Tears have always been easier to shed than explain
: 08 kwie 2022, 04:48
#7
Some grief shows much of love,
But much of grief shows still some want of wit.
― William Shakespeare
Some grief shows much of love,
But much of grief shows still some want of wit.
― William Shakespeare
Życie nie było ostatnimi czasy dla Cassandry łaskawe.
Przed przerwą semestralną na uniwersytecie doszło do małego wypadku, a mianowicie została przypadkowo zrzucona ze schodów. To skończyło się wstrząsem mózgu, szwami na czole, połamanymi żebrami i uziemieniem w szpitalu na kilka tygodni. Nawet gdy została z niego wypuszczona, wciąż miała nakazane siedzieć w domu i odpoczywać i oficjalne pozwolenie na powrót na uczelnię dostała kilka tygodni po rozpoczęciu drugiego semestru. Starała się jak najbardziej nadrabiać zaległości – a tych mimo wszystko trochę się nazbierało. I nie zdążyła się na dobre pozbierać, gdy los wytoczył kolejny cios.
Śmierć Enrici była dla Cass… czymś, czego jej umysł nie był w stanie pojąć. Gdy te wieści zostały dziewczynie przekazane, poczuła jak serce rozpada się na milion malutkich kawałeczków. Kobieta była ważną częścią życia Cassandry, swoistą szpitalną wróżką chrzestną, która niby to udawała, że dziewczyna nie była dla niej ważna, ale zawsze gdzieś przypadkiem była blisko sali, w której akurat Hammond leżała. I jak na jej standardy była wobec Cass naprawdę miła. Informacja że nie żyje, była więc dla niej naprawdę ogromnym szokiem, z którego nie potrafiła się długo pozbierać.
Nieobecności na zajęciach się piętrzyły, Cassandra zaś leżała skulona w swoim pokoju, nie mając siły wyjść z łóżka. Pogrzeb Enrici był dla niej ogromnym wysiłkiem – zarówno psychicznym jak i fizycznym. Cały też żal, smutek, który czuła wylewała na papier. I jak nigdy nie czuła się dobrze w poezji, tak teraz wiersze były sposobem na wyrażenie tego, co w niej leżało. Na pogrzebie doktor Duke – Mancee wyrecytowała tren własnego autorstwa, który służył za jej mowę. Serce ją wtedy bolało okropnie i tym razem nie było to spowodowane jej kondycją zdrowotną… choć parę razy miała wrażenie, że zemdleje.
Potrzebowała czasu, by chociaż trochę do siebie dojść, aczkolwiek nie obyło się bez pomocy profesjonalisty i Cassandra potrzebowała kilku sesji z terapeutą, dzięki czemu też cała jej nieobecność na uczelni była usprawiedliwiona zwolnieniem lekarskim i chociaż tym nie musiała się przejmować aż tak.
W końcu przyszedł jednak dzień, w którym Hammond musiała pójść na zajęcia, jeżeli nie chciała by zaległości się jej pogłębiały. Zebranie się z łóżka, spakowanie potrzebnych rzeczy wymagało od niej nie lada wysiłku, ale w końcu się udało. Pojechała na uczelnię, będąc tak naprawdę cieniem swojej własnej osoby. Cassandra zawsze była szczupła, jednakże widać było po niej, że straciła parę kilo. Cienie pod oczami, wyraźne zmęczenie na twarzy nie wspominając o świeżej bliźnie na prawej skroni po upadku ze schodów.
Starała się mimo wszystko na zajęciach uważać. Robiła notatki, po wykładzie szła do wykładowcy, tłumacząc swoją nieobecność i ustalając zasady zaliczeń. Ci byli już przyzwyczajeni i wiedzieli o problemach zdrowotnych Cass, więc całe szczęście nikt nie robił problemu i poszli dziewczynie na rękę. Rzeczy do nadrobienia było dużo, co wewnętrznie – można tak to ująć – ją cieszyło, bo wtedy będzie skupiona na nauce i nie będzie odlatywać myślami do śmierci Enrici. Potrzebowała podziałać trochę zadaniowo, nawet jeżeli nie było to do niej podobne.
Nie miała dzisiaj zajęć z Aaronem, jednakże akurat przypadał dzień jego dyżuru, więc chciała pójść i wszystko wyjaśnić. Nie wiedziała, czy będzie miała na tyle siły, żeby móc z nim porozmawiać na temat literatury i poezji, jak to zwykle mieli w zwyczaju, jednakże zależało dziewczynie chociaż na dowiedzeniu się, co musiała nadrobić, jak pozaliczać wszystko… i się wytłumaczyć, dlaczego nie chodziła na ich cotygodniowe spotkania. Ostatni raz widzieli się wtedy, w kawiarni, więc dosyć dawno i miała wrażenie, że mogło to być przez Aarona różnie odebrane.
Stanęła przed jego gabinetem, biorąc głęboki wdech. Zapukała, czekając na magiczne słowo pozwalające jej wejść do środka. Po tym nacisnęła klamkę, by otworzyć drzwi i przekroczyć próg pomieszczenia. Nie potrafiła się zmusić do uśmiechu, mimo że naprawdę bardzo tego chciała. Jej problemy nie były czymś, co Aarona zapewne interesowało. Bo czemu miałoby.
– Dzień dobry – powiedziała, podchodząc nieco bliżej. Zdjęła plecak z ramienia, by następnie wyciągnąć z niego kilka lekarskich druczków, które następnie położyła na stole od Aarona. Jeżeli przyjrzy się im z bliska, kilka było od neurochirurga, inne zaś od psychiatry. – Przepraszam za moją nieobecność na zajęciach i na dyżurach – powiedziała, spoglądając na mężczyznę. Starała się trzymać względnie w kupie. Naprawdę. Jednakże fakt, że pod koniec głos jej trochę zadrżał był czymś, czego nie była w stanie opanować. Po prostu było tego za dużo.
aaron barnard