: 27 cze 2022, 11:09
Giannie wydawało się, że była otwarta na innych i to właśnie im się oddawała – takie zresztą wrażenie mogła sprawiać na pierwszy rzut oka, ale w rzeczywistości nic nie było czarno-białe. W ostatecznym rozrachunku to właśnie siebie stawiała na pierwszym miejscu, a poświęcenie innym mogło być sposobem, na wybielenie siebie w oczach własnego sumienia. Więc owszem, rzeczywiście robiła coś, aby choć w minimalnym stopniu poczuć się lepiej i to chyba naprawdę działało. Nie mogła przecież powiedzieć, że nie była tu szczęśliwa, większość tego szczęścia czerpiąc z małych rzeczy.
Zaśmiała się pod nosem. Sonny rzeczywiście mógł nie być najlepszą osobą do pełnienia obowiązków kelnera, ale Gianna wcale nie była lepsza. Nie raz udowodniła, że zalicza się do grona tych osób, które potrafią wywrócić się nawet na prostej drodze, zwłaszcza wtedy, kiedy coś należało ostrożnie gdzieś przenieść. Kawa byłaby co prawda niewielką stratą w porównaniu do tego, jak kilkukrotnie rozlała w ten sposób gorący wosk, ale może lepiej będzie, jeśli nie zacznie chwalić się tym na głos? Do tej pory Sonny miał ją przecież za profesjonalistkę. - Nie potrafisz prawić komplementów, co? - zauważyła z rozbawieniem, ale to nie tak, że rzeczywiście miała mu coś w tym aspekcie do zarzucenia. Zresztą, czy to nie Sonny był jedną z tych osób, dzięki których Gianna sama poczuła się doceniona. To kolejny argument przemawiający za tym, że Faraday jednak przesadzała. - Hm? Aa… No, tak - odparła, chwilę później po raz kolejny zgarniając trochę pianki, aby zaraz wpakować ją sobie do ust i uśmiechnąć się do bruneta wesoło. Jak widać, nie potrzebowała nawet specjalnych deserów, aby być w pełni zadowoloną z podania kawy. - A twój wujek… Długo tu pracuje? - zagaiła później, jednocześnie nie przestając bawić się łyżeczką. Nie była ciekawska, a jedynie zastanawiała się nad tym, czy przypadkiem w którymś momencie ich rodziny nie miały ze sobą styczności. Odkąd Faraday wróciła w rodzinne strony, jej mama korzystała z usług pani psycholog, ale przecież nie robiła tego od dziś. Czasem bardziej regularnie, czasem mniej, trochę się to zmieniało. Zakodowała sobie w głowie, aby później podpytać o to swojej mamy.
Sonny Chapman
Zaśmiała się pod nosem. Sonny rzeczywiście mógł nie być najlepszą osobą do pełnienia obowiązków kelnera, ale Gianna wcale nie była lepsza. Nie raz udowodniła, że zalicza się do grona tych osób, które potrafią wywrócić się nawet na prostej drodze, zwłaszcza wtedy, kiedy coś należało ostrożnie gdzieś przenieść. Kawa byłaby co prawda niewielką stratą w porównaniu do tego, jak kilkukrotnie rozlała w ten sposób gorący wosk, ale może lepiej będzie, jeśli nie zacznie chwalić się tym na głos? Do tej pory Sonny miał ją przecież za profesjonalistkę. - Nie potrafisz prawić komplementów, co? - zauważyła z rozbawieniem, ale to nie tak, że rzeczywiście miała mu coś w tym aspekcie do zarzucenia. Zresztą, czy to nie Sonny był jedną z tych osób, dzięki których Gianna sama poczuła się doceniona. To kolejny argument przemawiający za tym, że Faraday jednak przesadzała. - Hm? Aa… No, tak - odparła, chwilę później po raz kolejny zgarniając trochę pianki, aby zaraz wpakować ją sobie do ust i uśmiechnąć się do bruneta wesoło. Jak widać, nie potrzebowała nawet specjalnych deserów, aby być w pełni zadowoloną z podania kawy. - A twój wujek… Długo tu pracuje? - zagaiła później, jednocześnie nie przestając bawić się łyżeczką. Nie była ciekawska, a jedynie zastanawiała się nad tym, czy przypadkiem w którymś momencie ich rodziny nie miały ze sobą styczności. Odkąd Faraday wróciła w rodzinne strony, jej mama korzystała z usług pani psycholog, ale przecież nie robiła tego od dziś. Czasem bardziej regularnie, czasem mniej, trochę się to zmieniało. Zakodowała sobie w głowie, aby później podpytać o to swojej mamy.
Sonny Chapman