doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#62

Czuła się dzisiaj trochę dziwnie. Była cała spięta, bolała ją głowa i nachodziły ją jakieś nerowe myśli. Zdecydowanie coś było nie tak, a gdy spojrzała na gromadzące się nad miasteczkiem chmury to szybko zdała sobie sprawę o co chodziło. Zoya dość mocno odczuwała wszelkie zmiany temperatur czy pogody, a teraz gdy była w ciąży to jej samopoczucie zależne było jeszcze od buzujących w jej organizmu humornów. Także miała full wypas tego wieczora. Jak na złość jej ciało domagało się też ostrych chipsów i słonych paluszków zmieszanych z nutellą. Strasznie to za nią chodziło, a jak na złość nic takiego nie miała w domu. Przez kilka godzin jakoś udało jej się z tym walczyć... po prostu musiała się czymś zająć. Nie mogło to być oglądanie serialu, ani czytanie książki, bo wtedy jeszcze bardziej będzie jej się chciało cos przegryzać, skupiła się więc na pracy. To było chyba najlepsze z możliwych rozwiązań, które przez pewien czas dały jej odciągnąć myśli od głupich zachcianek. Dopiero po jakimś czasie, gdy zrobiło się trochę późno oderwała się od roboty i postanowiła zadzwonić do Joan.
Ich ostatnie spotkanie należało do tych miłych i przyjemnych. Zoya naprawdę cieszyła się, że spotkały się na tej imprezie, bo czuła, że obie przeżyły na tyle dużo, że zasługują na chwilę spokoju. Być może mogą ją sobie wzajemnie dać? Opowiedzieć o tragediach jakie im się przytrafiły bez obaw, że ta druga będzie ją oceniać. To było istotne. Długo się nie znały, a Henderson sądziła, że naprawdę się do siebie zbliżyły, nie tylko pod względem fizycznym. Dlatego wcale się nie krępowała wybierając jej numer telefonu. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy tylko kobieta odebrała. Rozmawiały dość długo, a Zoya opowiadała jej o swoim dzisiejszym samopoczuciu i jak bardzo zjadłaby te wszystkie rzeczy. Ciąża nie była wcale takim błogosławieństwem o jakim się cigle gadało. To był mocno męczący stan. Gdy Joan zaoferwoaała się, że może jej kupić te wszystkie przekąski to Henderson sądziła, że kobieta sobie żartuje. No, bo kto normalny by się wieczorem i to w taką nie do końca ciekawą pogodę przejmował jakąś babą w ciąży? To musiał być żart.
Dlatego, gdy skończyły ze sobą rozmawiać to Henderson wzięła sobie szybki prysznic, przebrała się w pidżamy i chciała poczytać sobie książkę przy zapalonych świeczkach, żeby trochę ukoić swoje poddenerwowanie zmieniającą się pogodą. Nie zdążyła się jednak jesczze zbyt wygodnie ulokować na kanapie, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Podejrzewała, że to może być Gabriel, albo jej brat, no bo kto inny, by ją odwiedzał o tej porze. Mocno się zdziwiła, gdy otworzyła, a okazało się, że za progiem stoi Joan.
- Hej - Henderson wcale nie ukrywała szoku, który był wymalowany na jej twarzy. - Nie spodziewałam się Ciebie... nie mów, że serio mi to kupiłaś - powiedziała odsuwając się, żeby wpuścić kobietę do środka swojego apartamentu.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
outfit (total zwyczajnie, ale bez obcasów)

Jedyne co miała do roboty w Lorne Bay to doglądanie całkowitej renowacji domu po matce i ewentualną pracę w Helpline, co dodawało jej jakieś drobne do kąta. Nie miała z tego fantastycznego zysku, ale przynajmniej posiadała jakieś zajęcie, którego wcale nie żałowała, kiedy odkłada je na rzecz czegoś innego; w tym przypadku była to rozmowa z Henderson.
Nowina o ciąży Zoyi nie była czymś, czym Terrell się przejęła. Widziała dziwniejsze układy i przeżyła niejedną zdradę będąc tą, z którą się zdradzało. Nie mówiąc już o ewentualnych fetyszach czy innych dziwactwach. Względem seksu była obeznana z każdej strony, więc ciąża.. nie, nie była niczym dziwacznym w intymności, której oddała się wraz Zoyą. Wręcz przeciwnie, bo chciała żeby kobieta doświadczyła czegoś nowego. Żeby wiedziała, że ciąża (bez oficjalnego ojca) nie oznaczała końca kariery w świecie randek, acz to mogło być mylne, bo pod tym względem Joan była aż nazbyt tolerancyjna.
Na tyle tolerancyjna i mało zapracowana, żeby jednak pójść do sklepu, narazić się na parę niemiłych spojrzeń i stawić pod adresem Henderson wraz z rzeczami, na które ta akurat miała zachciankę.
- Sama powiedziałaś, że bez tych rzeczy oszalejesz. Byłoby szkoda, bo jesteś jedyną osobą w Lorne, która ze mną rozmawia. – Posłała kobiecie krzywy uśmiech. Ni to zadowolony ni zmieszany z powodu tego, w jakim położeniu aktualnie się znajdowała. Nie miała nikogo poza bratem, z którym kontakt miała mocno ograniczony. Nie wiedziała, czemu tak się działo. Najpierw Hyde wykazywał ogromną chęć wznowienia relacji, a potem zamilkł. Z drugiej strony, to może i lepiej. Bez niej jego życie przynajmniej potoczyło się w dobrym kierunku. Na tyle dobrym na ile mogło (biorąc pod uwagę warunki).
- Elegancka piżama. – Zdjęła buty i lekko unosząc reklamówki z zakupami zasugerowała, żeby Zoya poprowadziła ją do kuchni. Nie chciała sama się panoszyć. – Bardzo w stylu pani doktorantki. – Postawiła torby na blacie i odruchowo podeszła do zlewu, żeby umyć ręce. - Rozpakuje wszystko i sobie pójdę, jeżeli nie masz ochoty na towarzystwo. - Zrozumie, bo każdy miał swoje lepsze lub gorsze dni. Sama momentami potrafiła spędzić całą dobę za zamkniętymi drzwiami bez jakiegokolwiek (nawet telefonicznego) kontaktu ze światem. - Jeżeli jednak mogę zostać, to wracaj do łóżka albo na kanapę a ja wszystko przyniosę. - Mogła to zrobić. Być miła i usłużyć Zoyi, która dzisiaj tego potrzebowała. Nie służki a kogoś, kto odbierze od niej ten minimalny obowiązek (jak pójście do sklepu przez dziwne zachcianki). - Strach pomyśleć, co by się stało, gdybyś miała taki humor na uczelni. Studenci nie mieliby szans. - Tym razem uśmiechnęła się lekko rozbawiona i wróciła do wypakowywania. Chipsy wrzuciła do miski, którą przypadkiem znalazła (bo szukała czegoś na słone paluszki).
- Skoro dzisiaj pracowałaś w domu, to zgaduje, że pisałaś publikacje? - Strzelała na oślep, ale przecież nikogo tym nie zabije. Pif-paf.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Wybuchła cichym śmiechem i pokręciła lekko głową. - Może już jestem wystarczająco szalona - odpowiedziała przyglądając się kobiecie z uśmiechem. Była jej cholernie wdzięczna za pomoc i czuła się trochę głupio, że Joan rzeczywiście jej te zakupy zrobiła. Na pewno będzie chciała jej sie jakoś odwdzięczyć, ale nie miała jeszcze pomysłu na to w jaki sposób to zrobi. Coś wymyśli, całe szczęście Zoya Henderson należała do osób dość mocno kreatywnych. - Wiem, staram sie zawsze wyglądać dobrze, bo nie wiadomo kiedy mnie ktoś istotny zaskoczy... tak jak dzisiaj - no a elegancja się zawsze sprawdza, chociaż niektórzy śmiali sie z jej pidżamek, bo były raczej mało seksi. No chyba, że ktoś lubił taki strój. - Zostań, na Twoje towarzystwo ostatnio mam ochotę, przynajmniej nie będę słuchać głuchej ciszy - a ta czasem potrafiła być przerażająca. Zoya coraz bardziej to odczuwała będąc samotną osobą w wielkim apartamencie. Czasem włączała sobie telewizję tylko po to żeby coś się działo. Obstawiała, że nie jest w tym sama i wiele osób mieszkających samemu ma podobne problemy. Obecność Joan zdecydowanie polepszała jej nastrój, bo nagle przestało być tu pusto i zimno.
- Rozpieszczasz mnie - powiedziała z uśmiechem, a później grzecznie odmaszerowała do łóżka, które szybko ładnie zaścieliła, żeby nie było wstydu i przypału. Nie chciała żeby Joan ją wzięła za bałaganiarę, chociaż byłoby to chyba niemożliwe, o Henderson była okropną pedantką i wszystko zawsze miała poukładane. Co nie zmieniało faktu, że zawsze przed przyjście gości sprawdzała, czy aby na bank jest idealnie. Będzie musiała wyzbyć się tej cechy swojego charakteru, gdy dziecko przyjdzie na świat, bo pewnie wtedy będzie jej bardzo ciężko z utrzymaniem idealnego porządku. - Przynieśliby mi coś słodkiego, puścili kotki na yt i wszyscy zaliczyliby przedmiot na piątkę - bo teraz niestety bywały momenty, w których hormony robiły swoje i nie była do końca stabilna.
- Próbowałam, ale niewiele zrobiłam. Jakoś humor nie do końca pozwalał mi sie skupić, chyba dopada mnie jakaś dziwna depresyjna aura - westchnęła, a gdy kobieta przyniosła jedzenie to Henderson poklepała miejsce na łóżku obok siebie. - Nie krępuj się - sama wygodnie się rozłożyła od razu pakując rękę do miski z chipsami. - A jak Tobie minął dzień? - Zapytała przyglądając się jej z ciekawością i wpakowała sobie jednego z chipsów prosto do buzi. - O kurde... tego mi było trzeba mmmm - wymruczała zachwycona, jedząc przekąskę. Od razu poczuła się lepiej! - Dziękuję Ci jeszcze raz, postaram Ci się jakoś odwdzięczyć za pomoc - miała już w głowie kilka pomysłów, jedne grzeczne, drugie nieco miej.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie miała problemu z krzątaniem się w czyjejś kuchni. Odnalazła miski, jakieś talerzyki i szklankę na sok. Sobie kupiła napój w puszce niepewna, czy kobieta i na niego nabierze ochotę, ale w razie czego to na pewno się podzieli. Może gdyby była zaproszona na obiad, to zachowywałaby się inaczej. Siedziałaby grzecznie w jednym miejscu czekając aż zostanie obsłużona, co działo się zazwyczaj, gdy miała do czynienia z mężczyznami. Ci zawsze chcieli wyjść na rycerzy, ludzi gotowych zrobić coś dla kobiety, bo wiedzą, że dostaną w zamian same dobrocie. Nie mylili się. Teraz jednak role były odwrócone i Joan się w tym odnalazła. Przez wiele lat musiała radzić sobie sama i nigdy nie dostała niczego bez zapłaty. Nikt nie zrobił dla niej czegoś tak po prostu, bo chciał, z dobroci serca albo czegoś co nie wymagało odwzajemnienia/spłaty. Wszystko było transakcją wymienną. Coś za coś.
Czemu więc nie miałaby spróbować zrobić czegoś dobrego dla drugiej osoby bez wystawiania dłoni w oczekiwaniu za zapłatę?
- Nie mam ze sobą piżamy. – Uśmiechnęła się na propozycję dołączenia do łóżka. Mimo wszystko, po odłożeniu misek i talerzyka tuż obok Henderson, zdecydowała się usiąść na pościeli, która wyglądała na niezwykle drogą. Cały apartament kobiety był tak zadbany i czysty, jakby dopiero co został kupiony. Czemu ktoś taki, kogo stać na podobne rzeczy, chciał w ogóle się z nią zadawać?
- Spokojnie. Dopóki trzymam się z boku to nikt na mnie nie pluje. – Nie syczy, nie krzyczy lub nie wyzywa, z czym już niestety spotkała się w Lorne Bay. – Niestety rodzinny dom nie chce się sprzedać. Niedawno pojawił się chętny, ale chyba sąsiedzi musieli mu coś nagadać, bo nagle zrezygnował. – Tak przynajmniej słyszała od listonosza, który jako jedyny (bo był młody) w tamtej okolicy normalnie z nią rozmawiał. – Nie chce już tam jeździć, bo po pierwsze mój gruchot już ledwo zipie a po drugie przebywanie tam to udręka. – Mówiąc to wszystko patrzyła przed siebie, bo wciąż czuła się nietypowo z szczerością, którą raczyła Zoye. Wręcz boleśnie odczuwała brak kłamstw w swych słowach. Tak długo udawała wiele osób, że bycie sobą stawało się nieprzyjemnie odczuwalne.
Słysząc zadowolony pomruk uśmiechnęła się delikatnie jednocześnie patrząc na zachwyconą Zoye. Nie miała wobec niej żadnych oczekiwań ani wymagań. Uważała ich relacje za luźną, a jednak miło było patrzeć, kiedy ktoś był szczerze zadowolony.
- Nie musisz. Zrobiłam to z miłą chęcią. – Nie miała też co robić w miasteczku (poza piciem w Shadow), więc to dobra odmiana. – Masz jakieś zmartwienia na głowie czy po prostu dopadł cię parszywy humor? – Czasami i tak bywało. Sama nieraz doświadczała niewyjaśnionych fal smutku, melancholii lub wysokiego poziomu wkurwu. Tego nie dało się wyjaśnić, bo tak już było. Hormony, zły dzień, gromadzenie się w ciele wielu rzeczy lub kiepski układ gwiazd; mogło mieć na to wpływ wiele rzeczy i nie zawsze musiał się kryć za tym jakiś wielki powód.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Widziałam Cię bez, więc jak masz ochotę to nie musisz się krępować - rzuciła z rozbrajającą szczerością i łobuzerskim uśmiechem, który dość spontanicznie wymalował się na jej ustach. Bardzo miło wspominała ich ostatnie spotkanie i czasem do niego wracała w myślach. Typowa Zoya, która lubiła sobie pożyć przeszłością lub własnymi wyimaginowanymi obrazami, które nigdy się nie spełnią. Henderson miała tendencje do nadinterpretowania niektórych rzeczy, przez co później dość mocno cierpiała i leczyła złamane serce, bo szybko angażowała się w rzeczy, w które angażować się nie powinna, bo były bardzo jednostronne. Miała nadzieję, że w końcu nauczyła się na błędach i nie będzie tego więcej robić.
- Może pomogę Ci go sprzedać? Chociaż jeżeli szybciej się go pozbędziesz to szybciej wyjedziesz, a wtedy byłoby mi smutno - dawno nie miała osoby, z którą mogłaby porozmawiać w taki sposób w jaki wygadywała się Joan. Czuła między nimi pewną nić porozumienia i miała nadzieję, że brunetka ma podobnie. - Hmmmm to może go kupię od Ciebie pod warunkiem, że zostaniesz jeszcze trochę w mieście - nie ma się co oszukiwać byłoby ją stać na to, aby odwalić taką akcję. Zdawała sobie jednak sprawę, że z takiego rozwiązania Joan nie byłaby zadowolona. - Mogę Ci pożyczyć mój samochód i tak już nim niewiele jeżdżę, co najwyżej będziesz robić za mojego szofera jak będę musiała pojechać na uczelnię - teraz większość rzeczy robiła z domu, a wykłady miała tylko dwa razy w tygodniu. - Ooo albo motor, teraz nie mogę go używać ze względu na mojego pasożyta - tak bardzo uroczo mówiła o swoim przyszłym potomku. Oczywiście był to żart, bo pomimo tego, że jej ciąża nie była jeszcze super zaawansowana to czuła wyraźną więź z dzieckiem, które się w niej rozwijało i mocno je kochała.
- Wiem, że nie muszę, ale mogę i też to zrobię z miłą chęcią - powiedziała i swoją wolną dłoń położyła na jej ręce uśmiechając się przy tym delikatnie. - Moje życie ostatnio to jedno wielkie zmartwienie w wielu aspektach - westchnęła sobie przenosząc wzrok z twarzy kobiety, na bliżej nieokreśloną przestrzeń. - Mam mieć dziecko z facetem, którego ledwo znam, prowadzę firmę, uczę studentów, robię doktorat i nie chcę z niczego rezygnować, a wiem, że za kilka miesięcy będę musiała i całe moje życie się zmieni. Na dodatek będę niedługo nieatrakcyjną grubaską, a później samotną matką więc jestem skazana na samotność. Staram się przyzwyczaić do tej myśli, ale czasem jest ciężko. - Jej znajomi dojdą do wniosku, że nie mogą jej odwiedzać, bo dziecko płacze, albo kontakt im się urwie, gdy nie będzie mogła wyjść na kolejną imprezę. W randkowaniu też raczej nie będzie jej szło za łatwo, bo mało kto odważy się na związek z dzieciatą laską. Zostanie jej praca, chociaż przy noworodku pewnie ciężko będzie się jej skupić. - To trochę dołujące myśli, a już pogoda jest wystarczająco pesymistyczna, nie chcę Cię męczyć - dodała bardzo szybko i ponownie na nią spojrzała. - Cieszę się, że przyszłaś. Trochę boję się burzy więc Twoje towarzystwo dostarcza mi odwagi - za oknem raz na jakiś czas słychać było pojedynczy grzmot, który powodował u Zoyi małe spięcie, co było po niej bardzo dobrze widać.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Czyli wychodzi na to, że chcesz kupić mnie? Wiesz, że kiepsko to brzmi? – zapytała wprost, bo dobrze rozumiała. Kupno domu miałoby być gwarantem, że zostanie, czyli innymi słowy dosłownie by się sprzedała, czego starała się nie robić. Większość swego życia była towarem, elementem transakcji i choć czyniła to świadomie, to starała się odciąć od ów świata. Chciała wreszcie poczuć się jak normalna osoba, która nie musi sprzedawać swego ciała lub towarzystwa; zwłaszcza za pieniądze.
- Nie chcę – wtrąciła szybko w sprawie auta. Poczuła się dziwnie po słowach o kupnie domu i zaczynała się obawiać, że „pożyczenie” samochodu mogło skończyć się podobnie, czyli stawianiem warunków w stylu „dałam ci auto, więc ty..”. Nie chciała tego. Rozumiała, że w życiu nie było nic za darmo i byłaby w stanie uwierzyć, że Zoya robiła to z dobroci serca, ale teraz.. nie była tego taka pewna. – Nie umiem jeździć na motorze. – Ani na niczym co miało tylko dwa koła. To dla niej jakaś abstrakcja, choć parę razy zdarzało jej się być pasażerem niejednego kozaczka.
Pokręciła nosem i zacisnęła wargi patrząc na swoje nogi, bo poczuła się dziwnie i choć mogłaby stłumić ów uczucie, to bycie szczerą w obecności Henderson wykluczało podobne zachowanie. Nie była jednak na sprzedaż i choć ktoś inny zareagowałby na to ze spokojem (może uznałby za żart), to Joan była przewrażliwiona na tym punkcie zwłaszcza, że przed paroma chwilami myślała o tym, jak dobrze jest trwać w relacji bez świadomości konieczności podarowania czegoś w zamian. Że to nie była transakcja.
- A twój umysł podpowiadana, że zmieszanie tego wszystkiego i zjedzenie to najlepsze co teraz możesz zrobić – stwierdziła dumając w jaki sposób działało ludzkie ciało. Niby to była zachcianka, ale też zajadanie stresu w sposób, w który przypisywano tylko ciężarnym (bo mieszając słodkie ze słonym albo czekoladę z mięsem). – Wiesz, co mówią o samotnych rodzicach? Że zdobywając całą miłość swego dziecka, które nie musi dzielić jej na pół. – Właśnie to sobie wymyśliła, ale lepsze to niż stwierdzenie, że jako grubaska Zoya też byłaby atrakcyjna. Jasne, że by była, ale mało która kobieta chce słuchać o tym, że byłaby gruba. Nie ważne, że to miał być tylko przejściowy stan.
- Nie męczysz mnie. – Chociaż nadal nie czuła się komfortowo z poprzednimi słowami Henderson. Zerknęła na nią, kiedy wspominała o burzy, a potem przeniosła wzrok w stronę okna. Burza brzmiała inaczej w zakładzie zamkniętym. Tam dźwięk roznosił się echem, co bardziej irytowało niż straszyło. Dopiero po wyjściu, dzięki dostępności do okien, Joan rozumiała jak majestatyczne były błyskawice. - Będzie dobrze. - Zamiast za rękę, bo w tej Zoya miała chipsa, złapała kobietę za udo, a konkretniej uspokajająco przesunęła po nim dłonią.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Nie, nie chcę Cię kupić - uśmiechnęła się do niej, a później nieco spoważniała i spuściła wzrok. Chciała powiedzieć coś co mogłoby zabrzmieć nieco głupio patrząc na to, że naprawdę nie znały się zbyt długo. - Chciałabym po prostu żebyś została na dłużej - może brzmiało to głupio, ale cóż, słowa padły, nie dało się tego cofnąć. Henderson czuła się przy niej wysłuchana, wiedziała, że Joan ją rozumie i nie musi przy nie udawać, ani nic tłumaczyć. Mogła się jej wygadać i wiedziała, że zostanie zrozumiana. To było dla niej ważne. Miała przyjaciółkę i wiedziała, że Sameen by za nią oddała życie, ale zdawała sobie też sprawę, że blondynka nie zawsze będzie umiała postawić się w jej sytuacji. Joan po prostu rozumiała i to było dla Zoyi bardzo ważne. - To w takim razie muszę Cię nauczyć zanim mnie opuścisz - co prawda jazda w ciąży nie była najlepszym rozwiązaniem, ale przecież nie musiała od razu pruć 200 km na godzinę. Mogły jeździć powoli, a to na bank nie było takie niebezpieczne.
- Wszystko w porządku? - Zapytała patrząc na nią, bo zauważyła tą drobną zmianę w jej zachowaniu. Była psychologiem, szkoliła się do tego, by umieć czytać takie rzeczy z mowy ciała. - Powiedziałam coś złego? Często mi się to zdarza... - skrzywiła się, bo nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz coś głupio palnęła. Miała to we krwi. Wychowywana była przez wujka i ciotkę, z tym pierwszym spędzała naprawdę wiele czasu, przejęła trochę jego cech, a że później okazał się palantem, to cóż... nie było wiele pozytywów, których się od niego nauczyła.
- I tak się to wymiesza w żołądku prawda? - Machnęła ręką, bo teraz to nie miało takiego znaczenia. Miała ochotę na wszystkie te rzeczy i chciała wpakować je sobie do ryja i je zjeść i się nimi delektować. Taki był plan. - Może tak, albo starają się dziecku zastąpić rodzica, którego nie ma... na pewno wiesz, że dzieci z niepełnych rodzin częściej muszą chodzić na terapie - wiedziała, że zjebała, ale jakkolwiek, by nie było, nie mogła tego dziecka usunąć. Było jej odpowiedzialnością i kochała je od momentu, w którym po raz pierwszy zobaczyła je na usg. Martwiła się tylko czy sobie z tym wszystkim poradzi i jakim kosztem będzie musiała to zrobić.
- Ty mnie też nie, zaskoczyłaś mnie tym, że tu przyszłaś. Jestem Ci bardzo wdzięczna za pomoc. - Naprawdę to było dla niej niesamowicie miłe uczucie. Takie drobne wsparcie jakie dostała od Joan sprawiło, że poczuła się o wiele lepiej psychicznie, no i miała chipsy więc mogła się cieszyć podwójnie. Z jedzenia i dobrego towarzystwo. - Musi być nie? - Uśmiechnęła się i gdy już zjadła chipsa to ułożyła swoją dłoń na dłoni kobiety. - O wiele lepiej jest mieć kogoś blisko w takich momentach - nie mówiła tu tylko o burzy, a bardziej o tych trudnych sytuacjach życiowych, w których chyba obie się znalazły. Chcąc nie chcąc, trochę aż podskoczyła, gdy następny grzmot porządnie uderzył dość blisko apartamentowca. - 30-letnia baba bojąca się burzy... ja pierdole - aż się zaśmiała sama z siebie. - Możesz mi powiedzieć prosto w twarz jak bardzo jestem żałosna w tej chwili - powiedziała z lekkim rozbawieniem zbliżając swoją twarz do jej. - Byle nie bolało... - dodała patrząc jej prosto w oczy uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nie miała oczekiwań, a jednak w pewnym momencie popadła w złudzenia, które szybko zostały rozwiane. Zbyt szybko, bo choć normalnie uznałaby te słowa za żart, to mocno skontrastowały się one z niedawnymi rozważaniami i dlatego tak bardzo się zirytowała.
- Jeszcze w kuchni byłam pewna, że to prosta relacja bez żadnych transakcji, których w swym życiu doświadczyłam zbyt wielu. Tak, przyznaje się, dawałam dupy za pieniądze i każda moja relacja z ludźmi opierała się na wymianie. Coś za coś. A ty.. kurczę.. a ty na nagle rzucasz hasło „kupię twój dom, jeśli zostaniesz”. – Mogła być szczera i zamierzała. Oznajmiła, że źle się poczuła z sugestią rzuconą przez Henderson. Chciałaby docenić jej potrzebę przebywania razem, bo to zachwalało Joan, ale jak wspomniała, w krótkim czasie wydarzyły się dwie skrajne rzeczy. W pierwszej chwili myślała sobie, że relacja z Zoyą będzie inna a po minucie okazuje się, że jest taka sama jak inne. To ją uderzyło. Zbyt mocno, żeby mogła to zignorować lub uśmiechnąć się sztucznie dążąc jedynie do zadowolenia swego towarzystwa, bo skoro druga strona była szczęśliwa, tym więcej ona sama zyskiwała (głównie rzeczy materialnych). Nie chciała tego. Nie chciała udawać, że coś jej pasowało. Zbyt długo to sobie robiła, żeby teraz dalej grać w tę grę.
- Lepiej, żeby chodziły na terapię, bo nie wiedzą kim jest ojciec niż żeby trafiały do szpitala pobite przez jedno z rodziców. – Lepiej mieć problemy z własną tożsamością niż z połamaną szczęką. Jasne, nie wolno porównywać tych dwóch przypadków, ale ważne żeby dziecko było kochane. Co z tego, że pójdzie na terapie? To nie będzie wina starającego się rodzica a tego brakującego. Terrell nie uważała tego za coś złego. Spędziła parę lat z kobietami z patologicznych rodzin i to dopiero był dramat. – To będzie najszczęśliwsze dziecko na świecie. - Zoya nie powinna się tak martwić, o ile nie zacznie bić swego dziecka albo pozwalać to robić swym kochankom.
Wciąż uważała, że nie zrobiła nic wielkiego. Wolała być tutaj niż w motelu z wątpliwą renomą, w którym – o ironio – czuła się bezpiecznie. Miał zero gwiazdek i kiepską klientelę, ale takich ludzi znała. W takich warunkach dorastała i wszystko inne było dla niej obce.
- Zdecydowanie. – Posłała kobiecie delikatny uśmiech nasłuchując deszczu, który coraz mocniej uderzał o okna.
Zamierzała powiedzieć, że było niczego złego w strachu. Nawet jeśli rozchodziło się o burzę, która towarzyszyła człowiekowi od początku jego życia. Jednak ledwie rozchyliła wargi a twarz Zoyi pojawiła się tuż przy niej. Była bardzo ładna. Z bliska jeszcze piękniejsza co jasno wyrażała głębią swego ciemnego spojrzenia pełnego spokoju.
- Jesteś.. – Przeciągnęła ten moment budując minimalne napięcie, podczas którego wodziła wzrokiem po całej jej twarzy. – ..urocza. – Palcem wskazującym pacnęła ją prosto w nos, trochę jak małe dziecko, które powinno bać się burz (a nie dorosła kobieta, jak to powiedziała Henderson). – Boisz się burzy, ale nie siedzenia obok kogoś, kto siedział za zabójstwo. – Mówiła luźno, jakby sobie żartowała, nawet nie wiedząc, że Zoya znała się z kimś bardziej morderczym od niej. – Za nieumyślnie spowodowanie śmierci, ale jednak. – Musiała sprecyzować, ale zabójstwo do zabójstwo, przynajmniej w oczach policji i mieszkańców.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Trochę zrobiło jej sie głupio. Okej, nawet nie trochę. W chuj zrobiło jej się głupio. Nie spodziewała się, że jej słowa tak zostaną odebrane przez Joan. - Przepraszam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało - odpowiedziała, gdy kobieta przestała mówić, bo nie chciała jej przerywać. - To był taki żart, chociaż nieudany. Naprawdę przepraszam - mówiła to z głębi serca i dopiero teraz zdała sobie sprawę na jak uprzywilejowanym jest miejscu. Miała pieniądze od dziecka, nigdy nie musiała się o nie za bardzo starać, a gdy zaczęła pracować sama na siebie, to wtedy cała jej majętność jeszcze wzrosła. Najpierw pracując dla wujka, później przejmując rodzinną firmę i robiąc przekręty z Loganem. Nie miała nawet już co wspominać o rzeczach, które kupowała jej Sameen. Zoya nie patrzyła na to nigdy w żaden zły sposób, bo mogła się Galanis odwdzięczyć równie drogimi prezentami. Dlatego jej patrzenie na świat było trochę zniekształcone, co właśnie odczuła. - Wydawanie pieniędzy zawsze przychodziło mi z łatwością, bo nigdy nie musiałam się o nie martwić. Nie mam problemu z robieniem nikomu drogich prezentów, ale teraz widzę, że to mogło źle zabrzmieć. No, ale nie będę kłamać. Naprawdę chciałabym żebyś została w Lorne dłużej, z moich własnych, egoistycznych pobudek. - Lubiła jej towarzystwo, czuła się przy niej dobrze nie musząc nikogo udawać. Dlatego zrobiłaby wiele żeby Joan tu została, nie mogła jej jednak zatrzymać w Lorne za wszelką cenę. No i w sumie za żadną, bo to miała być tylko i wyłącznie jej decyzja.
- Tak, racja - kiwnęła głową, całe szczęście zdawała sobie sprawę z tego, że dziecko może mieć pewne problemy i że należałoby je wysłac na terapię jak już tylko będzie ogarniać. - Chcę tylko żeby było zdrowe i szczęśliwe, nic więcej już nie jest dla mnie aż tak ważne. To super irracjonalne uczucie, gdy jesteś w stanie zrobić wszystko... nawet oddać własne życie, za kogoś kogo nawet na żywo nie widziałaś. Czuję jak rusza się w środku i to tyle, a w zupełności wystarczyło. - Kochała to maleństwo, które się w niej rozwijało i było to naprawdę przedziwne.
- Powalona? - Wtrąciła się w jej zdanie, będąc tak blisko obok. Wpatrywała się w twarz kobiety z uśmiechem, chociaż jakieś ciarki przechodziły jej po plecach co prawdopodobnie było wynikiem burzy. Zaśmiała się cicho, gdy Joan dokończyła swoją myśl i zmarszczyła nos, w który została dotknięta przez kobietę. - Po prostu, nie boję się śmierci - a przynajmniej nie swojej, bo wiadomo, gdyby ktoś chciał skrzywdzić jej dziecko to, by mu rozszarpała tętnice szyjną własnymi rękoma. - Nieumyślnie... to słowo ma wielkie znaczenie. Nie jesteś morderczynią, nie zabiłaś matki z zimną krwią. Wycierpiałaś już swoje Joan. Teraz tylko od Ciebie zależy to czy chcesz ruszyć z tym do przodu. - Powiedziała i tym razem położyła dłoń na jej policzku. - Nie warto ciągle spoglądać za siebie, zaufaj mi. Pokaż im, że jesteś silniejsza. Wykorzystaj to co podrzuciło Ci życie, nawet jeżeli jest to stary, rodzinny dom. Może zamiast go sprzedawać, rozkręć w nim biznes. - Akurat Henderson miała smykałkę do interesów. - Znam wspaniałą księgową w razie co... - i tu wskazała na siebie, bo ona była tą wspaniałą księgową. Najlepszą. Nikt tak nie potrafił wyrolować urzędu podatkowego.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Poczuła, że się przeliczyła i zarazem chciała wierzyć w wpadkę. W nieprzemyślenie słów przez Zoye, która miała do tego pełne prawo. Nie znały się aż tak dobrze, żeby wiedzieć co je denerwuje, na co reagowały źle albo dobrze. Nie znały też dużej części swoich historii, chociaż dużo wzajemnie opowiadały; a jednak wszystkie te wzmianki były bardzo ogólnikowe bez zagłębiania się w emocjonalne aspekty każdej z sytuacji.
- Może zostanę – odpowiedziała cicho i spojrzała dłużej na Zoye. – Tylko pozwól, że będzie to moja własne decyzja niepodparta żadnymi drogimi prezentami. – Chociaż nie nazwałaby kupienie domu „drogim prezentem” tylko czymś jeszcze większym. Nie miała na to określenia, ale w jej świecie dom nie należał do kategorii prezentów. To była abstrakcja. Coś nazbyt dużego, co do końca życia uzależniało obdarowanego jednocześnie sprawiając, że nigdy nie spłaci długu. Tak to widziała Terrell, która mając dziewiętnaście lat wyszła z więzienia z czternastoma dolarami i pierwszym dniem okresu. Swoboda wydawania pieniędzy (be zastanawiania się, czy jej wystarczy albo wyżyje do końca miesiąca) nigdy nie była jej znana. To luksus, na który nie mogła sobie pozwolić.
- Już się rusza? – Niby kiedyś czytała na temat ciąży, ale nie spodziewała się, że dziecko tak wcześnie się poruszało. Nie znała się na tym, dlatego była zdziwiona i bez słowa, jakby nigdy nic, położyła dłoń na brzuchu Henderson. Nie spodziewała się, że coś wyczuje. Po prostu poddała się ciekawości i nie hamowała przed odruchami.
Czuła się nietypowo tyle wspominając o sobie i zabójstwie matki, ale zarazem dopadła ją ulga, że nie musiała się ukrywać. Nie musiała tego w sobie tłumić i udawać, że było inaczej. Była zabójczynią. Już dawno się z tym pogodziła i umiała z tym żyć; byle z dala od tego miejsca, bo Lorne od początku jej nie sprzyjało.
- Wiem, co próbujesz zrobić – stwierdziła luźno i z delikatnym uśmiechem złapała za dłoń, którą czuła na policzku, a potem ucałowała jej wierzch. – Nie przeszkadza mi to, że jestem zabójczynią. Pogodziłam się z tym. – Bardziej zastanawiała się, czemu Zoya z taką łatwością przyjmowała jej towarzystwo. Wiele osób wolałoby unikać Terrell. – Ta myśl mnie nie hamuje i nie sprawia, że czuje się źle. – Wcale nie żałowała matki ani tego, co się stało. – Wiem, że chcesz żebym zawalczyła. Rozumiem to podejście, ale o piekło się nie walczy. Z niego się wychodzi. – Nie była masochistką. Nie zamierzała się torturować przebywając w rodzinnym przybytku. – Ten dom jest dla mnie takim piekłem. Przeżyłam tam z bratem najgorsze chwile i nie zamierzam do niego wracać. – To byłaby tortura i jak już wcześniej wspominała udręką było dla niej przebywanie w tym domu. Po co miałaby się zadręczać? Po co wracać do piekła, skoro mogła żyć bez niego? A mogła. Doświadczyła tego w Perth i zamierzała dalej, jak tylko sprzeda ten cholerny budynek. – Należy odciąć się od rzeczy lub ludzi, które nas smucą, męczą, złoszczą.. które nas niszczą, prawda? – Takim właśnie miejscem był dom Terrell, która podświadomie sugerowała Henderson to samo. Kobieta przeżyła zbyt wiele trudnych i zgorzkniałych relacji. Może więc pora całkowicie się od nich odciąć? Albo od ludzi, przy których jedynie cierpiała. – Mną się nie przejmuj – dodała i znów ucałowała jej dłoń. – Najlepiej zajmij się swoim głodem, bo boję się, że na zbyt długo cię od tego oderwałam. – Znacząco spojrzała na przyniesione jedzenie. – Jeszcze chwila a zechcesz schrupać co innego a nie wiem, czy jestem w stanie zaspokoić twoje słodko słone potrzeby. – Puściła do niej oczko i dopiero teraz ze skupieniem rozejrzała się po pokoju (wciąż siedząc na łóżku). – To pamiątki z wycieczek? - Wskazała na jakąś półkę z nietypowymi duperelami.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Trochę chciała się zaśmiać, gdy usłyszała jej słowa o byciu zabójczynią, bo taka prawdziwa to mieszkała u niej za ścianą i Zoya w życiu nie spojrzała na Joan w tej kategorii wiedząc czym zajmowała się taka Sameen. - Nie jesteś zabójczynią, nie zrobiłaś tego z premedytacją. - Nie chciała wierzyć, ze ktoś byłby w stanie zabić własną matkę tak po prostu. Henderson oddałaby wszystko żeby spotkać się ponownie z matką i nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś mógłby chcieć z premedytacją pozbyć się swojej. - Nie jesteś pierwszą osobą jaką znam, która ma coś za uszami. Nie jesteś też pierwszą osobą w moim otoczeniu, która kogoś zabiła. - Wyjawiła jej ten swój sekret na chwilę spuszczając wzrok. Nie mogła jej powiedzieć więcej, a czasem ciężar tych tajemnic bardzo jej ciążył. Nie mogła tego jednak zrobić. Musiała trzymać język za zębami, bo od dochowania sekretu zależało życie jej bliskich. - Jeżeli tak uważasz - pokiwała głową - ale jesteśmy dorosłe to tylko od nas zależy czy urządzimy sobie w naszym dorosłym życiu piekło czy niebo i nic co się działo w przeszłości nie będzie dla nas wytłumaczeniem - Zoya nie tłumaczyła się tym, że jest spierdolona emocjonalnie dlatego, że nie miała rodziców, albo zdradziła swojego narzeczonego, bo powielała błędne wzorce zaczerpnięte z obserwacji życia wujka i ciotki. Brała swoje błędy na klatę. Wiedziała, że zjebała i to więcej niż raz, nie miała dla siebie żadnego wytłumaczenia. - Chyba tak, chociaż czasem nie jest to łatwe - toksyczne relacje to praktycznie specjalność Henderson. Wiedziała, że niektórych ludzi ciężko jest się wyzbyć ze swojego życia. - Lubię się przejmować, tak już mam jak kogoś lubię - wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się do kobiety, a później grzecznie posłuchała i zaczęła jeść coś z tego co Joan jej tu przyniosła. - Oj spokojnie, jesteś w stanie zaspokoić wiele moich potrzeb, co mi ostatnio już pokazałaś - odpowiedziała pakując sobie do buzi chipsa, a później przeniosła wzrok na otoczenie, w którym się znajdowały. - Tak, niektóre rzeczy tak. Kilka dostałam od swojej przyjaciółki, bo ona często podróżuje. Widziałaś moją lodówkę całą w magnesach? To właśnie od niej. Ten obraz - i tu wskazała na malunek, który znajdował się nad jej łóżkiem. - Też od niej dostałam, ona się zna na sztuce o wiele lepiej niż ja. Ale wydaje mi się całkiem trafiony. Podoba Ci się? - Zoya i współczesne malarstwo nie zawsze szły ze sobą w parze, ufała więc Sam pod tym względem. - Miałam kiedyś całkiem ciekawą kolekcję alkoholu, ale musiałam ją ukryć żeby mnie nie kusiło - teraz niestety nie było jej wolno zrobić nawet łyczka.

Joan D. Terrell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
Nieco dłużej wpatrywała się w Zoyę, ale nie ciągnęła tematu. Nie drążyła ani nie wnikała w szczegóły tego, kogo jeszcze morderczego kobieta mogła znać. To nie była jej sprawa i dobrze wiedziała, że o niektórych rzeczach lepiej nie wiedzieć zwłaszcza, że kobieta nie wykazywała chęci dalszego mówienia o tym. Szanowała to, dlatego tylko lekko kiwnęła głową i spojrzała na jedzenie, które wciąż gdzieś się walało po łóżku (ale w miskach, bo nie były prosiakami, które wszystko rozsypały).
- Więc pozwól, że swoje niebo urządzę z dala od piekła. – To byłby sadyzm zmuszać Joan do mieszkania w rodzinnym domu. Nie potrzebowała tego. Nie potrzebowała znów przeżywać tamtych koszmarów. Po co? Żeby znów dopadła ją trauma? Miała to za sobą. Nie chciała przeżywać tego od nowa, więc nie miała zamiaru ani trochę wiązać swojej przyszłości z dawnymi koszmarami. To byłoby głupie. To jak wracać do klatki, z której wreszcie się uwolniło. Nie. To było głupotą.
- To uzdrawiające. Powinnaś tego spróbować. – Poleciła w kwestii odcięcia się o ciężkich relacji, miejsc lub rzeczy. Sama przez chwile lat wiązała z Perth czas, który uważała za przetrwanie. Wierzyła, że tam jako tako wyszła na prostą, a jednak po wyjeździe poczuła pewnego rodzaju ulgę. Zrozumiała, że to był tylko etap i potrzebowała kolejnego.
Musiała nieco zmienić pozycję, żeby móc przyjrzeć się wskazanemu przez Henderson obrazowi. Przez swoją karierę panny do towarzystwa (w ładniejszym i gorszym tego słowa znaczeniu) widziała wiele obrazów. Zwłaszcza ze swym sugar daddy, który zabierał ją w różne miejsca, w tym również wernisaże. To były te dobre chwile. Zawsze było dobrze, kiedy był w mieście. Z drugiej strony, kiedy wyjeżdżał, Joan odzyskiwała prozaiczną wolność, którą się cieszyła.
- Ktoś mi powiedział, że obrazy to emocje, ale ja tu widzę port. – Wskazała na czarną plamę po lewej. – Morze a po środku niego samotny statek. – Przesunęła dłoń w powietrzu, bo jednak z tej pozycji nie sięgała obrazu. Nawet nie chciała go dotykać (nie powinno się tego robić z szacunku do dzieła). – Po prawej to straszliwy potwór z otwartą paszczą, gotowy w każdej chwili pochłonąć statek. – Zamilkła mając wrażenie, że każdy mógłby odnaleźć w tym interpretacje własnego życia. Joan odpłynęła od swego portu poszukując innego i zarazem obawiała się, że wpadnie w paszczę niespodziewanego potwora, który czyhał gdzieś tam daleko (lub blisko). – A ty, co widzisz? – Była tego ciekawa i choć nie przyszła tu męczyć Zoyi, to skoro poruszyły ów temat, chciała znać odpowiedz. – Czy to od tej przyjaciółki, o której wspominałaś na jachcie? – Mówiła wtedy o przyjaciółce, która ją wykorzystała zaciągając do łóżka. Może nie powinna o to pytać. To bardzo osobiste i zarazem dawało wiele kolejnych pytań, jak te – czemu obraz wciąż wisi na ścianie. Skoro Zoya została wykorzystana, to czemu wciąż trzymała się ludzi, którzy ją ranili? A może sprawa była bardziej skomplikowana i wcale nie taka zła, jeżeli chodziło o relacje kobiet?
- Wiesz, że są wina bezalkoholowe? Kiedyś mogę wpaść z jednym – zasugerowała uśmiechając się tajemniczo, jakby sugerowała potajemnie zorganizowaną kolację.

Zoya Henderson
ODPOWIEDZ