne plany. – Zażartowała, bo oczywiście, że miała ze sobą pidżamę. Nie mogła sobie pozwolić na bycie dziwną poza domem. Takie ekscesy zostawiała na bycie w domu. Tutaj nie wiadomo jak dziwna jest obsługa pokojowa.
- W takim razie nie mogę się doczekać. – Uśmiechnęła się i ścisnęła dłoń Zoey. – Co będziecie tam serwować? – Zapytała mając nadzieję, że już o to nie pytała, bo byłby przypał, bo zaraz będzie inba o to, że Gaia nie słucha tego co mówi Zoey. A to nieprawda. Gaia słucha. Po prostu Gaię prowadzi typiara, która nie pamięta nic.
- Nie sądzę. Myślę, że po prostu na zawsze związała nas śmierć Noah. – Nie wyobrażała sobie takiej reakcji od rodziny na przykład Benedicta. Chociaż to jest fatalny przykład, bo akurat jego rodzina jest jebnięta. Rodzina Bianci też jest złym przykładem, bo akurat ojca Bianci Gaia chciałaby przytulać, ale niekoniecznie ubranego i niekoniecznie tak.
- Tak. Bardzo możliwe, bo w ja też to jadłam w Grecji. – Ja to poznałam od tureckiej strony i mój boże, to naprawdę musi być największe gówno jakie ja w życiu jadłam. Ale trudno, dla Gai to był jej ulubiony smakołyk. – Zgadzam się. Ale i tak to kocham. – Z przyjemnością żuła sobie tego gumowego liścia, bo była jebnięta. – Próbuj wszystkiego. – Może rzeczywiście zaraz sobie wychowa jakąś cechę, którą będzie to, że rzeczywiście będzie ją jarało to jak ktoś przy niej je. Obrzydliwe. Sama kontynuowała jedzenie i starała się przy tym jeść wolno, żeby się za szybko nie najeść. Tym bardziej, że to dopiero przystawki. Prawie zeszła na zawał przy hummusie. Był tak pyszny. – I jak na razie? Smakuje? – Zapytała wycierając dłonie w serwetkę, żeby po chwili móc zarzucić ramię na Zoey i przysunąć się bliżej niej.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
Zoey może nie znała się na żartach, albo po prostu nie wychwyciła akurat tego. Nie miało to jednak już znaczenia, bo postanowiła, że postara się być najlepszą wersją siebie i po prostu nie będzie robić nic co mogłoby tą randkę popsuć. Chyba. Może jej nie wyjdzie i wtedy będzie jechać sama do Lorne Bay. Zoey wbrew pozorom naprawdę nie była typem osoby, która się lubiła z ludźmi kłócić. Nie było tak. Ona uważała, że wszystko można przegadać i rozwiązać przez rozmowę, ale oczywiście nie zawsze sama to praktykowała. Tak jak teraz, bo powinna się odezwać i powiedzieć, że słowa Gai zabrzmiały chamsko, ale wolała tego nie robić, bo była kluchą, która nie potrafiła postawić na swoim.
- Nie. W porządku. Zapatrzyłam się na chwile w Ciebie - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny i ułożyła dłoń na jej kolanie. To nie tak, że Zoey miała problem z tym, żeby Gaia jej mówiła o swoich eks, po prostu zaczęła się zastanawiać czy kiedyś Gaia będzie w stanie pokochać ją w ten sam sposób, czy jednak ta jej miłość z Noah była tak unikatowa, że Zoey po prostu temu nie dorówna. No i niestety McTavish miała w tym wypadku niską samoocenę, bo jej związki rozpadały się raczej dlatego, że to ją porzucono, nic więc dziwnego, że miała takie może nie do końca dobre myślenie. Gaia powiedziała, że opowie jej o Noah innym razem więc Zoey się tego trzymała.
- W większości są dziwne. Normalni ludzie takich rzeczy nie jedzą... są takie normalne też jak fish and chips, ale niektóre są bardzo odjechane. - Oczywiście mówiła tu o słynnym już haggisie, albo jednym z najdziwniejszych deserów jakim jest batonik mars zapiekany w cieśnie rybnym. - Nawet nie pomyślałam, że chciałabyś to jeść. Poza tym, to mało romantyczne dania... ale jeżeli się nie boisz to mogę ugotować. Mogę Ci zrobić szkocki dzień jeżeli byś miała ochotę. - Nakarmi ją, ubierze w kilt, nauczy śmiesznej pijackiej piosenki po gaelicku. Zoey była dumna ze swoich szkockich korzeni. - Nie. Ja nie jestem wybredna. Zjem cokolwiek, więc jakoś nie czułam nigdy potrzeby żeby dla siebie jakoś specjalnie gotować. Trochę było mi szkoda czasu więc dlatego wzięłam pudełka. Jakoś wydaje mi się, że gotowanie dla kogoś jest przyjemniejsze i człowiek się bardziej stara. - Poza tym ciężko ogarnąć odpowiednią porcje dla jednej osoby, a McTavish nie przepadała za jedzeniem tego samego drugi raz z rzędu szczególnie jeżeli było odgrzewane. - Niee - pokręciła głową - mam z nim miłe wspomnienia, jeżeli chodzi o spędzanie czas w kuchni. To akurat było fajne, ale chyba moje gotowanie nie było wystarczające i w tym wypadku niestety droga przez żołądek do serca nie wypaliła. Jak byliśmy razem to poznał taką młodszą dziewczynę i podobno się zakochał. No więc mnie dla niej zostawił. Chociaż w teorii rozeszliśmy się za porozumieniem stron, ale też nie widzę siebie jako osoby, która miałaby kogokolwiek na siłę przy sobie trzymać. - To by było durne z jej strony, wolała żeby ktoś chciał z nią być, żeby za nią tęsknił, żeby uważał, że czas, który nie spędzają razem jest czasem straconym. Tego chciała, a nie wymuszania na drugiej osobie spędzania wspólnego czasu, albo uczuć, które już nie istniały.
- No ja mam nadzieję - zaśmiała się i pokręciła głową z rozbawienie, a później lekko przygryzła dolną wagę i spoglądając na dziewczynę. Pamiętała ten wieczór. Pierwszy raz od dawna wyszła na imprezę z koleżanką z pracy i proszę, jak pięknie się złożyło. Zoey nie była party girl, a jednak dała się wtedy namówić i nie żałowała, że wyszła tamtego dnia z domu. - Nie wiedziałam tego - nie czuła się w żadnym stopniu wyjątkowo, bo jednak pewnie myślała, że dla Gai to takie nic. Dobrze było wiedzieć, że się pomyliła. - W takim razie cieszę się, że mamy do tego podobne podejście i, że dla nas dwóch to nie było byle co. Miło mi, że to akurat mnie wybrałaś na swój pierwszy pocałunek po czymś takim. To wiele dla mnie znaczy. - Naprawdę tak było. Dla Gai to musiało być spore przeżycie i Zoey cieszyła się, że w tym uczestniczyła. - Wiem, że początkowo mogłam być trochę dziwna, ale teraz naprawdę wiem czego chcę i w sumie zaczęłam myśleć o tym żeby powiedzieć rodzicom, że jestem biseksualna. Nie wiem jeszcze w jaki sposób, ale myślę, że mogłabym to zrobić. - Jakkolwiek, by się jej życie nie potoczyło, to nie będzie już nigdy takie samo jak było zanim poznała Gaie, a wolała żeby rodzice wiedzieli wcześniej o tym, że Zoey nie leci tylko na facetów, żeby później nie było dziwnie, gdyby rzeczywiście miała im przedstawić kiedyś Gaie. Chciała ich do tego przygotować.
- Oj... nie powiedziałam, że będę je nosić całą noc. - Zaczęła i pochyliła się nieco w jej stronę. - Mogę Cię zagrzać nawet teraz jeżeli jest Ci chłodno - dodała ciszej ale za delikatnie przesunęła swoją dłoń wzdłuż wewnętrznej strony jej uda. Nikt tego w okolicy nie widział, więc nie było, że się panoszyły ze swoim lesbijstwem na prawo i lewo.
- Nie mam pojęcia jeszcze. Wiesz, że ja się na jedzeniu nie znam. Lula ma coś wymyślić, ja po prostu się zjamę wystrojem i upewnie się, że spełniamy wszystkie potrzebne normy, ale na pewno będzie dobre. Lula świetnie gotuje, jadłam u niej ostatnio i było naprawdę pyszne. - Chociaż nie pamiętam co jadła i obstawiam, że Zoey ma tak samo, bo nie zna się na jedzeniu.
Myślę, że reakcja rodziny Bena nie byłaby taka nawet jakby była normalna, bo jednak z Benem się rozstali w nieco innych okolicznościach więc raczej rodzice nie byliby zachwyceni z widoku Zimmerman. - Byłaś z nimi blisko zanim Noah zmarł? - Cóż Zoey mogła być pewna tego, że jej rodzice pewnie tacy nie będą. Może mama, ale ojciec? Raczej nie. Chociaż też chuj go tam wie. Nie był taki zły jak go Zoey pisała.
- Nie, to zdecydowanie nie jest mój smak tak do końca - pokręciła głową. W sensie zjeść zje, ale nie chciałaby tego jeść tak cały czas. No i zaczęła małe porcje jeść poszczególnych dań i musiała przyznać, że było bardzo dobre. - Jest świetne naprawdę, ale też nie chce się zapchać - powiedziała pakując sobie ostatniego falafela do buzi. - Dziękuję, że mnie tu zabrałaś - mruknęła popijając sobie jeszcze wina i przytuliła się trochę do boku Gai skoro ta już ją otoczyła ramieniem. - Jest coś co powinnam o Tobie wiedzieć? Bez czego nie poznam prawdziwej Gai? - Zapytała, bo trochę może ją znała, ale może Zimmerman miała jakiś sekret albo dziwne hobby, które ją definiowało, pewnie jakiś uraz do karczochów.
gaia zimmerman
- Nie. W porządku. Zapatrzyłam się na chwile w Ciebie - powiedziała uśmiechając się do dziewczyny i ułożyła dłoń na jej kolanie. To nie tak, że Zoey miała problem z tym, żeby Gaia jej mówiła o swoich eks, po prostu zaczęła się zastanawiać czy kiedyś Gaia będzie w stanie pokochać ją w ten sam sposób, czy jednak ta jej miłość z Noah była tak unikatowa, że Zoey po prostu temu nie dorówna. No i niestety McTavish miała w tym wypadku niską samoocenę, bo jej związki rozpadały się raczej dlatego, że to ją porzucono, nic więc dziwnego, że miała takie może nie do końca dobre myślenie. Gaia powiedziała, że opowie jej o Noah innym razem więc Zoey się tego trzymała.
- W większości są dziwne. Normalni ludzie takich rzeczy nie jedzą... są takie normalne też jak fish and chips, ale niektóre są bardzo odjechane. - Oczywiście mówiła tu o słynnym już haggisie, albo jednym z najdziwniejszych deserów jakim jest batonik mars zapiekany w cieśnie rybnym. - Nawet nie pomyślałam, że chciałabyś to jeść. Poza tym, to mało romantyczne dania... ale jeżeli się nie boisz to mogę ugotować. Mogę Ci zrobić szkocki dzień jeżeli byś miała ochotę. - Nakarmi ją, ubierze w kilt, nauczy śmiesznej pijackiej piosenki po gaelicku. Zoey była dumna ze swoich szkockich korzeni. - Nie. Ja nie jestem wybredna. Zjem cokolwiek, więc jakoś nie czułam nigdy potrzeby żeby dla siebie jakoś specjalnie gotować. Trochę było mi szkoda czasu więc dlatego wzięłam pudełka. Jakoś wydaje mi się, że gotowanie dla kogoś jest przyjemniejsze i człowiek się bardziej stara. - Poza tym ciężko ogarnąć odpowiednią porcje dla jednej osoby, a McTavish nie przepadała za jedzeniem tego samego drugi raz z rzędu szczególnie jeżeli było odgrzewane. - Niee - pokręciła głową - mam z nim miłe wspomnienia, jeżeli chodzi o spędzanie czas w kuchni. To akurat było fajne, ale chyba moje gotowanie nie było wystarczające i w tym wypadku niestety droga przez żołądek do serca nie wypaliła. Jak byliśmy razem to poznał taką młodszą dziewczynę i podobno się zakochał. No więc mnie dla niej zostawił. Chociaż w teorii rozeszliśmy się za porozumieniem stron, ale też nie widzę siebie jako osoby, która miałaby kogokolwiek na siłę przy sobie trzymać. - To by było durne z jej strony, wolała żeby ktoś chciał z nią być, żeby za nią tęsknił, żeby uważał, że czas, który nie spędzają razem jest czasem straconym. Tego chciała, a nie wymuszania na drugiej osobie spędzania wspólnego czasu, albo uczuć, które już nie istniały.
- No ja mam nadzieję - zaśmiała się i pokręciła głową z rozbawienie, a później lekko przygryzła dolną wagę i spoglądając na dziewczynę. Pamiętała ten wieczór. Pierwszy raz od dawna wyszła na imprezę z koleżanką z pracy i proszę, jak pięknie się złożyło. Zoey nie była party girl, a jednak dała się wtedy namówić i nie żałowała, że wyszła tamtego dnia z domu. - Nie wiedziałam tego - nie czuła się w żadnym stopniu wyjątkowo, bo jednak pewnie myślała, że dla Gai to takie nic. Dobrze było wiedzieć, że się pomyliła. - W takim razie cieszę się, że mamy do tego podobne podejście i, że dla nas dwóch to nie było byle co. Miło mi, że to akurat mnie wybrałaś na swój pierwszy pocałunek po czymś takim. To wiele dla mnie znaczy. - Naprawdę tak było. Dla Gai to musiało być spore przeżycie i Zoey cieszyła się, że w tym uczestniczyła. - Wiem, że początkowo mogłam być trochę dziwna, ale teraz naprawdę wiem czego chcę i w sumie zaczęłam myśleć o tym żeby powiedzieć rodzicom, że jestem biseksualna. Nie wiem jeszcze w jaki sposób, ale myślę, że mogłabym to zrobić. - Jakkolwiek, by się jej życie nie potoczyło, to nie będzie już nigdy takie samo jak było zanim poznała Gaie, a wolała żeby rodzice wiedzieli wcześniej o tym, że Zoey nie leci tylko na facetów, żeby później nie było dziwnie, gdyby rzeczywiście miała im przedstawić kiedyś Gaie. Chciała ich do tego przygotować.
- Oj... nie powiedziałam, że będę je nosić całą noc. - Zaczęła i pochyliła się nieco w jej stronę. - Mogę Cię zagrzać nawet teraz jeżeli jest Ci chłodno - dodała ciszej ale za delikatnie przesunęła swoją dłoń wzdłuż wewnętrznej strony jej uda. Nikt tego w okolicy nie widział, więc nie było, że się panoszyły ze swoim lesbijstwem na prawo i lewo.
- Nie mam pojęcia jeszcze. Wiesz, że ja się na jedzeniu nie znam. Lula ma coś wymyślić, ja po prostu się zjamę wystrojem i upewnie się, że spełniamy wszystkie potrzebne normy, ale na pewno będzie dobre. Lula świetnie gotuje, jadłam u niej ostatnio i było naprawdę pyszne. - Chociaż nie pamiętam co jadła i obstawiam, że Zoey ma tak samo, bo nie zna się na jedzeniu.
Myślę, że reakcja rodziny Bena nie byłaby taka nawet jakby była normalna, bo jednak z Benem się rozstali w nieco innych okolicznościach więc raczej rodzice nie byliby zachwyceni z widoku Zimmerman. - Byłaś z nimi blisko zanim Noah zmarł? - Cóż Zoey mogła być pewna tego, że jej rodzice pewnie tacy nie będą. Może mama, ale ojciec? Raczej nie. Chociaż też chuj go tam wie. Nie był taki zły jak go Zoey pisała.
- Nie, to zdecydowanie nie jest mój smak tak do końca - pokręciła głową. W sensie zjeść zje, ale nie chciałaby tego jeść tak cały czas. No i zaczęła małe porcje jeść poszczególnych dań i musiała przyznać, że było bardzo dobre. - Jest świetne naprawdę, ale też nie chce się zapchać - powiedziała pakując sobie ostatniego falafela do buzi. - Dziękuję, że mnie tu zabrałaś - mruknęła popijając sobie jeszcze wina i przytuliła się trochę do boku Gai skoro ta już ją otoczyła ramieniem. - Jest coś co powinnam o Tobie wiedzieć? Bez czego nie poznam prawdziwej Gai? - Zapytała, bo trochę może ją znała, ale może Zimmerman miała jakiś sekret albo dziwne hobby, które ją definiowało, pewnie jakiś uraz do karczochów.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict
about
There's a part of me that wants to steal your heart
And a part that tells me, "Don't".
And a part that tells me, "Don't".
No to tak trochę kijowo, bo wyjdzie jakaś chujowa i nieszczera atmosfera. Ale no nic. Gaia o niczym nie wiedziała, więc żyła w świecie, gdzie nie wyszła na osobę zajebiście toksyczną, tylko na żartownisia z okrutnym poczuciem humoru. A wiadomo, że Gaia nie miała poczucia humoru. Podejrzewam, że Zoey o tym wiedziała, bo ewidentnie uwielbiała otaczać się moimi postaciami, które nie mają poczucia humoru.
- Okej. – Zaśmiała się cicho pod nosem, bo oczywiście uznała, że to urocze, że Zoey się w nią zagapiła. Nie byłoby to takie urocze, gdyby się okazało, że Zoey ją po prostu okłamała. Ale to nic. Przecież Gaia też nie była jakoś super święta. Sama wiecznie kłamała i w ogóle była najgorsza. Nawet jak teraz stawiała na szczerość i bycie otwartą, to i tak odbijało się to rykoszetem i ostatecznie to ona na tym cierpiała. Gdyby wiedziała, to zaczęłaby wierzyć, że szczerość po prostu nie popłaca. A już na pewno nie popłaca gadanie o sobie.
- No nie wiem czy mam ochotę. Nie odpowiedziałaś na pytanie czym są szkockie przysmaki. Fish and chips to mogłam się sama domyślić. – Takie coś to nawet w Polsce serwowali w najtańszym kebabie. Absolutnie dziwne połączenie i Gaia na pewno o tym nie wiedziała. Pewne było tylko to, że nie dorównywało to w żadnym stopniu prawdziwemu Fish and chips. Aż ojebałabym coś takiego. – Czemu mam się bać? Co tam jest? – Zapytała marszcząc brwi. Gaia nie uważała się za osobę, którą łatwo przerazić jedzeniem, ale skoro Zoey tak mówiła to wolała dla bezpieczeństwa zapytać. Nie chciała później iść na kolacje przygotowaną przez Zoey i zmuszać się do zjedzenia końskiego łba czy coś.
- Okej. – Uważała to za dziwne podejście, ale nie miała też zamiaru niczego komentować. Nie chciała powiedzieć czegoś co mogłoby urazić Zoey. Założyła po prostu, że McTavish była karierowiczką, która rzeczywiście nie miała czasu na gotowanie dla samej siebie. Gaia taka była cwana, a tak naprawdę też sama dla siebie nie gotowała. Oczywiście poza śniadaniami, bo to to było konieczność. Jak miała robić obiad sama dla siebie to oczywiście robiła sobie na obiad czy kolację jedzenie śniadaniowe. Miała obsesję.
- Rozeszliście się za porozumieniem stron? – Uniosła brwi, bo to brzmiało bardzo… biznesowo. – Podpisywaliście umowy? – Zapytała żartobliwie, co podkreśliła lekkim uśmiechem. – Czyli… nie walczysz o nikogo? Jak ktoś chce odejść to po prostu mu na to pozwalasz? – To było chyba bardziej szokujące stwierdzenie niż to, że nie lubiła gotować sama dla siebie. Jak nie walczyła o kogoś to czy można było winić drugą osobę o to, że odchodzi? Każdy chciał, żeby o niego walczono i żeby udowadniano miłość i uczucie. Wiadomo, że nikogo siłą się nie zatrzyma, ale trochę walki nikogo jeszcze nie zabiło. Chyba.
- Dlaczego chcesz im o tym mówić? – Myślała, że takich rzeczy się nie mówi rodzicom w tym wieku. W końcu wszyscy byli dorosłymi ludźmi i mogli robić to co chcą, prawda? Inna sprawa jak jesteś dzieckiem i z tymi rodzicami mieszkasz i musisz ich okłamywać. A teraz? Wydawało jej się to dziwne, ale też nie oceniała. Jej rodzice byli normalni i tolerancyjni i na chwile obecną większość dzieci jest biseksualna. W sumie nawet jak Bjol i kolejny powstaną, to biseksualizm i tak wygrywa. Poza tym Gaia uważała, że wszyscy ludzie z natury są biseksualni. To osoby homoseksualne miały tak naprawdę przesrane. Oczywiście w kontekście bycia zaakceptowanym.
- Zoey! – Złapała jej dłoń. – Absolutnie nie. – Wiedziała, że rodzice Noah nie siedzą i niczego nie obserwują na kamerach, ale też bez przesady. Co chwilę ktoś im donosił jedzenie i napoje. Nie wypadało odpierdzielać takich akcji. Przesunęła jej dłoń ze swojego uda, ale nadal ją trzymała.
- Inwestujesz w restaurację, a nawet nie wiesz jaką będziecie serwować kuchnie? – Zaśmiała się. – Gotowała ci coś co będzie serowała w restauracji? – Teraz nie wiedziała czy powinna być zazdrosna o Zoey, skoro ta była gotowa obwieścić rodzicom swój biseksualizm. Może zaraz wyjdzie, że ta Lula to też jakaś biseksualna przyjaciółka, która wykorzysta okazje. Eh. To jest właśnie minus bycia bi. Zagrożenia mogą nadejść z każdej strony.
- Na tyle na ile można być blisko z rodzicami swojego chłopaka. – Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała jak to opisać. Jej rodzice znali jego rodziców, jak były jakieś rodzinne wydarzenia u Zimmermanów to rodzina Noah była zapraszana i vice versa. Gaia przedstawiła Noah swoim braciom i ci go lubili i akceptowali. Gaia rozmawiała z mamą o Noah, mama go lubiła. Jak odwiedzała Noah u niego w domu i akurat go nie było to nie miała problemu z siedzeniem z jego rodzicami czy rodzeństwem. Czuła się tam lubiana i mile widziana. Byli młodzi i myśleli, że mają przed sobą całe życie, ale jednocześnie byli pewni tego, że spędzą to życie ze sobą.
- Nie. – Parsknęła. Pewnie były rzeczy, które mogłaby jej powiedzieć, ale nic jej teraz nie przychodziło do głowy. Poza tym wbrew pozorom wcale nie była tak fascynującą i ciekawą osobą jak myślała, że jest. Odsunęła się jeszcze od Zoey, bo jednak uznała, że musi trochę podjeść. Wiedziała, że niedługo przyjdą dania główne i pewnie przystawki zostaną zabrane. Ona na przykład musiała się zapchać. – Ty ukrywałaś przede mną prawdziwą Zoey, że pytasz o coś takiego? – Wzięła ostatniego falafela. – Co to w ogóle jest prawdziwa Gaia? – Zmarszczyła jeszcze brwi i otarła usta w serwetkę.
- Okej. – Zaśmiała się cicho pod nosem, bo oczywiście uznała, że to urocze, że Zoey się w nią zagapiła. Nie byłoby to takie urocze, gdyby się okazało, że Zoey ją po prostu okłamała. Ale to nic. Przecież Gaia też nie była jakoś super święta. Sama wiecznie kłamała i w ogóle była najgorsza. Nawet jak teraz stawiała na szczerość i bycie otwartą, to i tak odbijało się to rykoszetem i ostatecznie to ona na tym cierpiała. Gdyby wiedziała, to zaczęłaby wierzyć, że szczerość po prostu nie popłaca. A już na pewno nie popłaca gadanie o sobie.
- No nie wiem czy mam ochotę. Nie odpowiedziałaś na pytanie czym są szkockie przysmaki. Fish and chips to mogłam się sama domyślić. – Takie coś to nawet w Polsce serwowali w najtańszym kebabie. Absolutnie dziwne połączenie i Gaia na pewno o tym nie wiedziała. Pewne było tylko to, że nie dorównywało to w żadnym stopniu prawdziwemu Fish and chips. Aż ojebałabym coś takiego. – Czemu mam się bać? Co tam jest? – Zapytała marszcząc brwi. Gaia nie uważała się za osobę, którą łatwo przerazić jedzeniem, ale skoro Zoey tak mówiła to wolała dla bezpieczeństwa zapytać. Nie chciała później iść na kolacje przygotowaną przez Zoey i zmuszać się do zjedzenia końskiego łba czy coś.
- Okej. – Uważała to za dziwne podejście, ale nie miała też zamiaru niczego komentować. Nie chciała powiedzieć czegoś co mogłoby urazić Zoey. Założyła po prostu, że McTavish była karierowiczką, która rzeczywiście nie miała czasu na gotowanie dla samej siebie. Gaia taka była cwana, a tak naprawdę też sama dla siebie nie gotowała. Oczywiście poza śniadaniami, bo to to było konieczność. Jak miała robić obiad sama dla siebie to oczywiście robiła sobie na obiad czy kolację jedzenie śniadaniowe. Miała obsesję.
- Rozeszliście się za porozumieniem stron? – Uniosła brwi, bo to brzmiało bardzo… biznesowo. – Podpisywaliście umowy? – Zapytała żartobliwie, co podkreśliła lekkim uśmiechem. – Czyli… nie walczysz o nikogo? Jak ktoś chce odejść to po prostu mu na to pozwalasz? – To było chyba bardziej szokujące stwierdzenie niż to, że nie lubiła gotować sama dla siebie. Jak nie walczyła o kogoś to czy można było winić drugą osobę o to, że odchodzi? Każdy chciał, żeby o niego walczono i żeby udowadniano miłość i uczucie. Wiadomo, że nikogo siłą się nie zatrzyma, ale trochę walki nikogo jeszcze nie zabiło. Chyba.
- Dlaczego chcesz im o tym mówić? – Myślała, że takich rzeczy się nie mówi rodzicom w tym wieku. W końcu wszyscy byli dorosłymi ludźmi i mogli robić to co chcą, prawda? Inna sprawa jak jesteś dzieckiem i z tymi rodzicami mieszkasz i musisz ich okłamywać. A teraz? Wydawało jej się to dziwne, ale też nie oceniała. Jej rodzice byli normalni i tolerancyjni i na chwile obecną większość dzieci jest biseksualna. W sumie nawet jak Bjol i kolejny powstaną, to biseksualizm i tak wygrywa. Poza tym Gaia uważała, że wszyscy ludzie z natury są biseksualni. To osoby homoseksualne miały tak naprawdę przesrane. Oczywiście w kontekście bycia zaakceptowanym.
- Zoey! – Złapała jej dłoń. – Absolutnie nie. – Wiedziała, że rodzice Noah nie siedzą i niczego nie obserwują na kamerach, ale też bez przesady. Co chwilę ktoś im donosił jedzenie i napoje. Nie wypadało odpierdzielać takich akcji. Przesunęła jej dłoń ze swojego uda, ale nadal ją trzymała.
- Inwestujesz w restaurację, a nawet nie wiesz jaką będziecie serwować kuchnie? – Zaśmiała się. – Gotowała ci coś co będzie serowała w restauracji? – Teraz nie wiedziała czy powinna być zazdrosna o Zoey, skoro ta była gotowa obwieścić rodzicom swój biseksualizm. Może zaraz wyjdzie, że ta Lula to też jakaś biseksualna przyjaciółka, która wykorzysta okazje. Eh. To jest właśnie minus bycia bi. Zagrożenia mogą nadejść z każdej strony.
- Na tyle na ile można być blisko z rodzicami swojego chłopaka. – Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała jak to opisać. Jej rodzice znali jego rodziców, jak były jakieś rodzinne wydarzenia u Zimmermanów to rodzina Noah była zapraszana i vice versa. Gaia przedstawiła Noah swoim braciom i ci go lubili i akceptowali. Gaia rozmawiała z mamą o Noah, mama go lubiła. Jak odwiedzała Noah u niego w domu i akurat go nie było to nie miała problemu z siedzeniem z jego rodzicami czy rodzeństwem. Czuła się tam lubiana i mile widziana. Byli młodzi i myśleli, że mają przed sobą całe życie, ale jednocześnie byli pewni tego, że spędzą to życie ze sobą.
- Nie. – Parsknęła. Pewnie były rzeczy, które mogłaby jej powiedzieć, ale nic jej teraz nie przychodziło do głowy. Poza tym wbrew pozorom wcale nie była tak fascynującą i ciekawą osobą jak myślała, że jest. Odsunęła się jeszcze od Zoey, bo jednak uznała, że musi trochę podjeść. Wiedziała, że niedługo przyjdą dania główne i pewnie przystawki zostaną zabrane. Ona na przykład musiała się zapchać. – Ty ukrywałaś przede mną prawdziwą Zoey, że pytasz o coś takiego? – Wzięła ostatniego falafela. – Co to w ogóle jest prawdziwa Gaia? – Zmarszczyła jeszcze brwi i otarła usta w serwetkę.
about
You can hear a hundred nice words about yourself, and you'll only remember the bad one.
- Jak Ci powiem to pewnie nie będziesz chciała tego zjesć... ale dobra niech będzie. Najbardziej szkockim daniem jest haggis, to takie najbardziej popularne i to są podroby owcze zmielone z płatkami owsianymi , to się pakuje w żołądek owczy i gotuje. Brzmi obrzydliwie, ale w smaku jest naprawdę w porządku. - Chociaż też nie wiedziała czy jej, by to akurat wyszło. No, bo nie miała takich zdolności jak jej babcia. - Za to taki dobry szkocki deser jest bardzo pyszny, ale oczywiście na whisky więc jeżeli nie lubisz deserów z alkoholem to wybrałabym coś innego - no, bo nie każdy lubił takie połączenie. - Ogólnie je się dużo brukwi i ziemniaków, to wywodzi się z tego, że te warzywa uprawia się raczej łatwo i są dość tanie, a Szkocja pod brytyjskim butem nie miała łatwo przez długi, długi czas i musieli sobie radzić więc jedli to co mieli pod ręką. Nie marnowali też żadnej części zwierzaka, stąd ten specyficzny haggis. - Szkocja była pięknym i specyficznym miejscem, które Zoey bardzo lubiła i chociaż uwielbiała tam przebywać, to jednak nie chciałaby tam zamieszkać na stałe. Zimowa pogoda zdecydowanie nie była tam dla niej.
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Nie, nie podpisywaliśmy umowy. Po prostu, któregoś dnia porozmawialiśmy i wyszło, że kocha kogoś innego. Niby mówił, że mnie też, ale... wątpiłam w to. Zrobiliśmy sobie przysługę tym rozstaniem, każdy z nas mógł być szczęśliwy gdzie indziej. Był później z tą dziewczyną. Spotkaliśmy się chyba w zeszłym roku i powiedział, że ta dziewczyna go rzuciła, był wtedy wrakiem człowieka i jeszcze mi wyrzucił, że pewnie się cieszę, że tak wyszło. To mi tylko pokazało, że dobrze zrobiłam, bo musiał mnie w ogóle nie znać skoro uważał, że cieszy mnie jego nieszczęście. Mimo wszystko nigdy nie życzyłam mu źle. - Jedyną osobą, której życzyła źle był Logan, a życzenia się spełniają jak się ma za przyjaciółkę Sameen Galanis. - Nie powiedziałabym. To wszystko zależy, ale jeżeli jest w to zamieszana jakaś osoba trzecia to tak. Jeżeli ktoś ma wątpliwości czy chce być ze mną czy z kimś innym to zdecydowanie nie jest dla mnie. Związek czy miłość to nie są zawody, w których jedna osoba jest nagrodą, a dwie muszą się o nią ścierać. - Nie była dobra w miłosne trójkąty. - Co innego jak ktoś ma wątpliwość co do mnie, bo nie wiem... uważa, że za dużo pracuje i mogę nie mieć wystarczająco dużo czasu, wtedy owszem. - To było coś na co rzeczywiście ona miała wpływ i mogła zrobić coś żeby się poprawić. - Nie poddaje się tak łatwo - jej relacja z Gaią była tego idealnym przykładem. W końcu minął już prawie rok odkąd się spotkały po raz pierwszy w Lorne Bay. Wiele ludzi po takim czasie machnęłoby już ręką i poszło szukać szczęścia gdzie indziej. Zoey jednak mimo wszystko naprawdę się starała, robiąc też wszystko, by naprawić swój błąd.
- Bo to moi rodzice i są dla mnie ważni. Oni nie są aż tak progresywni jak Twoi. Nie są może jacyś mocno konserwatywni, ale jednak to pewnie byłby dla nich pewien szok. Chciałabym Cię kiedyś do nich zabrać, jak już będziesz na to gotowa, a gdybym im wcześniej nic nie powiedziała to mogłoby być nieco dziwnie. Nie chciałabym tego. Poza tym ludzie gadają, a jak mają się dowiedzieć od jakiejś wścibskiej sąsiadki to wolę im to powiedzieć sama. - Ludzie outowali sie w różnym wieku, a czasem rodzice przez bardzo długo nie wiedzieli zupełnie nic o orientacji swoich dzieci. Dla Zoey to była spora sprawa, bo jednak zmienił się sposób w jaki sama siebie postrzegała przez te kilkanaście dobrych lat odkąd o swojej seksualności zaczęła w ogóle myśleć. Dopiero teraz poznawała prawdziwą Zoey.
- Tak, dokładnie - odpowiedziała na jej pytanie próbując opanować śmiech. - To dopiero wczesne etapy okej? Nie mamy praktycznie nic wymyślone, chociaż ja już w głowie mam zarys wystroju, ale najpierw musimy znaleźć odpowiednie miejsce. - Ona nie miała pojęcia o prowadzeniu restauracji więc zdawała się w tym temacie na przyjaciółkę. - Nie wiem, być może. Jeżeli tak, to będzie bardzo dobre. W sumie Ty się na tym lepiej znasz niż ja... chciałabyś ze mną potestować to menu? - Bo dla Zoey to pewnie większość rzeczy będzie bardzo dobra i nie będzie w stanie niczego doradzić. McTavish na tym etapie znajomości z Gaią to już zapomniała, że jakiekolwiek inne osoby są w ogóle atrakcyjne. W sensie ludzie byli ładni, wiadomo to umiała określić, ale nie byli dla niej pociągający, może tak. Jedyną osobą, która mogłaby sprawić, że Zimmerman przestanie być dla Zoey jedyną pociągającą osobą, była sama Gaia.
- Słyszałam o takich przypadkach, że czasem rodzina po rozstaniu pary woli tą drugą osobę niż własne dziecko - czasem można było być bliżej z rodziną partnera czy tam partnerki niż z własną familią. - W sumie to brzmi jak coś co moi rodzice mogliby zrobić - dodała śmiejąc się, bo to był żart. Jej rodzice aż tacy źli nie byli, albo po prostu partnerzy Zoey byli tragiczni.
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Nie, nie ukrywałam. Staram się być jak najbardziej otwartą księgą dla Ciebie, ale czasem można o czym zapomnieć. - Zoey raczej mówiła o sobie dość sporo, ale też zapomniała jej powiedzieć na początku o własnym mężu więc trochę tu trzeba było na nią brać poprawkę. - Chodzi mi o to o takie rzeczy, o których może mi nie powiedziałaś jeszcze. Może masz jakieś hobby, które jest niespotykane? Ja na przykład kiedyś, dawno temu, chciałam sobie zrobić trwałą, bo jestem głupia. No i z racji tego, że byłam nastolatką to zrobiłam to sobie w domu przez co spaliłam sobie dość mocno skórę głowy i zniszczyłam cebulki na tyle mocno, że mam takie miejsce, w których mam te włosy bardzo rzadkie. Patrz - powiedziała i uniosła swoje włosy z tyłu żeby jej pokazać, że rzeczywiście gdzieś tam nisko miała ich trochę mniej. - Jak kiedyś trzeba będzie zidentyfikować moje ciało tylko po ilości włosów na głowie to już będziesz wiedzieć - nie mam pojęcia czy trwała może komuś wypalic włosy, ale nie miałam pomysłu co mogła sobie zrobić. - I zanim zapytasz, to chciałam mieć trwałą bo byłam zafascynowana wczesnymi latami Bonnie Tyler - istniała szansa, że Gaia nie wiedziała kto to Bonnie Tyler.
gaia zimmerman
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Nie, nie podpisywaliśmy umowy. Po prostu, któregoś dnia porozmawialiśmy i wyszło, że kocha kogoś innego. Niby mówił, że mnie też, ale... wątpiłam w to. Zrobiliśmy sobie przysługę tym rozstaniem, każdy z nas mógł być szczęśliwy gdzie indziej. Był później z tą dziewczyną. Spotkaliśmy się chyba w zeszłym roku i powiedział, że ta dziewczyna go rzuciła, był wtedy wrakiem człowieka i jeszcze mi wyrzucił, że pewnie się cieszę, że tak wyszło. To mi tylko pokazało, że dobrze zrobiłam, bo musiał mnie w ogóle nie znać skoro uważał, że cieszy mnie jego nieszczęście. Mimo wszystko nigdy nie życzyłam mu źle. - Jedyną osobą, której życzyła źle był Logan, a życzenia się spełniają jak się ma za przyjaciółkę Sameen Galanis. - Nie powiedziałabym. To wszystko zależy, ale jeżeli jest w to zamieszana jakaś osoba trzecia to tak. Jeżeli ktoś ma wątpliwości czy chce być ze mną czy z kimś innym to zdecydowanie nie jest dla mnie. Związek czy miłość to nie są zawody, w których jedna osoba jest nagrodą, a dwie muszą się o nią ścierać. - Nie była dobra w miłosne trójkąty. - Co innego jak ktoś ma wątpliwość co do mnie, bo nie wiem... uważa, że za dużo pracuje i mogę nie mieć wystarczająco dużo czasu, wtedy owszem. - To było coś na co rzeczywiście ona miała wpływ i mogła zrobić coś żeby się poprawić. - Nie poddaje się tak łatwo - jej relacja z Gaią była tego idealnym przykładem. W końcu minął już prawie rok odkąd się spotkały po raz pierwszy w Lorne Bay. Wiele ludzi po takim czasie machnęłoby już ręką i poszło szukać szczęścia gdzie indziej. Zoey jednak mimo wszystko naprawdę się starała, robiąc też wszystko, by naprawić swój błąd.
- Bo to moi rodzice i są dla mnie ważni. Oni nie są aż tak progresywni jak Twoi. Nie są może jacyś mocno konserwatywni, ale jednak to pewnie byłby dla nich pewien szok. Chciałabym Cię kiedyś do nich zabrać, jak już będziesz na to gotowa, a gdybym im wcześniej nic nie powiedziała to mogłoby być nieco dziwnie. Nie chciałabym tego. Poza tym ludzie gadają, a jak mają się dowiedzieć od jakiejś wścibskiej sąsiadki to wolę im to powiedzieć sama. - Ludzie outowali sie w różnym wieku, a czasem rodzice przez bardzo długo nie wiedzieli zupełnie nic o orientacji swoich dzieci. Dla Zoey to była spora sprawa, bo jednak zmienił się sposób w jaki sama siebie postrzegała przez te kilkanaście dobrych lat odkąd o swojej seksualności zaczęła w ogóle myśleć. Dopiero teraz poznawała prawdziwą Zoey.
- Tak, dokładnie - odpowiedziała na jej pytanie próbując opanować śmiech. - To dopiero wczesne etapy okej? Nie mamy praktycznie nic wymyślone, chociaż ja już w głowie mam zarys wystroju, ale najpierw musimy znaleźć odpowiednie miejsce. - Ona nie miała pojęcia o prowadzeniu restauracji więc zdawała się w tym temacie na przyjaciółkę. - Nie wiem, być może. Jeżeli tak, to będzie bardzo dobre. W sumie Ty się na tym lepiej znasz niż ja... chciałabyś ze mną potestować to menu? - Bo dla Zoey to pewnie większość rzeczy będzie bardzo dobra i nie będzie w stanie niczego doradzić. McTavish na tym etapie znajomości z Gaią to już zapomniała, że jakiekolwiek inne osoby są w ogóle atrakcyjne. W sensie ludzie byli ładni, wiadomo to umiała określić, ale nie byli dla niej pociągający, może tak. Jedyną osobą, która mogłaby sprawić, że Zimmerman przestanie być dla Zoey jedyną pociągającą osobą, była sama Gaia.
- Słyszałam o takich przypadkach, że czasem rodzina po rozstaniu pary woli tą drugą osobę niż własne dziecko - czasem można było być bliżej z rodziną partnera czy tam partnerki niż z własną familią. - W sumie to brzmi jak coś co moi rodzice mogliby zrobić - dodała śmiejąc się, bo to był żart. Jej rodzice aż tacy źli nie byli, albo po prostu partnerzy Zoey byli tragiczni.
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Nie, nie ukrywałam. Staram się być jak najbardziej otwartą księgą dla Ciebie, ale czasem można o czym zapomnieć. - Zoey raczej mówiła o sobie dość sporo, ale też zapomniała jej powiedzieć na początku o własnym mężu więc trochę tu trzeba było na nią brać poprawkę. - Chodzi mi o to o takie rzeczy, o których może mi nie powiedziałaś jeszcze. Może masz jakieś hobby, które jest niespotykane? Ja na przykład kiedyś, dawno temu, chciałam sobie zrobić trwałą, bo jestem głupia. No i z racji tego, że byłam nastolatką to zrobiłam to sobie w domu przez co spaliłam sobie dość mocno skórę głowy i zniszczyłam cebulki na tyle mocno, że mam takie miejsce, w których mam te włosy bardzo rzadkie. Patrz - powiedziała i uniosła swoje włosy z tyłu żeby jej pokazać, że rzeczywiście gdzieś tam nisko miała ich trochę mniej. - Jak kiedyś trzeba będzie zidentyfikować moje ciało tylko po ilości włosów na głowie to już będziesz wiedzieć - nie mam pojęcia czy trwała może komuś wypalic włosy, ale nie miałam pomysłu co mogła sobie zrobić. - I zanim zapytasz, to chciałam mieć trwałą bo byłam zafascynowana wczesnymi latami Bonnie Tyler - istniała szansa, że Gaia nie wiedziała kto to Bonnie Tyler.
gaia zimmerman
luna, mei, eric, idris, bruno, owen, cece, inej, mira, joshua, harlan, edwina, olivia, ally, benedict