: 16 sty 2022, 13:54
Chandra, przyzwyczajona do powierzchownych, nietrwałych relacji, właściwie nie znała pojęcia bezinteresowności. Jej znajomości opierały się na zaspokajaniu dość prymitywnych potrzeb jej lub kogoś, za które przeważnie płaciła jej matka, spełniając wszelkie zachcianki jedynaczki. Nieszczególnie interesowało ją to, co o niej myślą ludzie, byleby dobrze mówili, podziwiali jej urodę, talent i sukcesy, które osiągała i miała w planach odnieść. Leonard - według Ginsberg - nie wyróżniał się niczym na tle innych facetów, choć niewątpliwym plusem było to, że zabrał ją do siebie, a nie zerżnął w pierwszej lepszej publicznej toalecie, widząc to jak chętnie i łatwo na niego poleciała. Może jednak wcale nie był taki nijaki, skoro zwróciła na niego uwagę i to właśnie z nim się bawiła (i to nie pierwszy raz)? Niestety w obecnej sytuacji nie była w stanie tego ocenić, bo mieszanina złości i niedowierzania z zawstydzeniem w roli wisienki na torcie, skutecznie odbierały jej zdolność jakiegokolwiek racjonalnego myślenia.
- To nie jest śmieszne! Nawet ani trochę zabawne - upomniała go, co rusz nadziewając się na jego zbyt szeroki uśmiech. To ona mogła robić takie miny, a nie on! To ona lubiła triumfować, być górą! Odebranie jej tej możliwości wkurzało ją jeszcze bardziej. - Zaraz ci pokażę moją chłodną powściągliwość, jeszcze tego pożałujesz! - wymamrotała pod nosem, co prawda nie mając obecnie pomysłu jak mogłaby mu się odwdzięczyć, ale na pewno coś by wymyśliła. W tej chwili liczyła się tylko rzucona mu w twarz groźba i dołączona do tego groźna mina, by solidnie go wystraszyć. Tylko z niewiadomych przyczyn to zupełnie nie działało. Leo musiał być najwyraźniej na to uodporniony, o czym świadczyła ta jego swoboda, która akurat w tym przypadku zupełnie się Ginsberg nie podobała…
- Nie wierzę, że masz kopię. Blefujesz, a ja nie dam się nabrać! - stwierdziła, a widząc, że Specter chowa komórkę do spodni, przylgnęła do niego i na oślep zaczęła wpychać dłonie do jego kieszeni, by zabrać ten przeklęty telefon, który w swej pamięci zawierał obrazy, jakie nigdy nie powinny do niego trafić. Nie miała jednak tyle siły, by się z nim mocować, więc po chwili puściła ręce wzdłuż ciała, zaliczając na swoim koncie kolejną dobijającą przegraną tego dnia.
Spodziewała się usłyszeć wiele rzeczy począwszy od kosmicznej sumy pieniędzy, po jakieś przysługi, które mogłaby załatwić dzięki światowym znajomościom, ale to, co padło z ust Leo, zupełnie ją zaskoczyło.
- C-co? - wykrztusiła z siebie, patrząc na chłopaka kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała, czy gość się zgrywa, czy na serio przedstawia swoją cenę za milczenie. - Szacunku? A niby w jaki sposób? - dopytała, bo może miał jakąś wizję jak ten pomysł mogłaby zrealizować w praktyce. - Może prościej będzie jak po prostu powiesz mi ile za to chcesz, co? Sto tysięcy? Pół miliona? Milion? Mogą być amerykańskie dolary - zasugerowała, bo tak łatwo było szastać nie swoją kasą.
Przewróciła oczami, ale tuż po tym geście ponownie skrzyżowała spojrzenie ze Specterem, by chociaż w pojedynku na to, kto pierwszy mrugnie, nie dać mu satysfakcji z wygranej.
- Nie chcę, żeby ktoś mną pomiatał i traktował mnie gówno - odparła, krzywiąc się przy tym. - Jestem na to za dobra - dodała, z prychnięciem zadzierając nosa, po czym strzepała niewidzialny pyłek z ramienia.
Leonard Specter
- To nie jest śmieszne! Nawet ani trochę zabawne - upomniała go, co rusz nadziewając się na jego zbyt szeroki uśmiech. To ona mogła robić takie miny, a nie on! To ona lubiła triumfować, być górą! Odebranie jej tej możliwości wkurzało ją jeszcze bardziej. - Zaraz ci pokażę moją chłodną powściągliwość, jeszcze tego pożałujesz! - wymamrotała pod nosem, co prawda nie mając obecnie pomysłu jak mogłaby mu się odwdzięczyć, ale na pewno coś by wymyśliła. W tej chwili liczyła się tylko rzucona mu w twarz groźba i dołączona do tego groźna mina, by solidnie go wystraszyć. Tylko z niewiadomych przyczyn to zupełnie nie działało. Leo musiał być najwyraźniej na to uodporniony, o czym świadczyła ta jego swoboda, która akurat w tym przypadku zupełnie się Ginsberg nie podobała…
- Nie wierzę, że masz kopię. Blefujesz, a ja nie dam się nabrać! - stwierdziła, a widząc, że Specter chowa komórkę do spodni, przylgnęła do niego i na oślep zaczęła wpychać dłonie do jego kieszeni, by zabrać ten przeklęty telefon, który w swej pamięci zawierał obrazy, jakie nigdy nie powinny do niego trafić. Nie miała jednak tyle siły, by się z nim mocować, więc po chwili puściła ręce wzdłuż ciała, zaliczając na swoim koncie kolejną dobijającą przegraną tego dnia.
Spodziewała się usłyszeć wiele rzeczy począwszy od kosmicznej sumy pieniędzy, po jakieś przysługi, które mogłaby załatwić dzięki światowym znajomościom, ale to, co padło z ust Leo, zupełnie ją zaskoczyło.
- C-co? - wykrztusiła z siebie, patrząc na chłopaka kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała, czy gość się zgrywa, czy na serio przedstawia swoją cenę za milczenie. - Szacunku? A niby w jaki sposób? - dopytała, bo może miał jakąś wizję jak ten pomysł mogłaby zrealizować w praktyce. - Może prościej będzie jak po prostu powiesz mi ile za to chcesz, co? Sto tysięcy? Pół miliona? Milion? Mogą być amerykańskie dolary - zasugerowała, bo tak łatwo było szastać nie swoją kasą.
Przewróciła oczami, ale tuż po tym geście ponownie skrzyżowała spojrzenie ze Specterem, by chociaż w pojedynku na to, kto pierwszy mrugnie, nie dać mu satysfakcji z wygranej.
- Nie chcę, żeby ktoś mną pomiatał i traktował mnie gówno - odparła, krzywiąc się przy tym. - Jestem na to za dobra - dodała, z prychnięciem zadzierając nosa, po czym strzepała niewidzialny pyłek z ramienia.
Leonard Specter