Czasami, żeby się nauczyć, trzeba upaść wielokrotnie. Nawet małe dzieci wiedziały o tej prawdzie, ale Julia z takimi maleństwami nie miała za wiele do czynienia. Może to i dobrze, bo jaka z niej byłaby matka, skoro wystarczył tylko jeden zły ruch, a motocykl poderwał się i zmienił trajektorię...lotu? Jakie szczęście, że zabrała kask i zdążyła powiedzieć mężowi, że go kocha.
Hale, jego ciepłe ciemne oczy, łagodny uśmiech i nieustająca prośba, którą właśnie z premedytacją łamała.
Razem z kośćmi ręki, bo aż zagruchotało, a ona mogła myśleć tylko o tych pieprzonych słowach.
Ethan prosił, byś jeździła samochodem, zapewne tak wyglądałaby jej myśli, gdyby jeszcze czas pozwolił jej na tak wzniosłe i mądre rozważania. Tymczasem to było tylko kilka sekund, migawki, jakieś niewyraźne kontury (
kogo, Julia?) i nagle czuła dosłownie każdy atom pieprzonej grawitacji, która sprawiła, że oglądała świat i australijskie słońce z pozycji absolutnie horyzontalnej.
Huk był okrutny, scena zapewne malownicza (gdzie te sztalugi?), a ona sama podobna do dziewczyny z obrazu Malczewskiego. Tej ze śmiercią, rzecz jasna. Sukienkę miała jasną, buty tak wysokie, że górowała nad otoczeniem, długie włosy rozwiał jej wiatr, a tatuaże (zwłaszcza na plecach) zakryte. Idealna żona i matka, Anno Domini 2021. Nie dość, że na obolałych plecach, to jeszcze z porcją soczystych przekleństw pod nosem.
Próbuje poskładać emocje, bo to nie wymaga ruszania kończynami i okazuje się, że jest świadoma. Pierwszy sukces, bo jeżdżąc na tej bestii czasami przegrywała w cuglach, więc mogła mówić o szczęściu. Następnie (z trudem, ale wciąż) porusza nogami. Nie jest sparaliżowana. Nie będzie obłędnie ślicznym warzywem, które mąż upchnie w piwnicy, próbując poderwać kolejną dziewczynę. Teraz wystarczy tylko wstać, sprawdzić motocykl. Odjechać w krainę zachodzącego słońca zwanego w bajkach i żyli długo i szczęśliwie...i nagle TO zauważa. Krew, dużo krwi, obrzydliwy kurz miesza się z płynącą z niej cieczą, drażni jej splątane nerwy ręki tak bardzo, że ma ochotę wyć. Najwyraźniej jej mózg nie powiedział ostatniego słowa i właśnie jej oznajmiał, że ją boli, że właśnie stworzyła sobie wielką wyrwę w ramieniu i jednocześnie ją zasypała jak niesforne dziecko bawiące się w piaskownicy.
Wszystko się zgadza. Julia była gówniarzem nawet w wieku trzydziestu pięciu lat, bo kto normalny wsiada na Yamahę w sukience?! Kto nie potrafi przesiąść się do wygodnego samochodu, skoro potrzebuje wyskoczyć na miasto w szpilkach? Crane ma ochotę roześmiać się głośno, ale boi się odkrycia, że z głową jednak też nie jest w porządku, więc pozwala sobie jedynie na uniesienie powiek.
Palące słońce, jacyś ludzie, którzy do niej mówią, gdzie do cholery jest Ethan? Z trudem łączy fakty, bo pieprzona krew zamienia się a coraz większą strużkę, osłabiając ją. I właśnie wtedy Julia postanawia wstać.
Na przekór, na siłę, ma wrażenie, że jeśli tego nie zrobi to będzie tu leżeć i wreszcie zamieni się proch, wypalony w słońcu. Ten sam na którym tak malowniczo podbiło jej koło, sprawiając że straciła panowanie nad kierownicą. Całe szczęście, że nad życiem jeszcze miała jakąś kontrolę, bo najwyraźniej była kiepska w kryzysach.
Podnosi się jednak i dopiero wówczas zauważa, że ktoś gdzieś dzwoni. Ethan. I że jej tatuaż właśnie stał się mazią z krwi, mięsa i kolorowego tuszu. Cudownie, kurewsko cudownie. I może nie powinna, ale momentalnie uśmiecha się na myśl, że nie zdąży na obiad do swojej szefowej. Złośliwość rzeczy martwych, prawda? Taki faux pas z obecnością krwi na jasnej (o zgrozo) sukience musiała jej wybaczyć. O ile się nie wykrwawi to zapewne jej to wypomni. Gdyby się roztrzaskała o tamto drzewo to pewnie Lucinda byłaby w siódmym niebie razem ze swoim pretensjonalnym imieniem.
Zanim zdąży pomyśleć (wypadek, ludzie, ręce we krwi) wyciąga papierosa i go zapala. Musi dostarczyć płucom nikotyny, by zadzwonić do męża i powiedzieć, że jak zwykle miał rację, ale wszystko jest w porządku. Oprócz bólu. O dziwo, najchętniej wcisnęłaby sobie rozżarzoną końcówkę prosto w ranę i ją sobie wypaliła. Może jednak ma wstrząs mózgu od szybkiego lotu? Na pewno, bo ma wrażenie, że nawet ta fizyczna niemoc, krew, którą zaraz jej będą tamować i (prawdopodobnie) złamany obojczyk boli mniej niż to co się wydarzyło lata temu. A Julia nigdy nie myśli o przeszłości, więc zapewne to jakaś obrzydliwa postać rany głowy, która skończy się tragicznie, bo na jakikolwiek sentyment nie ma już siły.
Mierzy ją na zamiary, więc nie próbuje nawet podnieść maszyny, którą się wyklepie. Ona też się wyliże z tego, tłumacząc Jerry’emu, że nie odda yamahy za żadne samochody bądź pieniądze. Już raz odebrali jej coś co było jej tlenem i ledwo znalazła w sobie siłę, by znowu się uśmiechać. Nawet jeśli obecnie wygląda jak istne nieszczęście z papierosem i krwią, która powoli znaczy jej louboutiny na purpurowo. Będzie pasować do podeszwy, a ona chce do...
To niemal ostatnia jej świadoma myśl zanim odpłynie całkowicie na tym podłym zadupiu, wśród zakurzonej drogi i z pragnieniem, by ta bujda z reinkarnacją okazała się prawdą i w następnym życiu mieli szansę. Ale jest tak bardzo żywa, bo wciąż nie przestaje boleć, a w tym świecie Adam jest tak bardzo daleko, daleko, a ona go nienawidzi.
Gdzie jest Ethan, dlaczego jest tak zimno?
Jacob Hirsch