pisarka, redaktorka — blue bird publishing
31 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
lato się we mnie przełamało

Strzępki światła, odbijały się od lustra, godząc ją w twarz. Wpadając do łazienki w pośpiechu, zatrzasnęła za sobą drzwi, zagarniając ze sobą gęstniejący mrok . Nie chciała tego słuchać. Słowa zatapiały się jedno po drugim, jak maleńkie ostrza wycelowane z niebywałą precyzją dokładnie tam, gdzie odsłoniła swoje najczulsze punkty. Weaver Hazelwood była jedyna w swoim rodzaju, bo posiadała rzadką umiejętność, odkrywania najbardziej zacienionych miejsc w duszy swojej siostry. Niezależnie od tego jak bardzo starała się utrzymać na twarzy maskę umiejętności, Vera potrafiła zajrzeć w jej oczy głębiej, niż ktokolwiek inny. Być może była to kwestia tej więzi, o której mówiono w kółko, że łączy ze sobą bliźnięta - niezależnie jak cienka, długa czy krótka, była niemalże nierozerwalna.

W panującym półmroku, jej odbicie przybrało groteskowy wyraz. Cienie wyostrzały kontury, wargi wykrzywiły się złośliwie do spoglądających na nią i-d-e-n-t-y-c-z-n-y-c-h oczu. Wdech, wydech. Tak jak ćwiczyłaś. Tak jak powtarzała matka, szeptał cichy głos. Nie była jej narzędziem. Nie była niczyim narzędziem. To była też jej zemsta. To powinna być jej zemsta. Nie rozumiała dlaczego ona tego nie widzi. Obie zostały naznaczone tym samym piętnem wiecznie powtarzanych słów.

On zniszczył nam życie, Manon. Zobacz na ojca. Spójrz na swojego brata. Kiedyś mógł być kimś. Wy też tego nie dostaniecie.

Odkąd pamiętała żyła w tym przekonaniu. Że pewnego dnia wejdzie tam, w sam środek jego życia i wywróci je do góry nogami. Sprawi, że będzie gorzko żałował każdego dnia błogiej niepamięci tego co zrobił. Tak powtarzała matka.

Z westchnięciem otworzyła drzwi, bynajmniej nie po to, żeby pomachać gałązką oliwną i w ostentacyjnym milczeniu, przeszła dudniącymi krokami w stronę okna. Sięgnęła po paczkę leżącą na parapecie i wetknęła papierosa do ust, wydmuchując dym przez uchylone okno. W tej sytuacji, myśli o planowanym ognisku zeszły na boczny plan.

- Chcesz? - burknęła w stronę siostry, wysuwając w jej stronę zmiętą paczkę w geście chwilowego pojednania, po czym znowu zwróciła wzrok w stronę okna. Życie w samym centrum miasta miało swoje plusy i minusy. Jednym z nich było to, że zawsze coś się działo na oświetlonych latarniami uliczkach. Lubiła wędrować wzrokiem wśród morza głów, wymyślając co bardziej interesującym własne historie. Głównym minusem zaś było to, że niekończąca się kakofonia samochodów i niecichnących rozmów, tylko wzmagała uporczywą gonitwę myśli, która pojawiała się za każdym razem, kiedy próbowała przymknąć powieki, wtulając głowę w poduszkę. Była niemalże pewna, że dzisiaj osiągnie moment krytyczny.

- To nie tak, że żyję tylko tym, ok? - podjęła po dłuższej chwili rozciągającego się milczenia. - Nie wiesz jak to jest... Patrzeć na niego i mieć świadomość tego co zrobił. Zresztą... - urwała nagle, niepewna, czy chce dalej kontynuować temat, który zaczął zbaczać na niepewne tory. Owszem, doskonale wiedziała co zrobił Marcus. Znała tą historię od podszewki, a każde słowo po tysiąckroć wpiło się w podświadomość. Największy problem polegał na tym, że wbrew temu, co myślała siostra (i czego oczekiwała matka), zaczynała widzieć w nim coś, co mieszało w jej głowie. Coś, co za każdym razem obracało w niwecz wszelakie postanowienia. Zaczynała go lubić.

weaver hazelwood

powitalny kokos
nick autora
brak multikont