Obrzuciła Leo sceptycznym spojrzeniem, bo może i brzmiał pewnie w głoszonej przez siebie tezie, to Ginsberg miała nieodparte wrażenie, że gość coś kręci.
-
Jestem ci obojętna w kwestii podobania się, a mimo to się ze mną przespałeś i wydzwaniałeś do mnie, na dodatek nie kasując moich zdjęć, ale to nie znaczy, że jestem ci całkiem obojętna, bo się wkurzasz… Ahaaa… - Pokiwała głową, przeprowadzając tę swoją analizę, która właściwie nie była jej do szczęścia potrzebna, ale zawsze była dobrym pretekstem by - w perspektywie biegania po sklepie w celu uzupełnienia produktów z listy zakupów - jeszcze chwilę nic nie robić. Poza tym Chandra zauważyła, że właściwie tylko wkurzony Specter się do niej uśmiecha, więc czemu miałaby go nie denerwować? Uśmiech, nawet ten złośliwy i zdecydowanie zbyt szeroki, dodawał mu uroku! A skoro byli zdani na siebie jeszcze przez jakiś czas, to wolała obcować z tym ładniejszym chłopakiem, a nie chodzącą chmurą gradową, która i jej psuła humor.
Jęknęła, słysząc jego kolejne
nie, jakby uparł się, że z góry odrzuci wszystkie jej pomysły. Amerykanka nie rozumiała, czemu ludzie tak sobie utrudniają życie. Są kurierzy, dostawcy, a nawet ostatecznie taksówkarze, którzy byliby skłonni dostarczyć rzeczy pod wskazany adres, podczas gdy oni mogliby robić gro innych, o wiele przyjemniejszych, niż macanie wilgotnego opakowania serka homogenizowanego, rzeczy. Pewnie ponownie zaczęłaby to tłumaczyć Specterowi, ale korzystając z okazji, że zniknął jej z oczu, a ten malec wydawał się zainteresowany dorobieniem sobie, wolała skupić się na tym dealu.
Widząc popłoch, który pojawił się na twarzy dzieciaczka, uniosła oczy ku sufitowi, w duchu przeklinając tego typa, który pewnie za pięć sekund wygłosi jej kazanie, że wykorzystuje biedne, niewinne maluszki do swoich celów. Już rozmyślała nad ripostą, już nawet rozchyliła wargi, gdy obracała się w stronę Leonarda… ale ten, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, tym razem jej nie dogadał. Odetchnęła z ulgą, przy okazji zerkając na zegarek. Czasu było coraz mniej, a ona miała jeszcze problem z kilkoma rzeczami z chemii. Dlatego złapała kolejnego dzieciaka, który tym razem wystawił ją do wiatru, zabierając oferowaną mu kasę, a nie przynosząc nic w zamian. Chandra musiała więc biegać po sklepie, ślizgając się na zakrętach, a i tak nie miała wszystkiego.
Dotarła jednak o czasie na dział z odzieżą, sapiąc przy tym jak parowóz. Sięgała właśnie ręką po lusterko, by ocenić, czy się nie rozmazała przez tą bieganinę, gdy niespodziewanie Leo zaczął przykładać do niej jakiś ciuch.
-
Co to jest? Co ty mi ro… - urwała, łapiąc w końcu, do czego zmierza. -
To dla dziewczyny? Serio chcesz jej kupić coś takiego? To takie bure i nijakie… - Zaczęła się rozglądać za czymś bardziej kolorowym i po chwili wpadła jej w oczy malinowa bluza, obszyta srebrną nitką, z wyszytym na piersiach cekinowym kwiatowym wzorkiem. -
O, ta jest lepsza - uznała, podchodząc do wieszaka, by zdjąć tę upatrzoną bluzę, którą oczywiście w pierwszej kolejności przymierzyła. Była bez porównania cieńsza, ale na pewno bardziej kobieca, niż ta zaproponowana przez Spectera. -
Tę weźmiemy! - zdecydowała, powoli zsuwając z siebie materiał. Ciężko westchnęła uświadamiając sobie, że miała właśnie na ramionach coś ze zwykłej sieciówki, ale może jakoś to przełknie, w końcu nie ona ma w tym chodzić. -
Dobra, tę twoją też przymierzę, ale i tak uważam, że moja jest lepsza. No chyba, że bardzo nie lubisz tej całej Stacey - skomentowała, przewracając oczami. Zapięła się pod szyję i obróciła dookoła własnej osi. -
W sam raz na Alaskę - skomentowała złośliwie, bo bluza była naprawdę ciepła, zwłaszcza w perspektywie australijskiego lata. Chandra szybko ją z siebie zdjęła i rzuciła w stronę chłopaka. -
Weźmy obydwie - stwierdziła, uznając, że od przybytku głowa nie boli.
-
Komu my to tak właściwie kupujemy? Twojemu rodzeństwu? Znajomym? - zagaiła, patrząc co jeszcze zostało do wzięcia w tym dziale. -
No bo chyba nie twoim dzieciom? - dopytała łypiąc na ciemnowłosego, uśmiechając się przy tym złośliwie. Mimo, że mu dogryzała, starała się wybierać produkty z górnej półki, najdroższe z oferowanych i takie, które wyglądały na bardziej trwałe od innych, jak chociażby skarpetki, które właśnie oglądała i doczytywała, czy na pewno mają 100% bawełny.
-
Sama nie wierzę, że o to pytam, ale może ty coś chcesz, skoro już tu jesteśmy? Widziałam fajne ciemne dżinsy, które mogłyby nawet uchodzić za eleganckie. Przymierzysz? - zaproponowała, zaraz po tym sięgając wierzchem dłoni do czoła, by upewnić się, że nie ma gorączki. Wydawało jej się, że ma lekko podwyższoną temperaturę, więc mogła czuć się usprawiedliwiona, że w ogóle wyskoczyła z tą propozycją.
Leonard Specter