let's play some riffs
: 20 mar 2022, 17:00
#6 strefa miejska niech zostanie na chwilę salką prób w domu kultury, bo ten zajęty niestety
To ciekawe, jak jeden telefon może sprawić, że człowieku w 3 sekundy odżywa stare hobby, motywacja i generalnie - chęć do życia. A historia była taka: Hemingway Lewis, jego dobry kumpel ze szkolnej ławki, zadzwonił do Winfielda z pytaniem, czy ten wciąż pogrywa na gitarze. Luke przyznał szczerze, że ćwiczy coraz mniej, bo większość czasu spędza jednak w pracy, w Shadow, albo kręci się bez większego celu po mieście. Dopytał jednak o co chodzi, bo jednak ciekawska z niego była bestia. Hemingway wyjaśnił, że jego siostra, TA siostra, TA Lewis, ciągle przebywa w mieście, co oczywiście nie umknęło uwadze lokalnych mediów, co z kolei podchwyciły okoliczne kluby, które zalewały Joyce propozycjami (czy raczej - błagalnymi prośbami), żeby ta zagrała u nich chociaż jeden kawałek. Dobrze przemyślane, bo występ - nawet kilkuminutowy - gwiazdy o takiej randze mógł być najlepszą formą promocji dla takiego miejsca. Zdjęcie Joyce w lokalu, upamiętniające to wydarzenie, pewnie zawisłoby w jakimś honorowym miejscu i właściciel przez kolejne dziesięciolecia mógłby dumnie się prężyć i opowiadać gościom, że grała u nich Joyce Lewis.
W każdym razie, Hemi spytał Luke'a, czy nie chciałby potowarzyszyć Joyce w trakcie kilku występów. Wyjaśnił też, że jego siostra nie była rozentuzjazmowana tym pomysłem, więc poprosiła brata, żeby ten popytał wśród znajomych grających na gitarze, czy któryś niechciałby jej potowarzyszyć. Z osobą z polecenia może być jednak łatwiej, niż z jakimś randomem. Luke w pierwszej chwili pomyślał, że kumpel robi sobie z niego jaja, ale po wielukrotnych zapewnieniach, że nie, Luke oczywiście wyraził chęć pomocy. Nie był profesjonalistą, nie był pewien czy w ogóle jego gra spodoba się Lewis, więc Hemi umówił ich na pierwszą próbę w salce prób ulokowanej w domu kultury, żeby mogli pogadać, pograć i zweryfikować, czy to w ogóle zadziała.
I tak oto Luke wbiegł zdyszany do salki prób, kilkanaście minut po umówionej godzinie.
- Cześć, przepraszam Cię za spóźnienie, ale mieliśmy małą dramę w mieszkaniu, moja współlokatorka zalała nam łazienkę - zaczął tłumaczyć na wstępie ciągle dysząc i przysiągł sobie w duchu, że jeśli Joyce odprawi go przez to z kwitkiem, to po powrocie do mieszkania zamorduje Cami korkociągiem.
- Jestem Luke - wyciągnął do niej rękę - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, poznaliśmy się kiedyś. Przychodziłem czasami do Hemingwaya, chodziliśmy razem do klasy. Pewnie nie pamiętasz, to było sto lat temu, a poza tym byliśmy wkurzającymi dzieciakami, dużo się darliśmy i zużywaliśmy wam cały internet - bo to zamierzchłe czasy jednak były, internet na impulsy i te sprawy. Winfield generalnie dużo gadał, ale musiał szczerze przyznać, że się denerwował, co poskutkowało nieskładnym słowotokiem z jego strony.
Joyce Lewis
To ciekawe, jak jeden telefon może sprawić, że człowieku w 3 sekundy odżywa stare hobby, motywacja i generalnie - chęć do życia. A historia była taka: Hemingway Lewis, jego dobry kumpel ze szkolnej ławki, zadzwonił do Winfielda z pytaniem, czy ten wciąż pogrywa na gitarze. Luke przyznał szczerze, że ćwiczy coraz mniej, bo większość czasu spędza jednak w pracy, w Shadow, albo kręci się bez większego celu po mieście. Dopytał jednak o co chodzi, bo jednak ciekawska z niego była bestia. Hemingway wyjaśnił, że jego siostra, TA siostra, TA Lewis, ciągle przebywa w mieście, co oczywiście nie umknęło uwadze lokalnych mediów, co z kolei podchwyciły okoliczne kluby, które zalewały Joyce propozycjami (czy raczej - błagalnymi prośbami), żeby ta zagrała u nich chociaż jeden kawałek. Dobrze przemyślane, bo występ - nawet kilkuminutowy - gwiazdy o takiej randze mógł być najlepszą formą promocji dla takiego miejsca. Zdjęcie Joyce w lokalu, upamiętniające to wydarzenie, pewnie zawisłoby w jakimś honorowym miejscu i właściciel przez kolejne dziesięciolecia mógłby dumnie się prężyć i opowiadać gościom, że grała u nich Joyce Lewis.
W każdym razie, Hemi spytał Luke'a, czy nie chciałby potowarzyszyć Joyce w trakcie kilku występów. Wyjaśnił też, że jego siostra nie była rozentuzjazmowana tym pomysłem, więc poprosiła brata, żeby ten popytał wśród znajomych grających na gitarze, czy któryś niechciałby jej potowarzyszyć. Z osobą z polecenia może być jednak łatwiej, niż z jakimś randomem. Luke w pierwszej chwili pomyślał, że kumpel robi sobie z niego jaja, ale po wielukrotnych zapewnieniach, że nie, Luke oczywiście wyraził chęć pomocy. Nie był profesjonalistą, nie był pewien czy w ogóle jego gra spodoba się Lewis, więc Hemi umówił ich na pierwszą próbę w salce prób ulokowanej w domu kultury, żeby mogli pogadać, pograć i zweryfikować, czy to w ogóle zadziała.
I tak oto Luke wbiegł zdyszany do salki prób, kilkanaście minut po umówionej godzinie.
- Cześć, przepraszam Cię za spóźnienie, ale mieliśmy małą dramę w mieszkaniu, moja współlokatorka zalała nam łazienkę - zaczął tłumaczyć na wstępie ciągle dysząc i przysiągł sobie w duchu, że jeśli Joyce odprawi go przez to z kwitkiem, to po powrocie do mieszkania zamorduje Cami korkociągiem.
- Jestem Luke - wyciągnął do niej rękę - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, poznaliśmy się kiedyś. Przychodziłem czasami do Hemingwaya, chodziliśmy razem do klasy. Pewnie nie pamiętasz, to było sto lat temu, a poza tym byliśmy wkurzającymi dzieciakami, dużo się darliśmy i zużywaliśmy wam cały internet - bo to zamierzchłe czasy jednak były, internet na impulsy i te sprawy. Winfield generalnie dużo gadał, ale musiał szczerze przyznać, że się denerwował, co poskutkowało nieskładnym słowotokiem z jego strony.
Joyce Lewis