: 19 kwie 2022, 22:11
Dawno nie czuł takiego strachu jak w tamtej chwili, gdy na ekranie monitora dostrzegł masy jakich na sercu Mariennie widzieć nie chciał. Modlił się do Boga, błagając o to, aby Chambers faktycznie nie musiała borykać się z dalszymi komplikacjami, by mogła wyzdrowieć i cieszyć się w miarę normalnym życiem. I chociaż zwykł kierować się racjonalizmem i chłodnym osądem to w tej jednej sprawie liczył na cud. Cud, którego nie otrzymał, bo obrazy były jednoznaczne i nie zapowiadały niczego dobrego.
- Zaraz... Zaraz ci wszystko wyjaśnię - mruknął cicho, bo potrzebował jeszcze chwili, aby pozbierać myśli i okiełznać rozchwiane emocje. Ostatnie raz tak przerażony, z poczuciem bezsilności i marnej nadziei mierzył się gdzieś w górzystych terenach dalekiego wschodu, gdzie długie dni spędził w samotności, skrępowany, oślepiony i zdany na łaskę oprawców. Wtedy jednak walczył tylko o swoje życie, a nadzieją była dla niego myśl, że nie zabili go, bo właśnie jego umiejętności były im potrzebne. Tym razem Jonathan wiedział, że jego umiejętności to nie wszystko i nawet odsiecz nie zagwarantuje mu pewności, że wszystko będzie dobrze... Z drugiej strony nawet jeśli medycznie poradzą sobie z problemem i przetrwają ten najgorszy scenariusz to kwestia psychiki Marienne przerażała Wainwrighta jeszcze bardziej. Nawet nie umiał sobie wyobrazić tego z jakim tajfunem emocji przyjdzie mu i jej się zmierzyć.
Nie odpowiadał na pytania Chambers do chwili, w której rudowłosa bardziej nachalnie zmusiła go, aby podniósł na nią wzrok. Ostatecznie Jonathan poddał się jej czynom i usiadł prosto, ale nie puścił dłoni Marysi i to na nich koncentrował spojrzenie uciekając nim od jej twarzy. Tak łatwiej było mu się skupić na tym, co musiał jej przekazać.
- Marysiu, proszę... - Mruknął cicho, odwracając w bok twarz, aby dziewczyna przestała bawić się jego policzkami. Smutny żart, którym go poczęstowała wcale nie polepszał sytuacji, bo Jonathan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był przeraźliwą próbą spojrzenia w przyszłość pozbawioną problemów z jakimi mieli się zmierzyć. - Pytałaś o badania, które musimy wykonać... Do tej pory wszystko co robiliśmy było nieinwazyjne, ale w obecnej sytuacji niezbędna będzie biopsja, aby móc określić charakter zmian na twoim sercu. Innymi słowy czeka ciebie zabieg, w którym pobierzemy fragment masy znajdującej się w twoim sercu i wyślemy ją do badań.. A onkolog... Nie chcę zło wróżyć, ale możliwe jest, że zgrubienia nie są powikłaniami wady genetycznej jaką posiadasz, a nowotworem i... - Cholernie ciężko było mu o tym mówić, ale nie miał innej możliwości. Wiele czasu starał się w możliwie najdelikatniejszy sposób mówić Marysi o tym, co jej dolega, ale tym razem nie mógł tak dłużej postępować. - I chcę wykluczyć ten scenariusz, aczkolwiek po tym co widzę i jak postępuje twoja choroba nie mogę dłużej zwlekać z decyzją o wpisaniu ciebie na listę oczekujących do przeszczepu, przykro mi - wyrzucił to z siebie z wielkim bólem, ale skłamałby mówiąc, że nie poczuł przy tym ulgi. Co prawda Marysia zapewne nie znajdzie się w grupie osób priorytetowych, ale samo pojawienie się jej nazwiska na liście będzie już zapewniało im więcej spokoju. Z drugiej strony wiąże się to z masą wyrzeczeń i kłopotów jakich Marysia będzie zapewne im dostarczać, gdy pojmie powagę sytuacji, ale ten problem nie był najistotniejszy tamtego popołudnia. Póki co samo pogodzenie się Marienne z tym co ją czeka w ciągu najbliższych dni było kamieniem milowym, którego przekroczenie wcale nie jawi się jako proste.
Mari Chambers
- Zaraz... Zaraz ci wszystko wyjaśnię - mruknął cicho, bo potrzebował jeszcze chwili, aby pozbierać myśli i okiełznać rozchwiane emocje. Ostatnie raz tak przerażony, z poczuciem bezsilności i marnej nadziei mierzył się gdzieś w górzystych terenach dalekiego wschodu, gdzie długie dni spędził w samotności, skrępowany, oślepiony i zdany na łaskę oprawców. Wtedy jednak walczył tylko o swoje życie, a nadzieją była dla niego myśl, że nie zabili go, bo właśnie jego umiejętności były im potrzebne. Tym razem Jonathan wiedział, że jego umiejętności to nie wszystko i nawet odsiecz nie zagwarantuje mu pewności, że wszystko będzie dobrze... Z drugiej strony nawet jeśli medycznie poradzą sobie z problemem i przetrwają ten najgorszy scenariusz to kwestia psychiki Marienne przerażała Wainwrighta jeszcze bardziej. Nawet nie umiał sobie wyobrazić tego z jakim tajfunem emocji przyjdzie mu i jej się zmierzyć.
Nie odpowiadał na pytania Chambers do chwili, w której rudowłosa bardziej nachalnie zmusiła go, aby podniósł na nią wzrok. Ostatecznie Jonathan poddał się jej czynom i usiadł prosto, ale nie puścił dłoni Marysi i to na nich koncentrował spojrzenie uciekając nim od jej twarzy. Tak łatwiej było mu się skupić na tym, co musiał jej przekazać.
- Marysiu, proszę... - Mruknął cicho, odwracając w bok twarz, aby dziewczyna przestała bawić się jego policzkami. Smutny żart, którym go poczęstowała wcale nie polepszał sytuacji, bo Jonathan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był przeraźliwą próbą spojrzenia w przyszłość pozbawioną problemów z jakimi mieli się zmierzyć. - Pytałaś o badania, które musimy wykonać... Do tej pory wszystko co robiliśmy było nieinwazyjne, ale w obecnej sytuacji niezbędna będzie biopsja, aby móc określić charakter zmian na twoim sercu. Innymi słowy czeka ciebie zabieg, w którym pobierzemy fragment masy znajdującej się w twoim sercu i wyślemy ją do badań.. A onkolog... Nie chcę zło wróżyć, ale możliwe jest, że zgrubienia nie są powikłaniami wady genetycznej jaką posiadasz, a nowotworem i... - Cholernie ciężko było mu o tym mówić, ale nie miał innej możliwości. Wiele czasu starał się w możliwie najdelikatniejszy sposób mówić Marysi o tym, co jej dolega, ale tym razem nie mógł tak dłużej postępować. - I chcę wykluczyć ten scenariusz, aczkolwiek po tym co widzę i jak postępuje twoja choroba nie mogę dłużej zwlekać z decyzją o wpisaniu ciebie na listę oczekujących do przeszczepu, przykro mi - wyrzucił to z siebie z wielkim bólem, ale skłamałby mówiąc, że nie poczuł przy tym ulgi. Co prawda Marysia zapewne nie znajdzie się w grupie osób priorytetowych, ale samo pojawienie się jej nazwiska na liście będzie już zapewniało im więcej spokoju. Z drugiej strony wiąże się to z masą wyrzeczeń i kłopotów jakich Marysia będzie zapewne im dostarczać, gdy pojmie powagę sytuacji, ale ten problem nie był najistotniejszy tamtego popołudnia. Póki co samo pogodzenie się Marienne z tym co ją czeka w ciągu najbliższych dni było kamieniem milowym, którego przekroczenie wcale nie jawi się jako proste.
Mari Chambers