and suddenly - a party!
: 18 sty 2022, 10:03
Nie planowała przedświątecznego spotkania z siostrą, ale nie mogła jej odmówić, kiedy z otrzymywanych smsów wylewało się ponaglenie, jakiego nie sposób zignorować. O decyzji zmiany pracy miała obwieścić wszystkim przy wigilijnym stole, chwaląc się już pierwszymi sukcesami na polu biznesowym, lecz Verde złapała ją w połowie drogi do zwycięstwa i trzeba było szyć plan na bieżąco. Zresztą z najmłodszą zawsze dogadywała się najlepiej, słabość do tej kruszyny (nawet jeśli dzieliły je tylko dwa lata) nadal nie malała.
Zarezerwowała jeden ze stolików w pizzerii w centrum miasta. Wahała się początkowo między domem na farmie, lecz to miejsce odpadło z powodu imprezy, jaką organizował tam dziś któryś ze współlokatorów, a klubem w Cairns, ale i ten odpadł ze względu na przeciętne warunki do przeprowadzenia normalnej rozmowy, a przecież na tej najbardziej jej zależało. Lokalna pizzeria wydawała się być idealna, nie tylko ze względu na dostęp do przyzwoitego jedzenia, ale i możliwość przeniesienia się do innego lokalu, kiedy dojdą do wniosku, że ten nie dostarcza im odpowiednio wielu rozrywek.
Wystrojona w jedną z tych swoich zwiewnych sukienek z kwiatowym motywem, przywodzących na myśl lata siedemdziesiąte, siedziała przy stoliku, siłą nawyku energicznie poruszała jedną nogą założoną na drugiej. W opartych na blacie restauracyjnego stolika dłoniach tkwił smartfon, na ekranie którego prędko przeskakiwały kolejne twarze, uśmiechające się szeroko z tinderowych zdjęć profilowych. Po tym, jak zeszłego grudnia zakończył się jej dwuletni (najdłuższy!) związek z Eve, nie potrafiła znaleźć sobie nikogo, kto odpowiadałby kryteriom. Problem polegał jednak nie na tym, że brakowało kandydatów, a na tym, że owe kryteria nie były skonkretyzowane, a sama Sadie nie wiedziała wciąż czego chce. Rozstanie z Paxton przebiegło dość dramatycznie i Hillbury długo leczyła się z tej straty, ale dziś rozpowiadała wszem i wobec, że wszystko jest w najlepszym porządku i jedyne, czego pragnie, to korzystać z życia. Odrzucając kolejną osobę w serwisie randkowym, kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę, która weszła właśnie do lokalu. Zablokowała wyświetlacz i uśmiechnęła się promiennie.
- Verde, kochana! - zawołała do siostry, unosząc wysoko rękę, by dostrzegła ją na końcu sali. - Nic się nie zmieniasz, piękna jak zawsze - sprezentowała jej standardowy komplement, który choć brzmiał tanio, to był zgodny z prawdą. Verde była ucieleśnieniem klasycznej urody, pełne usta, radosne spojrzenie, lekkość chodu; Sadie nie mogła wyjść z podziwu jak najmłodsza z ich rodzeństwa rozkwitała każdego dnia. - Mam nadzieję, że dziś nie prowadzisz, bo zamówiłam na początek dzbanek sangrii. NIe wiem czy wyjdziemy stąd, utrzymując pion - zażartowała, puszczając jej porozumiewawcze oczko. Verde sama stwierdziła, że zmianę pracy Sadie należy uczcić, a tej nie trzeba dwa razy powtarzać.
Verde Hillbury
Zarezerwowała jeden ze stolików w pizzerii w centrum miasta. Wahała się początkowo między domem na farmie, lecz to miejsce odpadło z powodu imprezy, jaką organizował tam dziś któryś ze współlokatorów, a klubem w Cairns, ale i ten odpadł ze względu na przeciętne warunki do przeprowadzenia normalnej rozmowy, a przecież na tej najbardziej jej zależało. Lokalna pizzeria wydawała się być idealna, nie tylko ze względu na dostęp do przyzwoitego jedzenia, ale i możliwość przeniesienia się do innego lokalu, kiedy dojdą do wniosku, że ten nie dostarcza im odpowiednio wielu rozrywek.
Wystrojona w jedną z tych swoich zwiewnych sukienek z kwiatowym motywem, przywodzących na myśl lata siedemdziesiąte, siedziała przy stoliku, siłą nawyku energicznie poruszała jedną nogą założoną na drugiej. W opartych na blacie restauracyjnego stolika dłoniach tkwił smartfon, na ekranie którego prędko przeskakiwały kolejne twarze, uśmiechające się szeroko z tinderowych zdjęć profilowych. Po tym, jak zeszłego grudnia zakończył się jej dwuletni (najdłuższy!) związek z Eve, nie potrafiła znaleźć sobie nikogo, kto odpowiadałby kryteriom. Problem polegał jednak nie na tym, że brakowało kandydatów, a na tym, że owe kryteria nie były skonkretyzowane, a sama Sadie nie wiedziała wciąż czego chce. Rozstanie z Paxton przebiegło dość dramatycznie i Hillbury długo leczyła się z tej straty, ale dziś rozpowiadała wszem i wobec, że wszystko jest w najlepszym porządku i jedyne, czego pragnie, to korzystać z życia. Odrzucając kolejną osobę w serwisie randkowym, kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę, która weszła właśnie do lokalu. Zablokowała wyświetlacz i uśmiechnęła się promiennie.
- Verde, kochana! - zawołała do siostry, unosząc wysoko rękę, by dostrzegła ją na końcu sali. - Nic się nie zmieniasz, piękna jak zawsze - sprezentowała jej standardowy komplement, który choć brzmiał tanio, to był zgodny z prawdą. Verde była ucieleśnieniem klasycznej urody, pełne usta, radosne spojrzenie, lekkość chodu; Sadie nie mogła wyjść z podziwu jak najmłodsza z ich rodzeństwa rozkwitała każdego dnia. - Mam nadzieję, że dziś nie prowadzisz, bo zamówiłam na początek dzbanek sangrii. NIe wiem czy wyjdziemy stąd, utrzymując pion - zażartowała, puszczając jej porozumiewawcze oczko. Verde sama stwierdziła, że zmianę pracy Sadie należy uczcić, a tej nie trzeba dwa razy powtarzać.
Verde Hillbury