#11
: 07 lut 2022, 16:21
52.
Sameen nie byłaby sobą, gdyby była normalną osobą. Tak więc po powrocie z Krety, posiedziała w Lorne trzy godziny i nie informując nikogo o niczym, zabrała psa i wyjebała sobie na dwutygodniową wycieczkę, bogowie wiedzą gdzie. Ja nie wiem, bo jeszcze tego nie wymyśliłam, ale wierzę, że coś mi wkrótce się gdzieś zakmini. Dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę z tego, że mogło to być nieco chamskie względem Zoyi, z którą jednak spędziła ostatnie tygodnie. Tak więc po trzech dniach od swojego „zniknięcia” napisała jej smsa, że musiała gdzieś pilnie wyjechać i nie miała czasu dać jej znać. Było to oczywiście kłamstwo, ale takie niewinne. Miała nadzieję, że nikogo tym nie raniła.
No, ale chuj tam, wróciła. Naturalnie, że swoje pierwsze kroki skierowała do mieszkania Zoyi. Tym bardziej, że był już późny wieczór, a podjeżdżając pod ich blok dostrzegła zapalone światło w mieszkaniu przyjaciółki. Tyfona nie musiała nawet ciągnąć. Biegł jak pojebany, bo wyczuwał znajomy zapach Zoyi. Wiedziała, że pies woli Zoyę od Sameen. Absolutnie mu się nie dziwiła, ale jednocześnie była zazdrosna. W końcu miło byłoby być chcianym. Nawet jeśli było to zainteresowanie pochodzące od psa.
Weszła do Zoyi jak do siebie, nie użyła nawet klucza, bo założyła, że mieszkanie jest otwarte i nawet się nie myliła. Spuściła Tyfona ze smyczy i ten jak chory pojeb rzucił się w stronę Zoyi, która wyłoniła się z mroku, żeby zobaczyć kto jej wbija na chatę. –Dobry wieczór. – Przywitała się uprzejmie, rzuciła smycz na ziemię, zamknęła za sobą drzwi i ruszyła przed siebie i skręciła do kuchni, żeby umyć dłonie i nalać sobie szklankę wody. –Dobrze, że nie potrafi mówić, bo wiem, że już by mi powiedział, że woli zostawać z tobą. – Skomentowała psa, dla którego przestała istnieć w tym samym momencie, w którym wyczuł Henderson. –Co robiłaś? – Zapytała mając na myśli ostatnie dwa tygodnie kiedy Galanis nie było i myśląc też o tym co robiła zanim Sam i Tyfon do niej zawitali.
Zoya Henderson
Sameen nie byłaby sobą, gdyby była normalną osobą. Tak więc po powrocie z Krety, posiedziała w Lorne trzy godziny i nie informując nikogo o niczym, zabrała psa i wyjebała sobie na dwutygodniową wycieczkę, bogowie wiedzą gdzie. Ja nie wiem, bo jeszcze tego nie wymyśliłam, ale wierzę, że coś mi wkrótce się gdzieś zakmini. Dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę z tego, że mogło to być nieco chamskie względem Zoyi, z którą jednak spędziła ostatnie tygodnie. Tak więc po trzech dniach od swojego „zniknięcia” napisała jej smsa, że musiała gdzieś pilnie wyjechać i nie miała czasu dać jej znać. Było to oczywiście kłamstwo, ale takie niewinne. Miała nadzieję, że nikogo tym nie raniła.
No, ale chuj tam, wróciła. Naturalnie, że swoje pierwsze kroki skierowała do mieszkania Zoyi. Tym bardziej, że był już późny wieczór, a podjeżdżając pod ich blok dostrzegła zapalone światło w mieszkaniu przyjaciółki. Tyfona nie musiała nawet ciągnąć. Biegł jak pojebany, bo wyczuwał znajomy zapach Zoyi. Wiedziała, że pies woli Zoyę od Sameen. Absolutnie mu się nie dziwiła, ale jednocześnie była zazdrosna. W końcu miło byłoby być chcianym. Nawet jeśli było to zainteresowanie pochodzące od psa.
Weszła do Zoyi jak do siebie, nie użyła nawet klucza, bo założyła, że mieszkanie jest otwarte i nawet się nie myliła. Spuściła Tyfona ze smyczy i ten jak chory pojeb rzucił się w stronę Zoyi, która wyłoniła się z mroku, żeby zobaczyć kto jej wbija na chatę. –Dobry wieczór. – Przywitała się uprzejmie, rzuciła smycz na ziemię, zamknęła za sobą drzwi i ruszyła przed siebie i skręciła do kuchni, żeby umyć dłonie i nalać sobie szklankę wody. –Dobrze, że nie potrafi mówić, bo wiem, że już by mi powiedział, że woli zostawać z tobą. – Skomentowała psa, dla którego przestała istnieć w tym samym momencie, w którym wyczuł Henderson. –Co robiłaś? – Zapytała mając na myśli ostatnie dwa tygodnie kiedy Galanis nie było i myśląc też o tym co robiła zanim Sam i Tyfon do niej zawitali.
Zoya Henderson