: 19 kwie 2022, 11:40
67.
Puszka Coca Coli, baton energetyczny, maleńka paczuszka paprykowych chipsów i niewymacane żelki o smaku kwaśnych owoców były jej listą zakupową na dziś. Samochód stał na podjeździe chatki Raine, kiedy ta wybrała się na wieczorny spacer, przyszła więc pieszo i do sklepu przy stacji weszła dokładnie siedem minut przed zamknięciem w celu rozliczenia. Cicha muzyka, poirytowane spojrzenie kasjera i kobieta, z którą zderzyła się ramieniem w ciasnej alejce. - O matko, przepraszam! - od razu przykucnęła, zbierając jej i swoje rzeczy z podłogi, przez co, zaaferowana, nie usłyszała małego dzwoneczka przy drzwiach, zwiastującego przybycie kolejnego klienta.
- Dawaj całe pieniądze, no już, bo cię zaraz, eee, ten!
Zamarła.
- Stary, popraw tę maskę, wszystko ci widać - półszeptem wypowiedziane słowa utwierdziły Raine w tym, że oto po raz drugi w swoim życiu jest świadkiem napadu. Nieprawdopodobne, że w tak małym miasteczku, na pozór spokojnym, na porządku dziennym były właśnie napady! Tym razem jednak w całym zajściu było coś innego. Nie słyszała gorączkowego mamrotania kasjera, który wyjmował pieniądze, ani pospieszania owych rabusiów i w tym całym zamieszaniu, kiedy dalej kucała schowana za regałem, pomyślała sobie, że to coś bardzo dziwnego.
- Co to ma być, jakieś idiotyczne żarty? W środku nocy? Przy klientach? - zawołała donośnym głosem, prostując się i nawet stając na palcach, żeby spojrzeć na kasę znad regału. Z jednej strony ryzykowała całkiem sporo, ale z drugiej wydawało się jej jednak, że to nie żaden prawdziwy napad, tylko albo próba wyciągnięcia pieniędzy przez małolatów, albo żart na pracującym koledze. Tak czy inaczej, nie miała ochoty brać w tym udziału i miała tylko nadzieję, że właśnie nie oceniła sytuacji zupełnie błędnie, pakując się w jakieś tarapaty.
Padma Stewart
Puszka Coca Coli, baton energetyczny, maleńka paczuszka paprykowych chipsów i niewymacane żelki o smaku kwaśnych owoców były jej listą zakupową na dziś. Samochód stał na podjeździe chatki Raine, kiedy ta wybrała się na wieczorny spacer, przyszła więc pieszo i do sklepu przy stacji weszła dokładnie siedem minut przed zamknięciem w celu rozliczenia. Cicha muzyka, poirytowane spojrzenie kasjera i kobieta, z którą zderzyła się ramieniem w ciasnej alejce. - O matko, przepraszam! - od razu przykucnęła, zbierając jej i swoje rzeczy z podłogi, przez co, zaaferowana, nie usłyszała małego dzwoneczka przy drzwiach, zwiastującego przybycie kolejnego klienta.
- Dawaj całe pieniądze, no już, bo cię zaraz, eee, ten!
Zamarła.
- Stary, popraw tę maskę, wszystko ci widać - półszeptem wypowiedziane słowa utwierdziły Raine w tym, że oto po raz drugi w swoim życiu jest świadkiem napadu. Nieprawdopodobne, że w tak małym miasteczku, na pozór spokojnym, na porządku dziennym były właśnie napady! Tym razem jednak w całym zajściu było coś innego. Nie słyszała gorączkowego mamrotania kasjera, który wyjmował pieniądze, ani pospieszania owych rabusiów i w tym całym zamieszaniu, kiedy dalej kucała schowana za regałem, pomyślała sobie, że to coś bardzo dziwnego.
- Co to ma być, jakieś idiotyczne żarty? W środku nocy? Przy klientach? - zawołała donośnym głosem, prostując się i nawet stając na palcach, żeby spojrzeć na kasę znad regału. Z jednej strony ryzykowała całkiem sporo, ale z drugiej wydawało się jej jednak, że to nie żaden prawdziwy napad, tylko albo próba wyciągnięcia pieniędzy przez małolatów, albo żart na pracującym koledze. Tak czy inaczej, nie miała ochoty brać w tym udziału i miała tylko nadzieję, że właśnie nie oceniła sytuacji zupełnie błędnie, pakując się w jakieś tarapaty.
Padma Stewart