I’m a girl of thunder, wishin’ all the world away
: 02 sty 2022, 15:54
Była zmęczona.
Psychika panny Clark zwyczajnie miała dość tej całej sprawy z postrzeleniem, skutkującej niezwykle wielkim zamieszaniem. I o ile fakt, że obecnie mieszkała ze swoim chłopakiem pozostając pod jego czujnym okiem uznawała za niezwykle przyjemny, tak ból, uciążliwe ciągnięcie w boku oraz fakt, iż musiała zadecydować co zrobić z tym, iż sprawa wylądowała na policji wyjątkowo nie przypadły jej do gustu. Miała nadzieję, że rozmowa ze specyficznym sąsiadem mającym za sobą staż w AFP pomoże jej znaleźć trzecie rozwiązanie, jakiś złoty środek który wniesie coś do jej rozważań, ta jednak po za kilkoma informacjami przyniosła jedynie rozczarowanie oraz falę niechcianych emocji. Nic więc też dziwnego, że gdy tylko Buchinsky zniknął z pola widzenia, Audrey wraz z dwoma psiakami zniknęła za drzwiami domu. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy opadła na miękką kanapę, wtulając się w miękką sierść towarzyszącej jej Boo, z Lucky’m opartym gdzieś o jej nogi. Okłady z ukochanych zwierzaków (a Boo bardzo szybko znalazła drogę do jej serca) zawsze pomagały ukoić naruszone nerwy, teraz objawiające się nieprzyjemnym bólem plączącym się gdzieś po jej głowie wraz ze zwyczajnym rozbiciem. Bo Audrey Bree Clark nie miała najmniejszego pojęcia, jak to wszystko rozegrać. Nie mówiła o tym głośno, wpierw chcąc zebrać wszystkie informacje aby mieć pełen pogląd sytuacji czuła się jednak rozdarta między poczuciem sprawiedliwości a tym, że nadal chodziło o jej ojca. I o ile nie miała zamiaru w najbliższym czasie wybaczyć mu paskudnego czynu, nie chciała aby skończył za kratkami, sprowadzając rodzinną farmę na prostą drogę do upadku - ona miała już dość swoich obowiązków. Niewiele myśląc wyjęła telefon aby zadzwonić do dziadka, mającego być ostatnią osobą, która mogłaby przekazać jej jakiekolwiek, dodatkowe informacje pomocne przy znalezieniu pełnego wachlarza rozwiązań. Rozmawiała z nim przez chwilę, cały czas sunąc smukłymi palcami po futrze uroczej Boo. I dopiero dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że jej uwaga powędrowała w kierunku innym niż rozmowa, a brązowe oczęta powędrowały w stronę mężczyzny wchodzącego do domu.
- Wyślij mi do niego numer, dobrze? Tak, ja ciebie też, zdzwonimy się niedługo… - Pożegnała się z dziadkiem, by odłożyć telefon na stolik. Brązowe oczęta nadal szkliły się delikatnie, a mimo to kąciki ust panienki Clark uniosły się odrobinę ku górze na widok pana Ashworth. Na chwilę mocniej owinęła ramiona wokół lablatorki, by po tym wypuścić ją z objęć, aby mogła przywitać się ze swoim panem. - Masz ochotę na kawę? - Spytała, ostrożnie podnosząc się z kanapy. Grymas bólu pojawił się na delikatnej buzi gdy szwy pociągnęły nieprzyjemnie, wywołując porcję bólu. Jeszcze tylko kilka dni… przeszło jej przez myśl, gdy wstała by przejść do kuchni i wstawić ekspres na kawę, po drodze przelotnie muskając ustami jego policzek. Sama była zaskoczona tym, jak szybko przyszło jej zadowomowić się na farmie swojego chłopaka, z dnia na dzień czując się w tym miejscu coraz lepiej i to nie tylko przez towarzystwo uroczych, puchatych alpak. Z jednej z szafek wyjęła leki przeciwbólowe, aby wsunąć dwie pastylki do ust i popić wodą. - Skończyłeś na dziś czy jeszcze coś ci zostało, kochanie? - Kolejne pytanie powędrowało w jego stronę gdy oparła się o jedną z szafek. Zmęczenie zapewne odbijało się odrobinę na jej buzi, tak samo jak resztki bólu. Szczerze chciała opowiedzieć mu o tym, czego przyszło się jej dowiedzieć i podzielić się wątpliwościami, nie była jednak pewna, od czego powinna zacząć. Kawa więc i jego część dnia zdawały się być dobrym początkiem.
Jebbediah Ashworth
Psychika panny Clark zwyczajnie miała dość tej całej sprawy z postrzeleniem, skutkującej niezwykle wielkim zamieszaniem. I o ile fakt, że obecnie mieszkała ze swoim chłopakiem pozostając pod jego czujnym okiem uznawała za niezwykle przyjemny, tak ból, uciążliwe ciągnięcie w boku oraz fakt, iż musiała zadecydować co zrobić z tym, iż sprawa wylądowała na policji wyjątkowo nie przypadły jej do gustu. Miała nadzieję, że rozmowa ze specyficznym sąsiadem mającym za sobą staż w AFP pomoże jej znaleźć trzecie rozwiązanie, jakiś złoty środek który wniesie coś do jej rozważań, ta jednak po za kilkoma informacjami przyniosła jedynie rozczarowanie oraz falę niechcianych emocji. Nic więc też dziwnego, że gdy tylko Buchinsky zniknął z pola widzenia, Audrey wraz z dwoma psiakami zniknęła za drzwiami domu. Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy opadła na miękką kanapę, wtulając się w miękką sierść towarzyszącej jej Boo, z Lucky’m opartym gdzieś o jej nogi. Okłady z ukochanych zwierzaków (a Boo bardzo szybko znalazła drogę do jej serca) zawsze pomagały ukoić naruszone nerwy, teraz objawiające się nieprzyjemnym bólem plączącym się gdzieś po jej głowie wraz ze zwyczajnym rozbiciem. Bo Audrey Bree Clark nie miała najmniejszego pojęcia, jak to wszystko rozegrać. Nie mówiła o tym głośno, wpierw chcąc zebrać wszystkie informacje aby mieć pełen pogląd sytuacji czuła się jednak rozdarta między poczuciem sprawiedliwości a tym, że nadal chodziło o jej ojca. I o ile nie miała zamiaru w najbliższym czasie wybaczyć mu paskudnego czynu, nie chciała aby skończył za kratkami, sprowadzając rodzinną farmę na prostą drogę do upadku - ona miała już dość swoich obowiązków. Niewiele myśląc wyjęła telefon aby zadzwonić do dziadka, mającego być ostatnią osobą, która mogłaby przekazać jej jakiekolwiek, dodatkowe informacje pomocne przy znalezieniu pełnego wachlarza rozwiązań. Rozmawiała z nim przez chwilę, cały czas sunąc smukłymi palcami po futrze uroczej Boo. I dopiero dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że jej uwaga powędrowała w kierunku innym niż rozmowa, a brązowe oczęta powędrowały w stronę mężczyzny wchodzącego do domu.
- Wyślij mi do niego numer, dobrze? Tak, ja ciebie też, zdzwonimy się niedługo… - Pożegnała się z dziadkiem, by odłożyć telefon na stolik. Brązowe oczęta nadal szkliły się delikatnie, a mimo to kąciki ust panienki Clark uniosły się odrobinę ku górze na widok pana Ashworth. Na chwilę mocniej owinęła ramiona wokół lablatorki, by po tym wypuścić ją z objęć, aby mogła przywitać się ze swoim panem. - Masz ochotę na kawę? - Spytała, ostrożnie podnosząc się z kanapy. Grymas bólu pojawił się na delikatnej buzi gdy szwy pociągnęły nieprzyjemnie, wywołując porcję bólu. Jeszcze tylko kilka dni… przeszło jej przez myśl, gdy wstała by przejść do kuchni i wstawić ekspres na kawę, po drodze przelotnie muskając ustami jego policzek. Sama była zaskoczona tym, jak szybko przyszło jej zadowomowić się na farmie swojego chłopaka, z dnia na dzień czując się w tym miejscu coraz lepiej i to nie tylko przez towarzystwo uroczych, puchatych alpak. Z jednej z szafek wyjęła leki przeciwbólowe, aby wsunąć dwie pastylki do ust i popić wodą. - Skończyłeś na dziś czy jeszcze coś ci zostało, kochanie? - Kolejne pytanie powędrowało w jego stronę gdy oparła się o jedną z szafek. Zmęczenie zapewne odbijało się odrobinę na jej buzi, tak samo jak resztki bólu. Szczerze chciała opowiedzieć mu o tym, czego przyszło się jej dowiedzieć i podzielić się wątpliwościami, nie była jednak pewna, od czego powinna zacząć. Kawa więc i jego część dnia zdawały się być dobrym początkiem.
Jebbediah Ashworth