This is a disaster
: 03 maja 2022, 21:25
Bo tak się ubierają sztywniary z kancelarii
Nerwowo machała stopą pod stołem konferencyjnym, przez cały czas próbując skupić się na przebiegu rozmowy z prezesem Chińskiej firmy, której Australijską filię oskarżono o nieprzestrzeganie zasad BHP. Sprawa wyszła od poszkodowanego pracownika, który gdyby oceniać sprawę moralnie, miał całkowitą rację. Janelle jednak nie była od tego aby dzielić się własnymi przemyśleniami. Prawnie firma była czysta, a przynajmniej do tego przekonywała prezesa, który przez cały czas dzielił się z nią swymi postrzeżeniami; z nią i osobą pośrednią, czyli tłumaczką siedzącą po drugiej stronie stołu.
To przez obecność kobiety Janelle nie mogła się w pełni skupić. Ostatnie czego chciała w swej zawodowej karierze to jakakolwiek, choćby minimalna, współpraca z ex narzeczoną. Jej pojawienie się w biurze było nie mniejszym zaskoczeniem, co bezczelne flirtowanie z prezesem firmy.
Nie dość, że miała mieszane uczucia przez samo ujrzenie Reagan, to jeszcze musiała ją strofować surowymi spojrzeniami, żeby ta nieco przyhamowała w dolewaniu oliwy do ognia. Żeby nie odpowiadała na śmiałe gesty i słowa prezesa, z którym widziała się tylko przez face time! Reddick nie musiała idealnie znać chińskiego, żeby wiedzieć co oznaczały te wszystkie chichoty, uśmieszki i inne gesty, które dostrzegła nie tylko u mężczyzny, ale także u swej ex. A tą przecież znała na wylot i dobrze wiedziała, jak zachowywała się, kiedy z kimś flirtowała.
- Zapewniam, że nie ma takiej potrzeby, żeby pan przylatywał do Australii. – Zajmie się jego sprawami oraz pozwem, o ile wcześniej z frustracji nie walnie autem w jakieś drzewo. Nie. Nie miała na to siły. Ostatni wieczór w Moonlight zafundował jej przeogromnego kaca i byłoby cudownie, gdyby rozchodziło się tylko o trawiony przez organizm procenty. Skusiła się na coś mocniejszego. Na tabletki, których branie zakończy jej karierę, ale w tamtej chwili w pubowej toalecie myślała tylko o tym, żeby po prostu sobie odpuścić. Nie myślała. Wzięła tapsy od obcej dziewczyny i zaryzykowała, teraz walcząc z kiepskim samopoczuciem oraz zdrowiem.
Niewyspana i skacowana; tak właśnie po raz pierwszy chciałaby się pokazać swojej ex.
- Cudownie – syknęła pod nosem na wieść o tym, że pan prezes jednak przyleci, w czym na kilometr wyczuwała podtekst. Bez magicznej kuli i talii kart potrafiła przewidzieć jego zaproszenie pani tłumaczki na przemiłą kolację.
Gdyby nie forsa, renoma kancelarii i jej własna – powiedziałaby, żeby pocałował się w owłosiony tyłek.
Co ją to w ogóle obchodziło?
Formalne pożegnanie i ustalenie kolejnej daty, tym razem osobistej, spotkania przebiegło szybciej niż cała reszta. Jedno kliknięcie i prezesek zniknął z ekranu rzutnika.
- Następnym razem powiedz, że mam wyjść i zostawić was samych. – Bo następny raz będzie i to twarzą w twarz, co dodatkowo złościło Janelle. – Nieważne. – Nim Callaway zdążyła odpowiedzieć od razu zamknęła temat i tuż przed kobietą rzuciła trzy kartki spiętego dokumentu. – To klauzula poufności. Podpisz. – Surowo i stanowczo. Przecież nie przyzna się do błędu, bo powinna załatwić formalności przed rozmową z prezesem. Tylko, że – cholera jasna – zapomniała przez niespodziewane pojawienie się Elizabeth.
Korzystając z chwili, gdy długopis poszedł w ruch, sięgnęła do szklanki z wodą i opróżniła ją całą. Potrzebowała dodatkowego snu i kilku godzin wolnego na spalenie narkotyków, które świadomie zażyła.
Odebrawszy dokumenty oceniająco spojrzała na podpis i schowała wszystko do teczki wciąż nie wierząc w to, że po drugiej stronie stołu siedziała Callaway, którą odrzuciła przez własną rodzinę. Przez obawy, że Reddikowie nie zaakceptują białości drugiej połówki Janelle oraz tego, że ta była kobietą.
Wszystko to wyszło na jaw tuż przed ich rozstaniem i co gorsza, w tej oto chwili, Janelle siedziała z w BIAŁEJ kancelarii z wyprostowanymi jak BIAŁASKA włosami i podobnie jak one stała się sztywna - aż do niewytrzymania.
- Moja asystentka ściągnęła cię z daleka, czy akurat byłaś w Lorne Bay? - zapytała cały czas wpatrując się w teczkę, w której dokładnie układała poszczególnie dokumenty. Nie miała pojęcia, skąd Reagan wzięła się w miasteczku. Nie ignorowała jej życia. Po prostu nie przesiadywała na social mediach tak długo jak dawniej. Nie chciała bojąc się, że zobaczy w nich coś, co zdenerwuje ją podobnie jak rozmowa Callaway z chińskim prezeskiem.
Reagan Callaway
Nerwowo machała stopą pod stołem konferencyjnym, przez cały czas próbując skupić się na przebiegu rozmowy z prezesem Chińskiej firmy, której Australijską filię oskarżono o nieprzestrzeganie zasad BHP. Sprawa wyszła od poszkodowanego pracownika, który gdyby oceniać sprawę moralnie, miał całkowitą rację. Janelle jednak nie była od tego aby dzielić się własnymi przemyśleniami. Prawnie firma była czysta, a przynajmniej do tego przekonywała prezesa, który przez cały czas dzielił się z nią swymi postrzeżeniami; z nią i osobą pośrednią, czyli tłumaczką siedzącą po drugiej stronie stołu.
To przez obecność kobiety Janelle nie mogła się w pełni skupić. Ostatnie czego chciała w swej zawodowej karierze to jakakolwiek, choćby minimalna, współpraca z ex narzeczoną. Jej pojawienie się w biurze było nie mniejszym zaskoczeniem, co bezczelne flirtowanie z prezesem firmy.
Nie dość, że miała mieszane uczucia przez samo ujrzenie Reagan, to jeszcze musiała ją strofować surowymi spojrzeniami, żeby ta nieco przyhamowała w dolewaniu oliwy do ognia. Żeby nie odpowiadała na śmiałe gesty i słowa prezesa, z którym widziała się tylko przez face time! Reddick nie musiała idealnie znać chińskiego, żeby wiedzieć co oznaczały te wszystkie chichoty, uśmieszki i inne gesty, które dostrzegła nie tylko u mężczyzny, ale także u swej ex. A tą przecież znała na wylot i dobrze wiedziała, jak zachowywała się, kiedy z kimś flirtowała.
- Zapewniam, że nie ma takiej potrzeby, żeby pan przylatywał do Australii. – Zajmie się jego sprawami oraz pozwem, o ile wcześniej z frustracji nie walnie autem w jakieś drzewo. Nie. Nie miała na to siły. Ostatni wieczór w Moonlight zafundował jej przeogromnego kaca i byłoby cudownie, gdyby rozchodziło się tylko o trawiony przez organizm procenty. Skusiła się na coś mocniejszego. Na tabletki, których branie zakończy jej karierę, ale w tamtej chwili w pubowej toalecie myślała tylko o tym, żeby po prostu sobie odpuścić. Nie myślała. Wzięła tapsy od obcej dziewczyny i zaryzykowała, teraz walcząc z kiepskim samopoczuciem oraz zdrowiem.
Niewyspana i skacowana; tak właśnie po raz pierwszy chciałaby się pokazać swojej ex.
- Cudownie – syknęła pod nosem na wieść o tym, że pan prezes jednak przyleci, w czym na kilometr wyczuwała podtekst. Bez magicznej kuli i talii kart potrafiła przewidzieć jego zaproszenie pani tłumaczki na przemiłą kolację.
Gdyby nie forsa, renoma kancelarii i jej własna – powiedziałaby, żeby pocałował się w owłosiony tyłek.
Co ją to w ogóle obchodziło?
Formalne pożegnanie i ustalenie kolejnej daty, tym razem osobistej, spotkania przebiegło szybciej niż cała reszta. Jedno kliknięcie i prezesek zniknął z ekranu rzutnika.
- Następnym razem powiedz, że mam wyjść i zostawić was samych. – Bo następny raz będzie i to twarzą w twarz, co dodatkowo złościło Janelle. – Nieważne. – Nim Callaway zdążyła odpowiedzieć od razu zamknęła temat i tuż przed kobietą rzuciła trzy kartki spiętego dokumentu. – To klauzula poufności. Podpisz. – Surowo i stanowczo. Przecież nie przyzna się do błędu, bo powinna załatwić formalności przed rozmową z prezesem. Tylko, że – cholera jasna – zapomniała przez niespodziewane pojawienie się Elizabeth.
Korzystając z chwili, gdy długopis poszedł w ruch, sięgnęła do szklanki z wodą i opróżniła ją całą. Potrzebowała dodatkowego snu i kilku godzin wolnego na spalenie narkotyków, które świadomie zażyła.
Odebrawszy dokumenty oceniająco spojrzała na podpis i schowała wszystko do teczki wciąż nie wierząc w to, że po drugiej stronie stołu siedziała Callaway, którą odrzuciła przez własną rodzinę. Przez obawy, że Reddikowie nie zaakceptują białości drugiej połówki Janelle oraz tego, że ta była kobietą.
Wszystko to wyszło na jaw tuż przed ich rozstaniem i co gorsza, w tej oto chwili, Janelle siedziała z w BIAŁEJ kancelarii z wyprostowanymi jak BIAŁASKA włosami i podobnie jak one stała się sztywna - aż do niewytrzymania.
- Moja asystentka ściągnęła cię z daleka, czy akurat byłaś w Lorne Bay? - zapytała cały czas wpatrując się w teczkę, w której dokładnie układała poszczególnie dokumenty. Nie miała pojęcia, skąd Reagan wzięła się w miasteczku. Nie ignorowała jej życia. Po prostu nie przesiadywała na social mediach tak długo jak dawniej. Nie chciała bojąc się, że zobaczy w nich coś, co zdenerwuje ją podobnie jak rozmowa Callaway z chińskim prezeskiem.
Reagan Callaway