mógłbym zrobić wszystko dla miłości ale nie zrobię
: 17 lut 2022, 01:10
Tenże niepoważny dzień, idiotycznie okrzyknięty walentynkami, zawsze doprowadzał go do śmiechu. Dochodzące go w kawiarniach rozmowy obcych osób, tak krzyczących swoim stanem cywilnym, że równie dobrze mogły wytatuować sobie na czole wielki i czerwony napis SINGIEL, dotyczyły już tylko jednego; ś w i a d o m i e nie spotkają się dziś z nikim, bo to idiotyczne, bzdurne, żałosne, poza tym nie mają czasu, muszą przecież zadbać o siebie, no i jeszcze zostało im kilka ostatnich stron naprawdę fajnej książki, och, a jutro muszą rano wstać, więc powinni położyć się do łóżka wcześniej - to prawdziwa dojrzałość, oni są dorośli i odpowiedzialni, nie to, co ci zakochani idioci, robiący przecież wszystko na pokaz. Później w supermarketach opstrzonych różem jak cukrowy cukierek, już nie rozmowy a zwykły szał; nie licz na to, że uda ci się kupić karton mleka i płatki śniadaniowe na jutro, bo oto trwa oblężenie - ogłupieni miłością szczęściarze, ci rzekomo lepsi i zdolniejsi od ciebie, kupują na ostatnią chwilę przecenione bombonierki z logiem paskudnego czerwonego owada będącego znakiem rozpoznawczym najtańszego sklepu w mieście, do tego jeszcze usychające już nieco kwiaty duszące się w folii i no… no wezmą do tego jeszcze dla siebie energetyka, kilka rodzajów szynki i kiełbasy, bo czemu nie. I tak się patrzą z wyższością na te twoje płatki śniadaniowe, przeklęte wzory wszystkich cnót przekonane, że jedyną wartością w życiu jest tylko związek, nieważne czy udany, czy nie, ważne, że związek, no w szczegóły już wnikać nie trzeba. I gdzieś w tym wszystkim on - prawie czterdziestolatek ze śmiertelnie chorym dzieckiem, mieszkający w jednym domu z kobietą, z którą teoretycznie mógłby się związać, ale kto tam zawracałby sobie głowę takimi bzdurami w obliczu prawdziwych problemów. Posiadający jeszcze wspaniałego przyjaciela, który rano dzwoni i jak gdyby nic mówi: zastąp mnie na randce w ciemno, wisisz mi przecież przysługę, kup jej ładne kwiaty, no to na razie, do usłyszenia kiedyśtam. I w porządku. Nie mając żadnych konkretnych planów, bez zbytniego narzekania stawił się o odpowiedniej porze w zaskakująco niewielkiej kawiarni, ubrany w gładką czarną koszulę i ciemne jeansy, niestety bez kwiatów i bez uwodzicielskiego uśmiechu, bo jeszcze nie wiedział, na kogo przyszło mu trafić. Kierując się instrukcjami kelnerki, zasiadł przy wyznaczonym dla niego i tajemniczej pani X stoliku, nie spodziewając się po tym spotkaniu niczego spektakularnego; ot, może uda im się trochę pośmiać, zjeść coś dobrego i na koniec dnia stwierdzić, że świętowanie tego niedorzecznego dnia wyszło w tym roku zaskakująco przyjemnie. Wiedział przecież, że raczej nie znajdzie tu miłości swojego życia i liczył, że jego partnerka lub partner (nie wiadomo w końcu, kogo wybierze ci maszyna losująca) również podzieli jego nastawienie i oboje będą mogli się rozluźnić, zamiast ulegać niepoważnej presji. Gdy więc po kilku minutach dostrzegł wchodzącą do lokalu zgrabną i atrakcyjnie ubraną blondynkę (lub szatynkę, nigdy nie potrafił stwierdzić) o dużych migdałowych oczach i miłym dla oka uśmiechu, pomyślał sobie, że jak to fajnie by było, gdyby to właśnie na nią trafił, ale uznał od razu, że chyba zbyt wiele oczekiwał od losu. Tyle że ona naprawdę zaczęła zmierzać w jego stronę, a więc nie myśląc już za wiele, podniósł się z krzesła szorując nim lekko o kafelki (jaki to paskudny dźwięk) i przywdział na twarz przyjazny uśmiech, ze stolika obok przywłaszczając sobie bukiet kwiatów, który jakiś niemądry człowiek zostawił bez opieki i wyciągnął go w stronę nieznajomej. - Proszę, kradzione, ale całkiem niebrzydkie i wręczone w dobrej wierze, no a przede wszystkim zasłużone - powiedział z rozbawieniem, żywiąc nadzieję, że kobieta zrozumie jego specyficzne poczucie humoru, ale zapobiegawczo postanowił jeszcze coś dodać. - Wypadłem pewnie na strasznie staroświeckiego, co? No nieważne, cześć, jestem Achilles.
wykonane zadanie: 2.5 || Padma Stewart