#1
Chociaż lubiła swoją pracę, wcale nie narzekała na to, że mogła już wracać do domu. Ciśnienie tego dnia doprowadzało ją do szaleństwa, a w ostatnim szale poszukiwania mieszkania dla siebie i swojego narzeczonego zapomniała uzupełnić zapasów leków przeciwbólowych, postanowiła więc wstąpić do apteki, z ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie, żeby wciąż jasne promienie popołudniowego słońca nie raziły jej tak bardzo, powiększając jeszcze zbliżającą się migrenę. Lata temu, kiedy bóle głowy zaczęły jej poważnie doskwierać, przeszła szereg badań, żeby upewnić się, że wszystko z jej organizmem jest w porządku, ale nie wykazały żadnych nieprawidłowości, była przez to skazana na na korzystanie z alternatywnych sposobów walki z doskwierającą przypadłością, ale nic do tej pory skutecznie nie podziałało.
-
Liz - Szeroko otworzyła ze zdumienia oczy, wpatrując się w swoją siostrę jak w zjawę. Nie widziały się od tak długiego czasu, a chociaż nie utrzymywały kontaktu, była świadoma, że ta nie mieszka w Lorne Bay. Przynajmniej nie mieszkała do tej pory. -
Co ty tu robisz? - Wypaliła zaskoczona, ściągając z twarzy pokaźnych rozmiarów okulary przeciwsłoneczne, żeby przyjrzeć się uważniej młodszej Blackford. Chociaż nie widziały się dość długo, nie mogłaby jej z nikim pomylić, doskonale znając jej ton głosu i każde najmniejsze gesty, tak charakterystyczne dla poszczególnych osób, o których i one do końca same nie wiedziały. -
Wróciłaś do... do domu? - Nie wiedziała właściwie które miejsce było dla niej domem, a dawno straciły ten czynnik wspólny, kiedy rodzice wzięli rozwód, a cała ich rodzina przestała być jednością. Wiedziała, że Lizzie ma jej za złe wybór ojca, ale nie potrafiła podjąć innej decyzji wtedy i tak naprawdę wiedziała, że to nie do końca jest jej winą. Nie było niczyją, oprócz rodziców, bo żadne dziecko nie powinno być wplątywane w podobne dramaty, ale za późno, stało się.
Lizzie Blackford