i will never fit in, that's one of my best qualities
: 25 mar 2022, 22:42
Tutaj, za tą gęstwiną szmaragdu grającą pieśni stworzeń leśnych, za piątą aleją z brudno-niebieskim domem o dachówkach nazbyt ekscentrycznych dla mieszkańców północy; tutaj, właśnie w tym miejscu, gdzie kukabury żwawo chichotały a jakaś maleńka dziewczynka w dwóch rudych kitkach płakała zawsze o dwunastej; tutaj dorastał. Czymże jednak ów dorastanie było? Na pewno nie nauką jazdy na rowerze z doczepionymi kółkami z tyłu ani krzykiem matki “przyrzekam, że cię nie puszczę”, na pewno nie bajkami o superbohaterach czytanymi czule przed snem, na pewno nie piłką do futbolu wprawianą w ruch przez silne ramię ojca i z pewnością nie tym, co pierwsze nasuwa się na myśl. Na pewno niczym, czym dorastanie było dla wszystkich innych małych chłopców próbujących odnaleźć się w złowrogim świecie. Niczym, czym mógłby się pochwalić. A już z pewnością niczym, za czym prawdziwie mógłby zatęsknić.
Jakże on nienawidził Port Douglas.
Opierając się przedramionami o barierkę będącą poręczą dla morza, wsłuchując się w szum fal i szmer samochodów przejeżdżających w oddali, po raz kolejny sięgnąć miał po tamte znienawidzone do żywego nauki, które teraz przysłużyć się miały w poznaniu nowego informatora. Widząc go już z oddali wyprostował się, odwrócił i naparł na obręcz całym ciałem, jakby wraz z nią próbował zrzucić się w głębiny, co, niestety, i tym razem nie poskutkowało. Omiótł go spojrzeniem, uśmiechnął się lekko i dość enigmatycznie, a potem odepchnął się od barierki i wykonał krok do przodu. - Cześć - rzucił w swoim mniemaniu całkiem swobodnie i jakże stosownie do chwili, chcąc wypaść na normalnego, wyluzowanego człowieka zaskarbiającego sobie zaufanie i sympatię innych, choć nie wiedział przy tym, po co mu to niby.
leon fitzgerald
Jakże on nienawidził Port Douglas.
Opierając się przedramionami o barierkę będącą poręczą dla morza, wsłuchując się w szum fal i szmer samochodów przejeżdżających w oddali, po raz kolejny sięgnąć miał po tamte znienawidzone do żywego nauki, które teraz przysłużyć się miały w poznaniu nowego informatora. Widząc go już z oddali wyprostował się, odwrócił i naparł na obręcz całym ciałem, jakby wraz z nią próbował zrzucić się w głębiny, co, niestety, i tym razem nie poskutkowało. Omiótł go spojrzeniem, uśmiechnął się lekko i dość enigmatycznie, a potem odepchnął się od barierki i wykonał krok do przodu. - Cześć - rzucił w swoim mniemaniu całkiem swobodnie i jakże stosownie do chwili, chcąc wypaść na normalnego, wyluzowanego człowieka zaskarbiającego sobie zaufanie i sympatię innych, choć nie wiedział przy tym, po co mu to niby.
leon fitzgerald