i don't get no sleep, i don't get no peace, thinkin' about her... under your bed sheets
: 27 sty 2022, 22:26
Wiedział o nim wszystko, choć jego oczy nigdy nie zarejestrowały widoku choćby skrawka sylwetki niejakiego Leonidasa Fitzgeralda. Umysł gęsty, zdeprawowany przez narkotyki i porośnięty mrokiem; taki na miarę Charlesa Mansona, który sztuką perswazji potrafi nakłonić do wszystkiego, szczególnie te młode i piękne kobiety, szukające w życiu oparcia i jakiegoś celu. Szczególnie tę jego młodą i piękną, której Geordan utracić nie mógł za żadne skarby. Pearl. Im więcej czasu spędzała ze swym oprawcą, tym bardziej oddalała się od niego samego; jak woda nieuchronnie przeciekająca przez palce, pozostawiająca po sobie tylko wątłe krople przeszłości. I mimo wszelkich starań, chaotycznie i nierzadko boleśnie zakleszczanych luk, niezamierzająca pozostać w jego garści. Brzmiało to niezdrowo, być może apodyktycznie, a nawet z lekka przerażająco, ale Geordan był pewny, że ona sobie bez niego zwyczajnie nie poradzi, bo i on bez niej nie dawał rady. Żyli już w symbiozie, która rozbita, unicestwić miała ich obu. Nie wierzył w jej wyjaśnienia; w to, jakoby odkrywać miała w Leonidasie te jasne strony, które przed laty zagrzebał, nigdy już nie spodziewając się ich odnaleźć. Tak na dobrą sprawę, przez niego nie wierzył jej już w zupełnie nic, wiedząc doskonale, jak całość się skończy; podejrzenie o rychłym powrocie do nałogu stanowić miało wyłącznie wierzchołek góry lodowej. Dzisiejsze niezapowiedziane odwiedziny wyjść tym wydarzeniom miały z kolei naprzeciw, a więc stać się miały interwencją dla czegoś, co… dopiero nadchodziło. Tak właśnie, dość pokracznie i niewątpliwie mało logicznie, działał Geordan. Ubezpieczony o klucz, który w razie stosowanej przezorności (na którą żywo liczył) posłużyć miał za element zaskoczenia umożliwiający przedostanie się do wewnątrz, nacisnął na klamkę i ku swojemu niezadowoleniu uchylił się przed nim pasek oświetlanego niemrawym słońcem domu. Wkroczył ku niemu spokojnie, acz stanowczo i po pokonaniu zaledwie kilku kroków, namierzył swą dzisiejszą ofiarę za drzwiami łazienki, obok których cierpliwie zamierzał poczekać. Najpierw odgłos odkładanej na odpowiednie miejsce dyszy prysznicowej, później ciche kliknięcie kabiny i miarowo wystukiwany rytm prowadzący do wyjścia, zza którego drzwi niekoniecznie ukazała mu się wyczekiwana Pearl. Cholera. Tego akurat nie przewidział. - Hhh…H-hh - nie miał pojęcia co właściwie wydobywa się teraz z jego ust, w takim bowiem był szoku. Ale musiał jakoś się wytłumaczyć, prawda? Albo powiedzieć chociaż cokolwiek, jakiekolwiek istniejące słowo, bo hhhh się nie sprawdzało. - Tam… Tam jest też Pearl? - zapytał odwracając wzrok bez większego powodu, dopuszczając powoli do świadomości fakt, że oto właśnie stracił Pearl już na zawsze. Nie zdążył.
leon fitzgerald
leon fitzgerald