#3 Porozmawiajmy o tym co będzie
: 17 lut 2022, 23:30
#8
Życie raz daje, raz odbiera. O tym Willow przekonała się już nie raz i to bardzo boleśnie. Dało jej Philemona, ale odebrało siostrę, dało jej kogoś, kogo obdarowała uczuciem, ale było nieodwzajemnione, dało jej talent, ale odebrało możliwość grania dla tłumów. Chociaż to ostatnie sama sobie odebrała, decydując się postąpić tak, a nie inaczej. Istnienie Philemona w jej życiu wynagradzało jej to jednak z nawiązką. Chłopiec żył jednak z wyrokiem śmierci i ta świadomość przypominała o sobie z każdym dniem coraz mocniej. Wykonanie wyroku zbliżało się bowiem coraz bliżej, nieubłagalnie, choć po cichu, jakby chciało uderzyć znienacka, choć wszyscy w tym domu wiedzieli, że to się stanie.
Wydawać się mogło, że Willow powoli wychodziła na prostą, zwłaszcza, że jedna sprawa wydawała się iść zgodnie z planem, czyli sprzedaż farmy. Był chętny, dogadywali warunki finansowe i nie tylko, i wszystko wskazywało na to, że dojdą do porozumienia. Jeden problem z głowy. Aż miała ochotę namówić Achillesa by wrócili do poprzedniego domu, gdzie jakoś łatwiej było funkcjonować obok siebie. Ostatnio mało widywała mężczyznę, z którym przyszło jej dzielić dom i życie. Przesiadywał w pracy po godzinach, a przynajmniej tak twierdził. Była niemal pewna, że kłamie. Wcześniej aż tyle czasu pracy nie poświęcał. Była pewna, że kogoś ma, choć nie rozumiała czemu to ukrywał. Zachowywał się jak zdradzający mąż. A choć mogli na małżeństwo wyglądać, to z całą pewnością nim nie byli. Z uczuć Willow też raczej sobie nie zdawał sprawy, więc to nie było tak, że nie chciał jej ranić. A może... Nie chciała się tym zadręczać, skupiała więc swoją uwagę na Philemonie i na skrzypcach. Grała tak dużo jak tylko mogła, aż krwawiły jej palce. Gdy po raz pierwszy zauważyła te drobne ranki, aż się zaśmiała, bo czuła się jak wtedy, kiedy była dzieckiem i ćwiczyła całymi dniami, żeby tylko opanować grę. Nie zapomniała, palce tańczyły na strunach jak szalone, wygrywając najbardziej skomplikowane utwory, ale jej było mało. Musiała być bezbłędna, perfekcyjna, jeśli miała wrócić do grania dla ludzi, odzyskać miejsce w orkiestrze.
Philemon zajmował pozostałą część czasu Willow. Doceniała każdą sekundę spędzoną z nim, nie okazywała zniecierpliwienia, gdy chciał by przeczytała mu po raz kolejny tą samą bajkę, albo gdy zadawał serię pytań "a dlaczego...". Wiedziała, że to już niedługo. Ktoś kto widywał go okazjonalnie by nie zauważył, ale ona widziała, że męczył się szybciej, że ciężej mu się oddychało, że jest słabszy i bledszy. Ktoś powiedziałby, że się pewnie przeziębił, ale to nie było to. To zbliżał się jego czas.
Odczekała aż Achilles położy Philemona spać, mając nadzieję, że dziś nie będzie musiał wychodzić do pracy. Zbierała się do tej rozmowy od kilku, może kilkunastu dni. Chciała mieć już ją za sobą, bo nie była czymś łatwym. A może będzie banalna, w końcu przecież i tak ich drogi się rozejdą po wszystkim. Pewnie on nawet o niej nie pomyśli, dlaczego by miał. Jej osoba wiązała się z dwiema miłościami Achillesa, jego żoną a jej siostrą i jego synem, który stał się i jej dzieckiem. Była łącznikiem z tym co bolesne i smutne. Jakże egoistycznym z jej strony by było, gdyby próbowała go przy sobie zatrzymać tylko dlatego, że coś do niego czuła.
Na stole stała miseczka z ciastkami w kształcie dinozaurów. Philemon zażyczył sobie ciastek właśnie w tym kształcie, dlatego kilka miesięcy temu Willow przeszukała internet i znalazła takież foremki. Od tamtej pory nie było mowy o innym kształcie niż dinozaury. Nawet na Święta poza tradycyjnymi choinkami i gwiazdami, były tez brontozaury i jurajska ferajna.
- Chilly... pogadamy? - zapytała stawiając na stole dwa kubki z gorącą czekoladą i piankami. Nerwowo zerknęła na mężczyznę, czy nie szykuje się właśnie do wyjścia. "Nie wychodź dziś, proszę", pomyślała.
Achilles Cosgrove
Życie raz daje, raz odbiera. O tym Willow przekonała się już nie raz i to bardzo boleśnie. Dało jej Philemona, ale odebrało siostrę, dało jej kogoś, kogo obdarowała uczuciem, ale było nieodwzajemnione, dało jej talent, ale odebrało możliwość grania dla tłumów. Chociaż to ostatnie sama sobie odebrała, decydując się postąpić tak, a nie inaczej. Istnienie Philemona w jej życiu wynagradzało jej to jednak z nawiązką. Chłopiec żył jednak z wyrokiem śmierci i ta świadomość przypominała o sobie z każdym dniem coraz mocniej. Wykonanie wyroku zbliżało się bowiem coraz bliżej, nieubłagalnie, choć po cichu, jakby chciało uderzyć znienacka, choć wszyscy w tym domu wiedzieli, że to się stanie.
Wydawać się mogło, że Willow powoli wychodziła na prostą, zwłaszcza, że jedna sprawa wydawała się iść zgodnie z planem, czyli sprzedaż farmy. Był chętny, dogadywali warunki finansowe i nie tylko, i wszystko wskazywało na to, że dojdą do porozumienia. Jeden problem z głowy. Aż miała ochotę namówić Achillesa by wrócili do poprzedniego domu, gdzie jakoś łatwiej było funkcjonować obok siebie. Ostatnio mało widywała mężczyznę, z którym przyszło jej dzielić dom i życie. Przesiadywał w pracy po godzinach, a przynajmniej tak twierdził. Była niemal pewna, że kłamie. Wcześniej aż tyle czasu pracy nie poświęcał. Była pewna, że kogoś ma, choć nie rozumiała czemu to ukrywał. Zachowywał się jak zdradzający mąż. A choć mogli na małżeństwo wyglądać, to z całą pewnością nim nie byli. Z uczuć Willow też raczej sobie nie zdawał sprawy, więc to nie było tak, że nie chciał jej ranić. A może... Nie chciała się tym zadręczać, skupiała więc swoją uwagę na Philemonie i na skrzypcach. Grała tak dużo jak tylko mogła, aż krwawiły jej palce. Gdy po raz pierwszy zauważyła te drobne ranki, aż się zaśmiała, bo czuła się jak wtedy, kiedy była dzieckiem i ćwiczyła całymi dniami, żeby tylko opanować grę. Nie zapomniała, palce tańczyły na strunach jak szalone, wygrywając najbardziej skomplikowane utwory, ale jej było mało. Musiała być bezbłędna, perfekcyjna, jeśli miała wrócić do grania dla ludzi, odzyskać miejsce w orkiestrze.
Philemon zajmował pozostałą część czasu Willow. Doceniała każdą sekundę spędzoną z nim, nie okazywała zniecierpliwienia, gdy chciał by przeczytała mu po raz kolejny tą samą bajkę, albo gdy zadawał serię pytań "a dlaczego...". Wiedziała, że to już niedługo. Ktoś kto widywał go okazjonalnie by nie zauważył, ale ona widziała, że męczył się szybciej, że ciężej mu się oddychało, że jest słabszy i bledszy. Ktoś powiedziałby, że się pewnie przeziębił, ale to nie było to. To zbliżał się jego czas.
Odczekała aż Achilles położy Philemona spać, mając nadzieję, że dziś nie będzie musiał wychodzić do pracy. Zbierała się do tej rozmowy od kilku, może kilkunastu dni. Chciała mieć już ją za sobą, bo nie była czymś łatwym. A może będzie banalna, w końcu przecież i tak ich drogi się rozejdą po wszystkim. Pewnie on nawet o niej nie pomyśli, dlaczego by miał. Jej osoba wiązała się z dwiema miłościami Achillesa, jego żoną a jej siostrą i jego synem, który stał się i jej dzieckiem. Była łącznikiem z tym co bolesne i smutne. Jakże egoistycznym z jej strony by było, gdyby próbowała go przy sobie zatrzymać tylko dlatego, że coś do niego czuła.
Na stole stała miseczka z ciastkami w kształcie dinozaurów. Philemon zażyczył sobie ciastek właśnie w tym kształcie, dlatego kilka miesięcy temu Willow przeszukała internet i znalazła takież foremki. Od tamtej pory nie było mowy o innym kształcie niż dinozaury. Nawet na Święta poza tradycyjnymi choinkami i gwiazdami, były tez brontozaury i jurajska ferajna.
- Chilly... pogadamy? - zapytała stawiając na stole dwa kubki z gorącą czekoladą i piankami. Nerwowo zerknęła na mężczyznę, czy nie szykuje się właśnie do wyjścia. "Nie wychodź dziś, proszę", pomyślała.
Achilles Cosgrove