lorne bay — lorne bay
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Nie nazwiesz jej najodpowiedzialniejszą osobą na świecie. Możesz za to zajrzeć do sklepu z antykami i kupić spod lady amulet. Ucieka przed zobowiązaniami, choć za to powinna smażyć się w piekle.
Powrót do miasteczka nie leżał na liście jej priorytetów. Zwiedzanie świata zdawało się być znacznie bardziej pasjonujące niż spędzenie reszty życia w zapyziałej dziurze, z której wcale nie wyniosła najlepszych wspomnień. Choć żyjąc z ojcem, bywały czasem lepsze momenty, zazwyczaj widywała go leżącego wśród pogniecionych, pustych puszek po piwie lub w towarzystwie butelki bimbru, jego ulubionego trunku. Czas powiedzieć to wprost - Noah nie miała najnormalniejszego dzieciństwa. Piętno przedwczesnej śmierci matki, wyryło w niej bolesne blizny, które choć zbledły, miały na zawsze z nią pozostać. Przez większość życia dbała o siebie sama. Nie miała nikogo, kogo mogłaby zapytać o takie sprawy jak pierwsza miesiączka, pocałunek, czy generalnie relacje międzyludzkie, a tym bardziej romantyczne. Głównie czas spędzała z najlepszą przyjaciółką, a randkowanie... Cóż. Pozostawało gdzieś na dalszym marginesie wśród spraw mało znaczących. Przynajmniej wtedy.
Wyjeżdżając chciała się od wszystkiego odciąć, a przede wszystkim od etykiety dziwnej dziewczyny, której ojciec śmierdział rybami i alkoholem, a jego ogorzała twarz odstraszała nie tylko turystów, ale i miejscowych. Kiedy umarł poczuła ulgę, choć na swój sposób było jej przykro. Przez cały ten czas wypierała fatalne wspomnienia, pielęgnując te dobre, kiedy w chwilach jasności umysłu robił coś zaskakująco normalnego. Na przykład zabierał ją na lody albo wspominał czasy, o których nawet nie pamiętała. Nigdy zaś nie zająknął się na temat rodzeństwa, czy matki. Odkąd wszyscy odeszli, zupełnie jakby równocześnie wymazali się z ich życia. Nie miała im tego za złe. Być może gdyby była na ich miejscu, zrobiłaby to samo, a tak... Nie miała serca ani odwagi, odejść razem z nimi. Została więc do samego końca.
Naprawdę nie planowała powrotu. Nie planowała też dziecka. Małego zawiniątka, które zostawiła w rękach byłego partnera, bez słowa wyjaśnienia znikając z ich życia. Czy żałowała? Starała się o tym nie myśleć. Sumienie gryzło ją momentami, ale tłumiła to skrętem albo alkoholem. Jednego była pewna - nie była, nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie na to gotowa.
Być może właśnie dlatego zgodziła się pójść za radą przyjaciółki i finalnie przesunęła palcem w prawo, dając szansę nowej, dziwacznej znajomości za pośrednictwem apki do randkowania.
Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem, czując, słysząc i przede wszystkim widząc konsternację na jego twarzy, kiedy uświadomił sobie, że nie pamięta jej imienia. Punkt dla niej. Prawdopodobnie skończyłaby w tym samym położeniu, gdyby nie to, że w biegu odpaliła aplikację żeby jeszcze raz upewnić się jak mężczyzna ma na imię.
- Jasne, żaden problem - odparła pokrzepiająco, wcale nie mając mu tego za złe. To było tak ludzkie, że nawet jej się spodobało, a skoro i on nie chciał uciekać, pozostawało jej wobec tego zostać. Skoro już się zdecydowała na to przyjście, niech chociaż nie będzie to zmarnowany czas.
- To całkiem duża obietnica, skąd ta pewność siebie, że podołasz? - uśmiechnęła się półgębkiem, lustrując go wzrokiem od góry aż po same czubki butów. - Niech będzie, zaryzykuję - postanowiła, opierając brodę na splecionych ze sobą dłoniach.
- Czy to będzie źle o mnie świadczyło, jeśli zamówię teraz drinka? I nie mówię wcale o niczym kolorowym i fikuśnym - co prawda nie miała w planach się upodlić w ciągu najbliższych kilku minut, ale wciąż randka z nieznajomym sprawiała, że czuła się nieswojo.

Matthew Hammett
powitalny kokos
nick autora
brak multikont
fotograf — beast daylight photo studio
34 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pragnął zapomnieć o tym jak bardzo ostatnimi czasy był przytłoczony własnym życiem: od mozolnego naprawiania starych (straconych) relacji, które według jego rachunków miały zerowe szanse na reaktywacje, już nie wspominając o błędach jakie popełniał za każdym razem, próbując nawiązać jakiś znaczący kontakt, który mógłby się przeobrazić w długoterminowy związek. I kiedy już myślał, że mu się udało, wszystko rozsypywało się jak domek z kart. Czy naprawdę nie zasługiwał na to, żeby znaleźć szczęście u czyjegoś boku? Od ostatniego rozstania z byłą partnerką minęło już sporo czasu: od tamtej pory ani nie kontaktował się z byłą ani nie szukał też nikogo na jej miejsce jakby pozostając w pozornie bezpiecznym zawieszeniu.
Zanim jego związek z jego byłą dziewczyną nie nabrał duszności, której miał w pewnym momencie dosyć : Starał się, wymyślał co raz to nowsze atrakcje, jednak z czasem zaczynał widzieć, że ciężko było jej dogodzić. Często się łapał, że myślami nie był przy swojej aktualnej partnerce tylko przy kimś, kogo nie powinien w ogóle wspominać - przy swojej byłej przyjaciółce. Wieczne pretensje kierowane w jego stronę zaczynały go razić do tego stopnia, że to on w końcu pierwszy postanowił zakończyć ten nieszczęsny związek ,w którym obydwoje się dusili. Nie winił jej absolutnie: trafiła na okres w jego życiu, w którym kiepsko radził sobie ze śmiercią przyjaciela, którą ciągle rozpamiętywał (i rozpijał) Tym bardziej nie mógł być dłużej z Nikki, kiedy wyjawiła mu sekret bycia w ciąży w jednej z awantur, którą urządzili pewnego razu. Nawet by się cieszył z tego dziecka - cieszyłby się z powodu zostania ojcem. Nie była jego wina, że straciła ciążę: skąd mógł wiedzieć, że w niej była? Nie miała żadnych typowych objawów, a tylko dorzuciła mu kolejnej fali bolesnych wyrzutów sumienia. To dlatego Nikki w końcu zniknęła z jego życia, a on znów został sam. Od tamtej pory nie pakował się w żadne głębsze relacje: unikał ich jak ognia, zdając się, że jedna noc spędzona na pościelowych igraszkach załatwi to świdrujące w żyłach poczucie beznadziejnej samotności, jaką odczuwał w zwykłych momentach dnia codziennego. Szczerze, był już bliski kupienia sobie biletu do Brazylii, zaszycia się w jakiejś spelunie artystycznej aby mieć łatwy dostęp do najciekawszych proszków, które byłyby na wyciągnięcie ręki. W Brazylii na pewno nikt nie zdołałby go znaleźć i przede wszystkim nikt by go nie szukał w tamtych okolicach. On jednak wolał wyczyścić najpierw swoje konto ze starych błędów, a co za tym szło, musiał niestety zmienić swoje plany i zostawić Brazylię. Chociaż nie potrzebował tak naprawdę tej pieprzonej Brazylii by móc mieć chęci zapomnienia o tym wszystkim co się działo wokół niego. Bywały tygodnie w których po prostu chodził na haju by jakoś to wszystko przetrwać. Był to okres gdzie generalnie nie lubił poznawać nikogo nowego (bojąc się kolejnego odrzucenia) Czuł w sobie narastającą blokadę, która w rzeczywistości prowadziła go do nikąd.
Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czym była dla niego randka - rozumiał randkę jako spędzenie czasu z obcą osobą które miało mieć wydźwięk inny niż koleżeński, i granice inne niż koleżeńskie. Jego randki zazwyczaj były krótkie: tylko na chwilę, aby za moment zapomnieć to nowe imię, które znał przez kilka godzin. Ostatnio również co raz rzadsze,: poświęcił się teraz karierze, coraz mocniej rozwijając swoją artystyczną działalność w świecie fotografii: tylko to trzymało go jeszcze w jakotakiej formie. To, że kumpel go teraz namówił na takie spotkanie było wynikiem przegranego zakładu. -Już się spaliłem na wstępie, gorzej być nie może, prawda? - skinął głową wzdychając ciężko na myśl jak bardzo pogrążył szansę na podbicie całkiem porządnej opinii w oczach nieznajomej przybyłej. Zawsze wszyscy powtarzali, że liczą się pierwsze trzy sekundy. Ernest miał rację: brakowało mu taktu, nie mówiąc już o jakimkolwiek poczuciu humoru, który mógłby być zbawienny w takich chwilach. Zdecydowanie wyszedł z wprawy jeśli chodzi o takie spotkania przez aplikacje - jeszcze do niedawna trzeba było się sporo nagimnastykować, żeby poznać kogoś ciekawego, a teraz? Wystarczyło przesunąć palcem po ekranie telefonu na chybił-trafił. -Skoro już znam twoje imię, to nie przeszkadza mi to co masz ochotę teraz zamówić - pokusił się o mrugnięcie okiem w jej stronę, rozsiadając się wygodniej na swoim krześle. Marynarkę przewiesił o oparcie i machnął gładko ręką w stronę kelnera, aby do nich podszedł. -myślę, że postradaliśmy zmysły, że w dzisiejszych czasach potrzebujemy jakiejś aplikacji by pójść z kimś na randkę - pokiwał głową rozbawiony, dalej nie mogąc uwierzyć, że musiał na takim badziewiu założył konto. Złożyli swoje zamówienia u kelnera, a gdy odszedł znów spojrzał na dziewczynę -przygotowałem kwestionariusz wstępnych pytań, chcesz go wypełnić? - odparł, starając się powiedzieć to głosem typowego urzędnika - oczywiście był to chryste, jakże zabawny żart jak na kogoś, kto randek unikał raczej jak ognia.
noah baker
ambitny krab
Kama
hugo langford
lubię szybkie pieniądze/ szef ochrony w — Shadow
33 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Cham, ignorant dla którego nie ma żadnej świętości. Nocami ściga się szybkimi samochodami po ulicach miasta, nielegalne bójki to również dla niego nie mała frajda.
#02
a little party never killed nobody

Rozstali się krótko po zjedzeniu razem obiadu. Devon odwiózł ją do dom a sam wrócił do siebie by móc ogarnąć się na wieczór. Chociaż jako mężczyzna nie potrzebował wielkich przygotowań. Wystarczyło, że wziął prysznic i się przebrał, zajęło mu to zaledwie kilka minut. Nie musiał stać przed lustrem i godzinami się w nim przeglądać. Z resztą mężczyzna powinien być męski a przesadne dbanie o swój wygląda się w to nie wpasowywało. Kilka minut po dwudziestej drugiej zjawił się pod jej domem, tak jak z resztą wcześniej się umówili. Oczywiście, że wyglądała pięknie, jak zwykle. Gdy wsiadła do samochodu, Devon złożył przelotnego całusa na jej policzku, na przywitanie i delikatnie się uśmiechnął. Teraz mógł podziwiać ją z bliska, a musiał przyznać, że było na czym oko zawiesić i pewnie gdyby poznali się w innych okolicznościach coś mogło by faktycznie z tego wyjść. Tylko, że będąc Shivani Rimmer, nic nie mogło go z nią łączyć, no i druga sprawa czy on w ogóle nadał się do jakichkolwiek głębszych relacji? Nie był dobry w związkach, w uczuciach i tym całym szajsie. Wszystkie swoje związki skopał niemal, ze zawodowo. Zawsze to on w większym stopniu był winien rozpadowi. Nie zdradzał, nie kombinował, ale jego zawsze średnie zaangażowanie w cokolwiek niszczyło wszystko inne. A przecież związek nie polegał na tym by to jedna z osób się starała a druga była zupełnie bierna na wszystko. Nie był typem romantyka, nie chodził na randki, nie inicjował kolacji czy miłych wspólnych wieczorów we dwoje. Jakby ten pierwiastek romantyzmu nigdy się w nim nie wykształcił. A jednak Shivani jak każda inna kobieta chciała mężczyzny, który mógł by się o nią postarać, pokazać, że mu zależy. A nie tylko zabrać ją do łóżka i tyle.

- Pięknie wyglądasz i nie wiem czy impreza to dobry pomysł w takim wypadku. Może powinniśmy od razu jechać do mnie? - gdy ruszył z jej podjazdu, jego ręka automatycznie wylądowała na jej udzie, delikatnie gładząc go opuszkami palców. Nawet jeśli nie mieli pozornie żadnej przyszłości, to jednak Devon nie lubił dzielić się swoimi zabawkami. Tak, traktował ją dosyć przedmiotowo, ale taki już był. Bywał zaborczy i jeśli coś było jego to tylko i wyłącznie jego. Rimmer starał się szczerze nienawidzić, ale to nie znaczyło, że nie może być o nią zazdrosny. Dopóki z nią nie skończy, nikt inny nawet nie mógł na nią spojrzeć i kropka.

-Ta impreza to świat, którego pewnie do tej pory nigdy nie poznałaś, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba, bo taki właśnie jestem i to lubię robić gdy nikt nie patrzy. - uśmiechnął się w jej stronę, plan by kompletnie podporządkować sobie blondynkę właśnie zaczynał wprowadzać w życie, tutaj nie było miejsca na pomyłki. Ale jeśli była w niego tak wpatrzona jak Devon zakładał, to nie powinna mieć problemu z wejściem w to wszystko. Przecież mu ufała, tak? Krzywda nie powinna jej się stać gdy on będzie u jej boku, no dobra tak miała tylko myśleć, bo prawda była zupełnie inna. Gdy zjawili się na miejscu, Devon zaparkował samochód, między innymi, równie zmodyfikowanymi samochodami. Później wysiadł i załapał ją za rękę, podchodząc do grupki kilku mężczyzn, który stali nieopodal.

- Siema, to Shivani o której wam wspominałem. Rączki trzymacie przy sobie, żeby była jasność. - przedstawił dziewczynę kilku znajomym i oczywiście, że z marszu zaznaczył swój teren. Długo nie rozmawiali, bo jednak głośna muzyka skutecznie zagłuszała wszystkich, więc ostatecznie Devon po kilku chwilach przeszedł z Rimmer w bardziej ustronne miejsce, po drodze zaopatrując się i w jakiś alkohol. - Sprawdźmy słońce czy masz mocną głowę, ja nie mogę pić, wiadomo, ale Ty się nie krępuj. Później gdy będziemy w mieszkaniu nadrobię. - podał jej butelkę z winem? Kobiety chyba właśnie w takich trunkach gustowały najczęściej. - Mam też coś jeszcze byś mogła się zupełnie zrelaksować. - podszedł do niej i złapał ją w talii, przyciskając do barierki za nią. Ale pytanie czy i na to była już gotowa?

Shivani Rimmer
studentka — —
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
02.

Zaraz po powrocie do domu i chwilowym odpoczynku, blondynka wzięła długą kąpiel, a następnie spędziła zbyt wiele czasu w swojej garderobie. Kolejne ubrania lądowały na podłodze, kiedy stwierdzała, że to nie nadaje się na dzisiejsze wyjście, a w kolejnym stroju widział ją ostatnio. Chciała przecież wyglądać dla niego jak najlepiej, nie mogła sobie pozwolić nawet na najmniejszą wpadkę, zwłaszcza że właśnie dzisiaj miała poznać znajomych Devona. Po naprawdę długim czasie zdecydowała się na dziewczęcą sukienkę, do której dobrała sweter wrazie jakby miała zmarznąć, a na nogi założyła wysokie buty. Został jedynie makijaż i uczesanie włosów, które swobodnie opadały jej na włosy w delikatnych lokach. Przeglądając się w lustrze, w końcu stwierdziła, że to jest to i pozostało jej tylko czekać na podjechanie mężczyzny. Widząc jego samochód pod domem, zabrała jeszcze torebkę i wybiegła z domu przelotnie mówiąc rodzicom, że wychodzi i zapewne wróci jutro, aby się o nią nie martwili.
— Impreza, to zawsze dobry pomysł — odpowiedziała na słowa Devona, kiedy tylko zdążyła już usiąść w środku i przywitała się z nim krótkim pocałunkiem. Od momentu ich rozstania, minęło tylko kilka godzin, ale Shiv ponownie się cieszyła, że go widzi, a jej serce mocniej zabiło. — Po powrocie do domu, będziesz miał mnie tylko dla siebie — uśmiechnęła się uroczo i zapięła pasy w momencie jak odjeżdżali. Była strasznie ciekawa, dokąd jadą, czy będzie to jeden z klubów w Lorne Bay, czy może jednak ich podróż będzie trwała dłużej do Cairns. Miała zbyt wiele pytań i musiała się powstrzymywać, aby nie zadać ich wszystkich. W końcu mu ufała i wiedziała, że nieważne, gdzie zakończą dzisiejszy wieczór, jedyne co może zdarzyć się później to ich wspólna noc w mieszkaniu Devona.
— Mhm. Z każdą chwilą, jestem coraz bardziej ciekawa. Myślałam, że już Cię znam, a jednak za każdym razem, czymś mnie zaskakujesz — dodała jeszcze, nim dotarli na miejsce. Shivani naiwnie wierzyła, że Devon jest tym idealnym mężczyzną, którego przed nią udaje, a nawet jeśli miał jakieś czerwone flagi, nie były one tak drastyczne, ani szokujące dla blondynki. Nigdy nie zakładała najgorszego, chociaż czasem powinna. W tym momencie, nawet takie myśli, nie przeszły jej przez głowę.
Wysiadając na zewnątrz, na jej twarzy widać było zaskoczenie. Fakt, słyszała różne pogłoski, co dzieje się nocami, na niektórych ulicach miasta, ale najczęściej unikała wtedy pojawiania się w tych miejscach. Czuła, że w ogóle tutaj nie pasuje, a większość osób która jej się przyglądała, zapewne myślała właśnie tak samo. Dużo mocniej, zacisnęła palce na dłoni mężczyzny, aby się nie zgubić, bądź nie zostać w tyle i starała nie dawać po sobie nic poznać. Wszystko, było dla niej inne od tego, co znała. Nie był to też klub, gdzie kelnerka przynosi kolejne drinki, a ochrona pilnuje, aby nikt nie wszczął niepotrzebnej bójki. Do jego znajomych, tylko się delikatnie uśmiechnęła, nie wchodząc w nimi w żadną głębszą rozmowę, zwłaszcza w momencie, gdy czuła, że jeden z nich stanowczo zbyt długo jej się przyglądał.
— Chyba faktycznie tego potrzebuję. Nie wiem, co myślałam, gdy wspominałeś, że pokażesz mój świat. Nie spodziewałam się tego. Czy to jest w ogóle legalne? Nie obawiasz się, że w każdej chwili, może nadjechać policja i was wszystkich zatrzymać? — spytała i w tym samym momencie, poczuła gęsią skórkę na ramionach. Nigdy nie dostała nawet mandatu za szybką jazdę, a co dopiero za złamanie jakiegoś prawa. — Są tutaj gdzieś jakieś kubeczki? Nie piłam nigdy z butelki — pytanie, było może i naiwne, ale blondynka zadała je jak najbardziej poważnie. Rozejrzała się po chwili po najbliższej okolicy, czy nie znajdzie jakiegoś stolika z charakterystycznymi czerwonymi kubeczkami. Cicho westchnęła, gdy nie udało jej się nic takiego namierzyć i powróciła spojrzeniem na Devona. — Uważasz, że jestem zestresowana? — zmarszczyła delikatnie nosek w tym samym momencie zarzuciła dłonie na szyję mężczyzny, zmniejszając pomiędzy nimi odległość. Barierka, nieprzyjemnie wbijała jej się w plecy, ale to zignorowała. — Zostańmy, przy samym alkoholu. Albo mam pomysł... Mogę się zrelaksować w inny sposób, na przykład w taki — nie dokończyła swoich słów, zamiast tego, złączyła ich usta w czułym pocałunku, który pozwolił jej zapomnieć o miejscu, w którym się znajdowali.
— Często właśnie w ten sposób, spędzasz wieczory? Wydaje się to niebezpieczne — odezwała się, kiedy w końcu się od niego odsunęła, ale nadal obejmowała go dłońmi za szyję, a wzrok miała utkwiony w jego twarzy.

devon callaghan
powitalny kokos
brak multikont
lubię szybkie pieniądze/ szef ochrony w — Shadow
33 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Cham, ignorant dla którego nie ma żadnej świętości. Nocami ściga się szybkimi samochodami po ulicach miasta, nielegalne bójki to również dla niego nie mała frajda.

Nie pomylił się, nawet przez moment. Widział to w jej oczach, w tym jak się zachowywała i jak kluczowo trzymała jego dłoń. Była zdenerwowana i zdecydowanie nie przywykła do tego typu miejsc. Nie znała takiego świata, tego typu imprez. To nie był żaden elegancki klub w centrum miasta do których zdołała przywyknąć, tutaj nie było kelnerów czy obsługi, która była by gotowa pospieszyć jej z drinkiem gdyby tylko skinęła palcem. Straciła nawet tą pewność siebie w otoczeniu do którego zdecydowanie nie przywykła. Tym światem nie rządziły pieniądze, tutaj nikt nie dbał o Twoje nazwisko, tutaj musiałeś zasłużyć na szacunek. Ale czy nie była w stanie dla niego znieść wszystkiego, czy nie mogła się poświęcić? Przecież chciała go poznać, jego świat a to właśnie był on. Takie miał życie odkąd jej ojciec zepchnął go na samo dno. Musiał jakoś się utrzymać, a nie chcąc zaczynać wszystkiego niemal, że od zera, poszedł na skróty. Świat szybkich pieniędzy był bardzo atrakcyjnym miejscem, może nie zbyt bezpiecznym, ale wszelkie złe aspekty potrafił skutecznie zrekompensować. A w obecnym czasie Devon naprawdę nie mógł kręcić nosem, chciał wyjść na prostą, nic więcej.

- Nie jestem grzecznym chłopcem, a jeśli mnie za takiego miałaś to niestety ale muszę Cię wyprowadzić z tego błędu. To mój świat. - okręcił się w okół własnej osi ni jak pokazując jej wszystko co ich obecnie otaczało. Kręciło się tutaj wiele podejrzanych osób, u nie jednego można było dostrzec pistolet za paskiem, kobiety były znacznie roznegliżowane, niektóre aż nad to a wszystko skąpane w głośnej muzyce i alkoholu. To nie był piękny obrazek, ani tym bardziej miejsce do randki ale tutaj nie o to chodziło. Musiała przejść ten test, zobaczyć jak jest a jeśli zdecyduje się odejść, cóż wtedy Devon będzie miał jasną sytuację ale jeśli zechce zostać to przynajmniej będzie miał tą pewność, że jest w stanie dla niego zrobić wszystko. A to właśnie od samego początku chciał osiągnąć, mieć nad nią pełną kontrolę, dlatego też dzisiejszy wieczór był tak ważny chociaż sama Shivani nie miała o tym wszystkim zielonego pojęcia.

- Tak w każdej chwili może zjawić się policja i zamknąć wszystkich tutaj obecnych, szczególnie z momencie gdy zacznie się wyścig. - no przecież Ci wszyscy ludzie nie przyszli tutaj tylko posłuchać muzyki, cel był jasny a duża kasa głównym przesłaniem tego całego przedsięwzięcia.

- Kogo próbujesz oszukać, oczywiście, że jesteś zestresowana, nie znasz tego świata, nie wiesz jak masz się zachować. Ale spokojnie, wprowadzę Cię, pomogę Ci. To tylko wszystko tak strasznie wygląda. - mrugnął do niej, przecież nigdy by nie pozwoli by chociaż by włos spadł z jej ślicznej główki. Mogła czuć się bezpiecznie mając go u swojego boku, przynajmniej póki co. Teraz jeszcze była mu ciągle potrzebna, ale gdy dopnie swego pewnie nawet nie odwróci się za siebie by spojrzeć jak się trzyma. Musiał by tak samo bezwzględny jak jej ojciec.

- Zrozumiem jeśli nie zechcesz brać w tym udziału, ale jeśli chcesz być moją kobietą to musisz i znać mój świat, akceptować to co robię. - przesunął dłonią po jej policzku, chciał jej dać ten wybór. Nie chciał jej do niczego zmuszać, sama powinna wybrać. Szczególnie, że jak do tej pory niczego sobie nie obiecywali, mogła odejść w każdej chwili. Zniknąć i zapomnieć o nim równie szybko. Ale jeśli chciała być jego to musiała liczyć się z tego typu sytuacjami. Nawet brakiem kubków na alkohol i może nie powinien jej teraz kazać wybierać, tak nagle, właściwie znikąd, ale jak długo już kręcili się w okół siebie, niczego konkretnego nie ustalając. Może to właśnie ta chwila by zdecydować się na związek? Zrobić ten krok do przodu, przynajmniej ona powinna tak myśleć, że traktuje ją poważnie, bo jednak naprawdę to Devon tylko się nią bawił ale czy to nie było oczywiste? Nie miał być zamiaru nawet wierny jednej kobiecie, nie teraz i nie nigdy. A szczególnie takiej przez którą tak wiele stracił, tutaj nie było miejsca na uczucia.

- Chcesz być moja? - delikatnie się uśmiechnął, mocniej przyciągając ją do swojego ciała. Jedną dłonią pewnie przytrzymał ją w talii, druga zaś umieścił na jej policzku, składając tylko delikatnego całusa w kąciku jej ust, jakby to wcale miało nie wpłynąć na jej wybór. Jakby niczym nie próbował ją właśnie do siebie przekonać. Przecież ciągle miała wolną ręką, wybór należał do niej, może i ten ostatni raz, powinna skorzystać.

Shivani Rimmer
studentka — —
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Sama, gdyby tylko znalazła się w takim miejscu, wsiadłaby w samochód i odjechała szybciej, niż by zdążyła się rozejrzeć. Obawiała się nawet, że ktoś może w biegu porwać jej torebkę z telefonem i wszystkimi rzeczami, bo chociaż nie musiała się martwić o takie rzeczy, to wolałaby później się nie tłumaczyć z utraty, czy co gorsze zatrzymania przez policję! Na samą myśl, ponownie przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz i rozejrzała się wokół, czy zaraz nie nadjedzie nikt na sygnałach i każdy zacznie uciekać w popłochu.
Nie wiedziała, czy właśnie tego spodziewała się po Devonie, zaskoczył ją, ale będąc przy nim, chciała tutaj zostać. Poznać go, na tyle na ile jej pozwalał. Nie pozwoli przecież, aby stała jej się jakakolwiek krzywda, prawda?
Zagryzła policzek od środka, a następnie cicho westchnęła, bo brak kubeczków, trochę ją zmartwił. Spojrzała też na butelkę z winem, bo naprawdę, miała nadzieję, że właśnie ten alkohol znajduję się w środku, a już po chwili, powróciła wzrokiem na mężczyznę.
— Mam wrażenie, że nie powinno mnie tutaj być — stwierdziła trochę ciszej. Nawet wyglądem tutaj nie pasowała, nie miała mocnego, wyzywającego makijażu, jej strój również kosztował więcej niż połowa obecnych osób zarabiała w ciągu jednego miesiąca. Jednak, pomimo wypowiedzianych właśnie słów, odkręciła butelkę i podniosła ją do góry, aby napić się z niej małego łyka. Może właśnie to, doda jej odwagi i pozwoli chwilowo zapomnieć o stresie, który ogarnął ją od pierwszej chwili, kiedy tutaj dotarli.
Przyjemny dotyk dłoni Devona na jej policzku, trochę ją uspokoił. A wypowiedziane przez niego słowa, sprawiły, że znów, poczuła się najważniejsza, a cała reszta nie miała żadnego znaczenia. Była gotowa, iść z nim nawet na koniec świata, jeśli tylko będzie mocno trzymał jej dłoń i nie pozwoli jej się zgubić. Usta blondynki, ułożyły się w delikatny uśmiech, nie odwracając spojrzenia od jego oczu i cicho wypuściła powietrze. Dał jej okazję na odejście, ale nawet nie myślała, aby to zrobić. Nie teraz, według Shiv pewnie też w najbliższej przyszłości również. Tyle razy jej mówił, że pochodzą z dwóch różnych światów, jednak nie sądziła, że będą się różnić, aż tak drastycznie. Pomimo wszystkiego, nie chciała go zmieniać. Polubiła adrenalinę, którą przy nim odczuwała, było to coś nowego.
— Nigdy, czegoś takiego nie widziałam. Ale nadal, chcę poznać to, co lubisz i czym się zajmujesz w wolnych chwilach, których nie spędzamy wspólnie — ta odpowiedź, miała nadzieję, że była wystarczająca, aby rozwiać wszelkie wątpliwości, które mogły się pojawić do tej pory. Jej rodzice, ani też znajomi, na pewno by tego nie poparli, ale kompletnie się tym nie przejmowała. Najważniejsze, że byli w tym razem.
Żołądek przyjemnie jej się zacisnął, a zaraz jakby poczuła w brzuchu latające stado motyli. Nie spodziewała się takiego pytania teraz, zaskoczył ją już kolejny raz i jedyne co zdołała zrobić, to tylko przytaknąć głową. Zapach męskich perfum przyjemnie drażnił jej nozdrza, jedną dłoń położyła na jego karku, w drugiej wciąż trzymała butelkę z alkoholem i uniosła głowę, składając delikatny i czuły pocałunek wprost na jego ustach.
— Chcę być tylko Twoja — wyznała zgodnie z prawdą, a wcześniejsze obawy, które Shiv miała wypisane na twarzy zniknęły, zastępując je szczęście. Uśmiechnęła się również, czując się teraz jak najszczęśliwsza kobieta na całym świecie i to właśnie dzięki niemu.
— Byłam trochę przerażona, bo to wszystko, wydaje się być niebezpieczne. Nie chciałabym, aby stało Ci się cokolwiek złego, bądź żebyś miał jakieś problemy — zagryzła delikatnie wargę, nie odwracając wzroku. Gdyby Shiv, tylko wiedziała, że po części to właśnie ona jest tym problemem oraz jej rodzina, ale na szczęście żyła w błogiej niewiedzy. — Ale jeśli to lubisz, postaram się przywyknąć, ale na pewno nie wtopię się w tłum tych półnagich lasek — nerwowo się zaśmiała, bo na samą myśl, że Devon mógłby się za nimi oglądać, poczuła nieprzyjemne ukucie zazdrości. Była gotowa z nim tutaj przyjeżdżać, aby żadna taka sytuacja nie miała miejsca. — Devon, czy chcesz brać udział w tych wyścigach? — zadała pytanie, które dręczyło ją już od kilku minut. I cały czas miała nadzieję, na negatywną odpowiedź, liczyła że spędza jeszcze tutaj maksymalnie godzinkę i będą mogli wrócić do mieszkania mężczyzny.

devon callaghan
powitalny kokos
brak multikont
lubię szybkie pieniądze/ szef ochrony w — Shadow
33 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Cham, ignorant dla którego nie ma żadnej świętości. Nocami ściga się szybkimi samochodami po ulicach miasta, nielegalne bójki to również dla niego nie mała frajda.

Jej dyskomfort działał na jego korzyść. Postawił ją w sytuacji w której powinna odpuścić. Bo jeśli nie czuła do niego niczego, jeśli nie była gotowa się poświecić to nie mieli żadnej przyszłości. Ale ona ciągle dzielnie stała u jego boku. Jakby to wszystko co ją otaczało w żaden sposób jej nie przeszkadzało. Jakby czuła się tutaj zupełnie swobodnie. Ale jego nie mogła oszukać, znał ją i jej reakcje na pewne sytuacje. Nie chciała tutaj być, chciała stąd jak najszybciej odejść, ale gdy on był u jej boku starała się zacisnąć mocno zęby i ignorować wszystko co działo się wokół. Grał w podłą grę, manipulował nią właściwie w każdym możliwy sposób. Jakby kiedykolwiek był aż tak złym człowiekiem. Ale czy sytuacja nie zmusiła go właśnie do takiego postepowania? Musiał zniszczyć ją i jej rodzinę, nic innego nie miało teraz większego znaczenia.

- Nie znasz takiego świata, ale doceniam, że go z marszu nie skreślasz. - delikatnie uniósł kąciki ust w górę, jakby malując na twarzy pół uśmiech, bo cały ten wieczór, który planował już od dłuższego czasu, szedł właśnie takim tempem jaki Devon zakładał od samego początku. Wreszcie mógł skupić się w pełni na swojej zemście, pogrążyć rodzinę Shivani tak by już nigdy nie próbowali z nikogo zakpić. Miał w sobie ciągle wiele złości, ale musiał mimo wszystko trzymać nerwy na wodzy. Nie mógł zdradzić swoich prawdziwych intencji, pokerowa twarz w tym przypadku była najistotniejszym elementem. To była bez wątpienia rola jego życia, iście oskarowa.

- Ale chyba nie jesteś zazdrosna o te wszystkie kobiety? Nie chce byś przychodziła tutaj z obowiązku, czy mnie pilnowała. Żadna nich nie dorasta Ci do pięt. Możesz czuć się bezpieczna. - zapewnił składając na jej ustach nieco dłuższy pocałunek. Oczywiście, że była najpiękniejszą kobietą tutaj, ale mimo wszystko ciągle nie jego. Nie mogli być razem, stworzyć szczęśliwego związku. Nie w tych wszystkich niesprzyjających okolicznościach. Może w innym życiu, gdyby jej ojciec nie oskubał go na wielką kasę. Może wtedy mieli by cień szansy na zbudowanie czegokolwiek stałego. Chociaż Devon ciągle nie był mężczyzną, który szuka stabilności. Nie chciał wchodzić w żaden związek, nie szukał żony i matki swoich dzieci. Wolał to swoje wygodne kawalerskie życie, bez jakichkolwiek zobowiązań i nawet jeśli obiecywał Shivani stałość w uczuciach to nie było w tym za grosz szczerości. Kłamał od samego początku gdy ją poznał i teraz też niewiele się zmieniło.

- Nie musisz się o mnie martwić, potrafię jak nikt inny radzić sobie z problemami. - mrugnął do niej, nieco przytulając ją do siebie, teraz jego największym problemem była tylko ona i to właśnie jego rozwiązaniem miał się zająć w pierwszej kolejności. Chciał by jak najszybciej zniknęła z jego życia, a on w końcu mógł zacząć żyć na własnych zasadach, bo ten cały teatrzyk mimo wszystko wiele go kosztował. - Dzisiaj chyba odpuszczę, nie chce zostawiać Cię tutaj samej. - musiał zrywać tego jakże opiekuńczego chłopaka teraz oficjalnie byli parą, przynajmniej musiał zachować pozory. - Ale ciągle możemy się dobrze bawić. - wskazał na butelkę, którą ciągle trzymała w dłoni, chciał by się wyluzowała, by zapomniała o dyskomforcie, który bez wątpienia ciągle jej towarzyszył i pozwoliła sobie na odrobinę szaleństwa. Na pewno to w sobie miała, gdzieś tam głęboko w środku, może wystarczyło to tylko odkryć. - Chce zobaczyć jaka jesteś gdy nie kontrolujesz tego co mówisz i nie patrzysz na pozory. Chcę byś była sobą, może i tą najgorszą możliwą wersją. Chce poznać prawdziwą Shivani, nie tylko pilną studentkę i grzeczną dziewczynkę. - przełożył jedną z dłoni na jej udo i delikatnie zacisnął na nim opuszki swoich palców. Chciał by przestała się kontrolować, by pokazała mu inną stronę siebie, bo bez wątpienia ją posiadała. Miała w sobie ten ogień, który ciągle głęboko skrywała, jakby bojąc się pokazać na co ją naprawdę stać obawiając się co powiedzą inni. Chrzanić innych, byli tutaj tylko on i ona, nikt ich nie znał, nikt z pewnością nie będzie i oceniał.

Shivani Rimmer
studentka — —
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Słowa, które usłyszała od mężczyzny, trochę ją uspokoiły. Jednak nie zmieniały one faktu, że Shivani bywała zazdrosna. Te dziewczyny, bardziej do niego pasowały, ale to ją wybrał z jakiegoś powodu, według blondynki była od nich po prostu lepsza pod każdym względem. I co chyba najważniejsze, nie miał jej żaden z jego kolegów. Oceniła to wszystko dość powierzchownie, ale tylko w myślach, nie chciała mówić tego na głos, a na pewno jeszcze nie teraz.
— Ja... to nie tak. Wcale nie chcę Cię pilnować, jedynie spędzać wspólnie czas — nawet w takich miejscach, w których nie powinna bywać, ani się pojawiać na chwilę. — Może i troszkę jestem zazdrosna, wiem że nie mam do tego powodów, ale to chyba było silniejsze ode mnie — dodała jeszcze, a na jej policzkach pojawiło się zawstydzenie. Nie tak wyobrażała sobie początek ich związku, jednak nie będzie narzekała. Postara się być dla Devona jak najlepsza, co udowadniała już niejeden już raz. Naiwnie wierzyła, że to wszystko ma szansę przetrwać dłużej, niż tylko przelotny romans i mężczyzna na pewno jej nie zrani, jak każdy z poprzednich. Nieważne, że miewał swoje wady, czy bywał w niebezpiecznych miejscach, zakochała się w nim pomimo tego wszystkiego.
— Hej, to normalne, że będę się o Ciebie martwiła. Nie chcę, aby stało Ci się coś złego. Musisz być cały i zdrowy — przesunęła dłoń z jego karku na policzek, po którym przesunęła delikatnie opuszkami palców i na moment zatrzymała tam swoją rękę. Pragnęła mu pokazać, że jest dla niej najważniejszy i nikt inny się nie liczy. A martwić i tak się będzie, zwłaszcza gdy wieczorami nie będzie dawał jej znaku życia. — Dziękuję — jej głos był trochę cichszy niż dotychczas, ale na tyle, że na pewno mógł ją usłyszeć. Wtuliła też twarz w koszulkę mężczyzny na kilka sekund przymykając oczy i oddychając jego zapachem, który tak uwielbiała. Pozwoliło jej to na moment się uspokoić, bo jak tylko pomyślała, że mógłby chcieć się ścigać po ulicach miasta i tym samym narażać własne życie, poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu, którego nie potrafiła od razu się pozbyć. Cichutko westchnęła i powoli się odsunęła, nadal jednak stojąc w bardzo bliskiej odległości i nie myśląc, aby odejść chociażby na krok.
Zmarszczyła brwi, analizując słowa, które właśnie usłyszała. Nie miała wad, była idealna i nie udawała przed nim kogoś kim nie była. A może tylko, nigdy nie pozwoliła sobie na szaleństwo, którego od niej oczekiwał.
— Dlaczego? Dlaczego chcesz poznać moją najgorszą wersję, skoro nawet ja jej nie znam? — uniosła pytająco brwi, patrząc wprost w jego oczy. Kompletnie nie potrafiła tego zrozumieć, a jakaś jej część podpowiadała jej, że wcale nie powinna się na to zgadzać i pewnie był to zdrowy rozsądek, którego powinna słuchać. — Poznałeś mnie, prawdziwą. W momentach, gdy jesteśmy sami, czy gdzieś wspólnie wychodzimy. Może zazwyczaj w innych okolicznościach, ale nadal potrafię się dobrze bawić. Czego oczekujesz? Że zacznę pić alkohol, którego nigdy wcześniej nie piłam, czy że zaciągnę się w ciemny zaułek, gdzie będziemy sami? — odniosła wrażenie, że prowokuje ją do złego i chociaż, powinno ją to wystraszyć bądź zaniepokoić, było całkiem inaczej. Ustała na palcach, łącząc ich usta w pocałunku i cicho zamruczała. — Zrobię dla Ciebie wszystko, tylko powiedz — ponownie, napiła się łyka alkoholu, który trzymała w swojej dłoni. Nie było to najlepsze wino, do którego przywykła, ale postanowiła tego nie krytykować. Odważnie za to spojrzała w oczy Devona, przygryzając przy tym mocno swoją wargę.

devon callaghan
powitalny kokos
brak multikont
lubię szybkie pieniądze/ szef ochrony w — Shadow
33 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Cham, ignorant dla którego nie ma żadnej świętości. Nocami ściga się szybkimi samochodami po ulicach miasta, nielegalne bójki to również dla niego nie mała frajda.

Nie dawał jej powodów do zazdrości. Przynajmniej ona w żaden sposób nie mogła o nich wiedzieć, bo przecież przed nią ciągle grał dżentelmena, który ani myślał spojrzeć na inną. Prawda była nieco bardziej okrutna. Ale jednak Devon nie miał zamiaru rezygnować kompletnie ze swojego życia i drobnych przyjemności by ją zadowolić. Nie musiał być jej wierny w żaden sposób bo jednak ich związek był tylko jedną wielką farsą, ubraną w ładne kłamstwa, niczym więcej. Musiał się pilnować, to prawda. Ale jeśli Shivani nie znała jego świata i kręgów w których się obracał to nie mogła go złapać na żadnym złym występku. Ciągle była dobrą dziewczynką, która trzymała się swojego świata, tak niewiele wiedząc.

- Wszyscy tutaj widzą, że jestem tylko Twój. - zapewnił ją, tylko Shivani nie była pierwszą ładną blondynką z którą Devon tutaj przyszedł i przy której też zachowywał się w taki sposób. Ale znowu, mniej wiedziała lepiej spała, proste. Najważniejsze, że wierzyła w każde jego słowo, a przecież nie miała powodu by nie wierzyć. Nigdy jej jeszcze nie zawiódł, był niemal, że ideałem, tylko takie nie istniały, właśnie.

- Ale następnym razem nie odpuszczę. Można tutaj zrobić niezłe pieniądze, a ryzyko to tylko dodatkowy plus. - przytulił ją mocniej gdy wtuliła się w jego ciało, przez chwilę gładził jej plecy aż się znowu na niego nie spojrzała. Nie miał zamiaru dla niej zmieniać swojego życia, dla nikogo z resztą nie był by w stanie tego zrobić. Miłość, nawet największa kiedyś przemijała, ważne by w tym wszystkim pozostać sobą, nawet najgorszą możliwą wersją. Z resztą on nawet nie wierzył w jakieś wyższe uczucia, raz był w życiu zakochany, raz i skończyło się to nie najlepiej. Dziewczyna z niego zakpiła i już wtedy sobie obiecał, że nie pozwoli nigdy więcej na coś takiego. Wyparł w sobie miłość, bycie wrażliwym i tym samym słabym, bo właśnie uczucia nas osłabiały, sprawiały, że stawaliśmy się bardziej podatki na zranienie, mieliśmy słaby punkt, który każdy mógł użyć przeciwko nam. Nie chciał cierpieć, nie chciał by ktoś miał nad nim władzę więc wyparł w sobie te emocje i wcale gorzej na tym nie wyszedł. Ciągle był szczęśliwym człowiekiem na swój własny sposób.

- Kochanie, to tylko wzmocni nas związek. Musimy poznać wszystkie swoje strony, te lepsze i gorsze. Tak by nikt nie mógł nas nigdy zniszczyć. - w ostatnim filmie, który oglądał chyba padły takie słowa, jakimś tanim romansidle, ale sceny erotyczne chociaż były warte uwagi, więc kilka punktów mu w pamięci utkwiło, nawet takie bzdurne teksty o wiecznej miłości między dwójką głównych bohaterów. Też na swój sposób grali w filmie, Devon był reżyserem a ona jego aktoreczką, mógł nią dowolnie sterować, tak jak tylko chciał. - Opcja z ciemnym zaułkiem zdecydowanie mnie zainteresowała, znam kilka takich, całkiem niedaleko. - zasugerował patrząc na nią sugestywnie aż ich usta nie złączyły się w pełnym namiętności pocałunku. - Powiedź tylko słowa. - szepnął między pocałunkami, gdy patrzyła na niego w ten sposób rozpalała go do czerwoności, gdy tak seksownie przegryzała dolną wargę, jakby celowo go prowokując do złego i oczekując, że kompletnie nic z tym nie zrobi i będzie grał grzecznego chłopca, który zabrał swoją kobietę za zwykłą imprezę.

- Muszę Cię mieć. - pewnie spojrzał w jej oczy, wodząc spragnionymi dłońmi coraz śmielej po krągłościach jej ciała. Był tylko facetem a ona była ciągle mimo iż wrogiem to i piękną kobietą. Póki mógł chciał korzystać z jej wdzięków, zapamiętać też i te dobre chwile, które mieli, bo chociaż Shivani była młoda i nie specjalnie doświadczona to potrafiła go w pełni zaspokoić. Pozwalała się prowadzić, czasem nawet próbując dominować co na swój sposób i bywało urocze. Chemia, którą mieli była bez wątpienia prawdziwa, ale nic co piękne niestety nie może trwać wiecznie.



Shivani Rimmer
studentka — —
21 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Skoro już wiedziała, jak Devon spędzał wieczory, Shiv na pewno tak tego nie zostawi. Jeszcze będzie ich i tak, czekała rozmowa na temat niebezpieczeństwa i całego tego otoczenia, ale nie teraz. Nie chciała psuć tej chwili. Na ten moment, wystarczyła jej świadomość, że nie będzie się ścigał, a blondynka nie zostanie sama i nie będzie czekała w strachu, aż wróci. Naprawdę się o niego martwiła i chciałaby wyciągnąć go z tego towarzystwa, bo według niej, był zbyt dobry, aby mieć takich znajomych. Mogliby sprowadzić mężczyznę na jeszcze gorszą drogę, co mogłoby się źle skończyć.
Naiwnie wierzyła w każde jego słowo. Była zapatrzona w Devona, myśląc że działa to również w drugą stronę. Przecież, nie mógłby jej okłamywać, ani tym bardziej zranić. Może nie znali się jeszcze, aż tak długo, ale spędzali ze sobą sporo czasu i czuła, że rodzi się pomiędzy nimi prawdziwe uczucie, które będzie w stanie przetrwać nawet najgorsze chwile.
— Obiecuję, że jeszcze kiedyś poznasz. Na pewno, będziesz miał taką okazję — a przy okazji, Shivani pozna swoją mroczną i gorszą stronę, której nie chciała znać. Nieważne, że blondynka uważała, że była idealna, miała swoje wady jak każdy, ale były one mało istotne. To właśnie dla niego starała się być jak najlepszą, martwiła się, odpisywała od razu na wiadomości, była prawie na każde zawołanie i nigdy nie mówiła nie, nie mógł lepiej trafić. I chyba, była w nim też powoli zakochana, skoro akceptowała jego przeszłość i teraźniejszość, nie chcąc przy tym go zmieniać. Idealna dziewczyna.
Cicho się zaśmiała, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, które w tym świetle nie były aż tak widoczne. Ze strony blondynki, była to tylko prowokacja, chęć pojechania jak najszybciej do mieszkania i ściągnięcia z mężczyzny wszystkich ubrań, a nie ukrywania się w ciemnych zaułkach. Nic nie odpowiedziała, pomiędzy kolejnymi pocałunkami, jakby dawała tym samym przyzwolenie, które nie potrzebowało słów. Świadomość, że był tak inny od niej, miał inne spojrzenie na świat i wcale nie był grzeczny, ani ułożony, jeszcze bardziej ją fascynował i przyciągał do siebie.
— Chodź — zamruczała cichutko, kiedy się od niego odsunęła. Odstawiła, gdzieś na bok butelkę z winem i rozejrzała się po okolicy. Miała wrażenie, że wszędzie ktoś się kręci, pomimo późnej godziny. Splotła ich palce razem, mocno zaciskając swoje na dłoni Devona i zaczęła iść przed siebie. Znalezienie odpowiedniego miejsca, nie zajęło im aż tak długo, jak na początku myślała. Ciemny zaułek, nieoświetlony ulicznymi lampami, z dala od ciekawskich spojrzeń był idealny. Początkowe delikatne pocałunki, stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne, a podniecenie rosło z każdą chwilą. Nie było już odwrotu. Szybki seks, był tym czego oboje teraz potrzebowali. Shivani, dało to możliwość skupienia się tylko na Devonie i zapomnieniu o wszystkim innym, nawet miejsce, aż tak bardzo jej nie przeszkadzało. Nieważne, że może mieć siniaki na plecach od zimnej i niewygodnej ściany.
Oparła czoło, o czoło mężczyzny, ciężko oddychając, jej policzki były zaczerwienione, a na ustach pojawił się uroczy uśmiech. Mocno trzymała mężczyznę dłońmi za szyję, jakby bała się, że zaraz kolana mogą się pod nią ugiąć i upadnie na ziemię.
— Nigdy nie robiłam tego w takim miejscu — wyznała zgodnie z prawdą i delikatnie musnęła jego usta swoimi. Nie żałowała tego, ani żadnej poprzedniej chwili. — I nie jestem przy Tobie tylko grzeczną dziewczynką, za jaką mnie uważasz — zaśmiała się cicho i odsunęła jedną z dłoni, opuszczając i poprawiając materiał swojej spódnicy.

devon callaghan
powitalny kokos
brak multikont
lubię szybkie pieniądze/ szef ochrony w — Shadow
33 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Cham, ignorant dla którego nie ma żadnej świętości. Nocami ściga się szybkimi samochodami po ulicach miasta, nielegalne bójki to również dla niego nie mała frajda.

Z wielką satysfakcją wymalowaną na twarzy patrzył na wszystkie jej poczynania, jak właściwie w moment kompletnie zmieniła swoje zachowanie, wystarczyło ją tylko zachęcić. Nie była niegrzeczną dziewczynką, taką, która jest gotowa oddać się mężczyźnie w miejscu publicznym, nie sądził, że się na to zdobędzie, liczył raczej, że czym szybciej wsiądą do samochodu i udają się do jego mieszkania. Ale zamiast tego Shivani zaprowadziła go właściwie w pierwszą lepszą uliczkę i pozwoliła ponieść się emocjom. Nie sądził, że ten wieczór tak właśnie się potoczy, że tak szybko zdoła wpłynąć na jej zdanie. Ale jak to mówiono miłość była ślepa, ludzie owładnięci tym uczuciem nie działali logicznie, szybko zapominali o swoich zasadach, postanowieniach. Szczególnie osoby w wieku Rimmer, które jednak ciągle uczyły się życia, wierzyły w dobro ludzi i słowa, które do niej kierowali. Przecież nikt nie mógł by celowo kłamać czy działaś na czyjąś szkodę.

Sprawiła mu wielką przyjemność, nie bywałą, a stwierdzenie, że była dziewczyną idealną bez wątpienia miało wiele pokrycia w prawdzie. Może w innym życiu mieli by szansę, jakąkolwiek. Ale i nad tym Devon wolał się specjalnie nie zastanawiać. Nie mógł tego analizować, rozkładać na drobne. Zbyt wiele o tym myśląc mógł stracić z oczu najważniejsze, czyli zemstę, tej nie mógł porzucić, cokolwiek by się nie wydarzyło i jak bardzo nie było mu jej żal. Nie mógł się przywiązywać, otwierać w jakikolwiek sposób. Miał jasny plan i kropka.

- Poszło Ci bardzo dobrze, gdybyś się nie przyznała wcześniej nawet bym nie zauważył, że to Twój pierwszy raz w takim miejscu. - przesunął dłonią po jej policzku, składając nieco bardziej czuły pocałunek na jej ustach niż zazwyczaj. Chciał jej pokazać jak bardzo docenia to co dla niego jeszcze chwilę temu zrobiła, że tak bardzo mu ufała i nie bała się wejść w coś co kompletnie kłóciło się z jej naturą. - Twoją niegrzeczną stronę lubię jeszcze bardziej. - mrugnął do niej z lekkim uśmiechem na ustach, ciągle obejmując ją w talii. Lubił jej bliskość, chociaż i do takich wielkich czułości nie był przyzwyczajony. Tego okazywania sobie uczuć, pocałunków, trzymania za rączki. Dobrze, że to wszystko jednak zaprowadziło ich do oczywistego, bo w innym przypadku Devon sam nie wiedział jak długo mógłby to wszystko znieść. To był ten romantyzm do którego zwyczajnie nie przywykł.

- Wracajmy już, nie chcę dłużej nadwyrężać Twojej cierpliwości co do tego miejsca. - zaproponował a gdy Shivani przytaknęła wrócili na parking, gdzie też Devon został samochód i chwilę później odjechali. Pewnie do mieszkania Devona, by właśnie tam spędzić resztę wieczoru.


KONIEC

nauczyciel fizyki — lorne bay state school
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#02
Just keep coming around

Ile minęło lat od ich ostatniego spotkania? Ile czasu nie widział tych rudych ognistych włosów i pięknej piegowatej twarzy? Pamiętał ją gdy była jeszcze małą dziewczyną, często się nią zajmował i pewnie po tylu latach nawet nie rozpoznał by jej na ulicy, przecież się zmieniła, jak każdy z nas. Ale pamiętał imię, pamiętał nazwisko. Nie mógł by zapomnieć, nie o przyjaciołach, którzy zdecydowanie zbyt wcześnie odeszli z tego świata. Pamiętał pogrzeb, pamiętał wszystko doskonale. Kilka razy odwiedził Ivy po tej strasznej tragedii, chciał jej pomóc, chciał ją wesprzeć ale w którymś momencie ich kontakt zwyczajnie się urwał. Czy żałował? z pewnością, nie miał nawet nic na swoje usprawiedliwienie. Jego życie prywatne przecież nie było mniej ważne od niej. Ale gdy wyjechał do Lorne a ona mieszkała dobre kilkanaście kilometrów dalej wszystko było bardziej skomplikowane. Z resztą nawet nie wiedział, że przeniosła się tutaj, aż po dziś dzień. Kupował książki, nie często wychodził na miasto. Bywał raczej typem domownika, który zakupy najczęściej robił przez internet. Już wychodząc z księgarni zauważył portfel, który leżał na ziemi, po którego też sięgnął. Nie chciał być wścibski, ale należało oddać zgubę właścicielowi dlatego też dwa razy się nawet nie zastanawiając zajrzał do środka. Ivy Hartmann, zamarł gdy chwilę później zjawiła się i ona. Rudowłosa właścicielka portfela, to musiała być ona, bez wątpienia. Popatrzył na nią, później na swoją dłoń aż nie wyciągnął ją w stronę Ivy.

- To Twoja zguba jak mniemam, Ivy? - zapytał, ale przecież znał odpowiedź, nie mógł by się pomylić. Znał te oczy, znał ją doskonale chociaż minęło trochę czasu od ich ostatniego spotkania. Tylko czy ona jeszcze go pamiętała. Był jakimś raczej przelotnym epizodem w jej życiu, kimś kto był z nią blisko tak, ale w czasie gdy ona raczej nie przywiązywała do tego większej wagi. Ładnie rysował i uwielbiał nosić ją na barana, ale co więcej mogła o nim powiedzieć. Ze swojego dzieciństwa zazwyczaj zapamiętywaliśmy najważniejsze kwestie, a Ivy jednak młoda straciła rodziców i to chyba swojego czasu przyćmiło wszystko inne.

- Wujek Victor, pamiętasz mnie jeszcze? - nie chciał dłużej trzymać jej w niepewności czy co gorsza by wzięła go za jakiegoś kieszonkowca. Z resztą nawet na takiego nie wyglądał. Ich raczej nie było stać na dobrze skrojony garnitur. Ale jednak w obecnych czasach ludzie mieli różne fetyszy, nie do końca zdrowe i czasem ktoś z pozoru mógł się wydawać w porządku a jednak i wiele mieć za uszami. Chociaż czy istniał na tym świecie ktoś bardziej uczciwy od Victora, który nawet za zjedzone w super markecie winogrona płacił. Wzór cnót, tak bardzo nierealny.

ODPOWIEDZ