#29
W życiu Wrena działo się teraz naprawdę wiele. Niezależnie czy były to dobre zmiany, czy nie, młyn był okrutny i gość, jak to na mężczyznę przystało, potrzebował więcej czasu, spokoju i przemyśleń, aby to sobie jakoś ogarnąć w swoim małym, męskim móżdżku. Może i był poważnym prawnikiem, ale to wcale nie musiało znaczyć, że to opanowanie i chłodne podejście świata przekładało się 1:1 na jego życie prywatne. Zwłaszcza, że też zmieniał w ostatnim czasie miejsce zatrudnienia. I bardzo dobrze, bo jak się okazuje, podwyżka mu się bardzo przyda w następnych miesiącach.
W związku z tym, że Daisy niespecjalnie dobrze czuła się w trakcie ciąży, o której dowiedzieli się w ostatnim czasie, nie była już do końca samotną matką przedszkolaka, tylko Wren musiał zakasać rękawy i choć nie miał żadnych powiązań krwi z Beth, to musiał się wziąć do roboty i na przykład zawieźć ją do przedszkola. Spoko, nie był to problem, nie musiał być w swojej kancelarii od razu, wraz ze wschodem słońca.
Korzystając z tego, że Rhodes był osobą, która nie jest zbyt kłótliwa i na wiele się zgadza dla spokoju (i to nie tylko ducha), dziewczynka wiedziała na co może sobie pozwolić. Na przykład na wybór takiego ubranka, jakie tylko chciała, a na które mama by nie pozwoliła. I to wcale nie tak, że dziewczynka chciała się jakoś wyzywająco, czy nieodpowiednio ubierać, ona po prostu łączyła wszystkie ulubione ciuszki, nie patrząc czy te do siebie pasują. No kim był Wren, by coś takiego podważać? No właśnie, dlatego wystrojona w taki sposób, że matki łapały się za głowę, a każda rówieśnica Beth jej tego zazdrościła, dziewczynka wypadła z auta swojego przyszłego ojczyma i nie czekając na niego, poleciała do budynku przedszkola. Wren, jako dobry człowiek poszedł za nią, aby usłyszeć, że na następny dzień każde dziecko ma przynieść cztery korki, bo będą coś z nich robić. Cóż, jak trzeba to trzeba, poświęci się i wypije tyle win. Żart, na pewno to się da jakoś kupić, nie? Gdzieś, coś?
Zerknął na zegarek na nadgarstku i był już gotowy, aby pojechać w stronę Cairns, do pracy, jednak ktoś go zaczepił. -
Hej, Wren-przedstawił się. Nie był częstym gościem w przedszkolu, zazwyczaj to Daisy odbierała swoją córkę i ją podrzucała do przedszkola, w końcu to ona była jego główną i oficjalną opiekunką. Nie znał w związku z tym wszystkich rodziców i nie miał pojęcia, że Cole jest tu nowy.
-
W tej grupie, w sensie w .... -grupa na pewno miała jakąś kreatywną nazwę, pszczółki, obłoczki czy inne delfinki, ale Rhodes jeśli znał tą nazwę, to totalnie o niej nie pamiętał.-
Czterolatków?-cóż, tego był pewien, ile Beth ma lat. A to i tak całkiem sporo!-
Wiesz co, nie masz się chyba czym martwić. Beth zawsze lubi chodzić do przedszkola, nie marudzi na brak koleżanek, ani nic-powiedział, dość wymijająco, bo raczej słuchał, co dziewczynka spsociła i z kim, a nie wypytywał ją o to, jak dokładnie wygląda plan dnia w przedszkolu, kiedy mają drzemkę i co robią zanim mama odbierze ją z przedszkola.
cole houghton