Spojrzał na swojego psa. Lubił zwierzęta, ale ich największym mankamentem było to, że czasami ich właściciele nie byli w stanie stwierdzić, czego tak naprawdę chcą. Nigdy nie był typem psiarza, od zawsze wolał koty, niemniej jednak w chwili, gdy na jego drodze pojawił się maltańczyk, to Merlin wiedział, że musiał go adoptować. Wywróciłby obecnie świat do góry nogami, gdyby psu stało się coś złego, ale najzwyczajniej w świecie, czasami nie miał pojęcia, co chodzi po jego małym łebku. Mógł się założył, że nie było tam niczego poza chęcią robienia głupstw, jak uciekanie w parku pełnym ludzi.
–
Nie zawsze można im jednak tę uwagę dać – stwierdził smutno. Cóż, mieszkał sam, rzadko też zapraszał kogoś do mieszkania, chociaż pewnie po remoncie się to zmieni. Praca i inne obowiązki skutecznie zabierały mu ilość wolnego czasu, a gdy ten się już znalazł, to jedyne na co mógł sobie pozwolić, to spacer z psem. Nie raz był zbyt zmęczony, bo bawić się z czworonogiem w domu, co oczywiście często sobie wypominał, bo przecież skoro wzięło się zwierzaka, to trzeba było się nim teraz zajmować. No ale nie miał sobie nic do zarzucenia. Zwierzak nie chodził głodny ani zaniedbany, odbył wszystkie konieczne wizyty u weterynarza, więc nic mu też nie dolegało. Był chodzącym szczęściem. No i oczywiście Merlin dbał też o to, by psiak był głaskany i pieszczony, tylko z tymi zabawami było ciężko. Bo nie sztuką było głaskać psa jedną ręką, a drugą sprawdzać kartkówki. Wydawało mu się to wystarczające, ale może się mylił?
–
Może go wytresuję, żeby zmusił cię do pomocy mi przy remoncie – zaśmiał się. Oczywiście żartował. Był zbyt ambitny i wydawało mu się, że sam sobie ze wszystkim poradzi. Oczywiście samemu trochę mu to zajmie, ale nie zrażał się tym. Chciał być niezależny i wierzył że powoli uda mu się ten remont doprowadzić do końca.
–
Pieniądze to nie problem – palnął, odchrząknął jednak szybko. –
Z chęcią odwdzięczę się kawą, czy co tam lubisz sobie pić – sprostował. Ciągle dziwnie się czuł poruszając temat pieniędzy. Lubił o tym myśleć, ale gdy wypowiadał to na głos, to wydawało mu się, że zaraz wszystko straci. Nie był przesądny, ale wiedział, że szczęście i dobra passa nie mogła trwać wiecznie.
Cierpliwie obserwował, jak mężczyzna ogląda smycz i obrożę. On w ogóle się nie znał na takich rzeczach, chociaż zapewne mechanizm zapięcia obroży nie był wyjątkowo skomplikowany i dało się to szybko ogarnąć. Niemniej jednak nie miał na to zbyt dużo czasu. Cieszył się jednak, że Samir miał sprawne oczy i szybko wypatrzył w czym leżał problem.
–
Przezorny zawsze ubezpieczony, chyba kupię nową smycz – stwierdził, kiwając głową. On również zauważył, że jego zwierzakowi wybitnie nie podobało się to, że Samir odgadł na czym polegała usterka umożliwiająca psu ucieczki. No cóż, futrzak ma nauczkę, żeby nie uciekać do ludzi, którzy potencjalnie mogą nie działać zgodnie z jego życzeniem. Była to trudna lekcja, ale dobrze że odebrał ją w taki, a nie inny, gorszy sposób. –
Jak coś, to i tak z chęcią odwdzięczę się kawą lub piwem, za znajdywanie mojego towarzysza – powiedział, uśmiechając się lekko, poklepując psa po główce.
Samir Ibn Sahim