: 03 sie 2023, 18:42
Po raz ostatni dopuścił rozsądek do głosu w chwili, gdy usłyszał, że się zaręczyła.
Inaczej — dopuścił rozsądek do głosu i rzeczywiście posłuchał, co ma do powiedzenia. Zaręczyła się. Zakochała się. I gotowa była powiedzieć „tak”, na dobre i na złe. Dotarło do niego, choć nie dokładnie w tamtej chwili, wiedział to już wcześniej, ale jakby ostatecznie dotarło, że cokolwiek było między nimi, jest przeszłością. Jej przeszłością. I jedyne co mu pozostało, to zrobić to samo — ruszyć do przodu. Zamiast tego, tkwił w miejscu, dokładnie tym samy, gdzie sześć lat temu.
Słysząc jej kolejne słowa, nie mógł się powstrzymać, parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową, ale nie zamierzał podejmować tego tematu. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, której powinna ufać, a przynajmniej tego powinno nauczyć ją doświadczenie, prawda? Użyła jednak słowa „mechanik”, a on naprędko uczepił się tego słowa, by nie pozwolić natrętnym myślom wybiec w złym kierunku.
Momentami nie rozumiał, naprawdę nie rozumiał, jak mogła być dla niego taka… miła. Zwyczajnie, po ludzku miła. Jej uśmiech wydawał się szczery, zresztą, zawsze taki był — w jego oczach nie zmieniła się ani trochę. I doskonale pamiętał tamtą pełną niezręczności rozmowę, gdy obiecali sobie, że zachowają się jak dorośli i spróbują — z naciskiem na spróbują z jego strony — zostać przyjaciółmi. Nie wyobrażał sobie tego ani wtedy, ani nigdy, nie po tym, jak ją potraktował… a właściwie, traktował całymi miesiącami, po tym, co powiedział, gdy przemawiał przez niego głód i ból, którego w żaden sposób nie potrafił uśmierzyć. I nie, nie miał dla siebie wytłumaczenia, żałował każdego słowa.
I dlatego z trudem potrafił wytrzymać jej spojrzenie przez dłużej niż kilka sekund, zwłaszcza, gdy uśmiechała się w ten sposób, tak jakby nic się nie zmieniło… Gdy pochyliła się, by zajrzeć do środka auta, a jej twarz znalazła się zaledwie kilkanaście centymetrów od jego, kątem oka mimowolnie zerknął w jej stronę, na ułamek sekundy, zatrzymując wzrok na jej ustach, jednak w porę przywołał się do porządku, dokładnie w chwili, gdy przeniosła wzrok z deski rozdzielczej na jego twarz.
— Mogło być gorzej — odparł, unosząc kącik ust w nieco krzywym uśmiechu. Jak prawdziwy mechanik, nie powie nic, póki nie sprawdzi, prawda? Nie zamierzał jednak mówić jej, że przyjechała w ostatniej chwili, by musiała czuć się zobowiązana, czy… cokolwiek innego. Jeszcze raz przekręcił kluczyk w stacyjce, by kontroli zgasły i zapali się ponownie. — Chyba wiem w czym rzecz, ale może będziesz musiała wpisać go na listę do przeszczepu — rzucił, w ramach żartu o cierpiącym pacjencie, ale uśmiech na jego ustach nieco zbladł, gdy odruchowo zerknął w jej stronę i napotkał jej spojrzenie. I nie byłby w stanie powiedzieć, czy trwało to kilka sekund, czy dłużej, ale…
Dzięki Bogu za ten telefon!
Gdy odsunęła się od samochodu, by zerknąć na telefon, wykorzystał tę chwilę, by się ogarnąć, inaczej tego nie ujmę, i przypomnieć sobie, że… jest mężatką. Tak.
— Nie odbierzesz? — zapytał, puszczając mimo uszu jej pytanie i zerknął znacząco na jej telefon. Nie mógł wiedzieć, że to jej mąż, ale w tej chwili właśnie to sobie wmówił, by nie zapomnieć o obrączce na jej palcu. W międzyczasie, schylił się, by sięgnąć do dźwigni odblokowującej maskę, a gdy ta ustąpiła, wysiadł z samochodu. — Kontrolka świecy żarowej. Oznacza przepalone świece… albo dziesięć innych rzeczy — mruknął, wzruszając lekko ramionami i otworzył maskę. I znowu wrócił ten oficjalny ton…
Leannie Headley
Inaczej — dopuścił rozsądek do głosu i rzeczywiście posłuchał, co ma do powiedzenia. Zaręczyła się. Zakochała się. I gotowa była powiedzieć „tak”, na dobre i na złe. Dotarło do niego, choć nie dokładnie w tamtej chwili, wiedział to już wcześniej, ale jakby ostatecznie dotarło, że cokolwiek było między nimi, jest przeszłością. Jej przeszłością. I jedyne co mu pozostało, to zrobić to samo — ruszyć do przodu. Zamiast tego, tkwił w miejscu, dokładnie tym samy, gdzie sześć lat temu.
Słysząc jej kolejne słowa, nie mógł się powstrzymać, parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową, ale nie zamierzał podejmować tego tematu. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, której powinna ufać, a przynajmniej tego powinno nauczyć ją doświadczenie, prawda? Użyła jednak słowa „mechanik”, a on naprędko uczepił się tego słowa, by nie pozwolić natrętnym myślom wybiec w złym kierunku.
Momentami nie rozumiał, naprawdę nie rozumiał, jak mogła być dla niego taka… miła. Zwyczajnie, po ludzku miła. Jej uśmiech wydawał się szczery, zresztą, zawsze taki był — w jego oczach nie zmieniła się ani trochę. I doskonale pamiętał tamtą pełną niezręczności rozmowę, gdy obiecali sobie, że zachowają się jak dorośli i spróbują — z naciskiem na spróbują z jego strony — zostać przyjaciółmi. Nie wyobrażał sobie tego ani wtedy, ani nigdy, nie po tym, jak ją potraktował… a właściwie, traktował całymi miesiącami, po tym, co powiedział, gdy przemawiał przez niego głód i ból, którego w żaden sposób nie potrafił uśmierzyć. I nie, nie miał dla siebie wytłumaczenia, żałował każdego słowa.
I dlatego z trudem potrafił wytrzymać jej spojrzenie przez dłużej niż kilka sekund, zwłaszcza, gdy uśmiechała się w ten sposób, tak jakby nic się nie zmieniło… Gdy pochyliła się, by zajrzeć do środka auta, a jej twarz znalazła się zaledwie kilkanaście centymetrów od jego, kątem oka mimowolnie zerknął w jej stronę, na ułamek sekundy, zatrzymując wzrok na jej ustach, jednak w porę przywołał się do porządku, dokładnie w chwili, gdy przeniosła wzrok z deski rozdzielczej na jego twarz.
— Mogło być gorzej — odparł, unosząc kącik ust w nieco krzywym uśmiechu. Jak prawdziwy mechanik, nie powie nic, póki nie sprawdzi, prawda? Nie zamierzał jednak mówić jej, że przyjechała w ostatniej chwili, by musiała czuć się zobowiązana, czy… cokolwiek innego. Jeszcze raz przekręcił kluczyk w stacyjce, by kontroli zgasły i zapali się ponownie. — Chyba wiem w czym rzecz, ale może będziesz musiała wpisać go na listę do przeszczepu — rzucił, w ramach żartu o cierpiącym pacjencie, ale uśmiech na jego ustach nieco zbladł, gdy odruchowo zerknął w jej stronę i napotkał jej spojrzenie. I nie byłby w stanie powiedzieć, czy trwało to kilka sekund, czy dłużej, ale…
Dzięki Bogu za ten telefon!
Gdy odsunęła się od samochodu, by zerknąć na telefon, wykorzystał tę chwilę, by się ogarnąć, inaczej tego nie ujmę, i przypomnieć sobie, że… jest mężatką. Tak.
— Nie odbierzesz? — zapytał, puszczając mimo uszu jej pytanie i zerknął znacząco na jej telefon. Nie mógł wiedzieć, że to jej mąż, ale w tej chwili właśnie to sobie wmówił, by nie zapomnieć o obrączce na jej palcu. W międzyczasie, schylił się, by sięgnąć do dźwigni odblokowującej maskę, a gdy ta ustąpiła, wysiadł z samochodu. — Kontrolka świecy żarowej. Oznacza przepalone świece… albo dziesięć innych rzeczy — mruknął, wzruszając lekko ramionami i otworzył maskę. I znowu wrócił ten oficjalny ton…
Leannie Headley