hey, what a way to spend a day
: 05 lip 2022, 02:45
001.
Wbrew pozorom lubiła tę porę dnia.
Promienie słoneczne zaplątały się w kruczoczarne loki, które nieudolnie próbowała ujarzmić cienką gumką. Część z nich docierała to twarzy, tańcząc na jej policzkach. A ona w końcu mogła odetchnąć. To był jedyny czas w ciągu jej całego dnia, kiedy mogła po prostu nie robić nic. Nie przyjmować skarg, nie przekładać papierów, nie gotować. Nic.
Zawsze zostawała podczas zajęć, czekając na koniec, jadąc prosto z komisariatu do szkoły. I bez cienia znudzenia czekała przy drewnianym ogrodzeniu. Z dala od domu, w którym na pewno znalazła by coś do zrobienia, nie w gabinecie, gdzie zapewne zaraz wzniósłby się pożar, który tylko ona mogła ugasić. Tu, jej pracoholizm nie był kuszony nawet przez szereg krzeseł, zachęcająco ustawiony w korytarzu domu kultury, w którym odbywały się zajęcia z rysunku. I żeby po prostu być, dla małej Allie, która dumnie prężyła się w siodle swojego kuca.
Lubiła na nią patrzeć w tych momentach. Lekkie zacięcie na twarzy i iskierki radości w jej oczach tak widoczne, że widziała je zza ogrodzenia, kiedy na chwilę odwracała spojrzenie w jej stronę. W tych momentach chociaż przez chwilę wierzyła, że jakoś jej to wychodzi. Nie widziała się wcześniej w roli matki, nie w takich sposób, nie w tym czasie, ale teraz? Nie wyobrażała sobie życia bez Allison. Nawet jeżeli zazwyczaj czuła się jakby siedziała za kierownicą, nad którą nie miała kontroli. Z rozczarowaniem stwierdziła, że nie było żadnego podręcznika do rodzicielstwa. Żadnych wskazówek co robić, gdy pytała o swojego ojca, którego Larabel nigdy nie znała?
Korowód chaotycznych myśli został przerwany przez kolejnego rodzica - jak podejrzewała - który podobnie jak ona odnajdował jakąś przyjemność. Oderwała się od ogrodzenia, zwracając nieco jeszcze zamyślone, nieobecne spojrzenie w stronę zbliżającego się Ephraima. Delikatny uśmiech wślizgnął się na jej usta, na widok znajomej twarzy. - Hej - rzuciła na przywitanie, nie ściągając uprzejmego uśmiechu. Burnett z pewnością był dobrym kompanem. A przynajmniej dla Lary, szczególnie w porównaniu do innych mam ustawiających się w rzędzie pod sam koniec zajęć, aby najlepiej wrzucić zdjęcie na media społecznościowe z podpisem #produmom. - Dzięki Bogu, myślałam, że to tata Kelly i będę musiała do końca zajęć słuchać o fascynujących różnicach pomiędzy... nawet nie będę udawać, że go słucham - odparła nieco konspiracyjnie, kiedy mężczyzna znalazł się bliżej. Niezbyt dobrze odnajdywała się w środowisku matek. Zawsze znalazła się taka, która wytknęła jej godziny spędzone w pracy, brak męskiego opiekuna dla Allie i milion innych rzeczy.
Ephraim Burnett
Wbrew pozorom lubiła tę porę dnia.
Promienie słoneczne zaplątały się w kruczoczarne loki, które nieudolnie próbowała ujarzmić cienką gumką. Część z nich docierała to twarzy, tańcząc na jej policzkach. A ona w końcu mogła odetchnąć. To był jedyny czas w ciągu jej całego dnia, kiedy mogła po prostu nie robić nic. Nie przyjmować skarg, nie przekładać papierów, nie gotować. Nic.
Zawsze zostawała podczas zajęć, czekając na koniec, jadąc prosto z komisariatu do szkoły. I bez cienia znudzenia czekała przy drewnianym ogrodzeniu. Z dala od domu, w którym na pewno znalazła by coś do zrobienia, nie w gabinecie, gdzie zapewne zaraz wzniósłby się pożar, który tylko ona mogła ugasić. Tu, jej pracoholizm nie był kuszony nawet przez szereg krzeseł, zachęcająco ustawiony w korytarzu domu kultury, w którym odbywały się zajęcia z rysunku. I żeby po prostu być, dla małej Allie, która dumnie prężyła się w siodle swojego kuca.
Lubiła na nią patrzeć w tych momentach. Lekkie zacięcie na twarzy i iskierki radości w jej oczach tak widoczne, że widziała je zza ogrodzenia, kiedy na chwilę odwracała spojrzenie w jej stronę. W tych momentach chociaż przez chwilę wierzyła, że jakoś jej to wychodzi. Nie widziała się wcześniej w roli matki, nie w takich sposób, nie w tym czasie, ale teraz? Nie wyobrażała sobie życia bez Allison. Nawet jeżeli zazwyczaj czuła się jakby siedziała za kierownicą, nad którą nie miała kontroli. Z rozczarowaniem stwierdziła, że nie było żadnego podręcznika do rodzicielstwa. Żadnych wskazówek co robić, gdy pytała o swojego ojca, którego Larabel nigdy nie znała?
Korowód chaotycznych myśli został przerwany przez kolejnego rodzica - jak podejrzewała - który podobnie jak ona odnajdował jakąś przyjemność. Oderwała się od ogrodzenia, zwracając nieco jeszcze zamyślone, nieobecne spojrzenie w stronę zbliżającego się Ephraima. Delikatny uśmiech wślizgnął się na jej usta, na widok znajomej twarzy. - Hej - rzuciła na przywitanie, nie ściągając uprzejmego uśmiechu. Burnett z pewnością był dobrym kompanem. A przynajmniej dla Lary, szczególnie w porównaniu do innych mam ustawiających się w rzędzie pod sam koniec zajęć, aby najlepiej wrzucić zdjęcie na media społecznościowe z podpisem #produmom. - Dzięki Bogu, myślałam, że to tata Kelly i będę musiała do końca zajęć słuchać o fascynujących różnicach pomiędzy... nawet nie będę udawać, że go słucham - odparła nieco konspiracyjnie, kiedy mężczyzna znalazł się bliżej. Niezbyt dobrze odnajdywała się w środowisku matek. Zawsze znalazła się taka, która wytknęła jej godziny spędzone w pracy, brak męskiego opiekuna dla Allie i milion innych rzeczy.
Ephraim Burnett