Killed my old self but the new me isn't much better
: 12 kwie 2022, 22:31
19.
Ilekroć przemierzała korytarze uniwersytetu czy chociażby jeszcze parkowała swojego pick upa na terenie kampusu, czuła się jak jakiś intruz, którego zaraz ktoś wywali z uczelni, albo przynajmniej udzieli mu reprymendy. Była pewna, że w razie takiej sytuacji nie umiałaby się wysłowić, wyjaśnić, że nie zaginęła, nie szwenda się, nie robi nic złego, a w zasadzie to zna kogoś z kadry wykładowców i to do niego zmierza. Miała więc prawie trzydzieści lat, a niczym zagubiony podlotek odtwarzała w głowie scenariusze, które nigdy najpewniej się nie wydarzą, ale które napędzały w niej adrenalinę, pomagającą przynajmniej w utrzymaniu miarowego tempa. O tej porze studentów nie było już zbyt wielu, ale Hemingway była pewna, że osoba, której szukała nie opuściła jeszcze murów budynku. Było to ryzykowne, tak zjawiać się w Cairns bez zapowiedzi, ale nie znała go przecież od dziś, poza tym, co już kompletnie nie pasowało do sposobu myślenia dojrzałej kobiety, wierzyła z całych sił, że ich przyjaźń weszła już na poziom, w którym są w stanie wyczuwać pewne kwestie, no, a ona czuła, że dziś się spotkają i że już niedługo go zobaczy.
Wystukała w drzwi ten sam rytm co zawsze i jak zawsze - zrobiła to całkowicie bezwiednie. Ludzie mają te swoje przyzwyczajenia, na które sami nie zwracają uwagi. Sposób stukania, nucenia pod nosem, czy rytm w jakim stawiają kroki. Gdyby to Vincent stał za drzwiami i miał wejść do pomieszczenia, w którym znajdowała się Laurissa, najpewniej kobieta wiedziałaby o tym jeszcze zanim pociągnąłby za klamkę. Dlatego też teraz, wierząc, że i w przypadku mężczyzny tak jest, wsunęła najpierw w szparę papierową torbę, którą pomachała w próżni, mając tylko nadzieję, że poza przyjacielem, nikogo innego w pomieszczeniu zaraz nie zobaczy.
- Rogaliki z kremem pistacjowym - poinformowała, gdyby nie wiedział i zaraz weszła do środka, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Zamknęła za sobą drzwi z jakąś przesadną pieczołowitością i odetchnęła w tym samym momencie, jakby cała jej trasa tu najeżona była niebezpieczeństwami, ale w końcu mogła odpocząć po dotarciu do azylu. Poza tym tak po prostu potrzebowała jego towarzystwa. Miała wrażenie, że jest jedynym mężczyzną na tym globie, z którym spotkanie nie wpędzi jej w jeszcze większe tarapaty. Chyba porównanie do tego azylu nie było taką błahą kwestią. - Za dużo pracujesz - oderwała się w końcu od tych drzwi i podeszła bliżej, by na poliku mężczyzny złożyć przelotny pocałunek i przysiąść na krawędzi biurka, jak miała w zwyczaju.
vincent chenneviere
Ilekroć przemierzała korytarze uniwersytetu czy chociażby jeszcze parkowała swojego pick upa na terenie kampusu, czuła się jak jakiś intruz, którego zaraz ktoś wywali z uczelni, albo przynajmniej udzieli mu reprymendy. Była pewna, że w razie takiej sytuacji nie umiałaby się wysłowić, wyjaśnić, że nie zaginęła, nie szwenda się, nie robi nic złego, a w zasadzie to zna kogoś z kadry wykładowców i to do niego zmierza. Miała więc prawie trzydzieści lat, a niczym zagubiony podlotek odtwarzała w głowie scenariusze, które nigdy najpewniej się nie wydarzą, ale które napędzały w niej adrenalinę, pomagającą przynajmniej w utrzymaniu miarowego tempa. O tej porze studentów nie było już zbyt wielu, ale Hemingway była pewna, że osoba, której szukała nie opuściła jeszcze murów budynku. Było to ryzykowne, tak zjawiać się w Cairns bez zapowiedzi, ale nie znała go przecież od dziś, poza tym, co już kompletnie nie pasowało do sposobu myślenia dojrzałej kobiety, wierzyła z całych sił, że ich przyjaźń weszła już na poziom, w którym są w stanie wyczuwać pewne kwestie, no, a ona czuła, że dziś się spotkają i że już niedługo go zobaczy.
Wystukała w drzwi ten sam rytm co zawsze i jak zawsze - zrobiła to całkowicie bezwiednie. Ludzie mają te swoje przyzwyczajenia, na które sami nie zwracają uwagi. Sposób stukania, nucenia pod nosem, czy rytm w jakim stawiają kroki. Gdyby to Vincent stał za drzwiami i miał wejść do pomieszczenia, w którym znajdowała się Laurissa, najpewniej kobieta wiedziałaby o tym jeszcze zanim pociągnąłby za klamkę. Dlatego też teraz, wierząc, że i w przypadku mężczyzny tak jest, wsunęła najpierw w szparę papierową torbę, którą pomachała w próżni, mając tylko nadzieję, że poza przyjacielem, nikogo innego w pomieszczeniu zaraz nie zobaczy.
- Rogaliki z kremem pistacjowym - poinformowała, gdyby nie wiedział i zaraz weszła do środka, uśmiechając się do niego przyjaźnie. Zamknęła za sobą drzwi z jakąś przesadną pieczołowitością i odetchnęła w tym samym momencie, jakby cała jej trasa tu najeżona była niebezpieczeństwami, ale w końcu mogła odpocząć po dotarciu do azylu. Poza tym tak po prostu potrzebowała jego towarzystwa. Miała wrażenie, że jest jedynym mężczyzną na tym globie, z którym spotkanie nie wpędzi jej w jeszcze większe tarapaty. Chyba porównanie do tego azylu nie było taką błahą kwestią. - Za dużo pracujesz - oderwała się w końcu od tych drzwi i podeszła bliżej, by na poliku mężczyzny złożyć przelotny pocałunek i przysiąść na krawędzi biurka, jak miała w zwyczaju.
vincent chenneviere