Z Adrią było mu łatwiej. Brak przywiązania i większych zażyłości odejmował ich nikczemnemu układowi niepotrzebnych trosk, bo nawet w obliczu śmierci Neias nie potrafił odgrywać egocentryka, przejmując się raczej osobami mogącymi sobie z jego odejściem nie poradzić. Nie wyobrażał sobie bowiem przemierzać tych złowrogich korytarzy ze swoją siostrą, zalewającą się gorzkimi łzami czy ojcem rozglądającym się nerwowo na boki, sprawiającym wrażenie, jakby czegoś wzrokiem poszukiwał, choć tak naprawdę ukrywałby tylko swe poczerwieniałe oczy. Albo z matką, chryste, z tą awanturniczą matką, która zuchwale podważałaby słowa lekarza, wietrząc w nich same idiotyczne spiski. Najbardziej jednak obawiał się sytuacji, w której przyszłoby mu mierzyć się z chorobą wraz ze Scarlet, z którą wciąż się chyba kochali, choć nie zamienili słowa od kilku długich miesięcy. A z Benem... Z nim już wszystko było skomplikowane i niepewne, począwszy od tego, że od kilku lat nie było już żadnego
go z Benem. Zbył te rozważania z ciężkim westchnieniem, posyłając swej towarzyszce przelotne spojrzenie przepełnione wdzięcznością za to, że była substytutem wszystkiego, czego strach nie pozwolił mu zrealizować. -
Hm, no to dobrze, że Thompson ma motywację do zachowania tajemnicy lekarskiej - rzucił swobodnie, już całkiem innym tonem niż przedtem; jakby kwestia ta była banalnie prosta i nie do podważenia, jakby zupełnie nie było się czego obawiać. Rozmawiali przecież o tym nieraz, wprowadzając jej nazwisko do systemu tutejszej kliniki, której pacjentką była z nieco innego powodu, niż to każdemu wmawiała, ale doskonale sprawdzało to swoje zadanie. Pokiwał głową na jej sugestię i zatrzymał się na moment, czekając, aż brunetka się do niego nieco cofnie. -
Że też ten twój mąż musi być jednym z najlepszych neurologów w Queensland - westchnął i wywrócił teatralnie oczyma, pozwalając, by niewielki uśmiech zabłąkał się mu na twarzy. -
Ale ze szpitala musimy wyjść, wiesz, tutaj jest pełno chorych i umierających ludzi, a to chyba niezbyt napawa optymizmem - zauważył sceptycznie, rozglądając się nieznacznie. -
No i... słuchaj, a gdybyś to ty naprawdę... No, rozumiesz. To co byś miała na swojej liście priorytetów do zrealizowania? Bo ja jakoś tak... nie wiem, wszystko mi się głupie wydaje. Chcesz zaadoptować kameleona? - rzucił pierwszą lepszą propozycją, jaka przyszła mu do głowy i wreszcie obdarzył ją już pełnym uśmiechem.
adria wainwright