Daddy, i'm home
: 10 sty 2022, 01:43
1
Nie przyszłoby jej do głowy, ze jeszcze kiedyś zobaczy to miasto, którego szczerze nie nawidziła. Nie miała z nim najlepszych wspomnień i czuła się tutaj całkowicie obco. Chicago było jej miejscem na ziemi gdzie miała swoje całe życie i rodzinę, nawet jeśli w tym momencie nienawidziła ic tak samo jak człowieka, do którego musiała przyjechać.
W czasie drogi tutaj miała nawet plan aby wyskoczyć z jadącego samochodu prosto w las, zbudowałaby sobie szałas i żyła jak damska wersja tarzana. Tylko szkoda, że kierowca, który został wynajęty przez jej rodziców został o takim pomyśle uprzedzony bo drzwi były zablokowane. W czasie tej długiej jazdy pod swój dawny rodzinny dom jej matka usilnie próbowała się do niej dodzwonić, niestety Nela za każdym razem odrzucała połączenie. Tym chciała pokazać matce, że jest na nią zła za to jaką cudowną karę wymyśliła. Był to cios poniżej pasa i wszelkiej godności. Skoro ona urwała się od tego mężczyzny to jak może świadomie i z pełną premedytacja pchać tam swoje własne dziecko?
Niestety Cornelia nie miała zbyt wiele do powiedzenia, jej walizki zostały spakowane, a ona sama wsadzona w samolot.
- Miejmy to za sobą. - mruknęła nastolatka stojąc przed drzwiami wejściowymi, dłoń, którą trzymała rączkę od ciemnej walizki momentalnie zaczęła jej się pocić. Stresowała się tym spotkaniem chociaż z drugiej strony miała nadzieję, że stary Buckley już tutaj nie mieszka, a jej matka ma nieaktualne info i z uśmiechem wróci do domu.
Drugą rękę uniosła w kierunku dzwonka, nacisnęła go kilka razy i zrobiła krok w tył o mało co nie zabijając się o jeden ze swoim bagaży. Było to dla niej śmieszne, że całe jej dotychczasowe życie zmieściło się w dwóch wielkich czarnych walizkach na cholernych kółkach.
- Niespodzianka! - krzyknęła z ironią doskonale słyszalną w głosie i rozłożyła szeroko ręce machając rękami. Na jej twarzy dostrzec było można szeroki, ale bardzo mocno sztuczny i wymuszony uśmiech.
Hutch Buckley
Nie przyszłoby jej do głowy, ze jeszcze kiedyś zobaczy to miasto, którego szczerze nie nawidziła. Nie miała z nim najlepszych wspomnień i czuła się tutaj całkowicie obco. Chicago było jej miejscem na ziemi gdzie miała swoje całe życie i rodzinę, nawet jeśli w tym momencie nienawidziła ic tak samo jak człowieka, do którego musiała przyjechać.
W czasie drogi tutaj miała nawet plan aby wyskoczyć z jadącego samochodu prosto w las, zbudowałaby sobie szałas i żyła jak damska wersja tarzana. Tylko szkoda, że kierowca, który został wynajęty przez jej rodziców został o takim pomyśle uprzedzony bo drzwi były zablokowane. W czasie tej długiej jazdy pod swój dawny rodzinny dom jej matka usilnie próbowała się do niej dodzwonić, niestety Nela za każdym razem odrzucała połączenie. Tym chciała pokazać matce, że jest na nią zła za to jaką cudowną karę wymyśliła. Był to cios poniżej pasa i wszelkiej godności. Skoro ona urwała się od tego mężczyzny to jak może świadomie i z pełną premedytacja pchać tam swoje własne dziecko?
Niestety Cornelia nie miała zbyt wiele do powiedzenia, jej walizki zostały spakowane, a ona sama wsadzona w samolot.
- Miejmy to za sobą. - mruknęła nastolatka stojąc przed drzwiami wejściowymi, dłoń, którą trzymała rączkę od ciemnej walizki momentalnie zaczęła jej się pocić. Stresowała się tym spotkaniem chociaż z drugiej strony miała nadzieję, że stary Buckley już tutaj nie mieszka, a jej matka ma nieaktualne info i z uśmiechem wróci do domu.
Drugą rękę uniosła w kierunku dzwonka, nacisnęła go kilka razy i zrobiła krok w tył o mało co nie zabijając się o jeden ze swoim bagaży. Było to dla niej śmieszne, że całe jej dotychczasowe życie zmieściło się w dwóch wielkich czarnych walizkach na cholernych kółkach.
- Niespodzianka! - krzyknęła z ironią doskonale słyszalną w głosie i rozłożyła szeroko ręce machając rękami. Na jej twarzy dostrzec było można szeroki, ale bardzo mocno sztuczny i wymuszony uśmiech.
Hutch Buckley