someone will love you better
: 22 kwie 2022, 14:54
#2
Musiał spotkać się z radnymi, potrzebował funduszy na to, by utworzyć specjalną serię zajęć edukacyjcnych dla dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy mogliby więcej dowiedzieć się o sztuce aborygeńskiej. Trzeba było znać historię miejsca, w którym się mieszkało, a James naprawdę starał się wszystkich tym tematem zainteresować na tyle, by chcieli w to zainwestować. Oczywiście nie było to takie proste, ale James miał w sobie potrzebną charyzmę i dar przekonywania. Wiedział, że sobie poradzi, bo był to naprawdę zacny cel. Dlatego pojawił się w ratuszu i miał szczerą nadzieję, że ominie go spotkanie ze swoją byłą żoną. Nie miał na to ani czasu, ani chęci, ani tym bardziej potrzeby. Gdyby mógł wymzać tamten okres ze swojego życia to kto wie, może by się na to zdecydował. Być może później, by tego żałował, bo jednak oprócz okropnych momentów i rzucania talerzami, mieli też te szczęśliwe, wspólnie spędzone chwile. Co prawda trochę było mu smutno, że to małżeństwo sprawiło, że oboje zmarnowali sobie kilka lat życia. No, ale co zrobisz? Teraz czasu nie dało się cofnąć. Trzeba było handlować z tym co się miało.
Przyszedł na miejsce chwilę wcześniej, bo nie był typem człowieka, który się spóźnia. Zawsze był przed czasem, żeby nic go nie zaskoczyło. Stał sobie na korytarzu przed gabinetem, w którym miał rozmawiać z kilkoma radnymi, przeglądał emaile na telefonie i tylko na chwilę podniósł wzrok. Od razu tego pożałował, bo zobaczył idącą w jego stronę blondynkę, którą znał bardzo, bardzo dobrze, a której widzieć nie chciał. – Dzień dobry pani burmistrz – powiedział i uśmiechnął się do kobiety bardzo sztucznie. Był jednak w tym bardzo kulturalny prawda? Mógł ją nazwać przecież o wiele, wiele brzydziej. Starał się co nie! Nie chciał udawać, że jej nie zna, bo jednak był dorosłym mężczyzną i taki gierki nie były dla niego. Miał tylko nadzieję, że kobieta go zleje i sobie pójdzie, bo wdawanie się z nią w dyskusje mogło być dla niego męczące.
Musiał spotkać się z radnymi, potrzebował funduszy na to, by utworzyć specjalną serię zajęć edukacyjcnych dla dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy mogliby więcej dowiedzieć się o sztuce aborygeńskiej. Trzeba było znać historię miejsca, w którym się mieszkało, a James naprawdę starał się wszystkich tym tematem zainteresować na tyle, by chcieli w to zainwestować. Oczywiście nie było to takie proste, ale James miał w sobie potrzebną charyzmę i dar przekonywania. Wiedział, że sobie poradzi, bo był to naprawdę zacny cel. Dlatego pojawił się w ratuszu i miał szczerą nadzieję, że ominie go spotkanie ze swoją byłą żoną. Nie miał na to ani czasu, ani chęci, ani tym bardziej potrzeby. Gdyby mógł wymzać tamten okres ze swojego życia to kto wie, może by się na to zdecydował. Być może później, by tego żałował, bo jednak oprócz okropnych momentów i rzucania talerzami, mieli też te szczęśliwe, wspólnie spędzone chwile. Co prawda trochę było mu smutno, że to małżeństwo sprawiło, że oboje zmarnowali sobie kilka lat życia. No, ale co zrobisz? Teraz czasu nie dało się cofnąć. Trzeba było handlować z tym co się miało.
Przyszedł na miejsce chwilę wcześniej, bo nie był typem człowieka, który się spóźnia. Zawsze był przed czasem, żeby nic go nie zaskoczyło. Stał sobie na korytarzu przed gabinetem, w którym miał rozmawiać z kilkoma radnymi, przeglądał emaile na telefonie i tylko na chwilę podniósł wzrok. Od razu tego pożałował, bo zobaczył idącą w jego stronę blondynkę, którą znał bardzo, bardzo dobrze, a której widzieć nie chciał. – Dzień dobry pani burmistrz – powiedział i uśmiechnął się do kobiety bardzo sztucznie. Był jednak w tym bardzo kulturalny prawda? Mógł ją nazwać przecież o wiele, wiele brzydziej. Starał się co nie! Nie chciał udawać, że jej nie zna, bo jednak był dorosłym mężczyzną i taki gierki nie były dla niego. Miał tylko nadzieję, że kobieta go zleje i sobie pójdzie, bo wdawanie się z nią w dyskusje mogło być dla niego męczące.