happy frogs meal
: 22 cze 2022, 10:45
05
Phoenix Hirsch&Ephraim Burnett
Krzątała się po pomieszczeniu z nieludzką szybkością, zaglądając przez ramiona pozostałym gotującym, by wreszcie dotrzeć do swojego stanowiska. Błyskawicznie podłożyła trzymaną łyżkę pod wodę, a następnie zanurzyła ją w sosie. — Bleh. — Wymamrotała, krzywiąc się przelotnie. — Czemu to jest takie mdłe? — Spytała się w głównej mierze samej siebie, ale spojrzenie kierując też na współpracownika po swojej lewej. — Eee… Bo miałaś doprawić Phoe, nie? Ale poszłaś potem robić jakieś paluszki rybne dla dzieci. — Zerknął na nią jak na wariatkę, kiedy sama pokręciła głową z rezygnacją na swoje zachowanie. — Faktycznie. Zaraz za… O! Hej panie Burnett! — Odwróciła wzrok, kierując go na przeciwległy kraniec sali i machając energicznie do dwójki nowoprzybyłych. — I kogo moje piękne oczy widzą, księżniczka Teresa nawiedza skromne progi żabiego królestwa! — Uśmiecha się szeroko, a z gardła płynie gromki i szczery śmiech. — Dobra Bert, zerknij mi tu na ten sos, doprawiłam go już, taka zalatana jestem wybacz, a ja tylko przywitam kogoś. — Klepnęła kucharza po ramieniu, gdy ten jak to miał w zwyczaju, coś zaczął narzekać pod nosem, sama zaś przeskoczyła ladę i z zarzuconą na ramię ścierką skierowała się ku gościom. — Koniecznie musicie zająć królewskie miejsce, na tronach! — Zagaiła do swojej niegdysiejszej podopiecznej, wskazując zamaszystym ruchem ręki dwa dobrane nie do pary krzesła na skraju sali, graniczące z balustradą, która wyglądała na malownicze, niższe partie parku narodowego. Frogs daleko było do dystyngowanej restauracji. Chociaż miejsce zachowywało wyjątkową czystość i bezpieczeństwo na miarę surowych możliwości Kurandy, to nikt nie oszukiwał się, że przystępne ceny zapewniają wyjątkowy i surowy czar. Stoliki przybierały różne kształty i rozmiary, krzesła pyszniły się wielobarwnymi zdobieniami, każde spod ręki innego rzemieślnika. Ściany ozdobione były malunkami lokalnych artystów, często szczególnie tych mających ścisły związek z Aborygeńską społecznością, a szczególne miejsce przy barze zajmowała korkowa ściana polaroidów, wypełniona po brzegi zdjęciami stałych smakoszy, z których każdy mógł zostawić również karteczkę samoprzylepną z poleceniem ulubionego aspekt wizyty.
— Co dzisiaj dla pana panie Burnett? Bo dla ciebie moja droga, mam specjalną przygodę, której godna jest tylko największa z najdzielniejszych dziewczynek. — Mrugnęła do Teresy, wyjmując zza ucha ołówek, a z kangurzej kieszeni fartucha, obklejony naklejkami notesik.