właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#17

Przez kilka dni zastanawiała się o co Chrisowi tak naprawdę chodzi. Czy teraz chce nagle zostać jej BFF? Mieliby sobie zaplatać warkoczyki i rozmawiać o problemach, złamanych sercach i tego typu rzeczach? Nie była sobie w stanie tego wyobrazić, głównie dlatego, że wciąż gdzieś z tyłu głowy jakiś głos rozsądku mówił jej o tym, że ludzie się tak szybko nie zmieniają. Twarz może i była inna, ale w środku to przecież był ten sam mężczyzna, który kiedyś ją wykorzystał i porzucił. Lubiła sobie nawet mówić, że to przez niego nie jest w stanie wytworzyć stałych i trwałych relacji, bo po prostu nie ufa ludziom, a już w szczególności mężczyznom. Jednemu zaufała, nawet sie zakochała i jak to się dla niej skończyło? Dość marnie.
Z drugiej strony, nie była kobietą bez serca... chociaż starła się na taką pozować. Jeżeli rzeczywiście Chris nie ma tu zbyt wiele znajomych i kto wie, może szczerze żałuje tego w jaki sposób ją potraktował, to może powinna z nim chociaż normalnie porozmawiać? Nie miała przecież nic do stracenia, a w sumie mogłaby nawet na tym zyskać. No, bo wstyd się przyznać, ale potrzebowała pomocy. Jej farma i sad były w opłakanym stanie, a zaczynały sie zbiory jabłek i o ile udało jej się przenieść kilka skrzynek owoców samodzielnie to jednak było to mocno wyczerpujące. Ręce do pracy były jej potrzebne.
Podpytała kilku znajomych o to, czy wiedzę, gdzie Chris mieszka i okazało się, że tak. Dzięki temu zdobyła adres i z pewnością siebie zaczęła pukać do drzwi... chociaż robiła to trochę agresywnie żeby po prostu facet był w stanie to usłyszeć! Oczywiście mogłaby użyć dzwonka, ale gdzie w tym fun?
- O chuj Ci chodzi z tym liścikiem? - Zapytała na wstępie, gdy tylko jej otworzył i wbiła do środka mieszkania, bo przecież nie będzie z nim rozmawiać w progu. - Przez chwilę poczułam się jak w jakimś pieprzonym romantyzmie i czekałam na jakiś tomik sonetów, ale się nie doczekałam - aż wygięła usta w podkówkę, bo było to bardzo, bardzo smutne. Nie poczyta wierszy na dobranoc. - Mówiłeś, że chciałeś mnie przeprosić, ale nie słyszałam, żeby Ci to przeszło przez gardło, więc przyszłam dać Ci do tego okazję - powiedziała stając naprzeciw niego z rękoma skrzyżowanymi na wysokości piersi. Czekała przepełniona ciekawością, czy będzie w stanie wypowiedzieć takie słowa, czy może jest dobry tylko w pisaniu.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Sam nie wiedział tak naprawdę o co mu chodzi. Brzmiało to dość tandetnie i jakby miał startować na mężczyznę roku to przegrałby w tejże kategorii, ale nic nie mógł poradzić, że taka była prawda. Mógł zostawić Ginevrę w spokoju i dać jej odejść w glorii zwycięstwa nad tak podłym śmieciem jak Haynes we własnej osobie, a zamiast tego cóż… Dawał jej szansę na naprawianie jej relacji, co wcale nie powinno tak wyglądać. W końcu to on zawalił, a nie ktokolwiek inny i to on powinien przepraszać i kajać się bez końca, obiecując nie tylko poprawę, ale i zadośćuczynienie. Zamiast tego zostawił jej wymiętą kartkę i skończyło się na wielkiej ucieczce.
Tak naprawdę jeśli próbował się zmienić to właśnie pokazywał, że jest tak naprawdę identycznym człowiekiem jak lata temu, tylko z inną (lepszą wizualnie) powłoczką, która już nawet nie należała do anonima, a do człowieka imieniem Josh. Nie chciał przyznać, ale te wszystkie jego ruchy serca były wywołane bezpośrednim kontaktem z narzeczoną zmarłego. Poruszyła w nim dawno zapomnianą strunę człowieczeństwa i teraz Blackwell miała nią oberwać rykoszetem. Brzmiało to jednak dość koszmarnie, a przecież chodziło jedynie o wymienienie kilku wiadomości czy też rozmowę telefoniczną.
W tym celu właśnie zostawił jej numer swojego telefonu i gdy usłyszał pukanie do drzwi to Gin mogła jedynie podziękować Bogu, że zdążył narzucić na siebie spodnie, bo zupełnie się jej nie spodziewał. Właśnie dlatego, że nawet nie wiedziała, gdzie mieszka. Najwyraźniej jednak mściwa kobieta miała sposoby o których nie śniło się nawet filozofom, więc westchnął i uchylił jej drzwi do swojej nory.
- Nie pisałem nigdy wierszy. Jestem specjalistą od prozy – zauważył bardzo szorstko, ale musiał parsknąć śmiechem na jej widok i na postawę, która miała sugerować detonację jakiejś bomby atomowej.
Po pierwsze, nie te rozmiary, a po drugie, wciąż dziewczyna znajdowała się na jego terenie. Zamknął więc za nią drzwi.
- A napijesz się może czegoś? Mam dobre whisky w barku, nawet niekradzione – zauważył i ruszył do rzeczonego przybytku rozkoszy, bo niezależnie od jej odpowiedzi on już wiedział, że będzie potrzebował dużo alkoholu, zwłaszcza jeśli miał sięgać po arsenał słów używanych przez niego niezwykle rzadko.
Już nie wspominając o adresatach takich wypowiedzi, bo rzadko były nią kobiety, nawet te niesamowicie seksowne. Jeszcze nie dorósł, by je przepraszać za to, że zwyczajnie dały się nakręcić na jego urok osobisty, więc Gin miała być (nie)chlubnym wyjątkiem. Nalał jej szklaneczkę i opadł na kanapę.
- Przepraszam. Zachowałem się DWUKROTNIE jak największy skurwysyn i jak kiedyś spotka mnie karma to tym razem będzie miała twoją twarz, a nie tej wariatki, która mnie podpaliła – aż się wzdrygnął na wspomnienie tej kobiety.
Zdrowie?

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin była testerem. Może Chris wybuchnie gdy magiczne słowo na „p” przejdzie przez jego gardło? Później będzie na Blackwell, że go w jakiś sposób popsuła. Nie wiedziała co prawda czy to jeszcze jest możliwe, ale w sumie trzeba zakładać, że zawsze może być gorzej. Dla swojego spokoju pewnie powinna siedzieć w domu i zapomnieć, że kiedykolwiek znała takiego Haynesa. No, ale jednak nie. Wolała pakować się głębiej w jakieś gówno. Taka już była autodestrukcyjna.
- Ta jasne, piszesz opery mydlane więc i z prozą pewnie nie jest najlepiej – uniosła jedną brew, bo mógł próbować jej tu zamydlić oczy, ale teraz już się tak łatwo nie da oszukwać! Była ostrożna, wiedząc na co go stać i jak ładnie potrafi wymyślac kolejne kłamstwa bez zająknięcia. – Nie i Ty też się nie napijesz, podobno masz problem więc nie chcę go pogłębiać – kto wie, może teraz znajdzie sobie jakiś życiowy cel, który będzie polegac na tym, by pomagać Chrisowi w wyjściu z nałogu.
Stała wyprostowana i dumna słuchając tego co mężczyzna ma jej do powiedzenia. Nawet kiwała głową od czasu do czasu! – Widzisz, dało się? Bolało? – Zapytała przechylając lekko głowę na bok. – Jak kiedyś spotka Cię karma to moja twarz będzie ostatnia jaką zobaczysz w życiu więc nigdy więcej mnie nie prowokuj – rzuciła i pogroziła mu palcem, a później sobie westchnęła. – Puszczę w niepamięć to co się między nami wydarzyło i nigdy więcej o tym nie mówmy – stwierdziła czując się jak Matka Teresa, która potrafi wybaczać. Normalnie prawie była świętą w tej chwili, niedługo Davina będzie umieszczać jej podobieństwa w kościele. – Dobra jebać to, dawaj ten alkohol – no i tyle by było z jej silnej woli. – Jak chcesz się zrehabilitować to potrzebuję męskiej pomocy – westchnęła i przeszła przez salon siadając sobie na kanapie, bo czuła się nagle jak u siebie. Zupełnie się nie krępowała. Jeszcze chwila i położyłaby nogi na stole, ale była na to za dobrze wychowana.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Nie sądził, że przekroczenie tego magicznego Rubikonu będzie wiązało się ze stratami w ludziach – zwłaszcza jeśli chodziło o niego – ale spodziewał się absolutnie wszystkiego. Przez lata wszyscy wmawiali mu, że przeprosiny to coś w rodzaju okazania słabości i wyrósł w przekonaniu, że może i być skończonym łajdakiem, ale przynajmniej będzie silny. Tak sobie wmawiał nawet wówczas, gdy leżał poszkodowany w szpitalu, choć wtedy głównie straszył swoim wyglądem. To jednak też wymagało od niego pewnego rodzaju mocy, bo spadł z rankingów na kawalera ostatniej dekady do listy najbardziej spalonego mięsa.
Wówczas właśnie takie miał poczucie humoru, ale jak już Gin zauważyła z jego swadą i weną nie było najlepiej.
- Jakoś żadnej jeszcze nie zdjęli, więc osiągam sukces – zaperzył się jednak pro forma, miał wzięcie wśród emerytek i osób po pięćdziesiątce. Gdy zaś odmówiła mu alkoholu, skrzywił się malowniczo, bo i tak nie zamierzał jej słuchać. Nawet jeśli miał ją przeprosić i nareszcie to uczynił, choć musiało jeszcze upłynąć sporo wody, by mieli się przekonać, że to było całkiem szczere.
Z ulgą jednak stwierdził, że te przeprosiny to nie była najgorsza rzecz na świecie i może jeszcze próbować ich nadużywać w przyszłości.
- Możesz trochę zejść z poziomu ostrej panienki? To ani nie jest sexy, prawdziwe też nie. Znam cię za długo – ostrzegł ją jednak beztrosko. Z ulgą przyjął, że jednak przystała na propozycję alkoholowego odcięcia, a na tym znał się jak na niczym. Podał jej szklaneczkę, gdy już usiadła i wybuchnął śmiechem, gdy dotarła do niego jej propozycja.
- Jakiego typu męską pomoc masz na myśli? – zapytał jakże niewinnie, ale nic nie mógł poradzić na to, że sama uruchomiła ciąg absolutnie dziwnych skojarzeń przed którymi zupełnie nie potrafił się powstrzymać. Uśmiechnął się lekko i oparł głowę o kanapę. – Czyli nie chciałaś przeprosin. Chodzi o to, że z czymś masz problem. Typowa kobieta – aż przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem, ale właśnie tak to wyglądało.
Oni się kajali w kółko, a one to wykorzystywały.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- I to niby jest osiągnięcie? – Zapytała, bo takie tasiemnce to często trzymały się tylko dlatego, że nie było czym zastąpić czasu w lokalnej telewizji. No i właśnie, oglądały go tylko kobiety, które czasy świetności już dawno miały za sobą więc wielkiej sławy to Chrisowi nie dawało. Był tają Iloną Łebkowską Australii. Gin pewnie, gdyby nie miała do niego urazu, to namawiałaby go na to, by spróbował napisać porządny scenariusz filmowy, nawet mogłaby mu pomóc z pomysłami. No, albo chociaż coś do teatru... albo powieść! Pewnie odnalazłby w sobie pokłady kreatywności, które by mu w tym pomogły. Niestety jednak nie trzymała za niego kciuków i nie zamierzała mu kibicować w odniesieniu sukcesu. Przynajmniej nie w tej chwili, a świat lubił zaskakiwać więc nie wiadomo co, by się mogło wydarzyć niedługo.
- Błąd, znałes mnie kiedyś i to wcale nie długo – i też nie miał się co oszukiwać, że jakoś wybitnie w tamtych czasach chciał ją poznawać. – Myśl sobie co chcesz, ale dziewczyna, którą kiedyś znałeś już dawno nie istnieje i wcale nie musze nikogo udawać, bo taka po prostu jestem – wzruszyła ramionami. Nie znał tej nowej wersji Ginevry. Gin 2.0 nie była aż tak naiwna i delikatna jak ta, którą poznał całe lata temu. Tamta już umarła, trochę też dzięki niemu więc mógł mieć pretensje tylko do siebie. – I nie jest seksi? Kogo chcesz oszukać? – Zapytała unosząc brew. – Ostatnio była seksi jak mnie całowałeś na plaży – wypomniała mu, bo sam przecież wtedy zaczął.
- Na pewno nie taką, o której myślisz w tym momencie – pokręciła głową, bo gdyby nawet potrzebowała męskiego towarzystwa w ten seksualny sposób, to Chris byłby ostatnią osobą, do której by się zgłosiła. Zresztą z tym nie miała problemu, wystarczyło iść do klubu. – Nie dramatyzuj – wywróciła oczami – oczywiście, że chciałam i uważam, że mi się należały. Pomyślałam, że może warto być dorosłym i przestać chować urazy o stare dzieje – to wcale nie było tak, że tylko pomocy od niego oczekiwała! – Podobno nie masz tu zbyt wielu znajomych, więc niech stracę... zresztą myślę, że mi też przydałby się przyjaciel – jednego już straciła i to w bardzo bolesny sposób kończąc ze złamanym sercem. W przypadku Chrisa przynajmniej tym się ne musiała już martwić. – Co do pomocy to, w sadzie mam kilka rzeczy do ogarnięcia, jeżeli chciałbyś mi pomóc to mogę się odwdzięczyć w jabłkach – chciała na poczatek powiedziec, że w naturze, ale wolała sprecyzować żeby uniknąć deliberowania na temat podekstów w tym zdaniu. – Zdrowie – mruknęła i napiła się łyka alkoholu. Miała nadzieję, że nic jej nie dosypał ani nie napluł do środka.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
- Dobra, jestem przegranym alkoholikiem. Przynajmniej mam jaja, by się do tego przyznać – trochę pił (co za dziwaczne i adekwatne skojarzenie) do niej samej, bo miał wrażenie, że ciągle zakłamywała rzeczywistość. On może i zaliczył spektakularny upadek z pierwszych stron bulwarówki, ale sądził, że wystarczyłoby tylko opublikować nową część swojego kryminalnego romansu, a znowu byłby na topie. Tyle, ze nie chciał, dla niego to była absolutnie zamknięta historia i powoli się z tym godził za pomocą Alaski. Zaś Ginevra… Nie zamierzał jednak jej nawracać bądź przekonywać do zmiany punktu widzenia.
Każdy wszak wysypiał się tak jak sobie pościelił, a Chris mimo ostatniego upadku i byciu nietrzeźwym dwadzieścia cztery godziny na dobę sypiał całkiem nieźle. Nie mógł jednak roześmiać się głośno, gdy wspomniała o byciu sexy na plaży, bo fakt, była śliczna, ale nadal była jeszcze wielkim dzieciakiem i nie do końca rozumiała, gdzie jest diabeł pochowany. W niuansach, a te chyba wciąż stanowiły dla niej wiedzę tajemną.
- Na plaży cię całowałem, bo byłaś chętna i dostępna. Nie myl tego z atrakcyjnością – wyszczerzył się, bo chyba trochę przekraczał granice ich wzajemnej relacji, ale skoro Gin tak bardzo uparła się, by zrobić z niego przyjaciela to postanowił dopasować swoje zachowanie do tego właśnie wzorca. Może i kiedyś mógł tego pożałować albo ponownie wymagać przeszczepu, ale nie ryzykował ten, kto nie pił szampana, prawda?
On za to nigdy nie wylewał alkoholu, więc musiał podjąć tę rękawicę i droczyć się z nią po swojemu, zwłaszcza że i sama nie pozostawała mu dłużna.
Skoro miał sobie darować oszukiwanie to teraz miała towarzyszyć im ścieżka czystej i nieskalanej niczym (nawet faktem, że niegdyś za nią leciał) prawdy. Która teraz nakazywała mu roześmiać się serdecznie na jej propozycję.
- Dobra, nie ściemniaj. Potrzebujesz kogoś silnego, żeby ponosił ci skrzynki z jabłkami. Dobrze cię zrozumiałem? – upewnił się i nieco otworzył szerzej oczy, bo nie pamiętał, żeby dziewczyna prowadziła jakiś interes, związany z owocami. Najwyraźniej nie tylko jemu ideały młodzieńcze rozjechała szara i nudna rzeczywistość. Zdarzało się najlepszym, więc nie komentował tego za bardzo, choć nie mógł przestać się uśmiechać jak głupi do sera, gdy stukał się z nią szklaneczką. Swoją bardzo chętnie wychylił, bo nie wiedział, czy jest gotowy na bycie przyjacielem od spraw sercowych, a przecież pytanie nasuwało się samo.
- Ten poprzedni przyjaciel o mały włos nie zrobił ci bachora? Dlatego jego nie prosisz o pomoc? – wychodził z niego stary, bezczelny Haynes, ale przecież miał całkiem niezłe intencje.
Nawet jeśli te były ponoć piekłem wybrukowane.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Dobrze wiedzieć - wzruszyła ramionami. Ona nie miała problemu z alkoholem, głupoty robiła też na trzeźwo i nie było tak, że chlała każdego dnia. Bez przesady. Jej nałogiem były papierosy i do tego mogła się przyznać nie mając z tym absolutnie żadnego problemu. Nie była też osobą odnoszącą wielkie sukcesy, ale nigdy nie mówiła, że tak jest. Wręcz przeciwnie, bardzo często powtarzała, że jej biznes jest beznadziejny, nie spełniła swoich marzeń ze względu na kontuzję i się z tym pogodziła. Nie było sensu mówić, że jest inaczej.
- Okej, czyli chciałeś mnie przepraszać, a teraz mówisz, że nie jestem atrakcyjna? - Zapytała unosząc brew, bo kolejny raz sam sobie przeczył. Niby chciał być dla niej miły i zakopać wojenny topór, a sam ją obrażał więc tylko wywróciła oczami, bo chyba rzeczywiście jej przyjście tutaj nie miało większego sensu. - Pamiętaj o tym jak będziesz wspominać o moich nogach do nieba - stwierdziła, bo oczywiście jego zdanie jej absolutnie nie obchodziło. Mógł sobie mówić co chciał, a ona miała lustro, a na sali tanecznej to nawet i kilka. Akurat atrakcyjność, przynajmniej ta z wyglądu, była jednym z jej niewielu atutów.
- Tak - odpowiedziała - podobno nic tak ludzi nie zbliża jak wspólna praca - posłała mu nawet lekki uśmiech. - Chociaż teraz to nie wiem czy to dobry pomysł, może się jednak pospieszyłam z wizytą u Ciebie. Najpierw przeprosiny, a później dalsze zachowywanie się jak dupek - no cóż, chyba się pomyliła co do niego, po raz kolejny. Chciała, przez chwilę, myśleć, że będą w stanie się dogadać, ale najwyraźniej się pomyliła skoro już ja zaczął obrażać. - Co? - Zapytała zdziwiona i aż sie zaśmiała. - Okej, wiesz co? Zapomnij. - Machnęła ręką i wypiła resztę swojego alkoholu. - Nie powinnam tu przychodzić, szkoda czasu -westchnęła widząc już jak bardzo się pomyliła. - Pójdę już - odłożyła szklankę na stolik i wstała z kanapy klnąc sama na siebie gdzieś w głębi duszy, że w ogóle wpadło jej do głowy to, że mogła się z Chrisem w jakikolwiek sposób dogadać i nieco polepszyć ich relację.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Ten jej cynizm sprawiał, że miał wrażenie, że z ich dwójki mimo wszystko on przeszedł jakąś gruntowną przemianę i choć wcześniej miał na sumieniu paskudny romans, który omal nie skończył jego małżeństwa i nie skutkował śmiercią psa (na szczęście go uratował) to teraz poruszał się na fali wznoszącej. A przynajmniej tak sobie ten hipokryta wmawiał, bo przecież nie dalej jak kilka tygodni temu usiłował ją uwieść, posiłkując się nową twarzą. Może i przybrał nowe barwy jak ten Indianin, ale wewnątrz nadal pozostawał tym samym wrednym Haynesem.
Był jednak ciekaw czegoś innego i to była tak paląca kwestia, że nie wytrzymał.
- Ginevro – rzadko zwracał się do niej pełnym imieniem, ale uznał, że to wymaga zaakcentowania. – Dlaczego twoja atrakcyjność ma być tak ważna dla mnie? Czy serio cię obchodzi, co ja sobie o tobie myślę? – zapytał, patrząc na nią uważnie. Była śliczna, fakt. Tyle, że dla niego miała szereg innych zalet, więc nie musiała podkreślać na każdym kroku swojego wyglądu. Może i dorósł do tego, by wreszcie przestać traktować kobiety przedmiotowo, a próbować uchwycić ich esencję. To piękno wewnętrzne. A może zwyczajnie się upalił marihuaną, którą znalazł w starej książce, ale mimo wszystko nie chciał wyjątkowo skupiać się na jej długich nogach. Najwyraźniej jednak jeszcze nie do końca poznał te wszystkie meandry kobiecej psychiki, bo po chwili już zaczęła mu uciekać jak urażona księżniczka.
- Na miłość boską, dziewczyno, siadaj – złapał ją za nadgarstek i pociągnął na kanapę. – Chcesz się przyjaźnić? – upewnił się, choć już w dłoni trzymał jej drugą dłoń i patrzył na nią z bliska. – To przestań po każdym moim słowie zachowywać się jak obrażona dziewczynka. Jesteś dorosła i musisz nauczyć się brać odpowiedzialność za to co się stało. Dopytuję, może w zbyt dosadny sposób, ale chcę ci pomóc. W sadzie też – westchnął, choć z niego taki ogrodnik jak i zapewne z niej, ale przynajmniej miał mięśnie, więc do tego mógł się przydać.
O ile go nie ugryzie, nie skopie bądź nie wykona znowu masy niepotrzebnych ruchów, bo tak właściwie dość mocno przyciskał ją do kanapy i trudno mu było pozbyć się wspomnień, które teraz nakręcały niezły film dla dorosłych w jego biednej, styranej od alkoholu i maryśki głowie.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Absolutnie mnie nie obchodzi co Ty o mnie myślisz, za kogo Ty mnie masz Chris? - Zaśmiała się i pokręciła lekko głową. - Śmieszy mnie tylko to jak sam sobie przeczysz. - Wzruszyła ramionami, bo Chris najwyraźniej potrafił dopasować swoje upodobania do sytuacji, w której się znajdował. Raz coś mu się podobało, a kilka dni później już nie. Całe szczęście to nie był problem Blackwell. Wyciągnęła do niego dłoń chcąc zakończyć między nimi ten dziwny spór, ale cóż, zachowywał się w taki, a nie inny sposób, który Gin irytował. Zdała sobie sprawę, że to był mega głupi pomysł, że tu przyszła, mogłaby tą energię wykorzystać na coś innego. Zmarnowała tylko czas. Bez sensu.
Nie spodziewała się takiego zachowania z jego strony więc mocno się zdziwiła, gdy złapał ją za nadgarstek. Trochę ją to nawet zabolało, ale chyba dlatego, że po prostu próbowała się jakoś wyrwać. Nie lubiła, gdy ktoś ją w ten sposób blokował. - Ała? - Rzuciła więc, bo cóż, nie podobało jej się takie zagranie. - Ty się chciałeś przyjaźnić, chciałeś się dogadać, nie zwalaj tego na mnie - prychnęła - dałam Ci teraz tego możliwość - no to był jego pomysł! Chyba, że mówił tak tylko dlatego, że był pewien, że nic z tego nie wyjdzie i będzie mógł zrzucić wszystko na Blackwell, że to ona go zlała i nie chciała wyjaśnić z nim tych wszystkich spraw z przeszłości. Trochę ją podkurwił tym trzymaniem za nadgarstki, nie ma co. Jej klatka piersiowa aż mocno falowała, bo oddychała zdecydowanie za szybko. Nie chciała jednak robić niepotrzebnej draki. - Okej, jak chcesz wiedzieć, to owszem. Miałam przyjaciela, zaczęliśmy ze sobą sypiać i było wspaniale, ale później się w nim zakochałam jak zjebana nastolatka i wszystko się zjebało, bo zamiast mu o tym powiedzieć, to wolałam się od niego odsunąć na tyle mocno, że znalazł sobie nową dupę, z którą teraz się rozwiódł więc jak skończona debilka poszłam do niego chuj wie po co.- Okej, wiedziała po co, ale to nie było teraz istotne. - I nic mi nie zrobił, bo nie jestem w ciąży. - Prychnęła, to już była sprawdzona nowina. Była czysta jak łza. - Tego wieczora, gdy się spotkaliśmy serio myślałam, że spędzę miło czas nie myśląc o nim i kto wie, może wpadłabym na kogoś kto byłby mną szczerze zainteresowany, ale cóż... okazało się, że to byłeś Ty więc wiadomo jak wyszło - wzruszyła ramionami, bo tamten wieczór tylko przez chwilę był naprawdę miły i gdyby wtedy się zakończył to Gin wspominałaby go pewnie z uśmiechem na ustach, ale cóż. Wyszło jak wyszło. - A jeżeli chcesz serio mi pomóc w sadzie, to będzie mi bardzo miło i będę Ci wdzięczna - dodała jeszcze patrząc mu cały czas prosto w oczy. - A teraz możesz mnie puścić, bo zaczyna mi się to dziwnie podobać - bo była popierdolona najwyraźniej, takie rzeczy się zdarzały.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Czy przeczył sam sobie? Albo był hipokrytą? Całkiem możliwe, wypadałoby dopisać do listy jego wad, których miał wręcz na pęczki. Wiedział jednak, że odkąd poznał Alaskę to zaczynał rozumieć czego poszukiwał w kobietach. Inna sprawa, że zazwyczaj przyciągał same wariatki bądź toksyczne osoby, które wciągały go w bagno. To zapewne też byłby jakiś typ i powinien zająć się tym specjalista, ale jak na razie miał na wyciągnięcie ręki jedynie Gin i butelkę. Gdyby miał wybierać to alkohol rozumiał go znacznie lepiej niż urażona kobieta.
Zdawał sobie sprawę, że przecież nie ma nic gorszego niż nadszarpnięta, kobieca duma, a on lawirował po naprawdę śliskiej powierzchni.
- A mnie śmieszy, że wygląd to dla ciebie taka ważna sprawa. Osobowość, halo? – pomachał jej ręką przed oczami, by po chwili jednak siłą swoich mięśni zmusić ją do uległości. Nie zamierzał robić jej krzywdy, ale nie ukrywał, że miał doświadczenie w takich uchwytach i jakby była odrobinę bardziej grzeczna to nawet pokazałby jej jak kogoś wiązać.
Mogło się jej to przydać w przyszłości, skoro chciała uchodzić za taką twardą babkę, choć masy nie miała żadnej.
- Jeśli chcesz się przyjaźnić… Dobra, jeśli JA chcę się z tobą przyjaźnić to uważam, że dobrze jest mówić wszystko co ci leży na wątrobie – wyjaśnił z uśmieszkiem, bo zaczęła opowiadać. Na dodatek była to historia stara jak świat – taka w której friends with benefits kończy się złamanym sercem. Brzmiało jak niezła klisza i zapewne jakby dodał taki zwrot akcji w swoim scenariuszu to pewnie wyśmialiby go, ale wiedział, że w życiu raczej nie pomagała etykietka, że coś jest banalne, więc powstrzymał się od komentarza i pozwolił jej się wygadać.
- W takim razie powinnaś świętować brak ciąży – zauważył przytomnie. Dopiero wpędziłaby się w niezłe bagno, gdyby się okazało, że jednak spodziewa się dziecka z kimś takim. Może i wpadka to nie koniec świata, ale Chris nienawidził bachorów, więc zdecydowanie wolałby uciec gdzie pieprz rośnie. Na szczęście już przed laty zadbał o to, by żadna z jego partnerek nie musiała obawiać się wpadki.
- Mogłaś się przespać ze mną. Przynajmniej nie groziłoby ci poczęcie – rzucił więc rozbawiony i przyjrzał się jej uważnie. Nie żartowała z tym sadem, naprawdę miała jakieś owoce i potrzebowała pomocy.
- Mogę ci poprzenosić skrzynki tu i tam, ale do cholery, skąd ty wzięłaś te całe drzewa? Nie miałaś być tancerką? – a gdy tylko uznała, że ten uchwyt się jej podoba, delikatnie przesunął palcami po jej skórze i puścił ją. – Rozmasuj, bo będzie cię boleć – uprzedził i wrócił do drinka, czekając na kolejną odsłonę historii o tym jak Blackwell została sadownikiem.
To na pewno będzie bardziej interesujące niż jej romans z przyjacielem, zakończony epickim fiaskiem.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Odezwał sie - wybuchła śmiechem, aż dobrze, że siedziała, bo pewnie, by upadła ze śmiechu. Kto jak kto, ale Chris nie miał absolutnie żadnego prawa żeby pouczać ją w tych kwestiach. Był człowiekiem, który przez całe lata większą uwagę przywiązywał do wyglądu niż do osobowości, czy nawet do wierności, lojalności i jakichkolwiek innych, dobrych cech. Dlatego usłyszeć coś takiego z jego ust było naprawdę zabawnym przeżyciem, a dodatkowo przedstawieniem jak wielkim był hipokrytą.
- W tej chwili pewnie leży mi na wątrobie dość spora liczba wypitego alkoholu - no na bank jej wątroba nie była w super stanie, a to pewnie z Chrisem mieli wspólne. Gin nigdy jakoś specjalnie nie stroniła od stosowania akurat tej używki. Narkotyków za wiele w życiu nie brała, ale alkohol i nikotyna? No to już inna bajka. - Dlaczego tak bardzo Cię interesuje moje życie miłosne? Poprosiłam Cię o przysługę przy sadzie, a nie o rady psychologiczne - westchnęła, bo nie lubiła się żalić na temat swojej prywaty, szczególnie, że nie za bardzo było o czym tutaj mówić. Miała złamane serce, nie pierwszy, ale pewnie ostatni raz, bo wiedziała, że nie pozwoli sobie na to, by dopuścić do siebie kogoś na tyle blisko, by się znów zakochać, a później przez to cierpieć. Wolała swoje one night standy i zostanie starą panną. Jak będzie już pomarszczona to znajdzie sobie faceta w domu seniora i też jakoś będzie. - To nie jest zabawne Chris, nawet nie wiesz ile nerwów mnie to kosztowało - pokręciła głową z dezaprobatą, bo widać, że był facetem i nigdy nie musiał się przejmować takimi sprawami jak niechciane ciąże. Co gdyby była? Musiałaby lecieć po tabletki poronne albo jechać do kliniki aborcyjnej, za co jeszcze trzeba było sobie zapłacić. No i oczywiście, że historia jej i Williama była stara jak świat i dość banalna, a Gin sądziła, że nigdy nie będzie dotyczyć akurat jej. Z drugiej strony wielkie zafascynowanie i zmiana charakteru czy nastawiania przy pomocy ledwo poznanej randomowej kobiety też brzmi jak banał z najgorszego rodzaju komedii romantycznych więc Chirs wcale nie miał pod tym względem lepiej.
- Mogłam i pewnie bym to zrobiła gdybyś nie spalił swojej postaci - wzruszyła ramionami, bo wtedy była skłonna to zrobić jak najbardziej, aczkolwiek gdyby się dowiedziała o wszystkim po fakcie to na bank, by mu zrobiła coś gorszego niż jeden strzał w pysk... albo i nie, nigdy się nie dowiemy.
- Przytargałam je na plecach z wioski obok i wsadziłam w ziemię - nie mogła się powstrzymać przed tą drobną ironią! To było silniejsze od niej. - Dziękuję - rzuciła, gdy ją puścił i rzeczywiście rozmasowała sobie te nadgarstki. - Miałam zostać tancerką, ale złapałam kontuzję. Powiedzieli mi, że mogę potańczyć jeszcze przez dwa, trzy lata, ale później będzie coraz gorzej i nie wykluczone, że będę potrzebowała kosztownej operacji, po której nie wrócę już do normalnego stylu życia. Jak sobie jesteś w stanie wyobrazić nie stać mnie na żadną kosztowną operację, bo gdyby tak było to zrobiłabym sobie nos - taka była pierwsza część jej historii i cóż, też nie była jakaś bardzo odkrywcza, bo zdarzało się to wielu sportowcom. - No więc zrezygnowałam, zaczęłam pracę w barze, tańczyłam sobie hobbystycznie, czasem kogoś uczyłam i jakoś poszło, a niedawno zmarli moi dziadkowie, którzy zostawili mi w spadku sad i farmę, żebym nie musiała pracować w obskurnym barze i mieszkać w obrzydliwym, małym mieszkaniu ze współlokatorem, który lubił sobie walić konia na naszej wspólnej kanapie w salonie, na dodatek gdy nie był tam sam - Gin nie miała nic przeciwko wyzwoleniu seksualnemu, co to, to nie! Jednak, nie chciała byś świadkiem niektórych rzeczy, po prostu nie. - A, że mam o jabłkach takie pojęcie jak pewnie Ty o tańcu to jest jak jest. Koniec historii. - Rozłożyła ręce, bo więcej dla niego nie miała. Powiedziała mu prawie wszystko w wielkim skrócie. - A Ty? Co zrobiłeś, że dopadła Cię taka karma? - Zapytała wskazując teraz na jego twarz, bo jeżeli chciał żeby byli ze sobą szczerzy to powinna wiedzieć jakie okropne rzeczy jeszcze w życiu Chris robił.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Tak, właściwie był nieziemskim hipokrytą, choć musiał przyznać, że sama operacja kosztowała go zmianę priorytetów. Trudno było zachwycać się twarzą, gdy ciągle znajdowała się pod bandażami, a na widok siebie po spaleniu robiło mu się niedobrze. Musiał wierzyć, że ma to głębszy sens i ludzie nie będą patrzyli na niego jedynie przez pryzmat zwęglonej tkanki. Tak przynajmniej sobie bezustannie wmawiał, choć był przekonany, że gdyby nie przeszczep to już stałby na jakiejś krawędzi i próbował się zabić. Wiedział, że świat jest okrutnie powierzchowny i każdy kto chce być jego aktywnym członkiem musi się do tego dostosować. Mimo wszystko nie byłby sobą, gdyby nie uznał, że zrobi mu na przekór i będzie starał się pokazać, że za mięśniami kryje się jakaś osobowość. Może i śladowa, bo przecież nie był nikim ciekawym, ale przynajmniej nikt nie mógł mu zarzucić, że szarżuje cudzą twarzą.
- Odezwał się facet, który spędził miesiące bez twarzy na oddziale ratunkowym – uświadomił jej więc z uśmieszkiem i zastanowił się nad jej pytaniem. Czy był ciekaw przebiegu jej kolei miłosnych? Niekoniecznie, ale miło było posłuchać, że ktoś pieprzył sobie życie w szybszym tempie niż on sam. Nawet jeśli żarty z wpadki nie były zabawne.
Parsknął.
- Za wcześnie? Widzisz, gdybyś dostąpiła tego zaszczytu i przespała się ze mną to by ci to nie groziło, bo poddałem się wazektomii. Następnym razem jak będziesz dobierać partnerów do friends with benefits to szukaj takiego faceta – poradził jej jak starszy brat, którym nawet mógł być, jeśli uda im się zapomnieć o tym co kiedyś ich łączyło. Chrisowi najwyraźniej szło to całkiem nieźle, bo szybko przeszedł od potencjalnej i nieudanej randki z nią do pomocy przy sadzie. Miała jednak rację – był jej coś winien i postanowił raz na dobre zamknąć wszystkie sprawy między nimi. Wspólne picie zaś szło im całkiem nieźle, więc nawet pozwolił jej na żart, dotyczący spalenia, po czym roześmiał się głośno.
- Najwyraźniej uwielbienie do zabaw z ogniem jest silniejsze niż cokolwiek – wzruszył ramionami i prychnął jednocześnie, słysząc jej ironię. O tym mówił – o tej potrzebie za każdym razem wygrania dyskusji zamiast normalnej rozmowie. Miał wrażenie, że tego Ginevra powinna się nauczyć, zanim zacznie szukać kolejnego jelenia do romansu.
- Wiesz, jest coś takiego jak research. Na pewno mają świetne strony o jabłkach – podsumował jej historię, choć przyjrzał się jej i zwątpił w jej umiejętności sadownicze, nawet jeśli spędzi pół życia czytając o różnych odmianach i metodach na wzrost. Mimo wszystko postanowił nie podcinać jej skrzydeł, zwłaszcza gdy zadała pytanie o jego historię i choć ostatnie czego chciał to wnikliwa analiza pięciu ostatnich lat to postanowił się z nią nimi podzielić. Całkiem po koleżeńsku.
- Miałem żonę i cudowne życie, ale jak to każdemu durniowi… Przydarzyła mi się zdrada z pewną gówniarą. Trochę mnie ten romans kosztował, ale chciałem ocalić małżeństwo i wyjść na prostą. Nie udało się i wystarczył moment, a po zerwaniu ta młoda siksa postanowiła podpalić mój dom. Pewnie skończyłoby się na olbrzymim odszkodowaniu, gdyby nie to, że został tam pies… Wynosiłem go, gdy drogę zajął mi ogień. I tak oto jestem, po przeszczepie – skracał jak tylko mógł dla dobra tej historii, oczywiście. Nie z powodu faktu, że musiałby przyznać się do winy. Tak sobie przynajmniej wmawiał.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ