Is there medication for heartbreak?
: 12 kwie 2022, 21:33
- 3 -
Dzisiejszego dnia Josephine stała na straży zdrowia i życia mieszkańców Lorne Bay od godzin wczesnopopołudniowych aż do wieczornych, gdy to miała przekręcić klucz w drzwiach miejscowej przychodni za ostatnim już pacjentem. Mimo to nawet w najmniejszym stopniu nie ubolewała nad niezaprzeczalnym faktem, że tę część dnia, która otwierała przed ludźmi największy wachlarz aktywności, przyjdzie jej spędzić tylko i wyłącznie w czterech ścianach medycznej placówki i jedynym na co będzie mogła pozwolić sobie po powrocie do mieszkania (bo na określenie dom wcale nie zasługiwało), to wyjątkowo długa, relaksująca kąpiel pośród wyciszającego zapachu lawendy i w towarzystwie kieliszka wina. Powodem takiego stanu rzeczy było nie tylko to, że swoją pracę zwyczajnie uwielbiała, ponieważ dzięki niej miała choć drobny wkład w pomoc innym oraz sam kontakt z drugim człowiekiem był dla Josie ogromną radością, ale przede wszystkim to, że była ona najlepszym z możliwych remediów na oderwanie myśli od tematów trudnych i bolesnych. Schemat za każdym razem był dokładnie taki sam - gdy tylko na życiowym koncie Josephine pojawiało się zbyt dużo wolnego czasu, bez choćby najmniejszego przyzwolenia dziewczyny i wyjątkowo uparcie manewrowały one w kierunku, który nakazywał jej rozmyślać, analizować i dociekać. Tak więc chwilowo rzuciła się w wir pracy, swoje detektywistyczne skłonności realizując na kolejnych pacjentach, lecz na nieco innym podłożu - wysłuchując, starając się dopasować objawy do konkretnej choroby i ustalając cały program leczenia. Właściwie to najchętniej sięgnęłaby jeszcze po kilka dodatkowych dyżurów w razie niedyspozycji swoich kolegów.
Gdyby ktoś w tym momencie postawił przed nią dziesięciostopniową skalę i poprosił o wskazanie poziomu trudności tego konkretnego dyżuru, Josie oceniłaby go na pięć choć różnorodność przypadków była wybitna. Wizyta dziesięcioletniego Toma wraz z jego poważnie zmartwioną mama, kiedy to chłopiec skarżył się na ból w klatce piersiowej i fatalne samopoczucie, a jak się chwilę później okazało, zwyczajnie chciał uniknąć pójścia do szkoły z powodu problemów w kontaktach z rówieśnikami. Pani Johnson, staruszka z hipochondrocznymi skłonnościami, która odwiedzała ją średnio raz w tygodniu za każdym razem próbując wyłudzić skierowanie do kolejnego specjalisty w szpitalu w Cairns. Pan Matthews, którego siłą przyprowadziła tutaj kochająca żona po tym jak kilka dni temu doznał feralnego upadku i próbował udawać twardziela choć tak naprawdę bardzo cierpiał. Mogłaby tak wymieniać jeszcze przez długi czas.
Na krótką chwilę oderwała wzrok od dokumentacji i przelotnie spojrzała na okrągłą tarczę ściennego zegara. Czarne wskazówki uświadomiły ją, że minęła dziewiętnasta i zrealizowała już wszystkie wizyty na dzień dzisiejszy z kategorii "Umówionych". Gabinet Josie przywodził na myśl aż chciałoby się powiedzieć, szpitalną klasykę - ściany pomalowane zostały pędzlem zamoczonym w puszcze gołębiej farby; kilka mebli w kolorze nieskalanej bieli wypełnione były po brzegi lekami i przyrządami pierwszej potrzeby; biurko, na którym ułożony został symboliczny koszyczek z artykułami biurowymi; obrotowe krzesło należące do Josie i to nieco mniej wygodne pozwalające usiąść pacjentowi, a także ultrasonograf wraz z leżanką obok. To wszystko razem wzięte było żywym synonimem sterylności.
Właśnie teraz, korzystając z wolnej chwili postanowiła udać się do niewielkiej kuchni by zaopatrzyć się w szklankę wody. Otwierając drzwi gabinetu rozejrzała się wokoło czy aby na pewno nikogo nie ma w poczekalni, a kiedy faktycznie tak było ruszyła korytarzem prosto przed siebie. Choć napełnienie naczynia zajęło jej zaledwie pięć minut, już na początku drogi powrotnej, w oddali dostrzegła, że jedno z plastikowych krzesełek zostało niespodziewanie zajęte przez drobną, ciemnowłosą postać. Nieco zdziwiona, nie spuszczając z niej wzroku zbliżała się w kierunku tajemniczej dziewczyny coraz to bardziej, a kiedy znalazła się w odległości pozwalającej na swobodną rozmowę natychmiast postanowiła do niej przemówić.
- Ty do mnie? - uśmiechnęła się ciepło i przyjaźnie. W związku z tym, że jej potencjalna pacjentka nie wyglądała na ciężko ranną i okrutnie cierpiącą (a przynajmniej zewnętrznie) chciała dodać jej otuchy nie mając pojęcia co ją tu sprowadza.
Josie nie spostrzegła także, że zwróciła się do niej w dość... Nieformalny sposób.
Audrey Bree Clark