doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#54

- Tak ciociu, no przecież się staram nie denerwować - westchnęła siadając na kanapie - jest to bardziej skomplikowane i nie, nie mam zamiaru z nikim brać ślubu tylko dlatego, że jestem w ciąży. Żyjemy w XXI wieku, takie rzeczy są na porządku dziennym. Stać mnie na bycie samotną matką. - Jej ciocia oczywiście za wszelką cenę próbowała ją przekonać, że właśnie powinna złapać faceta na dziecko. Henderson nie miała zamiaru tego robić, bo nie była idiotką to po pierwsze, a po drugie wiedziała, że świetnie sobie da radę sama z maleństwem. Miała rodzinę i przyjaciół, którzy zawsze byli gotowi jej pomóc jeżeli nadejdzie taka potrzeba. Jeśli na świecie ktoś miał zostać zajebistą i zorganizowaną samotną matką to była to właśnie Zoya Henderson. Idealnie się do tego nadawała. Potrafiła zorganizować każdego, to na pewno i z dzieckiem sobie poradzi. Wiedziała, że pierwsze tygodnie pewnie nie będą należeć do najłatwiejszych, ale z czasem na bank będzie o wiele, wiele łatwiej. - Najgorzej jest rano, potrafię się obudzić i lecieć do toalety, strasznie to jest męczące. Ostatnio musiałam odwołać poranne zajęcia, bo nie mogłam wyjść z łazienki - niestety Henderson była tym typem kobiety w ciąży, która rzygała prawie przy wszystkim. Wystarczył jeden zapach, który nie spodobał się jej ukochanemu zarodkowi żeby wywrócił jej żołądek do góry nogami. Było to męczące i czasem gdy wisiała nad kiblem to chciało jej się płakać, ale wtedy przypominała sobie, że jest silną, niezależną kobietą i musi trzymać swoje emocje na wodzy, szczególnie teraz, gdy miała zostać matką. Nie mogła po sobie pokazać zbyt wielu słabości.
- Dobra ciociu, musze już kończyć, bo Alice właśnie przyszła... zadzwoń do Williama pewnie Ci opowie o nowych butlach z tlenem - nie wiedziała czym innym jej brat może chcieć się podzielić z ich ciocią. W każdym razie Zoya pożegnała się z kobietą, a później szybko podeszła do drzwi żeby otworzyć je przed swoją przyjaciółką. - Heej - uśmiechnęła się do niej wpuszczając od razu kobietę do środka i zamykając za nią drzwi. - Napijesz się czegoś? Niestety alkoholu nie dostaniesz, bo wszyscy wspierają mnie w abstynencji - co prawda nie wyrzuciła alkoholu, który miała w domu tylko przełożyła je do miejsca, w którym butelki będą ją mniej kusić. Z okazji ciąży kupiła sobie dwie wyborne whisky. Jedną z nich otworzy jak już dziecko sie urodzi, a ona dostanie pozwolenie na napicie się alkoholu, a drugą jak jej dzieciak będzie miał osiemnastkę. Tak sobie obiecała i chciała tej obietnicy dotrzymać.
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
#9

Alice czuła się zagubiona. Nie lubiła tego uczucia. Nie lubiła też uczucia smutku, pustki, tęsknoty i bólu serca. I innych części ciała, które w tym momencie wróciły całkiem do normalnego wyglądu. Patrzyła w lustro i nie widziała śladów po tym, jak tamtej nocy wpadła na Leona, krwawiąc z rozbitego nosa. Rozbitego ręką Grega. Tego, który teraz jakby nigdy nic jeździł sobie po kraju i dostarczał towar z miejsca A do miejsca B. Nic nie powiedział o tym co się stało. A ona nie miała odwagi pytać, prosić, ani mówić nic od siebie. Dlatego tkwiła nad nimi bardzo ponura i ciężka chmura, która wcale nie zrobiła się lżejsza, kiedy Greg ruszył do pracy na cały tydzień. A Alice jak zwykle przywdziała na twarz uśmiech i pognała do pracy, sprawiać żeby czyjaś żałoba stała się chociaż trochę mniej ciężka i… cóż. No była dobra w swojej pracy. Po powrocie do domu nie za bardzo mogła sobie tam znaleźć miejsce, więc musiała wyjść i po prostu powędrować ulubionymi szlakami, szukając wytchnienia, świeżego powietrza i.. no sama nie wiedziała czego. Taką wędrówką doszła aż do Zoyi, bo dla niej nie było problemem spacerowanie po całym Lorne na własnych nogach. Wręcz przeciwnie, całkiem to lubiła. Po drodze kupiła cięte kwiaty od sprzedawczyni, bo bardzo ładnie wyglądały i nie zjawiła się pod jej drzwiami z pustymi rękami. Uśmiechnęła się do niej ładnie i czyli rozumiem, że Alice wie o ciąży, okej. - Heej. A ja przybywam z odrobiną wiosny na dobry początek jesieni - podsumowała i podała jej kwiaty, a potem uśmiechnęła się lekko. - Moje picie nigdy nie zmienia się w długą imprezę, więc to żaden problem - zapewniła ją, bo nie miała zbyt mocnej głowy i cóż, szybko by padła po takiej dobrej whisky! Pewnie by się jej zakręciło w głowie od samego zapachu. - I jak tam? - zapytała lekko i wesoło właściwie pytając o wszystko i wędrując za przyjaciółką do salonu, czy gdzie ją ta prowadziła.
sumienny żółwik
-
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Ooo jakie piękne – powiedziała łapiąc się za serduszko. Lubiła kwiaty, ale jakoś nigdy nie miała czasu na to żeby się nimi zajmować, albo je kupować. Niby coś tam stało na jej szafkach, balkonie i parapecie, ale było to pod opieką Anezki. Gdyby nie ona to pewnie już dawno, by uschły. Zoya miała po prostu zbyt wiele na głowie i tyle. Teraz też nie zapowiadało się żeby miała mieć więcej wolnego czasu. Może i była w ciąży, ale planowała pracować do ostatniego dnia. Prawdopodobnie będzie rozliczać faktury ze szkoły nurkowania jeszcze na sali porodowej, bo czemu nie? Przynajmniej to jakieś oderwanie głowy od bólu. Poród ją przerażał, gdy tylko sobie o tym pomyślała więc starała się gdzieś to odgonić od siebie jak najdalej się tylko dało. – No to masz szczęście, moje się zmieniło i cóz... – poklepała się teraz po brzuszku, pomimo tego, że jeszcze nic nie było widać. Dalej była chuda, a nawet przerażliwie chuda. Nic się nie zmieniło,no może oprócz jej piersi, które trochę nabrały kształtów przez co Henderosn czuła się jakoś tak bardziej kobiecie. Najchętniej to poszłaby sobie wyrwać jakiegoś człowieka, bo trochę brakowało jej bliskości, ale coś ją od tego powstrzymywało. Tym czymś była ciąża. Obawiała się, że teraz będzie już spisana na straty, zostanie tylko matką i etap jej namiętnych związków i burzliwych romansów się zakończył bezpowrotnie, co było trochę bolesne. Z drugiej strony może to i dobrze? Przynajmniej nie groziło jej kolejne złamane serce.
- Zależy o co pytasz – odpowiedziała prowadząc przyjaciółkę do salonu i wskazała jej kanapę żeby sobie usiadła, a sama zaczęła szukać wazonu, żeby włóżyć do niego te przepiękne kwiaty. – Rzygam dalej niż widzę i jestem ciągle zmęczona – westchnęła sobie i pokręciła lekko głową. Zrobiła im też coś do picia i postawiła szklaneczki na stoliku. – A tak poza tym to wszystko w porządku, nie mam za bardzo na co narzekać – no może tylko na samotność. – A co u Ciebie? – Zapytała zaciekawiona, bo była przekonana, że u Alice dzieje się o wiele, wiele więcej.
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
koordynatorka — The Last Goodbye
30 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Nieszczęśliwa małżonka, organizująca pogrzeby i udająca, że wszystko gra przy steku z tofu.
Kwiaty miały jakąś taką magiczną moc zawsze, że od razu człowiekowi poprawiały nastrój. Dlatego Alice naprawdę uwielbiała się nimi otaczać. Poza tym.. no ona to w ogóle była taką trochę rusałką leśną, która wcale się w lesie nie urodziła, bo uwielbiała wszystko co zielone, pachnące i tak dalej. I totalnie nie widziała nic dziwnego w przytulaniu drzew, bo to przecież było super. No i mogła też zadbać o jej kwiaty, to żaden problem, miała na to sposoby! No i nie tylko takie, obejmujące kupowanie sztucznych kwiatów albo kaktusów, okej. Była bardziej kreatywna.
I tak, Will zdecydowanie nie pozwoli jej na takie harowanie, a do tego przypomni, że są specjalne leki, które zmniejszają ból, co nie. Australia to nie Polska, gdzie jest problem z porządnym znieczuleniem w szpitalach.
- A jak się czujesz? - zapytała, oczywiście z troską, bo to jednak był bardzo delikatny stan i człowiek różnie reagował. Alice nie zauważyła zmian w jej biuście, bo się tam nie wpatrywała za bardzo… ale w jej brzuch też nie. Ostatecznie była chuda, więc w teorii powinno się przecież dość szybko zauważyć, że coś tam się zmienia. No ale, Zoya jeszcze miała czas na puchnięcie i pękanie.
No i w sumie to odpowiedziała jej, więc Ally rozsiadła się i słuchała, zmartwiona bardzo. - A próbowałaś jakieś tipy z sieci na mdłości, wodę z ogórków kiszonych, banana, migdały? - wymieniała to, co wpadło jej do głowy. A potem pokiwała powoli głową. - A zmęczeniem się nie przejmuj, w końcu tworzysz człowieka, to wyczerpujące - dodała, bo no jednak halo, te wszystkie kości i mięśnie same się nie zrobią. I kto wie, może właśnie teraz Zo robi gałkę oczną? Już nie może mówić, że się obija, heh.
- Ach a u mnie… - uniosła brwi i zawahała się. Duchy przeszłości. Problemy teraźniejszości. Strach o bliskich… nowe znajomości… - dużo pracy - i odpowiedziała, kiepsko kłamiąc. Bo prawda była niesamowicie skomplikowana…
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ